Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-05-2021, 03:15   #131
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ona sobie po prostu odrąbie te długie uszy, oto co zrobi! Tym genialnym rozwiązaniem nie tylko pozbędzie się tego najbardziej ulubionego przez ni.. przez niego sposobu do manipulowania nią, ale też nie będzie już musiała więcej słuchać jego bzdurnego gadania. Oh, jakaż to byłaby ulga!
Wystarczyłoby tylko zdzielić go pięścią po gębie i wyrwać się z jego lepkich sideł, to wszystko. A jednak Eshte, wszak akrobatka z powołania, nie ufała teraz swoim rękom. Odnosiła niepokojące wrażenie, że gdyby tylko spróbowała unieść którąś z nich, to wbrew sobie objęłaby nią mężczyznę za szyję przyciągając mocniej jego usta ku swojej skórze. Nie zamierzała tak ryzykować. Poszła zatem na niby kompromis i kurczowo zacisnęła dłoń na bransolecie, aż pobielały jej palce.
-..jestem artystką, nie najemnikiem.. -broniła się niewyraźnym pomrukiem -.. najemnikom przynajmniej płacą za polowania..

- Nie za takie. Nie będziesz łaziła po krzakach z łukiem.
- szeptał Ruchacz nie zaprzestając delikatnego rozpieszczania kuglarki. -Nie. Ty będziesz siedziała na koniu i obserwowała jak dzielni rycerze będą walczyć z nagannymi im pod nos potworami. To nagonka się będzie musiała narażać. Ty… będziesz zachwycała swoją obecnością i przyćmiewała Henriettę urodą i gracją.

Eshte nadęła wargi, oczy przymrużyła. Być może powodem były te jego paskudne pieszczoty, ale kiedy układał polowanie w takie słowa, to.. to nie brzmiało ono aż tak strasznie jak z początku sądziła. Naturalnie przyćmiewała Paniunię pod każdy względem, więc nawet nie musiałaby się za bardzo natrudzić. Rycerzyki i najemnicy będą uwijać się jak w ukropie tropiąc trolle, a ona popatrzy na to wszystko z grzbietu konia, radośnie popalając fajeczkę. Jak co najmniej, kuźwa, królewna.

-Nooo.. A Ty też tam będziesz? -nie to, że potrzebowała Czarusia u swego boku, ale zawsze to dodatkowa para rąk rzucających ogniem w trolle i zabójców wysłanych na kuglarkę. Skoro już był jej fałszywym mężem, to mógłby raz się do czegoś przydać -I może.. może jeszcze ten Tyłekwson mógłby mnie bronić, co? Jako jedyny z tej zgrai traktował mnie z szacunkiem..

- Z pewnością on będzie cię bronił. Jeśli opowieści o nim są prawdziwe, to obrona niewiast jest w jego naturze… zresztą jesteś ponoć blisko z jego kapłanką, nieprawdaż?
- zapytał Czaruś nie przerywając pieszczot ni masażu. A elfka zaczęła brać pod uwagę, że obecność “męża” ma jakieś zalety. Małe co prawda i nie znaczące w porównaniu z minusami jego obecności… ale wystarczające by go… tolerować w swoim wozie.
- A jak jutro rano nauczysz się zmieniać w wywerna i latać, to sama zdołasz umknąć każdemu trollowi.- mruczał cicho mężczyzna dodając na koniec.- A ja też postaram się być.

Tak po prawdzie, to najchętniej właśnie teraz rozłożyłaby skrzydła i wyleciała przez okno, z dala od tej wściekle kuszącej bliskości Czarusia. Ale czy na pewno właśnie tego chciała? Nie trzymał jej siłą na krześle, mogła w dowolnym momencie po prostu odskoczyć od niego, a mimo to.. siedziała. Hardo tłumaczyła sobie, że przecież jako światowej sławy artystka zasługiwała na masaż po każdy występie, jej mięśnie zasługiwały na taki luksus. Po prostu korzystała z tego, co jej się uczciwie należało.

-Oh, tak. Bo nie ma lepszego sposobu na zdobycie sobie zaufania uprzedzonych szlachciurków, niż przemiana na ich oczach w wielką gadzinę -parsknęła elfka powoli rozumiejąc, dlaczego Thaaneeekryyyst nie był ulubionym kompanem pozostałego jaśniepastwa. Pewnie hrabiostwo już nieraz krzywo patrzyło na takie jego pomysły - Rycerzyki też są znane z ubijania takich bestii, nie?

- Zmiana w jaszczura to ostateczność. Gdy zrobi się za gorąco. Bo gdy tak się zrobi, to wszyscy będą mieli na głowie ważniejsze problemy niż zajmowanie się tobą w formie wywerna.
- ocenił Ruchacz muskając czule jej uszko i szyję i czasami… czasami… bardzo czasami… sprawiając że elfka miała ochotę na takie muśnięcia także w innych miejscach. Niestety, dobrze pamiętała jakie to było przyjemne.

Oj tak, dobrze pamiętała. Za dobrze. I pamiętała też jak ostatnim razem skończyło się takie jego migdalenie.. chociaż nie, to nie prawda. Ostatnim razem wcale nie był jakiś czuły, nie pieścił jej w sposób właściwy dla sławetnej artystki. Wtedy był na nią wściekły, zresztą jak i ona na niego. Nie słodzili sobie, a wygrażali, zaś każdą czułostką kierowała rozeźlona potrzeba zdominowania swojego przeciwnika. Bo właśnie tym byli, bo na pewno nie TFU! kochankami. I jakoś cały ten ogień, cały ten gniew w końcu wybuchł w postaci tego.. no.. tego co zrobili. Może to jest właśnie sposób na bycie przy nim bezpieczną? Panowanie nad swoją złością na niego? Uh, tego Czaruś na pewno nie ułatwiał.

-Nooo.. to pewnie nawet nikt nie zauważy, kiedy gadzina nadepnie na Paniunię, co? -Eshte pozwoliła sobie delikatnie odpłynąć w rozmarzeniu, przyjemniejszym od wszystkiego co mógł jej robić czarownik swoimi ustami -Albo na Srebrnego Jastrzębia...-obniżyła głos, aż ostatnie słowa wypowiedziała zadowolonym szeptem -Albo na dwóch..

- Zostań przy rozdeptywaniu Jastrzębi…
- mruczał Ruchacz odsłaniając palcami szyję kuglarki, by muskać ją wargami. Ugh… jedyny ogień jaki teraz Eshte czuła w sobie gromadził się w lędźwiach i w oddechu. I jedyne plany dominacji jakie przychodziły jej do głowy to… owo “na górze” Pani Ognia. Artystka mogła uznać swoją utratę dziewictwa, za doświadczenie szokujące i nawet traumatyczne. Ale ta druga przeklęta osoba która siedziała w jej głowie… bardzo się w tym rozsmakowała.

- Więc zgadzasz się na moje nauki jutro rano? I na ten wypad na polowanie?- szeptał cicho jej “przeciwnik”, a Eshtelëa stanęła przed niespodziewanym dla siebie dylematem. Mogła się zgodzić i uznać zwycięstwo Ruchacza. Mogła też dalej stawiać opór jego argumentom ryzykując, iż Pani Ognia wychyli się ze swojej nory i przejmie inicjatywę doprowadzając do kolejnych kłopotliwych dla kuglarki wydarzeń. Już teraz jej palce bezwiednie krążyły w okolicach w jej biustu zdradzając ukryte pragnienia co do kolejnego obszaru wymagającego uwagi jej koch… łajdaka!

Tak” - spływało elfce gładko po języku, kiedy czuła palce czarownika muskające jej szyję i ramiona.
Tak” - cisnęło się jej na usta, kiedy jego wargi przyjemnie drażniły jej spiczaste uszy.
Tak, tak, tak! Kusiło, aby zgodzić się na wszystko co mówił ten łajdak. W końcu przestałby gadać, a skupiłby się jedynie na pieszczeniu swojej „żoneczki”. To była straszliwa pokusa, Eshte była tylko bezwolną marionetką w rękach utalentowanego mężczyzny. Głupią młódką zauroczoną jego wątpliwym urokiem..

Nie! Podszepty Pani Ognia były silne, ale sztukmistrzyni Meryel szczyciła się swoją upartą naturą, którą mogłaby zawstydzić niejednego osła. I z całą pewnością nie była głupią młódką! A Thaaneekryyyst nawet nie był na tyle ładny, by tak łatwo nią manipulować!
Owocem tej.. wewnętrznej walki było nagłe poderwanie się kuglarki z krzesła.
-Potrafię podjąć decyzję bez Twoich macanek -syknęła grożąc mu piąstką z bezpiecznej odległości. Niestety zarumienione policzki zdradzały jej prawdziwe podejście do tych macanek. I nie było ono niechętne, wbrew temu co mówiły jej usta. Stanowczo skrzyżowała ręce na piersi -Mam w ogóle wybór? Co mi właściwie zrobią, jeśli się nie zgodzę na polowanie z nimi, co?

- Nic. Nic od razu… ale dasz im powody do posądzania cię o sprzyjanie buntownikom. Już źle się stało, że atak trolli nastąpił tuż po twoim występie. Nie daj Henrietcie okazji do rozsiewania kolejnych niekorzystnych dla ciebie plotek. To się może źle skończyć, podejrzeniami o zdradę i sabotaż.
- odparł czarownik i zakończył swoją wypowiedź żarcikiem. - Wyglądasz uroczo, gdy się tak rumienisz.
To musiał być żart! Oby… bo te słowa wywołały jeszcze większy rumieniec.

Dla podkreślenia swojego niewątpliwego uroku Eshte wykonała w kierunku czarownika wulgarny gest, za który w niejednym miejscu straciłaby ową rękę. Jednak w swoim wozie to ona rządziła.




Potem odwróciła się na pięcie, po trochu żeby ukrócić to wpatrywanie się mężczyzny w jej zaczerwienioną twarz. Ale podeszła również do masywnej, drewnianej skrzyni, która sądząc po wylewających się z niej barwnych ubraniach, skrywała w sobie sporą część garderoby kuglarki.
-W takim razie muszę im się przypodobać, nie? -burknęła niezadowolona elfka, gdzieś spomiędzy różnymi ubraniami przerzucanymi nad swoją głową -Trochę to niedorzeczne, że chociaż szlachciurki wzięły ze sobą tylu strażników, to i tak żaden z nich nie zauważył trolli. To przecież nie tak, że potrafią się skradać, no i czuć tych śmierdzieli z daleka..

- Elfia magia… trolle zostały przyprowadzone bliżej przez magów buntowników
.- wyjaśnił Ruchacz nie odrywając oczu od działań żonki i od samej żonki też. Zwłaszcza że teraz prezentowała się od ciekawej strony - Zaciemnili umysły strażników, co by nie postrzegli trolli, a i wykorzystali twój zjawiskowy występ i uwagę wszystkich jaką na siebie ściągnęłaś.

-Przynajmniej mądre te dzikusy, wiedziały czyj występ wybrać
-kto jak kto, ale Zachwycająca i Zapierająca Dech w Piersiach Sztukmistrzyni Meryel potrafiła dostrzec wartość swego talentu w każdej sytuacji. W każdej.

Wyprostowała się w końcu, bynajmniej nie z powodu wzroku łajdaka bezczelnie wędrującego po jej ciele. Wyprostowała się, bo znalazła w skrzyni sukieneczkę sięgającą do kolan i zdobioną skromnymi falbankami, taką ładną i prostą, jak zdartą z pastereczki. Coś tak paskudnie zwykłego miało w jej garderobie tylko jeden cel - zostać przerobione na fatałaszki godne kuglarki. Widać sukieneczka jeszcze nie doczekała się swojej kolejności. Ale za to doczekała się bycia zarzuconą na jej smukłe ciało.. które przecież i tak już było ubrane w kreację założoną na występ przed kapłanką!
Niezbyt się przejęła tą pomyłką (?) i ubrana w dodatkową warstwę ponownie zaczęła przeszukiwać skrzynię.

- Na nieszczęście twoje, masz rację. I niestety oznacza to też, że mają swojego szpiega między ludźmi naszego gospodarza. - przyznał czarownik przyglądając się działaniom elfki.- Co robisz?

Zdawało się, że.. ah, elfka nie usłyszała pytania Ruchacza, i to pomimo tych jej długaśnych uszu! Kontynuowała swoje przeszukiwania skrzyni, aż znowu się wyprostowała z nowym znaleziskiem trzymanym w ręce. Tym razem był to mocno, mocno wzorzysty kubrak. Także i on wylądował na jej grzbiecie.

- Całe to jaśniepaństwo chyba nie bardzo za Tobą przepada, skoro nie uwierzyli Twoim słowom o mojej niewinności, co? - zapytała Eshte skupiając spojrzenie na misternych i licznych wiązaniach kubraka. Pociągając za coraz to kolejne rzemyki zaciskała ubranie na swoim brzuchu i piersiach, jak pancerz mający ją ustrzec od złego -Czy może w tym towarzystwie podejrzewanie cudzej żony o szpiegostwo jest czymś całkiem normalnym?

- Może dlatego, że sprawiasz na nich wrażenie, które zaprzecza moim słowom. I co się tak dziwnie ubierasz?
- w końcu zauważył jej ubiór… typowy facet.

-Ubieram się do spania - odparła kuglarka takim głosem, jak gdyby jej działania były czymś jak najbardziej oczywistym, a Thaaneeekryyyst był zwyczajnym ignorantem. Czy po tym zasranym Grauburgu naprawdę nie kręcił się żaden inny mag? Musiała akurat zdać się na pomoc tego łajdaka i ignoranta w jednym?!
I jeszcze przez niego musiała ubierać się w ten mało wygodny, acz bezpieczny pancerz. Bo właśnie te dodatkowe warstwy oraz te pokomplikowane wiązania miały ją uchronić przez magicznymi i lepkimi dłońmi czarownika. Na pewno go zniechęcą do dalszych macanek, prawda?
Oceniając tą nową.. ekhm, kreację, Eshte odkryła otwarcie w swojej obronie! Nie mogła tak ryzykować przy Ruchaczu! Pośpiesznie wygrzebała ze skrzyni pstrokaty szal i okręciła go sobie kilka razy wokół szyi, aż nie został widoczny nawet najmniejszy fragmencik jej wrażliwej skóry.

- Co?- zapytał zaskoczony czarownik. Potem westchnął ciężko i wzruszył ramionami. - Przepraszam. Poniosło mnie wtedy, acz po prawdzie masz talent do wyprowadzania mnie z równowagi. Niemniej nie musisz się obawiać kolejnej napaści. To się nie powtórzy.
To że sam zaczął się rozbierać szykując do snu, nie pomogło uwierzyć jej w jego zapewnienia. Zwłaszcza, gdy podejrzliwym spojrzeniem wędrowała po jego obnażonym i wytatuowanym w mistycznie linie torsie.
Elfka nerwowo poprawiła szal oplatający jej szyję.

Thaaneeekryyyst nie wiedział, i nie miał się kiedykolwiek dowiedzieć, że pancerz sztukmistrzyni miał nie tylko chronić ją przed jego macanki, ale również przed jej własną pokusą do zerwania z siebie ubrania. Nie mogła sobie ufać, kiedy współdzieliła własne myśli z Ognistym Babskiem, a w wozie unosiły się drobinki pyłku wróżek. Ten lubieżny łajdak tylko czekał na kolejną okazję.

-Oczywiście, że się nie powtórzy! - wprawdzie dość gniewnie, ale Eshte przyznała mu rację - Ale wyraźnie jestem tak zachwycającą artystką, że muszę zacząć się lepiej chronić przed wściekłymi bezwstydnikami. Szczególnie przed tymi sypiającymi w moim łóżku.
Jedną dłoń wsparła na biodrze.. no, przynajmniej na warstwach materiału pod którymi ukryła to biodro, a drugą nonszalanckim gestem odrzuciła swe włosy w tył. Cóż, ruch ten miałby w sobie więcej sensu, gdyby posiadała długie i lśniące pukle -Taka jest cena sławy.

- Sama stwierdziłaś, żem twoim mężem jest, a mąż ma prawo do wszystkiego co ukrywasz pod ubraniami.
- odparł półnagi czarownik pakując się na łóżko. - Poza tym nie udawaj męczennicy. Twoje okrzyki były pełne aprobaty dla naszych szaleństw. I nie wmówisz mi że było inaczej.
Klepnął dłonią po pościeli - Gaś kaganki i kładź się spać, jutro musimy wstać wcześnie.

Elfka zgrzytnęła zębami tak mocno, że gdyby tylko było możliwe, to wskrzesiłaby nimi iskry.
Jedna pomyłka. JEDNA, GŁUPIA POMYŁKA, a teraz musiała o niej słuchać z ust każdej napotkanej osoby. Chichotała sobie o niej kapłanka, szlachciurki, wytykali ją najemnicy i nawet czarownik wykorzystywał ją przeciwko swojej żonce. Kto jeszcze plotkował o o domniemanych krzykach przyjemności kuglarki?!

Czy tutejszy druid rozprawiał sobie o tym z okolicznymi zwierzętami?
Czy była głównym tematem rozmów pozostałych artystów?
Czy wielcy panowie lordowie gawędzili sobie o jej prywatnym życiu pomiędzy wymyślaniem kolejnych „subtelnych” sposobów rzucenia jej na pożarcie trollom?

Rozbrzmiewające w głowie echa tych wszystkich chichotów wprawiały we wrzenie jej krew mocniej, niż wspomnienie tego całego.. aktu sprawiającego teraz taką radość całemu orszakowi. Owszem, pragnęła być na ustach CAŁEGO świata, ale nie z takiego parszywego powodu!

Wbrew słowom wszelkiego rodzaju mędrców i astrologów, Eshte zaiste położyła się do łóżka w złości. Gdyby słuchała wydumanych porad tych brodaczy na temat szczęścia w małżeństwie, to chyba już nigdy nie kładłaby się spać. A przynajmniej do czasu, aż odczepi od siebie tego wyjątkowo parszywego kleszcza w okularach. Ale tak w ogóle, to wcale nie byli małżeństwem, zatem nie dotyczyły jej te złote myśli brodatych staruchów!

Ech… to nie była przyjemna noc dla Eshte.
Nie mogła przestać myśleć o byciu pośmiewiskiem dla całego orszaku. Na dodatek ta zbroja złożona z wielu różnych, niedopasowanych do siebie ubrań była zwyczajnie niewygodna do leżenia. Przy każdym swoim ruchu odkrywała nowe fragmenty tego pakunku, które podwijały się, zawijały i zaciskały. A jak gdyby już w nich nie było wystarczająco gorąco, to jeszcze obecność Ruchacza tuż obok budziła w niej inny rodzaj gorąca. Zwłaszcza, że wbrew jej głośnym ( ale nie za głośnym ) i silnym protestom łajdak podczas snu objął ją ramieniem i przycisnął do siebie.

Uciążliwe ubrania, galopujące myśli i konflikt pragnień sprawiały, że kuglarka nie mogła długo zasnąć. Naturalnie Pani Ognia dorzucała swojej oliwy do ognia, bowiem podsuwała różne pomysły na „zemstę” na czarowniku.
A były to pomysły, które ściągnęłyby na Eshte jeszcze więcej niedwuznacznych spojrzeń i chichotów. Nic więc dziwnego, że większość nocy spędziła na usilnym wzbranianiu się przed nimi.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-05-2021, 03:16   #132
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Obudziło ją klepnięcie w pośladek.

- Wstawaj… mamy wiele do zrobienia.- rzekł irytująco wypoczęty Ruchacz, mimo że słońce jeszcze nie wynurzyło się zza horyzontu.

Elfka z wielkim wysiłkiem podniosła ciężkie powieki, po czym szybko opuściła je z powrotem. Przecież nadal ciemno było, łajdakowi musiało się coś już porządnie pomieszać w tym głupim łbie. Niech sobie sam wstaje i robi.. no, cokolwiek można było robić o zimnym poranku przed wschodem słońca.
Ale nic takiego nie powiedziała. To było zbyt dużo słów na tak wczesną porę. A może tak późną? Jedyne co była w stanie zrobić, to zmienić się w rozkosznego naleśnika poprzez owinięcie się ciaśniej kocem.
-Idź sobie.. dopiero się położyłam.. -wymamrotała gdzieś z okolic burzy skołtunionych włosów, które jako jedyne wystawały znad koca i zdradzały obecność Eshte.

- Nie mamy czasu do stracenia.- odparł czarownik mocniej klepiąc ją po zadku.- No… już wstawaj leniuszku. Wyśpisz się w grobie.

-Sam zaraz trafisz do grobu...
-pogroziła mu kuglarka z wnętrza swojego rozkosznie przytulnego kokonu. Warstwa koca i nadmiaru ubrań sprawiała, że klepnięcia mężczyzny na jej pośladkach były trochę mniej odczuwalne, więc elfka kontynuowała swe usilne próby ponownego zaśnięcia. Nie pamiętała snu, z którego wyrwał ją ten łajdak. Może śniła o czymś przyjemnym, może przewracała się z boku na bok w koszmarze. Nieważne. Wszystko było lepsze od bycia budzoną przez nadgorliwego zbereźnika.

Przez chwilę panowała błoga cisza i spokój, pomijając oczywiście szelest tkanin. Aż w końcu… przyjemne brzęczenie monet połączone z ironicznym głosem Ruchacza - Co ja tu znalazłem… sakiewkę pełną monet. Chyba zatrzymam ją dla siebie, skoro nikt nie zgłasza pretensji.

Powoli, powolutku najpierw spod krańca koca wychynęła reszta burzy włosów elfki, a potem błysnęły oczy wpatrzone w czarownika i sakiewkę. JEJ sakiewkę. Zakaz dotykania cudzych rzeczy działał tylko w jedną stronę i z całą pewnością nie dotyczył samej Eshte!
- Co Ty.. robisz? -wycedziła powoli przez zęby. Gdzieś zniknęło całe jej zaspanie i spojrzenie miała bystre, skupione. Wściekłe.

- Budzę cię… i najwyraźniej mi się udało.- sakiewka została rzucona ku niej. Kuglarka instynktownie ją pochwyciła. Czarownik wstał i rzekł.- Ubieraj się… czas na naukę. Musimy tylko znaleźć sztylet i… czegoś tu brakuje.
No bo i brakowało. Był co prawda fajkowy lis drzemiący w utworzonym z szat maga “gnieździe”, ale nigdzie nie było widać… wróżki.

Eshte z czułością przytuliła sakiewkę do swych piersi i rozdarła usteczka w szerokim ziewnięciu. Potrzebowała dłuższej chwili na zastanowienie się nad słowami czarownika, a potem jej reakcją były głośniejsze wypowiedzenie tych zaskakujących słów -Ależ mi się marzy posłuchanie z rana miłosnej ballady!
Odczekała na radosną odpowiedź, której towarzyszyłby chichot przypominający dzwoneczek oraz szybki trzepot groźnych, barwnych skrzydełek. Ale wóz nadal wypełniała cisza.
-Nie? Nic? -zdziwiła się kuglarka, ale nie na tyle, by miało to ją gwałtownie podnieść z łóżka. Kradzież sakiewki ją obudziła, ale nadal się wylegiwała leniwie -Może Trixie całą noc zabawiała tawernę i biedna zasnęła w brodzie Dziadunia?

- To możliwe… poszukamy jej później. Na razie sztylet i…
- czarownik spojrzał z politowaniem na swoją fałszywą “małżonkę”.- … a tobie chyba się marzą poranne figle w głowie, co?

-Ja już się obudziłam, ale Ty to chyba jeszcze śnisz, co?
-rzuciła elfka od niechcenia. Niezbyt się przejęła groźbami czarownika i nie podniosła tyłka z łóżka. Ale przynajmniej przekręciła się na nim odrobinę, aby ręką łaskawie machnąć w kierunku przymkniętych szafek - Sztylet jest w którymś garnku, o tam. Wciśnięty głęboko i pozawijany w Twoją koszulę..
Widać sztukmistrzyni Meryel miała swój sprawdzony sposób na ochronę podejrzanych przedmiotów znajdujących się w jej posiadaniu. Albo na ochronę siebie samej przed nimi. Także i ten gadający amulet Thaaneeekryyysta wepchnęła gdzieś głęboko między jego rzeczy, żeby nie mógł już jej bezczelnie podglądać.

- Zauważyłem, że strasznie lubisz podkradać mi ubrania.- mruknął jej “mężuś” zabierając się za przetrząsanie jej kryjówek. W końcu triumfalnie wyciągając sztylet z jednej z nich. - Mam. No to możemy się wymknąć, byś mogła się czegoś nauczyć.

- Wymknąć?
- powtórzyła elfka i jej podejrzliwość była jak najbardziej uzasadniona -Jak ostatnim razem się z Tobą wymknęłam, to wróciłam z intruzem siedzącym w mojej głowie. Nie mam ochoty złapać z Twojej winy kolejnego pasożyta.
Tak właściwie.. to Thaaneeekryyyst też był trochę takim pasożytem, co nie? Niby pomagał kuglarce w pozbyciu się znamiona Pierworodnego, ale jakoś długo mu to zajmowała i w najlepsze sobie pasożytował na jej gościnności.

- Grywasz czasem w karty? - zapytał ni z tego ni z owego Czaruś, budząc podejrzliwość Eshte. Oczami wyobraźni widziała już partyjkę w której to ten łajdak ogrywa ją w karty ze wszystkich monet, a potem z ubrań. Brrr… paskudna wizja, co innego gdyby to on tak skończył.

Instynktownie mocniej przytuliła do siebie pękatą sakiewkę.
-Mooooożeeee.... -odparła przeciągając to jedno słowo w ustach i wbijając w mężczyznę spojrzenie ostro przymrużonych oczu -Czemu pytasz?
Czy on przypadkiem.. nie był teraz trochę.. tak jakby.. biedny? Własna rodzinka się go pozbyła, nie mógł już polegać na.. no.. tym czym się zajmował w Grauburgu, cokolwiek to było. Może dlatego się dobierał do JEJ sakiewki? Może planował ograć ją w karty ( ha, naiwny! ), przywłaszczyć sobie jej dobytek i wydać drogocenności na kolejne czarno-czarne sukienki?!
Przecież to kuglarka tak robiła podpitym gościom tawern!

- Więc powinnaś wiedzieć, że nie należy odsłaniać swoich kart. Wymykamy się po to, by nikt nie wiedział o tym, że będziesz mogła zmienić się w latającego jaszczura. By ta sztuczka była to twoim asem w rękawie. A dobrze wiesz, że nikt nie powinien wiedzieć o asie ukrytym w twoim rękawie.- wyjaśnił Ruchacz wstając i przyglądając się sztyletowi.

-Noooo.... -Eshte nie była zbyt chętna to przyznawania racji komukolwiek, a już szczególnie temu przemądrzałemu łajdakowi. Zatem tego nie zrobiła. Ale z ulgą poluzowała uścisk na swojej sakiewce.
Odrzuciła z siebie koc, po czym w końcu usiadła na łóżku. Przeczesała palcami włosy, co wcale nie pomogło w ułożeniu tej skołtunionej burzy kosmyków sterczących w każdą stronę świata.
-A do-ooooo-ooooh-kąd się wymkniemy? -zapytała rozdziawiając usta w szerokim ziewnięciu i nawet nie myśląc o uprzejmym zasłonięciu ich dłonią.

- Gdzieś w las, gdzie nam nikt nie będzie przeszkadzał.- stwierdził czarownik przyglądając się dzikiej elfce w niedopasowanej sukni, która wyglądała spocony obraz nędzy i rozpaczy. - Nie martw się, przy mnie będziesz bezpieczna.

Brzydki grymas wykrzywił twarz kuglarki. Przyczyną było zawstydzenie tą niespodziewaną troską mężczyzny, ale również.. obrzydzenie tą słodyczą spływającą z jego ust. Nie nawąchała się pyłku wróżek, żeby zacząć się rozpływać z zachwytu nad jego troską.
-Tak jak byłam bezpieczna w kręgu, co nie? - prychnięciem zderzyła jego czułość ze swoją ironią. Zeskoczyła z łóżka i zabrała się za rozwiązywania misternych wiązań kubraczka, który lepiej ochronił ją przed zapędami Ruchacza niż on ją przed kaprysami Dzikuna -Tym razem też polecimy na Twoim pieszczoszku?

- Zdecydowanie tak. Za to ja byłem tam w niebezpieczeństwie, wystawiony na kaprysy potężnej magiczki czerpiącej nieskończoną moc wprost z samego Dzikuna.
- odparł żartobliwie czarownik wodząc wzrokiem po kuglarce.- Nie, tym razem się przekradniemy. Umiesz się skradać, prawda? Przemkniemy oboje przez straże.

-Oczywiście, że potrafię
-odparła Eshte wzruszając ramionami. Rozluźniła ostatnie wiązanie kubraczka i szybko się go pozbyła odrzucając na łóżko za sobą. Następnie pochwyciła za kraniec sukienki i bezceremonialnie zadarła ją wysoko. Oh, zrobiła to w towarzystwie Thaaneekryyysta tylko dlatego, że pod spodem miała kolejną warstwę ubrań. Oto rozgarnięta elfka.
-Hej, a może po prostu pojadę na polowanie na tej Twojej skrzydlatej bestii, co? -zapytała, kiedy już jej głowa wynurzyła się spod falban zdejmowanej sukieneczki. Jeśli wcześniej ostały się jakieś leżące kosmyki jej włosów, to po ściągnięciu tej warstwy z pewnością już wszystkie sterczały w artystycznym chaosie -Jego pazury byłyby przydatne, a w razie potrzeby po prostu mogłabym na nim odlecieć.

- A potrafiłabyś ją ujarzmić? Moja bestia słucha tylko mnie. To nie jest jeden z tych nizinnych gryfów. Górskie są złośliwe.
- przypomniał jej Ruchacz sam również zabierając się za przebieranie. I co gorsza on nie miał problemów z odsłanianiem przed nią ciała.- I tak cudem jest, że w ogóle cię toleruje.
- Ja bym chętnie ciebie ujarzmiła.
- wyrwało się elfce zezującej w jego kierunku, ale on na szczęście tego nie usłyszał.

Oczywiście noszący okulary czarownik nie był w jej typie. Ani trochę się nie podobał. Tylko… co chwilę zerkała w kierunku jego odsłoniętego torsu, ramion… wodziła wzrokiem po jego tatuażach, jakby chciała wodzić po nich paluszkiem i językiem… a jego język wykorzystać w bardziej przyjemny spo…
Ugh! Zimny prysznic… by się przydał. Jak to w ogóle się stało, że wczorajsza napaść zamiast obrzydzić jej Ruchacza tylko dołożyła drew do ognia? Jakim cudem Dzikun wsadził jej do głowy tak niewyżytego babsztyla?! Odpowiedź na to niestety znajdowała się u jego druidów.

Czy.. on.. nie miał w sobie.. za grosz.. PRZYZWOITOŚCI?! Wściekła na czarownika, wściekła na Panią Ognia mieszającą w jej głowie, Eshte zgrzytnęła mocno zębami i gwałtownie odwróciła głowę od tego widoku. No żesz mógłby się najpierw przebrać, a dopiero potem ją budzić. Czy ona mu wchodziła do domu i się rozbierała? NIE! Niby szlachciurek, niby jakoś tam lepiej urodzony i wychowany, blah blah, a jednak zachowywał się jak zwykły kmiotek!

-Możesz po prostu ze mną pojechać na polowanie i sam go ujarzmiać - mruknęła starając się przegadać własne myśli i nawet kącikiem oka nie zerkać na roznegliżowanego Ruchacza. Zbliżyła się do skrzyni i wygrzebała z niej ciepłą narzutkę, którą ochroniła się przed chłodem poranka oraz niewyspania. Pochwyciła też smukłą fajeczkę i wsadziła ją sobie do kieszeni.

- Taki mam plan. Boję się jednak że Henrietta może robić wszystko by go pokrzyżować.- odparł ponuro czarownik nieświadom strasznych dylematów Eshtelei.- I może się jej udać.

-No to musimy być od niej sprytniejsi. To raczej nie będzie problemem
-stwierdziła elfka z pełnym przekonaniem w głosie, przynajmniej jeśli mowa była o jej własnym sprycie. Czarownik jednak bywał zbyt naiwny jak na jej gust - I będzie łatwiej, jeśli tym razem nie będziesz się pierwszy wyrywał jej na ratunek. Dama w opresji jest jedną z najstarszych sztuczek świata.

Na koniec swych przygotowań do wyjścia podeszła jeszcze do przytulnego gniazdka Skel'kela. Z zazdrością nachyliła się nad tym słodko śpiącym pieszczoszkiem i cmoknęła go delikatnie w sterczące uszko.
-Pilnuj wozu, maleństwo -nic dziwnego, że dla Thaaneeekryyysta miała w zapasie tylko szyderstwa i złość, skoro całą swoją czułość przelewała na fajkowego liska. Ale czy można było się oprzeć tym oczkom błyszczącym jak dwa paciorki? Temu maleńkiemu noskowi jak guziczek?

- Przyznaj się. Po prostu jesteś zazdrosna o moją uwagę. I chciałbyś bym tylko poświęcał ją tobie.- odparł czarownik wychodząc z wozu.

Obecnie w obozie, jak i w osadzie panował jeszcze mrok. I strażnicy przysypiali na swoich stanowiskach. Czarownik najwyraźniej miał jakąś wprawę w podkradaniu się, bo ruszył przodem. Po drodze minęli jednookiego krasnoluda, który trwał na stanowisku przy wozie kuglarki. Spojrzał na nich zdrowym okiem przyglądając się bacznie i pytająco. Tancrist przyłożył zaś palec do swoich ust spoglądając na niego. Krasnolud skinął głową.
Czarownik pokazał gestem splecionych dłoni “motylka” czy też “ptaka” i skinął głową w kierunku osady.
Krasnolud przytaknął, udał gest picia piwa i przyłożył dłoń do policzka udając spanie.
A Ruchacz odpowiedział mu gestem palców wędrujących po przedramieniu. Jednooki skinął głową, wstał i otrzepawszy spodnie ruszył w głąb osady.

Ugh. Zatem nawet skradanie się i milczenie nie powstrzymywało Thaaaneeekryyysta przed ględzeniem. To już musiał być talent, ale nie jeden z tych zachwycających, jakimi szczyciła się kuglarka.
Nie wiedziała co powiedział krasnoludowi, ani czemu właściwie Dziadunio siedział przed jej wozem. I jak długo. Sama płynnie porozumiewała się w zgoła.. odmiennym języku wykorzystującym gesty do okazania niezadowolona i wyzwania kogoś od miłośnika owiec. Nie urządzała sobie pogawędek o motylkach i ptaszkach.

Skradanie się za plecami strażników było poważną sprawą, więc nawet Eshte siedziała cicho. Znaczy nie siedziała, tylko szła w ślad za czarownikiem. Nasunęła na głowę szeroki kaptur, pod którym wyraźnie odznaczyły się jej długie uszy.

Wkrótce dotarli do strażników przy bramie i tam… Czaruś się popisał. Kilkoma ruchami palców i kilkoma szeptami sprawił, że perlisty dziewczęcy chichot rozległ się zza pobliskich krzaków. I strażnicy oczywiście ruszyli tam, by sprawdzić jego źródło. Dając obojgu możliwość wymknięcia się z osady.
Cała ta scenka przyprawiła Eshte o prychnięcie niedowierzania.

-No to ja już się nie dziwię, że szlachciurki są ciągle przez kogoś napadane. Pewno w Grauburgu też wystarczył głupi chichot, aby strzygi i Pierworodny bez problemu sobie weszli do zamku -mówiła cicho, nie chcąc zwrócić na nich uwagi strażników. Choć dla nich pewnie i tak bardziej kuszącym odgłosem był ten niewieści chichocik roztaczający wizję figli w krzakach niż pogardliwe mamrotanie sztukmistrzyni -Pan Hrabia powinien dopilnować swoich strażników zamiast zarzucać artystom szpiegostwo.

- Nie nasz to problem.
- odparł Tancrist wchodząc głębiej w las i rozglądając się bacznie.- My musimy znaleźć miejsce w którym mogłabyś się podszkolić nieco w magii.
Poprawił okulary.- Pamiętaj że tutejsze elfy nie mają żadnych powodów, by nas lubić.

-Mów za siebie. Ciebie rzeczywiście mogą nie lubić, bo jesteś ze szlachciurskiego rodzaju. Ale jaaa...
-w teatralnym geście Eshte przyłożyła dłoń do swej piersi wypchniętej w dumie -Ja im nie dałam żadnego powodu do bycia zestrzeloną z łuku. Wiedzą kim jestem, skoro to właśnie po moim występie zaatakowali orszak. Uprzejmie poczekali aż skończę.
Ah, zachwycająca twórczość sztukmistrzyni Meryel sięgała nawet ku takim dzikusom żyjącym w najgłębszych ostępach świata. Oświecała ciemnotę swoim magicznym ogniem. Olśniewała prostackie serca swoim tańcem. Odbierała dech w p...

Zimny dreszcz przeszył kuglarkę, kiedy nierozważnie powiodła spojrzeniem po otaczającym ich ciemnym, mrocznym lesie. Poranne mgły prześlizgiwały się między drzewami niczym blade stwory, a cienie.. kto wie co mogło siedzieć w tych cieniach. Nie była leśnym elfem, aby czuć się komfortowo wśród szeleszczących gęstwin.
Pośpiesznie przydreptała bliżej Thaaneeekryyysta, coby przypadkiem się nie zgubił w lesie, po czym zapytała go szeptem -Myślisz, że czają się gdzieś w tym lesie?

- To możliwe. Myślę, że planują kolejny ruch. Ich celem oczywiście jest nasz gospodarz, ale ty… zabiłaś trolla. Więc jesteś zagrożeniem, które warto wyeliminować zawczasu… i choć elfką jesteś, to dla nich… zdrajczynią własnej rasy.
- straszył ją Ruchacz z łobuzerskim uśmiechem ruszając w kierunku głębi lasu i będąc wyjątkowo czujnym.
- Nie dam cię skrzywdzić.- dodał mimochodem po kilku krokach.

-A mogliśmy polecieć na Twojej bestii.. -marudziła Eshte pod nosem, jednak szła tak blisko za mężczyzną, właściwie prawie mu wchodząc na plecy, że dobrze słyszał każde jej słowo - Z góry łatwiej byłoby znaleźć jakąś polankę.. albo wypatrzyć stada tych dzikusów..

Rozglądała się po lesie w poszukiwaniu zagrożenia, a jednocześnie starała się nie wpatrywać zbyt mocno w te podejrzane kształty tworzone z mgieł i krzewów tonących w ciemnościach. Świerzbiły ją paluszki, aby po prostu pstryknąć i swoim bezpiecznym ogniem rozświetlić trochę cienie oblegające ich z każdej strony.
Tym bardziej, że Ruchacz prowadził ją poprzez las, który wydawał się nieco... zbyt magiczny jak na gust Eshte. I w to negatywnym tego słowa znaczeniu.




Pochłonięte przez mgłę drzewa przypominały powykręcane macki starożytnego potwora udające tylko pnie i gałęzie. Oczywiście po to by pewne słynna artystka i fałszywy oraz zarozumiały małżonek zostali pochwyceni i pożarci przez nie. Zdecydowanie przydałby się tutaj duży gryf Ruchacza.

Czarownik zaś wydawał się nie zwracać na upiorność otoczenia. Jakby wiedział gdzie idzie. Na jakiej to podstawie?! Kuglarka co prawda nie czuła zbytniej więzi z leśnymi krewniakami jak i samym lasem, ale jej pseudomałżonek był przecież szlachciurkiem. Co on wiedział na temat lasu?

I czy ona przypadkiem nie za bardzo zawierzała Ruchaczowi swoje życie?! Oto właśnie prowadził ją coraz głębiej w mroczny las, gdzie na pewno nikt jej nie odnajdzie, kiedy już zostanie przez niego
okradziona, zabita i zgwałcona! W takiej kolejności! Tylko Dziadunio wiedział o ich małej wyprawie o poranku, ale przecież on był kamratem czarownika! Pewnie razem uknuli plan na zwabienie sztukmistrzyni w dzicz, poderżnięcie jej gardła i porzucenie na pastwę zwierząt!

Eshte wciągnęła gwałtownie powietrze w płuca i skupiła spojrzenie już nie na potworach czających się za każdym drzewem, ale na kłamliwym łajdaku idącym tuż obok.

Ej, ej.. a jeśli to wcale nie był Thaaneekryyyst? Coś zbyt dobrze lawirował po tej leśnej gęstwinie. A jeśli on sobie w najlepsze drzemał w gospodzie i jakiś parszywy elf z pomocą magii przyjął jego postać? Niewątpliwie za sprawą knującej Paniuni! Jej tatusiek szukał intrygantów wśród artystów, a to tuż pod nosem miał swoją zdradziecką latorośl!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-05-2021, 03:34   #133
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Jak dobrze, że Eshte była utalentowanym adeptem sztuki magicznej i znała sposób na przejrzenie takich nędznych sztuczek. Niewiele dłużej myśląc, bo przecież nie było na to wiele czasu, zamachnęła się szeroko ręką, po czym otwartą dłonią klepnęła mężczyznę w pośladek. Żadna iluzja nie mogą przetrwać takiego ataku, nie?

Zadek Czarusia iluzją nie był. Był za to twardy i sprężysty pod tymi tkaninami. Przyjemnie było go klepać.
- Hej! Co ty robisz? Też ci się zebrało na amory! - krzyknął zaskoczony tą napaścią czarownik i spojrzał na kuglarkę dodając. - Do odpowiedniego miejsca tam.
Po czym przedarł się przez krzaki wprost na rozległą polankę - Idealnie.. jesteś gotowa?

Nie było idealnie. Było mglisto, trawa była mokra, gleba bagniście miękka, a wśród kolczastych krzewów rosnących pomiędzy upiornie wykręconymi drzewami, krył się pewnie cały zastęp elfów z gromadą trolli!

-Nooo.... może Ty się pierwszy przemień w gadzinę, co? Pokażesz mi jak to zrobić.. - zaproponowała Eshte wodząc swoim SOKOLIM spojrzeniem po leśnym gąszczu kryjącym.. co? Coś na pewno. Wcale nie czuła się komfortowo odwracając plecami do nieznanego zagrożenia. Problem był taki, że to zagrożenie mogło wyskoczyć z każdej strony otaczającego ich lasu. Zabawne, że jej słowo „idealnie” oznaczało zupełnie co innego niż w ustach czarownika.

- Jesteś pewna? Może lepiej jak bym ci wytłumaczył, co? Patrzenie niewiele ci da.- wziął sztylet do ręki i pokazał go kuglarce. - Wystarczy się i przelać moc z siebie do sztyletu, a zapieczętowana w nim magia zrobi swoje.

Ciało czarownika zaczęło rosnąć i puchnąć. Dłonie zmieniały się w skrzydła, twarz przekształcały się w pysk. Ruchacz ze zwykłej lubieżnej gadziny, zmieniał się w dużą łuskowatą gadzinę z ogonem zakończonym żądłem. W brązowego wywerna!. Niezbyt dużego, bo wielkości gryfa… ale jednak wywerna.




Krótki krzyk wyrwał się Eshte z ust, co było jak najbardziej właściwą reakcją na widok smoka urzeczywistniającego się tuż przed nią. Niby wiedziała, że pod tymi łuskami i za tymi ostrymi zębami krył się Thaaaneeekryyyyst ( jeśli to rzeczywiście był on! ), ale wrażenie i tak obudziło w niej odruch ucieczki. Tylko przez pierwszą chwilę.
W kolejnej już przyglądała się gadzinie z takim zachwytem, na jaki raczej nie mógł liczyć czarownik w swojej ludzkiej postaci.

-Przynajmniej teraz jesteś ładniejszy - zażartowała śmiało, bo przecież mało kto miał okazję śmiać się smokowi prosto w pysk. A już na pewno nie więcej niż jeden raz -I ja też tak będę mogła się przemienić? I latać? Zionąć ogniem? -całkiem już zapomniałam o elfach przyczajonych w lesie. W zafascynowaniu podskakiwała to do szponiastych łap, to do boków z wyrastającymi skrzydłami, to do długaśnego ogona, to znowu przyglądała się sobie w lśniących ślepiach. Dotykała ostrożnie, gładziła, a jej pytaniom chyba już nigdy nie miało być końca -Tryskać jadem? Porywać księżniczki? Zjadać rycerzy? Gromadzić świecidełka?

- Jedynie kłuć żądłem i paszczą gryźć…i latać. To nie smok, tylko wywerna… albo wywern.
- odparł głębokim barytonem Tancrist podążając pyskiem za wodzącą paluszkami po jego łuskach elfką.
- Zionąć ogniem nie będziesz, a latać.. latać dopiero musisz się nauczyć. Zmiana postaci nie obdarza cię tą wiedzą. I po to tu jesteśmy. Byś nauczyła się latać jako wywerna. - dodał wysuwając długi jęzor, którym musnął Eshte wywołując mimowolny pisk, kiedy coś ciepłego i lepkiego musnęło jej wrażliwe ucho. Nawet w postaci wielkiej jaszczurki był z niego lubieżnik!

Elfka zachichotała sobie wesoło. Jak dla niej Thaaneeekryyst mógłby już zostać taką bestią na zawsze, o wiele łatwiej tolerowała jego wybryki, kiedy był pokryty łuskami i dawał ujście zebranej w niej fascynacji. Tak jak choćby teraz, kiedy pochwyciła dłońmi za jego paszczę i rozwarła ją szeroko, by móc dobrze się przyjrzeć jego długim i ostrym zębom.
-Nooo, ale takimi zębiskami to można odgryźć komuś głowę, nie? -niewiele brakowało, a samą sztukmistrzynię mógłby pozbawić jej poczochranej główki i nauczyć raz na zawsze, aby nie wsadzać jej do gadziej paszczy - Jakie to uczucie mieć skrzydła? A ogon? I czemu wywerna, a nie smok?

- Bo w sztylecie jest wzorzec wywerny, nie smoka.
- odparł Ruchacz odsuwając zębatą paszczę od głowy elfki, co by uniknąć takiego wypadku. - Tak. Można paszczą zdekapitować, ale ty lepiej zostań przy żądle. Atak paszczą wymaga umiejętności, których ty nie posiadasz, a co do skrzydeł… wkrótce sama się przekonasz.

Kuglarka jeszcze raz pogłaskała gadzinę po szyi, jak gdyby stał przed nią tylko kolejny koń, a nie kreatura żywcem wyjęta z pogłosek i przechwałek. Łuski nie były tak przyjemne pod palcami jak sierść czy futro, ale możliwość bezpiecznego dotknięcia takiej bestii nie nadarzała się zbyt często. Musiała się nacieszyć na zaś. A i podglądające ich dzikusy musiały teraz sterczeć w osłupieniu na widok Eshte z oswojoną wywerną.
Zaraz odsunęła się na kilka kroków i radośnie przyklasnęła w dłonie, czemu towarzyszyło dziarskie ponaglanie mężusia -Teraz moja kolej! Moja kolej!

- Twoja? Przecież sztylet nie podobał ci się.
- drażnił się z nią Tancrist. W końcu jednak zaczął się kurczyć tracąc łuski, skrzydła i wracając do swojej nudnej ludzkiej postaci. - Łatwo go używać. Po prostu skup się na nim i pozwól by cię poprowadził. Magia zapisana w sztylecie poprowadzi cię sama.

Kuglarka kiwała niecierpliwie głową. Znowu gadał.
- Musi być łatwo, skoro Tobie się udało - stwierdziła złośliwie, ale nie przyłożyła się za bardzo i nawet nie połączyła tych słów z krnąbrnym uśmieszkiem. Była zbyt rozkojarzona wizją przemiany w gadzinę i wzniesienia się wysoko w powietrze.

Pochwyciła szybko sztylet, wszak jej własność, z rąk Thaaneeekryyysta i zacisnęła dłonie na zdobionej rękojeści. Cóż, jej wątpliwości szybko się rozwiewały kiedy w grę wchodziły skrzydła wyrastające z pleców. Już raz udało jej się bez większego skupienia zmienić rękę w łuskowatą łapę, więc reszta gadziego ciała nie powinna być bardzo trudna. Może wcześniej sztylet się buntował pod jej dotykiem, bo bestię siedzącą na rękojeści nazywała smokiem zamiast wywerną?

Przymknęła oczy dla lepszego skupienia, lecz cały czas lekko się trzęsła z podekscytowania. Magia zawrzała jej gwałtownie w żyłach.

- Spokojnie… bez pośpiechu… dobrze ci idzie.- słyszała czując się taka jakaś ociężała i masywna.
Rosła, dłonie zatraciły zdolność chwytania, zęby zrobiły się ostre i co to za nowe uczucie? Jakaś dziwna wijąca się kończyna którą kontrolowała? Machając nią wesoło na boki.
Ogon! Eshte była dumną posiadaczką ogona i skrzydeł.

Eshte… była wywerną.






Otworzyła błyszczące ślepia i sama zmiana w wysokości, z jakiej spoglądała na czarownika, wyrwała z niej uradowane prychnięcie, które w wykonaniu wywerny brzmiało.. co najmniej zatrważająco.
Udało się! Udało! Zresztą, czy naprawdę miała jakieś powody do wątpliwości? Skoro Ruchacz potrafił korzystać z magii sztyletu, to sztukmistrzyni też potrafiła to zrobić - i to lepiej od niego!

Naturalnym odruchem towarzyszącym jej przez wiele lat swego życia, Eshte chciała dotknąć twarzy i poczuć pod palcami każdą łuskę, każdy jeden ostry ząb wypełniający jej us.. paszczę. No tak, ale nie miała rąk, a co dopiero palców. Miała za to błoniaste skrzydło, któremu przyglądała się teraz z niedowierzaniem. Poruszała nim ostrożnie, niezręcznie, ale nawet takie ruchy komentowała przeciągłymi „UuuuuUUuuu” i „aaaAAAaaahhh” dobiegający gdzieś z głębin jej gardzieli.

- Wyglądasz na uroczą gadzinę… tylko ze skrzydłami uważaj. Są delikatne.- na czarowniku jej nowa postać widocznie nie robiła wrażenia, bo od razu zaczął się wymądrzać.

- Delikatne? -powtórzyła Eshte przyglądając się błonom rozciągającym się na powoli rozkładanym i składanym skrzydle. „Delikatność” było ostatnim określeniem jakie przychodziło jej na myśl, kiedy patrzyła na podobną sobie gadzinę. Przydałyby jej się teraz palce do sprawdzenia prawdziwości słów mężczyzny, ale przecież ich nie miała. Ale za to miała coś innego..

Ogon! Pochyliła głowę i wykręciła długą szyję, by móc się lepiej przyjrzeć temu biczowi nabijanemu kolcami. Jakież to przedziwne uczucie, że mogła nim poruszać z równą swobodą co ręką czy nogą. Myślała o leniwym zakołysaniu nim na boki i tak też się działo. Chciała prześlizgnąć się ogonem pośród źdźbeł trawy i tak też robiła. Trzask prask strzelała nim na boki!
W swoim zafascynowaniu kuglarka nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła podążać za tą swoją dodatkową kończyną. Każdy jej ruch był interesujący, żaden nie mógł jej umknąć. Dlatego zaczęła się za nią kręcić, niczym pies goniący swój ogon. Duży, pokryty łuskami i dość pokracznie poruszający się pies.
Ruchacz zaś cofnął się, usiadł na pieńku i czekał aż Eshte się… wyhasa. Uśmiechał się przy tym obserwując jej “zabawy”.

Kuglarkę już nie tylko zachwycało to nowe doświadczenie, ale także związany z nim ogrom artystycznych możliwości! Przemiana w wywernę byłaby wspaniałym zwieńczeniem jej występów! Może niekoniecznie w wioskach i małych miasteczkach, bo tamtejsi ludzie mogliby mieć problemy z rozróżnieniem sztuki od prawdziwej bestii pragnącej pożreć im krowy i owce. Elfka władająca ogniem i przeobrażająca się w gadzinę to zbyt wybuchowa mieszanka dla prostych umysłów. Ale przed pozostałymi mogłaby ryczeć, błyskami ostrymi zębami, machać ogonem i..
I wzbijać się wysoko w powietrze. Eshte podniosła łeb wysoko ku szaremu niebu widocznemu między koronami drzew. Właśnie dlatego pozwoliła się czarownikowi namówić na ten szalony pomysł, nie? Rozłożyła szerzej skrzydła, po czym zamachała nimi niezdarnie łącząc ten ruch z ociężałym podskoczeniem w miejscu. Więcej miało to w sobie gracji podskakującego kurczaka niż majestatycznej bestii wzbijającej się do lotu. I poleciała mniej więcej tak samo daleko jak kurczak.

Kolejne próby lotu okazywały się coraz większym sukcesem, udawało się jej oderwać coraz wyżej i.. w końcu utrzymywała się przez kilka chwil w powietrzu, niecałe pół metra nad ziemią. Co doprowadziło ją do zaskakującego wniosku. Latanie nie jest aż tak przyjemne. Co innego bowiem siedzieć na grzbiecie majestatycznego gryfa i wzbijać się na nim w przestworza, co innego… samemu odwalać całą brudną robotę wiążącą się z męczącym machaniem skrzydłami i desperackimi próbami utrzymania się dłużej bez kontaktu z ziemią.

Kuglarce nie były obce intensywne treningi, aczkolwiek dotąd zawsze wykonywała je we własnym zwinnym ciele, nie jako.. masywna bestia. Na dodatek zwykle ćwiczenia poddawały próbom jej akrobatyczne możliwości, a latanie do nich nie należało. Elfy nie latały, nawet tak utalentowane jak ona!
Ale to całe machanie skrzydłami okazywało się trudniejsze niż z początku sądziła.

Przymknęła ślepia i raz jeszcze spróbowała wzbić się w powietrze. Niestrudzenie machała skrzydłami, w tej gwałtowności zapominając o zachowaniu jakiegokolwiek rytmu czy skoordynowania. Znów zdołała unieść się odrobinę nad ziemią i utrzymać się chwilę w.. nie, określenie tego „lotem” byłoby dużą przesadą. I szybko się skończyło, gdy opadła ociężale w mocno wydeptaną trawę.

Głośno wypuściła powietrze przez nozdrza stając się pewnie jedną z nielicznych wzdychających wywern. Trochę ją drażniły te ciągłe porażki.
-Szkoda, że nie zabraliśmy ze sobą Trixie.. - odezwała się pomrukiem to czarownika, który przez cały ten czas siedział wygodnie i w najlepsze obserwował jej nieudane próby -Ona potrafi latać..

- Za gadatliwa jest. A ty machasz zbyt chaotycznie… i zamiast biegać jak kaczka, powinnaś najpierw skoczyć w górę i machać mocno i równomiernie skrzydłami. Mniej chaosu, a więcej metodyczności
.- bo oczywiście on wiedział wszystko. Przemądrzalec jeden.

- Nie widziałam, żebyś Ty latał - syknęła kpiąco Eshte, a długi język wysunął się pomiędzy jej ostrymi zębami. Oczywiście, że ten łajdak będzie się wymądrzał również w temacie latania.. czy naprawdę spodziewała się po nim czegokolwiek innego? Na każdy temat miał coś do powiedzenia. Jeszcze trochę i będzie jej dawał wskazówki dotyczące jej występów!

Ale nie było w okolicy nikogo innego chętnego podzielić się z nią poradami. Nie miała większego wyboru jak posłuchać Thaaneekryyysta. Powoli zaczęła poruszać skrzydłami, aby wyczuć rytm i spróbować machać nimi jednocześnie. Jako akrobatka szczyciła się swoją koordynacją, więc to nie powinno być takie trudne. W końcu te skrzydła były trochę jak jej ręce! O wiele większe, mniej chwytliwe i błoniaste ręce..
Potem postanowiła połączyć to z ruchem nóg. Ugięła je, po czym mocno wybiła się nimi od ziemi.
I poszło jej zaskakująco… łatwo. Przynajmniej jeśli chodzi o lot w górę. Nadal to była harówka, to całe latanie bardziej przypominało pływanie w rzece niż bieganie. Zwłaszcza jeśli chodzi o włożony w lot wysiłek.
Jak.. ptaki.. to.. robiły?!

Eshte oddychała ciężko z wysiłku, kiedy po raz kolejny uderzyła łapskami na ziemię. Czemu to było dla niej takie trudne? Przecież wywerny latały z łatwością, nawet smoki bez problemu podnosiły z ziemi swoje wielkie zady! Ze śmieszną lekkością i cudowną majestatycznością szybowały wysoko po niebie, jak gdyby były jego władcami!

-Co ty na to, żebyśmy przekonali Pana Hrabiego, aby przełożył polowanie na jutro? -mruknęła do Thaaneeekryyyysta po kolejnym odetchnięciu pełną, szeroką klatą wywerny. Poruszyła leniwie skrzydłami, po czym dodała powątpiewająco -Albo.. za miesiąc..

- Nie masz co na to liczyć, ale pociesz się tym, że zmienisz się w wywernę tylko w ostateczności. Gdy ucieczka w powietrze będzie jedynym twoim wyborem. A i potrenuj ataki żądłem.
- czarownik wskazał palcem na pobliskie drzewo.- Na tym celu się skup i nie używaj paszczy do walki. Pamiętaj, że rany zadane bestii przeniosą się na twoje ciało, a ogon jest jedyną fantomową kończą tej bestii.

-Co?! -
warknęła zaskoczona kuglarka.. znaczy wywerna, stąd też to warknięcie zabrzmiało w jej gardzielach jeszcze bardziej wściekle -Najemnicy i dzikie elfy mają więcej doświadczenia w ubijaniu bestii niż ja w ubijaniu najemników i dzikich elfów! Nie mam zamiaru z nimi walczyć!
Może rzeczywiście nie miała zamiaru, ale ogon reagował na jej niezadowolenie i chłostał powietrze.
-O nie, nie. Przemienię się w bestię i wykorzystam ten moment zaskoczenia, żeby odlecieć i zostawić ich daleko w dole, o.. o.. o tak! - Eshte była sztukmistrzynią, a zatem pragnienie popisywania się płynęło w jej krwi. Tak i teraz wypowiadając te słowa rozłożyła szeroko skrzydła, a następnie wybiła się w powietrze prezentując mężczyźnie swój misterny plan.
Mało udana to była ucieczka, bo zamiast szybko odlecieć, ona zdołała zaledwie podskoczyć niczym zraniona kaczka.

- To dobrze, popracujemy jeszcze nad twoją zaskakującą rejteradą. A potem wracamy do obozu. - zadeklarował Ruchacz wyraźnie zadowolony z tej deklaracji. Choć nie omieszkał dodać żartem. - Ja na twoim grzbiecie, oczywiście.

-Nie chcę mieć Twojego tyłka na moim grzbiecie
-syknęła Eshte z obrzydzeniem.
Parszywiec chciał rozsiadać się na JEJ grzbiecie?! Niedoczekanie! Co on sobie myślał, że jest jednym z tych jeźdźców smoków z bajek opowiadanym dzieciom? Z chęcią właśnie teraz rozłożyłaby szeroko swoje gadzie skrzydła, aby wznieść się wysoko i zostawić czarownika samego w lesie. Niech sobie wraca co Gównowa na własnych nóżkach. Wątpiła, aby nawet tutejsze dzikusy zechciały go porwać.

Eshte należała do grona tych wyjątkowo irytujących osób, które zmieniały w talent wszystko czego się tknęły. Była nie tylko zachwycającą akrobatką, kuglarką, adeptką sztuk magicznych i krawcową, ale także uzdolnioną aktorką, znawczynią języków, tancerką i wprawioną szachrajką. Na domiar złego miała też zachwycający gust, nieskończoną wyobraźnię i umiejętność rozsądnego radzenia sobie w każdej sytuacji. Talenty sztukmistrzyni były wprost nie-zli-czo-ne.

Kiedy zaś Cudowna i Zapierająca Dech w Piersiach Sztukmistrzyni Meryel czegoś nie potrafiła, to najczęściej powodem tego była jej niechęć.
MOGŁA śpiewać głosem pięknym i czystym jak słowik, ale po prostu NIE CHCIAŁA.
MOGŁA pokonywać w pojedynkach rycerzy i najemników, ale zwyczajnie NIE MIAŁA OCHOTY.
MOGŁA nawet być najcudowniejszą żoną jaką widziały szlachciurki, ale właściwie to PO CO?
Łaskawie innym pozostawiała lśnienie w mniej interesujących ją dziedzinach.

Ale na przekór temu, że naprawdę mocno chciała wznieść się w powietrze i zostawić Ruchacza w pyle wznieconym jej skrzydłami, to jakoś.. nie mogła. Machała, skakała, sapała, a i tak każda próba kończyła się tylko nieznacznym uniesieniem się nad ziemię.
Może jednak ten sztylet był jakiś szemrany? Może zdobiąca go gadzina była gruba i dlatego elfka miała takie problemy z utrzymaniem się w powietrzu? Bo to przecież nie mogła być jej wina! Jeśli istniał na tym świecie ktoś na tyle zręczny, aby opanować metodę jednoczesnego poruszania skrzydłami i nogami wywerny, to taką osobą była tylko Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré!

Dlatego nie przestawała ćwiczyć. Niesamowite jak wiele zapału do ciężkiej pracy dodawała jej mieszanka wrodzonej zaciętości oraz.. zwykłej chęci utarcia czarownikowi nosa. Ten przecież siedział sobie wygodnie na pniaczku i z uśmieszkiem przyglądał się jej niepowodzeniom. Jednak najgorsze było to, że nie przestawał jej.. uh, doradzać tym swoim przemądrzałym głosem, jak gdyby za tymi szkiełkami sam był bestią doświadczoną w lataniu na duże odległości.

Minęło kilka godzin. Słońce śmielej zaczęło sięgać promieniami między gałęziami drzew i Eshte cała się mieniła w tym porannym świetle. Jednak to nie pot pokrywał jej ciało, nawet pomimo ciężkiego wysiłku włożonego w naukę latania. Wcześniej nawet o tym nie myślała, w końcu ekscytacja lataniem przyćmiewała wszystkie inne zalety tej przemiany, ale.. wywerny się nie pociły. Długo już ćwiczyła, zmęczyła się porządnie, a mimo to nawet jedna kropelka nie spłynęła jej po pysku. Łuski tylko przyjemnie grzały się na słońcu.

Całkiem pewnie czuła się atakując ogonem. Przypominało to trochę poruszanie ognistą wstęgą, którą wykorzystywała w swoim występach, tyle że.. ta łuskowata wstęga była częścią jej gadziego ciała, wyrastała z jej tyłka i kończyła się ostrym kolcem. Oczywiście żaden dzikus, najemnik czy Paniunia nie raczyli się zgubić w lesie, więc jedynymi jej przeciwnikami były okoliczne drzewa. Te były wręcz irytująco.. nieruchome, nawet nie starały się unikać jej ataków. Widywała lepsze drzewa na scenach teatrów.

W kwestii latania nadal mniej miała w sobie z dostojnego orła, a więcej ze zwykłego podlotka cały czas uczącego się latać metodą prób i błędów. Wielu prób, wielu błędów. Ale po takim czasie coraz częściej te pierwsze kończyły się powodzeniem, a coraz mniej było tych drugich. Całkiem nieźle wychodziło jej odbijanie się od ziemi i szybkie przechodzenie w lot, ale nie do końca jeszcze wyczuwała rozmiary swych skrzydeł i nieraz zaczepiała nimi o gałęzie. Możliwe też, że zdarzyło jej się trzasnąć nimi Thaaneekryyysta w głowę. Naturalnie, że przez przypadek.

Starała się nie wzlatywać zbyt wysoko, aby nie dać się zobaczyć strażnikom w Gównowie, najemnikom lub szlachciurkom spragnionym wrażeń. Skoro gotowi byli wyruszyć na polowanie na trolle, to z pewnością nie pogardziliby też łbem wywerny zawieszonym nad kominkiem. Jednak nie mogła w pełni się oprzeć pokusie i kilka razy wzniosła się ponad korony drzew. I warto było.






Na takiej wysokości wiatr powitał ją przyjemnym smaganiem po całym jej gadzin ciele. Orzeźwiające powietrze poranka uderzało w jej nozdrza rozszerzające się w podekscytowaniu, kolejne powiewy rozwiewały jej wł.. no.. nie, nie robiły tego, bo przecież jako wywerna nie miała włosów. Ale za to te tchnienia wiatru wypełniały jej błoniaste skrzydła, niczym jej osobiste żagle łapiące pędy powietrza.
Niezwykłe to było wrażenie, nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego. A widok roztaczający się przed jej oczami.. ten widok! Bardzo kusiło, żeby poszybować dalej i zobaczyć co się znajduje za siedmioma górami, przelecieć nad lasami i przestraszyć elfie dzikusy, zamoczyć łuski w czystych woda morza..

Nawołujący z dołu głos skutecznie ukrócił jej zapał.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 21-05-2021 o 02:00.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-06-2021, 19:49   #134
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
“Nie nadaje się. Do niczego. Zbyt wyzywający. Zbyt prowokująca. W złym guście. Jesteś jeszcze w stanie się w to wcisnąć? Zbyt jaskrawa. Zbyt kolorowa.”

Takich to epitetów nasłuchała się Eshte od Ruchacza przekopującego jej garderobę, ciuch po ciuszku. I krytykującego każdy z jej strojów. Nic mu się nie podobało (choć oczywiście wcale jej to nie martwiło, nic a nic… wcale nie obchodziło jej to, czy mu się w czymś podoba).
Niemniej rosnąca kupka jej ubrań budziła frustrację. Jak on mógł obrażać ubrania które szyła z miłością i poświęceniem i projektowała wkładając cały swój talent?!
- Nic się z tego nie nadaje.- rzekł na koniec Tanekryst poddając się w końcu. - Twoja garderoba jest tania i w plebejskim guście, w dodatku bardziej krzykliwa niż elegancka. Musimy ci znaleźć odpowiednie stroje… w tych tylko wzbudzisz kpiny niż zachwycisz.
Elfka buchnęła chmurą dymu. Nie jak smok, bo przecież nawet sztylet przemieniał ją tylko w gadzinę gorszego rodzaju, która nie potrafiła rzygnąć ogniem. Również ten jej dym nie zalatywał stojącymi w płomieniach domami, a uderzał w nos intensywnym zapachem palonego zielska.
Wściekle zamachnęła fajeczką w kierunku swoich fatałaszków rozrzuconych przez tego łajdaka na samym środku jej domku na kołach. A dopiero co tutaj sprzątała!
- Mam lepszy gust od Ciebie i tych wszystkich Twoich szlachciurków! I zachwycam w KAŻDYM z moich ubrań! -szarpnięciem dłoni zerwała ciuch znajdujący się na samym szczycie tej piętrzącej się góry. Okazał się on być fioletowymi spodniami, których przykrótkie nogawki ktoś przyozdobił kompletem malutkich dzwoneczków. Brzdąknęły wszystkie razem, kiedy Eshte machnęła spodniami przed czarownikiem -Nawet w tym!
- Zabawiasz raczej. Jesteś igraszką dla oka. To coś innego niż zachwyt. To coś innego niż aura szlachectwa wymuszająca szacunek. Jeśli pojedziesz w tym na polowanie będziesz obiektem kpin i żartów. A Henrietta będzie zachwycona.
- stwierdził sceptycznie czarownik nic sobie robiąc z jej tyrady. Następnie zmienił temat. - To gdzie masz stroje które zakładasz na kolacje z wielbicielami… eee… twego talentu?
Eshte powoli pyknęła z fajeczki, aby dać sobie czas na zrozumienie pytania mężczyzny. Na próżno. Jak dla niej to on nadal bredził od rzeczy.
- Skoro są wielbicielami mojego talentu, to czemu miałabym się przebierać w coś innego niż moje kuglarskie kreacje? - zapytała unosząc brwi w powątpiewaniu dla wiedzy Thaaneeeekryyysta na temat kobiecej garderoby. Zresztą, jego czarno-czarna garderoba też nie była przykładem wyjątkowości.
- Eeeech… mam inne stroje specjalnie na okazję kolacji przy świecach. Ale nasz związek tak szybko przeszedł w małżeństwo że miałem się okazję w nich pokazać. - czarownik potarł podstawę nosa dodając.- Skąd by tu… ty chyba przyjaźnisz się z jakąś ważną kapłanką tutaj? Może… ona mogłaby ci pożyczyć jakieś ciuchy?
-No, mogłaby -
przyznała kuglarka z zaskakującą wyrozumiałością dla pomysłu Thaaaneeekryyysta. Przybliżyła dłoń z fajeczką ku Skel'kelowi owiniętemu wokół jej szyi i pożądliwie poruszającego noskiem za smugami dymu - Jeśli chcesz, aby jej ciasne szatki rozeszły się na moich cyckach w trakcie polowania - wykrzywiła wargi w kpiącym uśmiechu - Wtedy to dopiero bym zachwyciła szlachciurków, co? To masz na myśli?
- Widzieli większe. Nimi nie zrobisz na nikim wrażenia. Za to istnieje szansa, że owa kapłanka ma przynajmniej dobry gust. I w jej strojach porazisz wszystkich swoją elegancją i zgasisz uśmieszek Henrietty.-
ocenił jej “małżonek” spokojnie.
-Elegancją? -parsknęła głośno Eshte. Może i tamta elfka powstrzymywała się przed noszeniem najbardziej skąpych strojów, ale trzymane w jej garderobie szaty zdecydowanie nie należały do dystyngowanej i cnotliwej kapłanki -Nie widziałeś jak Arissa się ubiera, co nie?
Pokręciła głową w niedowierzaniu, że łajdak uznawał ubrania Arissy za lepsze od jej własnych. Następnie pochyliła się ku tej niemałej górze, na którą składały się jej wyjątkowo barwne fatałaszki, i zaczęła się przez nią przekopywać.
-A gdybym wzięła to.. i ubrała jeszcze na siebie to.. dorzuciła to.. i to też.. - mruczała odrzucając jedne elementy swej garderoby, a wyciągając inne. Wbrew temu co mógł sobie myśleć, wybór kuglarki wcale nie był przypadkowy i UWAŻNIE dopasowywała do siebie wszystkie fragmenty stroju. To co stworzyła potem przyłożyła do swojego ciała i zapytała trzymając fajeczkę w zębach -I czo Ty na to?
- Na pewno chcesz… udawać kapłankę Dzikuna? Wyglądasz w tym jak druidka.
- ocenił ją jej mężuś obchodząc ją dookoła powoli.
-Czo? -przestraszyła się kuglarka i spojrzała po sobie. Czyżby ten lubieżnik Dzikun miał jeszcze czelność wpływać na jej wysublimowane poczucie stylu?! Niedoczekanie jego!
-Na pewno nie! -szybko, jak gdyby ją parzyły, odrzuciła od siebie ubrania zapamiętując przy tym, aby w wolnej chwili przerobić je na coś mniej pasującego gustom rogatego bożka. Jednocześnie zanurzyła ręce z powrotem w górze różnobarwnych fatałaszków, aby odszukać czegoś bardziej pasującego gustom, yh, Thaaneekeriiista.
-To może czoś.. czoś.. takiego? -wyprostowała się i przyłożyła do swojego ciała kilka fragmentów kolejnej kreacji. Pokiwała głową w zadowoleniu ze swojego wyboru -Obweszę się byżuterią, założę kapelusz i będzie eleganczko. Bardzo eleganczko.
- Bardzo elegancka kurtyzana.. czyżbyś marzyła o kolejnej nocy ze mną w swoim łóżku?- zapytał żartobliwie czarownik wzbudzając lęk w serduszku Eshte. Czyżby… teraz to Pani Ognia podpowiadała jej dobór strojów?
Co gorsza, spojrzenie Ruchacza wodzące po kuglarce, budził przyjemne ciepełko w tych rejonach jej ciała… które takiego ciepełka nie powinny odczuwać. Czyżby to były te słynne motylki w brzuchu? Ugh, co gorsza gorące spojrzenie mężusia zamiast ją drażnić… dziwnie satysfakcjonowało. Podobał się jej ten gorący wzrok mężczyzny zza szybek okularów. Ani chybi skutek pyłku wróżek… co znowu przypominało elfce o konieczności przewietrzenia wozu.
To drażniące ciepełko sięgnęło też policzków kuglarki i wymalowało na nich mocno czerwone rumieńce. Ale tych Ruchacz już nie zobaczył, bo nagle uderzyły go w twarz te fragmenty jej garderoby, które co dopiero przed nim prezentowała.
- Jeśli będziesz się tak czepiał każdego mojego stroju, to rzeczywiście nie będę miała czego na siebie założyć! - warknęła już zdenerwowana tymi jego komentarzami na każdy jeden z jej misternie szytych ciuchów. Silnie sprzeciwiała się określaniu ich „kuszącymi” oraz przyrównywaniu ich do tych skąpych fatałaszków noszonych przez kurtyzany. Wiele już w życiu podróżowała, wiele osób spotkała, ale nikt inny nie gardził tak często jej gustem i talentem, jak ten tutaj łajdak.
Z rozdrażnieniem dmuchnęła fajkowym dymem, dodając jeszcze kolejny powód do mocnego przewietrzenia swojego uroczego domku. Wsparła dłoń na biodrze i zapytała opryskliwym tonem -To w co takiego ubierają się szlachciurki na polowania, co?
- Elegancko i subtelnie, stroje podkreślają kształty ciała, dają swobodę ruchów ale i zakrywają większość skóry… a ty w ogóle umiesz jeździć konno? - zapytał podejrzliwie Ruchacz nagle zmieniając temat. Po czym z nagła rzekł.- I nie twierdzę, że ubierasz się szpetnie. Z chęcią zobaczyłbym cię w obu strojach… z pewnością wyglądasz w nich kusząco.
W to nie wątpiła, łajdakowi się świeciły ślepka na widok tego drugiego stroju. Co gorsza, sama wizja pokazania się mu w nim, też była… nieco… ekscytująca dla Eshte. Ugh, ta cała podróż z Ruchaczem odkrywała przed kuglarką te strony życia, których poznawać wcale nie chciała.
Eshte fuknęła głośno na to jego.. przymilanie się. Bo i co innego miała zrobić? Zachichotać głupio pod jego błyszczącym spojrzeniem przesuwającym się po jej ciele? Zarumienić się JESZCZE BARDZIEJ? Zatrzepotać rzęsami i uśmiechnąć się do niego uwodzicielsko?
- Oczywiście, że potrafię jeździć konno! -zaperzyła się elfka, która przecież miała talent do wszystkiego. Wzruszyła ramionami - Ale dawno tego nie robiłam. Mały Brid' został głównie przyuczony do ciągnięcia wozów i nawet nie przepada za galopem. A mnie nie uczono tego całego waszego.. no wiesz.. - z braku słowa na kolejne szlachciurskie dziwactwa, kuglarka postanowiła zaprezentować mężczyźnie co miała na myśli. Ugięła nogi, przysiadła lekko, po czym z powrotem się wyprostowała. I tak kilka razy, naśladując to ich sztywne unoszenie się w siodle - No i też nie siedzę w siodle jak lalunia.
- To będzie mały problem, bo w sukni siedząc okrakiem pokażesz niż byś chciała.-
zastanowił się głośno czarownik przyglądając nogom elfki.
-To się dobrze składa, bo zamierzam założyć spodnie -kuglarka wyszczerzyła ząbki w krnąbrnym uśmieszku. Zaś czując na sobie to jego wędrującego spojrzenie, jakoś podświadomie przeniosła ciężar swego ciała na drugą nogę, co zaowocowało wyeksponowaniem jednego biodra. Opierając na nim dłoń zastukała lekko palcami, bo teraz przyszła jej kolej na zamyślenie się -A na górę coś.. może z dużą ilością falban..
- Bez falban, o ile dobrze pamiętam są niemodne w tym sezonie.-
zadumał się Ruchacz wodząc spojrzeniem za biodrem elfki, co było zarówno zabawne jak i pochlebiające. Eshte mimo wszystko czerpała jakąś dziwną perwersyjną przyjemność z podobania się swojemu mężusiowi. Niewątpliwie była to zasługa Pani Ognia tkwiącej w jej głowie. W końcu by trzeba było się pozbyć tej irytującej sublokatorki.
Elfka tylko nadęła mocno usta, ale nie skomentowała słów Ruchacza i jego znajomości szlachciurskiej mody. Zamiast tego skupiła się na wytężaniu swej bezgranicznej kreatywności, na co wskazywało przechylenie jej głowy i przymknięcie oczu.
-To może.. coś takiego bardziej.. jak... -rozmyślała na głos, a jej dłoń zaczęła wędrować z biodra ku górze. Powoli przesunęła nią po wyraźnym wcięciu swej talii - Mocno dopasowany, damski frak... - otworzyła jedno oko i zerknęła nieco podejrzliwie na czarownika - Chyba, że dla damulek to są w modzie tylko suknie z gorsetami?
- Od biedy ujdzie…-
przyznał jej mężuś mimowolnie wędrując spojrzeniem za jej palcami. - Wyjdziesz na ekscentryczną ale mającą dobry gust.
-Tam -
Eshte kiwnęła podbródkiem w kierunku drugiej skrzyni, do której jeszcze nie dobrał się czarownik - trzymam ubrania do przerobienia, mam też trochę fatałaszków ze szlachciurskich szaf. Mogłabym obudzić Starą Lotte i coś uszyć, aaaaaleeeee... -ziewnęła potężnie, po czym przeciągnęła się wyrzucając ręce wysoko i splatając dłonie nad swoją głową -Zmęczyło mnie to całe latanie. I nawet jeszcze nie jadłam śniadania.
- Mam cię obudzić, co?- łajdak bezczelnie dał jej klapsa w zadek! Co rozgrzało ciało kuglarki, nie tylko gniewem. - Czuj się obudzona i bierz się za przeróbki, a ja przyniosę ci śniadanie. A jak nie będziesz pracować przy stroju, to cię zaciągnę do namiotu kapłanki i wcisnę w cokolwiek będzie się u niej nadawało na łowy.
W wyrazie wdzięczności za bycie przez niego „obudzoną”, Eshte odwinęła się szybko i uderzyła go pięścią w ramię.
-Nie jestem koniem, abyś miał mnie klepać po zadzie. Ani tym bardziej Twoją służącą, abyś mógł mówić do mnie w taki sposób! -najeżyła się cała, a krew się zagotowała w jej żyłach. Rzeczywiście zapomniała o swoim zmęczeniu -Przypominam, że to Tobie zależy, żebym się odpowiednio.. prezentowała na polowaniu. Więc lepiej przynieś mi wyjątkowo dobre śniadanie, bo inaczej... -skrzyżowała ręce na piersiach, grożąc -Inaczej ubiorę się w same falbany. Chcesz mieć niemodną żonę?
- Nie chcę byś całe polowanie była obiektem kpin.-
stwierdził spokojnie Ruchacz i zanim zdążyła zareagować objął w pasie, przyciągnął do siebie i cmoknął w policzek dodając cicho.- A do czułości się przyzwyczajaj. Trzeba będzie trochę ich pokazać na polowaniu.
Eshte przymarszczyła nos na taką czułostkę w jego wykonaniu, ale jednocześnie też się pod nią przyrumieniła.
- To w końcu jedziemy polować na śmierdzące trolle, czy na jakiś paradny piknik w cieniu drzew? -zapytała z przekąsem. Nie wiedziała co zrobić z rękami w obliczu tej nagłej bliskości czarownika. Uderzyć go? Oprzeć dłonie na jego torsie? Zapleść je na karku tego łajdaka i już nie wypuścić ze swoich objęć? Nie mogła się zdecydować. Dlatego po prostu stała trochę sztywno, a skrzyżowane na piersiach ręce były jej tarczą przeciwko dalszym zapędom Ruchacza -Bo jeśli jednak na polowanie, to wolę się skupić na pilnowaniu własnego tyłka niż na odgrywaniu Twojej idealnej żonki przed resztą szlachciurków.
- Polowania mają swój ceremoniał. Więc trochę parady przy tym będzie.-
odparł czarownik wypuszczając żonkę z objęć. Odsunął się i dodał.- To idę po ten posiłek, a ty pracuj.

Ceremoniały. Kuglarka wywróciła oczami oraz prychnęła wystawiając lekko język. Odnosiła wrażenie, że jaśniepańskie życie składało się tylko z ceremoniałów. Nie potrafili po prostu zjeść, umyć się, ubrać, wybrać na polowanie, czy nawet pierdnąć bez całej tej uroczystej otoczki. Brzmiało to dla niej mocno męcząco, a przecież sama była przyzwyczajona do wycieńczających treningów akrobatycznych.
- Tylko niech to będzie pyszne śniadanie, prosto ze stołów Pana Hrabiego -przypomniała mu Eshte, ale wbrew pozorom nie tylko egoistyczne pobudki miała w głowie. Świadczyło o tym jej nagłe przymarszczenie brwi oraz dodanie poważniejszym tonem -I może rozejrzyj się też za Trixie, dobrze?
- Zajmę się tym moja duszko. -
rzekł Thanekrist wychodząc i wreszcie zostawiając ją samą. Co jednak nie cieszyło ją tak bardzo jak powinno. Może dlatego, że szybko wróci z jedzeniem. Może z powodu tego co ją czekało, może… były i inne powody, z których nie zdawała sobie sprawy.


Trzeba było więc znów zmierzyć się z niepokorną maszyną do szycia i jej bolesnymi igiełkami, by przygotować strój. Taki który… ugh… pasowałby to gustów szlachty. Co za irytująca sytuacja, wielka artystka musiała zniżać się do ograniczania swojej wyobraźni do warunków stawianych jej przez Ruchacza. Niemniej nie miała wyboru. Wcale nie chciała by czarownik sam znalazł jej ubranie. Dobrze chociaż, że posiłek załatwił lepszy niż to co dostawała służba do której ( z jakiegoś niepojętego dla Eshte powodu) nadal ją zaliczano!
Wkrótce strój był gotów. Nieco męski w kroju, choć nadal pełny kobiecego czaru. Ściśle przylegający i służący do tego by móc rywalizować z Paniuną na biusty. Co prawda elfka choć miała coś co Ruchacz był w stanie wymacać, to Henrietta niestety miała tego więcej. Ale od czego jest magia… iluzji optycznej! Odpowiedni strój potrafił sprawić że Eshte wydawała się wyższa i mieć więcej krągłości. Okulary na konie...c.
Przeglądając się lustrze kuglarka stwierdziła że za bardzo w nich przypomina Thanekryst… ugh… Nie!
Okulary odpadają zdecydowanie. Zamiast nich będzie niebieski kapelusz z tanią kameą. Odpowiedni na polowanie i na utarcie nosa Paniuni. W ramach porządków strój druidzki wylądował na stercie “do przerobienia”, a drugi strój… nie mogła go wyrzucić. Z jednej strony wiedziała, że powinna, a z drugiej… nie mogła się na to zdecydować. Może to wina Pani Ognia, ale podobała się jej wizja występowania w nim przed Ruchaczem drażniąc się przy okazji z jego lubieżnym apetytem. Bo przecież będzie mógł popatrzyć, ale nie dotykać… Nie dla psa kiełbasa, ot co! Ta wizja wijącego się w bólach mężusia była bardzo kusząca. Eshte zapomniała przy niej, że jej Czaruś niespecjalnie trzymał rączki przy sobie często ją obłapiając i czasem całując.
Niemniej ta wizja dręczenie Ruchacza, nawet jeśli bardzo naiwna, sprawiła że ostatecznie strój nie trafił na kupkę rzeczy do przerobienia.


- Umieraaam… zostaałaaam otruta podstępnie. Ach… pamiętajcie o kwiatkach na mój grób i muzykach grających marsz żaaaałobny. -
biedna i zawodząca głośno Trixie leżała na łóżku nie budząc swoimi głośnymi jękami ni krztyny współczucia u kuglarki. Elfka która tak bardzo się nią martwiła, teraz przyjmowała jej zawodzenie z obojętnością. Bardziej była skupiona na dmuchaniu dymków w kierunku swojego liska i na wyśmienitym posiłku niż na cierpieniu wróżki. Może dlatego że biedna Trixie zionęła alkoholem na odległość niczym smok. I jej wszystkie boleści nie wywoływała trucizna, a olbrzymi kac.
No tak… to było do przewidzenia, że Trixie zabaluje w karczmie i spije się do nieprzytomności.
Tak więc biedna bardka cierpiała głośno przy całkowitej obojętności widowni. Oczywiście można byłoby podać jej cudowny eliksir Thanekrysta, ale… nie mieli go w nadmiarze. I mógłby się przydać później, gdy to Eshte ulegnie tego typu boleściom.


Eshte oczywiście umiała jeździć na koniach z gracją i talentem. Cóż… na koniach, prawdziwych koniach.
Takich jak Mały Brid'. Ten którego dostała do jazdy, był znacznie szczuplejszy i o patykowatych nogach. I bardzo nerwowy, przebierając kopytami co chwilę. Kuglarka miała wrażenie, że dosiada przerośniętego ogara, a nie statecznego konia. Owszem radziła sobie z tym co miała między nogami, ale też miała wrażenie że w każdej chwili zwierzę może jej uciec spod pośladków, albo co gorsza porwać ją ze sobą.
Że te przeklęte zwierzę nie potrafiło ustać spokojnie w miejscu! Eshte była niemal pewna że Paniunia maczała paluszki w doborze tego wierzchowca. Oprócz niego na czas polowania dostała sajdak z łukiem i kołczan ze strzałami. Przyczepione po obu stronach siodła i równie bezużyteczne. Kuglarka nie umiała używać łuku. Noże do rzucania byłyby bardziej użyteczne. Nimi przynajmniej potrafiła cisnąć w kierunku celu.
No i… czasem w nachalną arystokratkę. Jej zadek z pewnością byłby śliczną podusią na szpilki.
I Eshte chętnie zmyłaby jej drwiący uśmieszek ze ślicznej buzi w ten sposób. Niestety Paniunia nie była sama, tylko w otoczeniu rycerzy i pochlebców. I rozsyłała łaskawe uśmieszki, choć tylko jedna osoba przyciągała jej spojrzenie na dłużej. Ruchacz oczywiście.
Paniunia w jego obecności ignorowała nawet jego żonkę. Jakby Eshte… jej arcywróg była… niewarta uwagi jasnowłosej zołzy!
Kuglarka nie wiedziała co bardziej ją irytuje, to że blondynka nie uważa ją za wartą choćby jednego złowrogiego spojrzenia, czy też.. fakt że pożera jej mężu… nie... jej WŁASNOŚĆ… wzrokiem. To drugie to pewnie wynik obecności Pani Ognia w głowie artystki, bo to ona uważała Thanekrysta za swoją zabawkę.

Niemniej ona sama szybko zapomniała o Paniuni, przynajmniej na razie. Bowiem w pobliżu ojca szlachcianki byli obaj. Srebrne Jastrzębie. I sam przywódca i jego podwładny, Marchewa. Serce znów podeszło kuglarce do gardła. Co będzie… co się stanie jeśli ją rozpozna?
Instynktownie rozejrzała się za Ruchaczem. Był w pobliżu na swoim gryfie. To uspokajało nieco serduszko bardki. Podobnie jak obecność elfiej kapłanki… no może nie tyle jej, co kolosa zakutego w zbroję który był jej rycerzem. I dzięki któremu wygrała ów przeklęty/cudowny sztylecik. Pewnym pocieszeniem dla Eshte był fakt, że Marchewa był pieszo. Czyli uczestniczył w nagonce tak krasnolud wynajęty do bronienia kuglarki.

I dlatego pewnie po rozmowie ze swoim szefem skierował się ku nagonce, przechodząc obok kuglarki która miała niewielkie problemy z zapanowaniem nad "przerośniętym wyżłem" ( bo koń to to był chyba tylko z wyglądu). I wtedy ją zauważył. Jego oczy się rozszerzyły w zdumieniu i przerażeniu, jego usta rozwarły. Ale nic z nich się nie wyrwało. Po prostu gapił się na elfkę jakby zobaczył ducha. I wtedy Eshtelëę uderzyła myśl z siłą toporka ciśniętego w potylicę. Marchewa… widział… ducha.
Wedle wiedzy rudego osiłka Eshtelëa była jedynie zwęglonymi zwłokami gdzieś na szlaku.
Więc teraz widział ducha… w ciele szlachcianki siedzącej na koniu wartym więcej niż rudzielec widział w całym swoim parszywym życiu. To wszak nie mogła być jego kuglarka, czyż nie?
Nie miał teraz czasu się zastanawiać, więc ją minął w milczeniu.


Gdy ruszyli w końcu w las, kuglarka z nudów rozglądała się po towarzystwie w jakim przyszło się jej tu obracać. I szybko zobaczyła wzorzec. Mężczyźni byli ciężko opancerzeni, uzbrojeni w duże miecze, ciężkie włócznie, duże topory oraz masywne kusze. Niewiasty miały te swoje… wąskie mieczyki, łuki, oraz niektóre pistolety gnomiej roboty. Co tylko potwierdzało to co już Eshte słyszała. Że nie miała tu walczyć, a jedynie patrzeć i zachwycać się jak dzielni rycerze zabijają trolle.
Co akurat elfce odpowiadało. Niech się inni wysilają… a ona sobie łaskawie popatrzy skoro jej mężuś twierdzi że musi. A jeśli przy okazji Paniuni coś się stanie ( z pomocą lub bez Eshte) to ta wyprawa na trolle będzie dla elfki udane. Oczywiście artystka nie życzyła jej śmierci, ani poważnej szkody. Aż tak mściwa nie była ( co innego Pani Ognia), ale jak chociaż wyląduje w tej ślicznej sukni zadek prosto w kupę trollego łajna, to panna… nie… pani von Taelgrim wróciłaby z tego polowania uśmiechnięta.
Niewątpliwie elfka sama by chętnie ją w te łajno wepchała, zwłaszcza że wredna blonyndka znów zaczęła kleić się do Czarusia!
Nagle rozległy się tu i tam głośne rogi, potem wrzaski… a następnie rozlegające się dokoła odgłosy walki i ryki bestii. Myśliwi spieli konie i szykować zaczęli ciężkie włócznie. Polowanie się rozpoczęło.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-08-2021, 02:51   #135
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Sztukmistrzyni Meryel potrafiła się odnaleźć w KAŻDEJ sytuacji. Na balu, na weselu, na pogrzebie. Na zamku, w wiosce, w mieście, w areszcie. Wśród szlachciurków, kmiotków, elfów, krasnoludów i innych artystów też. Był to tylko kolejny z jej wielu, wielu talentów.. no, a przynajmniej tak sądziła, aż została ZMUSZONA i zaciągnięta SIŁĄ na to kuriozalne polowanie. Głęboko w lesie, siedząc na grzbiecie nerwowego koniska, kuglarka nie do końca wiedziała co ze sobą począć.

Ani myślała przyłączać się do rozwrzeszczanych mężczyzn. Oni próbowali wywabić niebezpieczeństwo spomiędzy drzew, a ona wręcz przeciwnie - wcale nie chciała wywoływać zła z lasu! Niech sobie tam zostanie.
Zaś kobieca strona tego polowania była zabawna na swój sposób. Oczywiście nie w takim sensie, że Eshte zapragnęła nagle dołączyć do tego kurnika i razem sobie żartować, hihi haha. One po prostu były zabawne w tych swoich wysokich fryzurach, gorsetach i krynolinach, w których przypominały piętrowe ciasta trzęsące się na grzbietach wymuskanych koników. I jeszcze ich zachowanie, to jak się patrzyły cielęcym wzrokiem za mężczyznami, jak śmiały się za głośno, byle tylko zwrócić na siebie ich uwagę. Ciekawe ile z nich planowało odegrać damy w opresji, byle tylko zostać uratowaną przez jednego z rycerzy lub szlachciurków. Aż dziwne, że Eshte jeszcze nie dostała choroby morskiej od częstego wywracania oczami.

Owszem, wszystkie te panieneczki dostarczyły jej trochę rozrywki, ale niewystarczająco na całe polowanie. Miała wielką ochotę zawrócić swoje konisko i uciec od tych szaleńców świadomie próbujących wywabić z lasu trolle, dzikie elfy i kto wie jakie jeszcze bestie czające się w gęstwinach. Ale NIE, przecież zachowanie, które było jak najbardziej naturalne dla Eshte, dla Pana Hrabiego było podejrzane i czyniło z niej szpiega! Eh.. może tutejsze spiczastouchy miały jednak trochę racji buntując się przeciwko jego władzy?

Oczywiście planem Eshte było stać z boku i łypać pogardliwie na resztę towarzystwa. I co najwyżej przegonić Paniunię od Ruchacza, gdy widok jej lepiącej się do “męża” stanie się zbyt… nieznośny.
Ale plany sobie, życie sobie… wkrótce do kuglarki przyczepiły się dwie osoby, głównie z powodu kaprysu jednej z nich. Arissa i Loczek.

- Ach… szkoda że zepsuto nam wczorajszy wieczór, miałam taaakie plany.- pożaliła się na powitanie wywołując kwaśny grymas na twarzy elfki. Kuglarka bowiem domyślała się jakie plany miała kapłanka… pewnie sprośne i związane zarówno z Eshte jak i dużą ilością alkoholu. Jedynym plusem wieczoru był fakt, że Arissa nie zdołała ich zrealizować.
- Ale pewnie zdążymy nadrobić jakoś ten niewypał. Jak ci się podoba to targowisko próżności? I któremu rycerzowi życzysz sukcesu? - zapytała radośnie lubieżna kapłanka.

- Jeśli są na tyle szaleni, aby wywoływać trolle, dzikie elfy i kto wie jakie jeszcze bestie czające się w lesie, to żadne życzenia im nie pomogą - prychnęła Eshte w odpowiedzi na niedorzeczne pytanie kapłanki, choć tym razem to nie ta bezwstydnica była powodem jej rozdrażnienia -Szlachciurki po prostu potrzebowały dodatkowej okazji do wystrojenia się. Tylko nie wiem dlaczego ja zostałam w to wciągnięta, toż to zwykła strata czasu.

Czas to pieniądze i jeśli pójść dalej za tą myśl, to z każdą chwilą spędzaną w tym lesie na słuchaniu krzyków mężczyzn, kuglarce przechodziły koło nosa istne GÓRY zarobku. Z powodu arystokratycznych zachcianek również wczoraj zmarnowała długie godziny na dyskusjach z Hrabią i jego świtą, a później z upartym czarownikiem. A o ile przemiana w gadzinę była warta wstawania przed wschodem słońca, to już nikt nie docenił wysiłku włożonego przez elfkę w uszycie stroju na polowanie. Tyle Thaaneeekryyyst jej truł o odpowiednim ubraniu, a mimo to nawet jednym słowem nie skomentował jej dzieła!

- Strasznie poważna jesteś. Spójrz na to tak. Zwykle to ty tańczysz przed nimi licząc na oklaski. Teraz oni zatańczą dla ciebie w bitewnym tańcu. Będzie kogo oklaskiwać i z kogo się śmiać. - odpowiedziała kapłanka ze śmiechem. I spojrzała na Ruchacza siedzącego na gryfie.- A czy nie chcesz zobaczyć jak triumfuje twój mąż? I nagrodzić go za zwycięstwo później?

-Gdyby mężczyźni zaczęli przed nami tańczyli, a panieneczki próbowały wyginać się w akrobatycznych pozach ubrane w te swoje suknie, to rzeczywiście byłoby się z czego pośmiać. A to?
-Eshte skinęła podbródkiem w stronę rozlegających się krzyków, a następnie skomentowała tę sytuację w sposób najbardziej odpowiedni dla takiej znawczyni sztuki wszelakiej. Wzruszyła ramionami. Niby prosty gest, a mówił tak wiele o jej podejściu do tej jaśniepańskiej rozrywki. A to ją uważają za prostaczkę!
Powiodła spojrzeniem w ślad za Thaaaneeekryystem i dodała z rozbrajającą szczerością -I wolę, żeby mąż przynosił mi śliczne błyskotki zamiast głowy śmierdzącego trolla.

- Błyskotki rzeczywiście są lepsze, ale zwykle jeśli przynoszą błyskotki to albo za coś przepraszają… albo czegoś chcą..
- odparła ironicznie Arissa i wzruszyła ramionami. - … a co do śmiechów. Jak będą uciekać na czworaka i chować się przed rozjuszonym trollem za drzewami… tym samym trollem, którego mieli łatwo i bez problemu nabić na włócznię.
Uśmiechnęła się nieco złowieszczo. - To myślę, iż to będzie zabawny widok.
Jakoś nie brała pod uwagę, że ów troll mógłby zdecydować zaatakować chudziutką elfią kapłanką zamiast opancerzonych osiłków z mieczami.

-To Ty się śmiej, kapłance wolno- burknęła Eshte nadal nie podzielając dobrego nastroju drugiej elfki -Jeśli ja się choćby odrobinę zbyt szeroko uśmiechnę na widok ich porażek, to zaraz zostanę posądzona o bycie szpiegiem oraz spiskowanie z dzikimi elfami i trollami.
Coś kuglarce podpowiadało, że Świetlista Arissa nie musiała dyskutować z Panem Hrabią, jego przytakiwacze nie okrzyknęli jej zdrajcą i pachnące zaproszenie na polowanie przyniesiono jej na srebrnej tacy. Czemu ONA była traktowana z szacunkiem, a artystką wszyscy pomiatali?!

- No cóż… nikt nie śmie zaczepić wybranki… eee… czego.. kto mnie tam wybrał?- spytała drobniutka elfka zerkając zza siebie na jadącego za nimi niziołka na ośle.
- Crom-Thaldur bóg wojny, honoru, cnoty rycerskiej i sprawiedliwego przelewu krwi.- odparł gniewnie Loczek.- Ile razy mam powtarzać?
- No właśnie… on. Mnie, czyli jego wybranki nikt się nie czepia. A ty powinnaś się uśmiechać zza zasłoniętej buzi. Tak robią arystokratki.
- pouczyła ją Arissa mentorskim tonem.

-Nie jestem arystokratką - przypomniała jej Eshte lekko urażona przyrównaniem do tych suchych laleczek pozbawionych talentu. Ale ta złość przeminęło szybciutko, bowiem jej uwaga gwałtownie zmieniła swój kierunek. Z Arissy, z mężczyzn wyganiających zło z lasu, na nieśpiesznie jadącego sobie za nimi niziołka. Obróciła się w siodle, aby przyjrzeć mu się z nagłym zainteresowaniem -Ej, a nie znasz jeszcze jakiegoś bożka poszukującego wybranki? Najlepiej mało wymagającego, co to nie potrzebuje ciągłych modłów i utwardzania rycerskich kopii - zastanowiła się krótką chwilę i dodała wzruszając ramionami -Oh, i wiesz, może bez składania krwawych ofiar.

- Dzikun zawsze szuka chętnych… a inni bogowie też. Ino każdy z nich ma wymagania.
- wyjaśnił flegmatycznie Loczek. - Nie ma bogów poza Dzikunem, którzyby niczego nie wymagali od swoich kapłanek.
- Poza tym… żeby odgrywać kapłankę, trzema mieć tą chryzmę.
- odparła Arissa dumnie wypinając pierś, co przypomniało Eshte zabawny fakt, że w tej kwestii akurat bije na głowę kapłankę. Owszem biust kuglarki do olbrzymich nie należał, ale i tak był większy od tego co miała filigranowa elfka.

-Ale ja już raz robiłam za kapłankę, co nie? I byłam bardzo wiarygodna -stwierdziła kuglarka nie bez powodu powątpiewając w trudność.. uh, „profesji” Arissy. Z tego co zdążyła zauważyć, to jej kapłańskie obowiązki głównie polegały na upijaniu się, krzyczeniu na służbę, macaniu kopii swojego rycerza.. i właściwie na próbach zmacania wszystkiego co się akurat nawinie. Drobniutka elfka raczej nie chodziła spać bardzo zmęczona.
-Za Dzikuna to ja podziękuję. Podobno ten Rogacz tak miesza swoim wybrańcom w głowach, że publicznie zdzierają z siebie ubrania i uciekają tańczyć wśród głazów, czy tam przytulać się z drzewami -albo zostają opętane przez ognistego pasożyta rzucającego się lubieżnie na Thaaneeekryyyysta, co biedna Eshte miała już okazję odczuć na własnej skórze. -No i raczej nie chcę, żeby mi wyrosły rogi albo ogon.

- Tak… byłaś, ale odgrywałaś kapłankę oszukując niezbyt rozgarniętego i bardzo naiwnego rycerza. Niemniej tłuszcza bywa zwykle bardziej podejrzliwa i trzeba trochę więcej wiedzy na temat posługi kapłańskiej, by właściwie odgrywać tą rolę.-
wyjaśnił cierpliwie niziołek.
- A porażka… oznacza zazwyczaj stos. Tak się robi z heretykami i szarlatanami.- dopowiedziała Arissa i podrapała się po brodzie dumając.- No i jeszcze dobrze wiedzieć, czy w okolicy lubią dane bóstwa, bo i prawdziwi kapłani czasami lądują na stosie.

-Nie tylko kapłani
-burknęła Eshte odkrywając, nie bez zdziwienia, że więcej ją łączy z kapłańską profesją niż sądziła. A zatem także i z Arissą, choć głęboko wątpiła, aby jasnowłosa elfka kiedykolwiek była bliska spaleniu na stosie. Była zbyt.. uh, urocza i śliczna, żaden chłopek nie podniósłby na nią wideł czy pochodni.
Kuglarka jęknęła zniecierpliwiona tymi rzucanymi przed nią kłodami. Machnęła ręką w powietrzu.
-Eh, za dużo zachodu. To już wolę poczekać, aż tamci -tą samą ręką zatoczyła łuk w kierunku całego jaśniepaństwa zebranego w leśnej gęstwinie - się tutaj wybawią. Im szybciej skończy się to całe polowanie, tym szybciej ruszymy w drogę i dotrzemy do celu. I tym szybciej ja będę mogła skręcić wozem do najbliższego miasta, gdzie nikt mi nie będzie zarzucał szpiegostwa.

- Orszak taki jak nasz nie porusza się żwawym tempem moja droga.
- odparła ze śmiechem Arissa, acz coś innego odciągnęło uwagę Eshte. Paniunia zdecydowanie za bardzo się zbliżyła do Ruchacza i ten jakoś jej nie odpędzał. Co gotowało krew w żyłach elfki, niewątpliwie był to wpływa Pani Ognia.

-To może powinnam się pospieszyć i już dzisiaj się oddalić - wycedziła kuglarka przez zęby, a chęć spełnienia tych słów była tym większa, że wpatrywała się w scenkę rodzajową z udziałem Paniuni i Thaaneekryyysta. Patrzyła na nich spojrzeniem tak intensywnym, że powinien wzniecić płomienie. Ale kogo powinny spopielić?
Paniunia była oczywistym wyborem. Czarownik jej mówił, że nie jest im pisane być razem, że ma śliczną żonę, blah blah blah, a mimo to głupia nadal nie dawała mu spokoju. Strasznie była zdesperowana, zaczynało to być dla Eshte bardzo męczące. No właśnie, a nie powinno być też męczące dla jej „mężusia”? Może to jego powinna trochę przypalić, co? Bo widać coś jest za mało przekonujący i ciągle pozwala Paniuni się zaczepiać, zamiast stanowczo powiedzieć jej co o tym myśli. A tak w ogóle, to czy on nie powinien dbać o bezpieczeństwo elfki? Czy to nie jemu zależało na tym całym polowaniu?
Eshte kurczowo zacisnęła dłoń na własnym udzie, aby zdusić w sobie straszliwą chęć spopielenia tego rozkosznego obrazka. Nawet ona, pomimo swojego wybuchowego charakterku, wiedziała, że musiała być.. grzeczna na polowaniu.

- Samotnie przez las pełen trolli i wrogich wszystkim elfich partyzantów? Nienajlepszy pomysł.- oceniła Arissa. Tymczasem znajome ryki bestii słychać coraz bliżej. Trolle się zbliżały… nie tylko zresztą Eshte się tego domyślała. Rycerze spięli konie i sięgnęli po broń.

Uszy kuglarki wypełniał tak głośny i tak wściekły szum gotującej się w niej krwi, że nawet nie miała jak zwrócić uwagi na bycie pouczaną przez Arissę. Bo gdyby usłyszała jej słowa, to nie omieszkałaby skomentować ich i przypomnieć kapłance, że przez tyle lat z powodzeniem podróżowała samotnie i dopiero po dołączeniu do orszaku została zaatakowana przez rozwścieczone trolle. To szlachciurki przyciągały niebezpieczeństwo, nie samotnie podróżująca elfka.
Ale nic takiego nie powiedziała. Dopiero ryki bestii i ogólne poruszenie wśród jaśniepaństwa wyrwało ją z tego gniewnego skupienia. Zerknęła w stronę drzew, a w jej oczach błysnęły niespodziewane iskierki.. nadziei. Nadziei na to, że trolle okażą się pożyteczne i brutalnie przerwą scenkę rozgrywającą się przed jej oczami. I czy życzyłaby już sobie zbyt wiele, gdyby któryś z nich poprzestawiałby twarzyczkę Paniuni celnym uderzeniem maczugi?

Z głośnym rykiem straszliwa bestia przedarła się przez zarośla. Większa od tych, które kuglarka widziała ostatnio. Większa i bardziej wkurzona.






Na szyi nosił naszyjnik z kłów i kości, przyodziany był w spódniczkę zrobioną z kolczugi. I miał “karwasze” z rzemieni przetykane metalowymi kolcami. Nie wyglądał na bezmyślną bestię i okazał się groźniejszy. Zrzucił bowiem z konia pierwszego z rycerzy, który chciał go toporem skrócić o głowę. Złamał kopię drugiego ze śmiałków, po tym jak ją pochwycił podczas szarży właściciela. Użył jej, by owego właściciela broni podnieść w górę, a następnie rzucić nim o ziemię.
Jak na razie, to troll okazał się tu łowcą, a szlachcice zwierzyną. Eshte powinna się tym cieszyć, acz w serduszku kuł kuglarkę mały cierń wątpliwości. Co zrobi troll, gdy skończy mu się arystokracja do wygrzmocenia?

Przełknęła głośno ślinę widząc z jaką śmieszną łatwością kreatura radzi sobie z rycerzykami, którzy przecież żyli dla takich walk. Jeśli oni dla trolla byli byle muszkami, to co dopiero mogła zrobić mu elfka?
Słodki ciężar sztyletu przypomniał jej, że właściwie nic nie musiała robić. Jeśli zrobi się zbyt gorąco, to po prostu przemieni się w gadzinę i odleci daleeeeeeko od zagrożenia. W końcu po coś trenowała przez tyle godzin o poranku.
Ale nie chciała przedwcześnie wykorzystywać swojego sekretu. Dlatego teraz pochwyciła mocniej za wodze, po czym zwróciła się do Arissy i Loczka -Może powinniśmy.. tak trochę.. odsunąć się.
Powoli skręciła swoje konisko w bok, ani myśląc o zbliżaniu się w zasięg długich ramion trolla -Wiecie, dać im więcej miejsca do zabawy z bestią. W końcu polowanie było ich pomysłem, nie?

- Nie przyjrzymy się dobrze jak mój czempion się z nim rozprawi.
- zadumała się kapłanka nadymając policzki. Niemniej i ona przeraziła się napaścią tego trolla. - Niemniej możemy się cofnąć… troszeczkę.

-No ja nie mam ochoty zostać obryzganą przez krew trolla
-”albo krwią kolejnych rycerzyków uginających się pod jego ciosami”, ponuro dodała sobie w myślach Eshte. Póki co prezentowane przez mężczyzn umiejętności budziły w niej tylko wątpliwości co do zakończenia tej bitewki. A byłoby dla niej olbrzymią stratą, gdyby z ich winy pobrudziła się jej świeżo uszyta kreacja - Tobie to jeszcze ktoś wypierze szatki. Ja sama musiałabym szorować moje ubrania, i to pewnie przez kilka długich dni, żeby pozbyć się tego smrodu.

-To prawda… krew trolla śmierdzi strasznie.
- przyznała Arissa. - Nawet jeśli jest bardzo cenna dla magów i alchemików.
A Loczek potwierdził jej słowa kiwnięciem głowy. Zanim jednak Esthe mogła rozważyć zagonienie Ruchacza do zbierania trollowej posoki, ze wszystkich stron zaczęły śmigać strzały, a elfka za sobą usłyszała głośny ryk trolla. Bardzo głośny, bardzo blisko…

Jedyną jej reakcją było mocniejsze chwycenie za lejce jedną dłonią, a za kapelusz drugą w instynktownym odruchu. Bo ten parszywy tchórz, ta parodia solidnego konia, ten szarak z kopytami..! Ten upierdliwy wierzchowiec na jakim ją posadzili, przestraszył się i poniósł przechodząc w szybki galop i pędząc na złamanie karku przez las! Oczywiście z biedną kuglarką na grzbiecie.
W tej sytuacji elfka nawet nie mogła marzyć o sięgnięcie po zbawczy sztylet. Zdawała sobie sprawę, że jeśli puści lejce to spadnie i złamie kark… albo inne kości. A żadna wywerna nie poleci w górę ze złamanymi skrzydłami. Wkrótce zresztą musiała z żalem poświęcić kapelusz, by pochwycić się siodła, bo szarpanie za uzdę nic nie dało. Ta kopytna zaraza tylko pędziła dalej w głąb zielonej kniei! Eshte oczywiście miała trochę doświadczenie w woltyżerce (aczkolwiek do woltyżerki używano odpowiednio ułożonych koni, a nie bydląt o zajęczych sercach!) i to doświadczenie podpowiadało jej, że albo się zwierzę uspokoi albo zmęczy. Tak czy siak, by kuglarka mogła bezpiecznie z niego zeskoczyć, koń musi zwolnić.
Co gorsza… na swój sposób spełniło się jej życzenie. Była już sama, tyle że gdzieś w dzikich ostępach!
Sama… samiuteńka. I to była wina Paniuni!

Cioteczka Viollca zawsze powtarzała, że chcąc uspokoić konia, należy najpierw zacząć od uspokojenia siebie. Mawiała, że jest się jego opiekunem i przewodnikiem, a zatem na naszych barkach leży pomoc w pokonaniu jego lęków. Spokojnym głosem, gestami łagodnymi i stanowczymi jednocześnie. Na nic się zdadzą krzyki i szarpanie się z siłą konia rozszalałego ze strachu.
Zarówno konie ciągnące ich wozy, jak i te trenowane pod stopy akrobatów, były mądrymi i opanowanymi zwierzętami. Niezbędną częścią trupy.


..rrrrwaaaaaaaaajapier....


Porady cioteczki rozbrzmiewały teraz wyraźnie w głowie elfki próbującej wysiedzieć na grzbiecie tego czworonożnego tchórza pędzącego ślepo przed siebie. Toczył gęstą pianą z pyska, błyskał białkami oczu. Gnał na złamanie karku, tylko właściwie czyjego - jego czy kuglarki?
Pęd powietrza dudnił w długich uszach. Pochylona nad końską szyją starała się ukrywać twarz przed gałęziami, które boleśnie smagały resztę jej ciała.


..przeroooobięnawędzooonkę..


Z początku potrafiła tylko krzyczeć z gniewu, strachu i zaskoczenia. Jednak stopniowo wrzaski zmieniły się najpierw w głośne przekleństwa, jakich ten las jeszcze nie słyszał, a potem w litanie wulgaryzmów i gróźb. Im dłużej ta przerażona bestia biegła i wyrywała kopytami kawałki ziemi, tym coraz bardziej wymyślne stawały się roztaczane przez nią obrazy. W kuriozalny sposób dodawały jej sił i otuchy w tych trudnych chwilach. Niechże tylko ta szkapa się zmęczy, a Eshte wszystkie je wprowadzi w życie. Wszystkie!


..rzyćwypchamjejwłaaaasnymiwłosami..



Udami mocno ściskała końskie boki, tyłkiem próbowała jak najgłębiej i jak najciężej wysiedzieć w siodle. Nie było to łatwe, kiedy miało się tak lekką sylwetkę, ale niechęć co do szybkiego spotkania się z ziemią była nie lada motywacją. To ten szlachciurski wierzchowiec wyprowadził ją daleko w las, lecz nie miała innego wyjścia, jak utrzymać się na jego grzbiecie. Jedną ręką kurczowo trzymała się siodła, drugą równie mocno pochwyciła za wodze, starając się nadać zwierzęciu kierunek. W prawo, w lewo, łukiem. Byle tylko szybciej zmęczyć tę chabetę.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-09-2021, 02:24   #136
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
W końcu! W końcu przeklęta chabeta zaczęła zwalniać, dając okazję Eshte na złapanie oddechu. W końcu zwierzę się uspokoiło, na tyle że elfka zdołała je zatrzymać...




… w głębi mrocznego, złowieszczego lasu pełnego trolli, dzikusów i bogowie wiedzą czego jeszcze!

-No i dokąd mnie przyprowadziłeś, bydlaku? -syknęła rozglądając się podejrzliwie po okolicy. Obracała się w siodle, aby dostrzec.. cokolwiek innego niż tylko kolejne drzewa i gęstwiny. Cokolwiek innego, ale niekoniecznie dzikie elfy celujące w nią z łuków, czy trolle machające maczugami.
Strzygła uszami próbując wychwycić choćby najmniejsze znajome odgłosy: zawołania rycerzyków, piski kobiet, ryki trolli. I nic. Głucha cisza wypełniała jej uszy, aż ciarki przeszły jej po skórze.

Koń przeszedł jeszcze kilka kroków, aż kuglarka wstrzymała go w miejscu i zsunęła się na ziemię. Przywiązała go za wodze do niskiej gałęzi pobliskiego drzewa i, pomimo swojej złości na strachliwe zwierzę, poklepała je pocieszająco po szyi. Potem wzięła się pod boki i spojrzała w górę. Gdyby weszła wystarczająco wysoko na drzewo, to mogłaby lepiej się rozejrzeć po okolicy. Może dostrzegłaby błyski magii w oddali, a może gryfa z czarownikiem lecącym jej na ratunek? Bo tak właściwie, to dlaczego go jeszcze tutaj nie było, co? To nie tak, że potrzebowała jego pomocy, ale to on naciskał na udział w polowaniu. Powinien wziąć na siebie choć trochę odpowiedzialności za jej bezpieczeństwo!

Wszystko musiała robić sama. Eshte westchnęła cicho, po czym jak pomyślała, tak też zrobiła. Ręka za ręką, noga za nogą, zaczęła się wspinać na drzewo. Szybko i zwinnie niczym wiewióreczka. Ha! Tutejsze drzewne elfy mogłyby jej pozazdrościć!
Bez problemu wchodziła coraz wyżej i wyżej, rozglądając się za ratunkiem. Na razie nie dostrzegała niczego takiego, korony drzew były tutaj gęste i duże. I trzeba było naprawdę wysoko wejść, by znaleźć się ponad nimi. Za to dostrzegła coś poniżej, coś w poszyciu lasu.

Elfy. Całą grupkę łuczników. Niektóre o tak rozwodnionej krwi, że zapuszczały brody. Wyglądali na zwykłych myśliwych, ale ich łuki pulsowały runami a strzały świeciły się zimnym niebieskim światłem. Było to niepokojące. Owszem, łuski wywerny mogły wytrzymać ciosy zwykłego oręża… ale zaklęty mógłby już zaszkodzić elfce w ciele skrzydlatej bestii.
Niemniej było to niczym w porównaniu z idącym na ich czele bladym elfem w czarnym płaszczu i z niepokojąco intensywnymi niebieskimi oczami.




Niby ten chuderlak wydawał się być najmniej groźny, ale wokół jego prawej dłoni krążyły i pulsowały niebieskie światełka. Eshte instynktownie czuła, że ten długouch to zła wiadomość, także dla niej. I co gorsza, wyglądało na to że czegoś szukali. Albo kogoś.

Elfka, ta ucywilizowana pomimo siedzenia teraz na drzewie, wciągnęła gwałtownie powietrze w płuca i tam też je zatrzymała na dłuższą chwilę. Zrobiła to całkiem odruchowo. Wszak niemożliwym było, aby te długouchy usłyszały ją z dołu, hahahaha..
Ukryta wysoko pomiędzy liśćmi drzew, Eshte nerwowo przyglądała się temu pochodowi. Co tutaj robili? Czego albo kogo szukali? Pocieszeniem napełniała ją myśl, że to nie ona zaskarbiła sobie ich zainteresowanie. No i raczej ta ich zguba nie znajdowała się nigdzie wysoko na drzewach, więc ona sobie tutaj cicho posiedzi. Poczeka, aż dzikusy odejdą odpowiednio daleko, dopiero wtedy zejdzie na ziemię i..
Pobladła gwałtownie. Koń. Ta chabeta tchórzliwa, przez którą znalazła się tak daleko od polującego jaśniepaństwa, cały czas stała przywiązana do gałęzi. Co jeśli ją znajdą? Z pewnością ich pierwsze podejrzenie nie padnie na kuglarkę, a na jakiegoś zagubionego szlachciurka co to poszedł ciepłym moczem oznaczać jakieś drzewka.. prawda? Prawda?

- Powinniśmy być teraz nas polu walki, zabijać nobili… tych przeklętych wyzyskiwaczy!- warknął tymczasem głośno jeden z dzikich elfów. - Nasze miejsce jest przy naszym przywódcy, a nie tutaj… po co ścigamy tą elfkę. To tylko byle artystka.
Byle… artystka?! Ta obelga wypowiedziana przez kmiotka z lasu przyćmiła na moment fakt, że szukają właśnie jej. Bo co taki dzikus może wodząc wiedzieć sztuce?! Nie rozpoznałby dzieła sztuki nawet gdyby nim go zdzielono po jego zakutym łbie! Byle artystka, phi… prostakowi się wydaje, że jego opinia ma znaczenie.

- Podważasz moją opinię Aistenelu? Uważasz że wiesz lepiej? - głos zakapturzonego elfa był zimny i sykliwy. Jakiś taki… wężowy. - Chcesz bym zajrzał ci do głowy i wydobył prawdę?
- Nie nie nie…
- elf zaprzeczył błagalnym tonem, ale było już za późno. Zakapturzony czarownik wyciągnął ku niemu dłoń, wykonał nią kilka gestów. I Aistenel osunął na ziemię kwiląc jak małe dziecko i robiąc pod siebie.

- Nie będę tolerował podważania mojego autorytetu. Jestem głównym doradcą naszego wspaniałego przywódcy, Balaerthona. A wy jesteście tu po to, aby mnie słuchać. - warknął czarownik wydając polecenia. - Macie znaleźć i złapać mi żywcem tą elfkę. Jest z pewnością w pobliżu, wyczuwam echo jej umysłu. Tylko bądźcie ostrożni. To agentka któregoś z Pierworodnych, więc z pewnością niebezpieczna.
- Widzę jej konia!
- rzekł głośno jeden z pomagierów czarownika, chwilę po tym jak się rozproszyli w poszukiwaniu agentki Pierworodnego.

Dużo emocji w bardzo krótkiej chwili przetoczyło się przez kuglarkę. Niedowierzanie, strach, ale chyba najgorsza była ta uderzająca jej do głowy wściekłość, której teraz nie mogła rozładować. Gniewne krzyki wzbierały jej w ustach. Chciała powiedzieć temu chuderlakowi, że NIE, ona nie jest niczyim agentem, a już na pewno nie Pierworodnego! Czemu wszyscy w tej okolicy byli tacy przewrażliwieni?!

Była jak wulkan ze wzbierającą wewnątrz lawą, aż z tej wściekłości zakręciło jej się w głowie i musiała mocniej pochwycić za gałęzie. Inaczej zleciałaby z drzewa prosto pod nogi poszukujących ją elfów. Ta szkapa w końcu stanie się jej klęską. A to wszystko wina Paniuni.
Chociaż Eshte bardzo chciała wylać wiadro pomyj na słomianowłosą dziewuchę, to takie przyjemności zdecydowała się zostawić na później. Teraz musiała się pozbyć tej dzikiej watahy węszącej wokół jej drzewa.

Złożyła ze sobą dłonie i potarła nimi mocno, a kiedy je otworzyła, to spomiędzy palców spojrzał na nią mały gołąbek otulony płomieniami. Nie było to dzieło podobne ognistym ptaszyskom stworzonym w kręgu przez Panią Ognia. Nie była to iluzja idealna, ale też sztukmistrzyni nie zależało teraz na realizmie. Zamachnęła się, po czym cisnęła tym maleństwem jak najdalej potrafiła. Może i ptaszek był tyciuteńki, jednak pod wpływem pstryknięcia palców elfki wybuchł dużym pióropuszem ognia widocznym zza drzew. Jej ognia, tego który wprawdzie nie parzy, nie spopiela, ale straszy.

- Wiedźma atakuje! Wiedźma atakuje! Rozproszyć się! Natychmiast!- elfy zaczęły krzyczeć i rozbiegać się na boki, po chwili Eshte parę z nich po prostu straciła z pola widzenia. Jakby zapadli się pod ziemię.
Te elfy które widziała jeszcze napięły łuki nerwowo się rozglądając w poszukiwaniu wiedźmy. Wszystkie poza elfem w czarnym kapturze. Ten zaczął mamrotać wykonując jakieś gesty. A choć był daleko od niej i szeptał przecież, to kuglarka jakoś go słyszała.

“ Sy el ak jer ohm ag em oul eg gnach”

Bełkot bez sensu, ale coraz głośniejszy w jej głowie, coraz bardziej natarczywy, coraz bardziej bolesny. Coraz bardziej ogłuszający. Eshte poczuła migrenę, jakby jej głowa miała zaraz eksplodować z bólu.

“ egh un or at ehm ig ael num”

Odruchowo zacisnęła dłonie na pniu czując potworną migrenę i zawroty głowy, co ten elfi mag jej robił?
Jego bełkot odbijał głośnym echem w jej głowie utrudniając skupienie na czymkolwiek. Gdzieś przez ten hałas jednakże “posłyszała” w głowie jedną myśl: “ Nie wiem jeszcze gdzie jesteś, ale znajdę twój umysł mała czarodziejko. Lepiej się poddaj nim zmiażdżę twoją świadomość jak robaka pod moim butem.”

Eshte zagryzła mocno dolną wargę, do czerwoności, prawie do pierwszej kropli krwi. Musiała próbować odwrócić ich uwagę? Musiała?! Nie mogła po prostu cichutko siedzieć na drzewie?!
Roztrzęsioną dłonią próbowała raz jeszcze ukształtować ognistą iluzję. Jednak nie potrafiła pochwycić i zatrzymać na dłużej żadnego płomyczka pojawiającego się w jej duszy, więc owocem jej trudów były zaledwie iskierki strzelające z palców i znikające zaraz bez śladu.

Jak... jak.. jak to możliwe, że w jej głowie znalazło się miejsce na kolejnego intruza? Tuż obok jej własnych myśli, obok Słodkiej Idiotki wdzięczącej się do czarownika i jeszcze tej trzeciej. Szczególnie ta ostatnia nie byłaby zachwycona tymi próbami zdominowania jej wraz z umysłem kuglarki. Pani Ognia.. ona.. ona..
Elfka skrzywiła się mocniej i kurczowo wczepiła palcami w swoje włosy, jak gdyby taki prosty gest miał zdusić ten ból rozsadzający jej głowę. Nie zdusił. Za to wezbrał w niej panikę, w której dostrzegała tylko jeden ognik nadziei. Dotąd go odpychała, próbowała nad nim panować. Ale teraz ten ognik mógł być jedynym, co mogło ją uratować przed magią elfa i.. uh.. narobieniem pod siebie.

Eshte zacisnęła mocno powieki. Spomiędzy wypełniającego jej głowę głosu maga próbowała się przekopać do czegoś ukrytego głębiej.
- Gdzie jesteś.. gdzie jesteś, Ty babsztylu.. -syczała pomiędzy kolejnymi zgrzytnięciami zębów.

Smużki dymu wydobywały się spod opuszków palców kuglarki, gdy kora drzewa zaczęła się żarzyć pod jej palcami. Wśród pukli włosów elfki pojawiły się płomyki, więc… szczęściem w nieszczęściu był więc fakt, że kapelusik zgubiła.
Oczy Eshte zapłonęły, a sama kuglarka utonęła w gniewie i dumie.




Pani Ognia
się przebudziła, bardziej odporna na bełkot elfiego czarownika… choć nadal odczuwająca ból z powodu jego gadulstwa. Znikając w otchłani swojego umysłu elfka czuła odrobinę niepokoju. Pani Ognia zamierzała bowiem pobrać opłatę za swoją pomoc.

Przycupnięta na gałęzi spoglądała w dół na dzikusy wśród leśnej gęstwiny. Trochę ich dużo było. Oczywiście, nie ZA dużo, wszak samodzielnie pokonała Pierworodnego i gdyby tylko chciała, to mogłaby spopielić całą armię tych bezczelnych długouchów. Ale w tym momencie akurat nie miała na to ochoty. Za bardzo bolała ją głowa. Potrzebowała porządnego masażu całego swojego nagiego ciała, jednak jej niewolnik miał czelność być dalej niż na wyciągnięcie jej dłoni. Gdzie się podziewał ten bezużyteczny robak?!

Rozdrażniona Pani Ognia cmoknęła cicho przez zęby. Następnie złożyła razem dłonie, potarła nimi, a po ich rozłożeniu okazało się, że trzyma w nich trzy małe, ogniste ptaszki. Niby to sztuczka taka sama jak „tej drugiej”, ale przecież lepsza. Bo i Pani Ognia była lepsza. Po kolei cisnęła nimi pod nogi trzech elfów najbardziej roztrzęsionych z nerwów. Tym razem to nie pióropusze ognia wzniosły się ku górze, a trzy stworzone z płomieni postacie. Niewyraźne, acz i tak łatwo było w nich dostrzec sylwetkę Eshte. Każda z nich wyciągnęła ku przeciwnikowi ręce otulone ogniem, jak w gorącym, BARDZO gorącym pragnieniu objęcia „swojego” elfa.

- Nie dot…- krzyknął ich przywódca, ale było za późno. Strzelili do nich, a elfki eksplodowały wypełniając okolicę gęstym krztuszącym dymem.
- Jest na drzewie! - krzyknął elf w czarnym płaszczu, ale nic to nie dało. Nie dość że nie wiedzieli o które drzewo chodzi, to jeszcze całun dymów zasnuł poszycie lasu duszącymi oparami ograniczając pole widzenia.
A Pani Ognia poczuła jakby potężny młot walnął ja prosto w twarz. Jej wzrok na chwilę się zmącił, a ona sama odruchowo przytuliła się do drzewa. A choć jej idealne oblicze pozostało nieuszkodzone, to z nosa pociekła krew. Uderzenie bowiem poczuła tylko umysłem… ciągle atakowanym przez buntownika w czerni.

Wierzchem dłoni przetarła nos i spojrzała na krew brudzącą jej skórę. Aż w niej zawrzało na ten widok. Jeszcze więcej kosmyków jej włosów zaczęło falować na kształt płomieni, a jej wargi wykrzywił paskudny grymas.
Jak ten ŁACHUDRA śmiał ją zranić?! Ją! Pogromczynię Pierworodnego! Ulubienicę Dzikuna! Już ona dorwie się do tej jego wychudzonej buźki i kiedy zacznie się mścić za taką zniewagę, to on będzie ją błaaaagaaaaał o łaskę. Bo ona nie poprzestanie na byle krwi płynącej mu z nosa, o nie. Spopieli tego głupca, aż własny Baleron go nie pozna.

Ale to później. Pani Ognia nie zapomina. Teraz w obu jej dłoniach zmaterializowały się smukłe sztylety stworzone z żywego ognia jej gniewu. Rzuciła nimi w kierunku zakapturzonej postaci, lecz nie obserwowała ich lotu. Wykorzystując ogólnie zamieszanie zaczęła zwinnie zeskakiwać na niższe gałęzie, aby pod osłoną dymu zgubić tych prostaków.
Wokół śmigały strzały. Na szczęście dymy wypełniające okolice sprawiały iż przelatywały one z dala od kuglarki. Ciśnięte sztylety miały zapewnić spokój od przydupasa Balerona i swój cel osiągnęły, na pewien czas. Elfka zwinnie i szybko przeskakiwała z gałęzi na gałąź nie niepokojona przez elfich głupców, których tak sprytnie oszukała.

Prawie znalazła się już na ostatniej gałęzi, gdy nagle przed nią pojawił się wprost z powietrza elf w czarnym płaszczu.
- Mam cię.- powiedział ze złowieszczym uśmiechem na jej widok.
-Oh, i co ja biedna teraz pocznę.. - każde słowo wypowiadane przez Panią Ognia tylko mocniej dawało świadectwo temu, że bynajmniej nie uważała się ona za jakąś biedniutką damą w opresji. To nie ona była teraz skazana na jego łaskę. To ten łachudra był skazany na gniew ucieleśnienia najbardziej niszczycielskiego ze wszystkich żywiołów.
Ostatnie jej słowo zmieniło się w gardłowy pomruk i wszelkie dalsze dyskusje utonęły w ogniu buchającym jej z ust w stronę elfa.

- No właśnie… co poczniesz? - zadrwił przydupas Balerona nic sobie nie robiąc z ognistego zionięcia. Ku przerażeniu Eshte i konfuzji samej Pani Ognia, płomienie nic nie robiły elfowi w czerni przechodząc przez jego ciało jakby był jakąś zjawą.

Przyglądała się temu jawnemu dziadostwu, a płomienie tańczące w oczach tylko podkreślały jej niezadowolenie. Iluzja? Naprawdę? Zakapturzony prostak był tak mizeeerny, że musiał korzystać z takich sztuczek? Cóż to była za strata jej niezwykle cennego czasu!
Uśmiechnęła się pogardliwie poprzez uniesienie tylko jednego kącika warg. Elf nie chciał stanąć w jej cudownym ogniu, ale ona już tak. Dlatego w jednej chwili stanęła cała w płomieniach, a kolejnej już jej nie było. Niczym płonący pocisk Pani Ogni zeskoczyła na ziemię, by w dymie wytworzonym własną magią poszukując tymczasowego bezpieczeństwa. Nie to, żeby go potrzebowała w tym śmiesznym starciu z chuderlakiem.

Płonęło nie tylko jej ciało, zapłonęły i trawy pod jej stopami oraz pobliskie krzewy. Zapłonął też wysoki modrzew trafiony pociskami, które przeszły przez fałszywe ciało elfa. Ogień ów zaczął też gwałtownie się rozprzestrzeniać. Ale nie to było w tej chwili zmartwieniem Pani Ognia, a celujący w nią elf który zabłądziwszy wśród dymów znalazł się tam gdzie nie powinien… czyli tuż przed ognistą boginką, jaką niewątpliwie była.

-Zejdź mi z drogi, mały elfie - syknęła, po czym machnęła władczo ręką.. ale nic się nie pojawiło w jej dłoni. Nie cisnęła w spiczastouchego głupca bronią zrodzoną z płomieni, ani nawet kulą ognia. Za to w ślad za jej ręką z pobliskich ogni pożerających trawy oderwał się płomienisty ptak i poleciał ku elfowi z szybkością atakującego jastrzębia. Zaskoczony tym atakiem, przynajmniej zmienił cel posyłając strzałę w jastrzębia zamiast w płonącą elfkę, której ubranie było gdzieniegdzie spopielane.

- Pójdź po dobroci a oszczędzę ci bólu.- wtrącił tym razem elf w czarnym płaszczu unoszący się nieco na nad nią, prawdopodobnie kolejna iluzja. Uderzenie mentalnego młota, które wstrząsnęło jej głową otępiającym bólem i niemal powaliło na ziemię… iluzją niemniej nie było.
- Stawiaj opór, a dostaniesz bolesną nauczkę.- skomentował to złowieszczo widmowy przydupas Balerona.

-Oooh, chyba coś Ci się pomyliło, robaczku - odpowiedziała Pani Ognia głosem aż ociekającym szyderczą pobłażliwością, i to pomimo bólu rozsadzającego jej głowę od środka. Wybranka Dzikuna nie znała strachu. Nie bała się walcząc samotnie z Pierworodnym, a co dopiero podczas tej śmiesznej potyczki z chuderlakiem i jego przydupasami. Trafił na nieodpowiednią Eshte ze swoimi pogróżkami.
-Takie zastraszanie i tanie sztuczki mogą działać na te Twoje tchórzliwe elfy, ale na pewno nie na MNIE! - przy ostatnim głośno i stanowczo wypowiedzianym słowie, ulubienica Dzikuna podniosła gwałtownie ręce, a za ich śladem wzniosły się też ku górze najbliższe jej płomienie pełzające po leśnym poszyciu. Ściany ognia ukryły ją przed przeciwnikami, ale dobrze wiedziała, że nie miała wiele czasu. Czuła drażniące zmęczenie narastające w jej ciele, oddychała ciężej. Musiała się spieszyć.

Zza pazuchy coraz bardziej nadpalonego ( ku wewnętrznemu niezadowoleniu kuglarki ) fraku, Pani Ognia wydobyła sztylet zdobiony smoczopodobną miniaturą. Ugięła nogi w kolanach, jak w przygotowaniu do skoku. Zacisnęła palce na broni i skupiła się. Na ogonie, na łuskach i na skrzydłach. Na locie wysoko, ponad koronami drzew.

- Jestem za potężny by bawić się w groźby. To są fakty.- oczywiście czarny płaszcz przeszedł bez szwanku przez ogniste piekło jakim była ściana ognia. Bo przecież był tylko ilu…
- Nie jest to iluzja, nie zabawiam tłumów trywialnymi sztuczkami. Widzisz mnie przed sobą, bo chcę byś mnie widziała, bo siedzę w twoim umyśle i teraz będziesz moją laleczką na sznurkach. - wtrącił blady elf wchodząc w tok myślowy Pani Ognia i… dłoń elfki lekko się rozluźniła, by upuścić sztylet. Bo przecież była jego marionetką, bo on pociągał za sznurki…i uśmiechał się triumfalnie. Ale jego uśmieszek szybko zbladł.

Palce Eshte znów zacisnęły się na sztylecie, a ręka uniosła i zgięła w łokciu pokazując mu takiego wała i zdobiąc ten gest wycelowanym w górę środkowym palcem. Może i mógłby sobie kuglarką dyrygować, ale Pani Ognia radziła sobie z urokiem Pierworodnego. Mały móżdżek bladego elfa nie mógł nawet marzyć o zdominowaniu jej. Niemniej… swoimi atakami nie pozwalał skoncentrować się jej na tyle, by mogła zmienić się w skrzydlatego gada i odlecieć.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-11-2021, 02:43   #137
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- To nieważne… jesteś sama i słabniesz… to tylko kwestia czasu.- mówił stojący przed nią elf wyraźnie źle znosząc porażkę swoich planów. I w tym się przeliczył, bowiem ogień wywołany przez wybrankę Dzikuna zaczął się rozprzestrzeniać w całkowicie niekontrolowany sposób, czego dowodem były paniczne kwiki i wierzganie wierzchowca na którym tu Esthe przyjechała.

-Robaczku, robaczku. Z taką twarzą to tylko iluzje mogą pomóc -Pani Ognia zacmokała głośno przez zęby, kiedy jej spojrzenie przesuwało się oceniająco powoli po chuderlaku, a płomieniom wypełniającym jej oczy towarzyszyła litość mówiąca ni mniej ni więcej co „z tego to już nic nie będzie”. W tym samym czasie strzygła uszami, w celu dokładniejszego wychwycenia skąd dochodziły piski zwierzęcia.
W końcu machnęła władczo ręką, mówiąc tonem nieznającym sprzeciwu -Wróć grzecznie do tego swojego Balerona i powiedz mu, żeby następnym razem wysłał do mnie jakiegoś przystojnego elfa, zamiast takiego stracha na wróble. Wtedy porozmawiamy.
Wpełzający na jej wargi drapieżny uśmiech zdradzał prawdziwe zapędy lubieżnego babsztyla. I nie miały one wiele wspólnego z rozmawianiem.

- Ty arogancka, podrzędna iluzjonistko. Nie wiesz do kogo mówisz. Tak jak ty służę komuś ważniejszemu i potężniejszemu niż przywódca miejscowej ruchawki.- pieklił się mentalnie elf zdradzając, co prawda tylko samej Eshte, że kogoś innego jest podnóżkiem. - A ogień nie będzie cię chronił wiecznie przed mymi sługami.

I miał rację. Płomienie słabły tak jak i Pani Ognia, niemniej czułe uszy elfki zlokalizowały kwiki przerażonego konia, jak i szelest od tej samej strony. Pomiędzy kuglarką, a jej wierzchowcem był co najmniej jeden łucznik.

-Oby ten przystojniejszy elf miał też we łbie coś więcej niż słomę.. -powiedziała Pani Ognia do siebie, lecz na tyle głośno, żeby zakapturzony czarownik dobrze usłyszał każde jedno jej słowo. Zresztą, czy w ogóle musiała mówić cokolwiek na głos, skoro ten łajdak siedział w jej umyśle?

Westchnęła teatralnie, po czym zaczęła mówić bardzo powoli, z przesadnym pietyzmem podkreślając każde słowo, jak gdyby miała przed sobą wyjątkowego głupka -Ja. Nie służę. NIKOMU!
I z tym ryknięciem odskoczyła w tył, przez płomienie rozstępujące się przed swoją Panią. Za nimi odwróciła się na pięcie i biegiem ruszyła w kierunku szlachciurskiego koniska. Po drodze zacisnęła dłoń w pięść i potrząsnęła nią jak w przygotowaniu do zagrania w kości.

-Hej Ty, łap! - krzyknęła do elfiego łucznika bezczelnie stojącego pomiędzy nią i szkapą, a następnie zamachnęła się ręką i otworzyła piąstkę. Jednak to nie kości wyleciały spomiędzy jej palców, a garść małych płomyczków rzuconych w intruza.

Atak, wprawdzie nie tak zabójczy jak poprzednie, rozproszył łucznika na tyle, że Pani Ognia przemknęła obok panicznie unikającego płomyczków elfa bez większych problemów, i dopadła wierzgającego ogiera przywiązanego do drzewa. Ucieleśnienie dzikiego ognia, piękna, gracji, inteligencji i w ogóle wszystkiego co najlepsze, podeszło do wystraszonego zwierzęcia i silnie pochwyciło za wodze tuż przy jego pysku, aby obniżyć ku sobie jego głowę. Nie była przestraszona jak wcześniej kuglarka, nie był też zaskoczona. Jedyną emocją łączącą ją z Tamtą Drugą, była wściekłość. Ale i tą wycelowała w inne osoby.

-Spokój, bestio. Czego się boisz, no czego? -mówiła stanowczym głosem nieznającym sprzeciwu. Również ona nie stosowała się do porad cioteczki i zastępowała je własną arogancją oraz, jakże słusznym, przekonaniem o swojej potędze - Widzisz, żebym ja się bała? Uspokój się i jedziemy stąd.

Świst strzały tuż obok głowy uświadomił jej, że nie czas na przekomarzanie się z wierzchowcem. Choć elfom trafienie utrudniał zarówno wszechobecny dym, jak i rozprzestrzeniające się płomienie to nie oznaczało, że zaprzestały próbować ją postrzelić.

Pani Ognia przeklęła sobie pod nosem, po czym syknęła raz jeszcze w końskie ucho -Spokój.
Kilkoma zręcznymi ruchami rozluźniła wiązanie trzymające chabetę przy drzewie. Starając się utrzymać ją w miejscu, co nie było takie łatwe mając do czynienia z wyjątkowo nerwowym zwierzęciem, elfka zdołała wskoczyć na jej grzbiet i usadzić się w siodle. Nie musiała mocno dociskać pięt do boków konia, wystarczyło lekkie muśnięcie i przede wszystkim jego żarliwe pragnienie ucieczki, aby zerwał się do szaleńczego biegu. Cóż, już kolejnego tego dnia.

Co prawda głupie bydlę w ogóle nie słuchało siedzącej na niej elfki, ale też ona sama nie miała czasu się tym przejmować. Musiała wszak się skupić, by utrzymać się na tym nerwowym wierzchowcu. Dobrze że przynajmniej był szybki. Jednak nie wystarczająco. Za Panią Ognia śmignęły strzały i jedna boleśnie otarła się o jej bok.

Czy oni.. Czy te dzikusy.. Czy..
Czy któryś z nich ośmielił się ją tknąć?!

Wybranka Dzikuna nie mogła jednak odpowiedzieć czymś na tą zniewagę, bo… mocy w niej zostało jedynie tyle by zapalić tytoń w fajeczce. To nie tak, że w którymś momencie złość przestała się gotować w ciele elfki, ale pod wpływem tej myśli znów silniej buchnęły jej wewnętrzne płomienie.. a przynajmniej te, które jeszcze się w niej jarzyły po całej tej potyczce. Całe szczęście, że na gniew zawsze miała w sobie wystarczająco energii.

Jednakże sam Dzikun chyba się wtrącił w tą potyczkę mszcząc się za napaść na Panią Ognia, bo miejsce gdzie kryły się elfy uderzyły pioruny rozświetlając blaskiem i wypełniając gromami okolicę.




Ale nie miała czasu zaglądać przed ramię. Zwłaszcza, że czuła ból przy każdym ruchu końskiego ciała, a ten ruszał się dużo i szybko w swojej pogoni do bezpiecznego miejsca. Nawet nie próbowała go prowadzić, wszak nie wiedziała ani gdzie się znajduje, ani w którą stronę powinna się kierować.

Kusiło, bardzo kusiło, puścić jedną dłonią wodze i ostrożnie dotknąć boku muśniętego strzałą, jednak nie chciała dać tej szkapie choćby cienia szansy na zrzucenie Pani Ognia z grzbietu. Zatem krzywiąc się i przeklinając, próbowała tylko zezować na źródło tej drażniącej słabości i lepkości.
Niestety, była tam czerwona plama rosnąca powoli, był ból wywołany ocierającym się o ranę materiałem. Ale nie było już strzał świszczących nad uchem. I co najważniejsze, ten mag nie ględził jej w głowie tworząc swój wizerunek w polu widzenia. Był za to pęd powietrza, chrapliwy oddech rozpędzonego konia… oraz coraz głośniejszy łopot olbrzymich skrzydeł zbliżających się z góry.

Pani Ognia warknęła głośno, jak ranione zwierzę ciągle gotowe do walki. Czy ten chuderlak naprawdę był aż tak uparty, aż tak zdesperowany za kobiecym towarzystwem, że nadal ją ścigał?! I co, teraz nagle mu jeszcze wyrosły skrzydła, siedzenie jej w głowie nie było wystarczające?! A może cały czas chował je pod peleryną? Parszywe, wychudzone kruczysko.

Cierpiała w siodle. Osłabiło ją zużycie mocy i teraz jeszcze ta krew wypływająca z boku. Ale wybranka Dzikuna nie uciekała. A już na pewno nie uciekała przed takimi gównojadami jak ten czarownik! Jedną dłonią mocniej ścisnęła wodze i zarazem pochwyciła końską grzywę, po czym, nie bez kolejnego grymasu wykrzywiającego jej twarz, przekręciła się nieco w siodle, aby spojrzeć na intruza.
-Jeszcze Ci mało?! -krzyknęła, a wolną dłonią przywołała resztkę swojej mocy. Nie było tego wiele, zaledwie na pojedynczy płomyczek nieśmiało dygoczący na koniuszku jej palca wskazującego. Za mało nawet do postraszenia.

- Cieszę że zachowałaś swoją zadziorność. Bałem się że będziesz spanikowana. Nie jestem dobry w pocieszaniu. - usłyszała w odpowiedzi. Głos nie był w jej głowie, usłyszała w swoich uszach ów ironiczny ton i znajomą barwę. To był Ruchacz.
Lawirujący z trudem na swoim gryfie pomiędzy drzewami, z trudem doganiający elfkę na jej tchórzliwym rumaku. Razorbeak miał problemy z przemieszczaniem się tutaj, był za duży a poszycie za gęste.

-Nareszcie! Czy zawsze wszystko muszę robić sama?! -ryknęła Pani Ognia, a ta reakcja nie odbiegała tak bardzo od wybuchów gniewu kuglarki, więc w tym momencie czarownikowi trudno było rozróżnić ulubienicę Dzikuna od swojej „żonki”. Prawda była taka, że ukryta głęboko kuglarka pisnęła sobie z ulgą na jego widok.. ale o tym nie musiał wiedzieć. Jeszcze poczułby się jakimś bohaterem ratującym damę z opresji. Dobre sobie.

Elfka z powrotem pochwyciła obiema dłońmi za wodze i ciągnąć za nie odchyliła się w siodle. Przeklinając z bólu próbowała wysiedzieć w siodle, aby spowolnić trochę to konisko o nieskończonych ( w przeciwieństwie do niej ) pokładach energii.
-No już, spokój. Nie pali się - mówiła do zwierzęcia zgrzytając zębami.

- Gdybyś nie pognała w las jak oparzona i to w środku walki, to może mógłbym zdążyć wcześniej. Nie mówiąc o tym, że trudno cię było znaleźć. Tu las jest gęsty i znad korony lasu mało widać. Gdyby nie pożar pewnie szukałbym cię jeszcze dłużej.- odparł sarkastycznie Ruchacz spoglądając na Eshte z politowaniem i dodał spokojniej.- Jak się czujesz?

-Oh, cudoooownie! -odkrzyknęła Pani Ognia sarkastycznym tonem. Rozdrażnił ją nie tylko swoim pytaniem, ale przede wszystkim sposobem w jaki na nią patrzył. Nie z podziwem na jaki zasługiwała, nie z pożądaniem jakiego wymagała. Nie jak niewolnik na swoją Panią, na swoją BOGINIĘ. Czarownik patrzył na nią jak na biedną sierotkę!
Tak, zgubiła kapelusz i jej ubranie było nadpalone. Tak, z boku intensywnie sączyła się krew i pewnie twarz też jeszcze miała ubrudzoną szkarłatem po tchórzliwych atakach tamtego chuderlaka. Ale nadal była niezwykłym i straszliwym zjawiskiem natury! Nie potrzebowała jego politowania!
Szarpnęła wodzami, trochę w lewo prowadząc konisko, potem znowu trochę w prawo. Jednocześnie stanowczymi komendami starała się dotrzeć do jego spanikowanego rozumu -No żesz stój!

Jej słowa nie podziałały, ale widok gryfa który w końcu zdołał zalecieć mu drogę wystarczył by zatrzymać wierzchowca. Koń stanowczo zahamował i niemal wyrzucił Panią Ognia niczym z katapulty prosto w ramiona Ruchacza. Ostatecznie zdołała się utrzymać na grzbiecie.

- Wygląda na to, że te elfy narobiły ci kłopotu. Mam nadzieję, że któregoś trafiłem. O ile łatwo jest celować jedną, o tyle posyłanie kilku błyskawic nie pozwala na precyzję. - dodał czarownik chwaląc się nieświadomie.

Elfka syknęła głośno i aż zacisnęła mocno powieki, kiedy decyzja zwierzęcia zaowocowała gwałtownym szarpnięciem jej obolałego ciała. Może i w gębie nadal była silna, ale z twarzy wyraźnie odpłynęła jej krew i teraz sączyła się z rany. Siedząc już na względnie uspokojonym koniu, Pani Ognia w końcu mogła sięgnąć ręką do swojego boku, aby lepiej ocenić krzywdę zadaną jej przez któregoś z bezczelnych łuczników.

-Co z tego, skoro te dzikusy były od Ciebie szybsze i zdążyły zrobić TO? -tę samą rękę wyciągnęła ku Thaaanekrryyystowi, żeby mógł sobie, chrzaniony rycerzyk, popatrzeć na jej palce pobrudzone krwią. Ona sama patrzyła na niego z czułością osoby widzącej karalucha -Może następnym razem, zamiast sobie chichotać ze szlachciurkami, skup się na pilnowaniu tego co najważniejsze? MNIE!

- Nie ułatwiasz tego pilnowania znikając w pośpiechu z pola bitwy zanim zdążyłem się zorientować co się dzieje.
- stwierdził czarownik nawykły już do jej wybuchów gniewu. Zszedł z gryfa i podszedł do kuglarki, sięgnął pod płaszcz i z ukrytej pod nim sakwy wyjął fiolkę.
- Wypij to… zatrzyma krwawienie. A potem… trzeba będzie się obmyć.- dodał przyjacielsko.

-Możesz podziękować swoim ulubionym szlachciurkom za takiego konia, który na polowaniu wpada w panikę słysząc byle ryknięcie trolla -mruknęła Pani Ognia spoglądając z końskiego grzbietu na mężczyznę. Pośród wykrzywiania się z bólu i ogólnego poczucia sponiewierania, spojrzenie na świat z takiej wysokości trochę pocieszyło tego aroganckiego babsztyla.

Łaskawie przyjęła fiolkę i uniosła ją pod słońce przebijające się przez korony drzew, by nieco podejrzliwie przyjrzeć się cieczy.
-Ja bym sobie nie pozwoliła wcisnąć takiej tchórzliwej chabety, no ale tamta... - wzruszyła ramionami, jak gdyby samo to wystarczyło za komentarz o uległości kuglarki wobec kaprysów Paniuni. Następnie otworzyła fiolkę i wlała sobie w usta magiczny specyfik.
Ból zelżał jedynie odrobinę, ale za to krwawienie ustało.

- To bardzo drogi rumak, przeznaczony do wyścigów… przez to taki płochliwy, ale za to potrafi gnać o wiele szybciej niż zwyczajne wierzchowce. Niewątpliwie jednak wymaga doświadczonego jeźdźca na grzbiecie.- podsumował jej “żale” Ruchacz, podczas gdy sama elfka zastrzygła niemal uszami. Bądź co bądź Eshte wychyliła się na dźwięk słowa “drogi”. Niestety teraz Pani Ognia była u steru i nie planowała dać się zepchnąć dopóty nie zostanie zaspokojona.

-I niewiele brakowało, a zostałby drogim i martwym koniem -skwitowała elfka ponurym tonem, a następnie machnęła ręką uznając, że ta rozmowa jest poniżej jej godności. Wszak wiedziała lepiej od czarownika i żadne słowo padające z jest ust nie było w stanie zmienić jej zdania.

Oddała mu flakonik, po czym odgarnęła frak odsłaniając koszulinę przemoczoną na boku od jej własnej krwi. Pani Ognia uznawała ranę za zaledwie drobną niedogodność. Tak, ból był drażniący, lecz ponad wszystko bardziej ją drażniła świadomość, że któryś z tych dzikusów rzeczywiście ośmielił się ją skrzywdzić.
-Zemszczę się na nich wszystkich. I na szlachciurkach zadzierających nosy, i na tych parszywych dzikusach. Niech no tylko chwilę.. odpocznę.. -syczała ostrożnie i powoli odklejając materiał ubrania od swojego zakrwawionego ciała. Gdyby tylko miała w sobie więcej mocy, to byle mrugnięciem spopieliłaby te zbędne fatałaszki.

- Może lepiej nie…- stwierdził bez przekonania czarownik ruszając ku swojemu gryfowi łypiącemu łakomie ku wierzchowcowi elfki.
- Na razie znajdźmy miejsce na chwilowy odpoczynek. Trolle okazały się dość zorganizowane i nadspodziewane sprytne. Zupełnie jakby ktoś je wyszkolił lub ktoś nimi kierował.- dodał Ruchacz w zamyśleniu.

-Może ten elfi tyci-czarownik wtargnął też do ich łbów. Złamał tak jednego z łuczników i próbował tej sztuczki też z nami.. -Pani Ognia parsknęła szyderczo, głośno i z taką gwałtownością, że zaraz skrzywiła się z bólu promieniującego z jej boku. Warto było.
-Co za głupi cap. Te jego sztuczki pewnie działają tylko na wyjątkowo słabe móżdżki - nowa myśli sprawiła, że tym razem jej wargi rozciągnęły się w paskudnie złośliwym uśmieszku -Aż dziwne, że nie zdominował myśli wszystkich polujących szlachciurków.

- Jest pewien limit tego ile umysłów można na raz kontrolować. W przypadku trolli pewnie z kilka na raz… z ludźmi bywa już trudniej.
- odparł Ruchacz drapiąc się po podbródku, po czym spytał.- Jaki… tyci czarownik? Ja żadnego nie widziałem. Po prawdzie nie miałem czasu przyglądać się elfom.

-No był tam taki, blady, chudy i wręcz obłąkańczo próbujący sobie schwytać kobietę. Ale czy można mu się dziwić?
-ani krew, ani ból, ani zmęczenie nie były w stanie ostudzić uwielbienia jakie Pani Ognia odczuwała do siebie samej. A o ile kuglarka chełpiła się głównie swoją sztuką, to już ta tutaj wiedźma wpadała w samozachwyt nie tylko nad swoją potęgą, ale także kobiecością.
Powoli zlustrowała Thaaaneeekryyysta spojrzeniem, a jej oczy na moment przesłoniła ciemna chmura niezadowolenia -W sumie wyglądał trochę, jakby ubierał się u tego samego krawca co Ty. Powinieneś go znać.

- Można… zwykle kobiet poszukuje się w miastach i wsiach. Nie w głębi dzikiego lasu. Miał jakiś konkretny powód by cię złapać? Poza twoją urodą oczywiście?
- zapytał Ruchacz w zamyśleniu ruszając przodem na swoim gryfie idącym po ziemi i prowadząc elfkę w głąb puszczy.

-Dużo mielił jęzorem, ale akurat o tym nie wspomniał - stwierdziła elfka wzruszając ramionami w zobojętnieniu. Chuderlak gadał prawie tak samo dużo co Thaaneeekryyyst, a to oznaczało, że ten potok słów płynnie wpadał w jej jedno spiczaste ucho i wylewał się przez drugie. Zresztą, była pewna, że tamten strach na wróble i tak nie miał niczego interesującego do powiedzenia. Co najwyżej wygadywał brednie.
I to właśnie pod ich wpływem Pani Ognia nagle uderzyła otwartą dłonią o łęk siodła.
-Ale za to nazwał mnie agentką Pierworodnego! Mnie! -wydała z siebie głośno prychnięcie pasujące wyjątkowo rozwścieczonej kotce - Głupiec nie mógł się bardziej pomylić.

- Po prawdzie miał rację. I to jest… niepokojące.
- odparł zamyślony czarownik pozwalając swojemu gryfowi wybierać drogą.- Oczywistym jest, że nie jesteś agentką, acz… masz tatuaż od niego. I on naznacza cię jako swoją własność. I… gdyby w Grauburgu inaczej potoczyły się sprawy byłabyś jedną małżonek Pierworodnego i kto wie jaki czekałby cię los.
Ona wiedziała. Widziała to w swojej narkotycznej wizji.
- Tyle że o ile byle mag jest w stanie zauważyć twój tatuaż, o tyle mało kto ma dość wiedzy i doświadczenia by rozpoznać jego naturę. I to… jest bardzo niepokojące.- dodał Ruchacz.

-No i na co mu w ogóle agentka Pierworodnego? Warto mnie porwać z wielu powodów, ale piętno nie jest jednym z nich - odpowiedź nasuwała się sama, a było nią zwykłe szaleństwo kierujące bladym elfem. Brzmiało to dla Pani Ognia bardzo przekonująco, ale mimo to pozwoliła sobie jeszcze na moment odpłynąć myślami. Efektem tego było pstryknięcie smukłymi palcami, które wznieciło pojedyncze iskierki migoczące w powietrzu - Może sam jest jego agentem, co? Zobaczył jak tamten gównojad płacze, bo przysmażyłam mu piękniutką twarz i włosy, więc postanowił mnie schwytać i oddać na łaskę mściwego Pierworodnego. Wspomniał, że służy komuś ważniejszego od tego całego Balerona.

- To możliwe… i prawdopodobne, i bardzo niepokojące. Jeśli jakiś Pierworodny jest w to zamieszany, to… może to być ten sam który pragnie cię zniewolić. Lub inny. I żadna z tych sytuacji nie jest dla nas korzystna.
- przyznał ponuro Thaaneakryyst, gdy wchodzili coraz głębiej w puszczę, co o dziwo… ekscytowało Panią Ognia… i niepokoiło samą Eshte.

-A niech sobie próbują. Ale będą musieli się bardziej postarać, bo póki co ich próby zniewolenia mnie były wprost żałosne - skwitowała Pani Ognia, wbrew wewnętrznym sprzeciwom kuglarki, której wcale nie podobało się takie wywoływanie wilka z lasu. Tamta wcale nie chciała, aby cała armia Pierworodnych i ich sługusów rzeczywiście skupiła się na próbach porwania jej! No tak, ale z własnej woli dopuściła do głosu tego babsztyla. A ulubienica Dzikuna nie czuła strachu.
Za to rozdrażnienie już jak najbardziej. Eliksir zatamował krwawienie, lecz ciągle czuła ból. I siedzenie na końskim grzbiecie nie pomagało w ignorowaniu go.
-Daleko jeszcze? -mruknęła nawet nie próbując ukryć grymasu -Prowadzisz nas z powrotem do Grauburga, czy dokąd?

- Prowadzę nas ku potokowi. Obmyjemy rany, odpoczniemy.
- wyjaśnił czarownik w zamyśleniu. - Już niedaleko.- to mówiąc poczochrał czule pióra na łbie gryfa.

-Mmmm.. spodziewam się, że obmyjesz mnie BARDZO dokładnie - ta lubieżna strona Eshte posiadała niezwykłą umiejętność nadawania swoim słowom wrażenia.. lepkości. Nie tej słodkiej jak miód, co to wprawiała męskie serca w trzepotanie. Lepkości.. perwersyjnej, od której sama kuglarka miała ochotę wskoczyć do wody i mocno się wyszorować. Tego było już za wiele.
Na krótką chwilę lubieżny uśmieszek zniknął z ust elfki, które zamiast tego odezwały się wściekłym sprzeciwem - Nie! Nie dotykaj mnie!
Kuglarka zaskoczyła Panią Ognia tym wybuchem. Wszak jak dotąd to ona wciskała się między słowa tamtej i to zawsze w najmniej ku temu odpowiednim momencie. A może właśnie w tych najbardziej odpowiednich? Wzruszyła tylko ramionami i powiedziała lekceważącym tonem -Oh, cicho siedź. Miałaś swoją szansę.

- Zobaczymy…
- odparł enigmatycznie czarownik, gdy już zbliżali się do celu. Bo nawet kuglarka słyszała chlupot wody. - Aczkolwiek w okolicy mogą kryć się elfy, albo trolle.

Mogło to przerazić Eshte, ale Panią Ognia nie dbała o takie detale jak “przyzwoitość”. Ani o widzów… zresztą niewolnik się ich pozbędzie jak będą przeszkadzali prawda? W końcu była dla niego największą nagrodą, z pewnością chce się na nią rzucić jak dzika bestyjka którą Pani Ognia ujarzmi i zdominuje.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 16-11-2021 o 02:48.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-12-2021, 01:08   #138
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Ten tyci czarownik wspominał coś o wyczuwaniu mojego umysłu.. -powiedziała elfka w zamyśleniu. Ale jako że była nieustraszoną Panią Ognia, to nie przejmowała się takimi drobiażdżkami. Dlatego tylko machnęła ręką od niechcenia, jakby odganiała od siebie wyjątkowo namolną muchę w czarnej pelerynce -Najwyżej nas znajdą. Przynajmniej będziesz mógł potrenować celowanie swoimi błyskawicami.

- To prawda, aczkolwiek wolałbym nie testować tego ile mocy mi jeszcze zostało.
- przyznał Ruchacz i uśmiechnął się do niej - Wątpię byśmy musieli tamtym magiem. Może i potrafi wyczuć umysły, ale nie z takiej odległości. A oni nie mieli wierzchowców.

Elfka odpowiedziała mu przymrużeniem oczu oraz własnym uśmiechem - bardzo lisim, łączącym w sobie enigmatyczność z zadowoleniem i odrobiną czegoś.. chytrego.
-Oh, tyci czarownik i jego łucznicy są ostatnim o czym teraz myślę - zamruczała Pani Ognia lubieżnie, nie pozostawiając ani cienia wątpliwości co do swoich zamiarów wobec Thaaneekryyysta. Tyle tylko, że jej słowa nie do końca były prawdą. Bolący bok sprawiał, że nie była w stanie się w pełni otrząsnąć ze wspomnień bitewki z tamtym chuderlakiem i jego elfami.

- Z pewnością… a teraz rozbieraj się. Obejrzymy tą ranę.- czarownik też zaczął zdejmować ciuchy co przyciągnęło łakome spojrzenie Pani Ognia, a i siedząca głęboko Eshte też czuła pewien rodzaj ekscytacji. Bo… ugh… nie straciłaby przecież cnoty, gdyby był całkiem szpetny. O nie… kuglarka musiała z niechęcią się przyznać przed sobą, że było w nim coś fascynującego.

I jakoś żadna z nich nie poświęciła choćby krótkiej chwili na zadanie sobie jednego prostego pytania. Dlaczego? Dlaczego właściwie czarownik się rozbierał? Czy też był ranny?
Dla Pani Ognia było to tylko udogodnienie. Nie miała w sobie wystarczająco mocy, aby spopielić te jego szkaradne fatałaszki, więc tylko ją w tym wyręczył. Sama kuglarka była zbyt oszołomiona całą sytuacją, aby odpowiednio zareagować na to jego negliżowanie się.

Elfka jedną ręką ścisnęła swój zbolały bok, a drugą wyciągnęła władczo w kierunku mężczyzny, niczym Jej Wysokość Eshte do byle swego sługi, którego przeznaczeniem było spełniać wszystkie jej rozkazy.
- Najpierw pomóż mi zejść - nakazała z końskiego grzbietu.

- Chwilka przebywania pomiędzy arystokracją i od razu nabierasz ich manier.- skwitował czarownik odwracając się torsem (obecnie odsłoniętym i z wyraźnymi ranami od pazurów na brzuchu) i ruszając ku kuglarce, wyciągnął ku niej ręce.
- No chodź.- dodał.

Nie przyznała mu racji, ale też, zadziwiająco jak na nią, nie wykłócała się z nim. W duchu uznała, że takie wytłumaczenie stawia ją w lepszym świetle niż prawda ukrywana za dumnie uniesionym podbródkiem. Jeśli siedząc na końskim grzbiecie musiała co jakiś czas powstrzymać się przed wykrzywieniem z bólu, to ani myślała jeszcze dodatkowo się udręczać zeskakiwaniem z impetem na ziemię. Po co, skoro Thaaneeekryyyyst miał parę silnych rąk?

Przełożyła nogę przez siodło, po czym ześlizgnęła się prosto w ramiona swojego sługi. Nie obyło się bez cichego syknięcia, ale pomoc czarownika zdecydowanie złagodziła ból. Następnie Pani Ognia przyjrzała się jego ranom, lecz w jej spojrzeniu nie było troski. Nie, nie. Ona była wyraźnie niezadowolona, że mężczyzna dopuścił do naruszenia jej własności.
-Ja musiałam sama walczyć z całą armią elfów, a Ty w tym czasie dałeś się zmacać Paniuni? -zapytała z przekąsem dźgając go palcem w brzuch. Oczywiście, że nie bezpośrednio w rany. Nie była aż taką wiedźmą.

- Nie jej… trollowi.- syknął z bólu czarownik powoli puszczając elfkę, gdy stanęła już na własnych nogach. - Polowanie… zamieniło się w chaotyczną, acz zwycięską walkę z trollami i elfami. Teraz pewnie reszta ruszyła ku legowisku trolli. Teraz gdy nie ma już obrońców, łupy z niego są do wzięcia dla tego, kto pierwszy się tam zjawi.

-I dopiero teraz to mówisz?! CO MY TU JESZCZE ROBIMY?!
-zakrzyknęła nagle Pani Ognia.. a może jednak to zachłannej kuglarce udało się przebić przez mur postawiony przez tego babsztyla? Wszak dobrze pamiętała jak skończyło się jej ostatnie heroiczne ratowanie całego zamku. Wtedy też się narobiła, samodzielnie pokonując Pierworodnego i jego przebrzydłe gremliny, a w zamian niewdzięczne jaśniepaństwo zamknęło jej przed nosem wrota do skarbca. Ani myślała dać im się orżnąć kolejny raz.
- Rany same się zagoją, my musimy znaleźć te łupy zanim zrobią to szlachciurki - zadecydowała, po czym odwróciła się i chwyciła za siodło z zamiarem ponownego wciągnięcia się na grzbiet chabety.

- Szybko ci siły wróciły.- stwierdził ironicznie czarownik zabierając się za ubieranie. - Musimy kawałek zawrócić i mieć nadzieję, że nie natkniemy się na jakichś elfich maruderów.
Spojrzał na kuglarkę pytając.- Czy potrafisz poradzić sobie z makabrycznymi widokami? Leże trolla nie jest czymś co wypada oglądać mając pełny żołądek, rozumiesz co mam na myśli?

-Nooo... trolle raczej nie są znane z dobrego gustu do wystroju, co nie?
-odparła elfka, ale to nie brak zrozumienia był powodem takiej jej odpowiedzi, a raczej brak uwagi poświęconej na wysłuchanie słów mężczyzny. Wszak miała teraz na głowie nie tylko ważniejsze rzeczy, ale przede wszystkim bardziej.. błyszczące. Jej myśli wypełniało lśnienie tych wszystkich łupów, tym piękniejszych i cenniejszych, że zabranych wprost spod zadartych nosów jaśniepaństwa.

Jednak stojąc z wyciągniętymi rękoma ku siodłu, napotkała na przeszkodę dzielącą ją od bogactwa. Tak jak i przy zeskakiwaniu z końskiego grzbietu, tak i teraz dobrze wiedziała, że próba ponownego wskoczenia zakończy się rozrywającym bólem boku. Pani Ognia była zbyt ładna, aby ciągle wykrzywiać twarzyczkę.
- Wsadź mnie - rozkazała zachowując swą godność nawet przy tak uwłaczającym jej pokazie słabości.

- Ech… że też musimy tam… ruszać.- stękał Ruchacz, chwytając elfkę poniżej rany, w okolicy pośladków i pomagając dziewczynie usadowić się na wierzchowcu.
Po czym sam zebrawszy ubrania usadowił się na gryfie i ruszył przodem, dodając - Za mną.

-Też bym wolała, abyś przyleciał po mnie już z rękami pełnymi błyskotek zamiast tak bez niczego. I teraz oboje musimy szukać tego leża
-odcięła się Pani Ognia prosto w plecy czarownika. Nie była w pełni zadowolona z powrotu na grzbiet tej chabety, której każdy szybszy ruch przyprawiał ją o ukłucie bólu w boku. Jednak nie był to pierwszy raz, kiedy musiała brać sprawy w swoje ręce, nawet jeśli zakrwawione.
Zagarnęła z czoła kosmyki włosów, które po całej bitewce z dzikusami przybrały postać jeszcze większego artystycznego chaosu niż zwykle -A właściwie to skąd taka pewność, że będą tam jakieś łupy, co? Trolle raczej nie są złodziejami. Ich małe móżdżki nawet nie potrafią docenić piękna cennych świecidełek.

- Po prostu lubią konsumować posiłek odpoczywając w swoim leżu.
- wyjaśnił czarownik ironicznym tonem, gdy przemierzali.- Przynajmniej te najsmaczniejsze i najtłustsze kąski. Bogatych wielmożów, sławnych rycerzy, nobliwe damy. Każde z nich obwieszone biżuterią, co oczywiście sprawia mały problem przy takich poszukiwaniach. Część z tych skarbów pozostaje na objedzonych szkieletach. Inne trzeba szukać w stolcach pozostawionych dookoła kryjówki.

-STÓJ
-nakazała głośno Pani Ognia i ciężko było rozróżnić, czy ten rozkaz skierowany był jedynie do gwałtownie wstrzymanego konia. Czy może też i do mężczyzny wyraźnie lubującego się w trzymaniu tak gównianych informacji za zębami.
-I nie pomyślałeś o tym, że dobrze byłoby wcześniej wspomnieć o takim obrzydliwym szczególiku? -głos elfki wstąpił na nowe, wysokie tony przesłodzonej kąśliwości - Należą mi się wszystkie ich świecidełka, ale nie mam zamiaru grzebać się po nie w gównie trolli.

- Spodziewałem się że żyjąca na wędrownym szlaku elfka będzie się orientowała w takich kwestiach.
- odparł ironicznie mag spoglądając przez okulary na kuglarkę.- Nie podoba ci się myśl, że trzeba pobrudzić sobie rączki dla skarbów? Cóż.. bywają gorsze sposoby na bogactwo niż grzebanie w odchodach trolla.

-Ta? A jakie?
-zapytała Pani Ognia srogo marszcząc brwi. Mocno powątpiewała, aby czarownik rzeczywiście potrafił wymyślić coś obrzydliwszego i bardziej uwłaczającego od grzebania się w gównie trolli. No, może grzebanie się w jeszcze większym i jeszcze bardziej śmierdzącym gównie. Czy naprawdę była aż tak zachłanna?

- Handel niewolnikami na przykład. Myślę że to jest gorsze.- ocenił Thaaaneeekryyyyst po namyśle.

-Gorsze dla niewolników, nie dla handlarzy - odparła elfka, a jej wargi rozciągnęły się w bezwstydnym uśmieszku wyznaczającym wyraźną granicę pomiędzy kuglarką i ognistym babsztylem. Ta pierwsza nigdy, ale to NIGDY, nie okazałaby otwarcie swojego zainteresowania Thaaneeekryyystem. Zresztą, nawet przed sobą samą nie przyznawała się do lubieżnych myśli o własnym „mężusiu”.
- Gdyby mi ktoś zaoferował za Ciebie odpowiednio wysoką cenę, albo wyjątkowo ładne świecidełka, to bez namysłu zerwałabym z Ciebie ubrania, zawiązała wstążeczkę na Twojej różdżce maga i oddała nowej właścicielce. Albo właścicielowi - ze znawstwem pokiwała rozczochraną głową -Nadal byłoby to mniej obrzydliwe niż grzebanie się w odchodach trolli.

Czarownik przyglądał się kuglarce w milczeniu przez dłuższą chwilę.
- Więc… nie bywałaś na dalekim południu?- stwierdził w końcu Ruchacz.- Nie widziałaś..
Nie dokończył słów swoich, bo szybko zmienił temat.- To już szukanie skarbów w leżu trolli cię nie interesuje. Możemy zawrócić?

-E, przyjemniej będzie okraść szlachciurki, kiedy ich służba skończy się grzebać w gównie. Przynajmniej świecidełka już będą wyczyszczone
- zadecydowała Pani Ognia i zawróciła konisko w kierunku, z którego co dopiero, zaledwie kilka chwil wcześniej, wyruszyli. Ktoś mógłby powiedzieć, że elfka jest zwyczajnie jakaś niezdecydowana, jak to KOBIETA. Ale to przecież była wina czarownika. Jak zwykle.

- Nie wystarczy ci rana którą zadały ci elfi buntownicy? Szukasz kolejnych okazji do guza.- westchnął teatralnie czarownik zawracając gryfa.

-Oh, niech no tylko chwilę odpocznę. To ja im wszystkim ponabijam guzy -przekonanej o swojej potędze Pani Ognia niestraszne było jaśniepaństwo z ich rycerzykami wyposażonymi w ostre miecze. Jeśli Thaaneeekryyyst sądził, że Eshte była uparta i ciężko się ją przekonywało do trzymania ciętego języka za zębami, to jeszcze spędził zbyt mało czasu z zapatrzoną w siebie, samozwańczą ulubienicą Dzikuna.

- Nie przeceniaj swojej mocy, poza kręgiem menhirów nie masz nieograniczonego potencjału. Musiałabyś być prawdziwą druidką by mieć dostęp do bezkresnej potęgi Dzikuna.- ocenił czarownik podążając za kuglarką.- A i wtedy cena mogłaby okazać się za duża.

-Co takiego?
- Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, Pierwsza Tego Imienia, Nawiedzana przez Panią Ognia, Pogromczyni Pierworodnego, nie dopuszczała do swych uszu takiego powątpiewania w swoją moc. A już na pewno nie z ust własnego niewolnika. Zerknęła na niego przez ramię.
-Jeśli masz chęć pozachwycać się moją potęgą i urodą, to weźże mów głośniej. Albo jeszcze lepiej.. -przymrużyła oczy i uśmiechnęła się w tak paskudny sposób, że tylko brakowało oblizania warg językiem - Po dotarciu do potoku zaprezentujesz mi ten swój zachwyt.

- Zobaczymy przy strumieniu. Chętnie obejrzę twoje… powabne ciałko bez ubrań go zakrywających. Jak i rany. Medykiem co prawda nie jestem, ni uzdrowicielem. Ale może przynajmniej choć trochę zaradzę na nie.
- odparł na poły figlarnie na poły poważnie Ruchacz. I wkrótce mogli wreszcie zająć się czymś przyjemnym… uwielbieniem Pani Ognia, werbalnie i manualnie.

A przynajmniej tak by się stało, gdyby nie to że… przy rzece ktoś się pojawił.
Ktoś ich wytropił.




Uzbrojona w kuszę elfka przyczaiła się wśród drzew i przyglądała się im. Uzbrojona w kuszę wydawała się niechętna jej użyć. Powód był oczywisty. Kusza była potężną bronią, ale powolną. Jeden pocisk mógł ubić albo kuglarkę, albo czarownika… nie starczy jednak na ubicie gryfa. A elfka nie miałaby czasu na załadowanie kolejnego.
Oni to wiedzieli i ona… też. Dlatego wymierzyła w nich kuszę, rozkazując - Nie róbcie niczego głupiego, albo poleje się krew!

Eshte zacisnęła wargi w cienką, nieco wykrzywioną linię. Nie była zadowolona, nie podobała jej się ta kusza w dłoniach elfki. Tak niewiele brakowało do zostania rozebraną przez swego niewolnika i uwielbianą przez niego tak długo, i na tak różne sposoby, aż spełniłby wszystkie jej wyuzdane zachcianki. Jeśli te dzikusy często w podobny sposób burzyły cudze plany, to powoli przestawała się dziwić niechęci szlachciurków wobec tych intruzów. Jej samej dzisiaj mocno podpadały te spiczastouchy.

-To się dobrze składa, bo nie mam w zwyczaju robić niczego głupiego -stwierdziła niewzruszona pogróżkami tamtej. Skrzyżowała ręce na piersi i uniosła wysoko jedną brew -Ale Ty to lubisz podglądać innych, co? Trzeba było chociaż poczekać, aż się rozbierzemy. Miałabyś ciekawsze widoki.
Pani Ognia nie miała w sobie cienia wstydu.

- Czego tu szukacie? Służycie ciemiężcy tych ziem, który to chce wypędzić nas z rodzinnych stron
.- zapytała nerwowo elfka rozglądając się dookoła.
Tancrist pogłaskał gryfa po łbie, gdy ten strzygł uszami - Nie chcesz odpowiedzi na to pytanie. Próbujesz nas tu zagadać, by twoi kamraci zdążyli do ciebie dołączyć, prawda?- zapytał.

-Ile jeszcze razy będę musiała dzisiaj tłumaczyć kolejnym elfom, że nikomu nie służę?! -fuknęła Eshte zniecierpliwiona tymi ciągłymi zarzutami o dziwną zażyłość ze szlachciurkami. Już dawno nie słyszała takich bredni.
Spojrzała ostro na czarownika, na moment ostentacyjnie odwracając się od ostrza wycelowanego w nią bełtu -To przez to ubranie. Wyglądam w tych szmatkach jakbym lubowała się w jaśniepańskim towarzystwie. Widzisz jak się kończą takie przebieranki? Było się nie mieszać do mojej garderoby.

Ruchacz nie odpowiedział kuglarce zupełnie ją ignorując. Machnął tylko dłonią zapalając wodę niebieskimi płomieniami i tworząc dziwaczną barierę… coś czego Pani Ognia nie była w stanie uczynić. Jej płomienie miały naturalną barwę, a nie takie cudaczne kolory jak u Tancrista.
Niemniej nadal ogień i żar płomieni stworzył obłok pary pomiędzy nimi a kuszniczką. Ta wystrzeliła w panice chybiając całkiem, a lubieżnik zawrócił gryfa i pognał w las wołając do Pani Ognia - Na co czekasz?! Za mną!

Elfka jęknęła głośno na myśl o kolejnej dawce niepotrzebnego wysiłku. Bo czy jej niewolnik nie mógł po prostu spopielić tamtej dzikuski? Musiał się bawić w taką teatralnością godną, oh, kuglarza?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-12-2021, 02:16   #139
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Z niechęcią ścisnęła piętami boki swojego wierzchowca.. a przynajmniej taki miała zamiar, bo tej strachliwej szkapie wystarczyło zaledwie lekkie dotknięcie, aby rzuciła się do szaleńczej ucieczki. Biedne konisko nie miało dobrego dnia. Tak jak zresztą i Pani Ognia.
-Nie możemy po prostu polecieć?! - zawołała na moment przestając zaciskać zęby z powodu bolącego boku.

- Gryf nie uniesie nas i konia, a poza tym nie należy dawać bestii do łap przysmaku i oczekiwać że go nie dziabnie.- Ruchacz popędził gryfa, ale… elfka szybko się z nim zrównała, a nawet zaczęła wyprzedzać. Jednak ta parszywa chabeta o zajęczym sercu miała swoje zalety.

-Na pewno sam znajdzie drogę powrotnąąąąąą...! -po części żachnęła się Pani Ognia, a po części zawyła wybijana z siodła gwałtownym biegiem zwierzęcia. Czy na pewno poganiało go tylko wspomnienie błękitnych płomieni? Straszny świst wystrzelonego bełtu? A może w tym pędzie miał też swój udział gryf błyszczący drapieżnymi ślepiami i ostro zakończonym dziobem?

- To nie jest ten typ konia. Prędzej go elfy złapią lub wilki zjedzą.- wyjaśnił czarownik kierując siebie i ją w kierunku głębi lasu.. który wydawał się coraz bardziej upiorny i nieprzyjazny.






Wstrzymując nieco konia elfka rozejrzała się po ponurej okolicy, a po jej plecach spłynął zimny dreszcz. O nie, Pani Ognia przecież niczego się nie bała i ten widok co najwyżej budził w niej niechęć. Zatem strachliwa reakcja należała wyłącznie do wciśniętej w głąb własnego umysłu kuglarki, która już o poranku dopatrywała się zagrożenia czającego się wśród drzew.

-Mam już dosyć tego lasu -syknęła zadziwiająco cicho, bo tylko sobie pod nosem. Pani Ognia była ponad kurtuazje i trzymanie języka za zębami, ale tylko do czasu, aż jej zdradliwe słowa mogły sięgnąć uszu pewnego rogatego bożka. Wtedy wolała je zachować dla siebie.
Spojrzała na Ruchacza, znów z tą samą władczością i wyższością, jakich mogłaby jej pozazdrościć niejedna arystokratka -Zrób w końcu użytek z tej swojej latającej bestii i rozejrzyj się nad drzewami gdzie się kończy ten przeklęty las. Chciałabym się stąd wydostać. Dzisiaj.

- Obawiam się, że las nie kończy się nawet w zasięgu skrzydeł mojego gryfa. To dość zarośnięta okolica.
- odparł ironicznie czarownik rozglądając się dookoła i mrucząc coś pod nosem.- Ale tu przynajmniej elfy nie będą nas ścigać. To przeklęte miejsce… na moje oko Dziki Gon odbył się tu jakieś pięć lub sześć lat temu na zawsze odmieniając okolicę. Tu… elfy nie wejdą. Właściwie nikt się nie odważy.

-Pfff, tchórze
-parsknęła Pani Ognia pogardzając tak głupiutkimi lękami, które mogły się pojawić tylko w równie głupiutkich łbach. Jej rozczochrany łeb nie dopuszczał do siebie takich strachów. Może to było spowodowane tym przekonaniem o własnej potędze, a może.. może czymś innym? Na przykład ignorancją.
- Czego tu się obawiać? Wysuszonych drzew z powykręcanymi gałęziami? Uuuuuu, naprawdę straszne - drwiła sobie otwarcie, wbrew wewnętrznym sprzeciwom kuglarki. Tamta nie widziała niczego zabawnego w tej sytuacji. Elfka spojrzała na Thaaaneeekryyysta z chytrym uśmieszkiem - A Ty się boisz?

- Potworów chociażby… trolle blakną w porównaniu z chimerami i chimerycznymi stworami jakie zasiedlają miejsce przez które przeszedł Dziki Gon i… niektóre drzewa uczą się polować na ludzi i nieludzi, którzy nieświadomi zagrożeń przechodzą obok nich.
- wyjaśnił czarownik obojętnym tonem, głaszcząc gryfa po łbie. - Las, miasto, góra przez który przeszedł Dziki Gon zmienia się w miejsce pełne koszmarów, a ja… mój ród toczy boje w takich miejscach. Razorbeak był wychowany do polowań na takich obszarach. Ja… tak, trochę się obawiam. Jest to jednak lęk wynikający z tego, że wiem czego się spodziewać. To miejsce jest trochę jak rodzinne strony.

-W takim razie jak z krzaków wyskoczy na nas jakaś bestyjka, to szybko ją razem ubijecie, tak?
-może i słowa Pani Ognia sprawiały wrażenie pytania, ale tak naprawdę były stwierdzeniem. Oczekiwała, że tym razem niewolnik i jego pupilek do czegoś się przydadzą.
-Najłatwiej byłoby po prostu stąd odlecieć, ale nie, bo przecież nie zostawimy tutaj jaśniepańskiego kucyka -zamarudziła, a nie był to jedyny powód jej niezadowolenia. Bok ją bolał. Tyłek miała zdrętwiały od siedzenia w siodle. Westchnęła rozdrażniona -To co nam pozostaje zrobić? Czekamy tutaj, aż dzikusy o nas zapomną, albo bardziej niż nami zainteresują się polowaniem na szlachciurki?

- Obmyjemy cię, oczyścimy ranę. Zobaczę jak jest poważna. I czy coś na nią zaradzę. No i w tym stanie nie możesz wrócić do obozu.
- odparł Ruchacz rozglądając się dookoła.- Gdzieś tu w okolicy musi być potok.

-W tym stanie?
-powtórzyła elfka marszcząc brwi. Ale zaraz jej czoło się wygładziło i pokiwała głową w zrozumieniu. Jednym z obowiązków dobrego niewolnika było troszczenie się o swoją Panią.
-Rzeczywiście jestem trochę obolała. Powinnam się też obmyć z krwi, bo jeszcze ktoś będzie miał czelność wziąć mnie za jedną z tych dzikusek -prychnęła głośno, po czym dodała złowieszczym tonem, w którym odezwała się też nuta niecierpliwego oczekiwania -Niech no tylko ktoś spróbuje.

- No właśnie...
- westchnął ciężko Ruchacz i skręcił w prawo, gdy minęli dwa drzewa wyglądające jak dwie rogate bestie obleczone korą, splecione razem w wiecznych zapasach.
- Widzę rzeczkę.- rzekł oświadczając oczywistość, bo i elfka zauważyła ją. Płynącą leniwie, o piaszczystym dnie. I niezbyt głęboką. Tylko czerwone żaby pluskające się w potoku były jakieś dziwne z tymi “skrzydlatymi” odrostami na grzbietach.




Pani Ognia rozejrzała się uważnie po potoku i jego bliskim otoczeniu, a najdłużej jej spojrzenie zatrzymało się na tych rechoczących kreaturkach.
-Skoro Dziki Gon wypaczył wszystko w tej okolicy, to czy ta woda na pewno jest bezpieczna do przemycia ran? - zapytała, ale pomimo swych wątpliwości znów władczo wyciągnęła rękę w stronę Thaaaneeekryyysta, aby pomógł jej zejść z konia.

- Dziki Gon przemienia tylko co żywe. Może przeorać okolicę, ale nie zmieni natury samych skał i wody. Lepiej pewnie wyjaśniłby to jakiś druid, ale ogólnie… wszystko co nieżywe jest bezpieczne. Wszystko co żywe… niekoniecznie.- wyjaśnił Ruchacz podając elfce swoją dłoń i pomagając jej zsiąść.- A jednak czegoś się nauczyłaś przebywając w towarzystwie szlachcianek.

-Doprawdy? Bo ja uważam, że to one mogłyby się ode mnie niejednego nauczyć
-odparła Pani Ognia uśmiechając się i błyskając ząbkami. Nie były one ostro zakończone, ale i bez tego potrafiła swojemu uśmiechowi nadać wyjątkowo drapieżnego wyrazu.
Oparła dłoń na biodrze, tym przeciwległym do swojego poranionego boku, a następnie odezwała się do mężczyzny w sposób, jaki nigdy nie przeszedłby przez usta kuglarce -Rozbierz mnie.

Ruchacz najwyraźniej zamierzał coś powiedzieć, ale ostatecznie się nie odważył. Westchnął tylko ciężko i gestem przekazał coś gryfowi. Razorbeak poderwał się do lotu i okrążył okolicę, wyszukując sobie odpowiednie miejsce do obserwacji najbliższego otoczenia i znajdowania zagrożeń. W tym przypadku było to rozłożyste drzewo w kształcie przysadzistego giganta, na którego to “ramieniu” usiadł.
Sam czarownik zaś stanął za elfką powoli rozpinając zapięcia marynarki i ostrożnie zsuwając ją z niej. A potem łapczywie chwytając za piersi kuglarki, łajdak jeden. Ciężko było jednak Pani Ognia wypowiedzieć choć jedno skarcenie, gdy jego dłonie wyrywały ciche pomruki zadowolenia z jej ust.

- Chyba jestem ci rzeczywiście winien nieco przyjemności za wczorajszą noc. Powinnaś poczuć czym jest radość bycia z kimś bliskim. - mruczał wielbiąc muśnięciami języka szyję Pani Ognia, co i… sama Eshte odczuwała. Bo choć teraz “siedziała z tyłu umysłu”, to żar jaki czuło jej ciało i rozkosz dotyku Ruchacza również doświadczała.

-Cóż to w ogóle za pomysł, aby zakładać na siebie tyle ubrań? -szydziła Pani Ognia wspominając zbroję kuglarki składającą się z wielu warstw ciuchów, które miały ją uchronić przed nocnymi zapędami „mężusia”-Ta druga jest strasznie głupia. Wrzeszczy jak przerażona i chowa się pod tymi swoimi szmatkami, zamiast po prostu korzystać ze swojej własności..

A ta wiedźma wręcz przeciwnie, z zadowoleniem korzystała z bliskości kochanka, bo i tylko bycie przez niego wielbioną mogło osłodzić jej trudy tego dnia. Nie wstydziła się nagości, nie bała się namiętnej przyjemności. Po tą ostatnią sięgała zachłannymi garściami, tak jak teraz ręką sięgnęła za siebie i mocno pochwyciła palcami za czuprynę mężczyzny, aby trzymać go dokładnie tam gdzie akurat teraz chciała. Wzdychała z satysfakcją i kołysała się leniwie pod jego dotykiem. A szczególnie wyraźnie kołysał się jej tyłek, którym całkiem świadomie ocierała się o Thaaneeekryyysta. Dobrały się dwa lubieżne pasożyty.

Eshte z odrazą i podniece… eee… przerażeniem patrzyła jak Ruchacz z pomocą Pani Ognia usuwają z jej ciała spodnie i bieliznę. A potem paluchy Czarusia wpełzły do…
Cichy jęk aprobaty wyrwał się z ust Pani Ognia, a kuglarka czuła i ogień i przyjemność jaką dotyk lubieżnika im sprawiał. Ugh… nie mogła być zimną obserwatorką. Może i nie władała ciałem, ale nadal czuła… wszystko. I przyspieszony oddech i gwałtowne bicie serca i doznania upajające mocniej od wina.

Wciśnięta w kąt własnego umysłu kuglarka nie potrafiła zdecydować co było gorsze. Bycie czynną stroną w tych obrzydliwie lubieżnych działaniach Ruchacza? Czy może jednak obserwatorem zmuszonym do oglądania tej scenki rodem z powieści rumieniących policzki znudzonych matron? I jaka właściwie teraz była jej rola? Z jednej strony ten zwyrodnialec dokonywał bezwstydnych czynów na JEJ ciele, ale z drugiej strony, to przecież nie ona padała ich ofiarą. Znaczy.. tak jakby.. nie do końca ona. Czy zatem „mężuś” ją zdradzał z .. no, nią samą? Było to oczywiście niedorzeczne, bo kuglarkę nic z nim nie łączyło! Ale czy on.. czerpał parszywą przyjemność z obecności Pani Ognia?!

Eh, ten stan głowy Eshte był strasznie skomplikowane. Przynajmniej nawiedzający ją babsztyl nie miał takich zagwozdek. Tak właściwie, to teraz w ogóle niewiele myślała. Oddała kontrolę instynktowi i sama bawiła się w najlepsze w ramionach czarownika. Ze śmiało prezentowanym światu biustem elfka opierała się o niego, bo drżące nogi z pewnością nie były w stanie utrzymać jej ciała wijącego się z rozkoszy. Nie odczuwała wstydu, a zatem nie kryła się z okazywaniem swojego zadowolenia nad zdolnościami kochanka. Jęczała sobie w najlepsze do czasu, aż nagle mocniej pochwyciła Thaaneeekryyysta za czuprynę, przekrzywiła głowę i wpiła się pocałunkiem w jego usta. Zachłannie, drapieżnie. Pani Ognia zdecydowanie nie była delikatną kobietką.

A łajdak z tego korzystał całując namiętnie, ugniatając drobne krągłości dłonią oraz tą drugą dłonią czyniąc niewypowiadalne lubieżności między udami, które to sprawiały że i Pani Ognia i Eshte stanęły “płomieniach rozkoszy”. I… gdy były blisko Pani Ognia znów zamieniła się miejscami z kuglarką. Co jednak nie zmieniło całej sytuacji. Ciało elfki nie mogło stawiać oporu, nogi jej drżały, piersi łapczywie łapały oddech a myśli mroczyła obezwładniająca ekstaza. W końcu ciało kuglarki wygięło się w łuk dochodząc i… Eshte oparła się lubieżnika czując że ma nadal miękkie kolana.
Niemniej znów była u steru orientując się że… po pierwsze bok nadal bolał choć przeżyte doznania nieco tłumiły to uczucie, a po drugie czuła niedosyt. Owszem to co Ruchacz zrobił palcami magicznie przyniosło rozkosz i przepędziło Panią Ognia do jej lubieżnego zakątka, ale… kuglarka ze zdumieniem stwierdziła że jej ciało ma apetyt na więcej, znacznie więcej. To co przeżyła, choć było intensywne, pozostawało przystawką w stosunku do tego kusiło w dziwny i amoralny sposób. Elfka miała ochotę na to, co ocierało się o jej pośladki… ten ruchaczowy mieczyk który… zrobił z niej jego kobietę wczoraj. Ugh… jak mogła odczuwać pragnienie na powtórkę z rozrywki? Zwłaszcza że Pani Ognia już umknęła do swojego leża. Jakim więc cudem?!

- Już wszystko w porządku? Jesteś…?- zapytał tymczasem Tancrist szepcząc wprost do ucha Eshte. Ta domyśliła się co miał na myśli. Czarownik spodziewał się że taka fala rozkoszy zmyje Panią Ognia z umysłu kuglarki. I miał rację, acz nie miał pewności. A to co krył w spodniach, to co się ocierało o jej pupę, przewrotnie kusiło by… pociągnąć maskaradę dalej. Była to oczywiście szalona myśl i z pewnością da się zapanować nad apetytem kuglarce. Z pewnością… aczkolwiek Eshte nigdy nie miała powodu by czegokolwiek sobie odmawiać. W każdym razie, nie kiedy miała obiekt swoich pragnień w zasięgu paluszków.

Nie odpowiedziała mu ani kuglarka, ani Pani Ognia. Naga elfka nadal wtulała się w silne objęcia Thaneeekryyysta, które okazywały się lepiej utrzymywać jej drżące ciało niż parka nóg miękkich w kolanach. Całe to.. obserwowanie niezwykle ją zmęczyło. Czuła się też dziwnie śnięta, jak gdyby jej myśli zostały zasnute gęstą mgłą. Trochę jak po pijaku, ale bez świata wirującego jej przed oczami i przyprawiającego ją o głupie rechotanie. Zniknęła dominująca i gniewna obecność Pani Ognia, ale pozostał jej lubieżny podszept. Inaczej przecież kuglarka nie odczuwałaby takiego.. podekscytowania bliskością czarownika. Nie myślałaby o odwróceniu się do niego, zdarciu jego szatek i.. uh.. no. Skoro zaledwie wczoraj Eshte wciskała na siebie kolejne warstwy ubrań mające uchronić ją przed kolejnym napadem „mężusia”, a dzisiaj zaś nie potrafiła się opędzić od pragnień związanych z jego nagim ciałem, to.. coś musiało być mocno nie tak z jej głową. A winę za to ponosił Dzikun i jego pasożyt.

-Mm.. mhm.. -zdołała odezwać się tylko mruknięciem. Obawiała się, że głos mógłby ją zdradzić nagłym zadrżeniem, albo co gorsza, tamten babsztyl znów odezwałby się kolejnym rozkazem do spełnienia jej rozwiązłych kaprysów.

Czaruś chyba się nie domyślił co to mhm mogło znaczyć. Niemniej to wtulanie i ocieranie się pupą o jego… wyraźną wypukłość, podsunęło mu błędną odpowiedź.
- Cóż… przynajmniej sprawia ci to przyjemność.- mruknął do jej ucha i zaczął pieścić je muśnięciami warg. Co wywołało cichutki ni to pisk ni to jęk i falę rozkoszy przechodzącą przez jej ciało. Łajdak znał jej słaby punkt… wywołujący drżenie i gorący oddech w piersiach. Ale i ona znała jego słaby… punkt… ocierała się instynktownie pośladkami o jego ciało. Coraz bardziej świadomie go prowokując i coraz większą satysfakcję czerpiąc z tego prowokowania.

Niełatwo jednak było jej mówić, gdy dłonie mężusia skupiły się na miękkich i drobny… eee… uroczo dyskretnych piersiach kuglarki. Gdzieś tam blisko słychać było ryk i widziała jak gryf Ruchacza rzucił się w krzaki atakując coś zaciekle. Ale Tancrist nie wydawał się zaniepokojony, więc czemu ona by… miała być?

Kuglarka nie była Panią Ognia, która dobrze wiedziała czego chciała i brała to sobie z głośnymi jękami. Nie była też Słodką Idiotką, w której oczach Thaaneeekryyyyst stawał się co najmniej wyśnionym księciem, rycerzem, idealnym mężem i kochankiem w jednym. Prawdziwa Eshte, ta o krnąbrnej naturze samotnika, nie miała doświadczenia w takich sytuacjach.

Dużo się działo. Wokół jej ciała, z jej ciałem, w jej ciele. Ona, przecież utalentowana akrobatka, nagle miała problemy z kontrolowaniem własnych ruchów. Głowę miała pełną podszeptów ponaglających ją do zdarcia ubrań z mężczyzny i powtórzenia bardzo gwałtownych wydarzeń poprzedniego dnia. Krew się w niej gotowała, rosły i buchały wewnętrzne płomienie. Dużo się działo, i elfka nijak nie potrafiła zapanować nad tym ogromem wrażeń i emocji. Dlatego wśród nich pojawiła się też kolejna, nieoczekiwana.
Panika. Panika osoby, która została rzucona na całkiem nowe dla siebie terytorium. Wszystko z winy tamtego babsztyla!

-Bokmniebolibardzoboliałaaaaaaa! - wyrzuciła z siebie na jednym bardzo krótkim, bardzo szybkim tchu. Jak gdyby sama się nie spodziewała, że naprawdę uda jej się wydobyć z siebie coś więcej niż tylko kolejne jęknięcie.

- Naprawdę? Dopiero teraz? Jak boli i gdzie?- usłyszała w odpowiedzi od Ruchacza. Czarownik przynajmniej przestał ją całować i ugniatać palcami krągłości piersi… ku jej… rozczarowaniu. Jej ciało wcale nie chciało by on zaprzestał swoich działań. Ona sama nadal go prowokowała ruchami pośladków, które nijak nie chciały się zatrzymać. Zupełnie nie wiedziała, gdzie się tego nauczyła. Czy to wiedza Pani Ognia czy wrodzone niewieściej naturze odruchy?

Kuglarka poruszyła ręką, ale nie poszła w ślady Pani Ognia i nie wczepiła się palcami za czuprynę mężczyzny. Nie sięgnęła też nią za siebie, nie pochwyciła go za zadek, ani nie rozpięła jego spodni. Ona dla odmiany dotknęła.. siebie. NIE, NIE, nie w TAKI sposób. Eshte dłonią mocno dotknęła swojego zakrwawionego boku, tym samym nareszcie zmuszając swe ciało do szarpnięcia się w bólu. Tylko w ten drastyczny sposób zdołała powstrzymać się przed dalszym ocieraniem o Thaaneeekryyysta, co niechybnie było efektem ubocznym nawiedzającej ją Pani Ognia. Obrzydliwy pasożyt.
-No bok mnie boli! Zapomniałeś już, że trafiła mnie strzała jednego z tamtych dzikusów?! -warknęła Eshte poddenerwowana całą sytuacją oraz tym co się działo z jej ciałem i w jej myślach - Może o tym nie wiesz, ale Twoje macanki nie mają uzdrawiających mocy.

- Doprawdy? A myślałem że mają, bo całkiem o bólu zapomniałaś.
- odparł ironicznie Ruchacz uwalniając biust elfki od dotyku swoich lubieżnych łapsk, co Eshte wcale nie przyjęła z zadowoleniem. Przyjemnie było je czuć tam gdzie były.- Może… odsuniesz się ode mnie w końcu?
Oprócz oczywistej ironii kuglarka słyszała w tonie jego głosu, także.. i ulgę.

-A Ty co, w słup soli się zmieniłeś, że nie możesz się sam ruszyć? -odparła elfka nieco urażona zarówno jego lenistwem, jak również tą ulgą wyraźnie słyszalną w jego głosie. Skąd się w ogóle wzięła? Przecież to dla niej te macanki w jego wykonaniu były UWŁACZAJĄCE, dla czarownika możliwość zmacania sobie tak wspaniałej artystki była ZASZCZYTEM! Powinien odczuwać rozczarowanie, a nie ulgę!

Pani Ognia długo rządziła się jej ciałem i Eshte jeszcze czuła się w nim trochę obco, dlatego odsunęła się od Thaaneeekryyyysta na dwa, dość sztywno stawiane kroki. Pomyślała o pochyleniu się i sięgnięciu po swoją bieliznę, ale.. nie byłby to najlepszy z jej pomysłów. Zamiast tego zasłoniła rękami swe kobiece wdzięki, którymi ten łajdak co dopiero tak ochoczo się zabawiał, po czym odwróciła się do niego mówiąc na tym samym przyśpieszonym oddechu -Odwróć się, muszę coś na siebie założyć!

- Pójdę sprawdzić co tam Razorbeak dopadł. Ty tymczasem się ogarnij i ubierz nieco.
- odparł czarownik cofając się odrobinę. A potem omijając kuglarkę ruszył ku swojemu gryfowi, przyczajonemu tam gdzieś w krzakach.

Eshte odprowadziła czarownika spojrzeniem i.. złapała się na tym, że zbyt długo zawiesiła wzrok na jego tyłku. Zamrugała wyrywając się z zamyślenia oscylującego niebezpiecznie wokół klepania i ściskania. Z najróżniejszych części ludzkiego ciała, CZEMU akurat zadek miałby wyzwalać w kimkolwiek jakieś dzikie ciągoty?! Gdyby była zmuszona uznać jakiś fragment Thaaneeekryyysta za interesujący, to na pewno jej wybór nie padłby na jego tyłek. Może te jego silne ramiona..
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 16-12-2021 o 02:26.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-12-2021, 02:26   #140
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Gwałtownie wypuściła powietrze przez nos i pośpiesznie wciągnęła na siebie majtki. Narzuciła też koszulinę na grzbiet i tyle póki co wystarczyło, w końcu „mężuś” miał jeszcze opatrzyć jej ranę na boku. I znów będzie ją dotykał, a elfka ciągle czuła w sobie żar wzniecony z winy Pani Ognia. Postanowiła więc zrobić to, co w tym momencie wydawało jej się najbardziej logicznym rozwiązaniem.
Podeszła do potoku i po prostu.. usiadła w zimnej wodzie. Majtki jej się zmoczyły, ale też schłodziły się zakamarki skryte między udami. Nabrała też wody w dłonie i zanurzyła w niej swą twarz rozgrzaną od rumieńców.

Zimna woda pomogła ochłonąć nieco. Dziwne myśli i pragnienia co prawda nie uciekły jej z głowy, ale gorączka ciała opadła i łatwiej było się skupić kuglarce na czymś innym niż ciało ko… mężu… ee… łajdaka.
Co jednak czynić w tej sytuacji? Tancrist gdzieś tam sprawdzał co z gryfem, a ona tu siedziała w potoku odmrażając sobie tyłek w zimnej wodzie i czekała na jego powrót. Będzie ją znów macał, niby w ramach diagnozy medycznej, a potem co? Medykiem nie jest, więc jeśli nie ma żadnej magicznej mikstury przy sobie to tylko poogląda i się powymądrza. Jak to zwykle czynił. Trzeba będzie jednak uważać, wszak bynajmniej całkiem nastrój Eshte nie ustąpił. I pokusa pomacania Ruchacza w ramach… eee… odpłacenia pięknym za nadobne nie zniknęła całkowicie.

Tymczasem czarownik wracał do niej, sam i w nieco bardziej poszarpanym stroju i z macką w dłoni, wijącą się na bok i ociekającą zielonym śluzem. Ugh… co on z tą macką zamierzał uczynić? Pewnikiem coś wyuzdanego i lubieżnego. Coś czego wyobraźnia kuglarki ogarnąć nie potrafiła, na szczęście.

Eshte akurat była zajęta przeczesywaniem palcami burzy swoich włosów, ale pojawienie się czarownika uzbrojonego w paskudną mackę sprawiło, że zastygła z dłońmi wczepionymi w skołtunione kosmyki.
-Co.. cooo? -zamrugała nie wiedząc właściwie.. na co tak naprawdę patrzy swoimi mocno rozszerzonymi oczami -Co zrobiłeś? Co TO.. jest?

- Obiad…
- stwierdził Ruchacz machając macką, gdy się jej przyglądał. Po czym sprecyzował - Obiad Razorbeaka. A przedtem było to częścią stworzenia które kiedyś było węgorzem. Mój gryf je zoczył, zaatakował, zabił i zjadł. A teraz część jego posiłku jest naszą zdobyczą. Myślę, że wyciągnę z tego jakieś przydatne składniki. Ten śluz z macki wydaje się dobrze robić na rany. Powinien nieco pomóc tobie.

-Wydaje się?
-powtórzyła elfka przekrzywiając głowę i unosząc jedną brew w powątpiewającym wyrazie.
-Powinien? -kolejne słowo mężczyzny odezwało się echem w jej ustach, a głowa przekrzywiła się w drugą stronę oraz jej druga brew podskoczyła wysoko do góry.
Thaneeekryyyst dużo powiedział, jak to przecież miał w zwyczaju, ale właśnie te słowa najbardziej zwróciły uwagę Eshte. Nie były one czymś co chciała usłyszeć, kiedy czarownik mówił o wykorzystaniu wstrętnej macki do uleczenia jej boku.
Pociągnęła nosem, który trochę jej się zasmarkał od siedzenia w zimnej wodzie, a następnie powiedziała z chytrym uśmieszkiem -To dobrze się składa, że sam też jesteś ranny. Będziesz mógł wypróbować tą obrzydliwość najpierw na sobie, zanim mnie zaczniesz nią wysmarowywać.

- Dobrze… jestem gotów spróbować na sobie
.- zgodził się zaskakująco i podejrzanie szybko czarownik, dodając po chwili.- Może oczywiście potem nie starczyć dla ciebie, ale skoro chcesz się poświęcić dla mnie..

-Eh!
-kuglarka wyplątała palce z własnych włosów, dzięki czemu mogła machnąć od niechcenia ręką -To już wolę jeszcze trochę pocierpieć zamiast pozwolić, aby wyrosły mi z rany macki ociekające śluzem. Jak dotąd większość Twoich pomysłów źle się dla mnie kończyła -pozycja w jakiej teraz się znajdowała zdawała się mocno potwierdzać jej słowa. Półnaga, siedząca w zimnym potoku, z bolącą raną, sponiewierana, wykorzystana przez Panią Ognia i „mężusia”. -Jak na przykład wzięcie udziału w tym nieszczęsnym polowaniu.

- Nie byłoby nas tu, gdyby nie pewna osóbka która rozgłaszała w około że pojęła mnie za męża.
- burknął Ruchacz pocierając śluzową substancją z macki swoją ranę. - Poza tym to polowanie nie było moim pomysłem. Zostałaś na nie zaproszona przez naszego gospodarza. Odmowa uczestnictwa byłaby obrazą.

- Pan Hrabia jest chyba dorosły, co nie? To powinien potrafić przyjąć odmowę bez popadania w złość
- mruknęła Eshte przyglądając się działaniom czarownika. Tak właściwie, to nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Sposób w jaki smarował swoją ranę wijącą się macką, to jak jej wydzielina skapywała po jego skórze, to wszystko było tak obrzydliwe, że aż fascynujące. Tym bardziej, że elfka nie mogła się doczekać końcowego efektu. Czy Thaaaneeekryystowi wyrośnie z brzucha podobna macka?
Ku rozczarowaniu elfki, nic niezwykłego nie następowało. Żadna macka nie wyrastała, żadne zaskakujące wydarzenia nie następowała. Ot, posmarował się tym glutem… i tyle. Co za rozczarowanie. Ale do rozczarowań ze strony Ruchacza już przywykła. Jego niespodzianki były o wiele gorsze.

- To kwestia autorytetu moja droga. Co to za władca, bez posłuchu? Co to za władca, którego łaską pogardza byle przy… artystka.- wyjaśniał mężczyzna kurując się śluzem. - Odmawiając, naplułabyś mu w twarz… a obraza taka pociągała by utratę twarzy. I podważenie autorytetu, a tego żaden władyka zdzierżyć nie może, zwłaszcza gdy ma widownię… innych nobili.

-Na pewno nie jest moim władcą
-żachnęła się Eshte. Zawiedziona mocno tym, że „mężuś” nie potrafił wyhodować sobie choćby jednej macki, w końcu zdołała oderwać od niego spojrzenie. I machnęła ręką -Zresztą, to już nieważne. I tak teraz wszyscy mają mnie za czyjąś agentkę.
Westchnęła rozdrażniona oraz.. zmęczona już tym całym dniem. A przecież jeszcze nawet nie zaczęło się ściemniać, więc wiele jeszcze mogło się wydarzyć i to niekoniecznie na korzyść kuglarki -Dla szlachciurków jestem szpiegiem dzikusów, a według dzikusów służę jednocześnie Pierworodnemu i Panu Hrabiemu. Sama nie wiem jak znajduję na to wszystko czas pomiędzy moimi występami i użeraniem się z Tobą.

- Gdyby naprawdę cię podejrzewano o współpracę z elfami, to nie jeździłabyś na polowania. Tylko zawisłabyś na pierwszym lepszym drzewie.
- odparł czarownik podchodząc z tym… czymś ociekającym śluzem do rannej elfki.- Nie daj się wciągnąć w rolę jaką ci Henrietta przeznaczyła. Bądź ponad to.

-Każdą chwilę, którą spędzamy w tym lesie, ona przeznacza na sączenie dalszych kłamstw w uszka szlachciurków i swojego tatuśka. Myślisz, że ktokolwiek uwierzy w konia spłoszonego w tak idealnym momencie?
-wystarczyło jedno, głośne prychnięcie kuglarki jako jej odpowiedź na pytanie zadane przez samą siebie. W kolejnej chwili zadarła głowę i spojrzała na niego z potoku, w którym siedziała niczym przemoczone i sponiewierane ucieleśnienie żałości. A przynajmniej byłaby nim, gdyby nie wredny grymas malujący się na jej twarzy -Pewnie w jej opowiastkach to ja nasłałam trolle na polującego Hrabiego i jego świtę. Oh, albo jestem na tyle przebiegła, że sama zaprowadziłam was w pułapkę elfów, co?

- Pewnie tak. Ale jej ojciec nie wierzy każdemu jej słowu. Jesteś przeszkodą w jej planach małżeńskich, a przez to… sojuszniczką jej ojca, hrabiego.
- wyjaśnił Ruchacz z ironicznym uśmieszkiem. - A to dość potężny sojusznik.

-Sojusznik? Pan Hrabia?
-powtórzyła Eshte wpatrując się w czarownika w taki sposób, jak gdyby powiedział coś wyjątkowo kuriozalnego, albo co najmniej w nieznanym dla niej języku. Wysoko postawiony szlachciurek jej sojusznikiem? Najbliżej byli tej roli, kiedy z głośnym zachwytem podziwiali jej talent i rzucali jej pod nogi swoje błyskotki.

Przechyliła rozczochraną łepetynę w jedną stronę, potem w drugą w wyraźnym zamyśleniu.
- Może.. może w takim razie powinniśmy bardziej się przed nim obnosić z naszym... - wydęła lekko wargi i zmełła w ustach słowo, które przyprawiało ją o tak wielką niechęć -Ożenkiem. Aby chętniej widział we mnie Twoją żonkę niż szpiega dzikusów, Pierworodnego i kogo tam jeszcze sobie Paniunia wymyśli.

- Z pewnością byłby temu rad.
- odparł Ruchacz - Wbrew temu co sądzisz, puszcza mimo uszu sugestie Henrietty na twój temat. Natomiast przyznaję, że wśród innych szlachetnie urodzonych znajduje ona już posłuch.
Wzruszył na koniec dodając.- Niemniej obawiam że brak ci samodyscypliny i talentu aktorskiego by pożycie małżeńskie, czułość i zażyłość prezentować w większych dawkach szlachetnie urodzonej gawiedzi. Prędzej czy później twój kłopotliwy charakterek wypłynąłby na wierzch i cała maskarada by się… sypnęła.

Phi… nie doceniał jej talentu, jak zwykle zresztą. Przecież była urodzoną aktorką o talencie przekraczającym jego wyobraźnię. Zagrożenie leżało jednak gdzie indziej. To całe obmacywanie i całowanie na pokaz, mogła się do niego nie tylko, przyzwyczaić ale nawet… po… po-lu.. bić. Już teraz wszak jego bezczelne obłapianie nie budziło w niej tyle oporów ile powinno, a pocałunki…
Odruchowo odwróciła oblicze od czarownika starając się ukryć rumieniec, jaki okrył jej oblicze na ich wspomnienie. Bo już teraz bardzo lubiła te odbierające oddech pocałunki. Z winy Pani Ognia oczywiście!

- A teraz pokaż boczek, bo go trochę śluzem obsmaruję. Może nieco zapiec, ale to nic co powinno cię martwić.- mruknął na koniec czarownik przysuwając mackę ku jej torsowi.

Elfka cofnęła się odruchowo, ale też i w jej żołądku coś cofnęło się nagle na widok tej oślizgłej obrzydliwości wijącej się tak blisko niej. Wystawiła język i przygryzła go lekko w wyrazie największego wstrętu.
-A na Twoje rany to coś pomogło? Nic Ci nie wyrosło? -zapytała próbując spojrzeć zza macki na brzuch mężczyzny. Zagojony? Czy może jednak z wystającymi z niego kolejnymi mackami, albo ze śluzem sączącym się z jego ciała?

- Nie wydaje mi się. Możesz zmacać jak ciekawaś.- odparł Thaaneekryyyyst, gdy podejrzliwie przyglądała się jego pokrytemu mazią brzuchowi.- A jak wrócimy to będziesz mogła mi przygotować kąpiel, jak na dobrą żonkę przystało. Bo w końcu małżeństwo udajemy?

-Myślę, że odgrywamy małżeństwo, w którym mąż ma rączki i potrafi ich używać do przygotowania sobie kąpieli
-stwierdziła kuglarka i błysnęła ząbkami w rozbrajającym uśmieszku. Uwłaczające jej oczekiwania czarownika za każdym razem zderzały się z tarczą krnąbrności kuglarki.

Stęknięcie wymknęło się z jej ust, kiedy podnosiła się z wody. Przemoczona, ale nareszcie porządnie schłodzona po wspólnych wyczynach Pani Ognia i Ruchacza, zagarnęła poły swej koszuliny, aby odsłonić goły bok i krzywdę wyrządzoną jej przez elfy -Tym dzikusom dziwnie świeciły łuki i strzały, wiesz? Na bladoniebiesko, jak zaklęte czy coś.

- Skoro mieli maga w szeregach to jest to możliwe. Dysponując magią i wiedzą możesz zaklinać tymczasowo swój oręż korzystając rodzajów czarów które są ci bliskie. O ile jednak nie jesteś znawczynią glifów i run magicznych to nie utrwalisz czaru w przedmiocie. Magia będzie z niego wyciekać tym szybciej im mniej biegła jesteś w zaklinaniu.
- wyjaśnił mężczyzna w zamyśleniu.

-No był wśród nich mag. To jemu najbardziej zależało na schwytaniu mnie -mruknęła Eshte wspominając tamtego chuderlaka o siwych włosach i jego wprost niezdrowej fascynacji „agentką Pierworodnego”. Biedna musiała tyle znosić z powodu tak parszywego nieporozumienia - I robił coś dziwnego z moją głową! Nie miał żadnej broni, a mimo to atakował mnie jak.. jak.. jak młotem uderzającym wewnątrz mojej głowy.
Westchnęła ciężko w niedowierzaniu, po czym nastawiła się zranionym bokiem do Thaaneeekryyysta - Dawaj, smaruj.

Co Czaruś poczynił przykładając oślizgłą śliską mackę do rany kuglarki. Szczypało, ale ból nieco osłabł.
- Są różne rodzaje magii, różne szkoły i podejścia do sztuki. Musiałaś trafić na jakiegoś specjalistę od niewidzialnej sztuki… takiego co uderza w duszę, umysł lub zmysły…- tłumaczył przy tej kuracji.

-Oj, uderzał - potwierdziła jego podejrzenia kuglarka, a następnie burknęła pod nosem -Ohyda..
Ciężko było stwierdzić co takiego naprawdę określiła tym jakże trafnym słowem. Tamtego stracha na wróble, który miał czelność napastować ją w jej własnych myślach? Czy może jednak tą oślizłość wyczuwalną na skórze przy każdym ruchu ręki czarownika i każdym przepełznięciu macki po zranionym boku?
Nawet nie patrzyła na „uzdrawiające” działania mężczyzny. Wystarczyło jej samo to.. brrr, paskudne uczucie przypominające trochę bycie oblizywaną przez wyjątkowo zaślinionego stwora. Ściekająca ciecz przyprawiała ją o dreszcze i niebezpiecznie prowadziła na skraj wymiotów. A przynajmniej takie Eshte miała wrażenie.

- Gotowe, ruszajmy do obozu. A potem… trzeba będzie znaleźć kogoś do uzdrowienia twojego ciała i mojego. Może ta twoja elfia kapłanka pomoże?-stwierdził z uśmiechem “mężuś” i ruszył ku krzakom po swojego gryfa.

-O nie, na pewno nie ona! -Eshte tupnęła stanowczo nóżką, a że zrobiła to w trakcie wciągania spodni na tyłek, to nieco się przy tym zachwiała. Po złapaniu równowagi zajęła się zapinaniem koszuliny, która przemoczonej od zimnej wody przyklejała się do jej ciała, a szczególnie do piersi.
-Poza tym myślałam, że to ta macka miała nam pomóc na rany. No i czy nie trzymasz w wozie tego swojego eliksiru, od którego cały dygoczesz, pocisz się, a po wszystkim Twoje rany są zagojone? -zagarnęła wilgotne kosmyki do tyłu, po czym wzruszyła ramionami - Uszczkniesz mi trochę i nie będziemy potrzebowali fałszywej kapłanki z jej fałszywymi modłami.

- Nie. Rana nie jest na tyle poważna, by zużywać mikstury uzdrawiające. Lepiej oddać się w dłonie kogoś, kto zna się na uzdrawianiu niż zużywać coś, czego przygotowanie wymaga czasu i cennych składników. Co prawda krew trolli jest w tym przypadku przydatna i łatwa do spreparowania… ale jest to czasochłonne i wymaga odpowiedniego miejsca pracy.
- wyjaśniał Ruchacz i spojrzał podejrzliwie na Eshte.- A czemu ta kapłanka ci nie odpowiada?

-Nie mam w zwyczaju zostawiać swojego zdrowia w rękach jakichś oszołomów i ich bożków. Moje ciało jest zbyt cenne
- napuszyła się nie bez powodu sztukmistrzyni. Takie wyjaśnienie jej niechęci wobec Arissy były czymś nowym w ustach Eshte, ale jak dotąd żadne inne wytłumaczenie nie docierały do łba czarownika. Już mu mówiła wiele razy, że kapłanka jest fałszywa, że za bardzo się lepi, a on nadal swoje. Może miał jakiś fetysz związany z dwoma elfkami, co? Zwyrodnialec jeden.

Podniosła z ziemi frak, wytrzepała go z ziemi i założyła na siebie. Wygładziła dłońmi wcięcie w talii, postawiła kołnierz, a na koniec jeszcze rzuciła do Ruchacza - Ty też nie wyglądasz na takiego, co to szuka pomocy w modłach.

- Ja korzystam z tego co skutecznie, a potęga bogów i modły kapłanów są skuteczne i to bardziej niż magia.
- wzruszył ramionami czarownik.

Oh, sztukmistrzyni nie dawała się tak łatwo przekonać do cudzych racji. Była uparta, niczym najgorszy osioł. Dlatego jeszcze długo wzbraniała się przed szukaniem pomocy u kapłanki, jakiejkolwiek kapłanki, ale u TEJ w szczególności. Bo i po co miała się narażać na zmacanie? Nie zdziwiłaby się, gdyby jednym z pierwszych zaleceń Arissy było rozebranie kuglarki. Nie, nie. Nie tylko ściągnięcie z niej części ubrań, aby odsłonić ranę, ale rozebranie ze WSZYSTKIEGO. Pewno usprawiedliwiałaby to potrzebą odblokowania jakichś ośrodków energii w ciele Eshte, które całkiem niespodziewanie są umiejscowione akurat na jej piersiach i między nogami. Albo tłumaczyłaby, że modły najlepiej przenikają przez nagie ciało. Dobre sobie. Już nie takie łgarstwa kuglarka słyszała.

Poza tym miewała w swym życiu gorsze rany od takiego byle muśnięcia strzałą któregoś z tamtych dzikusów. O wiele gorsze. I skoro przy tamtych nie potrzebowała pomocy kapłanek i bożków, to tym bardziej nie potrzebowała ich teraz. Samo się zagoi. Niech no tylko wszyscy ją zostawią i pozwolą kilka dni odpocząć. Bez trolli przewracających jej domek na kołach, bez dzikusów świszczących strzałami koło jej uszu. Bez budzącej się Pani Ognia, bez narzucającej się kapłanki, bez wrzasków Paniuni. Bez bycia zaczepianą przez Ruchacza. I bez przygłupich pomysłów jaśniepaństwa.

Tak jak Eshte podejrzewała - cała ta wyprawa okazała się być niesłychaną stratą jej cennego czasu. Została zmuszona do samodzielnego radzenia sobie z dzikimi elfami i wezwania na pomoc Pani Ognia, co tak naprawdę nigdy nie było zbyt dobrym pomysłem. Oberwała strzałą i nie była na tyle pazerna, aby pocieszyć się drogocennościami, które musiałaby wygrzebywać z gówien trolli. Została sponiewierana przez jednego czarownika i zmacana przez drugiego. Na dodatek nawet nie miała okazji przemienić się w gadzinę, a przecież tak długo ćwiczyła!

Ale ponad wszystko najgorsze było to, że nikt, absolutnie NIKT, ani jedna osoba uczestnicząca w tym całym polowaniu, nie zwróciła uwagi na ogromny wysiłek, jaki kuglarka włożyła w odpowiednie wystrojenie się. Oczywiście, nie spodziewała się niczego po szlachciurkach pozbawionych gustu i artystycznego wyczucia. I to nie tak, że potrzebowała zachwytów czarownika nad sobą, ale skoro spędził tyle czasu pogardzając jej ubraniami, to mógł chociaż docenić jej wkład włożony w nową kreację. Dokończyła ją w zaledwie kilka godzin!

A gdyby tego było jeszcze zbyt mało - bo w przypadku Eshte nieszczęścia wcale nie chodziły parami, tylko STADAMI - to przeczesując palcami włosy przypomniała sobie, że w całym tym zamieszaniu zgubiła kapelusz. Jej cudowne dzieło, które stworzyła własnymi rączkami. Podniszczone ubrania mogła spróbować doprowadzić do porządku, albo przerobić w drastyczny sposób na pokrętne kreacje na występy. Jednak ze zgubionym kapeluszem już nic nie mogła zrobić. Pewno już padł ofiarą dzikusów, tych czworonożnych, albo co gorsza tych o spiczastych uszach podobnym jej własnym.

Była pewna, że nie miała co liczyć na jakiekolwiek wynagrodzenie tej straty.
Miała teraz dziurę w swej unikatowej kolekcji i.. nikogo to nie interesowało. Nikogo!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172