Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2021, 13:28   #265
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Przedpołudnie; Nordland; Neues Emskrank; świątynia Mananna; Pirora i Jonas Keller,


Świątynia boga morza była imponująco zdobiona. Malarka zastanawiała się jak bardzo świątynie jej boga potrafią cieszyć oczy ale niestety nie dane było jej żadnej zobaczyć. Służba wraz z Beno udali się na tyły świątyni przynajmniej na razie.

~ Nie spodziewałam się że Manann ma tak imponujące świątynie ~ pochylając się w stronę officera, wyszeptała mu te słowa do ucha tak cicho, że nie wiadomo było czy je usłyszał.

~ To ciekawe co byś powiedziała na Bazylikę Mananna w Marienburgu. ~ lekko uśmiechnął się pod nosem gdy odszeptał swoją odpowiedź. Ale nie zdradzał za bardzo chęci do rozmowy podczas mszy.


- Przyznam się że nawet nie wiedząc czego się spodziewać jestem pod wrażeniem. Malowidła w świątyni naprawde oddają charakter Mananna. - Powiedziała powoli idąc między dobrze ubranymi szlachcicami. - Mam nadzieje że nie przeszkadza panu że pójdziemy wymienić przyjemności z paroma moimi znajomymi? - Zapytała Kellera kierując się do do Kamili i Petry. Kątem oka wyłapała jeszcze Juliusa który chyba zaznajomił się z paroma urwisami w swoim wieku.

- Ależ skądże. - zaprzeczył ruchem głowy na znak, że nie ma nic przeciwko. I sprawnie nakierował ich oboje w kierunku rozmawiającej grupki. Z paru kroków najpierw młode damy zauważyły ich, że nadchodzą a gdy się przywitali to i starsi państwo spojrzeli na nich z uprzejmym zainteresowaniem.

- Witaj Piroro. Miło cię widzieć. Pięknie wyglądasz. - zagaiła Kamila obrzucając nadchodzący duet szybkim spojrzeniem.

- Panie pozwolą, że się przedstawię. Porucznik Jonas Keller. Do usług. - skinął dziarsko mężczyzna strzelając przy tym obcasami co panny z dobrych domów przywitały z ciepłymi uśmiechami.

- Kamila van Zee. A to moja przyjaciółka, Petra von Schneider. A to nasi rodzice. - Kamila wzięła na siebie obowiązki gospodyni przedstawiając swoją gromadkę gdzie wszyscy stali dość blisko siebie. Chociaż starsze pokolenie obu panien stało kilka kroków dalej więc tylko na nich wskazała gestem co porucznik skwitował skinieniem głowy starszym i bardziej poważanym gościom.

Pirora podobnie jak Keller skłoniła się lekko stojącym dalej rodzicom obu panien. Następnie szybko wróciła uwagą do swoich znajomych.

- Dziękuję za komplement Kamilo, wy obie również wyglądasz promieniście. Cieszę się, że znowu was widzę, choć patrzę na więcej nieznajomych twarzy. Nawet Annemette ani Madeleine nie udało mi się wyłowić z tego tłumu. - Przyznała blondynka udając rozczarowanie z tego powodu. - Udało ci przeczytać więcej wierszy z tomiku? Mam nadzieje że nasi poeci dorastają do twoich oczekiwań.

- Tak, dziękuję, bardzo mi przypadły do gustu te wiersze. Prawdziwy powiew świeżości, tutaj to trudno o coś nowego na odpowiednim poziomie. Dobrze, że chociaż Nije ma prawdziwy talent do tworzenia własnej poezji. - Kamila pokiwała głową energicznie i pozwoliła sobie na komplement pod względem averlandzkiej poezji. Ale też pod adresem nieobecnej dzisiaj poetki z ich kółka poetyckiego.

- A Madeleine widziałam ale widocznie gdzieś się minęłyśmy. Była z Thomasem. - Petra rozejrzała się po okalających ich grupkach podobnie rozmawiających znajomych ale coś wśród nich nie dało się dojrzeć ani von Richterów ani żadnej znajomej twarzy.

- A będziesz może na następnym spotkaniu? Koniecznie wpadnij, będzie nam szalenie miło jak się pojawisz. - gospodyni kółka poetyckiego dla dam z towarzystwa zapytała z sympatycznym uśmiechem o kolejną wizytę w swojej rezydencji.

- Bo teraz to pewnie macie inne plany. - von Schreiden uśmiechnęła się z wesołym błyskiem w oku chociaż pytanie i ton głosu był jak najbardziej niewinny i na miejscu.

- Owszem, obiecałem odwieźć pannę van Dyke po mszy. - zgodził się porucznik dając znać, że raczej mają już zarezerwowany czas na ten po mszy. Ale nie nagabywał na natychmiastowe zakończenie spotkania.

- Jak tylko dasz mi znać kiedy jest kolejne spotkanie na pewno nie przegapię tego zaproszenia. A jak skończysz ten tomik mogę ci jeszcze pożyczyć parę które mam ze sobą. - Zaproponowała Pirora Kamili ale na jej wspomnienie o nawigatorze blondynka uśmiechnęła się i dodała. - Pan Keller miał rzeczywiście odeskortować mnie po mszy ale też wydaje się mi się że miał odpowiedzieć o Bazylice Mananna w Marienburgu. - Wspominając o innej świątyni spojrzała na oficera z pewnego rodzaju uśmieszkiem.

- O tak, to prawda, jest co opowiadać, to wspaniała świątynia, nie widziałam piękniejszej świątyni poświęconej Manann’owi. - Kamila wydawała się w pełni rozumieć temat rozmowy i go popierać. Albo po prostu ze względu na zasady dobrego wychowania nie drążyła prywatnych spraw innych ludzi gdy ci sobie tego nie życzyli.

- Panienka była w Marienburgu? - zapytał zaciekawiony oficer bo panna van Zee mówiła z takim przekonaniem jakby widziała tą świątynie na własne oczy.

- O tak, my pochodzimy z Marienburga. Dopiero kilka lat temu przenieśliśmy się tutaj jak papa dostał tutaj posadę. - wyjaśniła zgrabnie ciemnoskóra i ciemnowłosa kobieta z iście naturalną gracją.

- No nic to na pewno macie mnóstwo spraw do omówienia. Nie będziemy was zatrzymywać. A te spotkania Piroro to są z Bezahltag po zmroku. Czasem coś się zmienia ale to wtedy staram się zawiadomić kogo mogę. A właśnie gdzie cię szukać w razie potrzeby? - Kamila chyba nie chciała być natrętna więc była gotowa zakończyć dyskusję ale nijako temat o poetyckich spotkaniach przypomniał jej, że nie zna adresu nowej koleżanki.

- Tak jak ci pisałam w liście, tawerna “Pod pełnymi żaglami” choć już poczyniłam pierwsze kroki w poszukiwaniu własnych czterech kątów. Choć zanim je wyremontuje i urzadze trochę jeszcze potrwa. - Przyznała van Dake. - No nic czas na nas, Kamillo Petro miło mi że udało mi się was zobaczyć choć na chwilę. - Było to grzeczne pożegnanie blondynka poczekała aż Jonas też pożegna się ze szlachciankami i rusza na ten obiecany spacer.

Towarzystwo młodych błękitnokwistych pożegnało się grzecznie i z uprzejmymi uśmiechami a w końcu Keller i van Dyke ruszyli pomiędzy gromadkami wiernych ku bramie wyjściowej gdzie czekały dorożki i sanie tych którzy nimi przyjechali.

- Nie sądziłem, że znasz córkę kapitana portu. I córkę szefa artylerii. - powiedział po trochu z zaskoczeniem a trochę z uznaniem dla takich koneksji. Na chwilę umilkli gdy znów wsiedli do dorożki jaką tu przyjechali. A kawaler Keller znów okazał się dżentelmenem proponując paniom pomocne ramię nim sam wsiadł na swoje poprzednie miejsce. Potem zastukał w ścianę za sobą dając znak do odjazdu.

