Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2021, 03:16   #132
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Obudziło ją klepnięcie w pośladek.

- Wstawaj… mamy wiele do zrobienia.- rzekł irytująco wypoczęty Ruchacz, mimo że słońce jeszcze nie wynurzyło się zza horyzontu.

Elfka z wielkim wysiłkiem podniosła ciężkie powieki, po czym szybko opuściła je z powrotem. Przecież nadal ciemno było, łajdakowi musiało się coś już porządnie pomieszać w tym głupim łbie. Niech sobie sam wstaje i robi.. no, cokolwiek można było robić o zimnym poranku przed wschodem słońca.
Ale nic takiego nie powiedziała. To było zbyt dużo słów na tak wczesną porę. A może tak późną? Jedyne co była w stanie zrobić, to zmienić się w rozkosznego naleśnika poprzez owinięcie się ciaśniej kocem.
-Idź sobie.. dopiero się położyłam.. -wymamrotała gdzieś z okolic burzy skołtunionych włosów, które jako jedyne wystawały znad koca i zdradzały obecność Eshte.

- Nie mamy czasu do stracenia.- odparł czarownik mocniej klepiąc ją po zadku.- No… już wstawaj leniuszku. Wyśpisz się w grobie.

-Sam zaraz trafisz do grobu...
-pogroziła mu kuglarka z wnętrza swojego rozkosznie przytulnego kokonu. Warstwa koca i nadmiaru ubrań sprawiała, że klepnięcia mężczyzny na jej pośladkach były trochę mniej odczuwalne, więc elfka kontynuowała swe usilne próby ponownego zaśnięcia. Nie pamiętała snu, z którego wyrwał ją ten łajdak. Może śniła o czymś przyjemnym, może przewracała się z boku na bok w koszmarze. Nieważne. Wszystko było lepsze od bycia budzoną przez nadgorliwego zbereźnika.

Przez chwilę panowała błoga cisza i spokój, pomijając oczywiście szelest tkanin. Aż w końcu… przyjemne brzęczenie monet połączone z ironicznym głosem Ruchacza - Co ja tu znalazłem… sakiewkę pełną monet. Chyba zatrzymam ją dla siebie, skoro nikt nie zgłasza pretensji.

Powoli, powolutku najpierw spod krańca koca wychynęła reszta burzy włosów elfki, a potem błysnęły oczy wpatrzone w czarownika i sakiewkę. JEJ sakiewkę. Zakaz dotykania cudzych rzeczy działał tylko w jedną stronę i z całą pewnością nie dotyczył samej Eshte!
- Co Ty.. robisz? -wycedziła powoli przez zęby. Gdzieś zniknęło całe jej zaspanie i spojrzenie miała bystre, skupione. Wściekłe.

- Budzę cię… i najwyraźniej mi się udało.- sakiewka została rzucona ku niej. Kuglarka instynktownie ją pochwyciła. Czarownik wstał i rzekł.- Ubieraj się… czas na naukę. Musimy tylko znaleźć sztylet i… czegoś tu brakuje.
No bo i brakowało. Był co prawda fajkowy lis drzemiący w utworzonym z szat maga “gnieździe”, ale nigdzie nie było widać… wróżki.

Eshte z czułością przytuliła sakiewkę do swych piersi i rozdarła usteczka w szerokim ziewnięciu. Potrzebowała dłuższej chwili na zastanowienie się nad słowami czarownika, a potem jej reakcją były głośniejsze wypowiedzenie tych zaskakujących słów -Ależ mi się marzy posłuchanie z rana miłosnej ballady!
Odczekała na radosną odpowiedź, której towarzyszyłby chichot przypominający dzwoneczek oraz szybki trzepot groźnych, barwnych skrzydełek. Ale wóz nadal wypełniała cisza.
-Nie? Nic? -zdziwiła się kuglarka, ale nie na tyle, by miało to ją gwałtownie podnieść z łóżka. Kradzież sakiewki ją obudziła, ale nadal się wylegiwała leniwie -Może Trixie całą noc zabawiała tawernę i biedna zasnęła w brodzie Dziadunia?

- To możliwe… poszukamy jej później. Na razie sztylet i…
- czarownik spojrzał z politowaniem na swoją fałszywą “małżonkę”.- … a tobie chyba się marzą poranne figle w głowie, co?

-Ja już się obudziłam, ale Ty to chyba jeszcze śnisz, co?
-rzuciła elfka od niechcenia. Niezbyt się przejęła groźbami czarownika i nie podniosła tyłka z łóżka. Ale przynajmniej przekręciła się na nim odrobinę, aby ręką łaskawie machnąć w kierunku przymkniętych szafek - Sztylet jest w którymś garnku, o tam. Wciśnięty głęboko i pozawijany w Twoją koszulę..
Widać sztukmistrzyni Meryel miała swój sprawdzony sposób na ochronę podejrzanych przedmiotów znajdujących się w jej posiadaniu. Albo na ochronę siebie samej przed nimi. Także i ten gadający amulet Thaaneeekryyysta wepchnęła gdzieś głęboko między jego rzeczy, żeby nie mógł już jej bezczelnie podglądać.

- Zauważyłem, że strasznie lubisz podkradać mi ubrania.- mruknął jej “mężuś” zabierając się za przetrząsanie jej kryjówek. W końcu triumfalnie wyciągając sztylet z jednej z nich. - Mam. No to możemy się wymknąć, byś mogła się czegoś nauczyć.

- Wymknąć?
- powtórzyła elfka i jej podejrzliwość była jak najbardziej uzasadniona -Jak ostatnim razem się z Tobą wymknęłam, to wróciłam z intruzem siedzącym w mojej głowie. Nie mam ochoty złapać z Twojej winy kolejnego pasożyta.
Tak właściwie.. to Thaaneeekryyyst też był trochę takim pasożytem, co nie? Niby pomagał kuglarce w pozbyciu się znamiona Pierworodnego, ale jakoś długo mu to zajmowała i w najlepsze sobie pasożytował na jej gościnności.

- Grywasz czasem w karty? - zapytał ni z tego ni z owego Czaruś, budząc podejrzliwość Eshte. Oczami wyobraźni widziała już partyjkę w której to ten łajdak ogrywa ją w karty ze wszystkich monet, a potem z ubrań. Brrr… paskudna wizja, co innego gdyby to on tak skończył.

Instynktownie mocniej przytuliła do siebie pękatą sakiewkę.
-Mooooożeeee.... -odparła przeciągając to jedno słowo w ustach i wbijając w mężczyznę spojrzenie ostro przymrużonych oczu -Czemu pytasz?
Czy on przypadkiem.. nie był teraz trochę.. tak jakby.. biedny? Własna rodzinka się go pozbyła, nie mógł już polegać na.. no.. tym czym się zajmował w Grauburgu, cokolwiek to było. Może dlatego się dobierał do JEJ sakiewki? Może planował ograć ją w karty ( ha, naiwny! ), przywłaszczyć sobie jej dobytek i wydać drogocenności na kolejne czarno-czarne sukienki?!
Przecież to kuglarka tak robiła podpitym gościom tawern!

- Więc powinnaś wiedzieć, że nie należy odsłaniać swoich kart. Wymykamy się po to, by nikt nie wiedział o tym, że będziesz mogła zmienić się w latającego jaszczura. By ta sztuczka była to twoim asem w rękawie. A dobrze wiesz, że nikt nie powinien wiedzieć o asie ukrytym w twoim rękawie.- wyjaśnił Ruchacz wstając i przyglądając się sztyletowi.

-Noooo.... -Eshte nie była zbyt chętna to przyznawania racji komukolwiek, a już szczególnie temu przemądrzałemu łajdakowi. Zatem tego nie zrobiła. Ale z ulgą poluzowała uścisk na swojej sakiewce.
Odrzuciła z siebie koc, po czym w końcu usiadła na łóżku. Przeczesała palcami włosy, co wcale nie pomogło w ułożeniu tej skołtunionej burzy kosmyków sterczących w każdą stronę świata.
-A do-ooooo-ooooh-kąd się wymkniemy? -zapytała rozdziawiając usta w szerokim ziewnięciu i nawet nie myśląc o uprzejmym zasłonięciu ich dłonią.

- Gdzieś w las, gdzie nam nikt nie będzie przeszkadzał.- stwierdził czarownik przyglądając się dzikiej elfce w niedopasowanej sukni, która wyglądała spocony obraz nędzy i rozpaczy. - Nie martw się, przy mnie będziesz bezpieczna.

Brzydki grymas wykrzywił twarz kuglarki. Przyczyną było zawstydzenie tą niespodziewaną troską mężczyzny, ale również.. obrzydzenie tą słodyczą spływającą z jego ust. Nie nawąchała się pyłku wróżek, żeby zacząć się rozpływać z zachwytu nad jego troską.
-Tak jak byłam bezpieczna w kręgu, co nie? - prychnięciem zderzyła jego czułość ze swoją ironią. Zeskoczyła z łóżka i zabrała się za rozwiązywania misternych wiązań kubraczka, który lepiej ochronił ją przed zapędami Ruchacza niż on ją przed kaprysami Dzikuna -Tym razem też polecimy na Twoim pieszczoszku?

- Zdecydowanie tak. Za to ja byłem tam w niebezpieczeństwie, wystawiony na kaprysy potężnej magiczki czerpiącej nieskończoną moc wprost z samego Dzikuna.
- odparł żartobliwie czarownik wodząc wzrokiem po kuglarce.- Nie, tym razem się przekradniemy. Umiesz się skradać, prawda? Przemkniemy oboje przez straże.

-Oczywiście, że potrafię
-odparła Eshte wzruszając ramionami. Rozluźniła ostatnie wiązanie kubraczka i szybko się go pozbyła odrzucając na łóżko za sobą. Następnie pochwyciła za kraniec sukienki i bezceremonialnie zadarła ją wysoko. Oh, zrobiła to w towarzystwie Thaaneekryyysta tylko dlatego, że pod spodem miała kolejną warstwę ubrań. Oto rozgarnięta elfka.
-Hej, a może po prostu pojadę na polowanie na tej Twojej skrzydlatej bestii, co? -zapytała, kiedy już jej głowa wynurzyła się spod falban zdejmowanej sukieneczki. Jeśli wcześniej ostały się jakieś leżące kosmyki jej włosów, to po ściągnięciu tej warstwy z pewnością już wszystkie sterczały w artystycznym chaosie -Jego pazury byłyby przydatne, a w razie potrzeby po prostu mogłabym na nim odlecieć.

- A potrafiłabyś ją ujarzmić? Moja bestia słucha tylko mnie. To nie jest jeden z tych nizinnych gryfów. Górskie są złośliwe.
- przypomniał jej Ruchacz sam również zabierając się za przebieranie. I co gorsza on nie miał problemów z odsłanianiem przed nią ciała.- I tak cudem jest, że w ogóle cię toleruje.
- Ja bym chętnie ciebie ujarzmiła.
- wyrwało się elfce zezującej w jego kierunku, ale on na szczęście tego nie usłyszał.

Oczywiście noszący okulary czarownik nie był w jej typie. Ani trochę się nie podobał. Tylko… co chwilę zerkała w kierunku jego odsłoniętego torsu, ramion… wodziła wzrokiem po jego tatuażach, jakby chciała wodzić po nich paluszkiem i językiem… a jego język wykorzystać w bardziej przyjemny spo…
Ugh! Zimny prysznic… by się przydał. Jak to w ogóle się stało, że wczorajsza napaść zamiast obrzydzić jej Ruchacza tylko dołożyła drew do ognia? Jakim cudem Dzikun wsadził jej do głowy tak niewyżytego babsztyla?! Odpowiedź na to niestety znajdowała się u jego druidów.

Czy.. on.. nie miał w sobie.. za grosz.. PRZYZWOITOŚCI?! Wściekła na czarownika, wściekła na Panią Ognia mieszającą w jej głowie, Eshte zgrzytnęła mocno zębami i gwałtownie odwróciła głowę od tego widoku. No żesz mógłby się najpierw przebrać, a dopiero potem ją budzić. Czy ona mu wchodziła do domu i się rozbierała? NIE! Niby szlachciurek, niby jakoś tam lepiej urodzony i wychowany, blah blah, a jednak zachowywał się jak zwykły kmiotek!

-Możesz po prostu ze mną pojechać na polowanie i sam go ujarzmiać - mruknęła starając się przegadać własne myśli i nawet kącikiem oka nie zerkać na roznegliżowanego Ruchacza. Zbliżyła się do skrzyni i wygrzebała z niej ciepłą narzutkę, którą ochroniła się przed chłodem poranka oraz niewyspania. Pochwyciła też smukłą fajeczkę i wsadziła ją sobie do kieszeni.

- Taki mam plan. Boję się jednak że Henrietta może robić wszystko by go pokrzyżować.- odparł ponuro czarownik nieświadom strasznych dylematów Eshtelei.- I może się jej udać.

-No to musimy być od niej sprytniejsi. To raczej nie będzie problemem
-stwierdziła elfka z pełnym przekonaniem w głosie, przynajmniej jeśli mowa była o jej własnym sprycie. Czarownik jednak bywał zbyt naiwny jak na jej gust - I będzie łatwiej, jeśli tym razem nie będziesz się pierwszy wyrywał jej na ratunek. Dama w opresji jest jedną z najstarszych sztuczek świata.

Na koniec swych przygotowań do wyjścia podeszła jeszcze do przytulnego gniazdka Skel'kela. Z zazdrością nachyliła się nad tym słodko śpiącym pieszczoszkiem i cmoknęła go delikatnie w sterczące uszko.
-Pilnuj wozu, maleństwo -nic dziwnego, że dla Thaaneeekryyysta miała w zapasie tylko szyderstwa i złość, skoro całą swoją czułość przelewała na fajkowego liska. Ale czy można było się oprzeć tym oczkom błyszczącym jak dwa paciorki? Temu maleńkiemu noskowi jak guziczek?

- Przyznaj się. Po prostu jesteś zazdrosna o moją uwagę. I chciałbyś bym tylko poświęcał ją tobie.- odparł czarownik wychodząc z wozu.

Obecnie w obozie, jak i w osadzie panował jeszcze mrok. I strażnicy przysypiali na swoich stanowiskach. Czarownik najwyraźniej miał jakąś wprawę w podkradaniu się, bo ruszył przodem. Po drodze minęli jednookiego krasnoluda, który trwał na stanowisku przy wozie kuglarki. Spojrzał na nich zdrowym okiem przyglądając się bacznie i pytająco. Tancrist przyłożył zaś palec do swoich ust spoglądając na niego. Krasnolud skinął głową.
Czarownik pokazał gestem splecionych dłoni “motylka” czy też “ptaka” i skinął głową w kierunku osady.
Krasnolud przytaknął, udał gest picia piwa i przyłożył dłoń do policzka udając spanie.
A Ruchacz odpowiedział mu gestem palców wędrujących po przedramieniu. Jednooki skinął głową, wstał i otrzepawszy spodnie ruszył w głąb osady.

Ugh. Zatem nawet skradanie się i milczenie nie powstrzymywało Thaaaneeekryyysta przed ględzeniem. To już musiał być talent, ale nie jeden z tych zachwycających, jakimi szczyciła się kuglarka.
Nie wiedziała co powiedział krasnoludowi, ani czemu właściwie Dziadunio siedział przed jej wozem. I jak długo. Sama płynnie porozumiewała się w zgoła.. odmiennym języku wykorzystującym gesty do okazania niezadowolona i wyzwania kogoś od miłośnika owiec. Nie urządzała sobie pogawędek o motylkach i ptaszkach.

Skradanie się za plecami strażników było poważną sprawą, więc nawet Eshte siedziała cicho. Znaczy nie siedziała, tylko szła w ślad za czarownikiem. Nasunęła na głowę szeroki kaptur, pod którym wyraźnie odznaczyły się jej długie uszy.

Wkrótce dotarli do strażników przy bramie i tam… Czaruś się popisał. Kilkoma ruchami palców i kilkoma szeptami sprawił, że perlisty dziewczęcy chichot rozległ się zza pobliskich krzaków. I strażnicy oczywiście ruszyli tam, by sprawdzić jego źródło. Dając obojgu możliwość wymknięcia się z osady.
Cała ta scenka przyprawiła Eshte o prychnięcie niedowierzania.

-No to ja już się nie dziwię, że szlachciurki są ciągle przez kogoś napadane. Pewno w Grauburgu też wystarczył głupi chichot, aby strzygi i Pierworodny bez problemu sobie weszli do zamku -mówiła cicho, nie chcąc zwrócić na nich uwagi strażników. Choć dla nich pewnie i tak bardziej kuszącym odgłosem był ten niewieści chichocik roztaczający wizję figli w krzakach niż pogardliwe mamrotanie sztukmistrzyni -Pan Hrabia powinien dopilnować swoich strażników zamiast zarzucać artystom szpiegostwo.

- Nie nasz to problem.
- odparł Tancrist wchodząc głębiej w las i rozglądając się bacznie.- My musimy znaleźć miejsce w którym mogłabyś się podszkolić nieco w magii.
Poprawił okulary.- Pamiętaj że tutejsze elfy nie mają żadnych powodów, by nas lubić.

-Mów za siebie. Ciebie rzeczywiście mogą nie lubić, bo jesteś ze szlachciurskiego rodzaju. Ale jaaa...
-w teatralnym geście Eshte przyłożyła dłoń do swej piersi wypchniętej w dumie -Ja im nie dałam żadnego powodu do bycia zestrzeloną z łuku. Wiedzą kim jestem, skoro to właśnie po moim występie zaatakowali orszak. Uprzejmie poczekali aż skończę.
Ah, zachwycająca twórczość sztukmistrzyni Meryel sięgała nawet ku takim dzikusom żyjącym w najgłębszych ostępach świata. Oświecała ciemnotę swoim magicznym ogniem. Olśniewała prostackie serca swoim tańcem. Odbierała dech w p...

Zimny dreszcz przeszył kuglarkę, kiedy nierozważnie powiodła spojrzeniem po otaczającym ich ciemnym, mrocznym lesie. Poranne mgły prześlizgiwały się między drzewami niczym blade stwory, a cienie.. kto wie co mogło siedzieć w tych cieniach. Nie była leśnym elfem, aby czuć się komfortowo wśród szeleszczących gęstwin.
Pośpiesznie przydreptała bliżej Thaaneeekryyysta, coby przypadkiem się nie zgubił w lesie, po czym zapytała go szeptem -Myślisz, że czają się gdzieś w tym lesie?

- To możliwe. Myślę, że planują kolejny ruch. Ich celem oczywiście jest nasz gospodarz, ale ty… zabiłaś trolla. Więc jesteś zagrożeniem, które warto wyeliminować zawczasu… i choć elfką jesteś, to dla nich… zdrajczynią własnej rasy.
- straszył ją Ruchacz z łobuzerskim uśmiechem ruszając w kierunku głębi lasu i będąc wyjątkowo czujnym.
- Nie dam cię skrzywdzić.- dodał mimochodem po kilku krokach.

-A mogliśmy polecieć na Twojej bestii.. -marudziła Eshte pod nosem, jednak szła tak blisko za mężczyzną, właściwie prawie mu wchodząc na plecy, że dobrze słyszał każde jej słowo - Z góry łatwiej byłoby znaleźć jakąś polankę.. albo wypatrzyć stada tych dzikusów..

Rozglądała się po lesie w poszukiwaniu zagrożenia, a jednocześnie starała się nie wpatrywać zbyt mocno w te podejrzane kształty tworzone z mgieł i krzewów tonących w ciemnościach. Świerzbiły ją paluszki, aby po prostu pstryknąć i swoim bezpiecznym ogniem rozświetlić trochę cienie oblegające ich z każdej strony.
Tym bardziej, że Ruchacz prowadził ją poprzez las, który wydawał się nieco... zbyt magiczny jak na gust Eshte. I w to negatywnym tego słowa znaczeniu.




Pochłonięte przez mgłę drzewa przypominały powykręcane macki starożytnego potwora udające tylko pnie i gałęzie. Oczywiście po to by pewne słynna artystka i fałszywy oraz zarozumiały małżonek zostali pochwyceni i pożarci przez nie. Zdecydowanie przydałby się tutaj duży gryf Ruchacza.

Czarownik zaś wydawał się nie zwracać na upiorność otoczenia. Jakby wiedział gdzie idzie. Na jakiej to podstawie?! Kuglarka co prawda nie czuła zbytniej więzi z leśnymi krewniakami jak i samym lasem, ale jej pseudomałżonek był przecież szlachciurkiem. Co on wiedział na temat lasu?

I czy ona przypadkiem nie za bardzo zawierzała Ruchaczowi swoje życie?! Oto właśnie prowadził ją coraz głębiej w mroczny las, gdzie na pewno nikt jej nie odnajdzie, kiedy już zostanie przez niego
okradziona, zabita i zgwałcona! W takiej kolejności! Tylko Dziadunio wiedział o ich małej wyprawie o poranku, ale przecież on był kamratem czarownika! Pewnie razem uknuli plan na zwabienie sztukmistrzyni w dzicz, poderżnięcie jej gardła i porzucenie na pastwę zwierząt!

Eshte wciągnęła gwałtownie powietrze w płuca i skupiła spojrzenie już nie na potworach czających się za każdym drzewem, ale na kłamliwym łajdaku idącym tuż obok.

Ej, ej.. a jeśli to wcale nie był Thaaneekryyyst? Coś zbyt dobrze lawirował po tej leśnej gęstwinie. A jeśli on sobie w najlepsze drzemał w gospodzie i jakiś parszywy elf z pomocą magii przyjął jego postać? Niewątpliwie za sprawą knującej Paniuni! Jej tatusiek szukał intrygantów wśród artystów, a to tuż pod nosem miał swoją zdradziecką latorośl!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem