|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-04-2021, 19:43 | #131 |
Reputacja: 1 | Tymczasem Imra prowadziła uciekinierów ku bezpiecznemu obszarowi. Dostrzegła co prawda żywiołaki błyskawic krążące w bezpiecznej odległości, ale… zapewne nauczone wcześniejszymi spotkaniami, trzymały się z dala od wojowniczki. I ta wkrótce zobaczyła |
25-04-2021, 19:23 | #132 |
Moderator Reputacja: 1 | Maska w posiadaniu niziołka mogła budzić niepokój. Jej wygląd się wyraźnie zmienił. Popękała, a szczeliny w nie świeciły czerwonym blaskiem rozżarzonego drewna. Była też bardzo ciepła, jakby płonęła w środku. Każdy miał też świadomość, że mimo skuteczności metody maska nie została użyta zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Miała przechowywać jedną duszę, a nie fragmenty setek nich. Kvaser spojrzał po krasnoludach. - Gdybyście faktycznie mieli intencje, to byście trochę przy tej dzieciarni sami pomogli - nie było w jego głosie zarzutu - to nie znaczy, że uważam, że nam sztylet w plecy wbijecie. Tylko nie przesadzajcie z tym rachunkiem strat i chęci wzajemnego pomagania bo mnie to wkurwia - stwierdził z uśmiechem, szerokim i w sumie radosnym. Widać było, że bez przebytego szału Kvaser dalej jest pełen energii. - Wszystko żeście sobie tak ładnie zaplanowali, to po co mielibyśmy się narzucać z pomocą? Nie jesteśmy nachalnymi archontami. - odparł z szerokim uśmiechem rudobrody łotrzyk. - Możesz iść z nami - stwierdził Wędrowiec - W zamian za twoje umiejętności włamywacza możesz liczyć na naszą ochronę i magię Harrana podczas wypadu. - Jak szlachetnie z twojej strony…- zaśmiał się rubasznie Khorsnak głaszcząc się po brodzie. - Myślisz, że nie zauważyłem tego iż nie wspomniałeś nic o… udziale w zyskach? - Cztery osoby pójdą na poszukiwania... i podzielą się sprawiedliwie - odparł Harran. - To oferujesz swoje usługi za udział w zyskach, czy transport do Rigus? Przed chwilą mówiłeś coś innego - upewnił się automaton. - Moje usługi związane z ochroną tego staruszka na czas podróży do Rigus.- odparł Khorsnak dumnie. - To w końcu on nas do tego najął. Łupienie reszty miasta, to drugie oddzielne zadanie. - Ochrona to umowa z nim, a nie z nami. Od nas liczysz na transport, i póki co nie oferujesz nic w zamian. - A wspólne bronienie tego statku podczas napaści… to się nie liczy?! - fuknął gniewnie rudobrody. - Wtedy będziesz mógł skupić się na ochronie Cadamusa, jak mówiłeś - Wędrowiec uśmiechnął się lekko - Jeśli taka napaść się wydarzy, i okażecie się instrumentalni w obronie, będziemy mogli mówić o wynagrodzeniu - dodał, licząc na szybki koniec dysputy. - Nie oczekujemy zapłaty za… ochranianie Cadamusa, poza zapłatą od niego. Statek będziemy chronić bo będziemy na statku przynajmniej do Rigus. Natomiast jeśli mamy iść w mgłę i przeszukiwać razem ruiny to oczekuję podziału w zyskach. W innym przypadku bardziej jest opłacalne jak będziemy przeszukiwać osadę oddzielnie.- odparł krasnolud po części blefując, bo… logicznie podchodząc do sytuacji, podział grupy nie był rozsądnym wyborem. - To ustalone. Co w takim razie otrzymamy za przetransportowanie was do Rigus, skoro ochrona Cadamusa jest dla was konieczna, a ochrona statku jest czymś oczywistym, bo w ten sposób bronicie sami siebie? - Odpowiedź… - krasnolud spojrzał na statek. - Skoro wasz okręt zbudowany jest z tego samego materiału, to wnioskuję że to miejsce było wam dość bliskie. I pewnie ciekawi was, czego zginęli? - Czyli jednak to wiecie? - Mamy kapłana w drużynie. Tylko nekromanta byłby lepszy w przepytywaniu zmarłych.- odparł duergar z ironią. - Poza tym… mamy parę sporów z tym miastem. Nic co by było rozwiązywane za pomocą konfliktów, ale wiemy… co miasto ostatnio znalazło. Cóż… przed kilkoma tygodniami. - Niezbyt imponująca zapłata, szczególnie że mamy już część informacji. I kilkunastu świadków ataku - stwierdził automaton, po czym zwrócił się do towarzyszy - Co o tym sądzicie? - Nie sądzę, by warto było zdobywać takie informacje... o mieście, które już nie istnieje - powiedział zaklinacz. - Tak. Kilku świadków…- przyznał ironicznie Khorsnak. - Z czego żaden z nich nie stał wystarczająco wysoko w hierarchii, by wiedzieć o najważniejszych sprawach. - Ty też chyba drogi krasnoludzie.- wtrącił Cadamus i dodał.- Aczkolwiek ja jestem gotów wziąć na statek. Zawsze to doda... - Nie skończyłem. - warknął Khorsnak i spojrzał na Zakkarę.- Co mówiła twoja siostra kilka tygodni temu, pamiętasz? - Tak, pamiętam. Piekliła się bo jej wyprawa weszła w spór na temat zawartości statku którego wrak znaleźli przed Pozyskiwaczami. A którą to zawartość Pozyskiwacze podstępnie ukradli im sprzed nosa…- wtrąciła niechętnie duergarka. - I tylko my teraz wiemy jaka to była zawartość. W sumie informacja dla nas bezwartościowa, ale dla was może być cenna.- odparł Khorsnak. Imra oparła brodę na palcach. Wyglądała jakby się zastanawiała. - A więc tak… - mruknęłą enigmatycznie. - Nieprzypadkowo się tutaj znaleźliśmy. Liczyliśmy że uda się jakoś odzyskać to co zagrabili, albo ukraść. Potem jednak… cóż… sami widzieliście. Przybyliśmy za późno, więc należało wykazać się elastycznością. Ostatecznie dobry przywódca umie dostosować plany do zmieniającej się sytuacji.- odparł dumnie rudobrody krasnolud. - Prawda - Kvaser przytaknął krasnoludowi - byłbym rad kiedyś takiego poznać. Zwykle wszyscy są gotowi do poprzedniej akcji - wzruszył ramionami - dobrze byłoby wiedzieć czego generalnie oczekujecie. Taka szermierka jest na dłuższą metę irytująca i bezcelowa. - Dojazdu do Rigus by uzyskać przepis od tego tu…- wyjaśnił rudobrody. - I uczciwego podziału zysków tam na dole. Oczywiście oferując naszą pomoc przy przeszukiwaniach miasta. Jak i udział w obronie stateczku jakby coś nas napadło w podróży do portalowego miasta. To wielce hojna oferta z naszej strony. - Cóż.. inne rasy powiedziałyby, że uczciwa… ale duergary miały specyficzne podejście do tych spraw. - Hojna - Kvaser wyszczerzył się - w moich stronach jest takie powiedzenie, kochajmy się jak bracia, liczmy się jak krasnoludy - zaśmiał się lekko - a skoro jesteśmy przy liczeniu, to skoro mowa o uczciwym podziale zysków. Z racji tego, że wyeliminowaliśmy główne zagrożenie - Kvaser wskazał paluchem na maskę - to osiem części z góry ładuje do nas. Ale masz rację, jakbym mógł tak odpowiadać na hojność, zatem też będziemy hojni. Cztery z dziesięciu części są z góry nasze, więc dalszym negocjacjom podlega sześć dziesiątych, nasza starta - zaśmiał się, widać miał dobry humor. - Jedno z zagrożeń. My oczyściliśmy drogę do bramy.- bezczelnie zełgał Khorsnak. - Usługi sprzątania przydają się na statku, ale wypucowane tunele średnio mnie obchodzą - Kvaser zaśmiał się pogodnie - największe zagrożenie - niziołek dodał.- Szczerze mówiąc - Kvaser westchnął z krzywym uśmiechem na ustach - na waszym miejscu nie targowałbym się o większy procent. Bo jeśli uważacie, że faktycznie jest tam dużo, to tyle nie uniesiecie, chyba, że zapłacicie za transport. A jeśli jest mało, to trochę wstyd ganiać jak pies za nadgryzionym gnatem, nie wiem czy by mi się chciało. - Niech będzie…- burknął ostatecznie Khorsnak po wymianie spojrzeń z Zakkarą.- Ale… ani słowa kapłanowi. - Dobry podział. Ten układ jest tylko dla waszej dwójki, skoro tylko wy lecicie, więc pozostali nie muszą nic wiedzieć - skwitował Wędrowiec. - Pozostali będą jednak uczestniczyli w poszukiwaniach wśród ruin miasta. - mruknął ponuro Khorsnak i ruszył przodem w kierunku wejścia do podziemnej trasy tam prowadzącej. A Zakkara tylko pokręciła głową. Destiny tymczasem wylądowało. I Cadamus ruszył przodem wraz ze swoim ochroniarzem, za nimi staruszkowie, potem dzieci… a na końcu Miraka próbującą opanować ciekawską czeredkę, której to oczy się niemal świeciły na widok latającego okrętu, oraz Sermonus próbujący jej w tym pomagać. Zakkara spojrzała na Vaalę i Imrę, a potem na statek. - Eeem… to gdzie nas ulokujecie? Mnie i Khorsnaka?- zapytała w końcu. - Coś się znajdzie. Dzielicie ze sobą kajutę? - Imra zapytała podchwytliwie. - Niekoniecznie - odparła wymijająco Zakkara. Kvaser uśmiechnął się szeroko w stronę krasnoludzicy. Jednak nic nie powiedział, podniósł tylko brew wymownie mijając ją i idąc w stronę Cadamusa aby wypytać go o znalezione rękawice i ozdobny miecz. - Miecz jest zwany Ostrzem Herolda i przywilejem jest go nosić, tam gdzie został zrobiony. Poza tym wojowniku, istnieją lepiej zrobione maczugi.- odparł ironicznie mag zerkając na miecz, a następnie na rękawiczki, by rzec. - A one przydają się łotrzykom magicznie pomagając w złodziejskim rzemiośle. - Nie miałem nim zamiaru walczyć - niziołek powiedział kiwając głową w podzięce za informacje - jest po prostu ładny, miło byłoby znać jego miejsce w świecie - mruknął z uśmiechem. - Nie wiem skąd dokładnie pochodzi. Należał do admirała lub generała, sądząc po mundurze trupa przy którym go znaleziono.- odparł Cadamus. Niziołek pokiwał głową. - No dobrze, to chodźcie. Coś wam wymyślę. Poważnie ten statek powinniśmy przerobić na galeon przy ilości osób jaka się przez niego przewija - półelfka westchnęła rozkładając ręce w bezradności. - Może to i dobry pomysł. Duży to zarobek by był.- oceniła Zakkara potakując głową. W tym czasie, Vaala powróciła do swojej zwyczajowej postaci, po czym poczłapała boso pod pokład, celem wyniesienia rzeczy Mmho z kajuty, i schowania ich… "gdzieś". - Zrobię miejsce dla młodych - Rzuciła po drodze. - Pewnie najlepiej będzie pozamykać wszystkie na klucz w jednej kajucie - powiedział Harran, z pewnym brakiem entuzjazmu przyglądając się małoletnim pasażerom. Wędrowiec przyglądał się w milczeniu, jak uchodźcy wchodzą na statek, w duchu ciesząc się, że to nie on będzie próbował opanować ten chaos. Gdy tylko dołączył do nich Kvaser, mogli z powrotem wyruszyć w głąb mgły. Na statku samozwańczy sługa Imry próbował z trudem zapanować nad sytuacją, razem z Miraką i Sermonusem. Dzieciarnia bowiem rozbiegła się po statku zupełnie ignorując dorosłych i próbując wyściubić nos w każde miejsce. Dobrze że serce statku było szczelnie zamknięte. Cadamus zaś wydawał się nieszczególnie przejmować całym tym chaosem. Imra zastukałą palcami o zbroję widząc nieład i chaos. Słuchając jak dzieciaki pokrzykiwały do siebie. Skrzywiła głowę. - EJ! - huknęła kiedy miała kilka obok siebie. - Co to ma być? Wasz statek? Ktoś wam pozwolił biegać i wrzeszczeć? Wracać do swoich opiekunów, bo ja nie będę miałą oporu wam sprać tyłków tak, iż nabiorą koloru gorącej czerwieni. Parę dzieciaków zdębiało i zatrzymało się… reszta w panice zaczęła uciekać w głąb statku, dwójka najmłodszych rozbeczała się głośno. - Częściowy sukces.- przyznała Zakkara, podczas gdy Miraka uspokajała płaczące pociechy, a Sermonus z Cromhargiem spoglądali bezradnie… oni też nie wiedzieli jak poradzić sobie z dziećmi. - Nie jest źle. To nie jest aż tak duży statek, chyba w nim nie poginą?- zapytał retorycznie Cadamus. - Mamy wystarczająco dużą dziurę w kadłubie aby mogły wypaść - Imra przyznała bez przejęcia. - My to nazywamy selekcją naturalną. - wtrąciła duergarka z chichotem. Pozbawiony “tłumacza” barbarzyńca próbował się pytać na migi Imry o sytuację. A Sermonus zapytał się Imry i pozostałej dwójki o położenie tej dziury. Para krasnoludzkich staruszków trzymała się z boku przytłoczona nowym miejscem. Półelfka położyła tylko dłoń na barku Cromharga przykładając jednocześnie palec do swoich ust dając mu jasno znać aby póki co milczał. Reszcie przekazała, że w zasadzie to ta dziura została tymczasowo zasłonięta, ale wciąż może stanowić problem. Kvaser ruszył za nimi, patrząc na chaos czyniony przez dzieci. Nie napawało go to złością ni strachem, generalnie był przyzwyczajony do tego typu widoków, w różnego rodzaju obozach, w tym wojskowych, panowało podobne zamieszanie, a bezpańskimi dziećmi często zajmowały się ciury obozowe. - Jak znowu wpadniemy na zgraję cieni, to będziemy mieli kilkanaście nieumarłych, mrocznych i upierdliwych dzieci-cieni - niziołek stwierdził kwaśnie. Co prawda wątpił czy w przypadku dzieci powstanie cienia było tak łatwe, to jednak nie wątpił, że te z chęcią urządził tutaj rzeźnię. - Cadamus - niziołek zwrócił się do maga - z dziurą w kadłubie bezcieleśni mają tutaj dość łatwo dostęp. Jeśli chcesz zadbać o te dzieciaki, to albo załóż dodatkowy alarm, albo jakieś bariery i je tam trzymaj na zawołanie. Kwestii potężnego pracodawcy wolał nie poruszać, nie wiedział czy takie plotki im posłużą czy nie. - Alarm bym potrafił… nie znam zaś żadnych magicznych ścian.- odparł mag drapiąc się po policzku. Kvaser jeszcze na okręcie tylko zostawił rękawiczki i ozdobny miecz w swojej kajucie, aby nie dźwigać ze sobą dodatkowego złomu, po czym przekazał splugawioną maskę Vaali pod pieczę samemu dołączając do wyprawy w ruiny. Kiedy Imra zauważyła iż Vaala pozbywała się rzeczy Mmho z jej kajuty uśmiechnęła się diabolicznie. Miała niecne plany, ale wyszło inaczej. Kajuta była zamknięta. Powstrzymując się od wydawania rozkazów Destyni półelfka była zmuszona pozostać w swojej kajucie. Mimo to Zakkarze zaproponowała dzielenie jej na czas podróży. Co zaś szło do nocleg pozostałych… Imra długo myślała. Ostatecznie jednak uznała iż faktycznie ładowania była obecnie najbardziej przestronnym miejscem, w którym mogli nocować. Ani spiżarnia, ani sala nawigacyjna nie wydawały się odpowiednie. Vaala miała inne plany i wpakowała całą gromadkę do byłej kajuty Mmho. Po zakończeniu czynności sprzątających, Vaala zawołała opiekunów całej dzieciarni, oraz przy okazji pomogła zgarnąć kogo się dało z owych rozbrykanych "młodych", po czym najzwyczajniej w świecie, otwarła drzwi kajuty kapitańskiej kluczem, wpuszczając ich wszystkich do środka. - Tutaj się na dzień z młodymi, czy tam dwa, pomieścicie - Powiedziała Druidka. Taką opcję pomieszkiwania Zakkara i Miraka przyjęły z zakłopotaniem i wdzięcznością. Młoda rzeźbiarka otoczona dziećmi niczym kwoka pisklętami rozglądała się po pomieszczeniu.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
27-04-2021, 20:30 | #133 |
Reputacja: 1 |
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
29-04-2021, 21:52 | #134 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Zagadnięta Vaala zmrużyła oczka, przez chwilę wyraźnie nad czymś myśląc… - Jak lubią słodkie, możemy im zrobić placki z miodem - Powiedziała w końcu, po czym machnęła dłonią to w jednym, to w drugim kierunku - Tam zapasy. Tam palenisko. - Och… no dobrze. - zaskoczona tą szybką “kapitulacją” Miraka uśmiechnęła się wesoło i dodała entuzjastycznie.- Nie będziesz żałować. Gderri piecze wspaniałe ciasta. A skoro o niej mowa, to pójdę po nią. I pośpiesznie wybiegła z kuchni. A Sermonus stojący przy drzwiach ukłonił się z uśmiechem i rzekł. - Dziękuję. Po tym co przeszli, ona i dzieci, przyda im się trochę beztroski i zajęcia myśli czymś innym niż ostatnia tragedia. Vaala najpierw wzruszyła ramionami, a dopiero po tym geście się odezwała: - Tylko niech nie zeżrą wszystkich zapasów, bo inni będą źli. Na razie placki, o reszcie pogadacie jak wróci metalowy. - Dzieci lubią słodycze.- przyznał Sermonus z uśmiechem. Tymczasem dwójka dzieci, chłopaki i dziewczyna o półelfim rodowodzie zerkały zza mężczyzny spoglądając na Vaalę. Dziewczynka zaczęła trącać towarzysza i mówić. - No pytaj pytaj…- - Eeee… proszę pani.. czy pani jest… eee.. syrenką? - Eeee… booo? - Odparła genialnie Vaala. - Eeee… boo.. - stwierdził dzieciak i zwrócił się do swojej przyjaciółki.- Mówiłem że nie jest. Syrenki mają ogony do pływania.- - Ale może magicznie zmieniła je sobie w nogi.- odparła dziewczynka i dodała.- Przecież jest taka dzika i śliczna i… taka no… jak w opowieściach dziadka o planie wody. - Ogony… kły… - Vaala wyszczerzyła na moment ząbki - ...wszystko można zmienić magią. Wyszeptała szybko kilka słów, a z jej dłoni strzelił strumień wody, prosto na dzieci. - Popływamy?! - Zawołała mocząc je. W odpowiedzi wybiegły z piskiem, ale raczej nie były przestraszone. Prędzej rozbawione. - Dobrze że zapominają.- odparł Sermonus zerkając za nimi. A Vaala kiwnęła jedynie lekko głową, po czym pobiegła za nimi, dalej je "atakując". Dzieci uciekały z piskiem i śmiechem poprzez korytarze statku zalewane wodą. Prosto na idące razem krasnoludkę i rzeźbiarkę. Ta wyższa, powalona rykoszetem prosto w piersi i cała przemoczona od pasa w górę pisnęła ni to gniewnie, ni to panicznie. - Co tu się wyrabia?! - Eee… myjemy korytarze! - Krzyknęła Druidka, i pognała dalej za dzieciakami. - Ale ja nie mam innych szat, a te lepią mi… - reszty Vaala już nie dosłyszała, bo jej “ofiary” śmiejąc się głośno gnały na pokład uznając zapewne, że tam Vaali trudniej będzie w cokolwiek trafić. W końcu ta dwójka wpadła do komnaty nawigacyjnej, gdzie Cadamus kontemplował kamienną postać siedzącą przy stole. Oni sami schowali się pod stołem. - To nieuczciwe. My cię nie mamy jak oblać!- krzyknął butnie chłopaczek. A czarodziej wyrwany ze swoich rozmyślań i spoglądania w we własne notatki spytał roztargnionym głosem. - Co się tu dzieje? - Wszyscy tylko "co się dzieje, co się dzieje" - Vaala pokręciła głową, po czym i ona wpełzła pod stół - Następnym razem coś wymyślimy żebyście też mogli. A teraz chodźcie się powycierać, i będą placki z miodem! - Dodała i… wśród mrugnięcia do dzieciaków, przy kolejnej sztuczce magicznej, zalała buty magikowi wodą. - Uciekamy! - Szepnęła do dzieci, zabierając je ze sobą. - Heeej! Ja mam tendencję do przeziębień! Żadnego szacunku dla starszych. - wrzasnął magik czując jak mu szaty i buty przemokły. Nie próbował ich gonić ni mścić się, gdy Vaala uciekała z dzieciakami śmiejącymi się do rozpuku. .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
30-04-2021, 21:21 | #135 |
Reputacja: 1 |
|
02-05-2021, 13:07 | #136 |
Administrator Reputacja: 1 | Bastion - W górę, czy na dół? - Harran spojrzał na towarzyszące mu osoby. - Teoretycznie na dole powinny być ciekawsze rzeczy. O ile poprzedni goście nie wynieśli wszystkiego. - Jeśli ich celem nie było tylko zniszczenie, nie znajdziemy za wiele łupów - Wędrowiec uważnie rozejrzał się po okolicy. Przywołanym ostrzem wskazał na wrota na środku dziedzińca - Tamten kierunek odradzam. Możemy sprawdzić dół najpierw. - Lepiej górę - Kvaser stwierdził szczerze - jak z dołu zajdzie coś nas na górze, zawsze można uciekać w górę. Jak na dole zajdzie nas coś z góry, cóż - niziołek westchnął - kretów-kopaczy tutaj nie mamy. Podstawy zabezpieczenia obszaru - dodał po chwili. - No to w górę - powiedział zaklinacz. - Może tak, hmmm, te krety, pójdą przodem? - zaproponował, spojrzawszy na Khorsnaka. - To budynek w jaskini, czy z góry w dół czy dołu w górę i tak trzeba będzie się przekopywać.- odparł Khorsnak butnie i spojrzał na taras u góry. - Tam jest kilka drzwi do obstawienia. Tu na dole jedno. - Małe i wąskie. Pewnie nie prowadzą do niczego znacznego.- ocenił kapłan i dodał do Khorsnaka. - Rusz pierwszy na górę. Nie ma co liczyć na odwagę podlejszych ras. - Niech ci będzie.- burknął rudobrody krasnolud i prowadząc kreta na łańcuchu ruszył po schodach. - Nie żebym się bał, ale… jak planujemy zabezpieczyć ewentualny odwrót ? Coś w tym bastionie z pewnością jest… te jęki i te głośne odgłosy, to nie jest wiatr hulający w jaskini.- zapytał opancerzony krasnolud dzielnych awanturników z podlejszych ras. - Na górze zawsze można przebić się do tarasu czy okna i odlecieć - niziołek stwierdził przyglądając się zabudowaniom. - Jedne drzwi oznaczają kłopoty, gdyby trzeba było zrobić szybki odwrót - Harran dorzucił swoje trzy grosze. - A jeśli ktoś to drzwi obstawi z nieodpowiedniej strony, to wydostanie się będzie jeszcze trudniejsze. - Wpływ mgły i psychiczne echa zabitych - stwierdził rzeczowo Wędrowiec - W razie czego dysponujemy możliwością powrotu górą - potwierdził słowa Kvasera. - Oby oby…- odparł krasnolud, a tymczasem Khorsnak dotarł na górę i krzyknął. - Widzę pułapki! Zdemolowane. Ktoś tu przeszedł jak banda pijanych orków. - Pozostały jakieś trupy po rozbrajających? - spytał Harran, ruszając w stronę Khorsaka. - Taak.. chyba użyli miejscowych do tego.- ocenił głośno krasnolud. - W każdym razie ta ręka należała do elfa lub półelfa. - No jasne. - Zaklinacz pokręcił głową. - Po co samemu ryzykować głową. - Czyli na niewiele się przydajesz - rzucił automaton, idąc w górę schodów. - To może zabiorę swoich ludzi i sobie pójdziemy.- sarknął Khorsnak gniewnie przyglądając Wędrowcowi. A tuż za konstruktem szły dwa pozostałe duergary z ironicznymi uśmieszkami. Na górze były wejścia, wszystkie miały drzwi oraz pewnie prowadziły w różne miejsca bastionu. Z każdego dobywały się głośne jęki, szepty i chichoty… bełkot pełen pozbawionych sensu sylab. Twarz automatona nie była widoczna pod pełnym hełmem, ale pochylił lekko głowę. -I sami dokończycie swoją misję? - rzucił, po czym nie czekając na odpowiedź ostrożnie podszedł do pierwszych drzwi i wsłuchał się w odgłosy. Interesowało go, czy usłyszy poza nimi jakiekolwiek odgłosy ruchu sugerujące, że mają do czynienia z czymś więcej niż echami. Z pewnością coś tam było, coś… potrafiącego się odzywać wieloma głosami na raz. Niemniej, jaskinie i tunele rezonowały głośnym echem nie pozwalając dokładnie określić… łup, łup… nagłe głośne uderzenia. Niczym wielki młot spadający na jeszcze większe kowadło. Dźwięk łańcuchów się nasilił. Coś tam było. Bastion nie był do końca pusty. - Krety czują kilka stworzeń… żywych chyba.- stwierdził Khorsnak zerkając na swoich białych podopiecznych. - Jak nie sprawdzimy, to się nie dowiemy - powiedział Harran. - Może dla nieznanych nam celów napastnicy pozostawili parę osób na pewną śmierć? - Nie brzmią jak osoby zostawione na pewną śmierć. Już ja coś o tym wiem.- stwierdził duergarski kapłan z sadystycznym uśmieszkiem. - Po prawdzie nie brzmią w ogóle… jak osoby z wszystkimi klepkami.- dopowiedział Khorsnak. - Nie mam pewności, czy mówimy tu jeszcze w ogóle o osobach, czy o czymś, co tylko nimi było - skonstatował Wędrowiec, wspominając kilka mało przyjemnych przygód - To od których zaczynamy? - Z doświadczenia powiem - Kvaser powiedział z szerokim uśmiechem - aby nie wkurwiać kowali - nawiązał do dochodzącego dźwięku. - W sumie… równie dobrze możemy rzucić kośćmi. Bez mapy i tak nie wie…- zaczął Khorsnak, ale nie dokończył. - Korytarz pośrodku… ma najsilniejsze aury.- stwierdził bowiem kapłan wtrącając się w rozmowę. - To zacznijmy od tego, co może być najtrudniejsze - zaproponował Harran. - Dla mnie bomba - niziołek powiedział z szalonym błyskiem w oku i ruszył w tą stronę szerokim gestem zapraszając resztę za sobą. Wędrowiec bez słowa dołączył do niego, podobnie jak i Harran. A duergary ruszyli za nimi. Ruszyli najszerszym korytarzem rezonującym echem przy każdym ich kroku. Gdzieniegdzie widzieli kolce wystające ze ściany, ostrza i inne ślady uruchomionych pułapek. Pokryte zaschniętą krwią i czasami większymi szczątkami. Ten korytarz wyglądał reprezentacyjnie i pewnie prowadził do najlepszych komnat. Być może sali audiencyjnej? Sali narad. Kilka zezłomowanych konstruktów, które napotkali po drodze zdawało się to potwierdzać. Ktoś tu stawił opór… desperacki i nieskuteczny. Wkrótce rzeczywiście dotarli do dużej sali z sześcioma tronami na piedestale i poniżej ich ustawionym stołem. Bez zdobień, jakby tutejsi nie wierzyli w znaczenie splendoru. Także i trony były zgrzebne i ledwo ociosane, bo ze skamieniałego drewna. Tu też były szepty, potępieńcze wycia i pojękiwania. Tu też… były ich źródła. Bełkoczący paszczowce… oślizgłe masy organicznej materii, setek oczu i ust. Jakaś dziwne hybrydy śluzów i zwierząt. Było tu ich sześć… łaziły po sali be celu, setkami ust jęcząc i wypowiadając litanie dźwięków, które wywoływały zamęt w głowie. Były też te stwory… zupełnie niezainteresowane przybyszami. Zaregowały obojętnością na wkroczenie awanturników. Kvaser podniósł dłoń do gór w geście zatrzymania. Ściszył głos. - Wygląda jakby trawiły lub łączyły… Mam nadzieję, że to nie resztki obrońców. - Musi tu w okolicy być ich więcej.- ocenił najbardziej opancerzony z duergarów. - Ich paplanina przyprawia mnie o migrenę. Wędrowiec obserwował w milczeniu stwory, a maska kryła wszelkie emocje, lecz w głosie dało się wyczuć pogardę zmieszaną z obrzydzeniem. - Paszczowce - powiedział cicho - One mogły być obrońcami, w najlepszym razie są oni teraz ich częścią. Są zadziwiająco spokojne, ale nie liczyłbym na wiele. Jeśli dojdzie do walki paplanina stanie się nie do zniesienia, radziłbym zatkać uszy. Zwykle pochłaniają ofiary i wysysają ich krew, uprzednio oślepiając plwociną z dystansu. Mogą też wpływać na strukturę podłoża. - Wosk by się przydał - powiedział zaklinacz. - Obejdziemy je bokiem? - Nie wygląda jakby to było konieczne.- ocenił Khorsnak.- Wydaje się że moglibyśmy nawet przejść po nich. Jego spojrzenie spoczęło na drzwiach po drugiej stronie komnaty. Jedne z nich były spore, a po obu ich stronach były kolejne mniejsze drzwi. Razem mieli więc do wyboru aż trzy drogi. - Możesz spróbować - stwierdził automaton - Dowiemy się może, czy ktoś je kontroluje. Wolałbym, żeby w tych sferach służyły innym panom niż na mojej. - Nie sądzę by tu służyli komukolwiek. Forteca wygląda na opuszczoną.- wtrącił kapłan. - Twojego boga tu nie ma, a wciąż mu służysz, prawda? - zapytał kpiąco Wędrowiec. - Uważasz że te stwory tutaj służą jakiejś boskiej istocie? - zapytał zaintrygowany tym konceptem kapłan. A następnie wyjaśnił. - Służę mojemu bóstwu, ale decyzje jakie podejmuję są moją inicjatywą. - Coś sprawia, że zachowują się abnormalnie ...jak na siebie. To, że powód nie jest podany jak na dłoni, nie znaczy że go nie ma. Starczy teorii na ten moment. Khorsnak, masz zamiar sprawdzić, czy nadepnięte zareagują, czy je ominiemy? - Lepiej je ominąć. Nie przyszliśmy tu walczyć. To… które drzwi?- zapytał “drużynowy łotrzyk” wskazując przed siebie na znajdujące się tam możliwe wyjścia. - Prawe - zaproponował zaklinacz. - Dobra… zostańcie tutaj. Rozejrzę się.- odparł Khorsnak oddając swoją smycz ze swoim kretem mocno opancerzonemu towarzyszowi. I ruszył przodem, skradając się… nawet jeśli nie było to potrzebne. Bo nie wzbudzał żadnej reakcji ze strony stworów. Wkrótce dotarł do wybranych drzwi i zaczął przy nich dłubać. Wędrowiec obserwował proces w milczeniu, a jego ostrze powoli zmieniało formę, upodabniając się do ogromnego młota. Harran natomiast zwracał uwagę na paszczowce, jako że nie był pewien, czy czasem nie zechcą nagle zmienić swojego zachowania z biernego na agresywne. |
