Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2021, 04:11   #259
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Angestag (7/8); Wieczór; tawerna “Pełne żagle”; Versana, Brena, Dagmara, Blanka

Czas gonił ją niczym pies łowczy ścigający swoją ofiarę. Jej jednak nic nie groziło. Dzięki Tzeentchowi czekała na nią najprzyjemniejsza część dnia - spotkanie z gromadką uroczych dziewcząt. Nie brakowało jej dzisiaj ani emocji ani poważnych rozmyślań. Każdemu czasami należy się odrobina przyjemności i odprężenia. Z takim to też nastawieniem w towarzystwie swoich dziewczynek wdowa po kupcu zmierzała w kierunku tawerny w której zazwyczaj przesiadywała Rosa wraz załogą i w którym tymczasowo pomieszkiwała Pirora.

Po zborze zdążyła tak naprawdę wziąć szybką kąpiel, wyszykować się i zabrać oręż. Nowe cacko w postaci pistoletu nieco ją fascynowało ale i odstraszało swoją złożonością zarazem. Liczyłą na to iż Rosa wytłumaczy jej wszystko po kolei łopatologicznie jak to zapewne działo się w przypadku takich żółtodziobów jak ona.

Nim kultystka opuściła swoją kamienicę zajrzała jeszcze do Kornasa. Ten jednak poddany działaniu obu specyfików spał niczym niemowlak. Obok jego łóżka leżała misa z wodą oraz coś na ząb. Greta doskonale widziała jak zadbać o biedaka. Szczególnie, że to nie była pierwszyzna kiedy eunuch wracał z obitą gębą do domu. Najważniejsze, że pomimo kilku siniaków i zadrapań jego życiu nic nie zagrażało. Ver jednak jak przystało na koleżankę, pracodawczynie i siostrę w wierze jednocześnie, tuż przed opuszczeniem Adele poprosiła Sebastiana by ten zajrzał do niej następnego dnia i rzucił na odniesione przez jej ochroniarza swoim fachowym okiem. Nie zapomniała również o dzielnej Norsce z północy, która w odróżnieniu od ostatniego starcia w trakcie, którego stanęła na wprost łysola dziś walczyła z bronią w ręku i to nie jakąś atrapą jak w przypadku treningów Foryi i Ver. Sebastian znał adres zaś węglarze znali już Sebastiana. Nie powinni więc mieć żadnych obiekcji przeciwko jego wizycie szczególnie, że wszelkiego rodzaju koszty wyznawczyni Węża pokrywała z własnej kieszeni. Przy okazji rozmowy z cyrulikiem brunetka poprosiła go jeszcze o próbę odnalezienia czegoś na wzór grzybków, które aplikowała swojemu zawodnikowi przed walkami. W prawdzie pozostały jej jeszcze cztery sztuki. Wolała jednak się zabezpieczyć na przyszłość. Były one pomocne znacznie wspierając Kornasa w trakcie starć.

Szły więc we cztery. Wszystkie atrakcyjne i uzdolnione mimo, że każda w nieco inny sposób. Mijały kolejny zakręt i zaułek aż w końcu im oczom ukazała się znajoma każdej z nich tawerna. Za drzwiami, której czekało na nie nieco rozrywki, śmiechu i ucieczki od codzienności.

Zwróciła uwagę na machająca do niej blondynkę z Averlandu i Panią kapitan która właśnie kończyła taniec z przystojnym dobrze ubranym mężczyzną. Oboje zasiedli koło reszty kobiet i o czymś rozmawiali. Choć Pirora dała im znać o nadchodzącej szlachciance.

Widok nadchodzących czterech piękności potrafił wprawić mężczyzn w osłupienie odbierając im mowę na kilka dobrych chwil. Ten zasiadający przy stole również się nie odzywał. Jego reakcja jednak nie zdradzała śladów zakłopotania a raczej zadowolenia i zaskoczenia zarazem.

