Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2021, 20:22   #81
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację

Pozwoliła mu na to, nawet za daleko z poczatku nie uciekając łbem do tyłu. Nie spięła się też specjalnie, a ręce nie sięgnęły po broń. Zamknęła oczy, ciężko wypuszczając powietrze nosem.
- Pierdolę twoje zamiary, po prostu tego nie rób - odmruknęła, wsuwając dłonie pod kurtkę i tam zastygły, przyklejone na bokach torsu okularnika. Za oknem burza skończyła się równie nagle jak się zaczęła, bądź to oni nie dostrzegli momentu przejścia z chaosu do spokoju nocy. Czerń wpływała do izby przez okna, osiadając na ścianach, podłodze i powietrzu rozświetlanym dwoma stożkowatymi promienami rzuconych w kąt latarek.
- Vicowi już siadło, jest na to za stary. Bakłażan jest zwykłym tchórzliwym szczylem. Kane mu wchodzi jak stringi w dupę… chociaż w tej dwójce to ona ma jaja, ale do walki na słowa się nie nadaje. Had wiadomo. Asagao nie ma siły przebicia, mimo rozsądku. Te pirackie ścierwo wygląda na interesowne, chce czegoś… inaczej by jej tu nie było. Albo odjebała coś tak grubego, że w jej bandzie wydali na nią wyrok. Więc spierdoliła do konkurencji. Ishida na szczęście, lub nieszczęście nie bawi się w sentymenty, jednak oddał nam prym. - prychnęła - Inteligent wyrosły z pospólstwa patrzący z góry na innych, jedyny mędrzec wśród głupców, jedyny prawy pośród interesownych chamów… i Widząca pośród tłumu Ślepców, świadoma pośród stada owiec nie widzących że na wojnie skrupuły i ideały to mrzonki. Awers i rewers, Marks i Engels. Bourbon i sojowe latte ze ścierwosieci… a chuj, to ostatnie nie pasuje. - prawie się uśmiechnęła.
- Nie zamierzam. Po prostu tego nie zrobię. - zgodził się.
Wierzchem palców Jackson delikatnie pogładził szyję Doe. Dłonie miał lodowato zimne, lecz nie wydawało się mu to przeszkadzać - nie drżały ani nie były sine. Uśmiechnął się lekko widząc że Jane się uspokaja.
- Wino słodkie i wytrawne. Marmolada i masło orzechowe. - zaśmiał się - Woda i ogień. Szpadel i kielnia? Beton i manul?
Nie przerywał głaskania choć nie wiedział czy za moment nie zostanie przez blondynkę pogryziony. Czuł jej dłonie na swoich żebrach dużo cieplejsze niż jego własne. Burza się oddalała. Wydawało się że wraz z nią oddalało się powoli napięcie wcześniej obecne w każdej chwili tej rozmowy.


- Wino jest gejowe. Jak cała ta pedalska wojna - burknęła, przesuwając dłonie wzdłuż żeber aż na barki mężczyzny. Zdecydowanym ruchem ściągnęła mu kurtkę, plącząc ją gdzieś na wysokości łokci, bo dalej nie chciała zejść.
- Pierdolenie i działanie… - dorzucila ciszej, pochylając do przodu. Błądziła wargami po boku zimnej szyi, na zmianę muskając ją wargami, albo trącając czubkiem nosa - Pokój i wpierdol. Kebs na cienkim średni i ostry.
- Łagodny i ostry… - czując usta Jane na swojej szyi odetchnął głębiej. - Delikatność… i gwałtowność.
Podniósł się całkiem już zsuwając ją na swoje nogi i wpił usta w jej kark wędrując powoli w górę po jej szyi. Ruchami rąk i ramion ściągał z siebie kurtkę aby rzucić ją na podłogę by mieli na czym się położyć.

***

Czas mijał nieubłaganie przybliżając wylot poza granice Amerigo.
I do przełamania blokady.
I do zostawienia domu daleko za sobą.
I do wzięcia na barki losu Nowego Vermont.

Ostatnie dni przed wylotem Julian spędził z ojcem. Jonathan Jackson zajmował kwaterę podobną jak jego syn. Była trochę warsztatem, trochę pokojem sypialnym. Ojciec ustawił kilka zdjęć w prostych ramkach na półkach. Lecz sam nie zaczynał rozmowy, zawsze musiał to zrobić Julian. Lecz kiedy nie było o czym mówić zawsze można było pogadać o kocie - zwierzak był bezpiecznym i zawsze aktualnym tematem. Jonathan trzymał Winstona na kolanach tarmosząc go i drapiąc za uchem, na co kocur reagował niskim, pełnym zadowolenia mruczeniem.

- Tęsknię za mamą. - stwierdził w pewnym momencie Julian kiedy nastała niezręczna cisza.

Ojciec dotąd siedział z miną pełną obojętności na wszystko. Po raz pierwszy tego dnia widać było poruszenie na jego twarzy. Smutek, tęsknotę.

- Ja też, Julian. - przygarnął syna do siebie i przytulił. - Ja też.

***

Lufy Dział Cząsteczkowych wzniosły się i skierowały naprzód.

Palce nacisnęły guziki spustów. Dwa promienie wystrzeliły z luf PPCów wzór Dolan oba przeszyły prosto przez kokpit Korsarza, całkowicie go dekapitując.

Dobre otwarcie.

Próżnia była straszliwym środowiskiem. Bez szansy ucieczki. Z niewydajnym chłodzeniem. Ale nie było to wielką przeszkodą. Jackson walczył z całych sił, najpierw w Korsarzami, potem z Zeusem i jego świtą. Cała bitwa przebiegła tak jak trzeba. Choć nie do końca.
Ambasador eksplodował.
Piraci eksplodowali.

Ktoś wyczyścił kartę. Ktoś unicestwiał ślady i poszlaki.

Nie pozostało… nic. Nic z czego dałoby się pozbierać informacje. Odsłonić całun. Odkryć prawdę.

Tylko sygnał który trzeba było rozkodować.

A on musiał już lecieć.

- Trzymajcie się. Do zobaczenia. - nadał kiedy opuścił warhammer.

 

Ostatnio edytowane przez Micas : 21-07-2021 o 13:45. Powód: Zmniejszenie obrazka.
Stalowy jest offline