Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2021, 20:16   #118
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
James nie ufał Cantano od samego początku i wyszło tak, jak się spodziewał. Zbir zawsze pozostanie zbirem, a Detroitczyk nie miał ani chęci, ani czasu aby usługiwać kolejnemu watażce, nieważne jak dobrze sytuowanemu. Jeśli Miami miało okazać się za wielkie na ich obu, James nie zamierzał z tym dyskutować i postanowił opuścić miasto jak najszybciej się da.
W szczególności, że Cantano najwyraźniej postanowił zignorować niewątpliwą konkurencję na swoim podwórku, bo obecność jakichś mundurowych nieznanego pochodzenia którzy spokojnie buszowali mu po terenie i wchodzili w paradę dotychczas jego ludziom nie powinna pozostać bezkarna.

Plany, które snuły dziewczyny były sensowne do pewnego stopnia. Opuszczenie miasta było dobre. Szukanie skarbów też, bo mogło im się udać. Każdy wykonywał dotychczas jakąś część roboty i powoli, z bólami coś mogło im nawet wyjść.
James miał obiekcje co to tempa owej eskapady. Człowiek jest jak pojazd. Potrzebuje paliwa, a tego im brakowało. Woda i żywność w dżungli mogła być niby wszędzie, ale James nie podróżował dotychczas po dżunglach i ekspertem nie był. Drugą sprawą która go bardzo nurtowała była opłacalność całego przedsięwzięcia. Gdyby musieli iść na piechotę, ile gambli z tego tajemniczego "Rebisu" mogli pozyskać, biorąc pod uwagę, że będą też musieli taszczyć na grzebietach potrzebny w wyprawie sprzęt? Ile czasu im to zajmie? Najpewniej nikt nie był w stanie dobrze tego oszacować.
Jeśli mieli wyruszyć już teraz, musiałby zostawić swój pojazd na nieprzyjaznym w sumie terenie, na którym grasowali chłopcy Cantano. To nie wchodziło w grę. Dopóki miał samochód, miał gdzie spać, i miał miejsce do pracy. Przygotowanie pojazdu, aby nie zdechł przy pierwszym, głębszym brodzie lub większej kałuży wymagało czasu. Jazda z bakiem wypełnionym w jednej trzeciej też nie była mądra. Leków miał na około tydzień. Jedzenia i wody brakowało. Kierowca myślał nad sprzętem, który być może widziałby w czasie podróży po pustkowiach. Baniaki na wodę, jakieś liny, pewnie coś do cięcia krzaków. Nóż Alonsa, choć zacny wydawał się malutką zabawką w porównaniu do buszu z którym prawdopodobnie przyszłoby im się mierzyć.

- Jeśli uda mi się usprawnić nieco wóz, by nie zatonął, możemy ruszać. Jeśli nie, ruszam na północ. Mam dość tego miasta - oznajmił. Wpierw należało zrobić potrzebne zakupy. Wpierwszej kolejności dokupić sobie leków na jakieś 2-3 tygodnie, potem załatwić jakieś pojemniki na wodę, jedzenie, jakieś maczety lub siekierki. Jeep miał wyciągarkę, ale James pomyślał, że kilkanaście metrów dodatkowej liny mogłoby się przydać.

- Jeśli mnie przeczucie nie myli, ten Rebis może być jakimś laboratorium, albo jakimś innym ośrodkiem. Do takich miejsc musiał być jakiś dojazd. Może droga jest zalana, może zniszczona, ale mam przeczucie, że jest i da radę chociaż częściowo dojechać tam na czterech kołach - kierowca pomyślał, że nie od rzeczy byłoby zdobyć jakąś starą mapę. Chociażby taką z widokówek, takich kolorowych kartoników, na których ludzie kiedyś pisali wiadomości i wysyłali do swoich znajomych.
W każdym razie w temacie samochodu i jego usprawnienia James zamierzał zrobić wszystko, co tylko się dało. O ile się dało.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline