Póki bełtów w magazynku. Taki był plan Zachariasza na najbliższe chwile. Miał zamiar władować cały zapas amunicji z kuszy powtarzalnej w przywódcę zwierzoludzi, a gdyby ten padł wcześniej, zmienić cel na kolejnego pod względem wielkości zwierzoczłeka. A kiedy kusza zrobi :klik: i przestanie strzelać, chciał przerzucić się na noże do ciskania. Miał ich w zapasie siedem. Może nie były tak skuteczne jak bełty, ale przy jego celności mógł nimi spowodować spore szkody.
A wtedy zobaczył, jak uderzenia młotem Galeba krzeszą iskry i wywołują płomienie w miejscach, w których mocarna głowica stykała się z przeklętym, spaczonym ciałem. Miał w plecaku olej. Nie cały zapas, ale dwie czy trzy butelki. Gdyby tak cisnąć nimi w zwierzoludzi, a potem ich podpalić. Płonące pochodnie. Niemal jak wtedy, gdy wraz z grupą łowców wampirów wykurzali ghule z kryjówki na cmentarzu w Poppen. Potwory uciekające z płonącej krypty biegały między grobami niczym świetliki w ciepłą, letnią noc.