Medyczka odetchnęła z ulgą. Wyglądało na to, że na razie wszystko szło w miarę sprawnie. Kiedy ludzie zaczęli się przemieszczać i szykować do drogi, powyłapywała wraz z Robertem, tych z uchodźców, którzy zdawali się być bardziej rozgarnięci i wyznaczyła ich do pilnowania względnego porządku.
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w przepływający tłum. W duchu modliła się do Taala, by strzegł ich w drodze, do Vereny, by obdarzyła ją mądrością w tym trudnym zadaniu i Shallyi, by strzegła ich przed tajemniczą zarazą i innymi chorobami. Wtedy jej wzrok powędrował znów ku Bernardowi oraz Leafannie i zmarszczyła brwi. Sytuacja między nimi wyglądała na napiętą. Melissa nie miała pojęcia o czym rozmawiali, ale sprawy musiały przybrać nieciekawy obrót, skoro rycerz położył dłoń na mieczu. Na szczęście zaniechał ataku. Dziewczyna ponownie odetchnęła z ulgą. Patrzyła smutno jak odjeżdżał. Zdawała sobie sprawę, że bez jego siły będzie im znacznie trudniej ochraniać pochód.
Wtedy z zamyślenia wyrwał ją stukot końskich kopyt. Od portu nadjechał ciemnowłosy mężczyzna. Obserwowała go przez chwilę. Wyraźnie wypytywał i szukał jakiejś dziewczyny o imieniu Klara. W jego oczach widać było tęsknotę. Widok ten poruszył jakąś strunę w sercu Melissy. Ona sama, poza wujem Regisem nie miała już nikogo. Ruszyła więc w stronę mężczyzny, wychodząc mu naprzeciw.
- Proszę, zatrzymaj się szlachetny panie. Widać wyraźnie, że masz jakiś frasunek i szukasz kogoś. Może mogłabym ci pomóc? - Spojrzała na niego ciepło i obdarzyła krzepiącym uśmiechem. - Wszak co dwie pary oczu to nie jedna.
__________________ Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...
Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 19-05-2021 o 21:09.
|