Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2021, 17:51   #31
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Wusterburg, 2523,
Marktag (Dzień targowy), blady świt…
10 Vorhexen (Przedwiedźmie)


Pomysł Theodosiusa miał szanse powodzenia, widać było jak przybysze zwalniają, opuszczają młoty, pręty, pały czy siekiery. Tylko pochodnie lśniły jasno oświetlając coraz to większą ciżbę. Jakby napływowi strumienia ludzkiego nie było końca. W chybotliwym świetle widać było spracowane, umęczone, brudne i zniszczone twarze. Twarze ludzi gotowych na wszystko. Zdeterminowanych. Zdeterminowanych tak, że nawet buńczuczna postawa krasnoluda nie zrobiła na nich wrażenia. Tylko oręż, dopiero co opuszczony, znów znalazł się na swoim miejscu. W sękatych, spracowanych garściach ludzi, którzy chyba wiedzieli jaki z niego robić użytek.

- Coście kurwa za jedni?! Od Brucknera?!! - stary robotnik o siwej brodzie i krzaczastych brwiach wysunął się do przodu, wyraźnie dając znak swoim towarzyszom gestem dłoni, żeby na chwilkę jeszcze się wstrzymali. Gniewny pomruk, który przetoczył się gdy padło nazwisko fabrykanta wyraźnie wskazywał na to, że nie należy on do tutejszych ulubieńców. Tłum jednak wstrzymał się. Na chwilkę. Aureolusowi wystarczyło jednak czasu na to by się wycofał. On też miał plan. I wiedział, że ten zależny tylko od niego, ma szansę się powieść.

- Jebać Brucknera!! - krzyk wyrwał się jednemu z bardziej krewkich roboli. Drąg, który trzymał w prawicy uniósł się na widok zbliżającego się z młotem krasnoluda. Przez tłum przeszedł ponury pomruk. Głuchy, ale pobrzmiewały w nim bezlitosne nuty. Zwłaszcza, że ludzi na tyłach magazynu przybywało z każdą chwilą. Teraz można ich było już liczyć w dziesiątki. Z całą pewnością nie mieli ze strażą miejską nic wspólnego. Tyle, że dla prowadzonych przez Hansa nie musiało to oznaczać wcale niczego dobrego.

- To oni spalili klasztor!! - Hans krzyknął piskliwie. Wyraźnie widok rosnącego tłumu działał na niego stresująco, bo zuchowata mina gdzieś mu zniknęła.

Jednak krzyk młodzika wyraźnie odbił się w myślach wciąż rosnącej tłuszczy. Pod naporem tylnych szeregów ci z przodu przysuwali się coraz bliżej Semena, Bigdebina, Theodosiusa i reszty, ale robotnicze twarze traciły na wrogim wyrazie. Raczej wypływały na nie nuty ciekawości.

- To wyście spalili Opactwo Słusznego Gniewu? Wy rzuciliście w pysk tym skurwiałym katabasom ich modły, godzinki, odpusty i chuj wie co jeszcze?! - ten stary z krzaczastymi brwiami teraz wysunął się już zupełnie przed tłum ruszając rozradowany w kierunku krasnoluda, kislevity i reszty. - Jesteście tacy jak my! Zrzuciliście jarzmo! Jesteście przykładem na to jak zwykły człek może obalić władców! Ludzie! Luuuudziiiieeeee!!!

Jego ryk zapanował nad gwarem zgromadzonej tłuszczy, która teraz powoli otaczała mówcę i jego oponentów. I wciąż gęstniała. Aureolus przestał już dawno liczyć, ale ogrom ludzi stłoczonych na tyłach huty i magazynów szacował na coś koło setki. A wąskim przejściem zdawali się iść kolejni. Brudni, umęczeni, odziani w łachmany i brudne robotnicze kaftany i kufajki, o posępnych twarzach żłobionych ciemnymi od brudu zmarszczkami. I bliznami. Całym ciężkim, robotniczym życiem.

- To ci, co dali początek powstaniu! Wyzwolicielom! Oni obalili władzę mnichów, zniszczyli ich potęgę! Pokazali, że koniec ze zmuszaniem nas do ciężkiej pracy za marne pieniądze! Koniec z podatkami i dziesięciną!! Koniec z władzą bezużytecznej arystokracji!! Precz z bogacącymi się fabrykantami i kupczykami, którzy tarżą naszym życiem!! Oni pokazali nam drogę!!! Teraz zaś nas powiodą do Brucknera!! Przybyli nam na pomoc!!!

Semen nie do końca rozumiał o co chodzi. Cyril ludzi w Imperium nawet nie starał się zrozumieć. Bigdebin wszystkimi ludźmi gardził i zwykle nie rozumiał wcale, ale Theodosius i Aureolus pojęli w lot co się święci. Tyle, że wobec kupy luda ciężko było cokolwiek począć. Przywódca tłumu wyciągnął prawicę i niemal siłą potrząsnął garścią krasnoluda przy wtórze radosnych krzyków gawiedzi.

- Jesteście dla nas wzorem! Kurwa, natchnieniem! Dzięki wam wiemy, że czas rozmów dawno minął! - wydarł się dzikim, przenikliwym, niskim głosem który jak grzmot przetoczył się przez tłum wzburzając go i przywołując bojową nutę. - Rozmowy nigdy nie przyniosły niczego!! Teraz nadszedł czas ognia i krwi!!

Spalić ich!!
- zakrzyknął ktoś z tłumu wskazując pochodnią na hutę z jej dymiącymi kominami.

- Spalić huty i fabryki!! - krzyknęło kilkoro ludzi z tłumu a reszta odpowiedziała mu gniewnym pomrukiem.

- Spalić fabrykantów, arystokratów i kupców!!!! - zakrzyknął ich przywódca unosząc w górę krzepką prawicę.

- Spalić wszystkoooooo!!! - tłum ryknął i naparł ruszając w kierunku huty szkła Brucknera. Pchając niejako Aureolusa, Theodosiusa, Semena, Bigdebina, Cyrila i Hansa samą swoją masą, jednocześnie poklepując ich po ramionach w wyrazie uznania i podziwu. Za początek dzieła…

- Pokarzcie chłopy jak to w Erbshauen było!! Prowadźcie!! Spalmy wszystkich skurwysynów!! Dość wyzysku!!! Dość smrodu!!! Koniec z nierównymi płacami!!!

- Precz z wyzyskiem!!

- Jebać kupców!!!

- Niech wszyscy zawisną!!

- Niech płoną!! Razem, dorwiemy ich wszystkich!!!

- Jebać fabrykantów!!

- Nadszedł czas rozrachunków!! Za krzywdę, za wyzysk, za marne płace, za pracę bez końca!!!

- Dość maszyn, zniszczyć je wszystkie!!!

- Na barykady!!! Spalmy wszystko!!!


Niesieni tłumem parli ku hucie Brucknera. Podziwiani, poklepywani po plecach, wiedzieni na szpicy. Prowodyrzy….


* * *


Wusterburg, 2523,
Marktag (Dzień targowy), nieco później
10 Vorhexen (Przedwiedźmie)



- Opactwo Słusznego Gniewu w Erbshauen – von Esk wymamrotał resztkami pozostałych mu sił. Walczył z bezwładem, który próbował objąć na powrót w posiadanie jego całe ciało. Ale póki co wygrywał. I, co najważniejsze, umysł wciąż miał jasny. Świadom tego co mówi i po co mówi to co mówi. - Splądrowane, zniszczone, kapłani wymordowani. – Cedził przez zaciśnięte z bólu usta. Wciąż silny na tyle by mówić. By innym kopać grób. Ale przecież nie za niewinność. On chciał ledwie zarobić jakiś grosz. A potraktowali go bez cienia zrozumienia. Mordercy. - To ich sprawka. Obłowili się. – Dodał. Wiedział, że oberżyście więcej nie potrzeba. Swoje już mu w głowie się kołatało. Myśli, którym dawał wyraz kolejnymi słowy wypowiadanymi przez zaciśnięte zęby. Słowy, który padały na bardzo podatny grunt.

- Słuchaj von Esk, musisz jak najszybciej stanąć na nogi. Medykus, na którego się wykosztowałem niemało… - Lager mówił powoli, jak do dziecka. Zresztą i Gustav chwilami czuł się tak bezradny jak dziecko właśnie. słaby, bezbronny, bezradny. - … powiedział, że siły będą ci szybko wracały. To magiczny jakiś dekokt, tfu na psa urok! - splunął przez ramię. Lewe, jak nakazywał stary zwyczaj. - Ja ci pomogę iść, jeśliś tylko na siłach. Powiedz mi zatem co wiesz o naszym skarbie. Wszystko co wiesz. Bo to tylko my dwaj wiedzieć powinniśmy. Rozumiesz? - Lager pochylił się nad słabym Gustavem i zacisnął mu palce na ramieniu. Mocno, porozumiewawczo. - Powiedz mi czym prędzej wszystko, bo kazałem tu też przywieźć śledczego. On będzie cię pytał o tych zbrodzieni. Musimy omówić co rzec. I jak to sprzedać. Bo wieść o tym, gdzie skrywają się ci zbrodniarze na pewno będzie warta sowitą sumkę. A pieniądz, jak wiadomo, nie śmierdzi. Podzielimy się…

Porozumiewawczy śmiech Lagera cuchnął winem, czosnkiem i skwaszoną kapustą. I potem nie mytego od czasu jakiegoś ciała. Gustav jednak poczuł coś jeszcze. Coś, co do bólu przypominało zapach strachu. Zapach, który przecież nie istniał.

To chyba nie był zapach niosący się od Lagera…




5k100, jak zawsze…
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline