Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2021, 03:34   #133
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Jak dobrze, że Eshte była utalentowanym adeptem sztuki magicznej i znała sposób na przejrzenie takich nędznych sztuczek. Niewiele dłużej myśląc, bo przecież nie było na to wiele czasu, zamachnęła się szeroko ręką, po czym otwartą dłonią klepnęła mężczyznę w pośladek. Żadna iluzja nie mogą przetrwać takiego ataku, nie?

Zadek Czarusia iluzją nie był. Był za to twardy i sprężysty pod tymi tkaninami. Przyjemnie było go klepać.
- Hej! Co ty robisz? Też ci się zebrało na amory! - krzyknął zaskoczony tą napaścią czarownik i spojrzał na kuglarkę dodając. - Do odpowiedniego miejsca tam.
Po czym przedarł się przez krzaki wprost na rozległą polankę - Idealnie.. jesteś gotowa?

Nie było idealnie. Było mglisto, trawa była mokra, gleba bagniście miękka, a wśród kolczastych krzewów rosnących pomiędzy upiornie wykręconymi drzewami, krył się pewnie cały zastęp elfów z gromadą trolli!

-Nooo.... może Ty się pierwszy przemień w gadzinę, co? Pokażesz mi jak to zrobić.. - zaproponowała Eshte wodząc swoim SOKOLIM spojrzeniem po leśnym gąszczu kryjącym.. co? Coś na pewno. Wcale nie czuła się komfortowo odwracając plecami do nieznanego zagrożenia. Problem był taki, że to zagrożenie mogło wyskoczyć z każdej strony otaczającego ich lasu. Zabawne, że jej słowo „idealnie” oznaczało zupełnie co innego niż w ustach czarownika.

- Jesteś pewna? Może lepiej jak bym ci wytłumaczył, co? Patrzenie niewiele ci da.- wziął sztylet do ręki i pokazał go kuglarce. - Wystarczy się i przelać moc z siebie do sztyletu, a zapieczętowana w nim magia zrobi swoje.

Ciało czarownika zaczęło rosnąć i puchnąć. Dłonie zmieniały się w skrzydła, twarz przekształcały się w pysk. Ruchacz ze zwykłej lubieżnej gadziny, zmieniał się w dużą łuskowatą gadzinę z ogonem zakończonym żądłem. W brązowego wywerna!. Niezbyt dużego, bo wielkości gryfa… ale jednak wywerna.




Krótki krzyk wyrwał się Eshte z ust, co było jak najbardziej właściwą reakcją na widok smoka urzeczywistniającego się tuż przed nią. Niby wiedziała, że pod tymi łuskami i za tymi ostrymi zębami krył się Thaaaneeekryyyyst ( jeśli to rzeczywiście był on! ), ale wrażenie i tak obudziło w niej odruch ucieczki. Tylko przez pierwszą chwilę.
W kolejnej już przyglądała się gadzinie z takim zachwytem, na jaki raczej nie mógł liczyć czarownik w swojej ludzkiej postaci.

-Przynajmniej teraz jesteś ładniejszy - zażartowała śmiało, bo przecież mało kto miał okazję śmiać się smokowi prosto w pysk. A już na pewno nie więcej niż jeden raz -I ja też tak będę mogła się przemienić? I latać? Zionąć ogniem? -całkiem już zapomniałam o elfach przyczajonych w lesie. W zafascynowaniu podskakiwała to do szponiastych łap, to do boków z wyrastającymi skrzydłami, to do długaśnego ogona, to znowu przyglądała się sobie w lśniących ślepiach. Dotykała ostrożnie, gładziła, a jej pytaniom chyba już nigdy nie miało być końca -Tryskać jadem? Porywać księżniczki? Zjadać rycerzy? Gromadzić świecidełka?

- Jedynie kłuć żądłem i paszczą gryźć…i latać. To nie smok, tylko wywerna… albo wywern.
- odparł głębokim barytonem Tancrist podążając pyskiem za wodzącą paluszkami po jego łuskach elfką.
- Zionąć ogniem nie będziesz, a latać.. latać dopiero musisz się nauczyć. Zmiana postaci nie obdarza cię tą wiedzą. I po to tu jesteśmy. Byś nauczyła się latać jako wywerna. - dodał wysuwając długi jęzor, którym musnął Eshte wywołując mimowolny pisk, kiedy coś ciepłego i lepkiego musnęło jej wrażliwe ucho. Nawet w postaci wielkiej jaszczurki był z niego lubieżnik!

Elfka zachichotała sobie wesoło. Jak dla niej Thaaneeekryyst mógłby już zostać taką bestią na zawsze, o wiele łatwiej tolerowała jego wybryki, kiedy był pokryty łuskami i dawał ujście zebranej w niej fascynacji. Tak jak choćby teraz, kiedy pochwyciła dłońmi za jego paszczę i rozwarła ją szeroko, by móc dobrze się przyjrzeć jego długim i ostrym zębom.
-Nooo, ale takimi zębiskami to można odgryźć komuś głowę, nie? -niewiele brakowało, a samą sztukmistrzynię mógłby pozbawić jej poczochranej główki i nauczyć raz na zawsze, aby nie wsadzać jej do gadziej paszczy - Jakie to uczucie mieć skrzydła? A ogon? I czemu wywerna, a nie smok?

- Bo w sztylecie jest wzorzec wywerny, nie smoka.
- odparł Ruchacz odsuwając zębatą paszczę od głowy elfki, co by uniknąć takiego wypadku. - Tak. Można paszczą zdekapitować, ale ty lepiej zostań przy żądle. Atak paszczą wymaga umiejętności, których ty nie posiadasz, a co do skrzydeł… wkrótce sama się przekonasz.

Kuglarka jeszcze raz pogłaskała gadzinę po szyi, jak gdyby stał przed nią tylko kolejny koń, a nie kreatura żywcem wyjęta z pogłosek i przechwałek. Łuski nie były tak przyjemne pod palcami jak sierść czy futro, ale możliwość bezpiecznego dotknięcia takiej bestii nie nadarzała się zbyt często. Musiała się nacieszyć na zaś. A i podglądające ich dzikusy musiały teraz sterczeć w osłupieniu na widok Eshte z oswojoną wywerną.
Zaraz odsunęła się na kilka kroków i radośnie przyklasnęła w dłonie, czemu towarzyszyło dziarskie ponaglanie mężusia -Teraz moja kolej! Moja kolej!

- Twoja? Przecież sztylet nie podobał ci się.
- drażnił się z nią Tancrist. W końcu jednak zaczął się kurczyć tracąc łuski, skrzydła i wracając do swojej nudnej ludzkiej postaci. - Łatwo go używać. Po prostu skup się na nim i pozwól by cię poprowadził. Magia zapisana w sztylecie poprowadzi cię sama.

Kuglarka kiwała niecierpliwie głową. Znowu gadał.
- Musi być łatwo, skoro Tobie się udało - stwierdziła złośliwie, ale nie przyłożyła się za bardzo i nawet nie połączyła tych słów z krnąbrnym uśmieszkiem. Była zbyt rozkojarzona wizją przemiany w gadzinę i wzniesienia się wysoko w powietrze.

Pochwyciła szybko sztylet, wszak jej własność, z rąk Thaaneeekryyysta i zacisnęła dłonie na zdobionej rękojeści. Cóż, jej wątpliwości szybko się rozwiewały kiedy w grę wchodziły skrzydła wyrastające z pleców. Już raz udało jej się bez większego skupienia zmienić rękę w łuskowatą łapę, więc reszta gadziego ciała nie powinna być bardzo trudna. Może wcześniej sztylet się buntował pod jej dotykiem, bo bestię siedzącą na rękojeści nazywała smokiem zamiast wywerną?

Przymknęła oczy dla lepszego skupienia, lecz cały czas lekko się trzęsła z podekscytowania. Magia zawrzała jej gwałtownie w żyłach.

- Spokojnie… bez pośpiechu… dobrze ci idzie.- słyszała czując się taka jakaś ociężała i masywna.
Rosła, dłonie zatraciły zdolność chwytania, zęby zrobiły się ostre i co to za nowe uczucie? Jakaś dziwna wijąca się kończyna którą kontrolowała? Machając nią wesoło na boki.
Ogon! Eshte była dumną posiadaczką ogona i skrzydeł.

