Rycząc w bitewnej gorączce twarz Galeba wykrzywiła się tak bardzo że bandaże się rozciągnęły i zaczęły luzować ukazując jego pokiereszowaną przez ogień skórę.
Nienawidził grobi, thaggarokich i wszelkich istot związanych z chaosem.
Ta wzgarda i niechęć zasilały jego zapał. Głownia młota płonęła a im bardziej krasnolud pożądał krwi wrogów swej rasy tym jaśniejszym płomieniem świeciły. Ogień od głowni zaczął spływać po trzonku młota aż do dłoni Runiarza liżąc ją jasnymi językami które pomimo buchającego z oręża żaru nie czyniły mu żadnej szkody.
Towarzysze słusznie przewidywali że Galeb rzuci się na największego przeciwnika. Lecz mało kto by się spodziewał że Runiarz będzie stosował tak brudne manewry.
Z drugiej strony.
Cóż się dziwić - zwierzoludzie splugawili to miejsce i musieli ponieść karę.