Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2021, 23:21   #21
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
VII. ZEMSTA WILLIAMA BLOOMBERGA

Bloomberg przestał spoglądać na Caroline, nie odpowiedział na jej pytanie. Podpierając się ściany, powoli zaczął podnosić z ziemi, w kolanach coś mu głośno zachrupało. Niewesołe jest życie staruszka.

Dzieciak za to wpatrywał się z fascynacją w Corinnę i chyba nie docierał do niego ten jej dziwnie optymistyczny a zarazem fatalistyczny przekaz bo jego grymas na twarzy nie zmienił się ani na chwilę, wyglądał jak bezrozumny cielak…albo zakochany nastolatek. Nie wiadomo w ogóle czy odbierał ją innymi zmysłami niż wzrok.
- Ja. Ja idę z panią – wydukał. Czyli jednak ją usłyszał.

Dwight posłał Zarinie łobuzerski uśmieszek. To był kawał cwaniaka i dziewczyna musiała mieć świadomość, że takiemu człowiekowi nie można za grosz ufać.
- Wyglądasz tak samo jak ta co przywaliła mi w łeb, więc mam trochę mieszane uczucia gdy na ciebie patrzę – powiedział – Ale przyjmuję wyzwanie. Jak tylko wpadnę na jakiś pomysł, pierwsza się o tym dowiesz. Ale nie za darmo. Widzę, co tam trzymasz w swoich ślicznych rączkach.
Blondyn wskazał na stimpaki.
- Podziel się jednym. Zaciągnę u ciebie dług a gdy przyjdzie czas spłacę go z nawiązką.

Lance nie przestawał wiercić Jacka wzrokiem. Wyglądało, że cokolwiek by nie powiedział naukowiec ten pozostanie głuchy na jego argumenty. Na Corinnę wcześniej ledwo spojrzał, to naukowiec stał najwyraźniej jego obsesją.
- Następnym razem nie próbuj przekonywać, że chcesz komuś pomagać. Bo pomagasz tylko sobie. Nie cierpię kłamców ani tchórzy– odparł weteran – Przez takich jak ty się tu znalazłem.
Pickford przysłuchiwał się rozmowie. W końcu uznał, że najwyższy czas odciągnąć Jacka na stronę, co też zrobił.
- Proszę na niego uważać doktorze Brown. Jeśli ten człowiek coś sobie uroi to nie odpuści. Cierpi na zespół stresu pourazowego i urządził masakrę na stacji Sewastopol. Zamordował osiemdziesięciu trzech ludzi, w tym czternaście kobiet i ośmioro dzieci. Strzelał do nich, dopóki nie skończyła mu się amunicja. Jeśli obawiacie się senior Villavueny, to radzę zmienić obiekt zainteresowań. Im dłużej ten człowiek przebywa na wolności tym większe prawdopodobieństwo, że Archimedes stanie się drugim Sewastopolem.
Słowa Pickforda usłyszały również bliźniaczki, Dwight i dzieciak. Blondyn kątem oka zerknął na weterana, ale milczał, zastanawiał się.

- Ten idiota Villavuena jest mądrzejszy niż każdy jeden z was! – warknął staruch nawiązując do wcześniejszej wypowiedzi Corinny, którą najwyraźniej usłyszał i zapamiętał. Zaczął powoli odzyskiwać werwę. Już się żegnał z życiem, a widząc, że Caroline kupiła mu więcej czasu chciał wykorzystać go jak najlepiej. W każdym bądź razie nie wyglądał jak człowiek po udarze. Podszedł do szafki, oznaczonej jego nazwiskiem. Otworzył a potem sięgnął w głąb. Poważył dno, wyciągnął płaską metalową półeczkę i odrzucił na ziemię. Wyglądało na to, że szafka Bloomberga skrywa jakieś tajemnice.
- Żółtek nie był Śpiochem bo Śpioch nie choruje a to oznacza, że jest nim jeden z nas. Co prowadzi do prostego wniosku, że pieprzony blaszak kłamał. Pewnie nie spodobało mu się, że grubas za dużo wiedział. Może i był wariatem, ale w moim przypadku się… nie pomylił.
Wtedy właśnie Bloomberg wyciągnął czarną walizeczkę. Na środku znajdował czytnik linii papilarnych. Staruch przyłożył swój pomarszczony kciuk, zapaliła się zielona lampka kontrolna, klapa walizki uniosła się do góry. Wtedy zauważyli co znajduje się w środku. Diamenty, brylanty i inne kruszce mieniły wręcz oślepiającym blaskiem. Czasy się zmieniały, lecz kamienie szlachetne wciąż stanowiły mocną walutę. Mieli przed sobą multimilionera, który w jakiś sposób cały swój majątek, lub chociaż jego namiastkę udało umieścić na pokładzie Archimedesa. To jednak nie diamenty zwracały największą uwagę, lecz pistolet znajdujący się w walizce. Starzec sięgnął po niego a potem odwrócił zaskakująco szybko jak na swój wiek i wycelował w Caroline. W oczach prócz rozpaczy i nienawiści pojawiła ślepa determinacja by zakończyć egzystencję potwora. Tak ją postrzegał w swoich oczach. Wydawało się, że za chwilę androidka skończy z kulą w głowie. Wtedy jak z pod ziemi wyrósł przed nią…Lance zasłaniając ją swoim ciałem. Stimpak postawił wielkoluda na nogi. Rana na brzuchu zasklepiła się i choć mężczyzna wciąż był blady i osłabiony, potężna dawka biochemii powoli regenerowała jego organizm. Weteran rzucił starcowi zimne, wyzywające spojrzenie. Spróbuj, wydawał się mówić, choć nie otworzył ust. Wyglądało ma to, że zamierza spłacić swój dług zaciągnięty u syntetyczki.
- Odsuń się od niej! Myślisz, że cię nie zastrzelę!?
- Proszę tego nie robić panie Bloomberg – Pickford zwrócił się uprzejmym tonem, jakby starzec wcale nie celował z broni lecz zachowywał niewłaściwie przy stole.
- Zabijemy maszyny, przejmiemy statek i dolecimy na Minos. Jeśli pomożecie mi, ja pomogę wam. Ze mną nie spadnie wam na kolonii włos z głowy. Ja i moi przyjaciele z NEMROD zadbamy o was wszystkich – zapewniał starzec zwracając się do ludzkich towarzyszy swojej niedoli.
- Nie lecimy na Minos – odparł android – Nigdy nie mieliśmy tam dolecieć, pańskie działania są bezcelowe.
Bloomberg nie opuścił broni. Dla niego w tamtym momencie liczyła się tylko zemsta. Lance też nie drgnął ani o milimetr.

- Widzę, że się rozkręcacie, el loco! – usłyszeli za plecami rechot Villavueny, który nagle wparował do luku. W ręku trzymał dwa kombinezony przeciwko skażeniom biologicznym. Rzucił je do stóp bliźniaczek, Jacka, Dwigta, dzieciaka i androida. Teraz mogli dokładnie zobaczyć, że uniformy zostały pocięte ostrym narzędziem. Były zupełnie bezużyteczne.
- Chyba już wiemy, dlaczego nie przybył komitet powitalny. Pickford, zaimponowałeś mi amigo. Blaszana główka pracuje.
Pickford popatrzył szczerze zdziwiony na latynosa a potem kombinezony.
- Ale to nie ja…
Bloomberg nie słuchał już nikogo. Gówno go obchodziły kombinezony. Chciał wymierzyć sprawiedliwość. Odbezpieczył pistolet.
 
Arthur Fleck jest offline