03-05-2021, 10:54 | #137 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Destiny Druidka po wyjściu na górę, odetchnęła głęboko, po czym zaczęła spokojnie jeść placek, idąc w stronę sterówki. Tak, na jej dachu, było "jej miejsce"… otwarta przestrzeń, to lubiła. Ciasnoty pod pokładem jej nie bardzo służyły, choć nie wywoływały żadnych lęków, czy tym podobnych. Zjadła, wytarła dłonie w swoją szmatko-spódniczkę, po czym się zręcznie wdrapała na dach. Kilka chwil spokoju zostały zakłócone krzykiem z dołu. - Co ty tam robisz? Męski głos, mało osłuchany… należał zapewne to tego nowe. Jak mu było? Sermonus chyba. Vaala zerknęła na rozmówcę. - No siedzę - Padła wyjątkowo prosta odpowiedź. - A czemu jeśli można wiedzieć?- zapytał Sermonus, bo to był on. - Bo tak lubię. A co? - Druidka rozejrzała się po okolicy, po czym położyła na dachu na plecach, wpatrując w "niebo". - A nic. Obawiałem się, że po prostu pilnujesz statku spodziewając się jakiegoś zagrożenia.- rzekł z wyraźną ulgą mężczyzna nie widząc jej w ogóle, gdy tak stał na pokładzie. - No w sumie też pilnuję… - Odparła Vaala - Idź jeść, placki są. - Po Cadamusa przyszedłem.- odpowiedział mężczyzna.- A ty już jadłaś? - Tak. - Smakowało?- dopytywał się wojownik. Na daszku z kolei rozległo się westchnienie. Vaala przeturlała się na brzuch, po czym przesunęła do krawędzi, wystawiając głowę, by po odgarnięciu z twarzy rozczochranych włosów, spojrzeć na rozmówcę. W sumie chciała powiedzieć coś innego, ale ugryzła się w język. - Placki jak placki… - Wysiliła się na naprawdę minimalny, przelotny uśmiech. - Miraka może być niepocieszona. Jest dumna z wypieków.- zamyślił się Sermonus i pomachał druidce na pożegnanie. - No to już nie przeszkadzam. Pilnuj nas. - To jej nic nie mów? - Vaala wyszczerzyła ząbki, po czym odturlała się od krawędzi… - Nie wiem czy to uczciwe podejście.- odparł Sermonus, a potem zniknął zza drzwiami kabiny nawigacyjnej. - Uch… te wielce cywilizowane dyrdymały… z kamyczka zaraz górę chcą zrobić… - Mruknęła do siebie Druidka, po czym usiadła krzyżując nogi, a dłonie oparła na kolanach. Lekko uniosła głowę w górę i przymknęła oczy. Przybycie "kolczastych" Vaala, siedząca na dachu sterówki, po pewnym czasie przestała siedzieć w relaksującej pozie. Odezwała się… natura. Druidka zeszła z daszku, poczłapała do burty, już, już podwijała szmatko-kieckę, by wystawić tyłek za burtę, gdy spoglądając w bok, zauważyła gości, tuż obok sta-tek. W pierwszym momencie zdębiała, zastygając w dziwnej pozie. Szybko jednak się pozbierała w sobie, po czym stanęła przy balustradzie, uważnie lustrując dziwne towarzystwo. - A wy kto?? - Krzyknęła do nieznajomych. - My? A kim wy jesteście? I co tu się stało.- odparł stary typ, wyglądający jakby był ofiarą eksplozji jakiegoś granatu? Bo z jego ciała wystawały dziesiątki żelaznych odłamków. - My tutaj przybywamy regularnie. Ciebie widzę po raz pierwszy. - Spytałam pierwsza, nie?? - Fuknęła Vaala - A my tu przelotem, to wszystko - Dodała, po czym zaczęła coś mamrotać pod nosem. - Jesteśmy karawaną handlową. Przybyliśmy pohandlować z Pozyskiwaczami.- rzekł mężczyzna przyglądając się podejrzliwie, gdy druidka zyskiwała chropowatą skórę. - Teraz twoja kolej. Vaala najpierw warknęła pod nosem… - My też! Ale coś albo ktoś tu wszystko rozpieprzyło, jakiś napad był czy coś! - Powiedziała w końcu. - Napad? No cóż.. zdarzają się. A gdzie miejscowi są?- zapytał przewodnik kolczastej karawany. - Nie wiem? Zabici, porwani? Łażą tam potwory, wszystko ruina, i tyle - Vaala wzruszyła ramionkami - Szukacie kogoś? - Nie trupów. Szukamy zarobku. - odparł kolczasty. - Jak każda karawana. A czym wy handlujecie? - My… eee… chcieliśmy coś… ummm… kupić? Tak się gada? Tak… - Druidka pokiwała samej sobie głową. - Kupić? A co chcieliście kupić? - zaciekawił przewodnik karawany.- I co chcieliście dać w zamian? Vaala przewróciła oczami… - A co cię to? Nie twoja sprawa! - Niby tak… ale może macie coś co warto kupić, a my… coś wartego sprzedania wam. - odparł mężczyzna. - My mamy tylko złoto, a wy? - Drewno… ale niezwykłe.- odparł kolczasty z uśmiechem. - Akurat coś dobrego dla druidki. Mistrzowski napierśnik z drewna. - A kto tu Druidka? - Vaala podrapała się po głowie - Ale nie, nie trzeba. - No ty chyba jesteś…- zdziwił się przewodnik karawany słysząc taką deklarację z jej ust. - Na czole mam napisane? - Vaala również się zdziwiła - Nieee, ja jestem ta… "syrenka"! - Powiedziała, zagryzając usteczka, by się nie roześmiać - To wszystko co macie? - Dodała. - Trochę użytkowej magii też. Wodę z planu żywiołu wody także.- odparł kolczasty.- I wiele innych rzeczy. Dobre miecze na przykład. - Wody mamy wystarczająco! Miecze? Mooże… a co za magia? - Spytała Vaala. - Wody z planu żywiołu wody. Nie tę pospolitą wodę robioną za pomocą magii.- uniósł się dumą kolczasty. - Pierzaste znaki różnego rodzaju, żywiołacze klejnoty, linę wspinaczki… Półelfka wybyła z sali narad masująć skroń. Przystanęła obok Vaali samej się opierając dłonią o reling. Spojrzała w dół. - No fantastycznie - mruknęła. - A ci co za jedni? - Przyszli handlować do ruin. A teraz chcą handlować z nami. Mają wodę, miecze, i magiczne rzeczy - Wyjaśniła Vaala, drapiąc się po nosie. - O - Imra się odrobinę ożywiła - Co za magiczne przedmioty… a żesz, co ja wyprawiam? Mówiąc to Imra po prostu zeszła do przybyszy używając liny. - Co za magiczne przedmioty macie? - zapytała nie wrzeszcząc i wystawiając do nich dłoń. - Imra Orirel. - Garruk Astrachal - mężczyzna również wystawił dłoń w geście powitania, ale Imry dłoni nie uścisnął. Powód tego był prosty, z jego dłoni wystawały odłamki żelaza niczym kolce. - Pierzaste znaki, żywiołacze klejnoty, magia użytkowa głównie. Imra się chwilę zastanowiła. - A mielibyście coś do stałego tłumaczenia języków? Albo chociaż tego którego używają żywiołaki powietrza? - Nie wydaje mi się… - Garruk zerknął zza siebie, na swoich towarzyszy broni i podopiecznych. - Ale nie znam na pamięć zawartości wszystkich tych worków. Może by się coś znalazło. Imra spojrzała na Vaalę i statek a potem na kolczastych. - Nie zechcecie może rozbić tutaj obozu? Część z naszych jeszcze wygrzebuje nędzne resztki z pozostałości jakie zostały po Pozyskiwaczach. Mogą być zainteresowani handlem. - Ej Vaala! Zawołaj maga z sali narad! Może ich zna! Vaala kiwnęła głową, zrobiła ledwie trzy kroki, po czym… - Te!! Magik!! Wyłaź!! Są goście!! - Wydarła się w odpowiednim kierunku. - Skoro już tu przybyliśmy.- stwierdził ze zrezygnowaniem Garruk i spojrzał na swoich ludzi.- Dobra. Możemy się tu zatrzymać na pół doby. Choćby po to by wypocząć. Tymczasem z kabiny nawigacyjnej wyszedł Cadamus wraz metalowym ochroniarzem, a zanim Zakkara. - Tam są jakieś kolczaste handlarze, co do tego waszego miasta przyszły - Powiedziała do "magika" Vaala, wskazując za siebie kciukiem. Cadamus podszedł do relingu statku i zerknął przez niego. - Aaa tak… ostrzowcy z… mają gdzieś na Ocanthusie ukrytą osadę. Przychodzą czasem na handel. Raz na czterdzieści dób. Przewodnika znam z widzenia i jednego z kupców.- wyjaśnił. - Czyli nie wróg? - Spytała Vaala. - Nie… ale nie wypytujcie ich o dom, bo są strasznie drażliwy jeśli chodzi o ten temat. Najwyraźniej sądzą, że wszyscy dybią na ich mały grajdołek.- odparł czarodziej. - Meh - Druidka wzruszyła ramionkami, po czym oddaliła się od reszty, na przeciwległą stronę pokładu, za komnatę nawigacyjną. Tam powinna mieć na chwilę spokój, żeby… ...Stojąca na dole Imra podparła boki dłońmi i westchnęła. Odwróciła się do kolczastych. - No dobrze. To jak się rozstawicie przyjdę do was i pohandlujemy. Tymczasem nie będę wam przeszkadzać - półelfka pożegnała się i wróciła na pokład statku. - Zamierzasz coś kupować od nich? Nie spodziewaj się wiele. Mają przydatne drobiazgi i kilka wartościowych przedmiotów, ale nic szczególnie wartego uwagi. Poza oszczepami ale tych od nich nie kupisz.- rzekł na powitanie Cadamus zerkając na rozbijane przez ostrzowców obozowisko. - Skończą w pół godziny… mają wprawę.- oceniła Zakkara przyglądając się ich działaniom. - Drobiazgi to jest to czego szukam. Czasami są bardziej przydatne niż najpotężniejsze artefakty - Imra stwierdziła pewnie. - A przynajmniej w moich rękach. - To drobiazgi znajdziesz. Nieco przecenione zazwyczaj więc się dobrze targuj. - odparł Cadamus wesoło.- Możesz też im coś sprzedać jeśli macie niepotrzebne rzeczy. Imra uniosła brew kiedy mag powiedział niezwykłą oczywistość. - No co ty nie powiesz. Po paru chwilach wróciła Vaala, poprawiająca swoją szmatko-spódniczkę. Zbliżyła się do burty, i zerknęła na Imrę. - I co? - Spytała "genialnie", jak to miała w zwyczaju. Dostała krótką odpowiedź od półelfki, która się powoli wycofywała z pokładu. - Cóż… - zadumał się Cadamus zerkając to na duergarkę, to na odchodzącą Imrę. - Macie panie pomysł na rozrywkę? Skoro i tak mnie tu nie dają pracować, to możemy zagrać w karty dla zabicia czasu. Vaala spojrzała na starego magika, i się skrzywiła. - Sam się zabawiaj... - Burknęła, po czym ponownie wspięła się na swój daszek, gdzie usiadła na jego krawędzi, obserwując "kolczastych".
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
06-05-2021, 21:20 | #138 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
11-05-2021, 21:06 | #139 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Destiny(i najbliższe okolice) Na oczach druidki powstawało mała namiotowa osada. Pokryte kolcami typki uwijały się szybko. Kupcy rozkładali swoje towary na niedużych matach. Nie było ich wielu, acz towary mieli liczne. Tylko czy interesujące dla druidki? Może… ich zbroje? Te wykonane bowiem były z drewna rośliny której Vaala nie znała. W ogóle używali dużo drewna, co świadczyło o tym, że pochodzą z miejsca gdzie jest dużo drzew. Na Acheronie druidka jak dotąd nie widziała nawet skromnego zagajnika. Pod tym względem ów plan był niczym pustynia. Kolcoskórzy wyglądali jednakże na nieufnych. Jedynie ich przywódca wydawał się rozgadany. Reszta trzymała się blisko namiotu i zerkała bacznie na okręt, jakby oczekując napaści mieszkańców tam na dole. - Eeem…- usłyszała po drugiej stronie. Po drugiej stronie była ta rzeźbiarka. Miraka. Spoglądała z nadzieją na Vaalę. - Poszłabym poszukać miejscowych przypraw, ale sama się boję. Bo mogą być jakieś potwory w okolicy… albo ci ostrzowcy wpaść na głupie pomysły. Chodzi o kilka rodzajów porostów które tu się rosną. I… eeem…. Sermonus zajmuje się dziećmi, więc on nie może pomóc.- dodała nieśmiało. - A tu coś rośnie? - Zdziwiła się Vaala, przyglądając się zagadującej ją rozmówczyni z góry do dołu, ze swojego "gniazda" na daszku. - Porosty głównie i grzyby… grzyby wewnątrz sześcianów, porosty na ich powierzchni. Nie jest tego wiele i trzeba wiedzieć gdzie szukać. - wyjaśniła Miraka z uśmiechem. - Na Acheronie z przypraw to jedynie sól jest w miarę dostępna. Resztę trzeba sprowadzać lub szukać miejscowych zamienników wśród porostów właśnie. - Jak tam chcesz… - Vaala wzruszyła ramionkami, i po chwili zeskoczyła z dachu na pokład, wśród głośnego plasku bosych stóp - Ale żeby ktoś sta-tek pilnował przed kolczastymi, czekaj… Druidka szybko odszukała towarzysza Imry. Za pomocą Destiny wyjaśniła mu, iż ma stać na warcie, i obserwować okolicę i kolczastych kupców, a w razie czego, niech dmie na alarm rogiem, który mu wręczyła. Ona sama z kolei będzie w pobliżu statku, nie tracąc go z oczu. Mogły więc ruszać z Miraką… Dziewczyna stała z koszyczkiem na pokładzie statku nerwowo zerkając na rozbity obóz ostrzowców, gdy Vaala z Cromhargiem weszli na pokład. - Ugh… ciarki mnie od nich przechodzą.- stwierdziła nerwowo Miraka i zwróciła się do Vaali. - To możemy już iść? - Nom - Stwierdziła prostacko Vaala, po czym pochwyciła jakąś linę statku, i fruuu zjechała na dół kilka metrów. Stojąc tam już, z głupawym uśmieszkiem, spojrzała na ludzką kobietę - No i na co czekasz? - Zaśmiała się cicho. - Chwila… daj mi chwilę. - Miraka podążyła za nią. Niezgrabnie i z trudem, piszcząc co chwilę. Wspinaczka nie była jej mocną stroną, w dodatku nie zrzuciła kosza na dół. Więc schodziła wraz z nim. Dobrze, że nie spadła. Choć parę razy było blisko. Na dole potrzebowała chwili na złapanie oddechu i poprawienie spódnicy, która się jej podwinęła do kolan. Na górze… Cromharg zajął miejsce na posterunku Vaali i przejął jej obowiązki. - Nie wiem jakim cudem tobie poszło to tak gładko.- westchnęła tymczasem Miraka. - Żyję w lesie - Wyjaśniła krótko Druidka, szczerząc ząbki, po czym rozglądnęła się po okolicy gdzie mogłyby być owe grzyby, mech, czy czego tam ta ruda potrzebowała. Wkrótce bystre oko druidki wypatrzyło z kilkanaście takich miejsc, ale Miraka objęła prowadzenie ruszając od razu w konkretnym kierunku i ostrożnie stawiając trzewiki na popękanym gruncie. - Acha… ale teraz… żyjesz na statku. Lepiej na nim niż w lesie? Nie potrafiłabym spać na posłaniu z gałęzi.- odparła rzeźbiarka i spytała. - Długo znasz swoich towarzyszy? Niektórzy z nich są... straszni. Vaala przewróciła oczami, zastanawiając się, czy "panienka od maga-dziadka", wie w ogóle, co robi, chwilowo jednak na ten temat się nie odezwała ani słowem. - Gałęzie? Czasem tylko jedna. Albo liście, mech, trawa… jaskinia. Na sta-tek ciasno, i to mi nie pasuje, ale wszystko idzie przeżyć. Eee tam straszni, widziałam straszniejsze - Machnęła niedbale dłonią. - Ty z pewnością… ja jednak nie. Ta twoja towarzyszka jest przerażająca.- przyznała Miraka cicho i dodała ostrożnie. - Ja bym się bała przebywać z nią w jednej komnacie, jak i z tym niziołkiem co wygląda jak szalony kultysta. Miraka lawirowała pomiędzy pęknięciami gruntu, a im dłużej szła tym druidka była pewna że… rzeźbiarka wie co robi. Kierowała się do miejsca przez które sączył się strumyczek wody, więc z pewnością były tam i porosty. A może nawet i trochę glonów czy innych roślin. - Imra? No ma w sobie krew smoka, to czasem powarczy… - Vaala się krótko zaśmiała, po czym rozejrzała po okolicy, spoglądając i w kierunku Destiny oraz obozu kupców - A Kvaser może i trochę szalony, ale nic by na siłę żadnej samiczce nie zrobił… - Podkreśliła tonem słowo "samiczce" - Oni tacy straszni nie są, jak ci się wydaje… - Acha… dobrze wiedzieć. Wolałabym nie musieć spać z jednym okiem otwartym.- odparła żartobliwie Miraka i przykucnęła przy źródełku, zanurzyła w nim dłonie szukając czegoś na oślep. Druidka zaś stwierdziła, że póki co oddalają się i od ostrzowców i od okrętu. - Czego szukasz? - Powiedziała Vaala, stając obok Miraki, i po chwili kucnęła obok niej na obu kolanach, spoglądając jej w twarz. - W tym strumyczku czasem można znaleźć takie małe grudkowate grzybki, przypominające różowe kulki. Bardzo smaczne… świetny dodatek do pieczywa, nadaje chlebom wyrazistości i przyjemnego aromatu. Czasem też można złowić małe słodkowodne krewetki. Ale bardzo rzadko.- odparła skupiona rzeźbiarka i lekko zarumieniona od wysiłku. Vaala nie wiedziała co to "pieczywo", ale określenie "chleb" już znała. - Acha - Mruknęła, naśladując towarzyszkę tej wyprawy, z błąkającym się na ustach uśmiechem, po czym również wsadziła dłonie w wodę, i zaczęła poszukiwania… Zimną i jakąś taką… nietypową. Nie było to nieprzyjemne uczucie, ale całkiem nowe. Od czasu do czasu palce druidki zahaczały o palce Miraki. Ale to właśnie ona pierwsza znalazła pomarańczową grudkę. Potem jednak poszło lepiej Vaali. Kiedy wiedziała co dokładnie szukać szybko uzyskała przewagę znajdując ponad połowę z szesnastu pomarańczowych grudek. - Dziwna ta woda… jak nie całkiem woda… - Mruknęła Druidka, nic sobie z zimna nie robiąc, szukając kolejnych grzybków. - Ja im ostatnio zrobiłam jadło z mchem… dziwili się, ale jedli… - Krótko zachichotała. - My tu głównie mchem doprawiamy. Mchem i krukami. - odparła ze śmiechem Miraka i zerknęła w górę. - Pieczyste z latających ptaków to jedyna sensowna opcja mięsna w okolicy. - Auuu!- pisnęła nagle i odskoczyła machając nerwowo dłonią w której palec pochwyciła szczypczykami dość duża przeźroczysta krewetka, a Vaala głośno się roześmiała. - I co teraz?! - Głupio (i odrobinkę bezczelnie) spytała. - Pomóż mi, to boli, ona mnie zabije! - piszczała spanikowana Miraka machając dłonią i upartym stawonogiem wczepionym w jej palec. Nie patrzyła się na nią lamentując. - Moje biedne palce! Jak ja teraz będę rzeźbić?! - Toż to najprawdziwszy Kraken! Nie wiem czy podołam! - Vaala śmiała się do rozpuku, w końcu jednak pochwyciła dłoń Miraki, po czym… pstryknięciem własnych palców uwolniła ją od krewetki. - Mój biedny paluszek.- odparła rzeźbiarka i zaczęła dmuchać na “ukąszenie”. A Druidka nagle wieeeelce teatralnie przystawiła swoją dłoń do własnych usteczek, szeroko je rozwierając. - A co… a co jak cię zatruła?? - Powiedziała, starając się ponownie nie roześmiać. - One nie są trujące. Jemy je. Nie są… prawda?- Miraka zbladła udowadniając swoją naiwność. - To znaczy, jak dotąd żadna mnie nie uszczypnęła… więc tak naprawdę to nie wiem. A jeśli mają truciznę w szczypczykach? Wysunęła dłoń w kierunku druidki znów panikując.- Wyssij jad! Wyssij jad! Vaala zamrugała oczkami na słowa Miraki, po czym pochwyciła ową dłoń, i… okręciła się przy rzeźbiarce, wkładając sobie jej rękę pod pachę w okolicach łokcia. Złapała mocno, stojąc do niej plecami, po czym wyciągnęła sztylecik! - Muszę ciąć! Bądź dzielna! - Krzyknęła. I to było za dużo dla biednej rzeźbiarki która po prostu… zemdlała, a Vaala roześmiała się na całego. Wciąż trzymając za rękę kobietę, ułożyła ją delikatnie na ziemi, po czym pokręciła głową, a nawet i wzruszyła ramionkami. Po chwili zaś spróbowała jeden z zebranych grzybków, chcąc poznać ich smak… Były smaczne, choć lekko wilgotne co maskowało nieco ich pikantność. Może byłyby lepsze gdyby je wysuszyć? Miraka nie odzyskiwała przytomności, być może dlatego że była też i bardzo zmęczona. W końcu wiele dni żyła w napięciu. - Hmmm… no nawet niezłe… - Mruknęła pod nosem Druidka, po czym spojrzała na leżącą przy niej kobietę. Z lisim uśmieszkiem pogrzebała chwilę w swojej magicznej torbie, wyciągając "Zestaw uzdrowiciela". Z niego z kolei wyciągnęła bandaż, którego urwała naprawdę ociupinkę, i owinęła nim "poszkodowany" palec rzeźbiarki. Po chwili zaś schowała wszystko na powrót… a torbę położyła na ziemi, i delikatnie uniosła głowę Miraki, by miała na niej coś w rodzaju poduszki. Przykryła ją również własnym płaszczem. Następnie zaś Vaala wróciła do szukania w strumyku kolejnych grzybków, oddalając się i na 10 kroków od towarzyszki, zbierając również do koszyka mech, wodorosty, i na co tam jeszcze trafiła… Trochę tego tutaj było mało, niemniej znalazły się dwie kolejne krewetki nim z ust Miraki wyrwał się bolesny jęk i dziewczyna powoli usiadła. - Co się stało?- jęknęła. - Klątwa białej krewetki - Odparła Vaala z wielce poważną miną - Nie myślałam, że kiedyś się na to natknę, mało spotykane. - I co teraz? - rzeźbiarka zbladła przerażona tą wizją. - No cóż… - Vaala podeszła do niej, po czym przyklęknęła obok na obu kolankach, kładąc dłoń na ramieniu Miraki. Westchnęła. - Dobra wiadomość to taka, że uratowałam palec, jak widzisz… - Skierowała wzrok na wspomnianą(i opatrzoną) część ciała rzeźbiarki. Dziewczyna odetchnęła z ulgą patrząc na opatrzony palec. - ...ale jest i zła wiadomość… - Druidka starała się nie roześmiać, wprost przygryzając własne usteczka. - Jaka? - Miraka znów zbladła. A Vaala w międzyczasie zabrała płaszczyk i torbę, po czym położyła jej koszyk na nogach z zebranymi darami natury. - Musisz od dzisiaj, co drugą noc, zażywać księżycowych kąpieli, inaczej klątwa zacznie działać. No chyba, że znajdziesz kogoś, kto potrafi grając na fletni, pokonać własnymi rękami, Sowoniedźwiedzia… - Księżycowych… czego?- zapytała całkiem skołowana rzeźbiarka. - Musisz… ten… no… tańczyć nago, w nocy przy księżycu, przez kwadrans - Wyjaśniła Druidka, nagle biorąc kobietę na ręce, i po prostu ją unosząc, niczym jakieś dziecko. - Co… nago…?- pisnęła zaskoczona dziewczyna i zaczerwieniła się.- Nie to niemożliwe… zwłaszcza tu na… Ache…- powoli zaczęła docierać do niej prawda.- Heeej… ty mnie oszukałaś, prawda? - nadęła policzki i pokręciła karcącą palcem, tym samym który został opatrzony. - Nieładnie. - Jaaaa? No co ty… - Roześmiała się Vaala, trzymając ją na rękach. - No… bo… jesteśmy na Acheronie. Jemy te krewetki od lat. Kogoś innego też musiały uszczypnąć. A nie słyszałam o żadnych księżycowych tańcach. - nadąsała się Miraka i po chwili spytała.- Jak możesz być tak silna, będąc taką malutką? - Z małego nasionka, wyrasta wielkie drzewo… - Odparła wielce filozoficznie Vaala, po czym lekko zatrzęsła kobietą w swych ramionach - Mam cię postawić? - Dodała, robiąc "kwaśną" minkę. - No chyba powinnaś. Zresztą mamy jeszcze kawałeczek do naszego celu. Nie będziesz mnie przecież tam mnie niosła.- odparła Miraka wskazując kierunek. - A czemu nie? - Vaala wzruszyła ramionkami. - Booo… się zmęczysz…. bo to jakoś tak… dziwnie…- odparła Miraka nie znajdując dobrych argumentów i nerwowo machając stopami. - Mam ochotę cię wrzucić w ten strumyk - Zaśmiała się krótko Vaala - No ale dzisiaj już byłaś mokra, no i jeszcze by krewetki cię uszczypnęły tam, gdzie ich łatwo nie wyciągniemy… - Lubujesz się w takich żarcikach?- Miraka nadęła usta w oburzeniu. I dodała łagodniej. - Zawsze możesz mnie po prostu postawić. - A co daje być całe życie wielce poważnym? - Powiedziała Druidka i… postawiła ją jednak zwyczajowo na ziemi. - Potrafię nie być poważna… ale tak się akurat składa, że cały czas żartowałaś sobie moim kosztem. No i przecież nie nosłabyś mnie aż tam, prawda? To byłoby wielce niewygodne dla ciebie. - stwierdziła poprawiając pospiesznie strój. - Oj tam, oj tam… - Vaala machnęła dłonią - No chyba zła na mnie nie jesteś?? Z młodymi i wodą to jakoś tak było… no ale w końcu to tylko woda? - Nie. Nie jestem. - stwierdziła pogodnym tonem Miraka.- Choć niezłego napędziłaś mi stracha. - Bojaźliwa jesteś, jak łania… - Stwierdziła Vaala, kręcąc głową. - Dziwisz się? Ja nie umiem walczyć. A jedyną broń jaką mam przy sobie to mały sztylecik. Nieumarłego tym byś… tym ja bym nie zabiła, a co dopiero coś groźniejszego od zombie. Jestem zdana na twoją opiekę.- wytłumaczyła Miraka gdy zbliżały się w kierunku postrzępionych “skał”, będących płatami stali rozdartymi z dużą siłą. To tłumaczyło dziwny zapach wody… nie płynęła przez glebę, tylko rdzewiejący metal. - Tam jest dobre miejsce na znalezienie porostów. Niektóre z nich są bardzo smaczne. Zobaczysz.- dodała wesoło rzeźbiarka potwierdzając przypuszczenia Vaali. - Ty myślałaś, na sta-tek, że ja zombie? - Druidka podrapała się po głowie, nie bardzo rozumiejąc… - Aż taka brzydka jestem? - Sucho się zaśmiała. - Eeee… nie… chodzi mi o to, że ta łatwo ci przychodzi zabijać potwory. Ja w ogóle nie umiem.- wyjaśniła pospiesznie rzeźbiarka. - Każdy ma trochę inne miejsce na tym świecie… ja od tego, ty od tamtego - Wyjaśniła po swojemu Vaala - ...to zbierajmy te wodorosty, bo jak tam wsadzę moje szwaje, to już nic nie będzie smakowało - Dodała, spoglądając na własne, brudne stopy, i się głośno roześmiała. Ów śmiech zamarł w jej gardle chwilę potem… bowiem z miejsca do którego szły druidka posłyszała głośne warknięcia i zniekształcony chichot. Coś się kryło w tej jamie, coś potencjalnie niebezpiecznego. Vaala momentalnie przystopowała Mirakę, blokując jej dalsze kroki dłonią… którą (naprawdę!) przypadkiem "przyblokowała" jej ciało na wysokości biustu. - Tam coś jest - Powiedziała Druidka, po czym sama warknęła. Podniosła jakiś kamyk, po czym tam rzuciła… - Wyłaź! Taś taś! - Mruknęła. Usłyszała warknięcia i wycia i śmiechy. Wszystko… bardzo zwierzęce. Stwory w liczbie czterech nie ruszyły ku niej. A Miraka starała się jakoś schować za Vaalą, z miernym skutkiem. - Cicho - Powiedziała Druidka do chowającej się za nią kobiety, klepiąc ją gdzieś tam za sobą…, chyba po zadku bo Miraka próbowała za nią przykucnąć, po czym ruszyła powoli do przodu. Stworów było kilka, wygłodniałych i zajętych sobą i ucztą. Hieny. Pierwszy raz je widziała, ale pasowało to opisów jakie znała. Padlinożercy i drapieżnicy, polujący w grupach. Te tutaj były… identyczne, jedna nie różniła się od drugiej w żadnym calu. I wydawały się idealnymi, wręcz wzorcowymi przedstawicielami swojego gatunku. I były akurat w miejscu, które zawierało porosty. Cztery hieny mogły być kłopotem, ale wątpliwym było by mogły pokonać druidkę. Niemniej czy musiała, czy powinna z nimi walczyć. To w końcu zwierzęta, nawet jeśli trochę niezwykłe. - Dziwne psy… mięsożerne… - Szepnęła Vaala, kucając, i pociągając do kucnięcia za sobą i rzeźbiarkę. - Zbieraj te swoje wodorosty, i stąd idziemy. Tylko cicho… - Druidka nie odrywała wzroku od zwierząt - Nie chcę ich zabijać… - A one… nic mi nie zrobią…?- pisnęła przestraszona Miraka i drżąc ostrożnie zeszła na obrzeżenie niecki, szukając jadalnych porostów. Stwory zajęte były jedzeniem, ale jeden z nich zerknął w kierunku nowych zapachów. Vaala z kolei spoglądała prosto na niego, cicho warcząc, i powoli sięgając po włócznię. Zwierzę zauważyło ją i zmierzwiło futro warcząc i przyglądając się druidce. Starało się wydawać większe niż w rzeczywistości. Dobry znak. Bo najwyraźniej nie czuło się pewnie. Tymczasem Miraka modląc się pod nosem do wszystkich Mocy jakie znała, szukała pospiesznie jadalnych porostów drżącymi dłońmi. Vaala podrapała się po nosie, po czym wypowiedziała kilka słów w kierunku Hien. I to zadziałało, hieny wróciły do jedzenia zdobyczy i jedynie ciekawskiego zerkania na dwójkę dwunogów które wdarły się na ich terytorium. Skoro jednak zbierały to co i tak nie interesowały padlinożerców. Miraka zaś w pośpiech wrzucała wszystko co jej wpadło w oko, uznając zapewne że posortuje już w bezpiecznej kuchni statku. - Możemy wracać. - rzekła szeptem i niemal ruszyła biegiem do statku, w czym jej przeszkadzała nieco szata jaką miała na sobie. - Powoli głupia! - Warknęła Vaala, doskakując do niej, i łapiąc stanowczo za nadgarstek - Jak biegniesz, to jesteś ich kolejną zwierzyną… spokojnie, idziemy spokojnie… - Poprowadziła ją w kierunku statku, co chwilę zerkając za siebie. - Dobrze… powoli spokojnie.. zaraz mi serce pęknie, tak bije.- odparła nerwowo rzeźbiarka, ale zwolniła tempo. Hieny, najwyraźniej nasycone swoim posiłkiem, nie były chętne zaryzykować skóry dla następnego. Więc po kilkudziesięciu krokach Vaala uznała że są już bezpieczne. - I co, majtki pełne? - Parsknęła Druidka. - Może… - odparła Miraka łapiąc oddech. - Strasznie się bałam, ale.. to był inny strach niż ten w zamkniętym warsztacie. Lepszy strach. - Heh - Mruknęła Vaala, i... klepnęła ją w tyłek - Czujesz, że żyjesz? - Tak. Tak trochę. Mocno czuję. - odparła z uśmiechem Miraka nie bocząc się o to klepnięcie. Zresztą oddała je potem, klepiąc druidkę w podobny sposób. - To wracamy na statek? - Powiedziała Vaala, grzebiąc za czymś w swojej torbie. - No… cóż.. to nie jest tak, że w okolicy jest cokolwiek wartego zobaczenia. Co mi przypomina o jednym… Jak w ogóle wygląda księżyc?- zaciekawiła się Miraka. - To ty nie wiesz?? - Zbaraniała momentalnie Vaala - No… jest na ciemnym niebie, wśród gwiazd… wygląda… emmm… wygląda… jak placek, a czasami jak jego pół, albo nawet i ćwiartka… - Starała się to jakoś wyjaśnić. - Pewnie że nie wiem…- odparła z przekąsem Miraka i spojrzała w górę.- Tu nie ma słońca, nie ma księżyca. Jedyne co widać na niebie to dziesiątki sześcianów i innych brył zderzających się ze sobą i mijających się z dużą prędkością. A poza Acheronem nie byłam. Druidka przestała grzebać w torbie, po czym wyraźnie nad czymś myślała… - To poleć z nami. Zobaczysz inne miejsca, zobaczysz gwiazdy, słońce, księżyc. Młodymi zajmie się kto inny, staremu magikowi będzie pomagał kto inny - Wzruszyła ramionkami. - Zobaczymy… zresztą Cadamus chce nam znaleźć bezpieczne miejsce poza Acheronem. - odparła z ciepłym uśmiechem rzeźbiarka. - Więc tak czy siak zobaczę nowe światy. Ty ich pewnie widziałaś wiele… plany żywiołów czy też plan astralny? - Nom… a Harran to też magik, i o wiele młodszy… - Parsknęła Vaala - Przydasz się na sta-tek… - A ja tylko rzeźbić umiem.- przypomniała jej Miraka. - A tam pitolisz… Gotować umiesz, opiekować się umiesz, olej w głowie masz, taki ktoś się przyda! Każdy mąż by do takiej chciał wracać po całym dniu - Mrugnęła Vaala. - Mąż? Ja? To znaczy…- Miraka czerwieniąc się na obliczu chwyciła dłońmi za suknię i miętosząc materiał dodała zawstydzona.- Ja jeszcze o tym nie myślałam, ani … z kim… bo cóż… jeszcze mam czas na to i nigdy nie byłam zakochana. - Nikt młodszy się nie robi… Harran ci się nie podoba? - Eee.. nie wiem? Wiesz, tyle się działo. Nie miałam się okazji poznać lepiej załogi waszego statku. Tylko ciebie i wojowniczkę. Wasz kapitan rzucał się w oczy i ten niziołek. Ale nawet im nie przyglądałam się zbyt długo. Dzieci były ważniejsze. - wyjaśniła zakłopotana Miraka i zerknęła na Vaalę. - A co? Coś wspominał o mnie? - Widziałam jak na ciebie patrzył - Druidka wyszczerzyła ząbki. - Jesteś pewna? A widziałaś jak Sermonus na mnie patrzył?- zadumała się Miraka. - Albo ten Harran… bo to ten co tak koło ciebie cały czas… czy on jest twoim krewnym? - Ummm co? - Zdziwiła się Vaala - Nie zauważyłam, żeby Harran się koło mnie kręcił? Nie, krewnym nie jest… on woli bardziej nie-dzikie pannice. - Też ci to powiedział? Czy może zobaczyłaś to w jego spojrzeniu? - odparła Miraka z szelmowskim uśmiechem. - A ta druga… Imra? Nie jest w jego typie? Jest bardzo cywilizowana. - Za… wściekła dla niego - Parsknęła Druidka - No i ma mroczną naturę, jakieś tam smoki, wielkie tajemnice, i inne takie… - Acha… no tak. - zadumała się Miraka i wzruszyła ramionami. - Jeśli o mnie chodzi, to jednak wolę… no tych, mężczyzn z inicjatywą. Pewnie trochę czasu spędzimy wszyscy razem na statku. Dam mu szansę… obiecuję. Ale niech się sam wykaże. Vaala zaśmiała się wyjątkowo głośno, kręcąc głową. - Mi tam niczego obiecywać nie musisz… - Wzruszyła ramionkami - Gadam ci co widziałam. - Dobrze… więc przekonamy się co jeszcze zobaczymy ze strony Harrana. - rzekła wesoło Miraka. .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
12-05-2021, 16:06 | #140 |
Moderator Reputacja: 1 | Po krótkiej wędrówce korytarzem dotarli na miejsce. Do sporej jaskini pełnej płaszczowców. Było tu i z dwadzieścia pięć. Zafascynowane jak te na górze. A źródłem ich fascynacji był golem. Żelazny golem. Ostatni obrońca tego miejsca. Pozostałych dziesięć jego kamratów zezłomowano, ale nie jego. Ten był zdecydowanie większy od zwyczajnego żelaznego golema i bardziej masywny. I niepokonany. Ci którzy zdobyli bastion nie zdołali go zniszczyć. Za to znaleźli inny sposób na jego tymczasowe wyeliminowanie. Postrzelili go harpunami zakończonymi żelaznymi łańcuchami, powalili na podłogę i przykuli do niej. Wszystko po to by dotrzeć do wrót skarbca i je rozpruć. I zabrać zapewne wszystko co było warte uwagi. Golem w końcu zerwał się z łańcuchów i te teraz brzęczały wisząc na harpunach nadal tkwiących w jego ciele. Ponieważ wrogowie już odeszli i nikt niepowołany nie próbował wejść do skarbca, konstrukt powrócił do swoich obowiązków strażniczych nie zdając sobie sprawy, że są one pozbawione sensu. Zresztą od kiedy to automaton potrzebuje celowości swoich działań by je wykonywać. A płaszczowce… cóż, może ten dźwięk coś im przypominał, może rzeczywiście były wrażliwe na odpowiednie dźwięki, a może… szukanie sensu u stworzeń tak szalonych jak one mijało się z celem? W każdym razie poruszający się tam i z powrotem z matematyczną precyzją golem nieświadomie wygrywał tą samą “melodię” na wiszących na nim łańcuchach. Automaton przez chwilę przyglądał się pomieszczeniu, wodząc wzrokiem za konstruktem i oceniając odległość do skarbca. W końcu się odezwał. - Rytm zaprogramowanych ruchów golema i brzęk łańcuchów uspokajają paszczowce. Niesamowity zbieg okoliczności - w jego głosie słychać było fascynację - Wystarczyłoby, żeby jaskinia miała wentylację i ruch powietrza szybko zniwelowałby ten efekt. Jeśli tylko uruchomimy program defensywny konstruktu, paszczowce szybko otrząsną się z letargu. Wątpię, by w skarbcu zostało cokolwiek wartego uwagi, ale może macie jakieś zaklęcia dywinacyjne, żeby to potwierdzić? - Zużyłem takie wszcześniej. - przyznał kapłan po chwili namysłu. A łotrzyk podrapał się po brodzie, zerknął na Guroma i sięgnął do sakwy przeklinając pod nosem. - Volgar zgubił zwój, na szczęście ja go znalazłem.- rzekł podając go kapłanowi. - Jak śmiesz okrada…- zaczął stalowoskóry, a Khorsnak dodał. - Przecie mówiłem że go ZGUBIŁ. A ja akurat byłem w pobliżu. Zresztą jeśli on kładzie sakwy bez nadzoru, to jego wina, że coś z nich czasem wypadnie. - Może później dokończycie tę wymianę poglądów? - zaproponował zaklinacz. - Teraz są chyba ciekawsze rzeczy do zrobienia. To przerwał dyskusję szaraków. Obaj wyglądali na obrażonych na Harrana, ale kogo ich obchodziły. Wędrowiec milczał, obserwując dyskusję. Zbroja i hełm sprawiały, że znieruchomiały przypominał posąg, albo golema… - Skoro i tak zaatakują - niziołek stwierdził ignorując rozmowy krasnoludów - to może sprawdzić czy są tak rąbnięte aby się bronić lub nie? Jeśli się zdecydujemy ruszyć skarbiec, można wcześniej wyczyścić stwory. Tymczasem kapłan użył zwoju do rzucenia czaru i stworzenia magicznego czujnika. Zaś wojownik duergarski obok niziołka stojący odezwał się. - To lepiej byłoby sprawdzać tę kwestię salę wcześniej. Tu jeśli cię golem dojrzy i uzna za złodziejaszka to zaatakuje, a wtedy… pewnie te stwory też. - Czytasz ze mnie jak z księgi - Kvaser odpowiedział wojownikowi z uśmiechem. Minęła dłuższa chwila czekania i gapienia się na to dziwaczne i absurdalne zjawisko nim kapłan orzekł oceniając. - Nie ma w tym skarbcu nic wartego walki z owym potworem. Trochę zagubionych monet. Jeden czy dwa tanie zwoje. Za mało by ryzykować. - Chodźmy więc,zanim golem zacznie się nami interesować - zaproponował Harran. Kvaser zaklął kilka razy pod nosem. Wędrowiec pokręcił tylko głową, i ruszył z powrotem do poprzednich korytarzy. - Niech to Urdlen pożre… spóźniliśmy się. Gdybyśmy tu byli tuż przed tą napaścią, moglibyśmy wykorzystać chaos do wzbogacenia się.- jęknął Khorsnak, a Murrock dodał. - Albo byśmy zginęli wraz z obrońcami. Nie sądzę by sztuczki Zakkary dały nam możliwość ucieczki ze skarbami. Nie w tym przypadku. - Uciszcie się. Nie ma co się przejmować. Sama wieść o upadku tego miejsca przyniesie nam chwałę i uznanie w oczach naszego pana.- skorcił ich kapłan ruszając wraz z pozostałymi za ekipą Bezimiennego. - Łatwo go w takim razie zadowolić - rzucił automaton, nie odwracając się nawet - I raczej byście nie zginęli. Za to kręciłby się tu jeden czy dwa paszczowce więcej. - Jemu chodzi raczej o sławę w naszym klanie. Zrobiłeś coś wartościowego, twoja sława wzrasta, więc łaska u bóstwa też… choć oczywiście lepsze od ploteczek są prawdziwe łupy. Albo niewolnicy. Ale tych tu nie ma.- mruknął ponuro Khorsnak, gdy wracali na górę. - Wciąż niewielki wysiłek dla sławy. Sprawdzimy ostatnie drzwi na górze, potem w drodze powrotnej te przy dziedzińcu. - Haa.. ale jest jeszcze przepis.- odparł dumnie kapłan. A Khorsnak zmarkotniał. Kolejne drzwi które pokonali prowadziły korytarzem pięknie urządzonym i obecnie strasznie zdewastowanym i ograbionym. Tu komnaty musiały należeć do starszyzny miasta. Zostały ograbione prawie doszczętnie i zdewastowane. Co więcej… odprawiono tu plugawe rytuały włącznie z żywymi ofiarami (których to szczątki rozrzucono malowniczo po całych komnatach) ku czci bogini beholderów… sądząc po fantazyjnych malunkach krwią i ekskrementami na ścianach. Wędrowiec przyjrzał się znakom na ścianach. Sięgnął dłonią do jednego z nich, jakby nad czymś się zastanawiał, po czym cofnął rękę. - Hmm, zapewne w ten sposób udało im się wywołać te anomalie… Albo ktoś dał upust swojemu szaleństwu… Jedno nie wyklucza drugiego. - Herezje godne szaleńców… w dodatku tych bardziej głupich. Marnować dobrych niewolników na ofiary to takie… drowie postępowanie. - ocenił z pogardą kapłan. - Pojebańcy - Kvaser fuknął - znaki Wielkiej Matki - splunął na ziemię jakby odpluwając to słowo. - Z pewnością nie ma tu nic co mogłoby… usprawiedliwić grzebanie się tym syfie.- ocenił Murrock. Kvaser poprosił Harrana i Wędrowca na stronę. - Prędzej czy później i tak się z nimi zmierzymy - wskazał na znaki - pozostałości po boju mogą nam sporo powiedzieć, dla nas informacja może być cenna. Dodatkowo… Jeśli by nas to drogo nie kosztowało, rad byłbym ze skopiowania dźwięków które uspokajały te potwory. Całkiem możliwe, że jeśli nie dziś, to zmierzymy się z nimi w przyszłości. Jeśli nie jest to chwilowa fala szaleństwa która odchodzi po czasie, może nam się to przydać. Automaton milczał kilka sekund, po czym kiwnął głową. -Dobry pomysł. Nie mam sposobu na utrwalenie tego sygnału, ale mogę spróbować wprowadzić się w trans, żeby zapamiętać dźwięki i ich rytm. Nie próbowałem tego jeszcze z bodźcami słuchowymi, ale powinno się udać. Później moglibyśmy spróbować je odtworzyć, chociaż moje talenty muzyczne są bardziej niż wątpliwe… - Na mnie nie licz - powiedział Harran - bo moje talenty muzyczne z pewnościę nie są lepsze niż twoje. Nie zagwarantuję, że zaklęcie odtworzy te dźwięki tak, jak byś chciał. - To spróbujmy. Będzie potem trzeba sprawdzić część podziemną - niziołek podsumował. - Długo tak będziecie spiskować na boku?!- krzyknął do nich Khorsnak nieco poirytowany sytuacją. - Kurcze - Kvaser powiedział z uśmiechem - właśnie ustalaliśmy czy krasnoludzie jaja nadają się na kolczyki - zaśmiał się - dobra, idziemy dalej, szybko przejdźmy pomieszczenia i podziemia i wracamy. Może szczęście nam dopisze. - Krasnoludzkie tak… niziołcze nawet na główki od szpilek się nie nadają. - burknął rudobrody i ruszył pierwszy, a za nim jego podwładni. - Idźcie w takim razie, dogonię was - powiedział Wędrowiec do swoich towarzyszy i cofnął się do jaskini z golemem. Tam uklęknął przy wejściu, nieruchomiejąc. Wchodził w trans, po kolei odcinając wszystkie zmysły, aż pozostał jedynie słuch. Ten zaś skoncentrował tylko i wyłącznie na odgłosach wydawanych przez golema i łańcuchy - ich głośności, takcie, barwie i melodii. Słuchał ich, przyswajał i wchłaniał, aż stały się częścią jego i jego opowieści. Trwał tak do momentu, aż strażnik wykonał pełen cykl patrolu, a "muzyka" nie zaczęła się powtarzać. Otworzył oczy, podniósł się i szybkim krokiem ruszył za resztą. W jego głowie jeszcze przez chwilę rytmicznie pobrzękiwały łańcuchy. Reszta udała się na placyk. Z placyku do przejścia, wąskim schodami podążając coraz niżej i niżej, aż do dużego pomieszczenia, z celami oraz grubimi żelaznymi drzwiami i solidnymi szafami. Tu znajdował się podręczny loszek i zbrojownia. Tu zamykano za drobne przestępstwa i tu trzeźwieli pijaczkowie. Tu znajdowała się zbrojownia… i część uzbrojenia nadal tu była rozsypana na ziemi. Niziołek bez zbytniego entuzjazmu obejrzał śmieci, częściej rozgarniając rzeczy na podłodze butem niż faktycznie buszując w poszukiwaniu wartych uwagi znalezisk. Harran, z ukrywanym brakiem wiary w sukces, rzucił zaklęcie mające na celu wykrycie magii. - Sporo szczęścia by się przydało - powiedział, przyglądając się działaniom Kvasera. Najwyraźniej jednak trochę szczęścia miał dam mag, bo zauważył aurę jakiegoś przedmiotu pod uszkodzonym napierśnikiem. Krasnoludy również rzuciły się do przeszukiwania. Z większą niż Kvaser werwą. Cóż… Khorsnak i jego opancerzony towarzysz to uczynili. Kapłan jak zwykle wolał zachować dumną powściągliwość. Zaklinacz bez chwili wahania odsunął napierśnik, chcąc sprawdzić, jakiż to skarb znalazł się na jego drodze. Zauważył dwa sztylety… jeden zwyczajny, choć o ostrzu wykutym z adamantu, drugi o fantazyjnym kształcie ostrza i niewątpliwie magiczny. Choć jego aura nie była szczególnie mocna… niemniej sądząc po jej barwie moc sztyletu powiązana była ze szkołą przywoływania. Co prawda Harran nie pasjonował się dźganiem innych istot bronią białą, ale oba sztylety zabrał, przy okazji bardziej się skupiając na tym magicznym. Sztylet ów jak się okazało był orężem magicznym, sądząc po znakach na ostrzu obiecywał zgubę nieumarłym. A dalsze poszukiwania przyniosły duergarom kilka solidnych toporków i jeden oszczep z grotem z alchemicznego srebra. Niziołek zresztą znalazł podobny oszczep z grotem z tego samego materiału. Kvaser zagwizdał na ten widok planując już w głowie jak przetłumaczyć innym, że tego nie trzeba sprzedawać, bo dobrze wypolerowane srebro alchemiczne świetnie się prezentuje na ścianie… Wędrowiec wszedł do pomieszczenia i rozejrzał. Łupy nie wyglądały zbyt imponująco, ale i można się było tego spodziewać. -Wracamy? Kvaser, pomożesz mi przenieść balistę? - Chyba nie ma już nic ciekawego - niziołek powiedział nie kryjąc rozczarowania. Krasnoludy nie miały nic przeciw powrotowi i najwyraźniej znaleziska, które wpadły im w łapy w zbrojowni wystarczyły, by nie domagać się udziału w dwóch sztyletach i włóczni znalezionych przez awanturników. Sama podróż po balistę była formalnością. Tak jak i jej przeniesienie na powierzchnię.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |