Nie posłuchali. Tego zresztą się nawet po nich spodziewał. Dalsza część planu też w sumie przebiegła zgodnie z jego założeniami. Tyle, że sam jeden nie dał rady powstrzymać ataku na strzelców, ani ruszyć z pomocą walczącym. Ale nie miał sobie nic do zarzucenia. Sam jeden ubił ungora, a potem dobił bestigora. Nie czas było jednak o tym rozmyślać. Widząc, iż Vessa otrzymuje wsparcie ze strony Klausa, sam ruszył do Galeba. Ze swojej skarbnicy przedmiotów wydobył flaszkę leczniczą. Przykucnął przy Galvinssonie i wręczył mu ją.
- Pij, pomoże ci na rany - zakomunikował. - Jak tak na ciebie patrzyłem, to przypomniały mi się opowieści o moim stryju, Bladinie. Ojciec Bladin, kapłan Grimnira. Ruszył gdzieś, Grimnir tylko wie gdzie, i zaginął. Ale ta szarża... aż szkoda, że nie ma z nami jakiegoś skalda, który by to opisał. Dzisiaj bóg patrzył na ciebie życzliwie - zagwizdał przeciągle, na podkreślenie swoich słów.
- Mam jeszcze parę tych buteleczek - dodał, oferując dalszą pomoc. Potem podszedł do Zachariasza.
- W rufę kopany, popatrz na to- wskazał na ślad na ścianie. - Gdybyś był przydługi, jak ludzie, to by cię tu skrócili do właściwych rozmiarów - zaśmiał się. -Widzę, że kusza się przydała - inżynier ucieszył się, widząc naszpikowanego bełtami stwora.
- Dobra, to co - klasnął zwracając się do reszty, gdy już jako tako doszli do siebie. - Badamy dalej, ale tym razem może jednak wykorzystamy ukształtowanie terenu. I wąskie gardło, co? Dajcie mi jednak najpierw ich przeszukać. Może jakieś pismo znajdziemy, a szkiełko nam je przetłumaczy- zatarł na tę myśl ręce z uciechy i rozpoczął przeszukiwania.