Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2021, 16:06   #140
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Po krótkiej wędrówce korytarzem dotarli na miejsce. Do sporej jaskini pełnej płaszczowców. Było tu i z dwadzieścia pięć. Zafascynowane jak te na górze. A źródłem ich fascynacji był golem. Żelazny golem. Ostatni obrońca tego miejsca. Pozostałych dziesięć jego kamratów zezłomowano, ale nie jego. Ten był zdecydowanie większy od zwyczajnego żelaznego golema i bardziej masywny. I niepokonany. Ci którzy zdobyli bastion nie zdołali go zniszczyć. Za to znaleźli inny sposób na jego tymczasowe wyeliminowanie. Postrzelili go harpunami zakończonymi żelaznymi łańcuchami, powalili na podłogę i przykuli do niej. Wszystko po to by dotrzeć do wrót skarbca i je rozpruć. I zabrać zapewne wszystko co było warte uwagi. Golem w końcu zerwał się z łańcuchów i te teraz brzęczały wisząc na harpunach nadal tkwiących w jego ciele. Ponieważ wrogowie już odeszli i nikt niepowołany nie próbował wejść do skarbca, konstrukt powrócił do swoich obowiązków strażniczych nie zdając sobie sprawy, że są one pozbawione sensu. Zresztą od kiedy to automaton potrzebuje celowości swoich działań by je wykonywać. A płaszczowce… cóż, może ten dźwięk coś im przypominał, może rzeczywiście były wrażliwe na odpowiednie dźwięki, a może… szukanie sensu u stworzeń tak szalonych jak one mijało się z celem? W każdym razie poruszający się tam i z powrotem z matematyczną precyzją golem nieświadomie wygrywał tą samą “melodię” na wiszących na nim łańcuchach.
Automaton przez chwilę przyglądał się pomieszczeniu, wodząc wzrokiem za konstruktem i oceniając odległość do skarbca. W końcu się odezwał.
- Rytm zaprogramowanych ruchów golema i brzęk łańcuchów uspokajają paszczowce. Niesamowity zbieg okoliczności - w jego głosie słychać było fascynację - Wystarczyłoby, żeby jaskinia miała wentylację i ruch powietrza szybko zniwelowałby ten efekt. Jeśli tylko uruchomimy program defensywny konstruktu, paszczowce szybko otrząsną się z letargu. Wątpię, by w skarbcu zostało cokolwiek wartego uwagi, ale może macie jakieś zaklęcia dywinacyjne, żeby to potwierdzić?
- Zużyłem takie wszcześniej. - przyznał kapłan po chwili namysłu. A łotrzyk podrapał się po brodzie, zerknął na Guroma i sięgnął do sakwy przeklinając pod nosem.
- Volgar zgubił zwój, na szczęście ja go znalazłem.- rzekł podając go kapłanowi.
- Jak śmiesz okrada…- zaczął stalowoskóry, a Khorsnak dodał. - Przecie mówiłem że go ZGUBIŁ. A ja akurat byłem w pobliżu. Zresztą jeśli on kładzie sakwy bez nadzoru, to jego wina, że coś z nich czasem wypadnie.
- Może później dokończycie tę wymianę poglądów? - zaproponował zaklinacz. - Teraz są chyba ciekawsze rzeczy do zrobienia.
To przerwał dyskusję szaraków. Obaj wyglądali na obrażonych na Harrana, ale kogo ich obchodziły.
Wędrowiec milczał, obserwując dyskusję. Zbroja i hełm sprawiały, że znieruchomiały przypominał posąg, albo golema…
- Skoro i tak zaatakują - niziołek stwierdził ignorując rozmowy krasnoludów - to może sprawdzić czy są tak rąbnięte aby się bronić lub nie? Jeśli się zdecydujemy ruszyć skarbiec, można wcześniej wyczyścić stwory.
Tymczasem kapłan użył zwoju do rzucenia czaru i stworzenia magicznego czujnika. Zaś wojownik duergarski obok niziołka stojący odezwał się.
- To lepiej byłoby sprawdzać tę kwestię salę wcześniej. Tu jeśli cię golem dojrzy i uzna za złodziejaszka to zaatakuje, a wtedy… pewnie te stwory też.
- Czytasz ze mnie jak z księgi - Kvaser odpowiedział wojownikowi z uśmiechem.
Minęła dłuższa chwila czekania i gapienia się na to dziwaczne i absurdalne zjawisko nim kapłan orzekł oceniając.
- Nie ma w tym skarbcu nic wartego walki z owym potworem. Trochę zagubionych monet. Jeden czy dwa tanie zwoje. Za mało by ryzykować.
- Chodźmy więc,zanim golem zacznie się nami interesować - zaproponował Harran.
Kvaser zaklął kilka razy pod nosem.
Wędrowiec pokręcił tylko głową, i ruszył z powrotem do poprzednich korytarzy.
- Niech to Urdlen pożre… spóźniliśmy się. Gdybyśmy tu byli tuż przed tą napaścią, moglibyśmy wykorzystać chaos do wzbogacenia się.- jęknął Khorsnak, a Murrock dodał. - Albo byśmy zginęli wraz z obrońcami. Nie sądzę by sztuczki Zakkary dały nam możliwość ucieczki ze skarbami. Nie w tym przypadku.
- Uciszcie się. Nie ma co się przejmować. Sama wieść o upadku tego miejsca przyniesie nam chwałę i uznanie w oczach naszego pana.- skorcił ich kapłan ruszając wraz z pozostałymi za ekipą Bezimiennego.
- Łatwo go w takim razie zadowolić - rzucił automaton, nie odwracając się nawet - I raczej byście nie zginęli. Za to kręciłby się tu jeden czy dwa paszczowce więcej.
- Jemu chodzi raczej o sławę w naszym klanie. Zrobiłeś coś wartościowego, twoja sława wzrasta, więc łaska u bóstwa też… choć oczywiście lepsze od ploteczek są prawdziwe łupy. Albo niewolnicy. Ale tych tu nie ma.- mruknął ponuro Khorsnak, gdy wracali na górę.
- Wciąż niewielki wysiłek dla sławy. Sprawdzimy ostatnie drzwi na górze, potem w drodze powrotnej te przy dziedzińcu.
- Haa.. ale jest jeszcze przepis.- odparł dumnie kapłan. A Khorsnak zmarkotniał.
Kolejne drzwi które pokonali prowadziły korytarzem pięknie urządzonym i obecnie strasznie zdewastowanym i ograbionym. Tu komnaty musiały należeć do starszyzny miasta. Zostały ograbione prawie doszczętnie i zdewastowane. Co więcej… odprawiono tu plugawe rytuały włącznie z żywymi ofiarami (których to szczątki rozrzucono malowniczo po całych komnatach) ku czci bogini beholderów… sądząc po fantazyjnych malunkach krwią i ekskrementami na ścianach.
Wędrowiec przyjrzał się znakom na ścianach. Sięgnął dłonią do jednego z nich, jakby nad czymś się zastanawiał, po czym cofnął rękę.
- Hmm, zapewne w ten sposób udało im się wywołać te anomalie… Albo ktoś dał upust swojemu szaleństwu… Jedno nie wyklucza drugiego.
- Herezje godne szaleńców… w dodatku tych bardziej głupich. Marnować dobrych niewolników na ofiary to takie… drowie postępowanie. - ocenił z pogardą kapłan.
- Pojebańcy - Kvaser fuknął - znaki Wielkiej Matki - splunął na ziemię jakby odpluwając to słowo.
- Z pewnością nie ma tu nic co mogłoby… usprawiedliwić grzebanie się tym syfie.- ocenił Murrock.
Kvaser poprosił Harrana i Wędrowca na stronę.
- Prędzej czy później i tak się z nimi zmierzymy - wskazał na znaki - pozostałości po boju mogą nam sporo powiedzieć, dla nas informacja może być cenna. Dodatkowo… Jeśli by nas to drogo nie kosztowało, rad byłbym ze skopiowania dźwięków które uspokajały te potwory. Całkiem możliwe, że jeśli nie dziś, to zmierzymy się z nimi w przyszłości. Jeśli nie jest to chwilowa fala szaleństwa która odchodzi po czasie, może nam się to przydać.
Automaton milczał kilka sekund, po czym kiwnął głową.
-Dobry pomysł. Nie mam sposobu na utrwalenie tego sygnału, ale mogę spróbować wprowadzić się w trans, żeby zapamiętać dźwięki i ich rytm. Nie próbowałem tego jeszcze z bodźcami słuchowymi, ale powinno się udać. Później moglibyśmy spróbować je odtworzyć, chociaż moje talenty muzyczne są bardziej niż wątpliwe…
- Na mnie nie licz - powiedział Harran - bo moje talenty muzyczne z pewnościę nie są lepsze niż twoje. Nie zagwarantuję, że zaklęcie odtworzy te dźwięki tak, jak byś chciał.
- To spróbujmy. Będzie potem trzeba sprawdzić część podziemną - niziołek podsumował.
- Długo tak będziecie spiskować na boku?!- krzyknął do nich Khorsnak nieco poirytowany sytuacją.
- Kurcze - Kvaser powiedział z uśmiechem - właśnie ustalaliśmy czy krasnoludzie jaja nadają się na kolczyki - zaśmiał się - dobra, idziemy dalej, szybko przejdźmy pomieszczenia i podziemia i wracamy. Może szczęście nam dopisze.
- Krasnoludzkie tak… niziołcze nawet na główki od szpilek się nie nadają. - burknął rudobrody i ruszył pierwszy, a za nim jego podwładni.
- Idźcie w takim razie, dogonię was - powiedział Wędrowiec do swoich towarzyszy i cofnął się do jaskini z golemem. Tam uklęknął przy wejściu, nieruchomiejąc. Wchodził w trans, po kolei odcinając wszystkie zmysły, aż pozostał jedynie słuch. Ten zaś skoncentrował tylko i wyłącznie na odgłosach wydawanych przez golema i łańcuchy - ich głośności, takcie, barwie i melodii. Słuchał ich, przyswajał i wchłaniał, aż stały się częścią jego i jego opowieści. Trwał tak do momentu, aż strażnik wykonał pełen cykl patrolu, a "muzyka" nie zaczęła się powtarzać.
Otworzył oczy, podniósł się i szybkim krokiem ruszył za resztą. W jego głowie jeszcze przez chwilę rytmicznie pobrzękiwały łańcuchy.
Reszta udała się na placyk. Z placyku do przejścia, wąskim schodami podążając coraz niżej i niżej, aż do dużego pomieszczenia, z celami oraz grubimi żelaznymi drzwiami i solidnymi szafami. Tu znajdował się podręczny loszek i zbrojownia. Tu zamykano za drobne przestępstwa i tu trzeźwieli pijaczkowie. Tu znajdowała się zbrojownia… i część uzbrojenia nadal tu była rozsypana na ziemi. Niziołek bez zbytniego entuzjazmu obejrzał śmieci, częściej rozgarniając rzeczy na podłodze butem niż faktycznie buszując w poszukiwaniu wartych uwagi znalezisk.
Harran, z ukrywanym brakiem wiary w sukces, rzucił zaklęcie mające na celu wykrycie magii.
- Sporo szczęścia by się przydało - powiedział, przyglądając się działaniom Kvasera.
Najwyraźniej jednak trochę szczęścia miał dam mag, bo zauważył aurę jakiegoś przedmiotu pod uszkodzonym napierśnikiem.
Krasnoludy również rzuciły się do przeszukiwania. Z większą niż Kvaser werwą. Cóż… Khorsnak i jego opancerzony towarzysz to uczynili. Kapłan jak zwykle wolał zachować dumną powściągliwość.
Zaklinacz bez chwili wahania odsunął napierśnik, chcąc sprawdzić, jakiż to skarb znalazł się na jego drodze. Zauważył dwa sztylety… jeden zwyczajny, choć o ostrzu wykutym z adamantu, drugi o fantazyjnym kształcie ostrza i niewątpliwie magiczny. Choć jego aura nie była szczególnie mocna… niemniej sądząc po jej barwie moc sztyletu powiązana była ze szkołą przywoływania.
Co prawda Harran nie pasjonował się dźganiem innych istot bronią białą, ale oba sztylety zabrał, przy okazji bardziej się skupiając na tym magicznym. Sztylet ów jak się okazało był orężem magicznym, sądząc po znakach na ostrzu obiecywał zgubę nieumarłym.

A dalsze poszukiwania przyniosły duergarom kilka solidnych toporków i jeden oszczep z grotem z alchemicznego srebra. Niziołek zresztą znalazł podobny oszczep z grotem z tego samego materiału. Kvaser zagwizdał na ten widok planując już w głowie jak przetłumaczyć innym, że tego nie trzeba sprzedawać, bo dobrze wypolerowane srebro alchemiczne świetnie się prezentuje na ścianie…
Wędrowiec wszedł do pomieszczenia i rozejrzał. Łupy nie wyglądały zbyt imponująco, ale i można się było tego spodziewać.
-Wracamy? Kvaser, pomożesz mi przenieść balistę?
- Chyba nie ma już nic ciekawego - niziołek powiedział nie kryjąc rozczarowania.

Krasnoludy nie miały nic przeciw powrotowi i najwyraźniej znaleziska, które wpadły im w łapy w zbrojowni wystarczyły, by nie domagać się udziału w dwóch sztyletach i włóczni znalezionych przez awanturników. Sama podróż po balistę była formalnością. Tak jak i jej przeniesienie na powierzchnię.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline