Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2021, 10:07   #25
Quantum
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Na widok wyłaniającej się z tłumu ludzi Klary, Viktor zupełnie zignorował kobietę, która chwilę wcześniej zaoferowała mu swoją pomoc. Z ulgą przyjął, że ukochana jest cała i zdrowa, choć może nieco mizerniejsza, niż jak ją ostatnio widział i tak jakby przygaszona. Nie dziwił się temu, biorąc pod uwagę, co ostatnio musiała przejść. Najważniejsze jednak, że znów byli razem.

Szlachcic zeskoczył z Krowy, podbiegł do Klary i przytulił ją. Mocno i pewnie, składając pocałunek na zmierzwionych włosach. Po chwili odkleił się od niej i chwycił jej twarzyczkę w obie dłonie. Uśmiechnął się szeroko, ukazując białe, zadbane zęby.
— Ja nawet na moment nie zwątpiłem, że cię odnajdę, najdroższa — powiedział, czując, że serce chce mu wyskoczyć z piersi. — Nawet nie wiesz, ja się cieszę, że znów jesteśmy razem.
— Myślę, że wiem, bo czuję dokładnie to samo. — Klara przytuliła się do niego.
— Jak się miewasz? Wszystko w porządku? — zapytał z troską w głosie.
— Teraz już tak. — Jej głos zadrżał. — Bałam się, że już nigdy się nie zobaczymy. Nie spałam ostatnio zbyt dobrze i nie mogłam jeść… Moja rodzina stąd pomarła, a gdyby jeszcze ciebie coś złego spotkało…
— Ale nie spotkało i nie spotka — powiedział z pewnością w głosie, patrząc jej w oczy. - Wszystko się powoli ułoży, zobaczysz. Pójdziemy razem do Breitblatt, a potem pomyślimy, co dalej. Póki jesteśmy razem, pokonamy każdą przeszkodę.
Klara uśmiechnęła się do niego ufnie i wtuliła w jego pierś. Pomimo zmęczenia wyraźnie rysującego się na jej twarzy wciąż wyglądała dla niego pięknie. Miał zamiar zająć się nią i tym razem nie dopuścić, by zostali rozdzieleni.
— Chodź, będziesz podróżować w siodle. Skoro ostatnio nie jadłaś wiele, to musisz oszczędzać siły. — Chwycił ją za dłoń i zaprowadził do klaczy.
— Ale… ale ty jesteś szlachcicem, a ja zwykłą…
— Przestań, już kiedyś o tym rozmawialiśmy. Kiedy trzeba umiem wykorzystać swoją pozycję, tak samo jak odpowiednio zachować się wobec kobiety, która jest mi bliska. Wskakuj, Krowa na pewno się ucieszy, że niesie ciebie, a nie mnie, bo też się stęskniła. Prawda, Kochana? — Viktor poklepał przyjacielsko klacz po szyi a ta parsknęła wesoło. - Widzisz, mówiłem! - Wyszczerzył się i pomógł Klarze usadowić się w siodle.
— Dziękuję, najmilszy — odpowiedziała medyczka.
— Nie ma potrzeby dziękować, Klaro. Chcę byś czuła się komfortowo — rzucił i ściszył nieco głos. — Gdybyś była głodna, mam w torbie i plecaku trochę jedzenia.
— Dam znać. — Uśmiechnęła się do niego ciepło. — Cieszę się, że znów jesteśmy razem. Może przez to, że jestem zmęczona nie wyglądam, ale radość naprawdę wypełnia moje serce.
— Moje również. A teraz ruszajmy, porozmawiamy w drodze.
Gdy mijał sympatyczną kobietę, która chciała mu pomóc, uśmiechnął się do niej lekko.
— Dziękuję za propozycję pomocy i przepraszam za wcześniejsze zignorowanie — powiedział. — Jak widać, odnalazłem swoją zgubę. — Posłał uśmiech siedzącej w siodle Klarze i spojrzał na nieznajomą. — Nazywam się Viktor von Sauber, członek prestiżowego oddziału rajtarów armii Reiklandu. Chwilowo z dala od domu i kompanii. Przyjdzie nam spędzić trochę czasu w tym towarzystwie, więc chyba warto się poznać.

Dalsza podróż nie nudziła Viktora, głównie za sprawą Klary, z którą rozmawiał na przeróżne tematy. Okazało się, że gdy zostali rozdzieleni, uciekła razem z kilkunastoma uchodźcami w las po drugiej stronie szlaku. Tam kilku zginęło ale jej udało ukryć się w jakiejś jaskini a tamci przestali jej w końcu szukać. Przemoczona i na skraju sił dotarła z kilkoma innymi osobami do przedmieść Talabheim a tam wkrótce zapadła decyzja, że wyruszy wraz z innymi uchodźcami do Breitblatt, który miał zostać jej nowym domem. Została przydzielona do tej grupy również przez to, że znała się na leczeniu, co mogło być przydatne podczas podróży.

Von Sauber cieszył się, że ją odnalazł i będzie mógł mieć na nią oko. Na nią i na resztę tych ludzi, bo gdyby doszło co do czego, trzeba będzie ich bronić. Żadne z uchodźców na pierwszy rzut oka nie wyglądało mu na takich, co by umieli sami stawić czoła niebezpieczeństwu. W międzyczasie porozmawiał trochę z Melissą, która również okazała się być medyczką oraz poznał się z Robertem, fanatykiem Vereny. Mili ludzie, choć i tak większość czasu rajtar spędzał z ukochaną. Trzeba było jakoś nadrobić czas, który stracili przez rozłąkę. Z Onufrym przeciął się jedynie kilka razy, wymieniając parę słów.

W końcu, po całym dniu podróży nadszedł czas na rozbicie obozu, co też uczynili na sporej polanie, kawałek od głównej drogi. Viktor rozłożył swój jednoosobowy namiot, położył tam koc i wskazał Klarze.
— Przenocujesz w namiocie.
— A ty? Nie chcę, żebyś spał pod gołym niebem.
— Razem się tam nie zmieścimy, a nawet jeśli by się udało, to żadne z nas się nie wyśpi na tak małej przestrzeni, a potrzebujemy odpocząć, żeby jutro czuć się dobrze w dalszej podróży — powiedział i sięgnął do sakwy przy siodle, wyciągając zrolowany kawał grubego materiału. — Mam śpiwór, więc nie musisz się martwić. Położę się obok namiotu i będzie mi dobrze. Zresztą, nie w takich warunkach zdarzało mi się sypiać w czasie walk z armiami Archaona.
— No dobrze, skoro tak mówisz…
— Wiem, co mówię. Zaufaj mi. — Uśmiechnął się do niej i złożył na jej ustach długi pocałunek.
Po kolacji część ludzi rozchodziła się do spania. Nikt nie kwapił się, żeby wyznaczyć warty, co było nieodzowne, skoro znaleźli się z dala od miasta. To była podstawa, jeśli chciało się przeżyć do rana. Viktor westchnął i wstał od ogniska.
— Słuchajcie, ludziska — rzucił pewnym głosem, rozglądając się po obozie. — Trzeba wystawić na noc warty. Po zmroku na szlaku nie jest bezpiecznie i nie możemy iść spać, nie mając pewności, że ktoś czuwa nad całym obozem. Wiem, że jesteście zmęczeni po całym dniu podróży, ale im nas więcej będzie stróżować w nocy, tym każdy lepiej się wyśpi. Biorę na siebie pierwszą wartę. Robert, Onufry? Dogadajcie się między sobą, kto bierze kolejne. Reinhard. — Zwrócił się do kowala siedzącego przy ognisku. — Tyś chłop młody, dziarski, przydasz się. Możesz czuwać nad obozem razem z tym swoim kowadłem, co się z nim nie rozstajesz. Ktoś jeszcze się zgłasza? Jeśli chcemy dotrzeć do Breitblatt tak, jak żeśmy wyszli z Taalagadu, to musimy się wspierać i współpracować. Czuwać nad całym pochodem!
Viktor swoim przemówieniem starał się wlać w ich serca pewność siebie i trochę otuchy. No i spróbować zaangażować kogoś jeszcze w nocne czuwanie.
 
Quantum jest offline