- Witacie kochane i... - słowem wstępu Ver zagaiła do zasiadającej przy stole gromadki - ...ciebie nieznajomy. - dodała spoglądając pytająco na nową w towarzystwie twarz - Nie przedstawicie nas sobie? - sama wyszła z inicjatywą chociaż to w obowiązku mężczyzny było przywitać się z damą całując ją przy tym w dłoń. Ten tutaj wydawał się być kimś więcej niż jakimś podrzędnym marynarzem czy przedsiębiorcą. Był zbyt dobrze ubrany i ogólnie reprezentował dużo wyższą elegancję.

- Nadia jeszcze nie dotarłą? - zapytała rozglądając się po izbie. Wszak po opuszczeniu pokładu “Adele” wspominała iż musi tylko na chwilkę wpaść do siebie aby zte robocze szmaty na swoje ulubione skórzane spodnie.

- Witam piękne panie. Porucznik Keller do usług. - przywitał się czarnowłosy brunet elegancko biorąc dłoń wdowy w swoją aby ją ucałowac. - Niestety na mnie już pora. Do zobaczenia jutro Piroro. - oficer skłonił się najpierw blondynce a potem reszcie kobiecego towarzystwa po czym dziarsko ruszył przez główną salę tawerny wychodząc na zewnątrz.

- A cóż to za kawaler? - zapytała Pirorę widząc iż ten poświęcił jej najwięcej swojej uwagi - Niczego sobie przyznam. Chętnie sprawdziłabym czy tam nadole równie dorodny jak u góry. - zachichotała napinając muskuł.

- Oficer Jonas Keller, Nawigator na statku Princess Elizabeth. Mieszka w tawernie “trzech kuflach” jakbys postanowiła zacząć znajomość i jutro rano po wizycie w świątyni idziemy na spacer. - Wyjasnila grzecznie blondnka pomijajac sprośne komentarze kuzynki.

Versana tylko uśmiechnęła się widząc iż nowy narybek ich zboru nie próżnuje poszerzając krąg znajomości z prędkością wiejącego sztormu.

- Niestety jestem zmuszona odmówić. - odparła - Jutro dzień świąteczny więc czeka mnie przechadzka na grób męża a następnie obiadokolacja w towarzystwie równie szarmanckiego dżentelmena.

- To przyszłaś tutaj? Myślałam, że mamy się spotkać u mnie na statku. Właśnie miałyśmy tam iść. Może jak Nadii nie ma ani tutaj ani z wami to już tam na nas czeka. - Rose pożegnała oficera ciepłym spojrzeniem i nie mniej ciepło uśmiechnęła się do nowo przybyłej grupki. Teraz już miały obsadę by obsadzić obie ławy stołu w komplecie. Ale pani kapitan wstała, złapała za pas z bronią jaki chwilowo zostawiła na kolanach blondynki i zaczęła go przypinać.

- A przy okazji Ver znalazłam rano twój liścik w “Kuflu”. - powiedziała podnosząc na chwilę głowę od zapinanego pasa aby spojrzeć na czarnowłosą rozmówczynię. - Bardzo ci dziękuję za troskę no i sam liścik. Ale wydaje mi się w porządku, że jeśli ty dziś miałaś używanie moich zabaweczek na cały dzień to na jutro pożyczysz mi swoje. Prawda? - pytała zapinając ten pas z bronią i mówiła jakby to chodziło o zwykłą formalność na jaką były umówione wcześniej i teraz tylko finalizują te ostatnie detale.

- I ucałowałabym klamkę w czasie gdy wy w najlepsze filirtowałybyście z tamtym przystojniakiem? - uśmiechnęła się puszczając oczko w kierunku Rosy - Co do dziewczyn to sądziłam iż jesteśmy dogadane. - zachichotała ponownie przypominając wilczycy morskiej o umowie jaką zawarły w trakcie zakupu dzierlatek - Niech służą ci w najlepsze. - klepnęła w tyłek Dagmarę nim ta zdążyłą usiąść - Z resztą będę chciałą podyskutować z tobą na temat tego co udało mi się dzisiaj ustalić i wydaje mi się iż nie powinnaś być zawiedziona. - posłała całusa w kierunku Estalijki - To co? Zbieramy się? Nie chcemy chyba by Nadia zamarzła nam na kość bądź wpadła w łapki wygłodniałych kobiecych wdzięków marynarzy.

Angestag (7/8); Wieczór; żaglowiec “Tygrysica” - pokład; Versana, Pirora, Brena, Rosa, niewolnice

Nad miastem już od dobrych paru dzwonów panowały nocne ciemności chociaż zwyczajowo był jeszcze wieczór. Wraz z wieczorem przyszedł śnieg. Padał z czarnego nieba miękki, biały, zimny puch. Bez wpływu wiatru było to całkiem spokojne zjawisko, całkiem inne niż ta kurzawa jaką wywołał wiatr w środku dnia.

W końcu na pokładzie jednego ze statków zacumowanych przy jednym z portowych pirsów zastukały liczne buty. Czy ktoś przyszedł prosto z tawerny czy przeszedł tylko kawałek z innego statku wzdłuż portowego nabrzeża to mniej więcej o umówionej porze był na miejscu. A gdy grupka weszła po trapie na pokład można było spojrzeć z morskiej perspektywy. Po jednej stronie ciemne, pluszczące wody zatoki po drugiej lądowe wybrzeże. Gdyby nie lampy zapalone na pokładzie tu i tam to by było ciemno. W ich świetle było widać kilka sylwetek marynarzy ale w centrum tej sceny była grupka młodych kobiet.

- Witam w moich skromnych progach piękne panie. Od czego byście miały ochotę zacząć? - zapytała de la Vega wskazując gestem na swój statek. Od strony dziobu i rufy wznosiły się krótkie nadbudówki w jakich widać było zarys wejść a pośrodku pokładu wznosił się maszt gruby jak pień solidnego drzewa. Żagli jednak nie było widać, podobnie zresztą jak na wszystkich innych sąsiednich statkach zacumowanych w porcie.

- No właściwie skoro ty i Versana macie umówiona lekcje szermierki ja z mogę udać się do kajuty z jakimś światłem i zająć się strojami dziewcząt. - Na pytające spojrzenie pani kapitan blondynka powiedziała. - To pomysł Versany niech ona ci wytłumaczy moje rysunki nic nie kosztują.

- A to nie miałabyś ochoty spróbować sił z floretem bądź… - sięgnęła za pas wyciągając kupioną dzisiaj pukawkę - ...czymś bardziej niekonwencjonalnym? - prezentowała broń obracając ja i raz jeszcze przyglądając się jej w blasku wschodzących księżyców.

- W sensie Ja? Oj nie, znam swoje ograniczenia. Szermierka czy strzelanie nie są moją domena. Wolę pędzel i pióro. - Pirora zaśmiała się i popatrzyła w stronę pani kapitan by była jej rycerzem i ja uratowała przed tym losem.

- Nie wiesz co tracisz kuzyneczko. - zachichotała celując pistoletem przed siebie - Nawet nie wiesz jak to przyjemne. No może nie tak jak pocałunek, bo to zupełnie inny wymiar ale ilość frajdy jaką to dostarcza jest naprawdę duża.

- To nie zostaniesz nam kibicować, klaskać i mdleć z wrażenia? - Rose też chyba była nieco zaskoczona odpowiedzią blondynki. Ale pytała raczej ciepłym tonem. Podeszła do niej na tyle blisko, że mogła poprawić jej kołnierz płaszcza i pogłaskać kciukiem po policzku.

- No ale nie będę cię zatrzymywać jeśli masz nam naszykować jakąś niespodziankę. Tylko uprzedzam, że kajuta to nie pokój w gospodzie więc wiele miejsca tam nie ma. - powiedziała nieco głośniej mimo wszystko pozwalając na taką wizytę w swojej kajucie.

- Tylko się tu nie całować. - rzuciła Ver z boku widząc stojące na tyle blisko siebie kobiety, że taką postawę można by odebrać za dwuznaczną - W każdym razie nie beze mnie. - zachichotała podkreślając iż tylko się wygłupia. Zażyłość obu cudzoziemek nie uszła jej uwadze. Nie martwiłą się jednak. Pirora grała z Ver do jednej bramki a co w rodzinie to nie zginie.

- To jak Roso? Pokażesz mi jak się tym cudeńkiem posługiwać? - przymrużyła oko i ponownie celowałą gdzieś w dal, w ciemność wieczornego nieba.

- A pokaż co ty tu masz. - Estalijka odprowadziła Pirorę wzrokiem gdy ta zniknęła w niskich drzwiach rufowej nadbudówki prowadzona przez jednego z marynarzy. Potem wzięła do ręki kupiony dzisiaj pistolet. Podeszła do jednej z lamp zamocowanych przy maszcie aby lepiej widzieć w tych ciemnościach i zaczeła go oglądać. Sprawdziła kurek, zajrzała w przewód lufy, wycelowała nim gdzieś w wody zatoki i w końcu opuściła.

- Żadna rewelacja. Ale całkiem w sam raz, wstydu nie ma. Wiesz jak tego używać? - w końcu wydała werdykt o kupionej broni i nie był jakoś specjalnie negatywny. Chociaż dało się wyczuć nutkę wyższości bo przy obu pistoletach pani kapitan to ten Versany wyglądał jak ubogi krewny. Ale widocznie miał co powinien do samego strzelania.

- Szczerze mówiąc to pierwszy raz coś takiego trzymam w ręku. - odparła robiąc głupią minę - Do tej pory w dłoni dzierżyłam nieco inne lufy o zdecydowanie mniejszym kalibrze. - wpierw spojrzała na swoją zabaweczkę a następnie włożyła ją do krocza komediowo machając i udając męskie przyrodzenie - To od czego zacząć?

- Aha. Czyli to twój pierwszy raz? No to nawet lepiej, że nie kupiłaś czegoś droższego. - brwi Estalijki uniosły się do góry a głowa powoli skinęła gdy zorientowała się w zerowym doświadczeniu koleżanki z obcowaniu z bronią tego typu.

- No to trzeba zacząć od załadowania. Dobrze, że masz tu zamek kołowy to nie musisz się z lontem kłopotać. - powiedziała kapitan stukając palcem w okrągłe coś z tyły pistoletu. A potem pokazała co jest co. Robiła to powoli tłumacząc przy okazji jak to się wkłada do lufy kulę, przybija aby sięgała do dna lufy, jak się podsypuje proch no i na koniec jak broń była załadowana wycelowała gdzieś w wody zatoki i pociągnęła za spust. Broń huknęła, z lufy wystrzelił gryzący dym i chyba nawet iskry a jak kula w coś trafiła to i tak nie było tego widać w tych ciemnościach.

- Strzela się szybko ale jak widzisz ładuje dość wolno. W walce zwykle nie ma na to czasu dlatego strzelcy często noszą więcej niż dwa pistolety. - klepnęła swoje dwa pistolety wciśnięte za swój pas aby zademonstrować dlaczego sama nosi więcej niż jedną broń tego typu.

- No to teraz ty. Spróbuj załadować. Najpierw proch, potem kula. - powiedziała oddając wdowie jej pistolet i pokazując na dwa woreczki, jeden z kulami a drugi z prochem.

Ver odebrała pukawkę od przemytniczki postępując następnie według jej zaleceń.

~ Proch, dopchnąć, kula. ~ szeptała pod nosem ułatwiając sobie niejako te nowe dla niej czynności ~ Wyceluj. ~ dodała podnosząc broń i mierząc w bezkres Morza Szponów.

Gęsty dym o ostrym zapachu uniósł się ponad zamkiem pistoletu. Kula zaś zniknęła w ciemności wieczornego nieba. Było w tym coś fascynującego. Wdowa czuła przyjemne mrowienie w ręku po tym jak broń kopnęła w momencie naciśnięcia spustu.

- Jest moc. - rzekła zdmuchując resztki amby wydostającej się z wylotu lufy - Do może postrzelamy do celu? - zaproponowała - Jakiś zakładzik? - propozycja była dość odważna a szanse na wygranie w tej konkurencji przez Ver były marne. Nie to się jednak liczyło.

- To postrzelaj. Chłopcy! Przynieście jakieś butelki! - Rose krzyknęła na swoich marynarzy i ci skinęli głowami ze dwóch pobiegło gdzieś pod pokład znikając im z widoku. - Jak masz tyle kul co tutaj to stawiałabym raczej na butelki. - powiedziała nieco rozbawiona kapitan wskazując wzrokiem na niewielkie woreczki z prochem i kulami jakie koleżanka kupiła dzisiaj razem z pistoletem.

- Dam ci fory. - rzuciła żartobliwie - Zaczynaj. - zamaszystym ruchem ręki wskazałą na “cele” i ustąpiła miejsca gospodyni.

- Zajmę się tymi co zostaną po tobie. - odparła żartobliwie estalijska oficer i spojrzała na rufową nadbudówkę. Wychodzili nim pospiesznym krokiem marynarze z naręczami butelek. Na jeden gest swojej kapitan zaczęli je ustawiać na balustradzie burty. Jedna kawałek od drugiej po czym odsunęli się na przeciwległą burtę.

- No to zapraszam. Stań tu przy maszcie i spróbuj sama nabić i ustrzelić ile zdołasz. - powiedziała zachęcająco wskazując na te szklane cele.

Podeszła więc pod maszt. Oparła się o niego plecami i zaczęła celować. Ręka jej nieco dygotała. Broń może nie należała do najcięższych. Jednak gdy trzymało się ją przez dłuższą chwilę przy wyciągniętym ramieniu dawała popalić stawom i mięśniom, które w przypadku smukłej Versany nie były imponujących rozmiarów..

“Trach” - Pierwszy strzał oddany. Następnie przeczyszczenie lufy, wsadzenie kuli, ubicie, wsypanie prochu i ponowna przymiarka. “Bum” - Tumany dymu wzniósł się ponad głowy zgromadzonych. Powtórka. Przeładowanie i strzał. Po kilku takich kolejkach Versanie wydawało się iż jej bark zaraz wyskoczy ze stawu. W dłoni zaś niemal całkowicie straciłą czucie.

- No i jak mi poszło? - zapytała ciekawa rezultatu. Nie do końca jednak widząc cele do których strzelała. Kopeć nie rozmył się do końca zasłaniając skutecznie to co miała przed sobą. Prócz tego wdzierał się w oczy wyciskając z nich łzy. Nie przejmowała się tym jednak ocierając je rękawem swojej sukni.

- Jak na pierwszy raz nawet nie tak źle. - skwitowała Estalijka z łagodnym uśmiechem. Chociaż zdecydowana większość postawionych butelek jak stała na balustradzie burty tak stała nadal. Niektóre spadły podczas tego próbnego strzelania może trącone podmuchem może od ruchów pokładu. Które ledwo się dało wyczuć na spokojnej wodzie zatoki ale jednak nie była to stabilna ulica czy inny nieruchomy ląd. Ostatecznie może jedna czy dwie butelki rozprysły się po trafieniach ołowiem. Podobnie opornie w rękach nowicjuszki szło ładowanie obcej sobie broni. Niby prosty przepis potrafił się nieźle skomplikować w spoconych dłoniach. Znów raz czy dwa musiała poprosić bardziej doświadczonego strzelca o pomoc w opanowaniu tej trudnej dla siebie sztuki. Aż wystrzelała cały zapas kul i prochu kupionych razem z bronią. Ale nauczycielka okazała życzliwość i wyrozumienie więc nie okazywała zniechęcenia czy zniecierpliwienia jak co jakiś czas ołowiana kula przelatywała w towarzyszącym mu huku, błysku i smrodzie spalonego prochu pomiędzy relingiem a rozstawionym na nim szkłem lecac gdzieś w ciemność wód zatoki.

- Musisz poćwiczyć. I kupić więcej kul i prochu. - poradziła klepiąc w ramię nowicjuszki w obsłudze broni palnej.

---

Mecha 49

Versana; trening pistoletu; (US); 15+20-30=5; rzut: Kostnica 11; 5-11=-6 > por = pudło

Versana; trening pistoletu; (US); 15+20-30=5; rzut: Kostnica 59; 5-59=-54 > por = pudło

Versana; trening pistoletu; (US); 15+20-30=5; rzut:Kostnica 9; 5-9=-4 > por = pudło
 
Pieczar jest offline