Pan Bimbrowski zebrał się z ziemi i był wielce rad jak i nie rad. Udało się i pożar zgasił, a z drugiej nikt z gawiedzi chyba nie widział jakiego to czynu Arakadiusz dokonał. Smutny diabeł nie miał wyjścia. Wezwał na powrót swego konia mocą swego autorytetu i ruszył w bór za kompanami złorzecząc i klątwy miotając wobec skąpych miejscowych, że za swa pomoc w ognia ogarniając należnego sobie szacunku i nagrody nie dostał.