Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2021, 21:17   #10
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]https://media.giphy.com/media/l0MYuneqBUC5kiLUA/source.gif[/MEDIA]

Szli jedno za drugim, trzymając mocną linę, którą ktoś na wszelki wypadek schował w plecaku. Szli powoli, niezgrabnie brodząc po kolana w zatęchłej brei. Nie to jednak było najdziwniejsze, lecz fakt, że wszyscy mieli zasłonięte oczy, a prowadziło ich… niespełna dziesięcioletnie dziecko. Czy świat oszalał? Czy to oni?

A jednak z jakiegoś powodu wszyscy uwierzyli Ceres i zgodzili się pozbawić jednego z głównych zmysłów ludzkich, by uchronić się przed… nieznanym.

- Nie odsłaniajcie oczu, nie próbujcie nawet podglądać. Oni już tu są. – Szepnęła dziewczynka, a po chwili jeszcze raz powtórzyła. – Proszę, cokolwiek usłyszycie… nie patrzcie, dopóki was nie wyprowadzę.

Skoro powiedzieli A, trzeba było powiedzieć B i zaufać 'dowódcy'. Zresztą oprócz zatęchłego powietrza i nieprzyjemnej wilgoci, wsiąkającej w spodnie nic niepokojącego się nie działo. Nic, poza tym, co działo się w ich głowach...


Isabelle
Zakonnica uparła się, żeby trzymać linę jak najbliżej dziecka, toteż szła z przodu. Trudno jej było powiedzieć, kiedy z każdym kolejnym krokiem i delikatnym pluskiem, zaczęła słyszeć coś jeszcze... Początkowo myślała, że to potwory, przed którymi ostrzegało ich dziecko, ale głosy, które formowały się z plusków były coraz bardziej znajome…
„Czemu mnie zostawiłaś?”
„Zostawiłaś nas…”
„Siostro, boję się…”
„Siostro, a ostatnie namaszczenie?”
„Dlaczego moja córka nie żyje?”
„Siostro, ratunku…”
„Siostro, siostro, sioooostroooo….”
Słowa były wyraźniejsze z każdym stąpnięciem, aż w pewnym momencie Isabelle usłyszała coś jeszcze pod stopą, co przywodziło na myśl chrupnięcie kości. Ludzkich kości. Zatrzymała się gwałtownie.


Ziggie
Ziggie szedł dziarsko… na ile było to możliwe. Grunt to przejść ten kawałek, o którym mówiła Ceres. Nie zastanawiać się, tylko iść do przodu. Dziewczynka wydawała się bardzo pewna swego i ani razu nie złapał jej na uśmiechu. Czyli jaj sobie z nich nie robiła… chyba.
Wtem zatrzymali się. Uderzenie serca, potem drugie – nic się nie działo jednak. Lina łącząca młodego mężczyznę z członkami oddziału zawisła luźno.
- Nie dam rady… - usłyszał Zack za sobą męski, zachrypnięty głos. Myślał początkowo, że to Rusek – Maruda, ale głos brzmiał inaczej. Choć wciąż był znany.
- Nie dam rady… bracie. – Usłyszał znów młody technik i rozpoznał głos Dusty’ego – brata, który został w Edenie. I który wraz z Edenem prawdopodobnie zginął. A może jednak nie?
Kiedy się obejrzał, zamiast Striena, zobaczył umęczonego brata, który chyba nie jadł od tygodnia i był poważnie ranny w bark, ale… przecież był tutaj!
- Bracie, pomóż mi… - wychrypiał Dusty, chwiejąc się na nogach.


Maruda
Kamratov szedł czujny i skupiony. Rozkaz padł, więc go wykonywał. Nie było sensu tracić czasu na czcze gadanie. Jedno, co mu nie pasowało, to że dziecko, które powinien chronić, idzie z przodu bez osłony. Ale przecież ceres była dowódcą, musiała wiedzieć co robić. A dowódcy trzeba słuchać.
- Przy nas też to tak sobie tłumaczyłeś? – czy to był wiatr, czy naprawdę usłyszał te słowa przy lewym uchu?
- Da, słowo kapitana ważniejsze dla niego niż życie kumpli – po chwili usłyszał z drugiej strony głowy. Tym razem rozpoznał głos Anderja.
- Mówili że jesteś cyborg, ale ty jest tchórz nie tvardy chlap! – znów z lewej strony odezwał się męski głos z czeskim akcentem. Czyżby to Zdenek? Ale przecież on nie żył!
- Sabaka bez godności…
- Bratem nigdy nie będziesz naszym…
- Nigdy! – poczuł popchnięcie z tyłu, jakby ktoś chciał go przewrócić.


Xavras
Ta drużyna to naprawdę byli najlepsi z najlepszych? Włoch coraz mocniej w to wątpił. A może w obliczu zagłady, która ich spotkała, wszyscy byli błądzącymi w ciemności dzieciakami? Może do tego, co ich spotkało, nie dało się po prostu przygotować?
„Nie odzywasz się… taki jesteś twardy?” – usłyszał znajomy głos w głowie i poczuł jak krew odpływa z jego policzków. Jak to możliwe?
„Taki jesteś sprytny? Myślałeś, że się nam wymknąłeś? Jesteś mój, Włochu. Tylko dzięki mnie jeszcze jesteś na świecie. A może jesteś taki twardy, że twoi kumple mogą poznać prawdę o tobie? Jak myślisz? Jak zareagują? Na pewno z wyrozumiałością, w końcu to twoi kumple. Możesz na nich liczyć. Prawda? PRAWDAAAA?!”
Rubbia był tak wsłuchany w głos w swojej głowie, że nawet nie zauważył, jak wszedł na plecy Marudy i niechcący popchnął żołnierza, aż ten się chyba lekko zatoczył.

Jess
Choć Ceres wyraźnie faworyzowała Wrigth, z jakiegoś powodu Jessice przypadła rola ogona tego radosnego łańcucha ślepców. Czyżby zazdrosna zakonnica maczała w tym palce? Kiedy towarzysze nagle zatrzymali się, Jess próbowała innymi niż wzrok zmysłami łowić szczegóły otoczenia. Nic jednak się nie działo.
- Co jest? – zapytała szeptem, lecz nikt jej nie odpowiedział, jakby nagle została zupełnie sama ze swoim kawałkiem liny. Jakby wszyscy ją porzucili…
- Hej, słyszycie mnie? – znów nikt nie odpowiedział, lecz nagle Jess poczuła jak coś ociera się o jej łydkę – jakby wielka ryba właśnie przepłynęła obok i zahaczyła o jej nogę. Po chwili wrażenie zniknęło.
W jednej chwili coś szarpnęło za linę do przodu. Mocno, ale nie na tyle, by wywrócić doświadczonego komandosa. Po chwili lina znów zwisała luźno w dłoniach.
Co się działo? Ostatnie, co Jess pamiętała to słowa Ceres, by nie otwierać oczu pod żadnym pozorem, ale… czy właśnie nie została sama? Czy jej drużyna wciąż tam była? Nikt wszak nie ciągnął przed nią już liny, nikt jej nie prowadził… Musiała sama zdecydować co dalej.


 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 20-05-2021 o 21:27.
Mira jest offline