28-04-2021, 21:19
|
#441 |
| Centrum Lucatore, popołudnie 2 lipca 2595
W zaległej ciszy, a przynajmniej przycichłym zgiełku, liczył oddechy. Zdawały się ciągnąć w nieskończoność, w napięciu wyczekiwał, przeciągał chwilę szukając momentu, a tym samym grając na cierpliwości dziedzica. Tyle długo, by przyprawić go o spazmy i tyle krótko, by nie przeoczyć chwili, Leon trwał nieruchomo skupiony na postaci Furora, zaklinając los. Zaczynał na prawdę w to wierzyć, w przedziwną opatrzność nie z jego świta. Nasiąkał magią.
Kiedy wreszcie wynalazca obdarzył kuzynostwo spojrzeniem, jego oblicze miało wyraz drwiącego tryumfu, mieszczący się między powściągliwością, a próżną ekstazą. Młody szlachcic śmiało wystąpił przed przed szereg Sangów, wolno kierując się ku postaci wieszczącego grześcijanina, wzniósł wreszcie w grę rękę z pierścieniem.
- Dość! - ryknął wreszcie - Dość waśni! Niech nikt nie skrzywdzi czcigodnego Sciroccio! I nie o symbole tu idzie, a o prawdę! O słowa Pana przez usta proroka głoszone. - posuwając się na przód zrobił pauzę w przemowie, by prawda wybrzmiała - Prawdę! - podkreślił. Już opuścił rękę, za oręż mając tylko parasol i podróżną torbę. - Pan nie pozwoli skrzywdzić swego sługi, niech narzędziem jego będę. - był już blisko grześcijanina i dopiero wtedy spojrzał na niego, czytając reakcję i mając nadzieje, że ów go rozpozna.
- Czcigodny, zechcesz zostać mym gościem? |
| |