Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2021, 17:43   #267
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nordland; Neues Emskrank; Karczma “Pod wielorybem”; Pirora, Karlik, Starszy

Pirora wysiadła z dorożki przed karczmą, niestety nie miała czasu by pobłądzić po mieście. Do tego chciała się przebrać w coś mniej strojnego. W końcu na takie postacie lepiej nie zwracać na siebie uwagi. Prosta sukienka z gorsetem i rozpuszczone falowane włosy nadawały jej bardziej wygląd córki kupca niż szlachcianki. Wystarczyło teraz czekać na jakiś znak od “rodziny”. Usiadła i zamówiła gorące wino.

Siedziała tak na dwa czy trzy łyki gdy podeszła do niej jedna z kelnerek. Chociaż niczego już nie zamawiała. - Mam przekazać, że wuj Karl czeka na górze pod 2-ką. - powiedziała wskazując na schody prowadzące na górę, pewnie do wynajmowanych pokoi.

- Dziękuje. - odpowiedziała blondynka i wstała zostawiając swój kubek. skierowała się na piętro odnajdując drzwi numer dwa. Zerknęła parę razy za siebie by sprawdzić czy nie jest śledzona i weszła do pokoju.

Sam pokój nie robił wrażenia sam z siebie. Ot kolejna, standardowa “2-ka” do wynajęcia. Ona sama zajmowała podobny pokój w “Pełnych”. Zdecydowanie na pierwszy plan wybijał się mężczyzna. Potężnie zbudowany, z olbrzymim brzuszyskiem i sumiastymi wąsami. Był od niej pewnie ze dwa albo i trzy razy starszy i cięższy. Sprawiał jednak solidne wrażenie. Jak jakiś kupiec czy ktoś jemu podobny. Przez chwilę nic nie mówił tylko otaksował wzrokiem drobniejszego od siebie gościa.

- Pirora van Dyke. Sporo urosłaś odkąd cię ostatni raz widziałem. Gdybym nie wiedział kim jesteś to pewnie bym cię nie poznał. - powiedział w ramach przywitania pozwalając sobie na nieco nostalgiczny ton. Zupełnie jakby naprawdę po wielu latach spotkał kogoś ze swojej rodziny. Ale na końcu uśmiechnął się i wyciągnął ramiona jakby czekał aż krewna podejdzie aby się z nim przywitać.

- Miło mi cię powitać osobiście. Jestem wuj Karl. Chociaż w rodzinie zwykle mówią mi Karlik. - przedstawił się wreszcie uśmiechając się życzliwie jak na dobrego wujaszka przystało.

- Wóju, serce mi się raduje że zastaję cię w pełnym zdrowiu. - Powiedziała mocno teatralnie blondynka zdejmując swój kaptur całkowicie odsłaniając swoją twarz i bujne loki. Dopiero wtedy podchodząc do mężczyzny przyjmując się w te wyciągnięte ramiona.

- Przyznam, że moja “kuzynka” Versana nie wprowadziła mnie zbytnio w etykietę północnych zwyczajów rodzinnych. - Przyznała się lekko zakłopotana.

- Wybacz moja droga. Przyznam, że kompletnie nas zaskoczył twój przyjazd. Tak bez ostrzeżenia i w środku zimy. Musieliśmy się naradzić co tu z tobą począć. - przyznał grubas klepiąc plecy swojego gościa. Ale puścił ją wreszcie i cofnął się o krok chcąc się jej z bliska lepiej przyjrzeć.

- Wyrosłać na piękną kobietę Piroro. Mam nadzieję, że cieszysz się dobrym zdrowiem. Jak podróż? Czy coś wiesz o swoim ojcu? Dołączy jakoś do nas? - zapytał szybko jedno pytanie po drugim.

- Już ci mówię wszystko jak na spowiedzi wujaszku. - Powiedziała zdejmując pelerynę i usadawiając się na krześle. - Nie wiem jak bardzo obszerne wyjaśnienia Ojciec wam wysłał. Mi też oszczędził zbędnych szczegółów. Mieliśmy przyjechać razem zostawić prezenty złożyć wyrazy szacunku i pojechać dalej. Niestety dostał wiadomość która mocno go wzburzyła. Jak zwykle mi oszczędził szczegółów kazał przyjechać przekazać prezenty i poczekać tutaj na niego albo wiadomość od niego. Co znaczyć może że zostanę do później wiosny albo i dłużej. Pewnie będzie się kontaktować przez ciebie. Niestety muszę rozpatrywać najgorszy scenariusz, że nie dostaniemy żadnego listu. - Przyznała z zakłopotaniem czekając na reakcję mężczyzny.

- Ah tak. - z początku reakcja była dość skromna. Mężczyzna tylko przytaknął nie bardzo właściwie wiadomo której części wieści czy ich całości czy jeszcze czemu innemu. Po czym przez chwilę trawił te słowa w milczeniu.

- Szkoda. Wspaniały był niegdyś z niego towarzysz. A i partner w interesach. Szkoda, że nie może do nas dołączyć. - westchnął nieco z żalem jakby z papą Pirory dzielił całkiem miłe wspomnienia które nawet po latach były ciepło.

- No ale cóż, nic na to teraz nie poradzimy. Pozostaje nam czekać na wieści od niego. Jeśli byś dostała list czy inną wiadomość od niego daj mi proszę znać. Ja zrobię to samo jeśli on skontaktuję się pierwej ze mną. - powiedział jakby wracając do dnia dzisiejszego i bieżących spraw. A w nich jak żadne z nich nie miało kontaktu z ojcem panny van Dyke to nie bardzo mogli coś poradzić na jego nieobecność.

- A teraz czas abyś poznała kogoś. To nasz mistrz. Głowa rodziny. Nie musisz się go obawiać. Ale lepiej traktuj poważnie to co on mówi. My tu wszyscy tak robimy. To nasz mistrz, mędrzec, wódz i nauczyciel. - powiedział gdy widocznie nie tylko z nim miała się dziś spotkać Pirora. Głos zrobił mu się nieco bardziej uroczysty jakby czekało ją spotkanie z ważną personą.

- Rozumiem, choć wiesz wujku że u nas jest trochę inna etykieta, maniery, czy nawet dziwactwa. Drobne wskazówki by zrobić dobre pierwsze dobre wrażenie będą miło widziane. - Podsunęła Karlikowi niewypowiedzianą prośbę w dosyć uroczym tonie.

- To nic strasznego. Będzie w masce. Zawsze jest w masce. Ale poza tym po prostu chcę cię poznać. Wyrobić sobie opinię kim jesteś. Nie wiem o co może cię pytać. Po prostu najlepiej chyba odpowiedzieć. A jak nie będziesz znała jakiejś odpowiedzi to się przyznaj. Najgorsze co możesz zrobić to skłamać i jak się pozna na tym, że kłamiesz albo coś zatajasz. To może wzbudzić nieufność i nie będzie wyglądać dobrze. Może będzie cię pytał o ojca i wasze rodzinne sprawy i zwyczaje. A może nie. Nie wiem. On z każdym rozmawia trochę inaczej. Myślę, że początek masz niezły. Inaczej nie doszłoby do tego spotkania. Każdy z nas w swoim czasie przechodził podobną rozmowę. I raczej każdy kto by miał do nas dołączyć również będzie. - powiedział podopiecznej dla dodania jej otuchy. Ale brzmiało jakby każdego z kultystów czekał taki egzamin w chwili oficjalnego przystąpienia do zboru.

- Oczywiście, no dobrze nie każmy mu czekać w takim razie i nie martw się jestem przyzwyczajona do masek chociaz u nas zazwyczaj z nimi nie nosi się żadnych ubrań n aspotkaniach innymi. - Pirora pozwoliła sobie na mały sprośny żart w obecności Karlika. blondynka odruchowo poprawiła swoje włosy i spódnicę.

- Dobrze. Więc chodźmy. - uśmiechnął się wujaszek i delikatnie położył swoją wielką łapę na łopatkach blondynki kierując ją w stronę drzwi. Sam zresztą dał przykład i też ruszył ku nim. Wyszli na korytarz a potem on zapukał specyficznym rytmem w drzwi sąsiedniego pokoju.

- Otwarte! - ze środka doszedł ich zdecydowany, męski głos. Grubas nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Cofnął się aby Pirora mogła wejść do środka. A w środku czekał na nią mężczyzna. Stał odwrócony plecami do wejścia. Był ubrany w togę jaką zwykle używali mędrcy, kapłani i mnisi. Sponad głowy coś mu wystawało, pewnie ta maska o jakiej mówił Karlik.

- Wejdźcie proszę. - odparł gospodarz łagodnym, zapraszającym tonem. Jak otwarło się drzwi to już można było sobie pozwolić na normalny ton rozmowy.

Pirora weszła do środka, nie czuła strachu, raczej ciekawość i podekscytowanie. Zatrzymala się parę kroków od nieznajomego. Za nią usłyszała jak drzwi się zamknęły. Nawet nie spojrzała czy Karlik wszedł za nią do środka. Skłoniła się jak rodowita szlachcianka przed kimś o wyższej pozycji niż ona.

- Mistrzu, nazywam się Pirora van Dake i jestem rada, że zaszczycasz mnie tym spotkaniem. - Nadal tkwiła w ukłonie, jednak była tu gościem a rozgrywki polityczne między enklawami potrafiły się kończyć krwawo jeśli jedna ze stron poczuła się obrażona. Van Dake postanowiła rozegrać to grzecznie i poczekać aż ‘Mistrz’ powie, że może wyjść z ukłonu.

- A witaj, witaj moje dziecko. - gdy drzwi się zamknęły, Pirora znalazła się w środku i odezwała się pierwsza mężczyzna w todze odwrócił się do niej frontem. Rzeczywiście miał na twarzy maskę tylko z otworami na oczy jaka całkowicie zasłaniała twarz. A kaptur czy coś podobnego zasłaniała włosy. Ale za to głos i gest miał całkiem przyjazne. Podszedł do niej z wyciągniętymi dłońmi i objął jej ramiona. Też trochę jak ojciec albo jakiś opiekun do dziecka które przybyło mu pod opiekę. Przy okazji też niejako nakłonił kobietę aby się wyprostowała. Okazało się, że jest od niej wyższy ale może po części przez tą dość wysoką maskę jaka nieco przewyższała czubek jego głowy. Ale jednak jakiś masywny nie był. Raczej typ mędrca, kapłana czy uczonego niż wojownika bazującego na swojej sile.

- Cieszę się, że możemy się wreszcie spotkać osobiście. Karlik trochę mi opowiadał ale raczej o twoim ojcu. Wybacz te środki ostrożności ale naprawdę nie spodziewaliśmy się twojej wizyty. No ale teraz wreszcie możemy się spotkać osobiście. - mówił ciepłym, przyjaznym głosem i pomimo maski skrywającej jego twarz wydawało się, że uśmiecha się życzliwie.

- Ja jestem Starszy. Wszyscy się tak do mnie zwracają w naszej rodzinie. Więc ty również tak możesz. - przedstawił się wreszcie aby dopełnić formalności tego spotkania. - Jak się czujesz moje dziecko? Czy podróż albo już tutaj na miejscu coś ci doskwiera? - zapytał dając dojść do słowa swojej rozmówczyni.

- Starszy. - Dziewczyna powtórzyła próbując jak ta nazwa zlewa się z jej języka. By stwierdzić że nazwa pasuje do tego mężczyzny. - Sama podróż przebiegła bez przygód, zaczynam zadomowić się w mieście poznawać mieszkańców, zdobywać przyjaciół. Szukam też własnego kąta mieszkanie w tawernie jest na dłuższą metę uciążliwe, mój pokój nie mieści zbyt wielu gości. - Uśmiechnęła się przy ostatnim sformułowaniu trochę bezczelnie i wyzywająco. - Nie wiem też co dokładnie spowodowało że ojciec tak szybko zawrócił do Averlandu. Nie wiem czy wujek Karlik wspominał moja rodzina zajmuje się pozyskiwaniem rzadkich dzieł sztuki. Mam nadzieję że kuzynka Versana przekazała cztery z nich jako prezent? Cudowne prawda? Niestety ich pozyskiwanie, przechowywanie i przewożenie jest dosyć niebezpiecznym zajęciem. Nie będę ukrywać że poza bardzo przyziemnym powodem naszej podróży było znalezienie mi męża o odpowiedniej pozycji i w strategicznym miejscu co by usprawnić szlak handlowy. Drugim było nawiązanie kontaktu z waszą enklawa. Ojciec liczył że jako miasto portowe moglibyście robić za drugą bramę wejścia tych dzieł do Imperium. - Wyjaśniła plan ojca o którym wiedziała. - No jak Starszy widzi jego nieobecność trochę niweczy te plany. Tak więc czekać mam na jego wiadomość ale sama wolę szykować się na najgorsze i jednak zadomowić się tutaj. Chyba, że jako głowa rodziny uznasz mnie za zbyt wielkie ryzyko dla rodziny...wtedy prosze o azyl do wiosny kiedy będe mogła wyruszyć w swoją stronę. - blondynka zakończyła swój wywód mając nadzieję że udzieliła Mistrzowi wystarczających informacji na temat swojej pozycji w mieście.

- Ah, tak, te dzieła sztuki. Przepiękne! Prawdziwa ozdoba kolekcji, jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni za ten dar. I twojemu ojcu oczywiście. Jeszcze nie mieliśmy czegoś takiego a przyznam, że chociaż słyszałem o takich wytworach to jeszcze nie miałem ich przyjemności podziwiać osobiście. - mężczyzna za maską pokiwał nią na znak zgody i aprobaty. Wydawał się podziwiać te dzieła sztuki i doceniać taki podarek.

- Z tym miejscem zamieszkania i wszelką możliwą pomocą nie przejmuj się. Co nam się uda to ci pomożemy. Nie zostawimy cię tutaj samej moje dziecko. Coś mi nawet Łasica mówiła ostatnio, że chyba macie jakieś plany w tej materii. Myślę, że nawet jeśli nie dziś czy jutro to w końcu uda ci się znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. - znów skinął głową i lekko nakierował dłonią ramię nowej podpiecznej jakby zapraszał ją gestem do spaceru. Ale, że to był tylko pokój w gospodzie to zbyt wiele miejsca nie było przeto ten spacer był dość symboliczny. Karlik w tym czasie milczał. Usiadł przy stole na jakiej stała patera z kawałkami ciasta i ze dwie butelki wina z gotowymi kubkami i przysłuchiwał się rozmowie. Dało się wyczuć, że to Starszy grał tutaj główną rolę i na niego spadł ciężar rozmowy z nową w ich grupce.

- Tak, myślę, że teraz możemy wdrożyć się w nasze sprawy. - zastanowił się mistrz ceremonii gdy złożył dłonie na plecach i dość symbolicznym tempem spacerował wzdłuż pokoju. Raczej częściej przystawali aby porozmawiać niż rzeczywiście maszerowali.

- Zanim to jednak zrobię chciałbym się jednak upewnić jaki status ma twoja służba. Ten ochroniarz i służąca. Bo przyznam, że jak dotarły do mnie wieści to nieco mnie to zaskoczyło. Nie wiem czy dziewczęta ci przekazały ale u nas albo ktoś jest w naszej małej społeczności albo nie jest i wówczas nic o niej nie wie. Nie ma tak w pół kroku. Mozna oczywiście mieć kogoś w otoczeniu kto nie jest wtajemniczony w sprawy naszej rodziny ale właśnie powinien on czy ona pozostać na zewnątrz. Albo czas go wtajemniczyć. Ale nie ma tak okrakiem na płocie to no na takie coś nie możemy pozwolić. - wyglądało na to, że pierwsze uprzejmości i powitania mieli za sobą i przeszli do etapu omawiania już dość praktycznych spraw kultu. I tutaj znów wyszła ta różnica między zwyczajami panującymi na północy a południu kraju. Starszy wydawał się to traktować dość poważnie bo od tego zaczął.

- Tak, ta sprawa pozwolisz Starszy że opowiem ci co nieco o enklawie w Averlandzie. Gdyż już w rozmowach z panią van Drasem wyszły nam pewne różnice kulturowe. Myślę że będzie wtedy łatwiej pojąć dlaczego w domostwach czlonkow rodzin sa osoby które wiedzą ale nie są członkami rodziny. Może usiądziemy jest tego trochę, a kto wie może parę naszych podejść do niektórych spraw przypadnie wam do gustu. - Pirora uśmiechnęła się i skierowała do stołu gdzie otworzyła wino i rozlała na trzy kubki.

- Nasza enklawa nie jest mała niby mamy małe komórki w których się najczęściej obracamy ale to nie znaczy że jesteśmy sobie obcy. Same zbory muszą odbywać się pod przykrywką bali wyższych sfer bo inaczej nie wytłumaczy się takiej ilości osób. No i w moim przypadku taka forma bardziej pasuje do wielbicieli Księcia Chaosu. -

- No i tutaj dochodzimy do pierwszej różnicy, ktoś taki jak Nadia, chodzi mi o jej pochodzenie i status społeczny, nigdy nie był były pełnoprawnym członkiem kultu. Jest za nisko urodzona, nie umie się obyć w towarzystwie innym niż służba i pewnie nie ma pojęcia o mankamentach sztuki, polityki czy obycia w wyższych strefach. Niemniej tacy nisko urodzeni są nam potrzebni, ktoś kto będzie naszym płaszczem moralnym dla reszty miasta. Ktoś kto sprawi że na wspomnienie nazwiska van Dake pomyśli wpierw o rodzinie która przyjęła do siebie na służbę niemowę z dzieckiem i otoczyła ja opieka dała jej dach nad głowa i pracę. Zdecydowanie stawia nas to lepiej w oczach rożnych warstw społecznych czyż nie? -

- No ale to nie wszystko co dla nas robią, wyższe sfery nie lubią brudzić sobie rąk, nie lubią organizować sobie sami schadzek to wszystko robia wlasnie ci nasi “przyjaciele rodziny” wiedzą tyle ile chcemy żeby wiedzieli. To głównie służba i najbliżsi ochroniarze, którzy byli sprawdzani przez długi czas zanim zostali ‘oświeceni’ co do ludzi dla których pracują. Patrzymy na to jak reagują na nasze zwyczaje, omskniecia języka, tajne spotkania czy schadzki. Czasem dajemy się przyłapać na aktach i patrzymy na ich reakcje. Jeśli spełnia nasze oczekiwania zostali wtajemniczeni, ale nigdy nie zostają częścią kultu. Jeśli nie spełnią naszych oczekiwań… cóż świat w jakim żyjemy jest niesprawiedliwy i niebezpieczny nie ma dnia żeby ktoś nie znalazł zwłok w zaułku. -

- Już konkretnie na moim przykładzie. Irina to niemowa nawet jakby chciała to raczej nie powie nic do straży, z drugiej strony widzi że ja i mój ojciec jako innowiercy o dosyć swobodnym podejściu do własnej moralności traktujemy ją i jej brata lepiej niż ktokolwiek inny. Wie że stojąc u mego boku ma życie jakiego nigdy nie zaznała by na służbie u innego szlachcica. No i jest świadoma że kiedy inkwizycja zapuka do drzwi nie będzie rozróżniała osoby wiedzącej od wyznawcy, wszyscy z takiego domu trafiają na stos więc w interesie jej, jej brata i jej kochanka by pilnować siebie i mnie. -

- Mój ochroniarz James, pochodzi Bretonii, był pasterzem ale uciekł do Imperium by zmienić swoje życie. Były żołnierz, zwerbował go mu ojciec, więc jest związany z nasza rodziną dłużej niż Irina. Jest ciekawa osobą, on nie wierzy w bogów, żadnych. Choć lepiej byłoby powiedzieć że nie wyznaje ich. Jego przypadek jest podobny co Iriny choć on zostaje też ze względu na nią. - Pirora upiła wina by zwilżyć gardło.

- Ach, jak nasza służba mają status ‘nietykalnych’ w naszym rozumieniu oznacza to, że inni członkowie nie mogą ich wykorzystywać do własnych intryg bez naszego udziału. Nie mogą też ich samowolnie karać czy przypadku moich współ wiernych nie mogą ich zaciągnąć do łóżka… jeśli ktoś taki natomiast sam do ciebie przyjdzie to już inna sprawa. Podobny status “nietykalnych” dostaną też osoby w mieście całkowicie nie związane z nami. Które muszą z jakiegoś powodu być trzymane w całkowitej niewiedzy. Podobnie jest z celami na nowych członków. Versana mówiła, że macie poważne plany co do Kamili van Zee więc u nas byłaby oznaczona tym statutem co znaczyłoby, że tylko wskazani akolici mogą ją kusić do przystąpienia do kręgu a reszta może co najwyżej obserwować. -

- Nie wiem czy to co powiedziałam uspokoiło was czy zaniepokoiło. Pozostaje mi tylko powiedzieć że za moją trójkę slóżby ręcze, że ostatnia rzecza jaką by zrobili to polecieli do łowców wskazywać nas palcami. Niemniej rozumiem, że może wydawać się to balansowaniem na krawędzi dla jak Starszy wspomniał ‘małej’ społeczności. Nie chce pozbywać się mojej służby ale mogę odsunąć ich od spraw ‘rodzinnych’ drastycznie lub całkowicie jeśli taka będzie twoja wola. Skoro północ nie ma tak wybiórczych wymogów co do swoich członków być może za jakiś czas sami przyjdą do mnie z chęcią wejścia do rodziny. I osobiście uważam że skoro Versana i Nadia nie miały problemu by bez ogródek przy pierwszym spotkaniu powiedzieć mi kogo czczą, jakie mają cele, włamywać mi się do pokoju kiedy mam już towarzystwo i liczyć, że nikt nie będzie zadawał niezręcznych pytań. Sypiać z łowczynią czarownic licząc że ta nie połączy faktów tatuaży węża na ciele i całkowite niesprawdzenie mnie choćby dłuższa obserwacją. Tak mysle, że moja służba ktora przynajmniej zna podstawowa zasadę by trzymać jezyk za zębami nie powinna stanowić żadnego problemu. - Pirora zamilkła w końcu czekając na reakcje Starszego no i Karlika. Owszem postanowiła wrzucić Versanę i Łasicę pod przysłowiowy powóz ale sama Pirora wolała swoja wierną słuzbę niż gadatliwe i nierozwazne siotry.

- Tak. Interesujące jest to co mówisz moje dziecko. - Starszy pokiwał głową i zrobił gest jakby chciał sięgnąć do swojej twarzy czy brody ale dłoń trafiła na maskę. Postukał w nią palcami gdy jeszcze przez parę chwil zastanawiał się nad tym wszystkim.

- No cóż, być może tam na południu macie inny system. I wam się on sprawdza. Brzmi jakby tak właśnie było. No ale niestety tutaj działamy inaczej. Mamy znacznie mniejszą komórkę gdzie wszyscy się znają. Jak w rodzinie. Nie stać nas aby się bawić w wielkich panów i ich służbę. Wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami. Tak to u nas działa. - powiedział zerkając ponad róg stołu na siedzącą obok blondynkę.

- Zaś ośmielę się zauważyć, że moim zdaniem ten James czy Irina wedle standardów moich jak i zapewne łowców czarownic, są w kulcie. Znasz chyba zasady. Każdy powinien meldować natychmiast o śladach zepsucia. Jak tego nie zrobi jest współwinny. Co najwyżej ich rola w kulcie jest inna. Nie biorą w pełni udziału w tych zabawach o jakich mówisz. I być może u was, jak macie wiecej i liczniejszych komórek to to działa. Ale nas nie stać na takie podziały. Na stosie wszyscy będziemy płonąć tak samo. - pozwolił sobie dostrzec parę uwag na temat różnic w organizacji zborów tutaj i w rodzimych stronach van Dyke’ów.

- Co do twojej służby nie każę ci ich odprawiać, mordować ani nic takiego. Jak ci wiernie służą i jesteś z nich zadowolona to niech ci służą dalej. Ale trzymaj ich z daleka od spraw naszego zboru. Albo wprowadź ich do rodziny jeśli uważasz, że się do tego nadają. W naszej grupie jest miejsce dla każdego kto wyznaje naszą wiarę. Nie ograniczamy się do czczenia jednego patrona. Jesteśmy tolerancyjni na tyle by pomieścić różnych wyznawców. Więc zapewne nie jesteśmy tak jednorodnie wyprofilowaną grupą jak w twoich rodzinnych stronach. Jak mówię mało nas jest i jesteśmy otoczeni przez morze wrogów. Jedynie skrytość i spójność może nam pomóc przetrwać a nawet rozwinąć działalność. Dlatego póki twoja służba nic o nas nie wie to niech tak zostanie. - powiedział całkiem prosto nie siląc się na jakieś opowieści o potężnej organizacji do jakiej nowa ma zaszczyt przystąpić. Raczej brzmiało jakby przystąpiła do grupki spiskowców narażonej na wykrycie. Więc priorytetem było trzymanie się razem.

- Zaś widzę, że masz pewne zastrzeżenia co do naszej organizacji i ostrożności. - pokiwał głową a w głosie dało się słyszeć zastanowienie. - A cóż takiego wiesz o nas? - zapytał z zaciekawieniem. - Jakbyś chciała pobiec do władz i zameldować o niecnych, przebrzydłych kultystach to co byś powiedziała? - zagaił na ten temat jaki sama Pirora poruszyła.

- W takim razie odsunąć ich od naszych spraw definitywnie, ale pozwolę sobie wspomnieć że tutaj nie patrzy się na rodowód i jeśli będa chieli wstąpić w szeregi rodziny będzie taka możliwość. Potem dam im czas by sami do mnie przyszli. - Oznajmiła Pirora w sprawie Jamesa i Iriny kończąc ten temat.

- To nie zastrzeżenia jedynie uwagi po krótkotrwałej obserwacji. Jako opiekunowi swojej komórki na pewno zależy ci by przetrwała i mogła się cieszyć dobrobytem a nie płonęła na stosie w kolejny Festag. Toteż nawet jeśli uznasz moje uwagi za niepotrzebnym dmuchaniem na zimne dobrze by było jednak przynajmniej mnie wysłuchać. W końcu jeśli przyjdzie nam zapłonąć to pewnie razem więc także w moim najlepszym interesie jest dbać by tak się nie stało. - Pirora odwołała się do poczucia obowiązku i wspólnego dbania o dobro zboru aby trochę złagodzić wcześniejsze insynuacje niekompetencji.

- Ja, jako niosąca z wami te same wartości nie polecę nigdzie, ale przypadki podstawionych członków kultu przez inkwizycję to nie bajki nawet w Averladzie straciliśmy dobrych ludzi przez czyjąś bute i nieostrożność. Owszem wiem za mało by hipotetycznie wskazać wszystkich członków ale gdybym była podstawioną łowczynią czarownic już wiedziałam o wiele za dużo by być zignorowana przez tutejszych łowców czarownic… chyba, że tutejsi to tylko farsa i są to podstawieni członkowie który tworzą tylko pozory przynależności wtedy pozostaje mi tylko schylić czoła przed takim zabezpieczeniem. - Pirora starała się mówić rzeczowo bez osadzania pobudek raczej skutek niech Starszy sam wyciągnie wnioski płynące z jej słów.

- Nie, tutejsi łowcy czarownic to nie jest farsa. Są naprawdę niebezpieczni. Nigdy nie wiadomo kto dla nich naprawdę pracuje i lub chociaż donosi. - przyznał Starszy dając znać, że lepiej się ich wystrzegać.

- Natomiast co do twoich uwag to owszem, wezmę je pod uwagę. Zgadzam się, że na razie wiesz o nas zbyt mało by coś tak naprawdę zepsuć. To na co możesz się poskarżyć to najwyżej na niestosowne zachowanie niezgodne z moralnością. Może jedno włamanie którego też nikomu nie zgłosiłaś. To prawda, gdybyś pracowała dla naszych wrogów mogłabyś zacząć jako ich wtyka. To jest niestety ryzyko związane z każdą tajną organizacją. Próba zwerbowania kogoś nowego to jednocześnie ryzyko zwerbowania wtyczki albo słabego ogniwa. Ale bez werbowania kolejnych członków organizacja zostanie zamknięta sama w sobie. Wypaczy sama siebie. To dopływ świeżej krwi sprawia napływ nowych mocy i pomysłów, nowych możliwości. - wyglądało jakby Starszy podchodził do tego dość filozoficznie. Jak do jakiejś siły natury czy czegoś równie nieuniknionego na co śmiertelnicy nie bardzo mają wpływ. Mogą się próbować dostosować. I jako do skalkulowanego ryzyka. Które w dłuższej perspektywie jest nie do uniknięcia.

- Dobrze moje dziecko czy jest coś co chciałabyś jeszcze omówić? - zapytał gdy przez dłuższą chwilę się nie odzywał tylko stukał palcami w blat stołu jakby zastanawiał się nad czymś. W końcu jednak zaczął nową myśl w tej dyskusji.

- Starszy jestem świadoma że moja wypracowana w domu pozycja nic tutaj nie znaczy i że jak każdy nowy zaczynam budować moją pozycję od zera jak dopiero narodzone dziecko. Chce wiedzieć kto jest moim mentorem? Do kogo mam się zwrócić w razie problemu, lub odkrycia, komu będę pomagać i przed kim będę odpowiadać za swoje działania? - Pirora zapytała o dosyć ważną rzecz jej zdaniem. Spodziewała się że może być to van Drasen ale miała co do tego miała mieszane uczucia. Bała się że ta sprowadzi ją do roli prostytutki wyższych sfer.

- Tak, to ważne pytanie. Przyznam, że sam się nad tym zastanawiam. - odparł Starszy znów stukając palcami o blat stołu. - A jak ci się układa współpraca z naszymi dziewczętami? Bo z nimi chyba miałaś najwięcej doczynienia. - zanim odpowiedział to sam zadał Pirorze swoje pytanie.

- Cóż nie nazwałabym tego współpracą, raczej pierwszym wrażeniem. Myślę że nie miałabym problemu współpracować z żadną z nich choć uważam że niektóre ich taktyki nie są wystarczająco subtelne w stosunku do tych do których jestem przyzwyczajona. Uważam że inicjatywa teatru ma potencjał i być może mogłabym pomóc swoim doświadczeniem i obyciem w tych tematach. Z drugiej strony nie znam innych możliwości. Myślę że możemy uznać, że pomogę każdemu z rodziny kto będzie tego potrzebował. Choć moje zdolności są raczej w nawiązywaniu nowych kontaktów, znajomości sztuki, poezji, jej wyceny i promowania. - Pirora wypowiedziała się szczerze i wyczuciem.

- Moje dziecko jak mówiłem jesteśmy dość małą rodziną. I nie bardzo możemy sobie pozwolić aby wybrzydzać kto by chciał lub nie chciał ze sobą współpracować. Nie stać nas na to. Oczywiście jest pewna doza elastyczności i staramy się dopasować te zadania i współpracę jak to tylko możliwe no ale nie zawsze jest możliwe. - Starszy odpowiedział biorąc nieco głębszy wdech jakby zamierzał powiedzieć coś nieco więcej niż krótkie zdanie.

- Widzę, że dziewczęta wprowadziły cię co nieco w temat teatru. - odparł niekoniecznie zadowolonym tonem. - No cóż, to właśnie one, głównie Versana, zajmują się tą sprawą. Więc raczej byście musiały ze sobą współpracować w tej sprawie. Twoja znajomość sztuki rzeczywiście mogła by się tutaj przydać. A oficjalnie i tak jesteście kuzynkami więc to by wyglądało dość naturalnie. Swoja drogą kto wymyślił te kuzynki? - powiedział obracając w myślach ten pomysł i tą współpracę na jaką raczej byłyby skazane obie kuzynki.

- Jak już powiedziałam, będę współpracować z każdym kogo mi wskażecie, ale moje uwagi nadal zamierzam mówić głośno przynajmniej tobie Starszy. - Pirora wolała sprostować swoje poddańcze stanowisko gdyż odczuwała że Starszy chyba albo jej nie słuchał albo nie rozumiał tego co mówi. - Kuzynki wyszły z żartu. Z uwagi, że Karlik w wiadomości mianował się wujkiem Karlem uznałam za zabawne panią van Drasen mianować ciotunią po zorientowaniu się, że jest trochę za młoda na to miano powiedziałam coś że chyba powinnam ja mianowac moją kuzynką i Versana porostu to podchwyciła. W dosyć improwizowany sposób wymysliłyśmy skomplikowaną historię rodzinna która powinna odwrócić jakąkolwiek uwage od tego że nie łączy nas prawie nic poza mitem rodzinnym. - Wyjaśniła blondynka gotowa streścić historię jaką podała kółku poetyckiemu.

- Tak… - maska lidera zboru poruszyła się z góry na dół przyjmując do wiadomości te wyjaśnienia z zamyślonym tonem. - No cóż, nic już na to nie poradzimy. Trzeba szyć z tego co jest. - rozłożył dłonie na boki zerkając na Karlika. Ten w odpowiedzi wzruszył ramionami.

- Cieszy mnie twoja wola współpracy moje dziecko. To jest ważniejsze niż wszystko inne. Współpraca. Nie stać nas na wybrzydzanie i fanaberie. Każdy w naszej wierze jest naszym bratem i siostrą. - postukał palcem w blat stołu niejako wracając do poprzedniego szybszego stylu wypowiedzi. Przyjął widocznie ze zrozumieniem i ulgą tą ofertę współpracy.

- W takim razie skoro masz taką artystyczną duszę i wolę współpracy wydajesz się odpowiednią osobą aby zająć się sprawą tego teatru. I pomóc Versanie w organizacji i całej reszcie. Ona w tym najgłębiej z nas siedzi więc na pewno wdroży się we wszystkie detale. - powiedział patrząc na rozmówczynię przez szpary swojej maski.

- Musisz też podać jakieś adresy kontaktowe. Jakieś dwa czy trzy inne gdzie możesz odberać wiadomość od kogoś z nas. Do tego poszukaj kilka kryjówek gdzie będzie ci łatwo zajść i sprawdzić czy nie ma jakiejś wiadomości od nas. Albo jakbyś sama miała wiadomość do przekazania. Nie zawsze jest czas i okazja na osobiste spotkania. Takie jak dzisiaj to raczej wyjątek a nie reguła. Karlik pomoże ci z tymi adresami. - mówił sprawnie i szybko jakby rozmowa wróciła na znajome tory i wiedział jak się po nich poruszać. Grubas siedzący po drugiej stronie stołu skinął swoją wielką głową na znak, że przyjął to do wiadomości i zgodził się pomóc w organizacji komunikacji nowej z resztą grupy.

- Myślę że dopóki mieszkam w tawernie to musi być moje główne miejsce kontaktu. Nie znam jeszcze miasta tak dobrze by definitywnie wskazać coś odpowiedniego. Na pewno będzie łatwiej kiedy znajdę sobie własną kamienicę. Być może do tej pory Versana i Nadia będa modły robić za moje kontakty główne? W końcu jeśli podtrzymujemy nasze kuzynostwo nikt nie będzie się dziwić, że spędzamy razem czas czy pielęgnujemy kontakt. - Zasugerowała malarka patrząc na obu mężczyzn. .

Obaj spojrzeli na siebie i milczeli przez chwilę. Zamaskowany mężczyzna znów zaczął stukać palcem w blat stołu. - Tak, rozumiem, brak znajomości miasta może ci nieco utrudniać znalezienie odpowiedniej skrytki. - mistrz pokiwał ze zrozumieniem głową.

- Tak, “Żagle” mogą na razie być twoim głównym adresem kontaktowym. Na pewno dla obu dziewcząt skoro i tak tam goszczą całkiem często. Nam właściwie też to póki co wystarczy. - mówił jakby robił jakieś ustępstwo ze względu na ten brak znajomości miasta u nowej.

- Niemniej dobrze by było abyś znalazła sobie jakieś kryjówki do zostawiania tobie i nam wiadomości. W jakimś pustym budynku czy podobnym miejscu. Gdzieś gdzie będziesz mogła zajrzeć wychodząc czy wracając z karczmy czy idąc do sklepu. Myślę, że jak poprosisz Łasicę to ci pomoże. Ona ma doświadczenie w takich sprawach. Ale potraktuj to jako test i poważnie. Każdy z nas ma swoje miejsca kontaktowe które jest zobowiązany sprawdzać i gdzie inni z nas mogą przekazać wiadomość. Bo jak mówię, nie zawsze jest możliwość spotkać się osobiście. Więc dużo częściej posługujemy się takimi pośrednimi metodami. - powiedział tłumacząc jak mentor nowej uczennicy w klasie jak tutaj to działa i dlaczego to takie ważne.

- Owszem i znajdę, ale nie będę nikogo narażać, zadowalając się pierwszym lepszym poluzowanym kamieniem na pierwszej lepszej ulicy. Muszę wypracować sobie jakąś rutynę która będzie do mnie pasować, nie dziwić tutejszych i nie być narażona na przypadkowe odkrycie. Po tym spotkaniu idę z Nadią oglądać kamienicę którą mogłabym przejąć. Rozejrzymy się za takim miejscem. - Zapewniła mężczyzn o jej chęci współpracy ale zaznaczyła, że woli do sprawy podejść ostrożnie i z głową. - Druga sprawa czy pisać bez ogródek czy używacie szyfru?

- No to jak będziesz się widzieć z Łasicą to ją o to zapytaj. Coś chyba powinna ci podpowiedzieć. A Karlik ci zostawi listę punktów kontaktowych do nas. - Starszy skinął głową przyjmując te wyjaśnienia do wiadomości i znów wskazał palcem na Karlika. Ten potwierdził ruchem swojego byczego łba, że tak zrobi.

- Nie wszyscy z nas są piśmienni. Na przykład Łasicy nie masz co zostawiać żadnych liścików. Zaś co do reszty krótkie wiadomości. Zwykle prośba o spotkanie od razu z propozycją miejsca i czasu by oszczędzić zbędną wymianę karteczek. Dobrze też napisać datę. Musisz brać pod uwagę, że jak na przykład zostawisz wiadomość rano to ktoś może ją odczytać wieczorem albo następnego dnia. Właśnie Łasica ma dość napięty grafik i praktycznie jest dla nas niedostępna przez cały dzień. Dopiero wieczorami coś z nią można się umawiać. Ale większość z nas ma swoje zajęcia więc raczej rzadko się zdarza, że tak zaraz za dzwon czy dwa otrzyma się czyjąś odpowiedź. - mistrz zboru wyjaśnił jak to działa system łączności między kultystami. Raczej nie było to dziwne bo nawet oficjalne listy i posłańcy też działali w podobnym trybie.

Po tym wszystkim czas ich spotkania dobiegł końca. Pirora założyła swoją pelerynę i na odchodne skłoniła się nisko Starszemu.

- Jeszce raz dziekuje Starszy za spotkanie i przyjęcie do waszej rodziny. - Powiedziała z szacunkiem czekając aż Mistrz ją odprawi.

- Oczywiście moje dziecko. Bacz na siebie i rozważ proszę naszą dzisiejszą rozmowę. Niech nasi patroni sprawują nad tobą pieczę. - zamaskowany mężczyzna pożegnał się niczym dostojny kapłan tajemniczej religii. Potem razem z Karlikiem Pirora opuściła ten pokój i wrócili do sąsiedniego w którym spotkała się z nim na początku.

Grubas przekazał jej listę skrytek które może używać by kontaktować się z wyznaczonymi osobami. Lista co prawda niewiele jej mówiła. Z nazw rozpoznała tylko “Wesołą mewę” w jakiej na dzisiejszy wieczór zapraszała ją Łasica i faktycznie była to tawerna jaka była podana jako jej adres kontaktowy. Poza tym były jeszcze skrytki aby zostawiać informacje dla Karlika i Versany. Te nazwy jednak niewiele jej mówiły chociaż wujek spędził z nią nieco czasu tłumacząc gdzie to jest i jak tam dojść to coś jej się rozjaśniło. Więc wyszło na to, że pewnie Łasica albo Versana i tak by musiała ją zaprowadzić do tych miejsc.
 
Obca jest offline