- Panie Keller myślę że im lepiej mnie pan pozna to przekona się pan jak łatwo przychodzi mi nawiązywanie nowych kontaktów. - Pirora odpowiedziała mu nonszalancko.

- Dorożka? Myślałam, że miał być to spacer i opowieść o bazylice. - blondynka zaśmiała się widząc ten gest. - Skoro wracamy szybszym środkiem transportu to czy mogę pana zaprosić na kolejkę ciepłego grzańca?

- To ja miałem zamiar panią zaprosić na coś gorącego. Ale na piechotę to nieco kawałek więc lepiej podjechać. Proszę mi zaufać. - powiedział spokojnie gdy już dorożka ruszyła zaśnieżonymi ulicami. Z początku niezbyt gładko gdy na drogę spod świątyni wyjeżdżały też inne pojazdy. Ale jak się nieco oddalili od świątyni jazda znacznie się wyrównała. Nie jechali zbyt długo. Dorożka zatrzymała się a trójka pasażerów wysiadła. Nawigator polecił dorozkażowi czekać po drugiej stronie więc ten skinął głową i odjechał. A przed nimi zamiast kolejnego kwartału kamienic albo magazynów jakie zwykle dominowały nie tylko w tym mieście wznosił się płot z solidnych, żelaznych prętów. A za nim… Coś jakby ogród. Chociaż przez te śnieżne zaspy jakie deformowały kształty nie można było być tego do końca pewnym.

- Zapraszam na spacer drogie panie. - mężczyzna wystawił swoje ramię dla Pirory a jej służka zgrabnie flankowała ją z drugiej strony nie pozwalając sobie na okazanie poufałości.

- To park miejski. Odkryłem go przypadkiem. Jak się jest na przymusowej, kilku miesięcznej przepustce w tym mieście no to chociaż można pozwiedzać. O ile mi wiadomo został zaprojektowany jako perła i ozdoba tego miasta jak je budowano. Niestety jak widać obecnie nie jest w najlepszym stanie. Myślę, że nawet lepiej, że śnieg okrył większość. - tłumaczył tonem przewodnika jak przechodzili przez żelazną bramę otwartą na oścież. Alejki były całkiem nieźle wydeptane a i pośród śnieżnych brył widać było innych spacerowiczów. Czasem całe rodziny, czasem pojedyncze sylwetki albo pary. Tam i tu dzieci niezmordowanie okładały się śnieżkami albo próbowały coś ulepić ze śnieżnego materiału. Wyglądało jakby chociaż częściowo park spełniał swoje pierwotne założenia i był celem wycieczek mieszkańców w ich rzadko wolnym czasie.

Van Dake wzięła Kellera pod rękę i ruszyła raźnie prowadzona przez oficera, nawet opierała się czasem o pana oficera kiery wiatr zawiał mocniej.
- Świat potrafi być piękny okryty pierzynką śniegu. Ale wracając do tej bazyliki co jest nie porównywalna z tą tutaj.

- Jest wspaniała. - zaczął opowiadać mężczyzna i przyjemnie opowiadał. Miał spokojny i pewny siebie głos. Z jakiego jednak przebijała duma i ekscytacja bo uważał się za rodowitego Marienburczyka więc trochę jakby był też i współwłaścicielem albo współtwórcą tego sakralnego cuda.

Z zachwytem opowiadał o tym, że widział wiele świątyń Mananna. Dużych i małych, bogatych i ubogich. Od mroźnego Kisleva przez bretońskie wybrzeże aż po Estalię i Tileę. Wiele uznał za pięknych lub ciekawych ale dało się wyczuć, że z niemałą dumą przyznawał, że ta w Marienburgu jest naj. Największa, najpiękniejsza, najbogatsza, zaprojektowana z największym rozmachem i ciesząca się największym autorytetem. Dlatego zowią ją też Wielką Świątynią a i tam przebywa matriarchini całego obecnego kultu Mananna. Co dodatkowo dodawało jej splendoru.

Poza tym miała ciekawy zamysł architektoniczny. Bo po to aby kapłanom i wiernym ułatwić kontakt z patronem mórz i oceanów dziedziniec świątyni był położony w taki sposób, że przypływ go zalewał morską wodą. Więc stało się po kostki a czasem po kolana w wodzie i można było czuć szum fal i rytmiczny oddech morza. To zbliżało do pana oceanów. Był też ogromny złoty posąg Mananna na tronie wszechoceanu. Postawą podobny do tego tutaj bo większość rzeźb w świątyniach przedstawiała króla mórz w tej królewskiej pozie aby oddać jego majestat. Jednak ten tutaj posąg, chociaż też całkiem udany i niczego mu nie brakowało. To jednak w porównaniu do marienburskiej głównej siedziby kultu wyglądał jak ubogi krewny. Bardzo ubogi krewny. Ten posąg w Bazylice zdawał się wznosić po sam dach świątyni i był tak ustawiony, że światło jakie wpadało przez witraże sprawiało wrażenie, że w mroku i cieniach siedzi sam bóg na prawdziwym tronie. To było niesamowite!

W miarę jak szli we trójkę przez zaśnieżony park a Keller z werwą opowiadał o tych cudach architektury sakralnej znikała jego nieco formalna postawa jaką powinien się cehcować ktoś z dobrego towarzystwa. I pozwalał sobie a to mocniej przytulić do siebie dłoń trzymanej kobiety a to ją na krótko objąć jakby chciał jej pokazać rozmach i wielkość rzeczy i majestatu o jakich opowiadał. I całkiem sprawnie opowiadał, widocznie musiał być dość sprawnym mówcą potrafiącym przekonać do swoich racji. Nawet Benona jaka niejako była na uboczu tego opowiadania i słuchania też wydawała się zafascynowana tą opowieścią jakiej dała się ponieść.

- No tak teraz sama mam ochotę pojechać do stolicy wraz z panią kapitan na dniach, ale z drugiej strony raczej bym jej przeszkadzała w podróży więc będę musiała wytrzymać do wiosny i może wybrać się na jakąś krótką wycieczkę wtedy. - Pirora powiedziała z przejęciem kiedy Keller skończył opisywać świątynie.

- Oj tak, naprawdę warto. - zaśmiał się oficer ciesząc się chyba z wrażenia jakie wywarł na rozmówczyniach. A tymczasem przeszli przez park i zbliżali się do przeciwległej bramy, też żelaznej i też otwartej.

- Masz może ochotę na dalszą przechadzkę czy może na coś gorącego? Tu na rogu mają świetną cukiernię, naprawdę polecam. - wskazał gestem w stronę wydeptanej alejki parku prowadzącej w inną stronę parku lub w stronę otwartej bramy za jaką miała się kryć druga alternatywa.

- Panie Keller, oczywiście że dam się przekupić słodyczami i czymś ciepłym do picia. Zwłaszcza jak jest to połączone z poznaniem nowego miejsca. - Pirora powiedziała w wesołym podekscytowaniu obdarzając pana oficera przepięknym uśmiechem. Odwróciła się szybko do Benony i posłała jej też podobny by dodać jej trochę otuchy zwłaszcza że Jonas zazwyczaj ignorował jej obecność, co było zrozumiałe ale niewolnica mogła nie być do tego przyzwyczajona.

- Niezmiernie miło mi to słyszeć milady. - odparł z uśmiechem Jonas i nakierował ramię swojej towarzyszki w kierunku wyjścia z parku. Benona poszła im w sukurs a swojej pani odwdzięczyła się ciepłym uśmiechem na znak, że wszystko w porządku i nic złego jej się nie dzieje.


 
Obca jest offline