|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-04-2021, 02:07 | #251 |
Reputacja: 1 | Angestag (7/8); Zmierzch; "Stara Adele"; Zbór; kultyści Część wspólna To w jaki sposób duma i satysfakcja wyrysowana na twarzy Silnego po tym jak ogłosił to czego dokonał wraz z Egonem znikała zmieniając się w złość i gorycz kiedy to głos zabrała Łasica, sprawiło Versanie nie lada przyjemność. Nie dała jednak tego po sobie poznać. W momencie kiedy tylko wychowanka ulic skończyła swoją kwestię a Szef czekał aż głos zabierze, któryś z pozostałych uczestników zboru wdowa wstała biorąc przy tym kilka głębokich wdechów. To milczące spojrzenie dobiegające spod maski Szega każdorazowo powodowało pojawienie się na jej karku gęsiej skórki. - Kontynuując myśl Łasicy. To tak. Coś udało nam się załatwić i myślę, że powoli układa mi się to wszystko w całość. To znaczy, że mam już ogólny zarys tego jak byśmy mogli naszą bidulinkę wydostać z tych kazamatów. - mówiła zdecydowanie skromniejszym tonem aniżeli Silny, który wręcz przechwalał się jak kilkuletni chłopiec chcący zabłysnąć w oczach rówieśników - Ale po kolei. - Ver więc krok po kroku zaczęła objaśniać skąd i do kogo dostała cynka oraz co potrafią nowo poznani “kontrahenci”. Nie pominęła, żadnego szczegółu. - Nie ukrywam, że słysząc to jak daleko w trzewia kazamat jesteśmy w stanie się dostać mocno się ucieszyłam. - przyznała - Musiałam jednak ochłonąć i wszystko raz jeszcze przekalkulować. Biorąc pod uwagę wszelkie za i przeciw. Jest jednak jedna rzecz, na którą odpowiedzi udzielić sobie sama nie potrafiłam. - jej twarz przybrałą wyraźnie smutniejszego odcieniu - Czy biorąc pod uwagę iż jesteśmy w stanie przekazać osadzonej jakiegoś grypsa lub coś niewielkich rozmiarów. To czy mogłoby to być coś takiego co pozwoliłoby jej samej stamtąd się wydostać? - spytała mierząc pytającym spojrzeniem to Starszego to Aarona, który jako jedyny spośród “szeregowych” miał pojęcie o magi i aspektach z nią związanymi. - Za wcześnie i zbyt niejasna sytuacja by planować takie rzeczy. - głos zabrał Starszy gdy Versana skończyła mówić. - Zacznijmy od małych kroczków. Na początek albo przez Łasicę albo innymi sposobami po prostu spróbujmy odnaleźć gdzie ją trzymają. I skontaktować się z nią. Że wiemy o niej i jesteśmy blisko. Nie wiadomo czy ona będzie w stanie przekazać nam jakąś odpowiedź. Ale na początek trzeba ją odnaleźć. Te kazamaty to kawał zamku do przeszukania. - mistrz widocznie preferował działanie krok po kroku. Zwłaszcza, że jak na razie to niewiele wiedzieli o samych kazamatach. Łasica dopiero po Festag miała zacząć pracę w kuchni a do tej pory tylko Egon i Silny byli poza murami. I to na bardzo ograniczonej i kontrolowanej przestrzeni. Nie było więc wiadomo co się kryje w tych lochach wewnątrz ponurej bryły budynku. Podobnie jak kilka chwil wcześniej Silny tak teraz Ver dostała przysłowiowym kubłem zimnej wody po głowie. Niby cieszyło ją uznanie jej zasług przez samego Mistrza. Z drugiej jednak strony nieco zasmuciło to iż nawet nie chciał wysłuchać zarysu jej planu. No ale on tu dowodził. Nie było więc odstępstw od jego woli. - Będzie jak rozkażesz. - odparła potulnie chyląc karku - Z pozostałych ciekawostek tyczących się sprawy ogółu. - postanowiła podzielić się jeszcze innymi informacjami - Jutro zamierzam wybrać się na cmentarz by bliżej poznać tego całego Buldoga. - uniosła głowę ponownie spoglądając wprost w dwa ciemne otwory w masce szefa za którymi powinny kryć się oczy - Wieczorem zaś zostałam zaproszona na rendez vous przez samego porucznika Finka. - dodała. - Widzę, że działasz wielotorowo moje dziecko. Dobrze, bardzo dobrze. Życzę ci owocnych tych spotkań oby przysłużyły się twoim i naszym planom. - powiedział zamaskowany mężczyzna tonem aprobaty dla takiej inicjatywy młodszej koleżanki. Versana kiwnęła tylko głową w podzięce za docenienie jej zasług. - Jakieś dalsze rozkazy? - zapytała - Zająć się napisaniem grypsu dla naszej siostry uwięzionej w lochach czy ty się tym Starszy zajmiesz? - zapytała chcąc znaleźć dla siebie jakieś odpowiednie zadanie - Bo prawdę powiedziawszy nie wiem czy jestem w stanie coś więcej w chwili obecnej uczynić. Skoro ze swoim planem mam się wstrzymać. - No już, bez tego obrażania się poproszę. - Starszy odpowiedział nieco rozbawionym tonem kładąc dłoń na ramieniu rozmówczyni. - Myślę, że jak tak wam się nieźle współpraca z Łasicą układa i ona ma być tam w środku to chyba jesteś odpowiednią osobą aby mieć pieczę nad tą operacją. Po prostu najpierw musimy odnaleźć tą naszą uwięzioną siostrę. I dopiero wtedy będzie można coś jej przesłać. Na początek ot, zwykłe pomachanie rączką by dodać jej otuchy, że już jesteśmy blisko. Nic szczególnego. Nie chcę wam wiązać rąk szczegółowymi nakazami bo nie wiadomo co, kiedy i w jakich okolicznościach się dowiemy. Więc ci co będą na miejscu i bliżej miejsca akcji być może będą musieli działać na bieżąco. - wyjaśnił mistrz który widocznie uważał, że skoro nie wiedzą w które drzwi w tym wielkim zamku trzeba pukać to nie bardzo jest sens kłopotać się pisaniem jakichś grypsów. A w tej chwili poza tym, że owa kobieta jest gdzieś w kazamatach to niewiele więcej było wiadomo. Ver uniosła tylko kąciki ust na taką interpretację jej słów ze strony Szefa. - W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak czekać. - odparła wiedząc iż teraz akcja przenosi się raczej za mury kazamat a wstęp mieli tam tylko nieliczni - Mam więc czas by owinąć sobie tego Buldoga wokół palca. - wyszczerzyła ząbki wskazując czym teraz zamierza się zająć. |
22-04-2021, 04:08 | #252 |
Reputacja: 1 | Angestag (7/8); Wieczór; “Stara Adele”; Zbór; Versana, Vasilij; Egon; Strupas; Aaron; Sebastian; Łasica Silny wędrował u boku Starszego wysłuchując jego uwag i wskazówek apropos zeszłego jak i nadchodzącego tygodnia. Każdego z kultystów czekała taka osobista pogadanka z Mistrzem ich zgromadzenia. Każdego według wewnętrznej hierarchii. Czas, w którym po pokładzie dreptał najsilniejszy z ich druzyny wraz z najmądrzejszym. Pozostali wyznawcy Mrocznych Potęg postanowili poświęcić na małą naradę. - Udało mi się porozmawiać z Czarnym na temat tych napadów. - podjęła rozmowę zajmując miejsce po prawicy Vasa - Kazał wyczekiwać dzwona. - wyjaśniła termin i okoliczności w których ów dzwon ratuszowy miał dzwonić zwiastując zielone światło na działanie w temacie tajemniczych napaści na dziewczynki - Przyznał też iż sam pracuję nad tą sprawą. Stwierdziłam jednak iż najlepiej będzie spotkać się z nim twarzą w twarz i wtedy dogadać szczegóły tej całej obławy. - dodała wskazując iż sama nie czuje się w mocy sprawczej aby podejmować takie decyzje a bawić się w łączniczkę nie miała czasu i sił. Z resztą Cichy i Czarny reprezentowali ciemną stronę miasta więc powinni raczej znaleźć wspólny język i dojść do porozumienia. “Cichy” tylko się uśmiechnął. - Ta cała zgoda to taki pic na wodę zdajesz sobie sprawę? Gość morduje panienki na mieście jak popadnie bez schematu który wpisywałby się w standardowe porachunki. Zabicie go to zdjęcie “Czarnemu” problemu z barków. Zanim pojedziemy do niego i zaczniemy wygadywać nie wiadomo co może przedyskutujmy to w większym gronie. - Vasilij zawołał Strupasa i Egona. - Panowie taka luźna sprawa powiedziałbym. Na mieście ktoś krąży i zabija samotne kurtyzany. Pewnie o sprawie słyszeliście. Chcemy się z Ver tym zająć ale chciałbym przedyskutować co myślicie. Niejaki “Czarny” który pełni rolę nadzorczą w półświatku uważa, że to jakiś nowy gracz. Zwraca na siebie uwagę potem wysunie żądania… Standardowo takich nowych co wchodzą z butami w interesy najpierw próbuje się zastraszyć lub dogadać. Ten ktoś jednak pozostaje anonimowy nic nie mówił i zabrnął dość daleko w konflikt. Najłatwiej byłoby go zabić i pewnie do tego ta cała obława będzie zmierzać. Tylko - podrapał się po brodzie - to może być ktoś podobny do nas. Zamierzam pomówić o nim ze Starszym. Brakuje mi motywu do zabijania tych kurtyzan. Może uznał je za łatwy cel a chodzi o przelewanie krwii. Może to nasz a może zwykły szaleniec. Trzeba by sprawę zbadać. Wiecie coś w temacie? Słyszeliście coś na ulicach? Przychodzi wam coś do głowy? - Herszt przemytników delikatnie zarysował temat wciągając więcej osób do rozmowy. Za mało wiedzieli, żeby podejmować decyzje. Lepiej było zgłębić temat. - Jest licho na ulicach, co grasuje i zabija kurwy - zgodził się Egon. - Szukam, bo zdążył zacukać znajomą mojej dobrej znajomej. Czy jest to w istocie byle drab, co by chciał złota żądać za wtyki miejskie, ośmielam się wątpić, bo widziałem, ja to coś zabija i to nie wygląda na do końca rany, które może zadać byle rzezimieszek albo rozeźlony papa. Tacy to raczej gracko kozikiem chlaszczą po gardłach i po sprawie. Trupa widziałem i wyglądał na coś więcej niż chłopa z kozikiem. - Założywszy, że gadamy o tym samym. We wszystkich przypadkach tego, co szukam, była sprawa, gdzie zabijał młode kobiety na ulicy. Rozpocząłem się już rozglądać za tym delikwentem. Gadają, że to wampir jest, ale któż tam prostych chłopów poważnie weźmie. - Kilka dni temu też ponoć jakiś wariat zbiegł z hospicjum. - dodała przypominając sobie jaką panikę wśród dobrze urodzonych panienek wzbudził ten dezerter - Przyznam jednak, że do głowy przyszło mi coś jeszcze. - zadumała - To tylko jednak luźna sugestia. - zaznaczyła - Wszak coś krąży po kanałach. Napady zaś odbywają się pod osłoną nocy. Może ten stworek po prostu wyczekuje ciemnej pory dnia aby wynurzyć się spod ziemi i zaatakować? Ciekawi mnie też to czy wokół ran Aaron byłby w stanie stwierdzić jakąś magię. Widzi on różne rzeczy, których nasze oczy nie dostrzegają. - wspomniała o byłym magistrze kolegium - No i jeżeli to kurtyzany. To może i Sebastian coś wie. Jest wszak cyrulikiem w najuboższej części miasta. - rzuciła kolejnym imieniem ich wspólnego znajomego. Egon wzruszył ramionami. - Popytać warto, ja będę gadał z jedną, co ponoć to przeżyła - rzekł, przypominając sobie smugę krwi na ścianie w kanałach. - Na razie nie mam żadnego konkretu, żeby rzec, skąd mógł przyjść. Ale to pewnie nie wariat z hospicjum, bowiem sprawa ciągnie się już przeszło miesiąc. - Ja nic wielkiego nie słyszałam o jakichś mordach. Ale jeśli coś jest na rzeczy i Czarny mówi, że coś wie to chyba warto poczekać aby z nim pogadać. Jak mówił o tych dzwonach jutro to pewnie coś sprawdza albo czeka na wiadomość z takiego sprawdzania. A Starszemu można wspomnieć. Zawsze warto posłuchać co mistrz mówi, on wiele rzeczy wie. - Łasica wzruszyła ramionami jakby nie miała przekonania do jakichś masowych mordów koleżanek z branży. Ale skoro padło nazwisko Czarnego to radziła z nim pogadać co wie na ten temat. - A jak Czarny ogłosi ten sezon na polowanie to rzadko się zdarza. To oznacza, że albo to ktoś kompletnie spoza branży albo ktoś ostro się zbiesił. - dodała co jej podpowiada uliczne doświadczenie w tym temacie. - Ja też nic nie słyszałem. Znaczy to, że ludzie umierają to tak. Albo, że kogoś zaciukali. Ale to norma. Póki nie chodzi o jakiś bogaczy to nami, biedakami, nikt się nie przejmuje. Możemy padać tuzinami i wszystkim to zwisa. - Strupas dorzucił swoje nie ukrywając goryczy żebraka i przedstawiciela miejskiej biedoty. - Opowiem o tym Starszemu a potem z Ver pogadamy ze Starszym. Pomyślmy czy idzie jakoś gościa wytropić. Na żebraków na ulicach mało kto uwagę zwraca. Ten ktoś powinien rzucać się w oczy, może to jakiś mutant. Wariat wychodzący z kanałów. Gdyby szukać kogoś kto wie coś o nim to tylko ta dziewczyna która przeżyła - spojrzał na Egona - mógłbyś nas informować na bieżąco? Ewentualnie żebracy właśnie… - Vasilij nie był jednak ekspertem w ich dziedzinie więc spojrzał ponownie na Strupasa. - Popytasz sądzisz, że mogą coś wiedzieć? - upewnił się u współwyznawcy. Nim śmierdzący niczym zgniłe mięso garbus zabrał głos Ver wtrąciła jeszcze swoje trzy grosze. - Tak jak mówiłam. Moje dziewczynki mogą być przynętą. - przypomniała - Musielibyśmy mieć jednak na nie szczególne uważanie. Sporo mnie kosztowały i chciałabym mieć z nich jeszcze pożytek. - Mogę popytać po znajomych. - garbus wzruszył ramionami dość obojętnym tonem. - Jak chcesz mieć używanie i pożytek ze swoich dziewczynek to ci odradzam brać na na przynętę w jakiejkolwiek sprawie. - odparła krótko Łasica na ostatni komentarz przyjaciółki. Ver spojrzała na ich młodego kolegę będącego cyrulikiem. Gdy ich wzrok spotkał się ta lekkim skinieniem głowy zaprosiła go do wspólnej pogadanki. - Sebastianie. Pozwól do nas. - swój gest poparła kilkoma słowami - Sprawa jest apropos ataków na dziewczynki. Wiadomo ci coś więcej na ten temat? - postanowiła wyjść z inicjatywą i spytać kolegę, który wszak mógłby być w posiadaniu jakiś ciekawych informacji a propos trapiące ich sprawy. - Tak jakby coś mi się obiło o uszy. - przytaknął młody żak jaki przysiadł się po drugiej stronie stołu. - Jedna z dziewczynek mojej znajomej została zaatakowana. Tydzień, może dwa temu. Już nie pamiętam zbyt dokładnie. W każdym razie przeżyła i byłem u niej raz, pozszywałem ją i chyba żyje. Szczerze mówiąc nie interesowałem się nią za bardzo. Co chwila ktoś tnie jakąś dziwkę. - wzruszył ramionami na znak, że jakoś tamten wypadek nie zrobił na nim większego wrażenia i chyba podszedł do niego rutynowo. - I był jeszcze jeden podobny wypadek pod koniec zeszłego roku. Czyli teraz to już z miesiąc temu. Jakiś typ wynajął dziewczynkę do pokoju i strasznie ją pociął. Potem wyszedł a jak się zorientowali, że ona nie schodzi i poszli na górę to wszędzie była krew. Jakoś przeżyła ale w rany wdało się zakażenie. Dogorywała jak mnie do niej wezwali. Chodziłem do niej codziennie przez tydzień. No i w końcu wyszła z tego. - Sebastian streścił jakie to miał ostatnio doświadczenia w sprawie ataków na młode kobiety. - O którym zamtuzie mowa? - zapytala przypominajac sobie o Olenie - Jest jakiś wspólny mianownik łączący ofiary? Kolor włosów, pochodzenie, cokolwiek? - Obie były młodymi kobietami. I to chyba tyle co je łączy. - odparł po chwili zastanowienia młody cyrulik. - Ta z gorączką to jedna z kelnerek “U Leopolda”. No ale można ją wynająć też na godziny jako dziwkę. Jak wyzdrowiała to przestałem do niej przychodzić to nie wiem co u niej teraz. A ta druga co ją znaleziono na ulicy to Rabi. Ona robi dla Schwartza ale szczerze mówiąc nie bardzo wiem gdzie. - cyrulik odparł co wiedział na temat owych zaatakowanych kobiet. - Dobrze więc by było abyś postarał dowiedzieć się coś więcej na ten temat. - poleciła młodszemu od siebie koledze - Ja zaś porozmawiam z dwoma mi znanymi dziewczynami robiącymi w fachu już od jakiegoś czasu. - zadumała krzyżując ręce na piersi - Szkoda, że do ataków doszło tak dawno temu. Tak to może Aaron byłby w stanie coś wyniuchać tym swoim czerwonym, magicznym kulfonem. - spojrzała wymownie na spijającego kolejny kufel wina kolegę a następnie gwizdnęła na niego - Podejdź czarodzieju z łaski swojej! - rzekł czekając aż ten leniwie podniesie swoje cztery litery i przysiądzie się nieco bliżej - Powiedz mi. Jak długo pozostawia po sobie ślad coś lub ktoś magiczny po tym jak dopuścił się ataku na cywilów? Wiesz taki trop, który tylko ty byś mógł dostrzec? - spojrzała przenikliwie na rozczochranego kumpla. - Aha… Takie coś… - tak jak to często z Łasicą było, że nie do końca było wiadomo czy mówi coś na poważnie czy znów sobie żartuje tak i teraz z Aaronem po jego mętnym spojrzeniu nie do końca było wiadomo czy rozumie w pełni co się wokół niego dzieje. - A to zależy. Różnie. Zależy od stężenia eteru, od czasu jaki upłynął, od siły zaklęcia albo magicznego przedmiotu… To wiele zmiennych… - pokręcił rozczochraną głową jakby pytanie było zbyt ogólne aby bawić się w jakieś spekulacje. - Jak duże zaklęcia, właściwie to rytuały to wyczuć je można po wielu latach. Ba! Stuleciach! Ale to ziemia drży, niebo spada na głowę i takie tam… Ostatnio nic takiego się nie działo… Chyba, że jak byłem nawalony… No to raczej to nic takiego… A jak coś mniejszego to krócej. Słabe zaklęcia to już po paru pacierzach albo dzwonach są właściwie nie do wykrycia. Porywa je nurd Eteru i się w nim rozpływają. - Aaron machnął swoją sękatą łapą dając znać, że to bardzo rozległe pole do popisu z tymi różnymi zaklęciami i podobnymi sprawami. - A jak nie było to zaklęcie a jedynie poczynanie jakiejś magicznej istoty? - dopytywałą dalej w czasię gdy w jej sprytnej główce kreował się kolejny plan. - Raczej tak samo. Eteryki wpływają na eter tak samo jak zaklęcia i magiczne przedmioty. Musiałby taki długo bytować w jednym miejscu by zostawić jakiś stabilniejszy ślad. - magister odparł monotonnym tonem upijając łyka ze swojego kufla. Skończył mu się napój więc sapnął z niezadowoleniem i popatrzył na zawartość stołu. Pominął talerze i półmiski sięgając od razu po jedną z butelek wina, odkorkował i zaczął przelewać ciemny płyn do swojego kufla. - Nie mnie więc oceniać czy istnieje możliwość odnalezienia w miejscach, w których doszło do napadu bądź na ciele ofiar śladów magicznego bytu. - wzruszyła ramionami nie czując się na tyle silna w dziedzinie czarodziejstwa. Spojrzała więc ponownie to na Aarona to na resztę dyskutantów. - W każdym razie. - ponownie zogniskowała spojrzenie na pijącym już z gwinta magu - Wspominałeś kiedyś, że potrafiłbyś przybrać postać kogoś innego. Dobrze pamiętam? - próbowała sobie przypomnieć - To może prócz zbadania tych śladów wcielił się w postać potencjalnej ofiary? - zaproponowała chichocząc. - Żeby to mnie rozpruli zamiast kogoś? Nie, nie wydaje mi się. Jesteś ładna i kobieta to może sama się wystaw na przynętę? - Aaron pokręcił przecząco głową na znak, że rola o jaką go prosiła koleżanka raczej mu nie odpowiada. - Przynętę to trzeba wiedzieć gdzie i kiedy zarzucić. Na razie za mało wiemy. Może jakbyśmy kogoś użyli tu a jakiś napad może być całkiem gdzie indziej. W mieście jednak tych domów i ulic trochę jest, nawet licząc tylko te puste i ciemne. A obstawić ile możemy? Jedną czy dwie? - Łasica dorzuciła swoje trzy grosze zdradzając raczej powątpiewanie czy takie zarzucanie wędki w ciemno w nieznaną wodę rokowałoby jakieś realne szanse na sukces. Przyjmując do wiadomości uwagę Łasicy, Versana odpuściła pomysł wystawiania na takie ryzyko dziewcząt. Propozycje skierowaną zaś w kierunku Aarona traktowałą raczej jako przekomarzanie się i dowcipkowanie. - Ja bym więc proponowałą zbadać poszlaki. - obstawała przy swoim pomyśle - Możemy to zrobić nie konsultując tego z Czarnym. - tak też w prawdzie było. Zielone światło to zielone światło. Metody są mało istotne. Ważne by były skuteczne. - Aaronie zbadasz więc miejsca w których doszło do tych napadów oraz przyjrzysz się tym dziewczynom, które padły ich ofiarom? - zapytała kolegi już całkowicie poważnie chwytając kufel z winem. Było względnie dobre. Może trochę przeleżałe ale jak na warunki w jakich przyszło im bytować nie było co narzekać. - Strupas ty zaś może popytaj wśród koleżków. - zwróciła się teraz do wyznawcy Papy - Kto wie może który akurat gdzieś zawinięty w jakieś łachmany coś widział lub słyszał? - bezdomni i menele są niemal jak kameleony. Potrafią zlać się w miejskim krajobrazem niczym pierwszorzędny zwiadowca czy szpieg. - Szkoda też, że było to tak dawno. W przeciwnym wypadku może, któryś z psów potrafiłby podjąć trop. - zauważyła. Myślała jednak raczej o czworonogach należących do Cichego aniżeli o Bydlaku, Ten był słodki i potężny. Był też niestety jak na ten moment zbyt nieokiełznany i frywolny. Potrzeba mu było treningu i tresury. Te na szczęście niedługo miały się ziścić. - Albo wskażcie mi jakiegoś strażnika ze słabością do pięknych kobiet. - zachichotała - Trzeba mieć jednak pewność, że jest on wtajemniczony w tą sprawę. - Nagle jak grom z jasnego nieba uderzył w nią pomysł do tego stopnia, że aż wyprostowała się - Hetzwig. Psi syn! - rzuciła na głos - Droga znowu prowadzi do niego. To ten miejski hycel. - wyjaśniła zgromadzonym z których tylko Cichy i Egon mogli nie wiedzieć o kogo chodzi - Może on zajmuje się tą sprawą. - Idea jest taka, żebyśmy to my dorwali mordercę. Łowca nagród może w jednym miejscu ułatwić a w innym skomplikować. Zada też pytania… Podejdź do tego z głową i najlepiej nie osobiście. - zasugerował Vasilij. - Mam spotkanie umówione z Rabi dzisiaj - rzekł Egon. - Może to coś wyjaśni. - Tak też podchodzę. - odparła mając wrażenie iż kumpel musiał nie do końca jej zrozumieć - Hetzwig jest też pewnym punkcikiem na mapie w sprawie naszego kultu. - zaznaczyła - Jego wiedza i umiejętności mogą się nam przydać. Zaś po jego zniknięciu mało kto by płakał. - dodała mając na myśli między innymi kultystów czy półświatka - Swoją drogą Silny chętnie dorwałby go w swoje rączki. - przy okazji spojrzała w kierunku Egona - Moglibyśmy upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie. - Czyli tak właściwie to co proponujesz? - Łasica spojrzała na czarnowłosą widocznie potrzebując więcej wyjaśnień w sprawie tego planu na złapanie mordercy. - I czemu ja mam gdzieś łazić, trupy jakieś oglądać czy co? Podejrzewasz, że to coś magicznego? Jak tak to po tak długim czasie no i tak marne szanse, że coś by nadal odciskało ślad w Eterze. - brodacz też się wtrącił chyba nie bardzo widząc swoją rolę w tym przedsięwzięciu o jakim dopiero teraz się dowiadywał. - Proponuje rozeznać się w terenie i nieco bardziej poznać tego z kim przyjdzie nam się zmierzyć. - odparła na zagwostkę kochanki - Nie chciałabym obudzić się z ręką w nocniku. Nie wiem jak reszta. - spojrzała na Strupasa uśmiechając się nikczemnie. Skojarzenie było jednoznaczne i w jej ocenie dość zabawne. - No jedna czy dwie kobiety przeżyły ten atak więc nie byłoby to takie do końca grzebanie w trupach. - stwierdziła spoglądając na Sebastiana, który odpowiadał za opatrywanie obu kurtyzan - Prócz tego rzucenie okiem na miejsca w których doszło do napaści plus powiedzmy wejścia do kanałów. - jakoś tak to było, że zazwyczaj wszystko co tajemnicze i niewyjaśnione uciekało pod ziemię. Z jakiegoś powodu wszelkiego rodzaju szumowiny, przestępcy, istoty magiczne czy mutanci upodobali sobie właśnie sieć podziemnych tuneli którymi płynęły wszystkie nieczystości miasta powyżej. - Myślę jednak, że w tym temacie więcej do powiedzenia będzie miał Cichy i Egon. - spojrzała na siedzących obok siebie mężczyzn oddając im niejako głos w sprawie. - Kanały są do sprawdzenia jeszcze trudniej niż powierzchnia. - odpowiedział Cichy. - Generalnie jasne będziemy węszyć. Egon jak stoisz jutro z czasem? *- herszt zapytał kompana - Będę gotów - odparł Egon. -Widzimy się rano w mojej faktorii przegadamy czy zacząć od kanałów czy pustostanów na górze. Mam pewien pomysł. Ostatnio edytowane przez Pieczar : 24-04-2021 o 16:02. |
22-04-2021, 05:56 | #253 |
Reputacja: 1 |
|
22-04-2021, 20:23 | #254 |
Reputacja: 1 | Angestag (7/8); Wieczór; “Stara Adele”; Zbór; Versana, Starszy Szli ramię w ramię i tak jak to zazwyczaj było. Wpierw mówił On w czasie gdy Versana milczała i słuchałą dokładnie jego słów. Następnie gdy zadawał pytanie i dawał przyzwolenie by głos zabierała i ona. - Pirora? - zapytała retorycznie - Młoda, atrakcyjna i sprytna. - odparła krótko - Mimo szlacheckiego pochodzenia i zamiłowania do sztuki to bardzo podobna do mnie czy Łasicy. - dodała - Niepokoją mnie jednak jej nawyki jakie przywiozła tu ze swoich stron. - postanowiła mimo wszystko podzielić się wątpliwościami jakie miała zarówno ona jak i jej najbliższa kochanka - Mianowicie wtajemniczenie służby w sprawy naszej rodzinki. - minę miała kamienną - Osobiście nie podoba mi się taka otwartość przy ludziach z zewnątrz. - Ver streściła Szefowi jak sprawy się mają w Averlandzie. Starała się przytaczać słowa samej Pirory, która tłumaczyła jej zawiłości kontaktów i powiązań “rodziny” z ludźmi spoza ich kręgu. - W prawdzie poddałam młodą hipnozie i ta zapewniała mnie o słuszności i szczerości jej poczynań to mimo wszystko ta zażyłość nie do końca mi odpowiada. - patrzyła w profil Starszego, którego wzrok zdawał się być skupiony na burcie przed nimi - A i przekazała naszej rodzinie podarki. Piękne. Zapierające dech w piersi. Z resztą oddałam im odpowiednią cześć baraszkując z Pirorą przed ich obliczem. - uśmiechnęła się zbereźnie - Następnie zaś pozwoliłam sobie bez informowania ciebie Mistrzu przetransportować je na pokład “Adele”. Uznałam to miejsce za odpowiedniejsze i bezpieczniejsze. - nieco spochmurniała wiedząc, że tak niesubordynacja może spotkać się z krzywym spojrzeniem przełożonego - Jest jeszcze jedno. - głos jej nieco zadrżał - Zdarzyło mi się wspomnieć o “nowej” w obecności reszty. W prawdzie nie zdradzałam żadnych personali więc równie dobrze mogłoby chodzić o Brenę. W każdym razie wolę się przyznać. Szczególną uwagę do tego faktu przykuł Vasilij, którego zapędy mam nadzieję, że skutecznie ostudziłam. - mówiła jak dziecko przyznające się rodzicom do złej oceny w szkole. Liczyła się z konsekwencjami. Nie chciała jednak ukrywać tego faktu przed Najwyższym ich Zboru. - Oj dziecko, dziecko… - o ile pierwszą część wypowiedzi Versany gdy ta referowała mistrzowi swoją ocenę względem przybysza z południa mistrz przyjął spokojnie to gdy się odezwał z miejsca dało się wyczuć niezadowolenie. - To nie było zbyt rozsądne. I tak, masz rację, to była niesubordynacja. - skinął głową potwierdzając uwagi idącej obok czarnulki. - Prosiłem przecież, że ani słowa o tej nowej. Powinnaś chyba być na tyle długo u nas by wiedzieć, że Karlik to raczej nie wymyślał sam z siebie tych poleceń względem nowej czy Vasilija przez ostatnię pare dni. A teraz przy pierwszej okazji paplasz o tym na okrągło. - w głosie wyraz dezaprobaty pogłębił się. Ale temat jeszcze się nie wyczerpał. - Wybacz Mistrzu. Doszłam do wniosku, że skoro Cichego też mieliśmy trzymać z dala od naszych spraw a teraz jest tu z nami to i z nią postąpimy podobnie. - przyznała głosem zbitego dzieciaka zaś jej wzrok wbity był w podłogę. - Jednak tak jak mówiłam. Wspomniałam tylko o nowej i mimo nalegań kolegi nie pisnęłam nic więcej. - próbowała się wytłumaczyć jednak to i słowa jakie dobierał Szef były dla niej wystarczającą reprymendą, które bolały niemal tak jak uderzenie biczem. - To niewiele umniejsza twojej winy. To nadal jest nieposłuszeństwo. Dostajesz wytyczne i je ignorujesz. Świadomie lub nie. Żadna z tych opcji nie stawia cię w dobrym świetle moje dziecko. - chociaż obyło się bez krzyku i przekleństw to nie było wątpliwości, że mistrz nie jest zadowolony z takiego zachowania podopiecznej i potraktował to jako poważne uchybienie. - Na przyszłość postaraj się bardziej poważnie traktować moje słowa. Nie chciałbym aby taka sytuacja się powtórzyła. - zamaskowany lider zboru jednak chyba uznał temat za na tyle wyczerpany, że mógł go skończyć po udzieleniu tej reprymendy. Ver pochyliła tylko raz jeszcze głowę przyjmując całą odpowiedzialność za swoją nie uwagę na barki. - Z tym dziełami sztuki widziałem. Rzeczywiście piękne. Ale dlaczego bez uzgadniania z kimkolwiek rozpanoszyłaś się w tej sprawie? Jak to takie piękne rzeczy dlaczego nie trzymałaś tego u siebie albo w jakiejś swojej kryjówce. Masz kamienicę, sklep, magazyn i własną pomysłowość. Mało było możliwości? To co dotyczy sprawy “Adele” dotyczy nas wszystkich. Czyli również mnie. Jakby kolega czy koleżanka bez ostrzeżenia zostawił ci w sypialni jakiegoś smroda to jak byś się czuła? Już rozmawiałem z Kurtem na ten temat. Mam nadzieję, że dotarło. Takie rzeczy to jednak lepiej ustalić ze mną. Przecież to nie była żadna nie cierpiąca zwłoki sprawa. Dlaczego tak się pospieszyłaś? Już nawet lepiej było zostawić to w tej kryjówce jaką mamy przygotowaną dla Wilczycy. Nie wiadomo co by mogło wyleźć z takich obcych rzeczy. Ale jakby wylazło skaziło by cały statek. - Starszy zachowywał się tak jak pewnie parę dni temu obawiał się Kurt gdy się dowiedział co i jak z tymi dziełami sztuki. Chociaż mistrz mówił cicho to w głosie dało się wyczuć irytację i brak aprobaty dla takiego zachowania. - To dobrze, że w chwilach kryzysu potrafisz zachować samodzielność podejmowania decyzji. To cecha liderów. Jednak bez żadnej kontroli grozi w popadnięciem w samowolę. Może to też po części moja wina, że nie wyraziłem się wystarczająco jasno w sprawie statku ale wydawało mi się to oczywiste. Stało się to się stało. Na przyszłość jednak proszę cię abyś konsultowała takie sprawy chociaż z Karlikiem. A jak potrzebne ci jakieś bezpieczne skrytki i kryjówki na różne rzeczy to radzę sobie zorganizować. Co by się stało jakbyśmy o tych arrasach i reszcie rozmawiali dzisiaj? Na spokojnie i jak cywilizowani ludzie na poziomie? Po co nawzajem sobie psuć nerwy takimi wpadkami? - Starszy widocznie zmierzał ku końcowi omawiania tej sprawy i udało mu się pomimo spokojnego głosu i słów przekazać swoje niezadowolenie na taką samowolkę jaką widocznie uznał za zbędne ryzyko. I samowolkę. Jednak też wskazał jak to sobie wyobraża postępowanie na przyszłość w podobnych przypadkach. - Nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Słowo. - zapewniła wciąż uniżonym tonem - Jeżeli Starszy sobie, życzy to ja te dzieła z powrotem zabiorę ze sobą, Szczególnie przypadły mi do gustu wizerunki Architekta i Ptasiego Pana. - starała się pokracznie wybrnąć z tej niezbyt komfortowej sytuacji - Uznałam te wszystkie dzieła po prostu za coś bardzo cennego co powinno być blisko naszej rodziny. Utwierdziło mnie w tym zapewnienie zahipnotyzowanej Pirory, która mówiła o swoim oddaniu rozpuście i wierze w to co słuszne. - dodała - Nie ukrywam jednak, że takie dzieła byłyby pięknym zwieńczeniem wystroju siedziby mojej przyszłej komórki stanowiąc punkt centralny tamtejszego ołtarza - Tym razem nic się w sumie nie stało. Te dzieła sztuki, rzeczywiście będą piękną ozdobą naszej siedziby. Mogą tu zostać. Już wydałem w ich względzie odpowiednie instrukcje. Ale nie o to chodzi. - powiedział Starszy nieco zirytowany ale chyba był skłonny przebaczyć córce to uchybienie. - Zrozum dziecko, że mamy wielu wrogów. Niektórzy są bardzo pomysłowy. My nie mamy monopolu na pomysłowość i fortele. Nie wszystkie zbory żyją ze sobą w zgodzie. A i łowcy czarownic czy inni tacy potrafią być bardzo podstępni. Tego typu artefakty potrafią też być niebezpieczne same z siebie. A tu przybywa jakaś panna z nie do końca wiadomo skąd i przynosi nam za darmo te piękne prezenty. To jest na tyle rzadkie, że powinno wzbudzić naszą czujność i ostrożność. - odpowiedział wracając do mentorskiego tonu jak zwykle gdy udzielał jakiejś lekcji. - Niemniej te dzieła sztuki wydają się w porządku. A same w sobie rzeczywiście są unikatowe. Myślę, że będą piękną ozdobą naszej siedziby. - odparł chyba się uśmiechając i głos też mu złagodniał jakby niechcący mimo wszystko dobrze wyszło. - A poza tym mam wrażenie, że wszystko jest tak jak powinno być i zmierza w kierunku, który wyznacza mi sam Architekt. - dodała podziękowawszy, krótkim skinieniem głowy - Szlachciankom pokazałam zaproponowane mi przez Łasicę pustostany nadające się na nowo powstający teatr. - niejako wymieniała po kolei to co ostatnio załatwiała latając po mieście niczym poparzona - Dla Kamili szykuje specjalny prezent w postaci pięknego obrazu oraz kilku dopalaczy, które załatwić dla mnie zobowiązał się Cichy. - kontynuowała - Kolejna lekcja szermierki u boku Froyi za mną. - przybliżyła szczegóły ostatniego spotkania. Wspomniała o trzech przegranych z rzędu i o tym jakie były ich stawki: Polowanie - którego organizacji się podjęła i na które prócz Froyi planuje zaprosić również Normę; całodniowa służba Breny na dworze van Hansenów - przypadała ona już niebawem, Ver jednak traktowała to jako dodatkowego kreta pośród murów rezydencji ów rodziny szlacheckiej; Spotkanie Froy i berserką - przyznała iż tego słowa już dotrzymała i że obie kobiety dyskutowały ze sobą - PO NORSKU! - co nieco wzbudziło jej niepokój ze względu na brak informacji na temat tego o czym wojowniczki rozmawiały. - O. Panna van Hansen potrafi rozmawiać po norsku? Ciekawe, ciekawe… Zaskakujące. - przyznał Starszy jakby takiej znajomości językowej po szlachetnie urodzonej blondynce też się nie spodziewał. Szedł kilka kroków myśląc nad poruszonymi sprawami. - Cóż, ciekawa osóbka z tej panny van Hansen. Ciekawsza niż na pierwszy rzut oka mogłaby się wydawać. - przyznał po chwili ale szybko przeszedł do dalszego omawiania sprawy. - No ale cóż, dobrze, że tak udaje ci się podtrzymywać te szerokie znajomości, zwłaszcza na tak wysokich kręgach. Nawet choćby po to aby mieć oko na to co w trawie piszczy. A kto wie? Może nam się uda co na tym ugrać? - maska spojrzała na idącą obok kobietę i chyba jej właściciel uśmiechnął się wesoło. - Z Breną na służbie van Hansenów nie wyszło tak źle. To tylko jeden dzień. Może się przydać, zwłaszcza, że jak widziałaś odpadnie nam Łasica. A tak sobie myślę właśnie… Może udałoby wam się z Łasicą zorganizować jakieś dla niej zastępstwo? Wiadomo, że wielcy państwo mają ostatnie słowo no ale można chociaż spróbować. W końcu Nadia mogłaby przysłać kogoś z usprawiedliwieniem dlaczego nie zjawia się do służby. No i może na tym się skończy. Ale kto wie? Może jakby to była odpowiednia dziewczyna to by została przyjęta do służby? Już z nią o tym rozmawiałem więc to już zostawiam wam do rozważenia tej propozycji. Obie na pewno lepiej znacie temat i realia tej sytuacji. - przywódca pokiwał głową podsuwając pewną możliwość ale jak to często miał w zwyczaju wykonanie i osąd pozostawiał swoim dzieciom które były na miejscu i miały bliższą perspektywę. - Zaś co do tego polowania i to razem z panienką van Hansen i naszą Wilczycą no to bardzo dobry pomysł. Kiedy ma być to polowanie? I gdzie? - zapytał zaciekawiony kolejnym punktem programu jaki szykował się w najbliższym czasie. - Przyznam się iż nie podejrzewałam, że zorganizowanie czegoś takiego wymaga tyle środków i czasu. - odparła dzieląc się swoim zdziwieniem - Pierwotnie planowałam to na Aubentag ale wiem, że raczej się nie wyrobię. - dodała idąc miarowym krokiem przed siebie - Poprosiłam o pomoc Cichego i Danę - tą traperkę, która znalazłą dla nas punkty kontaktowe. Jeżeli jednak oni nie dadzą rady mnie wspomóc mam namiary na myśliwych, którzy za kilka monet podejmą się tego. - nakreśliła szkic dając do zrozumienia, że wie co robi i trzyma rękę na pulsie - Mam jednak pewną zagwostkę. Ostatnimi dniami słyszę norski częściej aniżeli bym sobie tego życzyła i mówię tak tylko dlatego, że go po prostu nie rozumiem. - mówiła tak jakby chciała odnaleźć poszlakę albo i cel do którego ona prowadzi - Czy istnieje jakiś sposób aby to zmienić? Poza nauką rzecz jasna bo to długi i mozolny proces. - Jeśli poza nauką obcego języka jest jakiś szybszy i pewniejszy sposób to ja go nie znam. A co do samego norskiego to może nie jesteś stąd to nie zwróciłaś na to uwagi ale norsmeński nie jest aż taką rzadkością u nas jak choćby bretoński, estalijski czy tileański. Wiele rodów, nie tylko tych szlachetnych, lubi sobie przypisywać pochodzenie z północy. Czasem jak widzisz nie tylko na samych rodzinnych tradycjach się kończy. Ale mimo to nie sądzę aby co drugi spotkany osobnik na ulicy sprawnie posługiwał się tym językiem. - wódz całej grupy pokręcił swoją maską na znak, że to trochę skomplikowana sprawa. Z jednej strony nie tak powszechny język aby co chwila go spotykać na ulicy z drugiej widocznie jednak zdarzały się osoby które do jakiegoś stopnia miały go opanowane. - Natomiast z tym polowaniem tak, to może być pewna trudność jak się nie ma gotowej sfory i całego tabunu służby na zawołanie. - przyznał wracając do tematu łowów o jakich rozmawiali trochę wcześniej. - Spróbuj później porozmawiać z Kurtem. Może nawet z Silnym i z Łasicą. Może mają jakichś odpowiednich znajomych albo po prostu coś ci doradzą. Bo do Aubentag to rzeczywiście dość mało czasu jeśli zaczynasz od zera. Z drugiej strony miej na uwadze, że skoro mowa o van Hansenach to skalą pewnie raczej im nie zaimponujesz. Więc radziłbym ci postawić na jakieś atrakcyjne wyzwania podczas tych łowów. No i to pewnie by było na zewnątrz. Czyli jest jeszcze pogoda która może albo bardzo pomóc albo wszystko zepsuć. - poradził członkini zboru co by mogła zrobić w sprawie tych łowów jakie obiecała pannie van Hansen i to w tak krótkim czasie na przygotowania. - Z tym, że się nie wyrobię do Aubentagu to już chyba się pogodziłam. - odparła machając dłonią - Nie zmienia to faktu iż zależy mi na tym aby polowanie samo w sobie wyróżniało się na tle wszystkich na których Froya była do tej pory. - zapewniała - Uczestnictwo Normy jest już nie lada smaczkiem. Dobrze by jeszcze było dorwać coś więcej niż kunę czy zająca. - to było raczej dość proste. Dla wprawionej w bojach arystokratki jakiś niewielki futrzak mógłby co najwyżej zaostrzyć apetyt na więcej bądź pozostawić uczucie nienasycenia. - Jeżeli zaś chodzi o stricte organizację to porozmawiam z Karlikiem i Łasicą. - uśmiechnęła się - Zdaje mi się jednak iż ze względu na wielopłaszczyznową współpracę Dana nie poleciłaby mi pierwszego lepszego myśliwego. - Tak, prawdopodobnie tak. - szef zgodził się z opinią na temat tropicielki jaka ostatnio coraz częściej przewijała się w rozmowach. - A z tym polowaniem no cóż, miej na uwadze, że jak ktoś pierwszy raz sięga po płótno i pędzel ma raczej niewielkie szanse stworzyć epokowe arcydzieło jakie zachwyci znawców tematu. Tylko miej to na uwadzę proszę. - powiedział tonem dobrej rady ale raczej chyba nie miał wiele więcej do powiedzenia w tym temacie. - Rozumiem Ojcze. - odparła pokornie - Dlatego też pobieram odpowiednie nauki u odpowiednich ludzi zarówno z dziedziny walki w zwarciu jak i dystansie oraz sztuki wabienia ofiary. Dziękuję jednak za twą troskę i przezorność. - dodała uśmiechając się serdecznie i skinając delikatnie głową. Przed nimi po raz kolejny stanęła burta. Odwrócili się więc stojąc w miejscu i ruszyli z powrotem ku przeciwległej ścianie. Wiekowe deski pod ich stopami skrzypiały. Ogarki zaś swoimi płomieniami licho oświetlały wnętrze ładowni starej “Adele”. Nauczyciel i uczennica. W sumie to cała klasa. Tyle, że póki co tylko jedno wylądowało na dywaniku. - Prócz tego weszłam w posiadanie dwóch niewolnic. - nadmieniła ten dość istotny fakt - Jedna z nich potrafi grać na mandolinie i wydaje się być dość otwarta na różnego rodzaju psoty. - wymieniła zalety tej pierwszej - Druga zaś od dłuższego czasu była niewolnicą klanu do którego przynależy Norma i właśnie wraz z nimi tu przypłynęła. Przeżywając tą rzeź do której doszło na brzegu rzeki. - to była rzecz o której Starszy musiał wiedzieć, choć bardzo możliwe iż Karlik poinformował go o tym po rozmowie z wdową - Blanka, bo tak jej na imię, wspominała o celu jaki przywiał tu berserków. Mówiła o jakiejś potężnej wiedźmie, do której ziomki Normy już kiedyś wędrowali. - dodała milknąc i dając czas na zebranie myśli przez jej Mistrza. - O. Masz u siebie niewolnicę tych Norsmenów z zatopionej łodzi? I one się we dwie znają z Normą? - jak przypuszczała Versana czarnowłosa niewolnica zdecydowanie bardziej przykuła uwagę mistrza niż uzdolniona muzycznie blondynka. - Fascynujące, że po tylu perypetiach trafiła w twoje ręce. Widać wola Pana Ścieżek musiała tu zadziałać. - skłonił się w pokorze aby wyrazić uznanie dla patrona wszelkich zmian. - A o tej wiedźmie co mówił ta Blanka? Przypłynęli tu spotkać się z nią? Czy co? Ona jest gdzieś tutaj? Spotkali się z nią w końcu czy nie? - zapytał zaciekawiony wieściami o Norsmenach i wiedźmie. - Znają, znają. Chociaż stosunki między nimi są raczej “napięte” - Versana wykonała w powietrzu znany symbol uginając dwa palce obu dłoni - Mówiła, że przypłynęli się z nią spotkać i że, o ile mnie pamięć nie myli, nie był to ich pierwszy raz. Do spotkania jednak nie doszło. - przekazała Starszemu to czego udało się jej dowiedzieć od swojej pracownicy - Czy to możliwe, że nasza poszukiwana i ich wiedźma jest jedną osobą? - zapytała o to samo o co pytała Karlika - No cóż. Przy tylu niewiadomych możemy tylko zgadywać. Ale kto wie? Jest to całkiem interesująca hipoteza. Tłumaczyłaby też rolę Wilczycy z północy jaką miałem w wizjach. Ale zapewne byłoby łatwiej jakby się wreszcie udało mi porozmawiać z nią bezpośrednio. - dłonie starszego rozłożyły się na boki by dać znać, że bierze pod uwagę taką ewentualność. Jednak mimo wszystko wiedzieli obecnie zbyt mało by być tego pewnym. - Opowiedziałbyś mi coś więcej o tych wizjach? - wzmianka mocno ją zainteresowałą i chciała poznać więcej szczegółów związanych z tym majaczeniem - Tylko raz ci się ona Mistrzu ukazała? Kiedy i gdzie chciałbyś się z nią zobaczyć? - skłonna była ją o to zapytać. Nie chodziło tu o jakieś bajki “żmiji” jak ją Norma zdążyłą już nazwać a o spotkanie z samym wodzem. - Im szybciej tym lepiej. Ale bez zabijania się skoro takie kruche relacje was łączą. Może być w tym lokalu jakie właściwie miał być dla niej. Może w Backertag albo Marktag. Jak ją będziesz widzieć z okazji tego polowania to spróbuj ją wysądować temat. Ale jednak lepiej uprzedź ją, że chodzi o spotkanie ze mną a nie jakieś zabawy z Łasicą czy coś takiego. Możesz jej powiedzieć, że jestem mędrcem, wieszczem, widzącym czy kimś takim mistycznym. Wyczuj ją co by było odpowiedniego. Nawet jakby chodziło o pracę dla mnie czy co. Mam nadzieję, że coś wymyślisz, grunt, żeby zgodziła się spotkać. - Starszy wydawał się na tyle poważnie traktować Wilczycę w swoich planach, że okazał się całkiem elastyczny w sprawie spotkania z nią. Miejsce właściwie było już przygotowane od jakiegoś czasu teraz więc zostawało zorganizować czas spotkania. I to już zostawiał w rękach swojej podopiecznej. - A wizje moje dziecko jak się nauczyłem na swój sposób zawsze mówią prawdę i mają rację. Niestety nasze, śmiertelne umysły maluczkich zwykle mądrości bogów nie są w stanie pojąć tak od razu. Nierzadko dopiero po fakcie udaje się odgadnąć jaki był prawdziwy czy raczej właściwy przekaz wizji. A ja widziałem jako wilczycę z dwoma toporami leżącymi przed nią w śniegu. Z początku nie mogłem pojąć sensu tej wizji. Dopiero jak mi powiedzieliście o wojowniczce z północy z dwoma toporami zrozumiałem w czym rzecz. I moje dziecko jeszcze nie wiem jaką rolę ta Wilczyca odegra w naszych planach czy raczej planach naszych patronów ale jestem pewien, że rolę tą odegra. - przyznał z zapałem Starszy zdradzając nieco swoich tajemnic związanych z wizjami o jakich czasem mówił na zborze. Mówił o tym z wielkim szacunkiem i pokorą jakby uważał, że to śmiertelnicy są winni błędnych interpretacji wizji a nie ci co je im zsyłają. - Myślę, że przyrównanie cię do kogoś pomiędzy ich Jarlem a Szamanem bądź ów właśnie Wiedźmą czy Wyrocznią będzie najodpowiedniejsze. - widziała, że Starszy nie odbierze tego w żaden sposób negatywnie - Jeżeli zaś chodzi o wizje. Poznałam ich smak za sprawą tego magicznego płynu, który w całej swej mądrości byłeś w stanie mi przekazać. Czy istnieje jednak możliwość nabycia takiej zdolności bez… hmmm… - zadumała - ...wspomagaczy? - Nie słyszałem o takim przypadku. Po prostu niektórzy się z tym rodzą, czasem jak ktoś ma kontakt z jakąś boską potęgą, wówczas mówimy o objawieniach ale raczej jak ktoś nie ma takiego daru lub przekleństwa to zostaje mu liczyć na różne środki pomocnicze. - maska pokręciła się na boki dając znać, że raczej to nie jest powszechna zdolność i mało kto nią dysponuje. - Pozostaje więc modlitwa i oddawanie czci. - mówiła niejako do siebie - Ołtarz byłby czymś wspaniałym. Wstrzymać się z tym do odnalezienia odpowiednich miejsc dla naszych zborów i mojej komórki? - Niebezpieczne jest mieć nawet broszkę czy jakiś detal z naszymi emblematami. A co dopiero ołtarz. Więc odradzam. Głupio by było wpaść przez takie detal. A jak ktoś z nas wpadnie to może wydać wszystko co wie. - pokręcił głową na znak, że uważa to za zbyt niebezpieczną ekstrawagancję jaka może sprowadzić nieszczęście nie tylko na pechowca ale także na cały zbór. Sugestia Starszego była oczywista. Ołtarz jednak wprowadzałby ich na zupełnie inny poziom oddawania czci Czterem. Zdanie Szefa było jednak ostatecznie Ver więc nie zamierzała z nim o tym póki co więcej dyskutować. - Oddawać więc będę cześć w najlepiej znany mi sposób. - stwierdziła uśmiechając się słodko i wiedząc, że zamaskowany mężczyzna obok domyśli się co czarnowłosa wdowa sugeruje - Mistrzu nie dają mi spokoju te kazamaty. - to do czego chciała nawiązać niejako łączyło się z wielbieniem Bóstw - szczególnie jednego spośród nich - Pomysł podtrucia wina dostarczanego klawiszom i osadzonym okazał się póki co niezbyt trafiony a co gdyby je tak poddać działaniu spaczenia? - zapytała - Efekt długofalowy cieszący zapewne Ptasiego Pana a i podejrzewam, że nasza osadzona mogłaby w ten sposób nabyć nieco sił. - spojrzała znów pytająco na przełożonego. - Nie sądzę by to działało tak jak to sobie wyobrażasz. Poza tym czym by nie zatruć tego wina efekt byłby trudny do przewidzenia. Na razie sobie odpuśćmy takie pomysły. Zobaczymy czego Łasicy i reszcie uda się dowiedziec o tych kazamatach. - mistrz pokręcił głową na znak, że to kolejna sprawa w której jest zbyt wiele ciemnych plam aby coś planować. Najpierw trzeba było zdobyć informacje co się dzieje w tych ciemnych plamach o jakich nic w tej chwili nie wiedzieli. - Dobrze. - mówiła potulnie niczym ukochana córeczka tatusia - Wrócimy więc do tematu gdy przyjdzie na to pora. - uśmiechnęła się delikatnie nie potrafiać czuć nawet najmniejszego żalu względem opiekuńczego Mędrca. |
22-04-2021, 20:24 | #255 |
Reputacja: 1 | Fale miarowo uderzały z zewnątrz o burty starej krypy. Na dłuższą metę dźwięk ten mógłby nawet uśpić swoją powtarzalnością i tonem. W aktualnej chwili nadawał jednak ich obradom specyficzny nastrój. - Z pozostałych spraw. To wspieram chłopców w ich działaniach. - zmierzała ku końcowi raportu jaki co tydzień składała Szefowi - Od odkupienia spaczenia, przez poszukiwanie Sondre czy tajemniczego i niebezpiecznego amatora samotnych kurtyzan, na dogrywaniu wspólnych interesów z Rosą de la Vega kończąc. Swoją drogą oni nie pozostają mi dłużni i też służą pomocą. - dodała chwaląc kolegów ze zboru - Wykazują inicjatywę zarówno w poszukiwaniu kompanów Normy jak i badaniu kanałów pod kątem ucieczki nimi z kazamatów. - wspomniała o wszystkich płaszczyznach na jakich przyszło jej współpracować z pozostałymi kultystami. W trakcie rozmowy ze Starszym Versana była szczera i nie starała się nic zataić. Był jej bliższy niż ojciec, którego nigdy nie przyszło jej poznać. Dbał o nią lepiej niż matka, która widziała ostatnio kilkanaście lat temu. Nie miała więc najmniejszych powodów by go okłamywać. - Dobrze, dobrze moje dziecko. Tak właśnie trzeba. Mało nas jest i jesteśmy otoczeni przez potężnych wrogów którzy zgnietliby nas jak pluskwę gdyby tylko dowiedzieli się o naszej prawdziwej naturze. - pochwalił rzeczywiście jak ojciec swoje dziecko gdy dało mu powód do dumy i radości. - Niemniej najważniejsza jest sprawa kazamat. Nie zapominajmy o tym ani na chwilę. Reszta powinna zejść na dalszy plan. Miejmy na uwadzę, że sama akcja uwolnienia i przygotowania do niej też zajmą pewnie jeszcze trochę czasu. A tu już miesiąc nam upłynął nim daliśmy radę umieścić kogoś z nas w środku. A z każdym tygodniem zbliża się czas festynu a nasi wrogowie z pewnością zechcą uświetnić to święto kaźnią tej nietuzinkowej kobiety. - trochę chyba dla przypomnienia powtórzył dlaczego to kazamaty uważa za sprawę najważniejszą. Jakby się obawiał, że natłok innych spraw mógłby Versanie przyćmić ten widok. - Ale naprawdę dobra robota z tymi “Rybami” i załatwieniem pracy Łasicy w kazamatach. Mam nadzieję, że teraz sprawy nabiorą tempa. - powiedział z uznaniem w głosie dla tego osiągnięcia obu swoich córek w tej najważniejszej sprawie. - A jak w świetle naszego zadania ma się sprawa tej nowej. - zapytała nie wiedząc czy może już korzystać z jej umiejętności i zamiłowań - Czy mogę wdrażać ją w szczegóły? Nie ukrywam, że ktoś taki jak ona mógłby zdać się przydatny. - ręce splotła z tyłu podobnie jak uczynił to Szef - Czy czekać na sygnał od ciebie Mistrzu? - Na razie oszczędź jej sprawy zboru. Ja prawdopodobnie spotkam się z nią w najbliższym czasie i porozmawiam z nią sobie. Jestem niezmiernie ciekaw tej kuzynki z dalekiego południa. - powiedział z zastanowieniem ale brzmiało jakby już miał całkiem sprecyzowane plany co postąpić dalej z Pirorą. - Jeżeli jednak chodzi o sprawy nie związane bezpośrednio ze zborem to dostaje od ciebie wolną rękę? - na jej ustach pojawił się delikatny uśmieszek - Myślę, że znalazłoby się dla niej coś odpowiedniego do roboty. - zachichotała - Swojego rodzaju inicjacja? Wkupienie? Miło by było aby również zdecydowała się na taki tatuaż jaki posiadam ja, Łasica i Brena. - położyła delikatnie dłoń na podbrzuszu masując następnie to miejsce - A właśnie. Co z moją dobrze zapowiadającą się uczennicą? - zapytała chcąc wiedzieć jak daleko od możliwości wdrożenia rudzinki się znajdują - Jutro puszczam ją samą u boku Łasicy. Powoli też zaczynam zlecać jej samodzielne zadania. Jak na przykład pilnowanie niewolnic w trakcie “pracy”. - Ah tak, ta twoja rudzinka. - maska pokiwała się w górę i w dół na znak, że rozmówca wie o kogo chodzi. Zatrzymał się twarzą do starej burty i wpatrywał w nią jakby widział coś poza nią. Ale pewnie zastanawiał się nad tą kwestią. - No ale ty ją znasz najlepiej. Jak uważasz? Jest już gotowa aby tutaj przyjść i celebrować z nami te spotkania? Poza tym gdzie byś ją wolała? Tutaj czy już w tej nowej komórce? - Starszy jak się w końcu odezwał to znów zamiast dać prostej odpowiedzi zadał własne pytanie swojej uczennicy. Versana wyraźnie musiała się zastanowić. Do tej pory jeżeli dyskutowała ze Starszym o Brenie to w kontekście dołączenia jej do ogółu. Aktualna propozycja wydawała się jednak równie jak nie bardziej interesująca. - Prawdę powiedziawszy to myślę iż nowa komórka byłaby dla niej odpowiedniejsza. - przyznała po chwili - Zna już część przyszłych sióstr i czuje się w ich gronie dość swobodnie. - przedstawiłą jak się sprawy mają dając kolejny krok - Nie chciałby jej Starszy jednak zobaczyć? Myślałam iż warto by było aby nowa owieczka poznała pasterza. Chciałabym też aby Brena dostąpiła możliwości choć przez moment zasmakowania czy chociaż ujrzenia skrawka potęgi Pana Rozkoszy aby poczuła jego czuły dotyk i słodki zapach. Wszak wiąże z nią duże nadzieje. - spoglądałą pytająco na Nauczyciela. - Jak to by miała być nowa owieczka w naszej barwnej trzódce to owszem, chciałbym ją poznać. Więc przyprowadź ją w następny Festag. Jeszcze na następnym zborze powiem ci gdzie ale pewnie w tej kryjówce przygotowanej dla Wilczycy. Nie jest daleko stąd i jak słyszałem już w niej była. Tylko ją przygotuj, że to spotkanie ze mną bo jak zobaczy obcą postać w masce może się zaniepokoić albo i przestraszyć. - poradził Starszy który chyba był gotów zdać się na ekspertyzę Versany w sprawie charakteru jej służącej. - Hmmm… - zadumała zmierzając u boku Mędrca ku burcie “Adele” - Wymyślić więc jakąś bajeczkę na twój temat? - starała się doradzić mentora - Czy po prostu wyjaśnić jej, ze jesteś kimś wielkim, kto pozwoli osiągnąć nam chwałę, bogactwo i pozycję? - dalej pytałą spoglądając na Szefa - Przyprowadzić ją trzeźwą czy raczej pod wpływem? - Trzeźwą. Musi być świadoma całej rozmowy. A powiedz ją co uznasz za stosowne. Ciężko mi doradzić postępowanie wobec kogoś kogo nigdy nie spotkałem. Zwłaszcza komuś kto zna tego kogoś od dawna. - lider zboru doprecyzował jakie ma życzenia względem spotkania z Breną. Na koniec chyba się uśmiechnął sądząc po zmianie barwy głosu dochodzącego zza maski. - Wraz z Łasicą przygotujemy więc ją do tego spotkania. - odparła prężąc klatkę piersiową - Jestem pewna, że zauroczysz Brenę swoją osobowością jak nas wszystkich i że zapragnie być twoim dzieckiem jak i my. - dodała - Myślałam jednak poddać ją wcześniej działaniu pewnych grzybków. Tak aby wizję jeszcze bardziej ją zachęciły i wyostrzył jej apetyt. - opowiedziała następnie o tym co Sebastian powiedział jej na temat grzybków skrojonych Hubertowi. Niejako liczyła też na to iż Mistrz wykaże chęć połączenia się z rudzinką w tych wizjach. Nie wspominała jednak o tym. Czekała tylko na reakcję Szefa. - Nie wiem co to za grzyby. Dostarcz mi ich próbkę w najbliższym czasie. Bez tego trudno orzec jakie mają właściwości. Albo nawet Strupasowi czy Sebastianowi. Jak to coś pospolitego to też powinni móc to zidentyfikować. - zamaskowany mężczyzna wydawał się nieco zaskoczony informacją o jakichś grzybkach zdobytych na Grubsonie. Więc tak po samym słowie nie odważył się zgadywać co to może być. - Natomiast twoja służka ma być trzeźwa i świadoma swoich słów i sytuacji. Bez tego osoba jest nie wiarygodna. I przesłuchanie traci sens. - powtórzył z całą pewnością w jakim stanie powinna być pokojówka Versany gdyby miała się za tydzień zjawić na rozmowie ze Starszym. - Sebastian już przyjrzał się tym kapelusznikom z bliska. - odparła wskazując iż podjęła pewne kroki w celu identyfikacji blaszaków - Z jego słów wynikało, że to suszone kawałki muchomora. Wspominał też, że często stosowane są przez wszelakiego rodzaju szamanów by wprowadzać ludzi w trans by ci mogli rozmawiać z “duchami”. - powtórzyła objaśnienia wyznawcy Władcy Much. Jej wiedza w tym temacie była znikoma. Dlatego opierała się na doświadczeniu kolegów, posiadających lepsze kompetencje w danej dziedzinie od niej. - Zaś co do Breny. To zjawi się przed twoim obliczem świeża niczym poranna bryza. - uśmiechnęła się delikatnie kiwając do tego lekko czarną czupryną. - Wobec tego lepiej obejdźmy się bez podawania jej tych muchomorów. - skinął głową Starszy przyjmując takie wiadomości ale zasadniczo nie zmieniały one sensu tego co mówił o spotkaniu z pokojówką Versany. Ver przyjęła do wiadomości rady Szefa kiwając głową w zadumie. Zbierała w sobie nieco odwagi aby zrewanżować się zamaskowanemu mężczyźnie serią pytań. - Za pozwoleniem. - grzecznym tonem niemalże tak samo dostojnym jak w trakcie wizytowań na salonach zwróciła się do spacerującego obok zamaskowanego mężczyzny - Czy i ja mogę mieć kilka pytań do ciebie Mistrzu? - patrzyła cierpliwie w kierunku milczącego kapłana. Zaś gdy ten przyzwolił na to krótkim kiwnięciem głowy przeszła do formułowania w słowa zagwostek, które ją trapiły. - Co Starszy sądzi o Bydlaku? - na pierwszy front wysunął się temat pupila - Myślałam o tym aby go wytresować. Jeden z chłopców Cichego mimo jawnej niechęci do pobłogosławionych przez bogów stworzeń wyraził zgodę. - nakreśliła co w tej kwestii udało się jej załatwić - Psina tu może zmarnieć a szkoda nie wykorzystać jego potencjału. - wskazała swoje spojrzenie na tą sprawę. - A Bydlak. Tak, tak, myślałem o nim ostatnio. - Starszy energicznie pokiwał głową jakby córka zagaiła o temat jaki i tak zamierzał z nią poruszyć. - Będzie nam potrzebna nowa kryjówka. Już rozmawiałem o tym z Vasilijem. Wydaje mi się odpowiednią osobą do takiej roboty. Ufam, że jego doświadczenie przemytnika może okazać się nieodzowne. Tam zapewne umieścimy naszego drogiego gościa jakiego uwolnimy z kazamat. No ale też potrzebny byłby strażnik. I myślę, że twój pies świetnie by się mógł nadać do tej roli. A jednocześnie odpadłby kłopot gdzie go trzymać a i służyłby nam wszystkim. - zdradził jaką rolę przewidział w swoim planie dla czworonoga który jak dotąd mieszkał pare grodzi dalej. - A swoją drogą myśle, że ty i może Łasica, też powinnyście się rozejrzeć za jakimś bezpiecznym lokum. Zwłaszcza dla waszej nowej działalności. Co prawda jak mówisz, ten teatr wydaje się odpowiedni ale nie wiem czy będziemy tam mieli odpowiednią dozę kontroli. Przydałoby się wam jakieś bezpieczne miejsce gdzie będzie można się spotkać choćby na takie małe, kameralne spotkania jak tutaj dzisiaj. - jeden temat niejako sprowokował kolejny, całkiem pokrewny. Na koniec mistrz wskazał z uśmiechem na tą łądownię w jakiej rozmawiali i pewnie resztę statku. Te służyły im jak dotąd niezawodnie odkąd Versana trafiła tu po raz pierwszy dobre pół roku temu. Ale jednak nie bardzo było co liczyć, że uda się tu pomieścić nową grupę zwłaszcza jak w zamierzeniach Starszego obie poza Łasica i Versaną miały się nie znać nawzajem. - Dobrze. Rozejrzymy się nie prosząc nikogo o pomoc. - odparła zapewniając Starszego o dyskrecji całego przedsięwzięcia - Szkoda tylko, że pomysł ze statkiem jest już zaklepany. - pozwoliła sobie na mały żarcik. Chociaż tak naprawdę miała na myśli “Tygrysicę” Rosy podczas jej nieobecności. - Nowa szuka jakiegoś lokum dla siebie. Myślisz Mistrzu, że to byłoby odpowiednie miejsce? - A niech szuka. Musi przecież gdzieś mieszkać. Mieszkanie w karczmie ma swoje zalety ale na dłuższą metę jest jednak i męczące i kosztowne. - powiedział ochoczo nic nie mając przeciwko aby panna z Averlandu próbowała znaleźć swój własny kąt w tym zasypanym śniegiem mieście. - Pytanie czy jak już znajdzie to czy to miejsce można by zaadaptować pod centrum nowopowstającej komórki? - dopytała - Pytanie jednak co z jej służbą i co ty o tym sądzisz Ojcze? - To już niestety będziecie musiały ocenić same. Trudno powiedzieć kiedy i co ona znajdzie za lokum. W jakiej okolicy i tak dalej. No i jak wy byście się tam czuły. - maska pokręciła się na boki na znak, że to zbyt zawieszony w powietrzu temat aby coś wyrokować w tej sprawie. - Natomiast to z jej służbą rzeczywiście brzmi dziwnie. Będe musiał z nią o tym porozmawiać. Na razie niech dziewczyna szuka czegoś dla siebie akurat wolnych budynków u nas jest mnóstwo. Na pewno coś znajdzie, pytanie kiedy i co. Niemniej jeśli to ma być miejsce także nieoficjalnych spotkań o jakich lepiej aby się nie dowiedzieli sąsiedzi i reszta ulicy to dobrze aby zapewniało odpowiedni poziom dyskrecji. Czasem wystarczy zasunąć kotary i zamknąć okiennice no a czasem nie. Myślę, że ty z twoim doświadczeniem, jeszcze przy wsparciu Łasicy, chyba powinnyście najlepiej ocenić walory danego budynku pod tym względem. - w głosie zamaskowanego pojawił się ciepły uśmiech gdy widocznie liczył, że spryt i doświadczenie jego podopiecznych powinny wystarczyć w tej materii niż jakieś jego osobiste wytyczne. - Nie zawiedziemy cię. - zapewniła odbierając słowa Starszego niczym rozkaz wydany żołnierzom na służbie - Zaś co do Pirory. To jakie są twoje dalsze dyspozycje względem jej i mnie? Przekazać jakąś informację? Mogę ją wdrożyć w któreś prowadzone przeze mnie zadanie? - z jednej strony chciała wiedzieć na co może sobie pozwolić a na co nie zaś z drugiej nie chciała wracać do “kuzyneczki” z pustymi rękoma - Naturalnie mam tu na myśli sprawy w trakcie, których jej drogi nie skrzyżują się ze ścieżkami pozostałych członków naszej rodziny. - Nic jej nie mów o sprawach naszego zboru. Zostawię to dla siebie a mam z nią się wkrótce spotkać. Wtedy zdecyduję co z nią dalej począć. A na razie o innych sprawach możesz się z nią kontaktować wedle uznania. - Starszy nie widział nic przeciwko temu by Versana spotykała się z nową koleżanką ale skoro widocznie sam miał się zamiar spotkać z nią prędzej niż później to o sprawach kultu wolał zatrzymać decyzję dla siebie. - Tak więc jej powiem. - odparła - Musi wykazać się cierpliwością. Byłabym jednak wdzięczna za informację zwrotną po twoim spotkaniu Mistrzu z tą ślicznotką. - dodała - Chciałabym po prostu wiedzieć na co się szykować względem jej osoby. Jako jej przyszła przełożona powinnam chyba wiedzieć co jej zalecasz a co odradzasz aby nasze decyzje nie były sprzeczne lub dwuznaczne. - Dowiesz się wszystkiego co trzeba w swoim czasie. - odparł mentor filozoficznym tonem nie rozwijając za bardzo tematu. Ver równie filozoficznie odparła tylko głową zachowując swoje przemyślenia dla siebie i zgrabnie przeszła do kolejnego tematu, który chciała poruszyć przy okazji tych cotygodniowych pogadanek sam na sam z ich Przywódcą. - Przy okazji ostatniego zboru rozmawialiśmy na temat tej magicznej mikstury pozwalającej łączyć się we śnie oraz afrodyzjaku, który udało mi się skraść Hubertowi. - przeszła do kolejnego tematu - Mam nadzieję iż Kurt przekazał go Mistrzowi? - spojrzała pytająco na przełożonego - Nie wspominał mi jednak nic na temat ów eliksiru. Czy to znaczy, że muszę uzbroić się w cierpliwość? - chciała chociaż wiedzieć na jakim etapie stanęła sprawa tej nad wyraz przydatnej substancji. - Owszem. Pojawiły się pewne, nieprzewidziane okoliczności przy zdobyciu tego sennego pomostu. Więc niestety na razie musisz uzbroić się w cierpliwość. - przyznał mistrz i pokrzepiająco poklepał Versanę po ramieniu aby pomóc jej przyjąć taką decyzję. Natomiast szybko zaczął omawiać drugi specyfik. - A to co zostawiłaś jest bardzo ale to bardzo interesujące. Myślę, że “afrodyzjak” to bardzo odpowiednia nazwa. - zaśmiał się cicho jakby ujrzał w tym stwierdzeniu coś bardzo zabawnego. - To bardzo silna substancja. Jeśli to jest to o czym myślę to może to być dar od samego Księcia Rozkoszy. Jego dar jaki ma pomóc upiększyć ten ziemski padół. Zwykle wydzielają go gruczoły pobłogosławionych przez niego stworzeń. Ma bardzo silne działanie. Pomaga łamać bariery i opory moralności. Chociaż ktoś o odpowiednio silnym charakterze mógłby jednak oprzeć się jego działaniu. Podobnie zresztą jak w niesprzyjających okolicznościach jak jest jakiś harmider czy gonitwa no raczej cudów nie ma co oczekiwać. Ale w sprzyjających okolicznościach, w jakiejś alkowie, jak jest miło i przyjemnie, bezpiecznie to może pomóc przełamać opory drugiej strony. - powiedział z wyraźną pasją opowiadajac o tym specyfiku jaki ostatnio zostawiła tutaj Versana. Wydawał się nim zafascynowany jak koneser sztuki jakimś ciekawym dziełem czy smakosz rzadką potrawą. - Ułatwić więc to może nawiązywanie wielu kontaktów. - stwierdziłą słuchając rozważań Przełożonego - A czy może on służyć do tworzenia czegoś potężniejszego? - nie znałą się ani na alchemi ani na magi. Postanowiła więc poradzić się autorytetu w tym temacie. - Na przykład czego moje dziecko? Możesz rozwinąć swoją myśl? - starszy zachęcił ją słowami aby powiedziała coś więcej bo na razie chyba nie bardzo wiedział jak potraktować jej słowa. - Jakiś eliksir, zaklęcie bądź rytuał? - rzeczy rzadki i trudne w zdobyci często były składnikiem czegoś większego i potężniejszego. - Nie sądzę. Chyba nie do końca zdajesz sobię sprawę z czym mamy do czynienia. To już samo w sobie jest właśnie takim wyjątkowym produktem. Ze zwykłych zwierząt czy roślin nie zrobi się takiego specyfiku. - pokręcił głową na znak, że to nie do końca tak działa jak to sugerowała podopieczna. Brak jej wiedzy z dziedziny alchemii był oczywisty. Była jednak kupcem dzieł sztuki a nie alchemikiem czy chociaż cyrulikiem jak Sebastian. - Rozumiem. - odparła - Postaram się więc tego nie zmarnować. Jak starszy pozwoli to mam jeszcze pytanie apropos kilku magicznych stworzeń. - wyjaśniła - Pierwsze to to, które kryje się pod miastem. W kanałach. To o które sprzeczał się Czarny i Hubert. Drugie zaś przywędrowało ponoć do miasta wraz z ładunkiem spaczenia w trakcie, którego nabywania jesteśmy. - wyjaśniła, które istoty krążą po jej myślach - Czy Starszy wyczuwa ich obecność tutaj? Jest w stanie stwierdzić co to lub gdzie dokładnie się kryję? - dopytała - Nie ukrywam swojego zafascynowania takimi okazami i możliwością wykorzystania dla dobra naszej rodzinki. - To tak nie działa moje dziecko. - odparł dobrodusznie lider zboru uśmiechając się dobrotliwie. - Ja posiadam pewne możliwości ale raczej mogę ich użyć z kimś kto ma podobne możliwości. Natomiast na inne istoty nie mam wpływu. Te raczej trzeba odnaleźć bardziej standardowymi metodami. A o jakich stworzeniach mówisz? - pokręcił głową na znak, że on też ma swoje ograniczenia. Ale temat zdawał się wzbudzać jego zainteresowanie. Versana powtórzyła więc to co mówiła Kurtowi przy okazji ostatniej wizyty na“ Adele” - Hmm… Niewiele tego. To może być wszystko od trolla po zmutowanego psa. - pokręcił głową zamaskowany mężczyzna dając bardzo zbliżoną odpowiedź jak niedawno Kurt w tym temacie. - Po prostu trzeba by zdobyć więcej informacji bardziej standardowymi metodami bo w tej chwili to mogło być cokolwiek. - powiedział dając znać, że chociaż ma rozległą wiedzę na różne tematu to opis jest zbyt skromny by dywagować co to mogłoby być. - A czy jesteś w posiadaniu literatury związanej z takimi stworzeniami? - książka mogłaby być dość przydatna szczególnie biorąc pod uwagę wcześniejsze zapewnienia Versany względem Czarnego. - Literatury? - mistrz zawiesił głos i znów przeszedł w milczeniu kilka kroków z dłońmi złożonymi na plecach. Zatrzymał się przed burtą kogi i stał tak przez chwilę zamiast zawrócić w drogę powrotną. - Tak, chyba mamy na stanie pewną pozycję. Aczkolwiek to jest bardzo niebezpieczna pozycja. Jakby kogoś z nią złapano miałby bardzo wielkie kłopoty. A jednocześnie to jest sporo do czytania więc raczej nie na wieczór czy dwa do poduszki. Czy masz bezpieczne miejsce na czytanie i przetrzymywanie takiej lektury? Takiej za jakiej posiadanie można wylądować w kazamatach albo na przesłuchaniu u łowców czarownic? - maska spojrzała się wprost na stojącą obok kobietę. I poważny ton Starszego sugerował, że lepiej aby poważnie przemyślała swoją odpowiedź bo to chodzi o poważne sprawy. - Pomyślałam, że skoro jest to na stanie to mogłabym tutaj oddawać się lekturze przy okazji odwiedzin u Bydlaka. - z charakterystyczną dziecku trywialnością odparła w pierwszym momencie na pytanie Przełożonego - Ale… - złapała się jednak w pewnym momencie za język - Jeżeli jednak stanowić to będzie problem. Znajdę coś odpowiedniejszego. - dodała poprawiając się i oczekując reakcji Starszego. - To jest książka moje dziecko. Nie jakaś broszurka. Trzeba poświęcić czas aby ją przeczytać. Można tutaj. Ale nie wydaje mi się to zbyt efektywne. - mistrz zdawał się przystać na takie rozwiązanie aczkolwiek dało się wyczuć, że uważa je za mocno niewygodne, głównie dla samej czytelniczki. - Aaron jest człowiekiem dotkniętym łaską Tzeentcha. Może więc jego obecność i asysta byłaby wskazana? - dopytała zauważając coś co łączyło kultystę i “zakazaną” literaturę - Może więc jego czytelnia byłaby odpowiedniejsza? - Mogłaby być. Chociaż do samej lektury moc jest zbędna. A i tak trzeba by poświęcić sporo czasu na lekturę. - Starszy zgodził się na taką wariację planu aczkolwiek brzmiało jakby tylko zmieniał się adres czytelni a nie czas i wizyty potrzebne na nią samą. - Sugerujesz więc Mistrzu iż najlepiej byłoby poświęcać jej czas w zaciszu własnego domu? - spytała wprost chcąc uniknąć niedomówień. - To lektura naukowa i filozoficzna. Wymaga skupienia. I raczej efektywniejsze jest poświęcenie kilku pacierzy jednym tchem na czytanie, może jakieś robienie notatek. Na naukę. Czytanie na pół pacierza jak jeszcze głowa nie ostygła po marszu przez miasto czy przed jakimś spotkaniem na które zaraz trzeba biec nie wydaje mi się zbyt efektywne. Radziłbym poświęcić stały czas raz na dzień czy co kilka dni aby znaleźć czas na czytanie czy inną naukę. Życie w biegu temu nie sprzyja. Więc sama przemyśl to moje dziecko i postaraj się dopasować do swoich potrzeb. - zamaskowany pokrecił głową na znak, że chyba został opacznie zrozumiany. I wyjaśnił jak sobie wyobraża studiowanie takiego dzieła. - Więc jeżeli pozwolisz Mistrzu. To zabiorę księgę do domu. - odparła wysłuchawszy słów i wskazówek Szefa - Poświęć będę jej czas w trakcie kąpieli i przed snem kiedy umysł będę miała już czysta. Nastrajając go niejako na sen. - często taki sposób nauki był skutecznym. Mózg wtedy skupiał się na danym temacie oscylując później wokół niego przez całą noc. - Dobrze. Ale znasz ryzyko. Więc bądź ostrożna. Wpadka jednego z nas to nie tylko wielka strata ale i ryzyko dla istnienia całego zboru. - przytaknął lider zboru zgadzając się jednak na taką propozycję podopiecznej. - Zadbam więc o odpowiednią skrytkę. - zapewniła Starszego będąc bardzo wdzięczna mu za ten podarek - Jak jednak dobrnę już do jej końca niezwłocznie ją zwrócę. - zapewniła - Dziękuję ci za to Mistrzu. - ukłoniła się chwytając dłoń Szefa chcąc ją następnie ucałować. W głowie Ver pojawił się już nawet pomysł gdzie mogłaby schować ten podarek. Dzieła w których Pirora przetransportowała przez niemalże całe Imperium precjoza ofiarowane zborowi wydawały się być przeznaczone do tego typu zadania. |
23-04-2021, 18:46 | #256 |
Reputacja: 1 | Angestag (7/8); Zmierzch; "Stara Adele"; Zbór; Vasilij; Starszy Na uwagi starszego Vasilij pokornie przytakiwał. |
23-04-2021, 18:49 | #257 |
Reputacja: 1 | Angestag (7/8); Zmierzch; "Stara Adele"; Zbór; Vasilij; Strupas; Sebastian
|
24-04-2021, 04:05 | #258 |
Reputacja: 1 | Angestag (7/8); Wieczór; “Stara Adele”; Zbór; Egon; Starszy Egon przez większość czasu milczał, obserwując Starszego i resztę przybyłych na Zbór. Zdawało się, że wielu tutaj dobrze się znało albo przynajmniej sprawiało wrażenie starych znajomych. Osobiście, Egon przedkładał konkretne osiągi nad koleżkowanie, choć oczywiście paru dobrych znajomych nigdy nie przeszkodziło w realizacji jego planów. - Pierwsze wrażenia? Hm, może być – odparł Egon bez emocji, bowiem cała szopka z przebraniem i kręgiem nie wywarła na nim wrażenia. - Łasicy nie znam zbyt dobrze, ale wygląda na to, że całkiem nieźle zna się na swojej robocie – Egon stwierdził rzeczowo. - Co do roboty w kazamatach, przebiegała bez żadnych problemów. - Szczerze powiedziawszy, jestem tutaj po raz pierwszy – rzekł Egon. - Hmm... Nie wiem, czego się spodziewać, po szczerości, tedy nie oczekiwałem niczego. Zdaje się, rzecz to naturalna, nasze sprawunki omawiać co czas jakiś. - Jeśli miałem podobne doświadczenie, do tylko w grupach wojowników, które czasem zbierały się na krańcach miast lub głuszy, żeby walczyć – rzekł, strzelając palcami. - Dobre to były czasy, choć przyznam, że nie było żadnej hierarchii, bardziej zbieranina luda, którzy chcieli obić mordy. - Przypomina mi o arenie i walkach, które chcemy sprawdzić w mieście - rzekł wojownik. - O. A co to były za grupy? Dawno to było temu? W tym mieście lub okolicy? Masz jeszcze jakiś kontakt z kimś z tamtych wojowników? - Starszy przyjął spokojnie słowa nowego członka zboru. Wysłuchał go cierpliwie i wydawał się zainteresowany jego wcześniejszymi doświadczeniami. - I jakie walki chcecie sprawdzić na mieście? I my to kto? - zagaił jeszcze o ostatnią sprawę o jakiej wspomniał Egon. - Dość dawno temu - rzekł Egon, przypominając sobie czasy, zanim przybył do Neues Emskrank. W okolicach Salkalten i lasów na południe stąd być może nadal zbierają się te grupy. Byliśmy tam ja… I paru innych, lata temu. Po szczerości to nie wiem nawet, czy jeszcze tam są. Choć chętnie wróciłbym do tamtych czasów, Neues Emskrank zdaje się miastem, w którym mało jest walk. - A, właśnie. Co do tematu walk. Zastanawialiśmy się nad tym, czy nie spróbować zorganizować walk w mieście z Vasilijem. Prawda jest taka, że nie wiemy, co się z tego urodzi, ale chcieliśmy zobaczyć. Arena jest co około tydzień, ale być może udałoby nam się wrzucić mniejsze walki pomiędzy to? Jest to rzecz, nad którą się zastanawiam… Ale z której łatwo będzie zrezygnować, jeśli coś pójdzie nie tak. - No cóż Egonie jeśli czujesz się na siłach i chcesz rozwinąć taki interes to nie widzę przeszkód. Czy jakoś moglibyśmy ci pomóc w tej sprawie? A Salkaten rzeczywiście nie jest zaraz za rogiem. Widzę, że masz za sobą ciekawą historię przyjacielu. - zamaskowany mężczyzna pokiwał głową na to co mówił gladiator. I raczej nie widział przeciwskazań co do jego pomysłu. - Nie widzę co prawda możliwości, w jakiej moglibyście mi pomóc - zamyślił się Egon. - Ostatecznie, jest to dopiero początek. Widzę jednak w tym interesie okazję dla nas wszystkich: jeśli interes wypali, to nie widzę przeszkód, dla których krąg w mieście nie mógłby się przysłużyć naszej sprawie, ot, choćby jako miejsce, w którym moglibyśmy zasilać nasz kult nowymi nabytkami - zaproponował Egon. - Za wcześnie wszakowoż nad tym się zastanawiać, nie chcę obiecywać niczego w przypadku, jeśli sprawa okaże się zbyt trudna, by ją w mieście zrobić. Nie chcemy wchodzić Theo w paradę, ale warto wiedzieć, że będzie to coś, co będziemy kontrolować my. - No cóż, więc powodzenia ci życzę w twoim przedsięwzięciu. Jakbyś czegoś potrzebował to daj znać choćby na przyszłym spotkaniu. Albo nawet powiedz jak to z tym idzie. Zwróć jednak uwagę na naszego Sebastiana. Wygląda mizernie ale to wykształcony cyrulik. Mógłby zapewnić wam zaplecze cyrulika właśnie. - mistrz życzliwie zgodził się z wnioskami gladiatora i nie ciągnął dalej tematu. A jednak mimo to wskazał na jednego z kolegów który może mógłby się okazać przydatny w takim przedsięwzięciu. - Cyrulik się przyda, rozważę to - Egon skłonił się, akceptując pomoc Starszego. Angestag (7/8); Wieczór; “Stara Adele”; koniec zboru; Zbór dobiegał końca i wszyscy jego uczestnicy zbierali się powoli do wyjścia. Nim jednak każdy z nich pojedyńczo opuścił pokład starej krypy należącej do Kurta, Versanie udało się złapać Sebastiana by w towarzystwie swojej kochanki z nim podyskutować. Rozmowa nie należała jednak do długich. Była to raczej prośba by cyrulik zjawił się wpierw u niej. Gdyż Kornas znów wymagał opieki medycznej po dzisiejszych walkach na Arenie. Następnie zaś u węglarzy ze względu na ranną w trakcie pojedynku na broń Normę. Wdowa miała do niego jeszcze jedno pytanie. Tyczyło się ono przesyłki adresowanej do Akademii a dokładnie tego czegoś co ruszało się w jednej ze skrzyń. Młody kultysta z tego co Ver wiedziałą był w posiadaniu znaczących informacji i mógł ją wspomóc w próbie identyfikacji “tego czegoś”. Ten na szczęście nie sprawiał kłopotów i okazał się być skory do pomocy. Może było to spowodowane jego raczej łagodną naturą a może po prostu był wdzięczny Versanie za jej wcześniejszą pomoc. Nim się dziewczyny obejrzały, znalazły się w pomieszczeniu sam na sam z Bydlakiem. Ten zaś na ich zaczął wesoło merdać przyciętym ogonem. Widok cieszył obie kultystki, które czuły względem futrzaka słabość. “No jak się można w nim nie zakochać.” Każdorazowo powtarzała Łasica kiedy odwiedzały dwugłowego czteronoga. Ver więc podeszła do niego rzucając mu resztki ze stołu i kawałek mięsa z ofiarnej kozy, który pozwolił zabrać jej Starszy. Ludy z północy wierzyły, że spożywanie ofiar dodawało sił. Ver sama do końca nie była tego pewna. Nie zaszkodziło jednak spróbować. Wszak Bydlak był częścią ich dość specyficznej rodzinki więc czemu miałby nie brać w sposób aktywny udziału w ich obrządkach. Chwilę więc postały patrząc jak psina wcina habaninę po czym opuściły pokład dziękując słodko Kurtowi za dzisiejszą gościnę. - To jak? Widzimy się niedługo z Rosą i resztą dziewczynek. - było to raczej stwierdzenie aniżeli pytanie - Pan Rozkoszy zapewne rad będzie widząc nas w takiej konfiguracji. - dodała uśmiechając się zbereźnie po czym klepnęła jędrny tyłek swojej kochanicy. Ta zaś tylko zajęczała i spojrzała prowokująco na koleżankę. Słowa były zbędne. Łasica nie należała do kobiet, które odmawiały a tym bardziej, które trzeba by przekonywać do takich figli. - Co byś powiedziała aby ponownie zafundować w towarzystwie Dagmary kąpiel i masaż obolałej Nomie? - zapytała w podobnym tonie jak wcześniej - Stoczyłą dziś ostry pojedynek a na moją propozycję takich rozkoszy spod twoich rąk nie odmówiła. - puściła jej oczko tym razem szczypiąc kształtną pupę skrytą pod ciężką suknią - Starszy chciałby się z nią spotkać więc dobrze by było ją jeszcze nieco urobić. - podzieliła się ze współkultystką tym co mówił jej ich Mistrz - Prócz tego planuje zaprosić ją na polowanie u boku Froyi więc dobry nastrój naszej berserki będzie tym bardziej wskazany. - zachichotała - Swoją drogą nasza waleczna blond arystokratka miałą możliwość dzisiaj porozmawiać na boku z Normą i wiesz co? - patrzyła zagadkowo na idącą obok siostrzyczkę - Potrafi mówić po norsku. - oczy miała wielkie jakby ujrzałą ducha swojego zmarłego męża - Niestety nie udało mi się dowiedzieć o czym rozmawiały więc dobrze by było abyś ty wyciągnęła z niej tą informację. - zasugerowała wychowance ulic kolejny ruch. Łasica podobnie jak Sebastian kilka pacierzy wcześniej zadeklarowała pomoc. Szczególnie, że metody jakich miała użyć do wykonania ów próśb należały do jej ulubionych. Szły więc sobie jeszcze chwilę mijając kilka ciemnych zaułków po czym pożegnały się w zwyczajowy dla siebie sposób. - Ja usługiwać Normie, zwłaszcza bez ubrania to zawsze bardzo chętnie. Ale szczerze mówiąc to nie wiem kiedy będę miała okazję. Właściwie jutro to już cały dzień od rana do wieczora mam zajęty. A w Wellentag od rana zasuwam do kazamat. Nie wiem o której skończę ale no chyba wieczór powinnam mieć wolny. To dopiero wieczorem. Chciałabym zabawić się z Normą ale nie wiem czy jak nie wyślesz dziewczyny to czy nie będzie szybciej. A właśnie co z naszą blond lwicą? Idziemy jutro do niej w południe? - Łasica zaśmiała się wdzięcznie jak zawsze gdy dłoń Versany lądowała na jej tylnych wdziękach. Albo właściwie na jakichkolwiek innych też. Wydawało się to jej sprawiać niezmienną przyjemność. Przylgnęła do swojej kochanki jak wdzięcząca się panienka do swojego idola ale jednak mówiła całkiem trzeźwo o tym jak jest zabiegana. - Masz na myśli Louise? - zapytała nie będąc pewną kogo jej sugeruje koleżanka - A co do Normy to poślę do niej Dagmarę. Brena będzie wtedy akurat na całodniowej służbie u twojej pracodawczyni. - zachichotała - A jeżeli chodzi o spotkanie w balii to wolę byś ty przy tym była. Jesteś po prostu wtajemniczona w nasze sprawy. - objęła przyjaciółkę przytulając ją do siebie - Umówię więc was na Wellentag. One wszystko przygotują a ty zjawisz się na gotowe. Dobrze? - Nie wiem czy będę mogła. Starszy mi kazał się zameldować na “Adele” po kazamatach i zdać relację jak to wygląda i czy mogę liczyć na to, że zostanę dłużej. - przyznała Łasica z cichym cmoknięciem oznaczającym, że szef tutaj zdecydował tak a nie inaczej. - No a nie wiem ile zejdzie na tej “Adele”. Jak niezbyt długo to jeszcze będę mogła gdzieś wyskoczyć i wówcza z Normą albo z tobą albo z dziewczynami to oczywiście bardzo chętnie będę wam usługiwać i spełniać życzenia. Zwłaszcza te nieprzyzwoite. - zapewniła prędko głaszcząc czule policzek kochanki. I chyba miała cichą nadzieję, że coś z tego umawiania na wieczór Wellentag może jednak wyjdzie. - A jutro tak, myślałam o wizycie w “Kocie”. Dawno nikt mnie nie przyciskał do ściany przeprowadzając skrupulatną rewizję osobistą. Poza tym trochę straciłyśmy ją z oczu i nie wiadomo co się u niej dzieje. - przyznała z mieszaniną fascynacji i rozsądku. Wydawało się, że silna i zdecydowana łowczyni heretyków dalej ją fascynuje ale też niepokoi się jak sarna która nagle odkrywa, że z widoku zniknął drapieżnik który tam był jeszcze niedawno. - Z Normą niby ja mogłabym się spotkać. Nie wiem jednak czy to nie za szybko. - zastanawiała się nad takim rozwiązaniem - Chociaż… - zamilkła na chwilę - Mam w zanadrzu pewne specyfiki. Myślę, że mogą ci się spodobać. Wezmę je ze sobą dzisiaj na “Tygrysice” to sama stestujesz. Chociaż wolałabym abyś ty się tym zajęła. Może więc inny dzień? - spojrzała pytająco na koleżankę - A z tą Louisą to tak. Trzeba ją koniecznie odwiedzić ale to jakoś z rana, bo koło południa wybieram się na cmentarz odwiedzić swojego mężusia. - zadrwiła - Przy okazji spotykając Buldoga. Mam nadzieje w każdym razie go tam spotkać. - zmarszczyłą czoło na myśl o tym, że może się to nie okazać takie oczywiste i łatwe - Po zmierzchu zaś zostałam zaproszona na romantyczną randkę przez samego porucznika Finka. - uśmiechnęła się złośliwie ujawniając swoją intrygancką stronę. - O to sam pan oficer zaprosił wesołą wdówkę na wieczorne spotkanie? No to jestem go strasznie ciekawa. Mam nadzieję, że mi potem opowiesz jak było. - pokiwała głową po tym jak cichutko gwizdnęła na wiadomość o planach przyjaciółki na jutrzejszy wieczór. - Ja się na jutro umówiłam z Pirorą. Mamy zwiedzać różne domy, żeby coś jej znaleźć. Chyba po spotkaniu z naszą Lwicą. Chociaż przyznam, że jakby wieczorkiem udało mi się zwiedzić samą Pirorę to byłabym bardzo ucieszona. - zdradziła swoje plany jakie ma na drugą połowę jutrzejszego dnia. - A z tym cmentarzem skąd wiesz, że ten Buldog tam będzie? - zapytała zaciekawiona skąd ta pewność w głosie na temat spotkania z szefem nocnej zmiany kazamatowych strażników. - A jest co zwiedzać. Same atrakcje. - puściła oczko słysząc oczekiwania Łasicy co do spotkania z “kuzyneczką” - No a o Buldogu mówiła bodajże Olena. Ponoć w każdy ostatni Festag miesiąca odwiedza on cmentarz. - przypominała przyjaciółce fakt o którym wspominała koleżanka Łasicy z zamtuzu - Pochodzę więc i porozglądam się. Ciekawa jestem co za grób on w ogóle odwiedza. - zastanawiała się na głos - To jak z tą Normą. Jak nie Wallentag to kiedy? - Jak nie Wallentag to nie wiem kiedy. Może następny dzień. Dam znać w Wallentag. Może się uda tego wieczora z tą Normą. A może nie. - Łasica jak sama nie wiedziała jak pójdzie jej pierwszy dzień w nowej pracy to i nie bardzo była w stanie przewidzieć jak będzie dostępna po tej pracy i spotkaniu na “Adele”. - A z tym Buldogiem racja. Olena coś takiego mówiła. No ale nie wiadomo czy jej powiedział prawdę i nawet jak chodzi tak jak mówił to o której. Ale większość chodzi po porannej mszy jak już. Ale nie wszyscy. - poradziła koleżance. - Tak też mi się wydaje. - potakująco kiwała głową - Spróbować nie zaszkodzi w każdym razie. Ciekawa w sumie jestem kogo on tam ma. - zastanawiała się na głos - Jeżeli zaś chodzi o Normę to daj mi jakoś znać abym wiedziała na kiedy wszystko przyszykować. - to nie było coś co załatwiało się w moment. Ostatnio edytowane przez Pieczar : 24-04-2021 o 16:04. |
24-04-2021, 04:11 | #259 |
Reputacja: 1 | Angestag (7/8); Wieczór; tawerna “Pełne żagle”; Versana, Brena, Dagmara, Blanka Czas gonił ją niczym pies łowczy ścigający swoją ofiarę. Jej jednak nic nie groziło. Dzięki Tzeentchowi czekała na nią najprzyjemniejsza część dnia - spotkanie z gromadką uroczych dziewcząt. Nie brakowało jej dzisiaj ani emocji ani poważnych rozmyślań. Każdemu czasami należy się odrobina przyjemności i odprężenia. Z takim to też nastawieniem w towarzystwie swoich dziewczynek wdowa po kupcu zmierzała w kierunku tawerny w której zazwyczaj przesiadywała Rosa wraz załogą i w którym tymczasowo pomieszkiwała Pirora. Po zborze zdążyła tak naprawdę wziąć szybką kąpiel, wyszykować się i zabrać oręż. Nowe cacko w postaci pistoletu nieco ją fascynowało ale i odstraszało swoją złożonością zarazem. Liczyłą na to iż Rosa wytłumaczy jej wszystko po kolei łopatologicznie jak to zapewne działo się w przypadku takich żółtodziobów jak ona. Nim kultystka opuściła swoją kamienicę zajrzała jeszcze do Kornasa. Ten jednak poddany działaniu obu specyfików spał niczym niemowlak. Obok jego łóżka leżała misa z wodą oraz coś na ząb. Greta doskonale widziała jak zadbać o biedaka. Szczególnie, że to nie była pierwszyzna kiedy eunuch wracał z obitą gębą do domu. Najważniejsze, że pomimo kilku siniaków i zadrapań jego życiu nic nie zagrażało. Ver jednak jak przystało na koleżankę, pracodawczynie i siostrę w wierze jednocześnie, tuż przed opuszczeniem Adele poprosiła Sebastiana by ten zajrzał do niej następnego dnia i rzucił na odniesione przez jej ochroniarza swoim fachowym okiem. Nie zapomniała również o dzielnej Norsce z północy, która w odróżnieniu od ostatniego starcia w trakcie, którego stanęła na wprost łysola dziś walczyła z bronią w ręku i to nie jakąś atrapą jak w przypadku treningów Foryi i Ver. Sebastian znał adres zaś węglarze znali już Sebastiana. Nie powinni więc mieć żadnych obiekcji przeciwko jego wizycie szczególnie, że wszelkiego rodzaju koszty wyznawczyni Węża pokrywała z własnej kieszeni. Przy okazji rozmowy z cyrulikiem brunetka poprosiła go jeszcze o próbę odnalezienia czegoś na wzór grzybków, które aplikowała swojemu zawodnikowi przed walkami. W prawdzie pozostały jej jeszcze cztery sztuki. Wolała jednak się zabezpieczyć na przyszłość. Były one pomocne znacznie wspierając Kornasa w trakcie starć. Szły więc we cztery. Wszystkie atrakcyjne i uzdolnione mimo, że każda w nieco inny sposób. Mijały kolejny zakręt i zaułek aż w końcu im oczom ukazała się znajoma każdej z nich tawerna. Za drzwiami, której czekało na nie nieco rozrywki, śmiechu i ucieczki od codzienności. Zwróciła uwagę na machająca do niej blondynkę z Averlandu i Panią kapitan która właśnie kończyła taniec z przystojnym dobrze ubranym mężczyzną. Oboje zasiedli koło reszty kobiet i o czymś rozmawiali. Choć Pirora dała im znać o nadchodzącej szlachciance. Widok nadchodzących czterech piękności potrafił wprawić mężczyzn w osłupienie odbierając im mowę na kilka dobrych chwil. Ten zasiadający przy stole również się nie odzywał. Jego reakcja jednak nie zdradzała śladów zakłopotania a raczej zadowolenia i zaskoczenia zarazem. - Witacie kochane i... - słowem wstępu Ver zagaiła do zasiadającej przy stole gromadki - ...ciebie nieznajomy. - dodała spoglądając pytająco na nową w towarzystwie twarz - Nie przedstawicie nas sobie? - sama wyszła z inicjatywą chociaż to w obowiązku mężczyzny było przywitać się z damą całując ją przy tym w dłoń. Ten tutaj wydawał się być kimś więcej niż jakimś podrzędnym marynarzem czy przedsiębiorcą. Był zbyt dobrze ubrany i ogólnie reprezentował dużo wyższą elegancję. - Nadia jeszcze nie dotarłą? - zapytała rozglądając się po izbie. Wszak po opuszczeniu pokładu “Adele” wspominała iż musi tylko na chwilkę wpaść do siebie aby zte robocze szmaty na swoje ulubione skórzane spodnie. - Witam piękne panie. Porucznik Keller do usług. - przywitał się czarnowłosy brunet elegancko biorąc dłoń wdowy w swoją aby ją ucałowac. - Niestety na mnie już pora. Do zobaczenia jutro Piroro. - oficer skłonił się najpierw blondynce a potem reszcie kobiecego towarzystwa po czym dziarsko ruszył przez główną salę tawerny wychodząc na zewnątrz. - A cóż to za kawaler? - zapytała Pirorę widząc iż ten poświęcił jej najwięcej swojej uwagi - Niczego sobie przyznam. Chętnie sprawdziłabym czy tam nadole równie dorodny jak u góry. - zachichotała napinając muskuł. - Oficer Jonas Keller, Nawigator na statku Princess Elizabeth. Mieszka w tawernie “trzech kuflach” jakbys postanowiła zacząć znajomość i jutro rano po wizycie w świątyni idziemy na spacer. - Wyjasnila grzecznie blondnka pomijajac sprośne komentarze kuzynki. Versana tylko uśmiechnęła się widząc iż nowy narybek ich zboru nie próżnuje poszerzając krąg znajomości z prędkością wiejącego sztormu. - Niestety jestem zmuszona odmówić. - odparła - Jutro dzień świąteczny więc czeka mnie przechadzka na grób męża a następnie obiadokolacja w towarzystwie równie szarmanckiego dżentelmena. - To przyszłaś tutaj? Myślałam, że mamy się spotkać u mnie na statku. Właśnie miałyśmy tam iść. Może jak Nadii nie ma ani tutaj ani z wami to już tam na nas czeka. - Rose pożegnała oficera ciepłym spojrzeniem i nie mniej ciepło uśmiechnęła się do nowo przybyłej grupki. Teraz już miały obsadę by obsadzić obie ławy stołu w komplecie. Ale pani kapitan wstała, złapała za pas z bronią jaki chwilowo zostawiła na kolanach blondynki i zaczęła go przypinać. - A przy okazji Ver znalazłam rano twój liścik w “Kuflu”. - powiedziała podnosząc na chwilę głowę od zapinanego pasa aby spojrzeć na czarnowłosą rozmówczynię. - Bardzo ci dziękuję za troskę no i sam liścik. Ale wydaje mi się w porządku, że jeśli ty dziś miałaś używanie moich zabaweczek na cały dzień to na jutro pożyczysz mi swoje. Prawda? - pytała zapinając ten pas z bronią i mówiła jakby to chodziło o zwykłą formalność na jaką były umówione wcześniej i teraz tylko finalizują te ostatnie detale. - I ucałowałabym klamkę w czasie gdy wy w najlepsze filirtowałybyście z tamtym przystojniakiem? - uśmiechnęła się puszczając oczko w kierunku Rosy - Co do dziewczyn to sądziłam iż jesteśmy dogadane. - zachichotała ponownie przypominając wilczycy morskiej o umowie jaką zawarły w trakcie zakupu dzierlatek - Niech służą ci w najlepsze. - klepnęła w tyłek Dagmarę nim ta zdążyłą usiąść - Z resztą będę chciałą podyskutować z tobą na temat tego co udało mi się dzisiaj ustalić i wydaje mi się iż nie powinnaś być zawiedziona. - posłała całusa w kierunku Estalijki - To co? Zbieramy się? Nie chcemy chyba by Nadia zamarzła nam na kość bądź wpadła w łapki wygłodniałych kobiecych wdzięków marynarzy. Angestag (7/8); Wieczór; żaglowiec “Tygrysica” - pokład; Versana, Pirora, Brena, Rosa, niewolnice Nad miastem już od dobrych paru dzwonów panowały nocne ciemności chociaż zwyczajowo był jeszcze wieczór. Wraz z wieczorem przyszedł śnieg. Padał z czarnego nieba miękki, biały, zimny puch. Bez wpływu wiatru było to całkiem spokojne zjawisko, całkiem inne niż ta kurzawa jaką wywołał wiatr w środku dnia. W końcu na pokładzie jednego ze statków zacumowanych przy jednym z portowych pirsów zastukały liczne buty. Czy ktoś przyszedł prosto z tawerny czy przeszedł tylko kawałek z innego statku wzdłuż portowego nabrzeża to mniej więcej o umówionej porze był na miejscu. A gdy grupka weszła po trapie na pokład można było spojrzeć z morskiej perspektywy. Po jednej stronie ciemne, pluszczące wody zatoki po drugiej lądowe wybrzeże. Gdyby nie lampy zapalone na pokładzie tu i tam to by było ciemno. W ich świetle było widać kilka sylwetek marynarzy ale w centrum tej sceny była grupka młodych kobiet. - Witam w moich skromnych progach piękne panie. Od czego byście miały ochotę zacząć? - zapytała de la Vega wskazując gestem na swój statek. Od strony dziobu i rufy wznosiły się krótkie nadbudówki w jakich widać było zarys wejść a pośrodku pokładu wznosił się maszt gruby jak pień solidnego drzewa. Żagli jednak nie było widać, podobnie zresztą jak na wszystkich innych sąsiednich statkach zacumowanych w porcie. - No właściwie skoro ty i Versana macie umówiona lekcje szermierki ja z mogę udać się do kajuty z jakimś światłem i zająć się strojami dziewcząt. - Na pytające spojrzenie pani kapitan blondynka powiedziała. - To pomysł Versany niech ona ci wytłumaczy moje rysunki nic nie kosztują. - A to nie miałabyś ochoty spróbować sił z floretem bądź… - sięgnęła za pas wyciągając kupioną dzisiaj pukawkę - ...czymś bardziej niekonwencjonalnym? - prezentowała broń obracając ja i raz jeszcze przyglądając się jej w blasku wschodzących księżyców. - W sensie Ja? Oj nie, znam swoje ograniczenia. Szermierka czy strzelanie nie są moją domena. Wolę pędzel i pióro. - Pirora zaśmiała się i popatrzyła w stronę pani kapitan by była jej rycerzem i ja uratowała przed tym losem. - Nie wiesz co tracisz kuzyneczko. - zachichotała celując pistoletem przed siebie - Nawet nie wiesz jak to przyjemne. No może nie tak jak pocałunek, bo to zupełnie inny wymiar ale ilość frajdy jaką to dostarcza jest naprawdę duża. - To nie zostaniesz nam kibicować, klaskać i mdleć z wrażenia? - Rose też chyba była nieco zaskoczona odpowiedzią blondynki. Ale pytała raczej ciepłym tonem. Podeszła do niej na tyle blisko, że mogła poprawić jej kołnierz płaszcza i pogłaskać kciukiem po policzku. - No ale nie będę cię zatrzymywać jeśli masz nam naszykować jakąś niespodziankę. Tylko uprzedzam, że kajuta to nie pokój w gospodzie więc wiele miejsca tam nie ma. - powiedziała nieco głośniej mimo wszystko pozwalając na taką wizytę w swojej kajucie. - Tylko się tu nie całować. - rzuciła Ver z boku widząc stojące na tyle blisko siebie kobiety, że taką postawę można by odebrać za dwuznaczną - W każdym razie nie beze mnie. - zachichotała podkreślając iż tylko się wygłupia. Zażyłość obu cudzoziemek nie uszła jej uwadze. Nie martwiłą się jednak. Pirora grała z Ver do jednej bramki a co w rodzinie to nie zginie. - To jak Roso? Pokażesz mi jak się tym cudeńkiem posługiwać? - przymrużyła oko i ponownie celowałą gdzieś w dal, w ciemność wieczornego nieba. - A pokaż co ty tu masz. - Estalijka odprowadziła Pirorę wzrokiem gdy ta zniknęła w niskich drzwiach rufowej nadbudówki prowadzona przez jednego z marynarzy. Potem wzięła do ręki kupiony dzisiaj pistolet. Podeszła do jednej z lamp zamocowanych przy maszcie aby lepiej widzieć w tych ciemnościach i zaczeła go oglądać. Sprawdziła kurek, zajrzała w przewód lufy, wycelowała nim gdzieś w wody zatoki i w końcu opuściła. - Żadna rewelacja. Ale całkiem w sam raz, wstydu nie ma. Wiesz jak tego używać? - w końcu wydała werdykt o kupionej broni i nie był jakoś specjalnie negatywny. Chociaż dało się wyczuć nutkę wyższości bo przy obu pistoletach pani kapitan to ten Versany wyglądał jak ubogi krewny. Ale widocznie miał co powinien do samego strzelania. - Szczerze mówiąc to pierwszy raz coś takiego trzymam w ręku. - odparła robiąc głupią minę - Do tej pory w dłoni dzierżyłam nieco inne lufy o zdecydowanie mniejszym kalibrze. - wpierw spojrzała na swoją zabaweczkę a następnie włożyła ją do krocza komediowo machając i udając męskie przyrodzenie - To od czego zacząć? - Aha. Czyli to twój pierwszy raz? No to nawet lepiej, że nie kupiłaś czegoś droższego. - brwi Estalijki uniosły się do góry a głowa powoli skinęła gdy zorientowała się w zerowym doświadczeniu koleżanki z obcowaniu z bronią tego typu. - No to trzeba zacząć od załadowania. Dobrze, że masz tu zamek kołowy to nie musisz się z lontem kłopotać. - powiedziała kapitan stukając palcem w okrągłe coś z tyły pistoletu. A potem pokazała co jest co. Robiła to powoli tłumacząc przy okazji jak to się wkłada do lufy kulę, przybija aby sięgała do dna lufy, jak się podsypuje proch no i na koniec jak broń była załadowana wycelowała gdzieś w wody zatoki i pociągnęła za spust. Broń huknęła, z lufy wystrzelił gryzący dym i chyba nawet iskry a jak kula w coś trafiła to i tak nie było tego widać w tych ciemnościach. - Strzela się szybko ale jak widzisz ładuje dość wolno. W walce zwykle nie ma na to czasu dlatego strzelcy często noszą więcej niż dwa pistolety. - klepnęła swoje dwa pistolety wciśnięte za swój pas aby zademonstrować dlaczego sama nosi więcej niż jedną broń tego typu. - No to teraz ty. Spróbuj załadować. Najpierw proch, potem kula. - powiedziała oddając wdowie jej pistolet i pokazując na dwa woreczki, jeden z kulami a drugi z prochem. Ver odebrała pukawkę od przemytniczki postępując następnie według jej zaleceń. ~ Proch, dopchnąć, kula. ~ szeptała pod nosem ułatwiając sobie niejako te nowe dla niej czynności ~ Wyceluj. ~ dodała podnosząc broń i mierząc w bezkres Morza Szponów. Gęsty dym o ostrym zapachu uniósł się ponad zamkiem pistoletu. Kula zaś zniknęła w ciemności wieczornego nieba. Było w tym coś fascynującego. Wdowa czuła przyjemne mrowienie w ręku po tym jak broń kopnęła w momencie naciśnięcia spustu. - Jest moc. - rzekła zdmuchując resztki amby wydostającej się z wylotu lufy - Do może postrzelamy do celu? - zaproponowała - Jakiś zakładzik? - propozycja była dość odważna a szanse na wygranie w tej konkurencji przez Ver były marne. Nie to się jednak liczyło. - To postrzelaj. Chłopcy! Przynieście jakieś butelki! - Rose krzyknęła na swoich marynarzy i ci skinęli głowami ze dwóch pobiegło gdzieś pod pokład znikając im z widoku. - Jak masz tyle kul co tutaj to stawiałabym raczej na butelki. - powiedziała nieco rozbawiona kapitan wskazując wzrokiem na niewielkie woreczki z prochem i kulami jakie koleżanka kupiła dzisiaj razem z pistoletem. - Dam ci fory. - rzuciła żartobliwie - Zaczynaj. - zamaszystym ruchem ręki wskazałą na “cele” i ustąpiła miejsca gospodyni. - Zajmę się tymi co zostaną po tobie. - odparła żartobliwie estalijska oficer i spojrzała na rufową nadbudówkę. Wychodzili nim pospiesznym krokiem marynarze z naręczami butelek. Na jeden gest swojej kapitan zaczęli je ustawiać na balustradzie burty. Jedna kawałek od drugiej po czym odsunęli się na przeciwległą burtę. - No to zapraszam. Stań tu przy maszcie i spróbuj sama nabić i ustrzelić ile zdołasz. - powiedziała zachęcająco wskazując na te szklane cele. Podeszła więc pod maszt. Oparła się o niego plecami i zaczęła celować. Ręka jej nieco dygotała. Broń może nie należała do najcięższych. Jednak gdy trzymało się ją przez dłuższą chwilę przy wyciągniętym ramieniu dawała popalić stawom i mięśniom, które w przypadku smukłej Versany nie były imponujących rozmiarów.. “Trach” - Pierwszy strzał oddany. Następnie przeczyszczenie lufy, wsadzenie kuli, ubicie, wsypanie prochu i ponowna przymiarka. “Bum” - Tumany dymu wzniósł się ponad głowy zgromadzonych. Powtórka. Przeładowanie i strzał. Po kilku takich kolejkach Versanie wydawało się iż jej bark zaraz wyskoczy ze stawu. W dłoni zaś niemal całkowicie straciłą czucie. - No i jak mi poszło? - zapytała ciekawa rezultatu. Nie do końca jednak widząc cele do których strzelała. Kopeć nie rozmył się do końca zasłaniając skutecznie to co miała przed sobą. Prócz tego wdzierał się w oczy wyciskając z nich łzy. Nie przejmowała się tym jednak ocierając je rękawem swojej sukni. - Jak na pierwszy raz nawet nie tak źle. - skwitowała Estalijka z łagodnym uśmiechem. Chociaż zdecydowana większość postawionych butelek jak stała na balustradzie burty tak stała nadal. Niektóre spadły podczas tego próbnego strzelania może trącone podmuchem może od ruchów pokładu. Które ledwo się dało wyczuć na spokojnej wodzie zatoki ale jednak nie była to stabilna ulica czy inny nieruchomy ląd. Ostatecznie może jedna czy dwie butelki rozprysły się po trafieniach ołowiem. Podobnie opornie w rękach nowicjuszki szło ładowanie obcej sobie broni. Niby prosty przepis potrafił się nieźle skomplikować w spoconych dłoniach. Znów raz czy dwa musiała poprosić bardziej doświadczonego strzelca o pomoc w opanowaniu tej trudnej dla siebie sztuki. Aż wystrzelała cały zapas kul i prochu kupionych razem z bronią. Ale nauczycielka okazała życzliwość i wyrozumienie więc nie okazywała zniechęcenia czy zniecierpliwienia jak co jakiś czas ołowiana kula przelatywała w towarzyszącym mu huku, błysku i smrodzie spalonego prochu pomiędzy relingiem a rozstawionym na nim szkłem lecac gdzieś w ciemność wód zatoki. - Musisz poćwiczyć. I kupić więcej kul i prochu. - poradziła klepiąc w ramię nowicjuszki w obsłudze broni palnej. --- Mecha 49 Versana; trening pistoletu; (US); 15+20-30=5; rzut: Kostnica 11; 5-11=-6 > por = pudło Versana; trening pistoletu; (US); 15+20-30=5; rzut: Kostnica 59; 5-59=-54 > por = pudło Versana; trening pistoletu; (US); 15+20-30=5; rzut:Kostnica 9; 5-9=-4 > por = pudło |
24-04-2021, 04:11 | #260 |
Reputacja: 1 | Angestag (7/8); Wieczór; żaglowiec “Tygrysica” - pod pokładem; Versana, Pirora, Brena, Rosa, niewolnice - Postanowiłam nie projektować ubiorów dla nich pod siebie, ani pod styl czysto Averlandzki. Bo było to by nudne nie wspominając już że potem każda osoba ktora ubierałaby się jak ja uznawana była by za twoja prostytutkę. - Pirora wyjaśniła Versanie szkicując style ubiorów. - Starałam się by komplementowały urodę dziewcząt wraz z ich walorami. - Mówiła dalej Pirora nie przerywając nanosić ostatnie poprawki na szkice. - Dla większości proponuję gorsety dla podkreślenia talii oprócz Ajnur tutaj wyróżniłbym ją też z ubioru. Patrz materiał który się leje, dwa kolory jaśniejszy na prosta sukienkę i ciemniejszy na narzutkę. - Dla Benony i Blanki proponowałabym spódnice i poł gorset, mają największe piersi można to dodatkowo uwydatnić takim gorsetem, myślę że klienci docenili by szanse lepszego dostępu do tych parti ciala… - Pirorze chodziło że taka pierś łatwo może wyskoczyć na wierzch i być też łatwo schowana po wszystkim przez dziewczyny. - Dla Breny proponuje taki gorset cały. Jej dekolt będzie wyglądał apetyczniej niż teraz. Powinien być ozdobiony haftem Spódnica powinna być raczej prosta być może jakieś bolerko z futra by też dziewczyna nie zamarzła. - - I na koniec twoja lutnistka, z uwagi że powinna mieć coś co pozwala Dagmarze grać proponuje by miala sukienkę tez z odkrytymi ramionami ale z rękawami. Dół marszczony, góra marszczona, rękawy splątane wstążka z innego kolory materalu, będą dzieki temu wyglądać trochę bufiaste. Mam taką w bagaży więc jakby wasza nie była niebieska. - Pirora skończyla wszystkie szkicę i rozłożyła je przed panią kapitan i Versaną. - Reszta leży w fryzurach i akcesoriach, kolczyki, ozdobne szpile do włosów, naszyjnik ściśle przylegający do szyi. Dziewczyny powinny mieć raczej upięte włosy lub zaczesane tak by prezentować szyje, zwłaszcza jak mają wyeksponowane ramiona czy dekolt. Dzięki temu zawiesza wzrok drugiej osoby na dłużej, niezależnie od tego od której strony mężczyzna spojrzy nie będzie miał żadnej przeszkody między twarzą a resztą ciała. Zapatrzy się dłużej a o to chodzi. - Wszystkie nie powinny być zbyt drogie do wykonania a wyglądać na tyle inaczej by wyróżniały się w tłumie. Choć nie wpuściłabym ich tak na salony ale chyba nie wydaje mi się że będziesz je zabierać na przyjęcia szlachty. Wtedy musialy być bardziej strojnie ubrane ale i nie musiały by przejmować się ciepłą bielizną pod bo były by w środku jakiegoś pomieszczenia. . Versana z zaplecionymi na piersi rękoma przyglądała się szkicom Pirory na których ta prezentowała proponowane przez siebie stroje. Dziewczyna była świetna. Miałą poczucie piękna i gust godny salonów. Chociaż na nieco inną modę niż ta, która panowała na północy. To jednak w ocenie wdowy był atut. - Jaką zaś kolorystykę byś proponowała? - przekładając kolejno kartki spytała “kuzyneczkę” - Pastelowe? Głębokie i intensywne odcienie fioletu, błękitu, różu? Rubinowej czerwieni? Szmaragdowej zieleń? - to właśnie te barwy charakteryzowały Węża i to je upodobał on sobie najbardziej - Kontrast jest w modzie? - Kolorami możemy się bawić, nie wiem ile chcesz wydać na te stroje, wiadomo niektóre barwniki potrafią być skandalicznie drogie. Kolor to też kwestia indywidualna, odcienie zieleni dla naszych płomienno włosych byłby idealny, ale Benona lepiej wyglądałaby w ciemnej szmaragdowej zieleni natomiast Brena powinna ubierać się w coś co bardziej przypomina zieleń świeżej trawy. Blanka może nosisz czernie w połączeniu z, czerwieniami lub kremową żółcią taką co imituje złoty kolor. Dagmara dobrze będzie wyglądać w pastelach, w kremowych bielach i błękitach. Ajnur właściwie pasują mocne zdecydowane kolory, tutaj do stroju możemy wpleść te kontrasty jasny bliżej ciała ciemny jako okrycie. Mocny fiolet i może być z pastelową jasną żółcią, biel z czernią, brąz z błękitem. - Pirora wyjaśniła, wolała mieć farby do tego ale miała tylko rysik więc poczyniła luźne notatki z sugestiami w wolnych miejscach lub po drugiej stronie szkiców. Tak duża paleta barw cieszyłą Versanę. Z reguły im bardziej kolorowo tym lepiej. Niektóre odcienie jednak Wężowy Pan upodobał sobie bardziej. - Myślę, że wyglądem mogłyby zrównać się z niejedną mniej zamożną szlachcianką. - skomplementowała zdolność Pirory do łączenia ze sobą maści, faktury i kształtu - Zaś jeżeli chodzi o ceny i towar to myślę, że i na to znajdę sposób. Jest w mieście pewien kupiec, który zajmuje się obrotem takich właśnie towarów. Skóry, tkaninym pigmenty, ozdoby. Czego dusza zapragnie. - nawiązywała rzecz jasna do ofiary swoich niedawnych wybryków - Podam ci adres jego sklepu. - rozejrzała się po kajucie w poszukiwaniu kawałka kartki i pióra z inkaustem. Na szczęście przyrządy piśmiennicze leżały na biurku. Podeszła więc do niego i szybko naskrobała dane właściciela wraz z danymi jego placówki handlowej po czym ten sam skrawek papieru wręczyła współwyznawczyni. - Hubert Grubson. To mój dobry znajomy i wspólnik zarazem. - przedstawiła nieobecnego kupca - Powołaj się na mnie a na pewno znajdzie coś odpowiedniego co zaspokoi twoje gusta. Nie wspominaj jednak o tym, że chcesz szyć coś na moje zlecenie a jedynie na swoje potrzeby. - Ver doskonale pamiętała również o umowie jaką dogadywała z grubasem apropos dostarczania mu klienteli. Nie chciała jednak zdradzić się również z tym iż korzysta z usług innych krawcowych. - Swoją drogą to mam ciekawą anegdotę dotyczącą jego osoby i myślę, że mogłaby ci się ona spodobać. - uśmiechnęła się złowieszczo - Przypomnij mi jednak o niej gdy będziemy już wracać do siebie. - nie chciała jednak dzielić się nią w obecności wszystkich zebranych ślicznotek. Była to informacja zbyt “delikatna”. - To jak Roso? Stroimy swoje dziewczęta? - zapytała nagle gospodynie - Kosztami zaś podzielimy się na pół naturalnie? - Wyglądają ciekawie. - kapitan stwierdziła przyglądając się rysunkom przygotowanym przez blondwłosą artystkę. - Da się takie coś uszyć czy to tylko na papierze tak wygląda? - zapytała kapitan. - Moja Irina z pomocą Kerstin powinny sobie poradzić, tylko że to trochę trwa więc nie spodziewajcie się że one pojutrze pójdą kupić materiał a kolejnego dnia te stroje będą gotowe. Dobrze by było też gdyby dziewczyny były dostępne do przymiarek. Strój Ajnur powinien zająć najmniej czasu. Najwięcej zajmą pewnie hafty na gorsetach i same gorsety. - Pirora powiedziała blondyneczka wprowadzając kobiety w świat gorseciarstwa. - No i jeśli Kerstin i Irina będą zajęte ja sama zostaje bez osoby do odganiania mej skromnej osoby i towarzyszeniu mi w ciągu dnia jeśli tego bede potrzebować. Więc liczę bezczelnie wam mówię że chciałabym prosić byście mi użyczyły jedną ze swoich dziewcząt. Choć… moment moment… właśnie wpadłam na pomysł… ale no nie wiem. Jak u dziewcząt z szyciem? Bo część z tych sukienek i spódnic powinno być dosyć prosto uszyć jak już wytnie się krój. Irina mogła by pomóc im w kroju, Kerstin pomogłaby dziewczętom w samodzielnym szyciu. Irina miałaby więcej czasu by zająć się gorsetami a dziewczyny nauczyły by się czegoś przydatnego. No i moje dziewczyny były by pod ręką by ingerować jeśli coś wasze by przerastało. Mogło to by zaoszczędzić trochę czasu. Co wy na to ? - Pirora wyjaśniła w czym rzecz. - Nie widzę przeszkód ze swojej strony. Moje dziewczęta na pewno będą chętnie współpracować z twoimi. - Rose spojrzała na owe jej dziewczyny i Benona z pogodnym uśmiechem twierdząco pokiwała głową na znak zgody. - A co zajmowania się twoją skromną osobą to ja bardzo chętnie. Przynajmniej póki tu jestem jeszcze przez parę dni. Może sama sprawisz sobie taki zdolne zabaweczki? - Estalijka objęła ramię Pirory poufałym gestem dając znać, że chętnie spędzi z nią wolny czas. Ale perspektywa jej wyjazdu do stolicy zbliżała się dużymi krokami. - Z tego co mówiła Rosa to życzyłaby sobie aby moje dziewczęta spędziły jutrzejszy dzień w jej towarzystwie. - przypoimniała czarnowłosa kultystka - Ja zaś nie zamierzam niweczyć jej planu. - zachichotała - Poza tym są one do twojej dyspozycji Piroro. - uśmiechnęła się do “kuzyneczki” - Wpierw proszę jednak poinformuj mnie na kiedy mają się one u ciebie stawić. Tak abym mogła planować swój dzień czy tydzień nawet. - to w sumie było jedyne zastrzeżenie co do życzenia Averlandki. Nie dało się uszyć porządnego stroju bez zbierania miar i przymiarek. Ver zaś zależało na tym by stroje powalały swoją klasą i szykiem. - Jesteś pewna, że musisz tam jechać? - zwróciła się teraz do wilczycy morskiej - Uschniemy tu z tęsknoty bez ciebie. - ze smutnym wyrazem twarzy patrzyła prosto w oczy Rosy de la Vega. - Jutro dzień świąteczny, powinno się więc lenić a nie pracować. Toteż jutro jeszcze Irina mnie ogarnie kolejnego dnia znajdę czas by podejść do tego sklepu i kupimy materiały Ajnur i Benona mam na miejscu więc zaczniemy od nich podstawy powinniśmy skończyć zanim wyjadą,... chyba... a potem zajmiemy się zdobieniem więc do tego nie muszą być obecne. Z tobą Rose mogę ustalać rzeczy szybciej bo mieszkamy pod jednych dachem, a tobie kuzynko obiecuję że dam przynajmniej dzień wcześniej zapytanie czy możesz podesłać na konkretny dzień jedną z dziewczyn do pomocy. No i jak już zaczniemy szyć to ta której szykujemy ubiór musi być obecna. Może nawet jak na spokojnie usiądę nad planem mojego tygodnia to dam ci rozpiskę kiedy będe do czego potrzebować. - Pirora wyjawiła, na pytanie o własne niewolnice pominęła. Pomysł nie był zły ale niewolnicy kosztują a ona miała do kupienia kamienicę. I pewnie też remont. - No te złote dublony same się nie zarobią. Więc trzeba się po nie schylić i podnieść z ulicy. Tym razem pojechać po nie do stolicy. I to raczej prędzej niż później. Ale jak widzę na co się zanosi to chyba zostawię dziewczęta tutaj. Szkoda te ślicznotki odmrażać w tym śniegu i zadymkach. - powiedziała de la Vega dumając nad najbliższymi dniami w jakich miała zamiar opuścić to miasto i ruszyć na południe. Pogłaskała przy tym czule policzek jednej a potem drugiej swojej służebnicy gdy widocznie nie chciała je narażać na takie ciężkie warunki jakich się spodziewała podczas zimowej podróży przez leśne ostępy. - Dobrzę. Dziewczętom też przyda się chwila odetchnienia. - zauważyła. Wszak która kobieta nie lubiła się stroić lub brać bardziej lub mniej czynnego udziału w szykowaniu ubioru dla niej. Miała to być swoista nagroda i zachęta dla całej czwórki niewolnic. Ver liczyła więc, że te to docenią i okażą wdzięczność. - Twoje służebnice są urocze i mają wszystko na swoim miejscu. - zauważyła spoglądając na obie - Nie zastąpią nam jednak ciebie kochaniutka. - dodała ze smutnym wyrazem twarzy - Żaden z twoich pierwszych oficerów nie nadaje się aby cię w tym zadaniu zastąpić? - Są rzeczy w jakich oficerowie mogą zastąpić kapitana. I są rzeczy w jakich nie mogą. I to jest właśnie jedna z takich rzeczy. - odparła estalijska oficer z rozbrajającym uśmiechem i rozkładaniem ramion na boki. - Może więc warto zrobić coś abyś o nas pamiętała? - jasnym było to, że Ver sugeruje wykonanie tatuażu. Spoglądała więc pytająco na panią kapitan licząc, że ta tym razem ulegnie. - A może i ty byś się kuzyneczko odważyła na taki ruch? - spojrzała na aspirującą do kultu kobietę. W prawdzie prędzej czy później i tak Pirora powinna się zgodzić. Wszak miał być to jeden z elementów inicjujących wstąpienie do nowo powstającej komórki o której Averlandka póki co nic nie wiedziała. - Dagmaro. Strasznie smętnie tutaj. - zwróciła się tym razem do najbardziej uzdolnionej muzycznie spośród zgromadzonych dzierlatki - Brzdęknij więc w struny, Rozwesel towarzystwo. Wszak nasza przyjaciółka niedługo rusza w podróż. Nie będziemy więc chyba siedzieć i płakać. - Blanka a ty co tak siedzisz i w sufit się patrzysz. - z wesołością w głosie zagaiła do drugiej ze swoich niewolnic - Puchary puste aż straszą. Polej więc. - dodała wskazując na stół na którym rozstawione były trunki wraz z naczyniami. Kultystka nie straciła nic na entuzjazmie i lekkości wypowiedzi oraz ruchów. - Czy mogę prosić szanowne panie do tańca? - z elegancją godną salonowego dżentelmena Ver odsunęła w tył nogę lekko się kłaniając i wyciągnęła obie dłonie by zachęcić do wspólnej hulanki zarówno Pirorę jak i Rosę. - Tutaj? Daj spokój Ver ledwo się tu mieścimy. Jak czas na załatwianie spraw się skończył i pora na hulanki i swawole to bywajmy na miasto. - Estalijka uniosła brew wskazujac na jakże zatłoczoną kajutę w której jak były poprzednio w połowie mniej licznej grupie już było ciasno. Kajuta kapiańska zdecydowanie nie była pomyślana o wizytowaniu tak licznej grupy jak obecnie. Kapitan więc dała hasło do wymarszu wskazując dłonią i wzrokiem na drzwi prowadzące na korytarz i dalej na pokład i resztę miasta. Jej dziewczęta bez oporu wykonały polecenie swojej pani wychodząc z kabiny w wesołych nastrojach. |