Detlef przebywający w Karak Hirn nie był świadkiem ani nawet nic nie wiedział o procesie, jaki toczył się w sprawie Gustawa i tych z Ostatnich, których armia Wissenlandu ujęła na przełęczy. Może tak nawet było lepiej - oszczędziło to brodaczowi obrazu intryg, jakim z upodobaniem oddawali się wszyscy bez mała umgi. Do tego niewątpliwie zostałby pozbawiony wolności i oskarżony o czyny, których nie popełnił lub posądzony o udział w spisku, o którym nie wiedział nic lub niemal nic...
Tak - zdecydowanie nieobecność Thorvaldssona na przełęczy w czasie jej przejmowania przez imperialne oddziały zaoszczędziła mu wielu rozczarowań i upokorzeń.
Za to czas, jakiego król potrzebował do podjęcia decyzji dłużył się coraz bardziej. Nie to, że spodziewał się krótkiej narady i szybkiej odpowiedzi, jednak tam przebywali członkowie oddziału, za który czuł się odpowiedzialny. Mimo tego, że to durne człeczyny... Bo to były JEGO człeczyny i czuł, że musi do nich wrócić i zadbać, żeby nie zrobili sobie nic złego. No bo durni byli przecież.
W oczekiwaniu na decyzję mogli uzupełnić zapasy i naprawić ekwipunek. Ba! - nawet wybrać nowy ze zbrojowni. Z pewną nostalgią, ale również z ulgą przywdział kolczugę krasnoludzkiej roboty - poprzedni pancerz ludzkich rozmiarów nie był zbyt dobrze dopasowany mimo kilku przeróbek, jakim go poddał jeszcze przed wymarszem z Nuln. Do tego wzorem Galeba wybrał dla siebie kuszę z czterema tuzinami bełtów oraz uzupełnił zapas prochu i kul do samopałów tak, by mieć po dwa tuziny ładunków do każdego. Trzytygodniowy zapas prowiantu w postaci żelaznych wojskowych racji wzbogaconych o suszone mięso, orzechy i miód był tylko formalnością, a na koniec wizyta u tego samego aptekarza co ostatnio, gdzie zostawiając sporą kupkę złota zaopatrzył się w pół tuzina mikstur leczących oraz odnowił zapas opatrunków i utensyliów do szycia ran.
Przy okazji odwiedził także znajomy już warsztat rusznikarski - tam przyglądając się czernionym lufom falkonetów przypomniał sobie o słowach Galeba, który jeszcze w zbrojowni zapytał go o to, czy pamięta o dawnych dziejach, kiedy jako Czarna Kompania planowali zakup czarnych pancerzy by mimo zasłoniętych twarzy dawać świadectwo czynom, do których zostali zmuszeni poprzez, a jakże, intrygę możnych. Wtedy nie wyszło, to może teraz? Wytrawienie pancerzy, tarczy, czy ostrzy broni słabym kwasem nie zajmie długo, a w twierdzy mieli jeszcze chwilę zostać.
Postanowił odszukać towarzysza i przedstawić mu sposób na unifikację wyposażenia.