11-05-2021, 20:35
|
#116 |
| Kampus Politechniki Świętokrzyskiej, Klub Pod Kreską; Noc z 27-28 czerwca; około 23:00
Kiedy tylko Brujah rzucił wyzwanie, Kordian wiedział, że nie potrafiłby mu się oprzeć. Dziko walczył w duszy, by nie wyskoczyć jak wyposzczony szczeniak po kość. Uciekał w zaszłe historie z klubu, dziewczęta szepczące tajemnice, chłopców czupurnie zakładających się o wieczorne zdobycze. Emocje, idee, wzniosłe i płoche.
Na nic wszystko, bo z przodu przed oczami Siudak i ramię Alicji, rękawica rzucona, jak nie podnieść, dla podniety, dla gry blefu. Wiadomo przecie, że manipulacja, że oszustwo, że tęga wkrętka, tym bardziej wiedząc i okazując ową świadomość. Vitae rozgrzana podnieceniem spurpurowiała oblicze Toreadore, tak, że wyglądał jak zdrowy kawaler.
Całą nadzieję pokładał w Sovińskiej, że odtrąci zimno jak umiała, że utnie brzytwą. Taki policzek dla niego, klaps dla niegrzecznego chłopca, za łapanie nauczycielek za piersi.
Tymczasem nie. Arystokratka miała swoją wizję sceny. Przyjęła propozycję Brujaha i do tego bez należytej emfazy. Na spokojnie, jakby ostrożna, obliczona. Nie taką ją kochał, wolał tą perfidnie zimną i wredną, uwodzącą niedostępnością. Zacisnął usta ważąc jak tę sukę wydobyć znów na wierzch.
W skupieniu rozważał słowa kanitki, drżały tam nowe nuty, szczególnie irytacja odciągania od celu. Właśnie celu.
- Wszystkie możliwe, to szczodra oferta, sam bym lepiej nie ujął - wspomniał w głowie Nosfera, zastanawiając się czego zażąda Krzykacz - Być twym dłużnikiem to niejako wyróżnienie. |
| |