Eshte… była wywerną.






Otworzyła błyszczące ślepia i sama zmiana w wysokości, z jakiej spoglądała na czarownika, wyrwała z niej uradowane prychnięcie, które w wykonaniu wywerny brzmiało.. co najmniej zatrważająco.
Udało się! Udało! Zresztą, czy naprawdę miała jakieś powody do wątpliwości? Skoro Ruchacz potrafił korzystać z magii sztyletu, to sztukmistrzyni też potrafiła to zrobić - i to lepiej od niego!

Naturalnym odruchem towarzyszącym jej przez wiele lat swego życia, Eshte chciała dotknąć twarzy i poczuć pod palcami każdą łuskę, każdy jeden ostry ząb wypełniający jej us.. paszczę. No tak, ale nie miała rąk, a co dopiero palców. Miała za to błoniaste skrzydło, któremu przyglądała się teraz z niedowierzaniem. Poruszała nim ostrożnie, niezręcznie, ale nawet takie ruchy komentowała przeciągłymi „UuuuuUUuuu” i „aaaAAAaaahhh” dobiegający gdzieś z głębin jej gardzieli.

- Wyglądasz na uroczą gadzinę… tylko ze skrzydłami uważaj. Są delikatne.- na czarowniku jej nowa postać widocznie nie robiła wrażenia, bo od razu zaczął się wymądrzać.

- Delikatne? -powtórzyła Eshte przyglądając się błonom rozciągającym się na powoli rozkładanym i składanym skrzydle. „Delikatność” było ostatnim określeniem jakie przychodziło jej na myśl, kiedy patrzyła na podobną sobie gadzinę. Przydałyby jej się teraz palce do sprawdzenia prawdziwości słów mężczyzny, ale przecież ich nie miała. Ale za to miała coś innego..

Ogon! Pochyliła głowę i wykręciła długą szyję, by móc się lepiej przyjrzeć temu biczowi nabijanemu kolcami. Jakież to przedziwne uczucie, że mogła nim poruszać z równą swobodą co ręką czy nogą. Myślała o leniwym zakołysaniu nim na boki i tak też się działo. Chciała prześlizgnąć się ogonem pośród źdźbeł trawy i tak też robiła. Trzask prask strzelała nim na boki!
W swoim zafascynowaniu kuglarka nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła podążać za tą swoją dodatkową kończyną. Każdy jej ruch był interesujący, żaden nie mógł jej umknąć. Dlatego zaczęła się za nią kręcić, niczym pies goniący swój ogon. Duży, pokryty łuskami i dość pokracznie poruszający się pies.
Ruchacz zaś cofnął się, usiadł na pieńku i czekał aż Eshte się… wyhasa. Uśmiechał się przy tym obserwując jej “zabawy”.

Kuglarkę już nie tylko zachwycało to nowe doświadczenie, ale także związany z nim ogrom artystycznych możliwości! Przemiana w wywernę byłaby wspaniałym zwieńczeniem jej występów! Może niekoniecznie w wioskach i małych miasteczkach, bo tamtejsi ludzie mogliby mieć problemy z rozróżnieniem sztuki od prawdziwej bestii pragnącej pożreć im krowy i owce. Elfka władająca ogniem i przeobrażająca się w gadzinę to zbyt wybuchowa mieszanka dla prostych umysłów. Ale przed pozostałymi mogłaby ryczeć, błyskami ostrymi zębami, machać ogonem i..
I wzbijać się wysoko w powietrze. Eshte podniosła łeb wysoko ku szaremu niebu widocznemu między koronami drzew. Właśnie dlatego pozwoliła się czarownikowi namówić na ten szalony pomysł, nie? Rozłożyła szerzej skrzydła, po czym zamachała nimi niezdarnie łącząc ten ruch z ociężałym podskoczeniem w miejscu. Więcej miało to w sobie gracji podskakującego kurczaka niż majestatycznej bestii wzbijającej się do lotu. I poleciała mniej więcej tak samo daleko jak kurczak.

