Zasępił się Marval na słowa starszego elfa, którego wysłuchał z szacunkiem właściwym mądrości, którą uosabiał Ganellian Athair’nall. Dawno nie słyszał melodyjnej ojczystej mowy wypowiadanej na głos, inaczej niż w swych myślach i snach.
- Nie prywatna zemsta. - słowa zabrzmiały niemal żałośnie z dosłyszalnym zawodem.
- Ludzka intryga? Burza w kielichu udającym naczynie przeznaczenia? Gdybym dotarł do złodziejki onego wisioru, mógłbym może dotrzeć do wielu interesujących mnie informacji. I tak, Góry Szare. Jakże blisko Athel Loren. I mi również na myśl owa legenda przyszła. Przez podobieństwo zawieszek broni. Łuk i młot. Podobno sama królowa Ariel nosiła jak i królowie Ulthuanu. Skoro młot był i jest tym bardziej łuk nie musi być tylko legendą. Kto wie, może jeszcze jest jedna zawieszka miecza, która z kolei symbolem ludzi być mogła jak młot krasnoludów, a łuk naszej krwi? ***
- Podzielam teraz i ja obawy zakonu. - odrzekł elf delikatnie gestykulując jakby w dłoniach obracał mydlaną bańkę.
- Celestium wie więcej niż mówi. A to co mówi, nie wypływa tylko z wiedzy o gwiazdach. I sojusznika ma w kapłanie Albertusie. Za zmową, lub naiwnością starego Sigmaryty, on nas również pcha ku przepowiedni Gotelieba, która o Malalu niszczącym świat traktuje. I syn cesarza nim się tym i astronomem interesuje, lub chociaż takie ktoś pozory sprawia ku sianiu ziaren większej nieufności. Tu obok rzekomych losów Starego Świata ważą się może i losy tronu, od o którego walki oczy zwrócone być mają ku tajemniczej klątwie zapomnianego bóstwa… Nic tu oczywistym nie jest prócz tego, że nikt prawdy i tylko prawdy nie mówi.
Potem opowiedział o skradzionym naszyjniku umiłowanym przez zakon łowców czarownic z Wolfenburga przez kobietę, której trop mógłby może doprowadzić bliżej pociągających za sznurki intrygi. Oraz prawdopodobnym istnieniu siostrzanego wisiora symbolizującego łuk.
- Kto wie, czy nie symbole przymierza ras wrogich bóstwom Niszczycielskich Sił?
Jeśli kto miałby mieć otwarty umysł na prawdę to oficjum łowców czarownic nie było do tego daleko. W szarych barwach Starego Świata wszystko czarnym lub białym im się mieniło niczym kamienna kołatka prawdy wystukująca tylko tak lub nie. I na ten czas walki z chaosem mogło nie być skuteczniejszej broni.
- Kim byli kultyści znający imię Malala? - zainteresował się być może z pozoru fałszywym tropem, który Otton zdawał się bagatelizować.
***
Podzielił się z towarzyszami przemyśleniami o obu naszyjnikach, młota i łuku. Mieć mogły magiczną moc i o wiele większe znaczenie w walce z chaosem, niż mogli sobie z tego wszyscy zdawać sprawę.
- I kto wie, czy nie było innych tego typu starożytnych artefaktów? ***
Marval przyjrzał się posłańcowi uosabiającemu karykaturę wrodzonego wdzięku i naturalnej gracji z trudną do odgadnięcia myśli miną elfa. Przeniósł wzrok na każdego z towarzyszy z osobna, po czym zatrzymał spojrzenie na von Falkenbergu. Jeśli już spośród nich komu wypadało pierwszemu zabierać głos, to człowiekowi, a zwłaszcza temu, którego szlachecka etykieta pierwszego wyznaczała do przekazania ewentualnej odpowiedzi arystokracie.