Niziołek widząc zaskakującą go dzieciarnie, zaśmiał się. Zaśmiał się jak to on, głośne, gestykulując zamaszyście i długo. Śmiał się chwilę.
- Nie podchodźcie do nikogo kto ma to - pokazał na czoło z uśmiechem - jeśli chcecie wracać do rodziców.
- Wpadasz w berserkerski szał… rosną ci kły i zmieniasz się w wielkiego niedźwiedzia? - zachwycił się jeden z dzieciaków wyobrażając sobie… właściwie trudno powiedzieć skąd wpadł na taki pomysł.
- To nie żart dzieciaki - niziołek usiadł na łóżku i wskazał im podłogę - mogę wam coś opowiedzieć jeśli każdy z was obieca, że jeśli zobaczy to w jakimkolwiek innym miejscu niż u mnie, schowa się gdzieś daleko. To co, możemy iść na układ?
Zapytał dzieciarnię serdecznie.
- Tak, tak… pokaż! - pokrzykiwały dzieciaki zagłuszając siebie nawzajem.
- Najpierw obietnica - podniósł palec do góry.
- Obiecujemy na władcę piorunów.- odparli chórem z powagą w głosach.
Kvaser rozsiadł się i zaczął opowiadać sagę o Wellgunde, zmieniając lekko co bardziej drastyczne elementy – na dość krwawe dla dzieci lecz nie takie, po których moczyłyby się w łóżku. Była to opowieść o niziołku i jego cieniu, którzy razem kradli – lecz nie zwykłe rzeczy. Wellgunde kradł uśmiech, cnotę (to akurat Kvaser pominął), ciepłe lata, pierwszy śnieg czy kolory. Pewnego razu ukradł wielkiemu poecie talent. Opowiadał perypetie bohatera który uciekał przez zemstą poety.
Gdy owinięty wokół drzewa własnymi trzewiami Wellgunde krzyczał, słowiki płakały, a drzewo – traciło liście. Lecz nikt mu nie przyszedł z pomocą.
Wellgunde zmarł w męczarniach, lecz jego cień zbiegł. Był niestety tylko cieniem, sam niewiele mógł zrobić. Przeżywał pomniejsze perypetie które Kvaser opowiadał, szukając sposobu na pomszczenie swego właściciela.
Wellgunde nie miał rodziny, lecz gdy cień dotarł do wioski niziołków, te uparły się, że jest ich kuzynem, wyliczając kilka pokoleń w tył.
Kvaser znowu opowiedział o przygodach całej wioski która dorwała poetę i zabiła go kamieniami i widłami, aby cień mógł spocząć w spokoju obok swego pana.
Była to mroczna bajka, jak każda bajka, która dzieci Kvasera lubiły. Działo się w niej dużo, była dość krwawa, zawierała też ważną – przynajmniej dla lokalnych niziołków – prawdę. Wszyscy byli mniej lub bardziej rodziną. Jeśli dotrze do nich wiadomość. Może chmary niziołków nie ruszą na zbrodniarza – acz tak też się zdarzało – to na pewno nie sprzedadzą mu ni. Nawet jeśli skrzywdzony niziołek był złodziejem. A może właśnie z tego powodu.
Na moment Kvaser, kończąc bajkę, przypomniał sobie o ich przewodniku, i dlaczego tak bardzo nie lubił tych degeneratów.
Miejscowym dzieciakom bardzo się spodobała i zaczęły prosić i dopytywać się o kolejne bajki.
Niziołek zamyślił się i zaśmiał. Zaczął kolejną opowieść, tym razem była to historia której jego dzieci za bardzo nie lubiły, chociaż on sam darzył sympatią pamiętając od swego pradziadka.
Opowiadała o kucharzu i jego tajemnej recepturze na ciastka. O tym jak ją wymyślił, jak poznał swoją żonę, oraz jak musiał oddać tajny przepis – i przysiąc nigdy go nie używać – aby zachować dom. Morał był prosty, jeśli jest się dobrym w tym co się robi, nie trzeba być najlepszym, jeśli jest się dobrym.
A kucharzy kto jak kto, niziołki bardzo szanowały.
Ta nie wzbudziła już takiego entuzjazmu jak pierwsza, ale dzieciarnia nadal prosiła o kolejne historie zachęcona dotychczasowymi swoimi sukcesami. Niziołek podniósł palec do góry.
- Dwie historie na dzień to jest specjalna okazja. Jak nie będziecie za bardzo hałasować i przeszkadzać na pokładzie, to ci którzy będą grzeczni, mogą tu przychodzić na wieczór. Może nawet opowiem co niektóre rzeczy znaczą - wskazał na symbol na bicepsie.
Dzieci naradziły się między sobą. Propozycja Kvasera kusiła, ale wymagania stawiał duże.
Ostatecznie najstarszy, w imieniu grupy, napluł na swoja dłoń i wyciągnął w kierunku niziołka by przypieczętować umowę. Niziołek również napluł na dłoń, starym najemniczym zwyczajem i zawarł umowę.
***
Rutyna niziołka na statku wyglądała podobnie jak poprzednio - trening. Lez poza stacjonarnymi ćwiczeniami, i skakaniem jak małpa po pokładzie, wzbogacił plan treningowy na czas powrotu na manewry pod kadłubem statku. Zdążył się podczas tego przekona, że wydłużanie i skracanie olinowań przez Destiny jest w najlepszym wypadku dość niezgrabne, przez co niziołek nie mógł zrealizować domyślnych planów. Jednakże wciąż próbował lekko współpracować ze statkiem, nieco bardziej statycznie, pracując na długich linach, a z nim wgrywając moment skręcania lin po bujnięcia, kiedy nie są używane. Było to w zasadzie zbędne, lecz niziołek chciał również przez taką współpracę trochę rozumieć Destiny.
A wieczorami opowiadał bajki i legendy.
I na takim to opowiadaniu został przyłapany przez Mirakę która niczym rozjuszony dzik wtargnęła do jego pokoju pokrzykując nerwowo.
- Co tu się wyrabia?! Zabraniam tego mieszania w głowie dzieciom, które są pod moją opieką! I tak już wiele w życiu przeszły.
Niziołek widząc Mirakę której mowa ciała bardziej przypominała odyńca niż to, czego zwykle oczekuje się po krasawicach, zaśmiał się krótko, lecz głośno.
- To tylko bajki - Kvaser powiedział dalej rozbawiony - większość pochodzi z okolic dużo spokojniejszych niż te.
- Bajki? A może opowieści mające skłonić niewinne dzieciątka do jakiegoś kultu z którego się wywodzisz co? - odparła Miraka przyglądając się podejrzliwie niziołkowi i jego tatutażom.
- Nie sądź, że zamydlisz mi oczy faktem, że nas uratowaliście. Nie zrobiliście wszak tego z dobrego serca i przybyliście szabrować moje rodzinne miasto, a nie po to by uratować kogokolwiek. Nie jesteście bohaterami… i niektórzy z was chyba nigdy nie będą.
- Większośc tego - niziołek pogodnie wskazał na ramiona - to dość ponure znaki, lecz od naprawdę dobrych plemion, byłbym wdzięczny gdybyś nie szargała ich reputacji - coś lekko warkotliwgo brzmiało w głosie niziołka, lecz wystarczył moment aby się rozchmurzył i uśmiechnął krzywo.
- Masz rację, nie jestem bohaterem i nie mam zamiaru nim być. Ale przybyliśmy do was tylko po to, aby kupić drewno. Tylko tyle. I jeszcze jedno - podniósł palec - równie dobrze mogliśmy was przerzucić i potem zająć tym mgielnym skurwysynem, na spokojnie. Nie, nie macie za to dziękować, zrobiłem co uważałem za właściwe według mnie, jak zresztą zawsze - wzruszył ramionami - ale miarkuj język. Możesz też usiąść, jak podłoga niewygodna to jest stółek - wskazał taboret w rogu kajuty pośród dzieciarni siedzącej na podłodze - i też posłuchać.
- Nie myśl sobie że się ciebie boję tylko dlatego, że jesteś biegły w zabijaniu. - skłamała kiepsko Miraka i usiadła na podłodze nadąsana niczym mała dziewczynka.
Niziołek trochę pomarudził w duchu, że na ten wieczór nie wypadła bajka z jego rejonów, lecz prosta legenda barbarzyńców których druidzi i szamani znowu poskładali go na światło. Nie chciał jednak zmieniać opowieści w trakcie, więc kontynuował sagę o dwunastu pracach bohatera który w ten sposób miał odpokutować swoją gwałtowność. Była to jedna z pierwszych historii którą sam usłyszał, a jak potem się okazało, słyszał jej różne wersje podczas swych podróży, więc wybrał z każdej wersji najciekawsze elementy. Ostateczna konkluzja była jednak, mimo pogodnego, przygodowego tonu całości, dość smutna. To co się zepsuło, nie jest możliwe do całkowitej naprawy, a próby chociaż względnego doprowadzenia do porządku konsekwencji swych działań są trudne, bolesne i wymagają nie tylko zmian otoczenia, ale głównie zmian samego siebie aby móc myśleć o skutecznym naprawieniu własnego zła, jak wtedy gdy pokutujący bohater musiał nauczyć się pokory aby chociaż móc kupić pewne przedmioty…
Miraka nic się nie odzywała cały czas nadąsana, cały czas obserwująca niziołka i słuchająca go z uwagą, jak pozostałe dzieci. Tyle że ona była niczym czujny pies wyszukujący zagrożeń, w tym przypadku niewłaściwych treści ukrytych w opowiastkach Kvasera. Nie odezwała sie ni słowem, więc… zapewne historia Kvasera była… akceptowalna.
Gdy skończył zwyczajowo popędził dzieci do łóżek, zatrzymując na chwilę Mirakę.
- Są grzeczni?
Zapytał rozciągając ręce za plecami.
- Trochę… - przyznała Miraka i wzruszyła ramionami.- … dużo przeszli. Potrzebują się wyszaleć, potrzebują wykrzyczeć strach i żal.
- Tak, tak trzeba - niziołek przyznał słuszność kobiecie - zajmuj się nimi dobrze - powiedział lekko.
- Taki mam plan.- przyznała rzeźbiarka.
- Chociaż - niziołek zamyślił się - nie wiem gdzie chcecie się zatrzymać, ale jeśli w lepszym miejscu, można pomyśleć o poszukiwaniu im domów - przyznał.
- Acheron… to straszne miejsce. Ponoć Rigus nie lepsze… nie znajdziesz ni tu ni tam, rodzin które by przyjęły pod dach sieroty. Cadamus próbuje znaleźć nam lepsze miejsce… zobaczymy co uda mu się osiągnąć. - wzruszyła ramionami rzeźbiarka.
- Tak byłoby najlepiej, lepsze miejsce i nowe domy - niziołek zamyślił się - cieszyłbym gdyby się wam udało - stwierdził pogodnie.
Miraka pozwoliła sobie na delikatny uśmiech w odpowiedzi.