Kolejne próby lotu okazywały się coraz większym sukcesem, udawało się jej oderwać coraz wyżej i.. w końcu utrzymywała się przez kilka chwil w powietrzu, niecałe pół metra nad ziemią. Co doprowadziło ją do zaskakującego wniosku. Latanie nie jest aż tak przyjemne. Co innego bowiem siedzieć na grzbiecie majestatycznego gryfa i wzbijać się na nim w przestworza, co innego… samemu odwalać całą brudną robotę wiążącą się z męczącym machaniem skrzydłami i desperackimi próbami utrzymania się dłużej bez kontaktu z ziemią.

Kuglarce nie były obce intensywne treningi, aczkolwiek dotąd zawsze wykonywała je we własnym zwinnym ciele, nie jako.. masywna bestia. Na dodatek zwykle ćwiczenia poddawały próbom jej akrobatyczne możliwości, a latanie do nich nie należało. Elfy nie latały, nawet tak utalentowane jak ona!
Ale to całe machanie skrzydłami okazywało się trudniejsze niż z początku sądziła.

Przymknęła ślepia i raz jeszcze spróbowała wzbić się w powietrze. Niestrudzenie machała skrzydłami, w tej gwałtowności zapominając o zachowaniu jakiegokolwiek rytmu czy skoordynowania. Znów zdołała unieść się odrobinę nad ziemią i utrzymać się chwilę w.. nie, określenie tego „lotem” byłoby dużą przesadą. I szybko się skończyło, gdy opadła ociężale w mocno wydeptaną trawę.

Głośno wypuściła powietrze przez nozdrza stając się pewnie jedną z nielicznych wzdychających wywern. Trochę ją drażniły te ciągłe porażki.
-Szkoda, że nie zabraliśmy ze sobą Trixie.. - odezwała się pomrukiem to czarownika, który przez cały ten czas siedział wygodnie i w najlepsze obserwował jej nieudane próby -Ona potrafi latać..

- Za gadatliwa jest. A ty machasz zbyt chaotycznie… i zamiast biegać jak kaczka, powinnaś najpierw skoczyć w górę i machać mocno i równomiernie skrzydłami. Mniej chaosu, a więcej metodyczności
.- bo oczywiście on wiedział wszystko. Przemądrzalec jeden.

- Nie widziałam, żebyś Ty latał - syknęła kpiąco Eshte, a długi język wysunął się pomiędzy jej ostrymi zębami. Oczywiście, że ten łajdak będzie się wymądrzał również w temacie latania.. czy naprawdę spodziewała się po nim czegokolwiek innego? Na każdy temat miał coś do powiedzenia. Jeszcze trochę i będzie jej dawał wskazówki dotyczące jej występów!

Ale nie było w okolicy nikogo innego chętnego podzielić się z nią poradami. Nie miała większego wyboru jak posłuchać Thaaneekryyysta. Powoli zaczęła poruszać skrzydłami, aby wyczuć rytm i spróbować machać nimi jednocześnie. Jako akrobatka szczyciła się swoją koordynacją, więc to nie powinno być takie trudne. W końcu te skrzydła były trochę jak jej ręce! O wiele większe, mniej chwytliwe i błoniaste ręce..
Potem postanowiła połączyć to z ruchem nóg. Ugięła je, po czym mocno wybiła się nimi od ziemi.
I poszło jej zaskakująco… łatwo. Przynajmniej jeśli chodzi o lot w górę. Nadal to była harówka, to całe latanie bardziej przypominało pływanie w rzece niż bieganie. Zwłaszcza jeśli chodzi o włożony w lot wysiłek.
Jak.. ptaki.. to.. robiły?!

Eshte oddychała ciężko z wysiłku, kiedy po raz kolejny uderzyła łapskami na ziemię. Czemu to było dla niej takie trudne? Przecież wywerny latały z łatwością, nawet smoki bez problemu podnosiły z ziemi swoje wielkie zady! Ze śmieszną lekkością i cudowną majestatycznością szybowały wysoko po niebie, jak gdyby były jego władcami!

-Co ty na to, żebyśmy przekonali Pana Hrabiego, aby przełożył polowanie na jutro? -mruknęła do Thaaneeekryyyysta po kolejnym odetchnięciu pełną, szeroką klatą wywerny. Poruszyła leniwie skrzydłami, po czym dodała powątpiewająco -Albo.. za miesiąc..

