Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2021, 20:38   #58
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Now I hear "THEM" again, singing
Twilight symphony, twilight
I hear "THEM" again, singing
Twilight symphony, twilight“
King Diamond “Twilight Symphony”



We dworze Duniewiczów
Noc ta zaiste do historyi przejdzie i mnogość dum o niej śpiewać będą. Wielu się dowie, co się we dworze Duniewiczów działo, a większość uwierzyć nie będzie mogła i za rojenie wariata wszystko brać będą. Kto to bowiem widział, ażeby najprawdziwsze diobły z piekła rodem po ziemi harcowały i takie zgorszenie czyniły.

Nie dość było ognia palącego, co pod niebiosa strzelał. Nie dość trwogi, co ludzkie serca po same brzegi wypełniła. Nie dość deprawacyi i plugastwa wokół rozsianego. Charakternicy rozzuchwalili się na tyle, że żądze krwi poczuli.

Wilcze wycie, przeciągłe, złowrogie rozniosło się po okolicy w przerażenie trzodę wprawiając i niemowlęta ze snu budząc. Potężne pazury zabłysły w karmazynowej poświacie płonącej stodoły, okrucieństwo i śmierć zwiastując. Jednak to nie łapskami drapieżnej bestii, śmierć została zadana.
W tejże samej chwili szabla diabelska, powietrze ze świstem przecięła. Zabójcze cięcie imić Lewko wyprowadził i stalową klingę prosto w odsłoniętą szyję Anzelma wraził.
Dziad siwy juchą się w momencie zalał i na kolana padł z cichym jękiem.

Żółtawe ślepia, pełne furii i złości Kociebor wbił w swego kompana. Nic jednak nie rzekł, jeno powietrza przez rozchylone nozdrza wciągnął i po chwili puścił się przez podwórze w mrok na czterech łapach, niczym pies najzwyklejszy.

W tym czasie imić Bimbrowski w swej najobrzydliwszej i najohydniejszej postaci, próbował naprędce przyjęcie powitalne na cześć gości do dworu Duniewiczów zmierzających zorganizować. Na nic jednak jego krzyki i wrzaski. Na nic jego trud, gdyż nikt ze służebnych go nie słuchał, jeno wszyscy poczęli brać nogi za pas i czym prędzej i jak najdalej od diabła przebrzydłego chcieli się znaleźć.
Nim Otyły Pan się spostrzegł, że samojeden na podwórzu został, to zdołał jeszcze splunięciem cuchnącym pożar ugasić.
To także na niewiele się zdało, gdyż ze stajni, jeno zgliszcza zostały.
To uczyniwszy Arkadiusz Bimbrowski wziął się pod boki i dookoła się rozejrzał. A wokół ni żywego dusza. Tak służba cała, jak i jego kompani piekielni, zniknęli.


Imić Gabryiel Czarniawa
Ogień trawił wąpierza. Ogień żarliwy i całe ciało przeszywający. Lubieżne usta Lidki, zaiste wielką moc miały. Dziewka takim żarem buzował, taką lubieżnością i rozpasaniem epatowała, że aż trudno uwierzyć było, że z niej nadal niewinna dziewica. Zapach krwi, jaki wokół się unosił, nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Córka wójta nigdy jeszcze żadnym mężczyzną nie była. Tym dziwniejsze i bardziej deprymujące były jej rozpustne pocałunki . Oplatały one ciało Czarniawy, niczym węże oślizgłe i na podobieństwo tychże otumaniały zmysły i myśli.

Zanurzony w jaźni dziewuchy, wąpierz jeno grzeszne i frywolne fantazje widział. Ciała ludzkie w najprzeróżniejszych konstelacyiach ze sobą zjednoczone i kopulujące bez żadnych zahamowań. Ciała nagie i spocone oddane wijące się i przeplatające się między sobą. Całkowicie oddane swojej niezaspokojonej chuci.

Mgła otulała wszystko, niczym ciepły pled. Pośród niej wirowały krągłe pośladki, nagie, owłosione łona i obfite kobiece piersi dyndały na podobieństwo kościelnych dzwonów.
Bramy żądz rozwarte na oścież, kusiły swoją słodką wonią.

Pośród świętych ruin, dzika gromada nagich ludzi oddawała pokłony władcy pożądania i nieczystości. Przewodziła im siwa starucha o piersiach obwisłych i łonie martwym, a w jej cieniu stała ona. Niewinna i biała niczym kwiat liliji - Lidia - córka wójta Gruzdowa.

Czarniawa spojrzał w błękitne oczy dziewczyny.
- Jam twoja - powtórzyła szeptem - Na nas już czas, panie. Chodźmy, czym prędzej, bo oni już tu jadą.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death
Ribaldo jest offline