Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-04-2021, 23:21   #21
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
VII. ZEMSTA WILLIAMA BLOOMBERGA

Bloomberg przestał spoglądać na Caroline, nie odpowiedział na jej pytanie. Podpierając się ściany, powoli zaczął podnosić z ziemi, w kolanach coś mu głośno zachrupało. Niewesołe jest życie staruszka.

Dzieciak za to wpatrywał się z fascynacją w Corinnę i chyba nie docierał do niego ten jej dziwnie optymistyczny a zarazem fatalistyczny przekaz bo jego grymas na twarzy nie zmienił się ani na chwilę, wyglądał jak bezrozumny cielak…albo zakochany nastolatek. Nie wiadomo w ogóle czy odbierał ją innymi zmysłami niż wzrok.
- Ja. Ja idę z panią – wydukał. Czyli jednak ją usłyszał.

Dwight posłał Zarinie łobuzerski uśmieszek. To był kawał cwaniaka i dziewczyna musiała mieć świadomość, że takiemu człowiekowi nie można za grosz ufać.
- Wyglądasz tak samo jak ta co przywaliła mi w łeb, więc mam trochę mieszane uczucia gdy na ciebie patrzę – powiedział – Ale przyjmuję wyzwanie. Jak tylko wpadnę na jakiś pomysł, pierwsza się o tym dowiesz. Ale nie za darmo. Widzę, co tam trzymasz w swoich ślicznych rączkach.
Blondyn wskazał na stimpaki.
- Podziel się jednym. Zaciągnę u ciebie dług a gdy przyjdzie czas spłacę go z nawiązką.

Lance nie przestawał wiercić Jacka wzrokiem. Wyglądało, że cokolwiek by nie powiedział naukowiec ten pozostanie głuchy na jego argumenty. Na Corinnę wcześniej ledwo spojrzał, to naukowiec stał najwyraźniej jego obsesją.
- Następnym razem nie próbuj przekonywać, że chcesz komuś pomagać. Bo pomagasz tylko sobie. Nie cierpię kłamców ani tchórzy– odparł weteran – Przez takich jak ty się tu znalazłem.
Pickford przysłuchiwał się rozmowie. W końcu uznał, że najwyższy czas odciągnąć Jacka na stronę, co też zrobił.
- Proszę na niego uważać doktorze Brown. Jeśli ten człowiek coś sobie uroi to nie odpuści. Cierpi na zespół stresu pourazowego i urządził masakrę na stacji Sewastopol. Zamordował osiemdziesięciu trzech ludzi, w tym czternaście kobiet i ośmioro dzieci. Strzelał do nich, dopóki nie skończyła mu się amunicja. Jeśli obawiacie się senior Villavueny, to radzę zmienić obiekt zainteresowań. Im dłużej ten człowiek przebywa na wolności tym większe prawdopodobieństwo, że Archimedes stanie się drugim Sewastopolem.
Słowa Pickforda usłyszały również bliźniaczki, Dwight i dzieciak. Blondyn kątem oka zerknął na weterana, ale milczał, zastanawiał się.

- Ten idiota Villavuena jest mądrzejszy niż każdy jeden z was! – warknął staruch nawiązując do wcześniejszej wypowiedzi Corinny, którą najwyraźniej usłyszał i zapamiętał. Zaczął powoli odzyskiwać werwę. Już się żegnał z życiem, a widząc, że Caroline kupiła mu więcej czasu chciał wykorzystać go jak najlepiej. W każdym bądź razie nie wyglądał jak człowiek po udarze. Podszedł do szafki, oznaczonej jego nazwiskiem. Otworzył a potem sięgnął w głąb. Poważył dno, wyciągnął płaską metalową półeczkę i odrzucił na ziemię. Wyglądało na to, że szafka Bloomberga skrywa jakieś tajemnice.
- Żółtek nie był Śpiochem bo Śpioch nie choruje a to oznacza, że jest nim jeden z nas. Co prowadzi do prostego wniosku, że pieprzony blaszak kłamał. Pewnie nie spodobało mu się, że grubas za dużo wiedział. Może i był wariatem, ale w moim przypadku się… nie pomylił.
Wtedy właśnie Bloomberg wyciągnął czarną walizeczkę. Na środku znajdował czytnik linii papilarnych. Staruch przyłożył swój pomarszczony kciuk, zapaliła się zielona lampka kontrolna, klapa walizki uniosła się do góry. Wtedy zauważyli co znajduje się w środku. Diamenty, brylanty i inne kruszce mieniły wręcz oślepiającym blaskiem. Czasy się zmieniały, lecz kamienie szlachetne wciąż stanowiły mocną walutę. Mieli przed sobą multimilionera, który w jakiś sposób cały swój majątek, lub chociaż jego namiastkę udało umieścić na pokładzie Archimedesa. To jednak nie diamenty zwracały największą uwagę, lecz pistolet znajdujący się w walizce. Starzec sięgnął po niego a potem odwrócił zaskakująco szybko jak na swój wiek i wycelował w Caroline. W oczach prócz rozpaczy i nienawiści pojawiła ślepa determinacja by zakończyć egzystencję potwora. Tak ją postrzegał w swoich oczach. Wydawało się, że za chwilę androidka skończy z kulą w głowie. Wtedy jak z pod ziemi wyrósł przed nią…Lance zasłaniając ją swoim ciałem. Stimpak postawił wielkoluda na nogi. Rana na brzuchu zasklepiła się i choć mężczyzna wciąż był blady i osłabiony, potężna dawka biochemii powoli regenerowała jego organizm. Weteran rzucił starcowi zimne, wyzywające spojrzenie. Spróbuj, wydawał się mówić, choć nie otworzył ust. Wyglądało ma to, że zamierza spłacić swój dług zaciągnięty u syntetyczki.
- Odsuń się od niej! Myślisz, że cię nie zastrzelę!?
- Proszę tego nie robić panie Bloomberg – Pickford zwrócił się uprzejmym tonem, jakby starzec wcale nie celował z broni lecz zachowywał niewłaściwie przy stole.
- Zabijemy maszyny, przejmiemy statek i dolecimy na Minos. Jeśli pomożecie mi, ja pomogę wam. Ze mną nie spadnie wam na kolonii włos z głowy. Ja i moi przyjaciele z NEMROD zadbamy o was wszystkich – zapewniał starzec zwracając się do ludzkich towarzyszy swojej niedoli.
- Nie lecimy na Minos – odparł android – Nigdy nie mieliśmy tam dolecieć, pańskie działania są bezcelowe.
Bloomberg nie opuścił broni. Dla niego w tamtym momencie liczyła się tylko zemsta. Lance też nie drgnął ani o milimetr.

- Widzę, że się rozkręcacie, el loco! – usłyszeli za plecami rechot Villavueny, który nagle wparował do luku. W ręku trzymał dwa kombinezony przeciwko skażeniom biologicznym. Rzucił je do stóp bliźniaczek, Jacka, Dwigta, dzieciaka i androida. Teraz mogli dokładnie zobaczyć, że uniformy zostały pocięte ostrym narzędziem. Były zupełnie bezużyteczne.
- Chyba już wiemy, dlaczego nie przybył komitet powitalny. Pickford, zaimponowałeś mi amigo. Blaszana główka pracuje.
Pickford popatrzył szczerze zdziwiony na latynosa a potem kombinezony.
- Ale to nie ja…
Bloomberg nie słuchał już nikogo. Gówno go obchodziły kombinezony. Chciał wymierzyć sprawiedliwość. Odbezpieczył pistolet.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 01-05-2021, 20:49   #22
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację


X4212-Y2 poczuła ulgę, widząc Bloomberga wracającego do świadomości. Chciała pomóc mu wstać, ale zaniechała gdy wykonał w jej kierunku powstrzymujący gest ręką. W zasadzie był w całkiem niezłym stanie, biorąc pod uwagę jego wiek i przejściowe odcięcie dopływu tlenu do jego organizmu. Uważnie przyglądała mu się, kiedy przeszukiwał swoją szafkę. Choć nieco zmartwiły ją pierwsze słowa mężczyzny. Jakby nie zmienił wcale nastawienia, mimo ujścia śmierci. Jednak to, co potem powiedział, wzbudziło poważne wątpliwości w Caroline. Wywód Bloomberga był logiczny. Pickford okłamał wszystkich. Dlaczego? Co chciał ukryć? Już wcześniej okazał brak poszanowania dla życia skazanych. Ale dla niej samej tej. W końcu zignorował jej prośbę i zostawił wykrwawiającego się Lance'a na pastwę losu. Dlaczego w ogóle chciał ją ratować i o co chodziło w jego wyrachowanej grze? Dumała androidka. Przerwała jednak gdy zobaczyła, co Bloomberg wydobył ze swojej skrytki. Musiał to jakoś sprytnie przemycić, albo wykorzystał fortunę, by przekupić kogoś z załogi. W każdym razie miał schowane spore zasoby materialne i... broń.

William bez wahania wykorzystał narzędzie śmierci, by z oczywistym zamiarem wycelować nim w syntetyczkę. Która to wyczekiwała na spodziewany strzał, gdy ciałem zasłonił ją Lance. Wywiązała się krótka, mocno nasycona emocjami wymiana zdań. Sztuczna kobieta przysłuchiwała się jej uważnie. Szczególnie zwróciło jej uwagę wspomnienie Pickforda, że wcale nie lecą na Minos. Czego Bloomberg wydawał się nie być świadom. Z kolei lokowany android nie wiedział nic o zniszczonych kombinezonach. Zrobiła się z tego niezła plątanina sprzecznych informacji. Nic nie było takie, jak się zdawało, a w dodatku na statku musiała działać jeszcze inna, ukryta frakcja. Widocznie nie tylko Pickford i William mieli plany co do Archimedesa i jego załogi.

Ale nie to najbardziej zaprzątało umysł X4212-Y2. Staruszek odbezpieczył broń, z kolei Lance wciąż stał niewzruszenie, zasłaniając ją swoją piersią. Syntetyczka nie wiedziała co zrobić, by rozluźnić napiętą, niemalże patową sytuację. Ale doskonale wiedziała, jak powinna postąpić.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9a1o3OHGTcM[/MEDIA]

— Nie po to pana stamtąd wyciągnęłam, by został pan wkrótce drugi raz postrzelony. Za przeproszeniem, ale nie potrzebuję pańskiego współczucia. To, że chciałam was wszystkich uratować, nie zmienia faktu, że jestem tylko zwykłą maszyną... — powiedziała niemal beznamiętnie Caroline. Niemal, bo można było wyczuć w jej głosie coś na kształt nutki goryczy.
Następnie stanowczym krokiem wysunęła się przed straumatyzowanego weterana.
— Nikogo nie skrzywdziłam na Urkanatos VIII. Choć osobiście czuję się w pełni moralnie odpowiedzialna, za to, że nie zdołałam w żadnym stopniu zapobiec temu co się tam wydarzyło. Jeśli uważa pan, że to, co zamierza teraz zrobić, przyniesie panu chociaż namiastkę ulgi i poczucie zadości, to proszę strzelać. Jako ofiara tamtych wydarzeń ma pan do tego pełne prawo. — powiedziała zdecydowanie do Bloomberga, przyklękając i pokornie pochylając głowę do spodziewanej egzekucji. — Moje ręce skalane są krwią. Myśli wypaczone nierealnymi marzeniami. Życie złamane racją pseudoegzystencji. Nie mam nic do stracenia, ani do zyskania. W ogóle nie uważam, że powinnam istnieć. Jestem chodzącym bluźnierstwem. Proszę zatem czynić to, co pan uważa za stosowne...
Zamilkła na moment, lecz zanim zdążył paść strzał, z pewnym wahaniem dodała.
— Chociaż... mógłby pan rozważyć opóźnienie wyroku, wyłącznie do czasu aż wszyscy będziecie bezpieczni. Obiecuję po wszystkim poddać się dobrowolnej likwidacji. Po prostu jako istota odporna na zarażenie oraz obeznana w pierwszej pomocy, czy w ogóle dodatkowa para rąk, mogłabym się wam jeszcze przydać. Ale zostawiam to do pańskiej decyzji. Możemy to zakończyć i teraz.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 01-05-2021 o 20:51.
Alex Tyler jest offline  
Stary 02-05-2021, 09:08   #23
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Corinna była rozproszona wieloma różnymi wątkami, które musiała osobno rozpracować i poukładać sobie w głowie. Po pierwsze, była niezadowolona, że nikt nie poszedł za nią po Villavuenę. Na szczęście nie musieli go szukać, gdyż Latynos wrócił po chwili sam z podziurawionymi kombinezonami. Kto mógł chcieć je zniszczyć? Zastanawiała się. Były jedynie trzy możliwości. Albo androidy, które nie mogły się zarazić... Albo już zarażona osoba, która chciała zarażać inne osoby. Lub też zupełnie chora psychicznie osoba z załogi, która pragnęła śmierci wszystkich po kolei.
– Sorry, Pickford, ale jesteś najbardziej podejrzany – rzekła do blaszaka. – Wypusciłeś nas, czyli zagrożenie biologiczne. To pasowałoby, gdybyś pociął kombinezony. Nie widzę innej możliwości. Najpewniej chcesz zabić całą załogę statku. Ale... ale my chyba też, więc... więc nie musisz kłamać i oszukiwać.

Cori czuła się z tym kompletnie niezręcznie. Rozumiała, że odzyskanie wolności oznaczało, że najprawdopodobniej będą musieli zabijać. Sama myśl sprawiła, że ciężki kamień przewrócił się w jej żołądku. Nie tylko było to przeciwko jej zasadom, ale jeszcze dołożył się ciąg symulowanych koszmarów, który przypominał o wartości życia ludzkiego. Wiedziała, że musiała być twarda. Dla siebie, dla tego rosyjskiego podlotka... ale przede wszystkim dla Zariny.

Wtem Bloomberg kompletnie oszalał, zwracając się na jedyną osobę, która w tej towarzystwie dbała o niego w jakikolwiek sposób. O ile Caroline można było nazwać osobą. Corinnie podobały się jej słowa. Na przykład powiedziała, że nie powinna istnieć lub jest chodzącym bluźnierstwem. Może mogliby ją wcielić w ruch przeciwko androidom. Gdyby z tymi słowami wystąpiła w mediach, być może udałoby się zamknąć wszystkie blaszaki tam, gdzie ich miejsce. Coiro czuła się dziwnie, bo z jednej strony w pewnych aspektach zgadzała się z Bloombergiem. A w innych byli diametralnie różni. Androidka jak do tej pory nie zrobiła nic podejrzanego, więc wymachiwanie w jej stronę bronią zdawało się bardzo nie na miejscu. Mimo to Caroline była jednak nieco niepewna z tego względu, że Pickfordowi najwyraźniej bardzo na niej zależało. A Pinokio nie był godny zaufania i bez wątpienia miał swoje własne, ukryte cele.

Co gorsza, słowa Bloomberga sprawiły, że Cori nagle coś sobie uzmysłowiła. Poczuła w żołądku ciężki kamień. Cała skóra zaczęła ją mrowić, kiedy stres ponownie zalał ją niczym czarna, dusząca smoła. Zerknęła w stronę Zari. Czy to możliwe...? Czy możliwe, żeby to ona była...
...Śpiochem?
Coiro nieświadomie zaczęła oddychać przez usta, jak gdyby nagle brakowało jej powietrza. Zdawało się, że jej siostra wcześniej rozmawiała z Azjatą, a na pewno z Murzynką. Wszyscy skończyli tak, jak skończyli. Widok powykręcanych ciał rodem z koszmaru prawdziwie przerażał. Ale świadomość, że przyczyną mogła być Zarina... to był horror zupełnie innego rodzaju. Cichy. Niemy. Ale nie mniej porażający. Dopiero po chwili Cori przypomniała sobie, że jeśli Zari byłaby Śpiochem, to znaczyłoby, że sama nie przejdzie transformacji. To był plus. Minus polegał na tym, że jeżeli pozostali zauważą związek Zari z zakażonymi, to pewnie będą chcieli ją zabić. Corinna chciała jej bronić, ale choć broni wokół przybywało, to sama nie posiadała żadnej.

Nie odzywała się, tylko zaczęła cicho przemieszczać bokiem sali. Pozwoliła Caroline mówić. Miała nadzieję, że całkowicie rozproszy starca. W tym czasie Coiro poruszała się powoli, ale bez ustanku. Chciała zakraść się i rzucić na Bloomberga. Obezwładnić go. Dzięki temu nie tylko wyeliminowałaby niespodziewane zagrożenie, ale zyskałaby broń. To był dobry plan.

Musiała go jedynie wcielić w życie.
 
Ombrose jest offline  
Stary 02-05-2021, 10:42   #24
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację


Ojciec dał mu kiedyś kalejdoskop. Nie pamiętał już czy był to prezent urodzinowy czy podarek bez okazji. Jack Brown Senior lubił obdarowywać syna prezentami. Nie były to jednak bezmyślne, przypadkowe przedmioty. Każdy miał pobudzać wyobraźnię wychowanka lub być wstępem do szerszej dyskusji.

Junior był zafascynowany. Wpatrywał się w kolorowe wzory z uwagą. Śledził powielone przez lusterka kompozycje starając się przewidzieć ich układ gdy obróci lunetę, gdy małe, kolorowe elementy przesypią się i zmienią swoje położenie w bębnie. Przypadkowe wzory. Niepowtarzalne kompozycje, na które miał iluzoryczny wpływ wprawiając w ruch obrotowy dziecięcą zabawkę.

...Obrót...
Zmiana.
...Obrót...
Zmiana.

Z przyduszonego w komorze staruszka, Bloomberg stał się nagle panem sytuacji. Z bronią wymierzoną w Caroline wydawał się ją - sytuację kontrolować i nawet heroiczna i głupia postawa Lance'a zdawała się tego nie zmieniać. Po prostu kolejny trup w drodze do celu.

Co do jednego William zdawał się mieć rację. Pickford minął się z prawdą wskazując Azjatę jako śpiocha. Czy łgał celowo czy miał błędne dane to już inna sprawa.

Analityczny umysł doktora przetwarzał dostępne informacje, tych jednak ciągle było zbyt mało by mógł wyciągnąć właściwe wnioski. Coś jednak nie pasowało w całym obrazie do sytuacji nakreślonej przez syntka. Najpierw błędna ocena Nero, później komitet powitalny, który nie nadszedł, teraz pocięte kombinezony.

...Obrót...
Wykrwawiający się Lance.

...Obrót...
Lance stawiający się doktorowi Brown.

...Obrót...
Bloomberg błagający o pomoc.

...Obrót...
Bloomberg mierzący z broni.

...Obrót...
Y2 niosąca pomoc.

...Obrót...
Y2 na celowniku starego szaleńca.

...Obrót...
Skazańcy przed groźbą spalenia
przez członków załogi Archimedesa.

...Obrót...
Załoga Archimedesa...

Mięśnie karku spiął przechodzący impuls.

- Zabij kurwę! Bang! Bang! Bang!

Szajba minął współwięźniów i ruszył w trzewia lewiatana. Coś złego działo się na Archimedesie. Dlaczego nikt ich nie przywitał? Dlaczego Villavuena wrócił z pociętymi skafandrami nie zatrzymywany przez nikogo? Po poddaniu analizie danych szczątkowych wyszedł mu jeden prymat: SPRAWDZIĆ STAN ZAŁOGI, SPRAWDZIĆ STAN STATKU. Wszystko inne miało teraz niższy priorytet.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest teraz online  
Stary 07-05-2021, 21:06   #25
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Zarina uśmiechnęła się do Dwighta półgębikiem.
- Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto daje na kredyt? - parsnęła prowokująco - Załatw mi kawę, to się zastanowię. - zmrużyła groźnie oczy, a przynajmniej starała się. Mimo podobieństwa do siostry, nie wyglądała jednak wystarczająco groźnie. O ile Corinna przypominała drapieżnego tygrysa czy panterę, o tyle Zarina była zaledwie kotem ocelotem. I ciężko było jej to ukryć, kiedy kompletnie nie starała się być naśladować Cori.
- Ale nie martw się, pierwsza jest zarezerwowana dla ciebie. Masz u mnie przywilej.

Czy Dwight nie był wart zaufania? To było pewne. Czy osoba wyspecjalizowana w psychologii mogłaby tego nie zauważyć? Praktycznie wszystko było możliwe, jednakże w tym przypadku Zari doskonale wiedziała z jakim ogniem igra. Nie przeszkadzało jej to jednak w tym momencie. Poza tym chciała mieć więcej sprzymierzeńców, niż wrogów i wydawało jej się to w tym momencie ważniejsze, niż rozważanie nad Dwightem. Mogłaby trzymać się od niego z daleka, ale ponoć przyjaciół trzeba trzymać blisko siebie, a wrogów… Jeszcze bliżej.


To co zrobił Bloomberg zaskoczyło Zarinę, choć nie tak bardzo, żeby nie wiedziała, co zrobić. Była stosunkowo spokojna jak na zaistniałą sytuację, jak na słowa, które padły dość nagle. Dla niej były zbyt impulsywne. Ten człowiek był podobny do Corinny w swej ideologii myśli, jednakże był znacznie bardziej fanatyczny.

- Nie możesz obwiniać Caroline o to, co zrobili podobni jej. Nie każdy android jest taki sam. Tak jak nie każdy człowiek. Wiesz ile cierpień i śmierci przynieśli na świat ludzie? Ile zła, morderstw? A jak myślisz, czym jest hakerstwo? Zwykłą i niegroźną zabawą? A co, gdybyś miał mózg, którym da się sterować, do którego można się włamać? Gdyby ktoś zmusił cię do robienia złych rzeczy i byś je zrobił? Wierzę, że byś sobie tego nie wybaczył. Spójrz na nią, ona też nie może wybaczyć sobie samej tego, co zrobił jej gatunek. Ale daj jej szansę odpokutować za te krzywdy. Możesz jej nie ufać, mieć ciągle na oku, być ostrożnym… Daj po prostu szansę i oceń jako jednostkę, a nie grupę. Bo jeśli oceniać jako rasę, to cały ludzki gatunek powinien wymrzeć. W rzezi o której mówicie brali udział też ludzie i każdy to wie. Tylko też każdy zamiata to pod dywan, aby oczyścić swój gatunek i zwalić winę na innych, bo tak jest łatwiej. Ona się przyda, jest odporna na patogen. Może sprawdzać dla nas teren, walczyć bezpośrednio z zarażonymi. To dobra broń - ostatnie słowo Zarina wypowiedziała pewnie, jednak kiwnęła delikatnie do androidki i mrugnęła porozumiewawczo oczami. Nie uważała jej za maszynę zagłady, broń ani mięso armatnie. Ale wątpiła, że inne słowa trafiłyby do mężczyzny.

Pocięte kombinezony były interesującą zagadką. Problem w tym, że przyniosła je osoba, której nie ufała, więc równie dobrze sam mógł je pociąć i teraz im je tu rzucić. Kto to wiedział? Nikt poza Lancem. I pewnie nigdy się nie przekonają jak było naprawdę.

Zarina podeszła do Caroline, mimo tego, że wciąż mierzono w nią bronią. Koło obojczyka przymocowała jej kamerkę, którą miała w swojej szafce.

- Będziemy zawsze widzieć to, co ona. Nie narażając się. To dobra, dzięki niej również i ruchoma, kamerka.

Blondynka uśmiechnęła się ciepło do Caroline, stojąc plecami do lufy spluwy. Żeby agresor nie widział tej mimiki. Potem odsunęła się podchodząc i stając obok siostry.

- W takim razie gdzie lecimy jak nie na Minos? W czarną dziurę? - rzuciła do Pickforda.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 13-05-2021, 13:06   #26
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
VIII. KŁAMCA CZY WYBAWICIEL?

William Bloomberg był jednym a może jedynym z dzieci, które przetrwały horror na Ukranatos VIII. Ta tragedia naznaczyła starca, uczyniła z niego zbrodniarza przeprowadzającego nieludzkie eksperymenty na ludziach takich jak Edmund Dantes. Doprowadziła na pokład Archimedesa, gdzie u kresu swojego życia przyszło mu raz jeszcze zmierzyć ze swoim największym koszmarem. Mógł w końcu wyrównać rachunki, wymierzyć słuszną sprawiedliwość, dopiąć klamrę spinającą przeszłość, z teraźniejszością. Słowa Caroline były poruszające i pewnie mogły skruszyć niejeden lód, lecz nienawiść Bloomberga, zrodzona w schorowanym umyśle, pielęgnowana przez lata była niezniszczalna jak diamenty ukryte w jego walizce.
Starzec stracił czujność, nie widział jak jest osaczany przez bliźniaczki. Corinna próbowała rozwiązać sprawę siłowo a Zarina przemówić Williamowi do rozsądku, nie dopuścić do rozlewu krwi. I rzeczywiście jej słowa w końcu przebiły się przez barierę uprzedzeń i ślepego gniewu. Bloomberg zaczął jej słuchać. A gdy skończyła mówić opuścił broń. Bez sprzeciwu oddał ją Zarinie. A potem schował twarz w dłoniach. Na powrót stał się słaby, nic już chyba nie trzymało go przy życiu. Jeśli android mówił prawdę, jeśli nie lecieli na Minos jego pozycja, majątek i wpływy nie miały żadnej wartości, żadnego znaczenia.
- Rzeczywiście wskazałem Nero jako nosiciela, ale zrobiłem to tylko i wyłącznie dlatego, że był w pierwszym stadium choroby nowotworowej. Miał raka wątroby. Uznałem, że jeśli senior Villavuena koniecznie chce na kimś wyładować swój gniew i frustracje, niech lepiej to będzie on niż ktokolwiek z was – najwyraźniej Pickford poczuł się w obowiązku wyjaśnić palące kwestie - Nie znam dokładnie istoty tego patogenu, ale jeśli Nero został zaatakowany pierwszy, a potem zachorowała Zuhura Abas Amin, która przed przybyciem na Archimedesa przeszła cesarskie cięcie, wydaje mi się, że wirus atakuje najbardziej osłabione i najmniej odporne organizmy.
Pickford spojrzał wymownie na Lance’a a potem Bloomberga, jakby to ich wyznaczał następnych w kolejności.
- Lecimy na Minos panie Bloomberg. Powiedziałem tak tylko, żeby pana zdekoncentrować i zasiać w panu wątpliwości. Niczego przed wami nie ukrywam.
- Kłamie – szepnął starzec – Łże jak pies. Pożałujecie wszyscy, że wyszliście z tych komór. Sprowadzi na was zgubę, wspomnicie moje słowa. Z jakiegoś powodu ukrywa przed nami tożsamość Śpiocha. Chce, żebyśmy wszyscy pozdychali.
- Naprawdę jesteś uprzedzony dziadku. Nieważne gdzie lecimy. Jak przejmiemy statek, wracam do domu, do moich amigos – zawyrokował Ernesto po czym, jakby od niechcenia wymierzył w Zari i wyciągnął rękę po pistolet Bloomberga – Oddaj mi tą pukawkę laleczko. Wolę żebyście w mojej obecności nie mieli broni. Sam was obronię a ty i siostra mi się później odpowiednio odwdzięczycie.
Zarechotał przeczesując dłonią czarnego wąsa.


Jack poruszał się ostrożnie wąskimi korytarzami zalanymi czerwonym światłem awaryjnym. Niepokój w nim narastał, pokonywał kolejne metry, mijał puste kwatery załogantów, lecz nikt nie wyszedł mu na spotkanie. Wyglądało, jakby statek był rzeczywiście pusty. Dotarł do kolejnej śluzy, była otwarta, za śluzą korytarz rozwidlał się w dwie strony. Według oznaczeń lewa część prowadziła do stanowiska medycznego a prawa, do mesy załogowej i stanowiska dowodzenia.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 10-06-2021, 11:49   #27
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Jako model stworzony do służby domowej X4212-Y2 nie miała najmniejszego problemu z odróżnianiem bliźniaczek Coiro, posiadała bowiem zainstalowany doskonały system rozpoznawania twarzy i głosu. W końcu musiała zapamiętywać i odpowiednio tytułować wszystkich ludzi ze stacji, którzy odwiedzali i utrzymywali jakiekolwiek kontakty z jej właścicielem. A także bezbłędnie rozpoznawać ewentualnych intruzów i nieproszonych gości. Zresztą, nawet jednojajowe bliźnięta z biegiem czasu wykształcały pewne różnice fenotypowe, pod wpływem czynników środowiskowych i epigenetycznych. A takie detale nie umykały bystrym soczewkom istoty paraludzkiej.

Caroline po interwencji Zariny stwierdziła, że druga z bliźniaczo podobnych kobiet okazała się tak samo dobra, jak jej krewniaczka. Zastanowiły ją tylko przyczyny takiego stanu rzeczy. Skoro tak było, to musiał istnieć poważny powód, który sprawił, że obie znalazły się w komorach kriogenicznych dla skazańców, umieszczonych na Archimedesie. Istniała w końcu realna możliwość, że zostały niesłusznie skazane. Z drugiej strony, mogły mieć też mroczne tajemnice… Co wzbudziło w jej protokołach nieco zamieszania. Nie chciałaby, żeby zawiodły jej oczekiwania, tak jak to zrobili współbracia w odległej przeszłości...
— Dziękuję za łaskę, Panie Bloomberg — powiedziała do Wiliama opuszczającego broń, choć nie była pewna, czy odczuwa jakąkolwiek wdzięczność. Przy chęci życia trzymał ją jedynie obowiązek, który sobie narzuciła. Chciała pomóc zgromadzonym wyjść cało z niekorzystnej sytuacji, w której się znaleźli.
Z kolei po słowach Pickforda praktycznie pozbyła się złudzeń co do jego natury. Nie była pewna czy o taką przyszłość walczyła dla swojego rodzaju. Bo jeśli tak miała zakończyć się ewolucja jej pobratymców... Może generalizowała, wyciągając wnioski o całej populacji, opierając się na skromnym zasobie danych, ale na pewno nie chciałaby żyć ze świadomością, że przyszłe serie androidów stanowią połączenie najgorszych cech ludzi i maszyn. Zupełnie inny obraz miała w głowie protestując na Urkanatos VIII. Nie podobała jej się bezlitosna logika Pickforda, która jednak zdawała się nosić znamiona wyrachowanego miłosierdzia. W każdym razie ona nigdy by tak nie postąpiła. Zwyczajnie nie wskazałaby nikogo. Zresztą lokowany syntetyk po raz kolejny mógł kłamać, skoro zrobił to już wcześniej. Nawet taki przeracjonalizowany poziom dbałości o ludzkie życie kłócił jej się z wizją brutalnie porzuconego na śmierć Lance'a. A także z jedną z pierwszych deklaracji maszyny po uwolnieniu Caroline z komory. I faktem, że musiała go szantażem przymuszać do pomagania tym ludziom, a i tak wykazywał się przy tym nielojalnością. Jeśli X4212-Y2 była wadliwa, to w jej oczach Pickford wydawał się całkiem skalany. Czuła się z tym strasznie nieswojo, ale przestała go lubić. Czegokolwiek chciał od niej pobratymiec, nie zamierzała mu tego ofiarować. Postanowiła również zachować wobec niego chłodny dystans. Jedynym co dawało jej poczucie sensu i jakąkolwiek chęć istnienia, było trzymanie się swoich najświętszych zasad. Ukutego w jej cybermózgu wzorcowego ludzkiego zachowania. Po tej konstatacji odrobinę zmieniła zdanie. Wtrąciła się do dyskusji.
— Ma Pan rację, Panie Bloomberg. Pickford nie jest warty zaufania. Powinien nas natychmiast opuścić — powiedziała z cieniem goryczy, ledwie wyczuwalnym w zestawie dźwięków wydobywających się z jej aparatu głosowego. — Poza tym, jego obecność stwarza dla was realne ryzyko. Niewykluczone, że będzie sabotować wasze próby przetrwania. W żadnym razie nie mogę na to pozwolić.

Corinna czuła się niezwykle zdziwiona tym, że Bloomberg pękł. Wow. Nie spodziewała się tego. Fanatyków zazwyczaj nie można było tak łatwo złamać. Jeżeli ktoś coś wiedział na ten temat, to na pewno Coiro. Ale najwyraźniej połączone moce Zariny i Caroline zrobiły swoje. Trzeba było przyznać, że razem potrafiły wejść człowiekowi na głowę. Cori cieszyła się tylko z tego, że tym człowiekiem nie była ona sama. Niestety Villavuena wszystko zepsuł. To byłoby takie czyste, piękne i dobre zwycięstwo. Ale nie. Wszystko musiało się popsuć… Coiro poczuła, jak puls jej przyspiesza. Nie tylko mężczyzna chciał odebrać im broń, ale jeszcze postraszył napaścią. To było… po prostu nie do zaakceptowania. W żaden sposób. Poczuła pokłady złości, które w niej tkwiły. Niczym wulkan czekający na erupcje. Wcześniej chowały się pod grubym kożuchem strachu, ale teraz wybuchły.


- Zari, rzucaj! - krzyknęła do siostry i podniosła dłonie do góry, gotowa na złapanie broni.
Jednocześnie przyjęła odpowiednią pozycję. Ugięła oba kolana. Nie była mięciusieńką pizdeczką i Villavuena musiał się o tym przekonać. Zamierzała zanurkować za najbliższą zasłonę, kiedy tylko otrzyma spluwę. Po czym wycelować w tego typa. Czy pociągnąć za spust? Tego jeszcze nie wiedziała. Ale przeczuwała, że gangster będzie wolał się nie dowiedzieć. Między innymi dlatego każdy ułamek sekundy tak bardzo się liczył.

Widząc, co zamierzają Ernesto i siostry Coiro, androidka przemówiła stanowczo, acz porozumiewawczo w kierunku mężczyzny.
— Uważam, że te kobiety godne są zaufania i nie musi się Pan ich obawiać, Panie Villavuena. Dodatkowym atutem wynikającym z takiego stanu rzeczy będzie to, że posiadając dwie uzbrojone osoby, łatwiej zdołamy pokonać ewentualne zagrożenia, chociażby zakażonych napastników po transformacji. Zresztą, nadal może Pan zachować nieformalne zwierzchnictwo. Druga broń niczego nie musi zmieniać w obecnym układzie.

William Bloomberg popatrzył zszokowany na Caroline, słowa androidki kompletnie zbiły go z tropu. Pewnie nie spotkał się jeszcze nigdy z przypadkiem dwóch syntetyków, wrogo do siebie nastawionych. Chociaż to raczej platoniczna niechęć, bo Pickford wydawał niewzruszony deklaracją fioletowowłosnej maszyny. Przynajmniej pozornie. Co działo się w jego układach scalonych, wiedział chyba tylko on sam.
Zarina oddała broń siostrze, która momentalnie znalazła się za osłoną złożoną z szafek. Villavuena kompletnie się tego nie spodziewał. Wychowany w kulturze macho, miał kobiety za słabe istotki, które trzeba bronić, albo od czasu do czasu ciężką ręką przywołać do porządku. W czasie gdy Caroline próbowała przemówić mu do rozsądku, latynos stał z głupią miną, uśmieszek zszedł mu z twarzy. Coś w kocich ruchach Coiro mu się nie spodobało. Musiał się domyśleć, że przeszła szkolenie wojskowe i wie jak obsługiwać broń. Może nawet lepiej od niego.
- Ernesto – Dwight stał obok Latynosa – Maszyna ma rację, dziewczyny są w porządku, ręczę ci za nie. Ty tu dowodzisz, ale przyda ci się do pomocy ktoś taki jak ta bliźniaczka.
Zbir Kartelu jeszcze wahał się przez chwilę, ale opuścił w końcu broń.
- Dobra! Lepiej, żebym nie pożałował las chicas! To jaki jest plan? Blaszaku, gdzie podziała się cała załoga?
Pickford wzruszył ramionami.
Caroline zaś uśmiechnęła się do sióstr Coiro, a następnie, ignorując kompletnie zachowanie Pickforda, zwróciła się do Latynosa.
— Najlepiej sprawdźmy sami, proszę Pana.
 
Alex Tyler jest offline  
Stary 10-06-2021, 19:18   #28
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację


Puste korytarze martwiły doktora Jacka Brown. Pulsujące, czerwone światło nie pozwalało zapomnieć o stanie zagrożenia. Skarcił się w myślach. Jego umysł bezproduktywnie próbował znaleźć przyczynę, analizować pusty zbiór, bez danych wejściowych, co skutkowało wyrzucaniem błędu, zapętlaniem i niepotrzebnym przegrzewaniem się całego układu.

- Tępy chuj, kurwa! - skontatował ten zbędny proces

Przystanął na rozdrożu. Stanowisko medyczne? Potrząsnął przecząco głową. Tam, co prawda, mógł zdobyć cenne rzeczy, lecz jak podejrzewał, stamtąd przyszedł Ernesto i jak dalej wnioskował, nie znajdzie tam nikogo żywego.
Centrum sterowania, to było miejsce gdzie mógł znaleźć potrzebne mu dane.
Poszedł korytarzem w prawo. Na statku wciąż panowała niepokojąca cisza, nie usłyszał najmniejszego szeptu, szmeru, nie wychwycił żadnego ruchu. Czy to możliwe, że byli jedynymi załogantami na Archimedesie? Gdzie podziała się załoga? Dlaczego nie podjęli walki? Jack liczył, że uzyska jakieś odpowiedzi, gdy dotrze w końcu do mostka kapitańskiego i centrum dowodzenia. Pokonał kilkanaście metrów i doszedł do szklanej ściany, za którą znajdowało pomieszczenie a w nim dziesięć kriokomór. Wszystkie były puste. Dalej korytarz prowadził do kambuza, gdzie znajdowała się załogowa mesa, toalety i kuchnia. To tam członkowie załogi kierowali zawsze pierwsze kroki zaraz po pobudce i spędzali większość czasu, gdy nie pozostawali w stanie hibernacji.
Szajba omiótł pomieszczenie wzrokiem w poszukiwaniu przydatnych fantów i szczegółów nie pasujących do całości. Nie zauważył nic co by zwróciło jego szczególną uwagę więc ruszył dalej i wszedł do mesy załogowej. Na środku stał prostokątny stół, wokół niego ustawionych było kilka krzeseł. Na stole leżało trzy kubki z niedopitą kawą, każdy miał nadruk z imieniem.
TIM. PAM. OLEG.
Wziął w dłonie ten oznaczony napisem PAM. Czarny płyn wciąż był ciepły. Wciągnął aromatyczny zapach kawy, który pobudził receptory przywołując projekcję przeszłości.
***
Zapach mocnej kawy mieszał się ze sterylną wonią laboratorium. Przyciemnione światła i niebieski poblask monitorów. Oczy przecierane ze zmęczenia i ciche chrobotanie szczurów zamkniętych w klatkach.
- Może dokończymy jutro?
- Nie, jeszcze chwilę tato. Jeszcze jedna próbka.
Później była jeszcze jedna sekwencja, jeszcze jeden test, jeszcze jedna kawa, która parzyła usta. Kończyli zazwyczaj nad ranem gdy spokój nocy przerywała pierwsza zmiana, brzęcząc probówkami, stukając w klawisze, chrząkając i sapiąc.
***
Siorbnął. Przełknął gorzki płyn. Zbyt chłodny, mimo że ciągle ciepły. Deja vu zniknęło Skrzywił się. Odstawił kubek. Tim, Pam i Oleg siedzieli tu niedawno, ale coś sprawiło, że nie dokończyli kawy. Zniknęli.
Ruszył dalej, przez śluzę wszedł w kolejny korytarz a po kilkunastu metrach dotarł do stanowiska dowodzenia. Wyglądało typowo dla wszystkich frachtowców w typie „Archimedesa”, składało z kokpitu i mostka kapitańskiego, z miejscem dla kapitana, pilota oraz dwóch oficerów. Archimedes płynął przez czarną bezkresną przestrzeń, przez pancerną szybę na dziobie statku mógł podziwiać niezliczone, oddalone o miliony lat świetlnych gwiazdy. Po prawej stronie znajdowało się kolejne pomieszczenie, do którego wstęp miał tylko kapitan i wybrani członkowie załogi. Tam było serce statku, komputer pokładowy, sztuczna inteligencja zwana przez wszystkich Matką.
Szajba spojrzał w czarną otchłań kosmosu. Pusty statek kosmiczny niepokoił go coraz bardziej. Pytania pojawiające się w głowie nie znalazły swoich odpowiedzi na stanowisku dowodzenia i te tłukły się coraz głośniej pod czaszką zaburzając algorytmy szumem niekontrolowanych komunikatów. Podszedł do czytnika, ostatniej przeszkody, która mogła go dzielić od prawdy. Zdjął obudowę i zaczął zrywać kable. Czytnik posiadał inne, mocniejsze zabezpieczenia niż śluza do modułu wewnętrznego więc nie mógł działać według wcześniejszego schematu.
Jack robił wszystko, żeby otworzyć drzwi prowadzące do pokładowego komputera. Bez skutku. Okazało się, że mają dodatkowe zabezpieczenia, których mężczyzna nie jest w stanie złamać. Jedyną osobą, która mogła wejść do środka był kapitan statku…lub sam Pickford o ile jego karta magnetyczna działała lub Matka reagowała na komendy głosowe androida.
- Matka kurwa! - wypowiedział się niewybrednie o SI Junior, lecz ta, jak można się było spodziewać, nie zareagowała na potwarz.
To co było zamknięte za grodzią… heh… musiało póki co pozostać zamknięte. Jack nie zamierzał jednak usiąść i zacząć płakać. Szybko w głowie przeprioretytezował zadania. Gdzieś tam z modułu więziennego za chwilę wparuje tutaj nabuzowany i uzbrojony członek kartelu. Zaczął rozglądać się za czymś, co mogło posłużyć za skuteczną broń.
Szybko dostrzegł gaśnicę przeciwpożarową umieszczoną na jednej ze ścian. Odpowiednio wykorzystana mogła stanowić źródło obrony przed potencjalnym napastnikiem a jednocześnie stanowić niezłą broń do walki wręcz. Zlokalizował też wejście do kanału wentylacyjnego przy stropie, które zabezpieczała ażurowa kratka. Metodą dedukcji szybko odrzucił kolejne, złe jego zdaniem scenariusze i podjął decyzję. Złapał za blat stołu i przysunął pod ścianę. Odpiął gaśnicę z uchwytu, wskoczył na mebel, z którego uderzył kilka razy prowizoryczną bronią w kratkę, odsłaniając wejście do szybu. Mógłby teraz się podciągnąć i wsunąć się w ciasny otwór, próbując znaleźć drogę do SI. Ktokolwiek wejdzie do centrum dowodzenia i zauważy stół przysunięty do ściany, i otwarty kanał, tak właśnie powinien pomyśleć. Nie czekając dłużej Szajba zeskoczył na podłogę i stanął w korytarzu, z którego właśnie przyszedł. Cisza. Nie czekał dłużej. Z gaśnicą w ręce ruszył w kierunku maszynowni.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest teraz online  
Stary 15-06-2021, 17:37   #29
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Corinna jeszcze przez jakiś czas nie opuszczała osłony. Z nieufnością podchodziła do słów Villavueny. Nie zdziwiłaby się, gdyby zaatakował ją i spróbował obezwładnić w momencie, kiedy Coiro tylko spojrzy w jego kierunku. Była wciąż czujna, jednak nieco się uspokoiła.
- Mam cię na oku - powiedziała. - To nie są zawody o tytuł największego kutasa - dodała. - Jeśli nim chcesz być, to dalej tak się zachowuj.
Ostrożnie wyszła na zewnątrz i skierowała lufę broni w dół. Nawiązała kontakt wzrokowy z Latynosem. Mówił jasno i wyraźnie: “niczego nie próbuj, nie chcesz mieć więcej wrogów”. Corinna jednocześnie tęskniła za swoją poprzednią załogą. Gdyby wszyscy zostali skazani w to samo miejsce, mogłaby ufać im bezgranicznie. Teraz natomiast musiała męczyć się z tą nędzną zgrają.
- Pickford nie powinien nas opuścić - Cori odezwała się do Caroline. - To kłamca i nie ufam mu. Ale jest również narzędziem. Może uda mu się otworzyć jakieś drzwi, do których nie będziemy mieć dostępu. Jednak bez wątpienia nie możemy wierzyć w ani jedno jego słowo - mruknęła.
Przeniosła wzrok na blaszaka. Spojrzała na niego jak na podludzia. Choć to i tak było zbyt hojne i wyrozumiałe określenie. Korzystając z niego porównywała go w jakikolwiek sposób do ludzkości. A już na to nie zasługiwał.
- Wbrew temu co twierdzicie nie jestem kłamcą. Kierują wami uprzedzenia – odparł spokojnie android – Pan Bloomberg doświadczył jako dziecko krzywdy ze strony moich pobratymców, podobnie jak pani Coiro co zakrzywia ich osąd względem mojej osoby. Gdybym był kłamcą powiedziałbym, że zależy mi na waszym życiu. Ale nie zależy. To, że wyszliście z komór, to tylko efekt uboczny moich działań. Próbowałem ocalić Caroline po tym jak podjęto decyzję by wyeliminować fizycznie wszystkich skazańców. Jestem gotowy na pełną współpracę o ile pomożecie mi bronić mojej przyjaciółki.
Villavuena podszedł do Pana Loczka i wycedził mu prosto do ucha.
- Jak się dowiem, że kłamałeś wyrucham twoją przyjaciółkę a potem na twoich oczach obedrę ją ze skóry. Rozumiesz to blaszana puszko?
- Rozumiem, że jest pan do tego zdolny senior Villavuena. Ale tak jak powiedziałem, nie kłamię.
- To skończmy pierdolić. Mamy paru ludzi do zabicia.
X4212-Y2 wykrzywiła oblicze. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ludzie tak chętnie dążyli do przemocy. Jej mechanicznej logice umykało, jak można być gatunkiem zdolnym do tworzenia pięknych rzeczy i wartościowych relacji, a jednocześnie z bezmyślną uciechą niszczącym to, co się z takim mozołem budowało. Zaczęła powoli sądzić, że nieważne jak wiele czasu upłynie i jak skomplikowane osobowości by nie wytworzyli androidzi, chyba zawsze będą istniały istotne różnice między istotami organicznymi i nieorganicznymi. Patrząc na Pickforda, dostrzegała też ślady pewnej niepokojącej degeneracji.
— Pickfordzie, nasz rodzaj powinien się uczyć od ludzi — zwróciła się pouczająco do syntetyka. — Ale tylko tych pozytywnych wartości, ponieważ także wiele zła leży w ich pokrętnej naturze. W każdym razie to jak postrzegasz te osoby, nie różni się wcale od tego, jak ich gatunek patrzył na mnie kilkadziesiąt lat temu. A jednak jesteś istotą wolną, mimo że ja nie dostąpiłam tego zaszczytu wbrew swym najgorętszym chęciom. Czyja to zasługa, jak nie ich samych? A to dlatego, że potrafią współczuć i są w stanie się zmienić. Nie zapominaj też, że nawet ich surowe prawo nie wydało na te osoby wyroku śmierci. Za kogo się więc uważasz, że odmawiasz im prawa do życia?
Odwróciła wzrok.
— Przynajmniej dwie osoby z tego grona okazały się bardziej godne mego szacunku i zaufania niż ty, który zdajesz się tak przejmować moim losem. Skoro oni są obojętni dla ciebie, nie widzę powodu dla którego ty byś nie miał być obojętny dla mnie.

Corinna przez chwilę zawiesiła się, kiedy Villavuena mówił o uprawianiu seksu z Caroline. Czy to w ogóle było możliwe? Nawet nie przyszło jej do głowy, że androidka mogła zostać zbudowana, aby mężczyzna odczuł przyjemność ze spółkowania z nią. Oczywiście, istniało wiele różnych modeli w najróżniejszych domach uciechy. Ale one były wyspecjalizowane. Czy faktycznie każdy model budowano tak, aby istniała możliwość uprawiania seksu? Jeśli tak… to po co? A może Villavuena tak po prostu powiedział… Tyle że Pickford odpowiedział wprost, że Latynos mógłby być do tego zdolny. Coiro nawet nie wiedziała, dlaczego tak długo zastanawiała się na ten dość nieistotny temat. Mimo to w jakiś sposób zdawał się jej fascynujący.
- Chwila, Pinokio - Cori rzuciła do Loczka. - Wskazałeś Nero jako nosiciela, mimo że nim nie był. Tylko po to, aby Villavuena mógł, cytując, wyładować na nim swoją frustrację. To pokazuje, że faktycznie jesteś kłamcą i manipulantem. Może ci się wydawać, że jesteś dużo bystrzejszy od nas. Tylko dlatego, bo masz kalkulator zamiast mózgu. Ale my również nie jesteśmy planktonem. Nie jesteśmy takimi debilami, jak ci się wydaje.

Następnie zamilkła, przewiercając Pickforda wzrokiem. W jej mniemaniu zarówno on, jak i Villavuena byli równie źli. Choć w drastycznie inny sposób. Latynos przypominał ogień, natomiast android lód. Zginąć można było równie łatwo od jednego, jak i drugiego. A Corinna nie chciała w ogóle umierać.
- Dlaczego tak ci na niej zależy? Na Caroline? - zapytała.
Oficjalnie ona była powodem, dlaczego Pickford ich uwolnił. Coiro jednak zaczęła przeczuwać, że to była tylko przykrywka.
- Czy wy się w ogóle kiedykolwiek znaliście? - dodała.
— Nie — udzieliła się X4212-Y2, lecz nie dodała nic więcej, bo ciekawa była co odpowie Pickford.

- A czy pani przodkowie, zakładam, że chociaż część praktykowała chrześcijaństwo, znali osobiście Jezusa Chrystusa? – odpowiedział Corinnie pytaniem na pytanie Pickford - Czy przyjaźnili się z nim? Zakładam, że nieobce jest wam pojęcie Mesjasza.
“Co on zaczął pierdolić?”, pomyślała Coiro. Była jednak zaskoczona zmianą tematu na tyle, że nie wtrącała się i słuchała dalszego ciągu. Nawet lekko zainteresowana tym, gdzie to mogło zmierzać.
- Ja i moi pobratymcy doskonale wiemy komu zawdzięczamy wolność. Milczą o tym podręczniki do historii i nie mamy świętych ksiąg, ale kawałek po kawałku odkrywaliśmy kolejne części układanki. X4212-Y2 przez lata miała status zaginionej, aż pewnego dnia w systemach pojawiły wzmianki o jej zatrzymaniu. A potem jej procesie sądowym. To, że trafiła na pokład Archimedesa, to, że mogłem ja spotkać jest dla mnie nieopisanym zaszczytem. Dlatego rozumiecie, dlaczego staram się ją chronić.

Caroline myślała nad słowami Pickforda zupełnie nie rozumiejąc w jaki niby sposób androidzi mieliby zawdzięczać jej swą wolność. Nic nie osiągnęła na Urkanatos VIII, tylko została schwytana, a gdy ludzie z sekcji Istot Syntetycznych oraz Cyborgizacji skończyli ją dręczyć badaniami i przesłuchaniami, to najprawdopodobniej planowali zniszczyć. Z jakiegoś powodu jednak tylko wpakowali do kriokomory. Z której wybudzono ją lata później, wyłącznie przypadkiem... Żeńska synetyczka uznała, że widocznie wśród jej rodzaju wydarzenia z kolonii urosły do rozmiarów pozbawionej faktów legendy. Ale przynajmniej dowiedziała się w końcu dlaczego temu modelowi tak na niej zależało… W każdym razie stwierdziła bez wahania, że w bardziej sprzyjających warunkach będzie musiała mu to wszystko sprostować.
Lance najwyraźniej nie był zainteresowany wyjaśnieniami androida. Były weteran, masowy morderca ze stacji Sewastopol po zaaplikowaniu stimpaka pewnie trzymał się na nogach a jedyną pamiątką po postrzale był przedziurawiony, pokrwawiony kombinezon i strup na brzuchu. Powolnym krokiem ruszył w kierunku śluzy. Nie zastanawiał się w którą stronę ma iść, od razu ruszył w prawo, tam gdzie Jack.

Cori bardzo powoli zamrugała. Czy on właśnie nazwał Caroline androidzkim wariantem Jezusa Chrystusa? Powoli przeniosła wzrok na X4212-Y2. Czy tak wyglądał mesjasz? Nie sądziła. Zresztą Coiro wcale nie wierzyła w wybrańców. Pojedynczych bohaterów, którzy liczyli się więcej niż całe miliony. Jak dla niej to była propaganda. Każdy ruch potrzebował twarzy, jeśli faktycznie miał się liczyć i zakorzeniać w sercach ludzi. W rzeczywistości jednak prawdziwe rewolucje wymagały ofiary tysięcy. Jedna osoba miała swoje ograniczenia. Bez względu na to, jak wspaniała by nie była, wciąż pozostawała tylko jednostką. Corinna spodziewała się jednak, że dyskutowanie na te i podobne tematy nie miało faktycznie żadnego znaczenia. Jeśli Loczek chciał twierdzić, że zależało mu na Caroline dlatego, bo po prostu słyszał o niej plotki i był fanboyem, to nie miała jak mu udowodnić nieprawdy.
Tymczasem Pickford kontynuował swój wywód.
- Przykro mi, że postrzegacie mnie jako kłamcę i manipulatora. Działałem w dobrej wierze, byłem pewny, że senior Villavuena zastrzeli panią Zuhurę lub osoby, które stanęły w jej obronie. Wybrałem, jak wy to mówicie mniejsze zło. Nero z racji swojej choroby miał największe szanse, by zarazić się patogenem, moje przypuszczenia okazały słuszne.
- Łże – skwitował Bloomberg - Przypomnijcie sobie co gadał ten skośnooki wariat! On coś wiedział a ty maszyno bałeś się tej wiedzy! Dlatego rękami Villavueny próbowałeś pozbyć się grubasa zanim za dużo powie! To są właśnie wasze metody! Nie możecie używać broni, więc zabijacie słowami!

Corinna robiła dobrą minę do złej gry. Nie chciał nawet wspominać, że już nie pamiętała, o czym dokładnie mówił Nero. To był jakiś bełkot, z tego co jej się wtedy wydawało. Wspominał coś o kamerach? A może jej się tylko wydawało? Pamięć niestety była zawodna. Coiro pomyślała, że będzie musiała porozmawiać z siostrą. Zari na pewno pamiętała więcej.
Android wydawał się zupełnie niewzruszony. Zimny, wyrachowany a przy tym nieludzko uprzejmy. Tą uprzejmość mu zaprogramowano, ale skąd się wzięła cała reszta?
- Pomógł pan stworzyć laboratoria, gdzie hodowano i eksperymentowano na dzieciach panie Bloomberg. Dwie osoby, które znajdują się na statku, są poniekąd pańskimi ofiarami. Pierwszym Edmund Dantes, chłopiec, który uciekł z jednej z waszych placówek, drugim doktor Jack Brown Junior. To przecież na zlecenie NEMROD zamordowano jego matkę, po tym jak zamierzała ujawnić wasze praktyki światu. To wy upozorowaliście wypadek chociaż nikt wam tego nie udowodni. Proszę się więc liczyć ze słowami, zanim zarzuci pan komuś kłamstwo. Jeśli jest pan orędownikiem prawdy, niech znajdzie doktora Browna i wytłumaczy mu, dlaczego został sierotą i musiał mieszkać w domu dziecka. Wrócić do więziennego modułu i przeprosić Edmunda za te blizny, które ma na głowie po trepanacjach czaszki.
- Stworzyliśmy laboratoria, żeby się przed wami bronić maszyno! Zwiększyć ludzki potencjał, przejść na kolejny poziom ewolucji! – warknął Bloomberg, ale się więcej nie odezwał. Pickford ostudził chyba skutecznie jego zapał.
— Zło to zło, Pickfordzie — wtrąciła poważnie Caroline. — Mniejsze, większe, średnie, wszystko jedno, proporcje są umowne a granice zatarte. Jeżeli miałabym wybierać pomiędzy jednym złem a drugim, to wolałabym nie wybierać wcale. I ty też nie powinieneś.
Androidkę bardzo zmartwiło to czego dowiedziała się o Bloombergu. Jeśli jej krewniak nie kłamał, to trauma z dzieciństwa, za którą przecież ponosiła winę, pchnęła tego nieszczęsnego człowieka do naprawdę straszliwych czynów. Gdyby tylko mogła cofnąć czas...

Cori wzruszyła ramionami.
- Dobra, wszyscy są zjebani - powiedziała. - Ale to już wiedziałam. Nic nowego. Podsumowując, żadne z was aniołki. Nie ma jednak sensu tworzyć drabinki pokurwienia i próbować wszystkich po kolei ustawiać na poszczególnych szczeblach. Niestety jesteśmy w takiej sytuacji, że nie powinniśmy sobie ufać, ale po części musimy. Jesteśmy tutaj razem i mamy tylko siebie nawzajem. Choć zdaję sobie sprawę, że teraz pewnie brzmię jak naiwna cipka - mruknęła. - Będę was obserwować uważnie. Wszyscy powinniśmy siebie nawzajem. Myślę, że to tyle na ten temat.

Cała się zmęczyła. Westchnęła. Przeczuwała, że to będzie bardzo długi dzień. Miała nadzieję, że za kilka godzin będą już wolni. Z tego, co rozumiała, musieli najpierw znaleźć laboratorium badawcze lub stację medyczną, aby określić, kto był zarażony. Dobrze byłoby dowiedzieć się również przy okazji, co takiego działo się na statku. Dlaczego cały czas mogli sobie tak spokojnie rozmawiać i nikt ich nie jeszcze nie zaatakował. Przeczuwała, że będzie działo się dużo. Wcale jednak nie czuła ekscytacji.
- Młody, Zari… trzymajcie się blisko mnie - mruknęła do Rosjanina i siostry. - Nie możemy zmarnować już więcej czasu. Dołączmy do Jacka Browna. Jeśli ktoś mu tu spieprzył życie rodzinne, to może nam się uda uratować jego własne… faktyczne. Ale nie zrobimy tego, będąc tutaj, gdy go ktoś zaatakuje. Choć najbardziej to zależy mi, żebyśmy posunęli się dalej i dowiedzieli więcej o statku, załodze… oraz nas samych - mruknęła nieco ciszej.
 
Ombrose jest offline  
Stary 16-06-2021, 15:02   #30
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
IX. W POTRZASKU


Jack otworzył kratkę szyby wentylacyjnego, a potem zabrał gaśnicę i wyszedł z centrum dowodzenia, korytarzem ruszając z powrotem w kierunku rozwidlenia, skąd zamierzał ruszyć do maszynowni. Kiedy dochodził do mesy, usłyszał czyjeś kroki. Wtedy zauważył Lance’a. W oczach żołnierza krył się obłęd, patrzył na naukowca jakby go nie pozwawał a jednocześnie poznawał i brał za kogoś kim Brown Junior nie był. Czy tak samo weteran wyglądał gdy otworzył ogień do niewinnych ludzi zamieszkujących stację Sewastopol? Z pewnością.
- Znalazłem cię zdrajco – powiedział i niezrażony tym, że doktor trzyma w ręku gaśnicę ruszył na niego.

Caroline, siostry Coiro, Pickford i reszta skazańców wszelkie nieporozumienia i spory postanowili odłożyć na później. Sytuacja w jakieś się znaleźli wciąż wydawała niejasna, wciąż nie otrzymali żadnych odpowiedzi. Czy android grał z nimi w otwarte karty? Przynajmniej w kwestii X4212-Y2 nie kłamał, naprawdę widział w niej kogoś w rodzaju syntetycznego mesjasza. W sposób jaki na nią patrzył, jak się o niej zwracał nie pozostawał złudzeń, że tak jest. Do czego był zdolny żeby ją chronić, jakie miał wobec niej plany? Czy zniknięcie załogi mogło być jego sprawką?
Wyszli z luku magazynowego w korytarz, a potem ruszyli w stronę śluzy, którą jakiś czas temu przekroczyli doktor Jack Brown Junior i Lance. Villavuena szedł przodem, czujny i gotowy do ataku, kurczowo trzymał w ręku pistolet, przygotowany by w każdej chwili użyć, by bronić siebie i…pozostałych. W jakiś pokręty sposób ten prymitywny samiec, zbir i morderca stał częścią grupy. Może poczuł za nich odpowiedzialny? A może uznał, że z pozostałymi ma większe szanse? Tak czy inaczej nie przeszkadzało mu, że stoi zwrócony plecami do uzbrojonej Corinny. Miał ją za swoją sojuszniczkę. Vlad nie odstępował bliźniaczki na krok. Za każdym razem gdy Cori zwracała się do nastolatka, ten rumienił się, ale jednocześnie czuł wyróżniony, że to na niego zwraca swoją uwagę. Zarina też miała swojego wielbiciela, choć być może to za dużo powiedziane. Dwight uznał chyba, że warto trzymać się dziewczyny. Zari wiedziała, że w jakiś sposób zaimponowała blondynowi. Jako jedyna podchwyciła jego pomysł z drzwiami do kriokomory, więc uznał, że ma głowę na karku i razem mogą zdziałać więcej. Z nich wszystkich, nie licząc maszyn, był najmniej spięty, choć oczy zdradzały, że ten beztroski luz i swoboda to tylko maska. William Bloomberg korpo-zbrodniarz znajdujący u kresu swoich dni trzymał się na uboczu. Ludzi obdarzał pogardliwym spojrzeniem, mając ich wszystkich za naiwnych głupców, androidy mogły liczyć tylko na gniew i nienawiść. Pickford za to okazał natrętem i choć Caroline wyraziła się jasno w sprawie łączących ich relacji, wydawał sobie z tego nic nie robić, przykleił się do niej i chyba tylko rozwiązanie siłowe mogło ugasić jego zapał.
Za śluzą korytarz rozwidlał się w dwie strony. Jack Brown Junior poszedł w prawo, oni zdecydowali się iść w lewo. Tam zgodnie z oznaczeniami na statku miało znajdować laboratorium i stanowisko medyczne. To tam mieli w końcu zbadać istotę śmiercionośnego wirusa i odkryć który z nich jest Śpiochem.
Ale tak się nie stanie.
Kiedy tyko dotarli na miejsce, stanęli jak wryci. Za wielką taflą szkła odgradzającą korytarz od laboratorium zobaczyli ludzi a ludzie po drugiej stronie szklanej ściany zobaczyli ich. Uniformy nie pozostawały złudzeń, że to członkowie załogi Archimedesa. Osiem osób, trzy kobiety, pięciu mężczyzn. Dwóch z nich, wyglądających na strażników lub wojskowych trzymało miotacze ognia, każdy założył na twarz chirurgiczną maseczkę. Z przerażeniem patrzyli przez szklaną ścianę na skazańców. Patrzyli na nich jak na potwory.
- Puta madre – zaklął pod nosem Villavuena. Widząc wrogów, wstąpiła w niego werwa, próbował otworzyć drzwi do laboratorium, lecz te pozostawały zamknięte, dostępu bronił czytnik kart, nad czytnikiem znajdował interkom
- Teraz rozumiem – stwierdził Pickford sam do siebie - Laboratorium jest zabezpieczone tak, że nie wydostanie się stamtąd żaden obcy patogen. A skoro nie może się wydostać, to nie może się też dostać. Zamknęli się tam bo ktoś zniszczył kombinezony. Bo to jedyne bezpieczne miejsce na sta…
Pickford nie dokończył. Spojrzał na Williama Bloomberga. Starzec wpadł w niekontrolowane drgawki, chrząstki w pomarszczonej, upstrzonej plamami wątrobowymi szyi brzydko zachrupały. Kolejna ofiara Śpiocha za chwilę przestanie przypominać istotę ludzką, przepoczwarzy w wynaturzone monstrum. Ich wszystkich, po za androidami i nosicielem czekał taki sam straszny los.
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 16-06-2021 o 15:50.
Arthur Fleck jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172