- Nie masz co na to liczyć, ale pociesz się tym, że zmienisz się w wywernę tylko w ostateczności. Gdy ucieczka w powietrze będzie jedynym twoim wyborem. A i potrenuj ataki żądłem.
- czarownik wskazał palcem na pobliskie drzewo.- Na tym celu się skup i nie używaj paszczy do walki. Pamiętaj, że rany zadane bestii przeniosą się na twoje ciało, a ogon jest jedyną fantomową kończą tej bestii.

-Co?! -
warknęła zaskoczona kuglarka.. znaczy wywerna, stąd też to warknięcie zabrzmiało w jej gardzielach jeszcze bardziej wściekle -Najemnicy i dzikie elfy mają więcej doświadczenia w ubijaniu bestii niż ja w ubijaniu najemników i dzikich elfów! Nie mam zamiaru z nimi walczyć!
Może rzeczywiście nie miała zamiaru, ale ogon reagował na jej niezadowolenie i chłostał powietrze.
-O nie, nie. Przemienię się w bestię i wykorzystam ten moment zaskoczenia, żeby odlecieć i zostawić ich daleko w dole, o.. o.. o tak! - Eshte była sztukmistrzynią, a zatem pragnienie popisywania się płynęło w jej krwi. Tak i teraz wypowiadając te słowa rozłożyła szeroko skrzydła, a następnie wybiła się w powietrze prezentując mężczyźnie swój misterny plan.
Mało udana to była ucieczka, bo zamiast szybko odlecieć, ona zdołała zaledwie podskoczyć niczym zraniona kaczka.

- To dobrze, popracujemy jeszcze nad twoją zaskakującą rejteradą. A potem wracamy do obozu. - zadeklarował Ruchacz wyraźnie zadowolony z tej deklaracji. Choć nie omieszkał dodać żartem. - Ja na twoim grzbiecie, oczywiście.

-Nie chcę mieć Twojego tyłka na moim grzbiecie
-syknęła Eshte z obrzydzeniem.
Parszywiec chciał rozsiadać się na JEJ grzbiecie?! Niedoczekanie! Co on sobie myślał, że jest jednym z tych jeźdźców smoków z bajek opowiadanym dzieciom? Z chęcią właśnie teraz rozłożyłaby szeroko swoje gadzie skrzydła, aby wznieść się wysoko i zostawić czarownika samego w lesie. Niech sobie wraca co Gównowa na własnych nóżkach. Wątpiła, aby nawet tutejsze dzikusy zechciały go porwać.

Eshte należała do grona tych wyjątkowo irytujących osób, które zmieniały w talent wszystko czego się tknęły. Była nie tylko zachwycającą akrobatką, kuglarką, adeptką sztuk magicznych i krawcową, ale także uzdolnioną aktorką, znawczynią języków, tancerką i wprawioną szachrajką. Na domiar złego miała też zachwycający gust, nieskończoną wyobraźnię i umiejętność rozsądnego radzenia sobie w każdej sytuacji. Talenty sztukmistrzyni były wprost nie-zli-czo-ne.

Kiedy zaś Cudowna i Zapierająca Dech w Piersiach Sztukmistrzyni Meryel czegoś nie potrafiła, to najczęściej powodem tego była jej niechęć.
MOGŁA śpiewać głosem pięknym i czystym jak słowik, ale po prostu NIE CHCIAŁA.
MOGŁA pokonywać w pojedynkach rycerzy i najemników, ale zwyczajnie NIE MIAŁA OCHOTY.
MOGŁA nawet być najcudowniejszą żoną jaką widziały szlachciurki, ale właściwie to PO CO?
Łaskawie innym pozostawiała lśnienie w mniej interesujących ją dziedzinach.

Ale na przekór temu, że naprawdę mocno chciała wznieść się w powietrze i zostawić Ruchacza w pyle wznieconym jej skrzydłami, to jakoś.. nie mogła. Machała, skakała, sapała, a i tak każda próba kończyła się tylko nieznacznym uniesieniem się nad ziemię.
Może jednak ten sztylet był jakiś szemrany? Może zdobiąca go gadzina była gruba i dlatego elfka miała takie problemy z utrzymaniem się w powietrzu? Bo to przecież nie mogła być jej wina! Jeśli istniał na tym świecie ktoś na tyle zręczny, aby opanować metodę jednoczesnego poruszania skrzydłami i nogami wywerny, to taką osobą była tylko Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré!

