Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2021, 15:57   #987
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Gustaw, dopiero co wywalony niehonorowo z armii długo nie mógł się pozbierać i milczał. Być może dlatego to wuj ocalonej przez niego dziewczyny (co pewnie też miało znaczenie) odezwał się inaczej.
- Imperium, Wissenlandowi i swojemu rodowi można służyć inaczej niż tylko z mieczem w dłoni. Są problemy, których siła nie rozwiąże. Mamy poważny kryzys. Prowincja złupiona i spalona. Tysiące chłopów uciekło do miast, gdzie nie ma dla nich pracy. Połową plonów nie wykarmimy wszystkich mieszkańców. Na krasnoludy większość patrzy wilkiem. Pytanie tylko czy najpierw wybuchną rozruchy z powodu głodu czy na tle etnicznym. A to najmniejsze problemy. Polityczne zamieszanie po śmierci Etelki von Toppenheimer przyprawia nawet mnie o ból głowy, a to i tak nic przy tym, które wybuchnie kiedy wyjdzie na jak dowolny z tych listów, o których nie wspomniałeś na procesie. Zresztą bardzo słusznie - Gustaw przypomniał sobie, że mówił o nich tylko sędziom, więc jego obecny rozmówca nie wie, że jednak wspomniał - musimy je odzyskać. Przynajmniej jeden z nich, by móc go zbadać i udowodnić fałszerstwo. Jak wspomnieli Twoi podwładni, trzy listy są poza granicami Imperium. Ale może został wysłany jeszcze do kogoś? A jeśli okaże się najgorsze... znaleźć kogoś, kogo poprze Zgromadzenie na miejsce Elektorki zanim wybuchną bratobójcze walki o władzę. I na to wszystko jeszcze kryzys w relacjach z krasnoludami i sojusz, który może trzasnąć w każdej chwili. Przyda się pomoc i pomysły w każdej z tych spraw.


Pozostała dwójka, Roz i Loftus złożyła wyjaśnienia i dała do myślenia szefowi wywiadu prowincji, a prywatnie - wujowi Magritty. Jakie były jego przemyślenia, dowiedział się póki co jedynie Gustaw. Pozostali chwilowo mieli inne zajęcia.


Roz na przykład musiała odpowiedzieć nie tylko na pytania dotyczące przeszłości, ale i przyszłości.
- Zeznania Loftusa Rittera jednoznacznie wskazują na Twoją winę. Za brak tych zeznań w raporcie i jego by skazali, ale ma teraz poważniejsze problemy na głowie. Kto inny się nim zajmie. A co do Ciebie, agentko... Potrzebuję ludzi, którzy potrafią myśleć. Masz jakiś pomysł jak uniknąć śmierci? - najwyraźniej postanowił ją przetestować.


Po Loftusa zaś "zgłosił się" jeden ze sług Białego Magistra, tak zwany "wieczny uczeń" - czarodziej, który z powodu braku zdolności nigdy nie osiągnął rangi wędrownego, ale za to poświęcił się służbie organizacji. Kolegium zawsze potrzebowało godnych zaufania sekretarzy, ważnych sług, posłańców i tym podobnych.
Konna podróż do Altdorfu zajęłaby co najmniej dwa tygodnie, i to rozstawnymi końmi. Ale podróż szybką łodzią wynajętą w Wusterburgu zajęła znacznie mniej. Prąd rzeki, który przy podróży na południe przeszkadzał, w przeciwnym kierunku pomagał żaglom. Trudniej było też z niej uciec, a że Loftusowi zawsze towarzyszyło co najmniej dwóch (tylu widział) z sześciu użyczonych żołnierzy mających rozkaz strzelać jeśli zrobi coś podejrzanego lub jeśli kolega zacznie się podejrzanie zachowywać, to i nie próbował.

Budynek do którego go zaprowadzono nie wyróżniał się spośród sąsiednich kamienic. Ot, jeszcze jedna rozpadająca się kamienna budowla, usytuowana w altdorfskiej dzielnicy biedoty, nieopodal tanich burdeli i podejrzanych melin. W murze brakowało cegieł, zaprawa miejscami się wykruszała, fundamenty osiadały, dach sprawiał wrażenie dziurawego i zapadającego się pod upływem czasu. Futryny okien były zagrzybione a na ich parapetach zalegały odchody gołębi.
Wewnątrz było również paskudnie – w głębokich niszach stały obłupane posążki gargulców, ściany były zakurzone, jakby od dawna nie były czyszczone) i zapleśniałe, wszędzie wisiały gęste pajęczyny, a mijane pokoje wydawały się puste. I nawet gdyby Loftus nie słyszał szeptem powtarzanych wśród magów plotek o wyglądzie Kolegium Cienia, umiał rozpoznać tak potężną iluzję. Czuł niepokój już wcześniej, ale prawdziwy lęk pojawił się dopiero kiedy jego "przewodnik" zaprowadził go do piwnic i tam pozostawił przed solidnym biurkiem za którym siedział jakiś urzędnik, sądząc z wyglądu. Człowiek ten przeglądał papiery z teczki. Ta, całkiem wypchana, leżała obok. Obok leżało kilka innych, znacznie grubszych i starszych, sądząc z wyglądu. Na widok Loftusa gestem zaprosił go do zajęcia miejsca na chybotliwym krzesełku, które okazało się tak liche jak się wydawało. Akurat ono nie było najwyraźniej przykryte iluzją. Z szuflady wyjął kilka arkuszy papieru, wskazał na pióro i atrament i wrócił do czytania.
Wśród podsuniętych Ritterowi papierach był jeden niemal w całości wypełniony. Brzmiał "Ja [...], syn [...], urodzony dnia [...] w [...], oświadczam niniejszym, że zdradziłem Imperium i od roku pracuję dla Wernicky'ego.
Moimi wspólnikami są [...].
Poniżej było miejsce na podpis i datę.
Drugi, po podobnym początku zawierał przyznanie się do bycia kultystą [...] i zawierał potem zdanie: "Zdradziłem kultystom następujące tajemnice Kolegium: [...]". I kończył się podobnie jak pierwszy.
Poza tym były dwa weksle in blanco, czyli bez wpisanych sum, których odebranie miał pokwitować oraz dwie czyste kartki, które miał podpisać.

***

Galeb, Detlef

Choć koncepcja muzeum, nie mówiąc już o "żywym muzeum", dopiero miała zostać wynaleziona, Dziedzictwo Bugmana niemalże wypełniało definicję. Krasnoludzkie zapatrzenie w przeszłość, jakże różne od ludzkiego zainteresowania teraźniejszością, tym razem pozwoliło na krok w przyszłość.
I miało szansę na sukces. Może jeszcze nie w tym sezonie, ale może w następnym. O ile nieudany początek i straty finansowe nie podetną skrzydeł Lagerowi już na starcie. Odkupienie połowy piwa za 80 koron (pieniądze musiał wyłożyć Detlef, Galeb nie miał tyle, a kredyt od króla wymagał dostępu do banku, którego w głuszy nie było) pozwoliło mu na dalszą realizację marzenia.
Jednocześnie opóźniło podróż krasnoludów. Wynajęcie barki w Wusterburgu nie było problemem... zazwyczaj. Kiedy było się pozbawionym zdolności społecznych krasnoludem o facjacie zakrytej bandażami, sprawy wyglądały gorzej. Pamiętajmy też o tym, że powszechnie uważano krasnoludy za zdradzieckie... tego, no, znamy to słowo. Pamiętajmy o tym... bo krasnoludom przypominano to często. Nawet samo znalezienie właściciela barki nastręczyło sporo problemów, a potem trzeba było go jeszcze przekonać... Na szczęście polityka polityką, a jeść trzeba. Strata dnia i konieczność zapłacenia potrójnej stawki mogła stawać kością w gardle, ale przynajmniej nie trzeba było przepraszać Lagera, że jednak "nie da się".
Kolejne myta (korona za statek i cztery za barkę) w Eppiswaldzie, Rohrhof, Gershburgu i Wittenhausen skutecznie uświadomiły nieobeznanym dotychczas z koncepcją handlu Detlefowi i Galebowi na co się porwali oraz dlaczego wszystko jest tanie w miejscu wytwarzania i cholernie drogie wszędzie indziej. A potem dopłynęli do Meissen...
- Prawo składu. Względne prawo składu - wyjaśniał mytnik - Przywilej w mieście jest. Jeszcze sprzed dwóch elektorów. Macie obowiązek wystawić towar na sprzedaż na co najmniej tydzień. Po jego upływie pozostały towar można było transportować dalej. Wyładować się możecie przy tamtym nabrzeżu, opłata to trzy szylingi, a w międzyczasie poproszę o licencję handlową - pilnował, by wszystko odbywało się w granicach prawa.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline