Centrum Lucatore, popołudnie 2 lipca 2595 O skurwysyn! - z nieukrywanym podziwem dla Abdela przeklął w myślach Barthez. Dziedzic odmienił sytuację ekipy w mgnieniu oka, tym samym niezdecydowaną do tej pory tłuszczę stawiając murem za ambasadorem i resztą delegacji. Teraz mogli mieć przed sobą jedynie kilku siepaczy Lucio i Alpejczyka nieco swędziała ręka i w skrytosci duszy modlił się aby Bastardo rzucił się na nich. Zapewne nie musiałby nawet rozkazać rostrzelać anababtystów swoim ludziom, zapewne tłum rozwerwałby ich na strzępy.
- Tak jest miłościwy panie. - Nathan tonem słuzbisty przyjął rozkaz Abdela i wydał kilka komend. Jego ludzie w mgnieniu oka otoczyli także i Scirocco ochronnym kordonem i powoli ruszyli w stronę domu. Mijając doktora rzucił jeszcze do Szpitalnika radą, której pewnie Ferro nie potrzebował, ale Alpejczyk wolał dołożyc swoje trzy grosze:
- Mus ci doktorze pogadać z włascicielem psa, bo przecie kundel gdzieś musiał być wystawion na działanie primera.
Potem spojrzeniem starego basiora - samca alfy, spojrzał na kipiącego z wściekłosci Lucio, dając mu do zrozumienia, żeby lepiej odwołał swoich ludzi, bo Alpejczyk i jego oddział gotowi są wyrąbać sobie przejście jeśli zajdzie taka potrzeba. |