Dlatego nie przestawała ćwiczyć. Niesamowite jak wiele zapału do ciężkiej pracy dodawała jej mieszanka wrodzonej zaciętości oraz.. zwykłej chęci utarcia czarownikowi nosa. Ten przecież siedział sobie wygodnie na pniaczku i z uśmieszkiem przyglądał się jej niepowodzeniom. Jednak najgorsze było to, że nie przestawał jej.. uh, doradzać tym swoim przemądrzałym głosem, jak gdyby za tymi szkiełkami sam był bestią doświadczoną w lataniu na duże odległości.

Minęło kilka godzin. Słońce śmielej zaczęło sięgać promieniami między gałęziami drzew i Eshte cała się mieniła w tym porannym świetle. Jednak to nie pot pokrywał jej ciało, nawet pomimo ciężkiego wysiłku włożonego w naukę latania. Wcześniej nawet o tym nie myślała, w końcu ekscytacja lataniem przyćmiewała wszystkie inne zalety tej przemiany, ale.. wywerny się nie pociły. Długo już ćwiczyła, zmęczyła się porządnie, a mimo to nawet jedna kropelka nie spłynęła jej po pysku. Łuski tylko przyjemnie grzały się na słońcu.

Całkiem pewnie czuła się atakując ogonem. Przypominało to trochę poruszanie ognistą wstęgą, którą wykorzystywała w swoim występach, tyle że.. ta łuskowata wstęga była częścią jej gadziego ciała, wyrastała z jej tyłka i kończyła się ostrym kolcem. Oczywiście żaden dzikus, najemnik czy Paniunia nie raczyli się zgubić w lesie, więc jedynymi jej przeciwnikami były okoliczne drzewa. Te były wręcz irytująco.. nieruchome, nawet nie starały się unikać jej ataków. Widywała lepsze drzewa na scenach teatrów.

W kwestii latania nadal mniej miała w sobie z dostojnego orła, a więcej ze zwykłego podlotka cały czas uczącego się latać metodą prób i błędów. Wielu prób, wielu błędów. Ale po takim czasie coraz częściej te pierwsze kończyły się powodzeniem, a coraz mniej było tych drugich. Całkiem nieźle wychodziło jej odbijanie się od ziemi i szybkie przechodzenie w lot, ale nie do końca jeszcze wyczuwała rozmiary swych skrzydeł i nieraz zaczepiała nimi o gałęzie. Możliwe też, że zdarzyło jej się trzasnąć nimi Thaaneekryyysta w głowę. Naturalnie, że przez przypadek.

Starała się nie wzlatywać zbyt wysoko, aby nie dać się zobaczyć strażnikom w Gównowie, najemnikom lub szlachciurkom spragnionym wrażeń. Skoro gotowi byli wyruszyć na polowanie na trolle, to z pewnością nie pogardziliby też łbem wywerny zawieszonym nad kominkiem. Jednak nie mogła w pełni się oprzeć pokusie i kilka razy wzniosła się ponad korony drzew. I warto było.






Na takiej wysokości wiatr powitał ją przyjemnym smaganiem po całym jej gadzin ciele. Orzeźwiające powietrze poranka uderzało w jej nozdrza rozszerzające się w podekscytowaniu, kolejne powiewy rozwiewały jej wł.. no.. nie, nie robiły tego, bo przecież jako wywerna nie miała włosów. Ale za to te tchnienia wiatru wypełniały jej błoniaste skrzydła, niczym jej osobiste żagle łapiące pędy powietrza.
Niezwykłe to było wrażenie, nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego. A widok roztaczający się przed jej oczami.. ten widok! Bardzo kusiło, żeby poszybować dalej i zobaczyć co się znajduje za siedmioma górami, przelecieć nad lasami i przestraszyć elfie dzikusy, zamoczyć łuski w czystych woda morza..

Nawołujący z dołu głos skutecznie ukrócił jej zapał.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 21-05-2021 o 02:00.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem