Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-05-2021, 20:48   #141
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Nie był to jarmark jaki można znaleźć na rynku każdego większego miasta… miasta znanego im z rodzinnych stron. Ot ostrzowcy rozstawili namioty i rozłożyli towary na niedużych płaszczach, wokół centralnego dużego ogniska. Jakby spodziewali się że niewiele uda im się zarobić. Rozstawili straże dookoła swojej tymczasowej siedziby i podejrzliwie przyglądali się potencjalnym kupującym… jakby potencjalnymi złodziejami.
O dziwo, duergary znalazły z ostrzowcami wspólny język, bo Kharsnok wraz kapłanem od razu wciągnęli przywódcę karawany w długą rozmowę, pełną gestów i szeptów i planów.
Zakkara i wojownik przemierzali stanowiska rozglądając się po zebranych towarach. Najbardziej zainteresowały ich eliksiry, zwłaszcza te nazywane “eliksirami smoczego oddechu”. Choć pod tą dumnie brzmiącą nazwą kryły się zwykłe eliksiry ognistego oddechu. Poza nimi były też eliksiry ukrywania, więc coś bardziej użytecznego, dla osób które skradać się nie potrafiły.
Większość towarów prezentowanych przez ostrzowców była raczej zwyczajna i pospolita, choć zrobiona czasami z niezwykłych materiałów. Liny uplecione z wąskich pasm łyka, drewniane tarcze i napierśniki o trwałości stali.
Uwagę Kvasera przykuły szczególnie liczne sztylety przeznaczone do rzucania. Każdy wyszlifowany z materiału przypominającego wyglądem czarny lód.
Dla Vaali interesujące mogły być pomniejsze berła matemagii. Co prawda nie robiły nic szczególnego, jedno wydłużało działanie czarów niższego poziomu ( i te z racji zużytego materiału mogli używać druidzi tylko) a drugie pozwalało rzucić czary bez słów. Niemniej użyte do ich produkcji materiały pochodziły z rośliny z jaką się nie spotkała. Dlatego też zestaw trzech nieporuszalnych bereł nie był tak dla niej interesujący (za to piekielnie drogi).
Osoba je sprzedająca, stary ostrzowiec z twarzy zrytej zmarszczkami, zaintrygował i Imrę.
Głównie dlatego, że szata jaką nosił sugerowała wielką znajomość wiedzy tajemnej. Być może znał rozwiązanie problemu, który gnębił wojowniczkę.
Wędrowiec i Harran dostrzegli wiele magicznego śmiecia wśród zebranych przedmiotów. Tanie płaszcze odporności i amulety naturalnego pancerza walały się pomiędzy różnymi acz znanymi wszędzie pierzastymi znakami. Niemniej ich uwagę zwróciła garść różnokolorowych klejnotów… wedle sprzedawcy były to żywiołacze klejnoty i każdy z nich po zmiażdżeniu przywoływał żywiołaka odpowiedniego typu. Poza tym miał on jeszcze jedną szarą torbę sztuczek oraz figurkę srebrnego kruka. Oba przedmioty magiczne i choć z nie najwyższej półki to jednak nie takie pospolite. Były też samowspinające się liny w liczbie dwóch co… wydawało się do przydatnym sprzętem na okręcie. Choć z drugiej strony Destiny nie miało ani żagla, ani olinowania.
Wreszcie był stanowisko jubilera oferujące zwykłą biżuterię, biżuterię niskiej magii (czy wciskania kitu w postaci pierścieni szczęśliwej miłości, pierścieni szczęścia w grach hazardowych etc.) oraz prawdziwych magicznych pierścieni. Te nieco rozczarowywały choć nadal były użyteczne zwłaszcza podróżach; pierścienie wspinaczki, pierścienie skakanie i wreszcie pierścienie pozwalające obyć bez długich okresów snu i pożywienia… acz te już były w posiadaniu niektórych członków drużyny.

Imra podeszła do ostrzowca w szatach. Przystając przed nim przyjrzała się mu jeszcze dokłądniej i zabrała głos.
- Witaj, Macie tutaj dużo różnych przedmiotów, ale szukam czegoś konkretnego. Mielibyście może coś co pozwoliłoby na łatwe tłumaczenie lub zrozumienie języka?
- To czego szukasz jest drogie i wymaga profesjonalisty. Czar zrozumienia języków rzucony i utrwalony za pomocą kolejnego czaru pozwoliłby ci się dogadać z każdą istotą bez względu na barierę językową.- odparła stary ostrzowiec kiwając głową, po czym zamyślił się.- No… i… słyszałem że w Sigil można nauczyć się łatwo każdego języka, za odpowiednią cenę, ale w tej kwestii słyszałem tylko plotki. Nigdy tam nie byłem.
- A co gdyby chodziło tylko o jeden język? - półelfka się zaciekawiła.
- To właśnie ci powiedziałem… w Sigil ponoć można się szybko nauczyć, ale szczegółów nie znam. Był jeden taki co właśnie tak się nauczył piekielnego. Za ciężką sakiewkę złota i poświęcenie odrobiny swojej przeszłości w postaci wspomnienia. Nie stracił go co prawda, choć musiał się nim podzielić. - zaśmiał się starzec. - Niczym opowieścią przy ognisku.
Imra cmoknęła z niezadowoleniem.
- No dobrze a mikstury języków macie?
- Jedną… ale niekoniecznie na sprzedaż. Niemniej… skoro i tak pewnie musimy zawrócić…- zadumał się staruszek drapiąc kciukiem po brodzie.- Może Ghachta ci ją sprzeda.
Imra nie wyglądała na pocieszoną. Westchnęła.
- Cóż, dziękuję. Która to Ghachta?
- Ta z elikisirami. - wskazał kobietę dwa koce dalej.
Wojowniczka kiwnęła i z ociąganiem poczłapała do stanowiska z miksturami.
- Ponoć macie do sprzedania miksturę języków.
Kobieta która właśnie skończyła się wykłócać z zawoalowaną Zakkarą o cenę smoczego oddechu, odwróciła wzrok i spojrzała na wojowniczkę mówiąc.
- Nie mamy do sprzedania takiej mikstury.
- On twierdził, że istnieje szansa na sprzedanie skoro najpewniej zawrócicie - Imra pokazała w kierunku ostrzowca w szacie.
- On za dużo gada, gdy widzi monety na horyzoncie. Ja niekoniecznie. Mam dwa eliksiry, ale na użytek naszej karawany. Tak na wszelki wypadek.- potwierdziła Ghachta.
Imra westchnęła.
- No trudno. Jak rozumiem niczego innego co by mogło działać podobnie nie macie?
- Nie…- odparła Ghachta, a wtedy wtrąciłą się Zakkara.
- Dwa macie… jeden moglibyście odsprzedać. Skoro wasz interes tutaj nie wypalił. A zarobić wszak chcecie?
Ghachta spojrzała na zaowalowaną duergarkę. - Hmm… no dobra… jeden mogę.
Imra uniosła brew uśmiechając się z zadowoleniem.
- Za ile?
- Hmm… drożej niż zwykle. - zadumała się sprzedawczyni, a Zakkara znów się wtrąciła mimo że jej opancerzony towarzysz próbował ją przed tym powstrzymać. - Będzie chciała wykorzystać sytuację.
- Dziękuję - Imra mruknęła z zadowoleniem po czym skierowałą swoje spojrzenie na sprzedawczynię.
- A ile znaczy drożej niż zwykle? - zapytała się z niebezpiecznym uśmiechem na twarzy.
- No… tysiąc? - odparła cicho Ghachta zerkając to na duergarkę to na Imrę.
Imra zaczęła liczyć, po chwili wystawiania palcy i chowania ich spojrzała krytycznie na handlarkę.
- To jedna trzecia ceny więcej. Osiemset.
Kobiecina zerkała to duergarów, to na Imrę, to znów na duergarów, to znów na Imrę.
Pomruczała coś pod nosem.
- Dobra… jeden eliksir z zapasów. Za osiemset. Ale jakby kto pytał niczego ci nie sprzedałam.
Imra aż uniosła obie brwi.
- Coś nie tak z tą miksturą..?
- Niespecjalnie kumata jesteś skoro się nie domyśliłaś. Nie powinnam ci sprzedawać tej mikstury, booo… ona nie jest na sprzedaż, tylko na użytek karawany. - dodała cicho Ghachta rozglądając się nerwowo.
- Tego się domyślam - warknęła Imra - Było to dość jasno wyłożone nie dość, że przez twojego kolegę to i przez ciebie. Chodziło mi czy nie jest jakaś specyficzna.
- Nie stosowalibyśmy na sobie felernych mikstur, prawda? - stwierdziła ironicznie kobieta sięgając do sakw leżących za nią. Po chwili wyciągnęła fiolkę. - Eliksir jest solidny. Zrobiony dokładnie wedle receptury.
Imra pokręciłą głową do siebie i wysupłała osiemset złotych monet.
- Jedna mikstura i nikt niczego nie widział - mruknęła.
- Właśnie…- odparła sprzedawczyni zerkając złowieszczo na handlarza od którego Imra przyszła.- Jedna mikstura dla ciebie i jeden porządny kopniak dla gaduły.
Półelfka nie skomentowała ostatnich słów. Zapłaciła i uznała, że dla niej póki co zakupy są skończone.
 
Asderuki jest offline  
Stary 17-05-2021, 06:28   #142
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
W tym czasie Wędrowiec, nie widząc nic ciekawego wśród bibelotów, zwrócił uwagę na wystawione magiczne berła.
- Oferujesz coś potężniejszego niż te tutaj? - zapytał sprzedawcy.
- Nie… niestety. To jest cała oferta.- przyznał sprzedawca wodząc wzrokiem po swoich towarach.
Automaton pokręcił głową, niezbyt zadowolony.
-Niewiele… A te berła nieruchomości, ile sobie za nie życzysz?
- Sześć tysięcy za każde, ale za cały komplet… jedynie piętnaście. Prawdziwa okazja. - rzekł entuzjastycznie ostrzowiec.
Wędrowiec skrzywił się, co nie było przyjemnym widokiem.
- Twoje dzieło, czy zdobycz?
- Nie sprzedajemy łupów. To dzieło magicznego rzemieślnika z moich rodzinnych stron.- wyjaśnił sprzedawca.
- Dam cztery za jedno.
- Pięć…- rzekł w odpowiedzi sprzedawca spoglądając przenikliwie na konstrukt.
- Cztery. Przynajmniej nie wrócicie z handlu z pustymi rękami. Dorzucę też opowieść.
- Czy ja wyglądam na kogoś kogo interesują historyjki? I nie… nie sprzedam za cztery… wolę wrócić z pustymi rękami niż dopłacać do interesu. - burknął sprzedawca i spojrzał na Bezimiennego. - Ale… wyglądasz na kogoś kto potrafiłby dorzucić coś ciekawszego do tych czterech tysięcy… coś ciekawszego niż puste słowa.
- Dla wtajemniczonych w arkana wiedza jest cenniejsza od złota, ale może źle cię oceniłem. Co masz na myśli?
- No… masz rację. Nie jestem frajerem.- odparł z przekąsem ostrzowiec.- Wyglądasz sam na kogoś, kto zbiera łupy. Mogę któryś wziąć od ciebie wraz z tymi czterema tysiącami.
Stojąca obok Vaala z założonymi rękami spoglądała to raz na Wędrowca, to na sprzedawcę… uczyła się targowania?
Słysząc uwagę sprzedawcy, automaton uśmiechnął się lekko.
- W moich stronach to sprzedawca zwykle zarabia więcej niż rzemieślnik, a informacje są towarem. Wciąż nie przyzwyczaiłem się do tej sfery. Ile miałby być warty ten łup?
- To zależy co zaoferujesz w zamian. Ceny bywają płynne… wartość jest w oku kupującego. W OKU… nie w UCHU. Tu tylko byli sekciarze ekscytują się plotkami.- zaśmiał się sarkastycznie sprzedawca.
- Więc i na moje oko berło nie jest warte więcej niż cztery… cztery i pół tysiąca. Jeśli nie interesuje was, co spotkało Pozyskiwaczy, i co może spotkać inne osady tej sfery, to temat możemy zamknąć.
- Pozyskiwacze robili podejrzane interesy z podejrzanymi typami. I zginęli od nadmiernej pewności siebie.- odparł ostrzowiec.- Mój lud nie jest… lekkomyślny jak oni.
Wzruszył ramionami. - A twój wzrok obraża mój towar… cztery i pół, doprawdy… co za niedocenianie tak wspaniałego rzemiosła. Cztery osiemset, ale to z litości spuszczam z ceny.
Wędrowiec ostentacyjnie spojrzał w stronę unoszącego się nad nimi powietrznego statku.
-Widywałem już wspaniałe rzemiosło. To solidna robota, zgadza się, ale do wspaniałości jej brakuje. Cztery siedemset - powiedział, odwracając się tak, jakby już miał odchodzić.
- Niech będzie… ale tylko dlatego, żebyś miał się okazję przekonać jak bardzo nie potrafisz dobrze ocenić wspaniałego dzieła mojego ludu.- burknął w odpowiedzi ostrzowiec.
Automaton podał mu dłoń.
- Jeśli tak zdarzy, gdzie będę mógł was znaleźć, żeby dokupić jeszcze kilka sztuk?
- Cóż… będzie trudno… będziesz musiał się rozglądać po Acheronie. Najlepiej w osadach… tych niewielu jakie są.- wzruszył ramionami kupiec.
- Jak tam interesy? - spytał Harran, który podszedł do Wędrowca. - Kupiłeś coś ciekawego?
- Właśnie dobiliśmy targu - odparł automaton - Berło nieruchomości. Bywają przydatne ...w różnych okolicznościach.
- Może warto zabrać się za własną produkcję różnych przydatnych przedmiotów - powiedział zaklinacz. - W wolnych chwilach... a na statku mamy odpowiednie warunki.
Wędrowiec spojrzał z ukosa na Harrana.
- Jak myślisz, co robię przesiadując regularnie w pracowni? - zapytał, nie mając pewności czy zaklinacz sobie z niego nie żartuje.
Vaala z kolei odchrząknęła, po czym wprost biodrem odepchnęła Wędrowca na bok, stając przed sprzedawcą.
- To te… te drewniane berełko… co ono robi? - Spytała.
- Te jest specjalnie dla druidów… przedłuża działanie słabszych czarów… acz tylko druidzkich.- wyjaśnił sprzedawca.
Vaala coś pomruczała pod nosem, drapiąc się po głowie.
- Dobra, a ile to kosztuje? - Spytała.
- Sześć tysięcy… prawdziwa okazja.- rzekł wesoło sprzedawca.
- Dam cztery. I opowiastkę - Powiedziała z całkiem poważną miną Druidka.
- Kolejna?- jęknął wściekle sprzedawca i rzekł poważnie.- Sześć tysięcy i żadnych… żadnych historyjek.
- Cztery osiemset z litości? - Druidka zamrugała ślipkami.
- Pięć i pół tysiąca z szacunku dla druidów. - sprzedawca był nieubłagany. A Vaala zerknęła na Wędrowca i Harrana, jakby szukając pomocy…
- Z szacunku dla druidów nie powinno przekroczyć pięciu. - Harran wsparł Vaalę.
- Szacunkiem nie wypełni się garnka wieczorem. - odparł sprzedawca ponuro.- Pięć trzysta.
- Ja mogę coś ugotować... - Wtrąciła Vaala.
- Zapasy na cztery doby dla całej karawany? Jeśli tak tooo… mogę zejść do trzech.- zastanowił się sprzedawca.
- Uhhh… ile was tu jest? Dwadzieścia? Ummm… na dwa dni by dało radę… - Druidka głośno myślała.
- Dwa dni… i cztery osiemset.- zgodził się sprzedawca. - Dostarczysz zapasy i gotówkę, dostaniesz berło.
- Ja bym się nie zgodził - stwierdził zaklinacz. - Jest takie słowo, określające stosunek żądanej ceny do faktycznej wartości... nader trafne... ale nie wypada go używać.
- To się nie zgadzajcie… przecież was nie zmuszam. - odparł ostrzowiec wzruszając ramionami.
Wędrowiec pokręcił głową.
- Cena dwukrotnie wyższa niż normalnie, do tego za wadliwy przedmiot? Nie warto.
Vaala spojrzała najpierw na "blaszaka", a potem na sprzedawcę, i zmrużyła ślipka…
- Ja bym je określił terminem “ekskluzywny”. Nawet jeśli wróg przechwyci twoje berło to i tak nie będzie mógł go użyć przeciw tobie… bo tylko druidzi mogą. - odparł dumnie ostrzowiec.
- Taaa, jasne... Idealna wymówka - powiedział Harran. - Zbyt, hmmm, ekskluzywny, jak na mój gust.
- Bo druidem nie jesteś.- podsumował ostrzowiec.
- Znajdź. Sobie. Inną. Służącą. - Wycedziła nagle przez zęby Vaala, wpatrując się prosto w oczy "kolczastego".
- Ej… pomysł z posiłkami pochodził od ciebie.- odparł sprzedawca unosząc dłonie.- Ja tylko rozważyłem jego opłacalność.
- Wspominałeś coś o pustych słowach… Ta ekskluzywność równa się małej użyteczności - stwierdził Wędrowiec - I jeśli za to domagasz się takiego przebicia, to szkoda naszego czasu.
- No to chyba się nie dogadamy.- stwierdził rozczarowany sprzedawca.
- Sam zaczęłeś o garku! - Fuknęła Vaala - Wiesz co? W dupe se wsadź te berło! - Odwróciła się na pięcie, i pomaszerowała na powrót do sta-tek.

Kvaser tymczasem przyjrzał się broni z odrobiną zaciekawienia.
- Z czego one?
Sprzedawca spojrzał na niziołka żując coś, splunął na bok i rzekł dostojnie.
- Z czarnego lodu na granicy Acheronu. Jest tak ostry, że przecina ciało niczym dobrze zaostrzona brzytwa. Niestety oręż ten jest jednorazowy. Rozpuszcza się po pierwszym użyciu.
- Innymi słowy, słaba broń dla wojownika, dobra dla zabójcy - niziołek podsumował z lekkim pytaniem w głosie jakby oczekując jeszcze jakiś właściwości.
- Mój lud ich używa skutecznie w boju. Ciskają nimi wyszkoleni nożownicy.- wzruszył ramionami ostrzowiec.- Lepsze jednorazowe ostrze które zabija, niż takie które można odzyskać… acz jedynie zrani wroga. Martwy przeciwnik ma większą wartość niż stal do odzyskania.
- Ile za jeden? - Kvaser zapytał z trochę mniejszym zainteresowaniem. - I ile można je przechowywać? Nie chcę nim walczyć, lubię zbierać tego typu pamiątki - wyjaśnił.
- Możesz je przechowywać tak długo jak ich nie zużyjesz.- przyznał ostrzowiec. Zamyślił się przyglądając niziołkowi.- Jak dla ciebie… 450 za ten mniejszy. Akurat będzie ci do dłoni pasował.
- Trzysta i biorę - niziołek powiedział obserwując ostrze.
- Czterysta trzydzieści. - odparł ostrzowiec.
- To nie - niziołek wzruszył ramionami, przekonany, że będzie okazja na podobny sprzęt i po prostu odszedł do stanowiska, przechodząc pobieżnie między straganami w kierunku statku.
 
Sindarin jest offline  
Stary 19-05-2021, 21:58   #143
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Destiny w drodze do portalu do Rigus

Osada została za nimi, z tym co znaleźli. Z tym co odkryli. Mieli kilka dób na uporządkowanie myśli i odpoczynek. Kilka dób na decyzję, co dalej? W sumie bowiem znaleźli się na tym świecie i na tym okręcie przez zupełny przypadek. Owszem, niektórzy mieli konkretne plany do zrealizowania, ale jaki był ich główny cel? I jak wykorzystać ten atut jaki wpadł w ręce. Latający artefakt, który stał się ich domem?
Cóż… na to pytanie przyjdzie im odpowiedzieć. Każdemu z osobna, prędzej czy później.

Póki co… statek był pełen życia i chaosu i hałasu. No cóż, przy takiej dużej liczbie dzieciarni odbijającej sobie dni przymusowej ciszy nie mogło być. Inaczej. Z duergarów pozostali jedynie Khorsnak i Zakkara. Pozostała wyruszyła gdzieś z karawaną ostrzowców. Duergarski przywódca dogadał się z przewodnikiem ostrzowców obiecując okazję do handlu w Hammergrimie. Ostrzowcom to najwyraźniej wystarczyło.

Tak więc duergary się rozdzieliły, statek wzbił w powietrze obierając nowy cel. Nie potrzebował przewodnika w drodze powrotnej. Brama do Rigus była niczym latarnia dla Destiny, choć statek wykrywał też inne portale. Wedle tego co opowiedział Bezimiennemu, widział coś co Gnościk nazywał sygnaturami energetycznymi. Coś jak rodzaj aur magicznych… tyle że sygnatury miało wszystko, nawet skały. Destiny rozpoznawał je i rozróżniał, tyle że… nie był w tym zbyt precyzyjny. Zwłaszcza jeśli owe sygnatury emanowały słabo. Na szczęście portale wręcz się płonęły w oczach okrętu.

Zakkara miała rację. Khorsnak źle się czuł w zamkniętych pomieszczeniach. Zdecydowanie wolał biwakować pod gołym niebem. I wybrał dziób statku. Zakkara nie miała żadnych obiekcji, przed zatrzymaniem się u Imry w pokoju. Powoli rozpakowała swoje pakunki zajmując jeden kącik i mówiąc.
- Nie obraź się, ale ten pokój jakoś… bo ja wiem… jest jakiś taki bardzo kobiecy. Nie tego spodziewałam się po twardej wojowniczce.-
Po czym wzruszyła ramionami.- Nie żebym miałam coś przeciwko, tylko inaczej go sobie wyobrażałam i… to gdzie ja mam spać?
Pytanie właściwe, zważywszy że łóżko było tylko jedno.


Bezimienny też miał ciekawą rozmowę zaskoczony przez Cadamusa i jego mechanicznego ochroniarza podczas planowania przy Imrze naprawy dziury w burcie Destiny.
- Piękny statek. Imponujący. I ten golem w pokoju nawigacyjnym. Pokręcony majstersztyk. Twórca tego statku musiał być równie genialny co szalony.- rzekł na powitanie, po czym zwrócił się ciszej do konstrukta i obecnej przy nim wojowniczce.
- Wiem, że wam wygodniej byłoby po prostu zrzucić nas z tego statku przy pierwszej okazji. I pewnie ta nastąpi w Rigus, ale… - uśmiechnął się lisio dodając.- … mam dla was lepszą ofertę. Tak się składa bowiem, że odziedziczyłem po bracie klucz i wiedzę. Klucz do portalu i wiedzę, gdzie on się znajduje. Portal prowadzi do siedziby maga, który obecnie już zasilił szeregi Oczekujących. Ja się tam nie wybieram, więc mogę wymienić to co mam i wiem za… nieco dłuższą wycieczkę. Przewieźcie nas wszystkich do któregoś z miast portalowych prowadzących na wyższe plany, a klucz i przejście będzie wasze. Co wy na to?


Niziołek był straszny, niziołek był groźny. I Miraka tak twierdziła, i krasnoludy i Cadamus. Ale nie był tak straszny jak Imra. Która po prostu straszyła. Niziołek był straszny, bo tak twierdzili dorośli. Niziołek był fascynujący bowiem nie wiadomo co w nim było tak strasznego.
I dlatego został zaatakowany w najmniej spodziewanym momencie.
Gdy Kvaser właśnie wieszał nowy oręż na swojej ścianie, do jego pokoju wpadła dzieciarnia i zaczęła obsypywać pytaniami. O tatuaże… ile zabił osób… czy naprawdę jest takim małym potworkiem jak twierdzi Miraka… czy się zmienia wilkołaka, czy może w borsukołaka, bo ryży Carlgi twierdzi że te tatuaże to plemiona likantropów mają.
Sfora napastników liczyła pięcioro szkrabów i atakowały werbalnie niziołka ze wszystkich stron masą pytań, ciekawe co strasznego widząc dorośli w Kvaserze niewiele większym od dzieciarni go otaczającej.

Harrana przy posiłku zaczepił Khorsnak. Przysiadł się i przyglądał jak mag je w milczeniu. Gdy w końcu Harran sięgnął do kielicha duergar rzekł cicho.
- Ja cię rozumiem. Masz duszę duergara. Rozumiesz wagę interesu. Nie tak jak reszta tutaj.
Rozejrzał się dyskretnie i dodał.
- A ja mam potencjalny interes do załatwienia w Rigus. Można nieco zarobić i coś załatwić. A skoro tam się udajemy. Co powiesz na to. Ty, ja, Zakkara… trzech do podziału to większy zysk dla każdego z nas. A sprawa jest prosta i czysta. Dług do spłacenia.
Duergar wzruszył ramionami. - Brzdęku będzie z tego sporo, tyle że sam rozumiesz… im więcej uczestników, tym mniejszy udział dla każdego. Może nawet tylko dla nas dwóch, bo nie wiem czy mogę zaufać Zakkarze w tej materii.. nie wiem co tam je ta wasza wojowniczka wmawia za zamkniętymi drzwiami. A może ty wiesz? Znasz tę Imrę lepiej.

Vaala nie spodziewała się pewnie takiego obrotu sytuacji. A jednak stało się. Nieco chmurny Sermonus zaczepił druidkę na korytarzu i wpatrując się w jej oczy spytał wprost.
- Co ty planujesz, co?
Zanim skołowana druidka zdążyła odpowiedzieć, wojownik się rozgadał.
- Ja i Miraka wiele razem przeszliśmy, wiele rozmawialiśmy o sobie nawzajem. O nas. To dobra i porządna dziewczyna. Wiele nas łączy… duchowo co prawda, bo jeszcze nie było okazji spytać. Ale ja coś czuję do niej, coś mocnego….
Przyjrzał się oczom druidki.- Dlaczego uważasz, że możesz się w to mieszać? Co to w ogóle za pomysł z swataniem ją z waszym magiem? Ona jest uzdolnioną rzeźbiarką, nie będzie za nim ganiać po całym Wieloświecie. Potrzebuje spokojnego miejsca by tworzyć, potrzebuje mężczyzny który się nią zaopiekuje. Nie awanturnika który poleci na kraniec Wieloświata. Czy ten… Harran odwiesi dla niej różdżkę na półkę, tak ja to bym zrobił?


Rigus

Do Rigus dotarli "na oparach" w spiżarni. Wyjedzono wszystko do czysta. Cóż, tak to jest, gdy z kilku gęb zrobiło się nagle kilkanaście. Niemniej po krótkim przeskoku przez portal zjawili się nad znanym sobie miastem. Powoli nowa załoga okrętu opanowywała jego obsługę, powoli Destiny naprawdę stawało się ich drugim domem. I zgodnie z tym co obwieścił okręt, po naprawie byłby w stanie swobodnie przenosić się na plany przechodnie (Cienia, Astralny i Eteryczny) a stamtąd poprzez portale na wszelkie inne. A że Destiny widział sygnatury energetyczne portali to… praktycznie uzyskiwali pełnię możliwości po Wieloświecie. W końcu w pełni stawali się planarnymi podróżnikami. Tym bardziej, że Destiny potrafiło chronić przed prawie każdymi planarnymi warunkami. “Prawie” było tu małym acz znaczącym ograniczeniem. Były miejsca, nieliczne co prawda, w których to Destiny dawał sobie ograniczenie czasowe protekcji jaką oferował.

Nie było tak jak znaczącą informacją, jak te które mieli usłyszeć. W Rigus bowiem na pokład wleciała znajoma diabliczka i zarządziła natychmiastowe zebranie drużyny w sali nawigacyjnej. Miała bowiem ona wieści ważne dla całej drużyny.

Tanegris poczekała aż zamknięte zostaną drzwi i rzekła z uśmiechem do oryginalnej załogi.
- Tego się nie spodziewałam. Strasznie was teraz dużo. I skąd wzieliście tyle dzieci… ale to nieważne teraz. Mam dla was inne informacje.
Po czym zaczęła wyliczać na palcach.
- Po pierwsze Mmho jest cała i zdrowa. I żywa. Nie wiem dokładnie gdzie, a i ona też nie wie. Ale jestem z nią w kontakcie. Z pewnością ją znajdziemy prędzej czy później. Po drugie…- tu spojrzała na Imrę. - … mam dla was robotę w Spiżowym Mieście. Pewien wysoko postawiony kapłan Kossutha jest gotów wskrzesić twojego znajomego Imro, za cenę wykonania zadania dla niego. Co więcej jest gotów zapłacić osobom które zwerbujesz do pomocy, pod warunkiem że cena najmu będzie znośna. Po trzecie… i to dotyczy was wszystkich…- tu rozejrzała się po całej załodze.- … będąc w Spiżowym Mieście dowiedziałam się że ktoś wynajął drogiego zabójcę, by wybił całą załogę statku. Mają wasze rysopisy, łącznie z Mmho więc przypuszczam, że zostaliście namierzeni podczas pobytu w Rigus. Mówimy tu o zabójcy z górnej półki, to nie byle fanatyk z mieczem.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-05-2021 o 22:02. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 21-05-2021, 12:23   #144
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Imra znalazła Wędrowca zajętego pomiarem dziury w kadłubie.
- Starczy tego drewna? - zapytała bez ogródek.
- Z zapasem - stwierdził automaton - Mamy trochę zabezpieczenia na inne uszkodzenia w przyszłości.
- Trzeba coś wymyślić z Cromhargiem, bo zalanie mu żołądka miksturą znajomości języków nie wypali na dłuższy okres - półelfka oparła się o ścianę obserwując ruchy Wędrowca. Ten kontynuował pomiary, używając zmieniającego co chwilę kształt narzędzia.
- Destiny uczy go wspólnego, chociaż to zajmie sporo czasu - powiedział, jakby niezbyt mu to przeszkadzało - Swoją drogą to ciekawe, że większość sfer ma jakąś wspólną mowę, która do tego różni się tylko akcentami w multiwersum. Jego wygląda na wyjątek.
- Nie każda rasa się go uczy - zauważyła Imra - Jakby to fascynujące nie było teraz nie mamy jak się z nim porozumiewać skuteczne, a i zabrać go ze statku też nie ma jak bez ryzyka nieporozumienia. Nie umiałbyś mu czegoś zrobić aby był w stanie cokolwiek zrozumieć?
Wędrowiec skończył pomiary, po czym znieruchomiał, wpatrując się w wyrwę w burcie Destiny.
- Ej, mówię coś do ciebie - kobieta podeszła do automatona i pstryknęła palcami koło twarzy. Zaczepka nie przyniosła efektu, Wędrowiec dopiero po kilku sekundach zwrócił się w jej stronę.
- Uważaj, można wypaść. Mogę przygotować drobiazg, który po dostrojeniu pozwoli mu rozumieć wspólny, a przy dobrej woli i być rozumianym przez nas.
Imra chwilę patrzyła na Wędrowca. W końcu kiwnęła głową.
- Dobrze. Za ile?
- Budowa nie powinna wynieść więcej niż tysiąc sztuk złota, raczej mniej. Nie dzieliliśmy jeszcze łupów, więc mogę wziąć z tamtej sumy.
- Niech będzie. - wojowniczka się zgodziła. - Następnym razem się tak nie wyłączaj.
Automaton spojrzał na nią spode łba.
- Tobie nie zdarza się zastanawiać?
- Używam czegoś takiego jak mimika twarzy, słowa. Ty wyglądasz jakbyś się zepsuł - Imra odpowiedziała z typowym dla siebie brakiem empatii.
- Zbędne ozdobniki - skwitował automaton - Idę po drewno, dołączysz?
Półlefka chwilę milczała po czym na jej twarz wypłynął lisi uśmiech.
- Skoro ja mam powstrzymać się od pewnych swoich potrzeb myślę, że ty możesz zacząć używać zbędnych ozdobników - powiedziała jednocześnie gestem wskazując aby Wędrowiec szedł przodem.
- Czemu ma to służyć? - zapytał, idąc w stronę ładowni.
- Subtelnej grze tego kto komu na co pozwala, znaczy balans sił. Oczywiście w moim odczuciu daleko do tego, ale pozwalam sobie uszczknąć kawałek dla siebie. Bo to chyba nie jest dla ciebie az takie problem Wędrowcze, prawda? Zrobić minę adekwatną do sytuacji?
Automaton milczał sekundę dłużej niż zazwyczaj.
- Więc chodzi tylko o spełnienie twojej zachcianki, tak?
- To, że nie mogę mieć niewolników to twoja zachcianka. Nie widzę różnicy - Imra rozłożyła ręce - Ale na mojej zachciance skorzystają też pozostali. Wszystkim będzie łatwiej jak zaczniesz używać tych swoich zbędnych ozdobników. Spróbuj i zobacz.
Wędrowiec prychnął rozbawiony.
- Powinnaś sama siebie posłuchać. Żywa, świadoma istota może być traktowana niczym przedmiot, ale jeśli ktoś nie wygląda tak jak byś chciała, to już jest niewłaściwe?
- Skoro już i tak nastawiasz się, że wszystko o czym mówię to moja “zachcianka”, to nie widze za bardzo różnicy pomiędzy nami. Ot ty siebie uważasz w jakimś stopniu moralnie lepszym kiedy ja nie mam złudzeń. Poza tym nie chodzi mi o twój wygląd, a o twoje zachowanie. Bo jakby nie patrzeć nie używanie mimiki jest częścią zachowania właśnie.
- Hmm… czyli uważasz, że oszczędna mimika jest podobna moralnie do niewolnictwa? Interesujące… Czy może o innych złudzeniach mówisz?
- Ładnie łapiesz za słówka. Nie powiedziałam, że to jest podobne, ale że dla mnie jest to coś co powinieneś robić.
- Próbuję zrozumieć twój tok myślenia, do czego dążysz
- Pff do czego dążę - Imra prychnęła kręcąc głową - Doszukujesz się za dużo podtekstów. Ot chce sobie wyrównać nieco układ sił, czy też wpływu jednego na drugie między nami. Chyba jesteś w stanie to dla mnie zrobić? Chociaż tyle?
- Aż tak łakniesz kontroli nad innymi? Że coś takiego ci wystarczy?
- Lubię równowagę Wędrowcze. Oraz jasne warunki współpracy, a że tych do końca nie mamy to sama je sobie wypracowuje. Ty z kolei brzmisz jakbyś się tak bardzo bał cudzej kontroli nad sobą, że taka prośba od razu sprawia, że stajesz się defensywny.
- Doszukujesz się za dużo podtekstów - Wędrowiec uśmiechnął się - Nawet raz nie zasugerowałem, że nie uszanuję twojej prośby. Jak w kategoriach równowagi postrzegasz więc posiadanie niewolników?
- Nie ustaliliśmy nikogo kto ma ostateczne słowo więc nie miałam powodów do słuchania tego co chciałeś powiedzieć. Zrobiłeś z tego jednak inną sytuację i tak się narodził konflikt. Masz jedną wizję niewolnictwa, ja mam inną. Dawno nie musiałam się przed kimkolwiek tłumaczyć to tym bardziej to drażniło. Szczególnie, że nie zostawiłeś mi za dużo przestrzeni żeby pokazać ci, że może nie jestem takim właścicielem za jakiego mnie masz. Wracając do pytania aby nie było nieporozumień, skoro ci to przeszkadzało to byłam gotowa dla równowagi pójść na układ. Gdyby ci to nie przeszkadzało do tego stopnia, że musiałeś mi postawić ultimatum to trzymałabym Cromharga z dala od twoich oczu i sumienia. Tak po prostu zobaczyłam okazję aby sobie nieco połechtać ego, ale nawet to zepsułeś. Wystarczyłoby, że być się w jakiś jasny sposób zgodził i nie byłoby tej niepotrzebnej rozmowy.
- Rozumiem, że nie jesteś przyzwyczajona do tego, że ktoś się z tobą nie zgadza, radziłbym się albo do tego przyzwyczaić, albo znaleźć inny sposób. Ty też mogłaś wprost poprosić, zamiast powoływać się na układy czy "równowagę". Nie szukałbym powodów, które znalazłem.
- Och psujesz całą zabawę - Imra pokręciła tylko głową z niezadowoleniem.
Automaton zignorował uwagę wojowniczki widząc, że w ich stronę zmierza Cadamus ze swoim ochroniarzem.

***

Wędrowiec spojrzał najpierw na Imrę, potem na Cadamusa.
-To interesująca oferta, warta rozważenia. Jaką mamy pewność, że dasz nam sprawdzone informacje i działający klucz, a siedziba maga nie będzie równie bogata w łupy co wasz bastion?
- No tak… będę szczery i powiem jak jest. Nie wiem gdzie dokładnie prowadzi portal, bo nigdy tam nie byłem. Przejściem tym przechodził okazjonalny pracodawca mojego brata i z tego co on się dowiedział z rozmowach z nim, to za portalem jest siedziba owego maga. Sam pracodawca kojfnął bodajże na zawał podczas z jednej z wypraw. Albo mu woreczek żółciowy pękł? Nie wiem. Medykiem nie jestem. Jak wiesz, klepsydry nie da się napełnić nowym piaskiem. - zaczął wyjaśniać Cadamus.- Nie wiem jak wygląda owa siedziba, ale portal był ukryty a klucz był jeden, więc od strony portalu nikt tam nie wszedł.
Automaton pokiwał głową.
-To daje pewną nadzieję, może coś udałoby się odzyskać. Czy mógłbyś pokazać mi ten klucz? Chciałbym mu się przyjrzeć. Podanie ogólnej lokalizacji portalu także może mieć dla nas znaczenie. Potraktujmy to jako ...zaliczkę - uśmiechnął się lekko.
- Jak rozumiem z resztą nie będziemy rozmawiać co o tym sądzą? - Imra zapytała nie patrząc szczególnie na Wędrowca.
- Nie, dopóki nie będę mógł powiedzieć im więcej niż "jakiś klucz do portalu gdzieś". Dodatkowe informacje mogą wpłynąć na decyzję - wyjaśnił spokojnym tonem.
- Portal znajduje się na Zewnętrzu więc nie będzie problemem dla was go znaleźć i skorzystać. I jest na pewno. Brat by mnie nie okłamał na łożu śmierci. - Cadamus z czułością wyciągnął z kieszeni mocno pokręcony ołowiany drucik.- Jeśli liczysz na emanację magii to nie ma co liczyć. Portal jest magiczny, nie klucz do niego.
- Nie magii, pamięci - odparł automaton, delikatnie ujmując klucz. Na jego dłoni pojawiła się warstwa ektoplazmy, która otoczyła przedmiot. Wędrowiec przymknął oczy, koncentrując się.
- Zwrócę ci go za kilka minut. W międzyczasie możesz nam powiedzieć, gdzie chciałbyś się udać.
- Dowolne miasto planarne prowadzące do wyższego planu. Myślę że jest tam bezpieczniej. Zdecydowanie lepiej niż na Acheronie czy w Rigus. Dzieci potrzebują dobrego miejsca dla rozwinięcia się, a ja mam niewielki kapitał na zbudowanie domu i warsztatu.- odparł Cadamus nieświadom tego co widzi w tej chwili konstrukt. Osób zebranych nad grobem, krótkich przemów. Decyzji niewielkiej drużyny co teraz zrobić z misją. Postanowiono kontynuować. Nastąpił podział rzeczy maga, a mężczyźnie który był chyba starszym bratem Cadamusa dostał się klucz właśnie.
- Gdzie dokłądnie to nie wiem. Dla was może te podróże są drobnostką, ale na nogach… to za daleko dla mnie. Nigdy nie byłem dalej niż w Rigus. A większość życia spędziłem na Acheronie. Nie znam za dobrze miast Zewnętrza.- dodał Cadamus.
- Znasz Zewnętrze wystarczająco, by wskazać nam drogę do jednego z tych miast? - zapytał Wędrowiec, niespecjalnie skupiając się na tym, co mówił mag.
- Wiem że jeśli lecisz wzdłuż krawędzie Harmonijnej Domeny Zewnętrza, prędzej czy później trafisz na portalowe miasto. No chyba że akurat zostało pochłonięte.- wyjaśnił czarodziej, podczas gdy Wędrowiec oglądał scenę na łożu śmierci, rozmowę braci… ich wspominki, ich wybaczanie sobie nawzajem grzeszków. Cadamus wyraźnie żałował że nie mógł podróżować z bratem Hajnvorem. Ale ten nie miał mu tego za złe. Wiedział że jego młodszy brat jest podszyty tchórzem. Nie każdy wszak jest stworzony do życia awanturnika. I wtedy to przekazał mu klucz i opowiedział o lokalizacji.
- Pochłonięte?
- Portalowe miasta znajdują się na krawędzi w wielu znaczeniach tego słowa. Muszą dbać o równowagę. Miasto na krawędzi Piekła nie może być całkiem złe, miasto przy górze Celestii nie może być całkiem dobre. Jeśli bowiem równowaga charakteru przechyli się w kierunku planu do którego prowadzi portal, całe miasto przeskakuje po prostu na tamten plan do czasu aż… przeciwwaga się pojawi.- wyjaśnił Cadamus.
- Interesujące. Takie wydarzenia są częste? I czy w takich sytuacjach znika też portal do wyższej sfery?
- Z tego co wiem rzadkie, ale się zdarzają… co do portali chyba też znikają. Szczegółów nie wiem. Słyszałem tylko plotki. Niemniej miasta przyzwalają zawsze na odrobinę obcego elementu który jest przeciwnej natury.- wzruszył ramionami czarodziej.- Jestem magicznym rzemieślnikiem. Natura planów nigdy nie była częścią moich zainteresowań.
- Rozumiem - Wędrowiec otworzył w końcu oczy i oddał klucz - Wszystko się zgadza. Twój brat miał szczęście, mając kogoś bliskiego u boku, gdy odchodził. Awanturnikom jak on rzadko się to zdarza.
- To prawda. Dobry był z niego człowiek. Nawet jeśli zadziorny. - odparł z ciepłym uśmiechem Cadamus wspominając brata.
- Przekażę twoją propozycję załodze i zdecydujemy, osobiście jestem gotów pomóc. Imra, co o tym myślisz? - automaton spojrzał na wojowniczkę.
- Nie wiem czy wytrzymam dzieciarnię tak długo - Imra powiedziała z kwaśną miną.
- Miraka się nimi zajmie, zresztą… druidkę waszą polubiły. - wtrącił Cadamus.- Nie będzie tak źle.
- Podróż nie powinna trwać zbyt długo, prawda? - dopytał się Wędrowiec - I przy okazji, wytwarzaniem jakich przedmiotów się zajmujesz?
- Zwojów, różdżek i ostatnio konstruktów… teoretycznie też potrafiłbym zrobić pancerz lub magiczny oręż, ale jakoś nie mam serca do tego rodzaju zajęć. Jak i nie przepadam za pracowaniem nad cudownymi przedmiotami… - wzruszył ramionami Cadamus. - W tych kwestiach nadzorowałem pracę innych.
- Rozumiem. Zgaduję, że przez jakiś czas nie będziesz miał kim nadzorować. Minie kilka dni, zanim dotrzemy do Rigus, a ja mam kilka projektów do ukończenia. Co powiesz na odświeżenie umiejętności i wspólną pracę?
- Robienie różdżek mnie relaksuje. - przyznał ze śmiechem Cadamus i przyglądając się bacznie konstruktowi. - Ale ty masz chyba bardziej ambitne plany?
- Nic spektakularnego, przynajmniej na razie. Parę nieskomplikowanych, ale praktycznych urządzeń - sztuką jest osiągnąć trudny cel prostym sposobem - Wędrowiec znowu zabrzmiał, jakby kogoś cytował.
- Brzmi jak harówka. - zaśmiał się Cadamus i skinął głową. - Mogę pomóc, a i jak znajdę czas a wy macie zasoby, mogę zrobić i różdżkę… z użytkowym czarem.D
- Dziękuję, pewnie ktoś z załogi będzie zainteresowany - automaton kiwnął głową.

Mając już dokładne wymiary wyrwy w burcie, a w głowie opracowany plan, Wędrowiec ruszył odnaleźć Vaalę, która była niezbędna do jego planu. Druidka, po uprzednim dokładnym wyjaśnieniu, co mają zrobić, zgodziła się użyczyć swojej magii. Do pracy przystąpili następnego dnia, kiedy tylko przygotowała odpowiednie czary. Sam proces wyglądał zadziwiająco, a jednocześnie bardzo …prymitywnie, co kowala-artystę z Rigus z pewnością przyprawiłoby o apopleksję. Wędrowiec dobrał odpowiednią ilość przyniesionych wcześniej fragmentów balisty, które Vaala podzieliła i uformowała w mniej więcej płaski kształt, nieco większy od samej dziury w statku. Automaton udzielił druidce kilku wskazówek co do ostatecznej formy, ale głównie z fascynacją obserwował, jak kształtuje twarde, skamieniałe drewno z taką łatwością, jak dziecko lepiące figurki z gliny. Kiedy to było gotowe, Wędrowiec uniósł „łatę” i przycisnął ją do wyrwy, a Vaala połączyła jej krawędzie z burtą statku. Destiny potwierdził, że to rozwiązanie zadziałało, i zanim dotrą do Rigus w pełni w chłonie i połączy się z jego „ciałem”.
 
Sindarin jest offline  
Stary 25-05-2021, 19:23   #145
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Narada Kvasera o masce

Kvaser zajął pierwsze wolne miejsce, odwieszając broń na ramieniu krzesła - jak zauważyli, taki miał zwyczaj. Maskę trzymał w dłoni, z impetem położył ją na stole. Gdy wszyscy się zebrali, zaczął niechętnie.
- Musimy coś uradzić w sprawie tego cholerstwa - wskazał paluchem artefakt.
Wędrowiec przytaknął ruchem głowy.
- Destiny, czy którykolwiek z gości znajduje się w promieniu pięciu metrów od tego pomieszczenia? Jeśli tak, podaj lokalizację - po tych słowach spojrzał na towarzyszy - Wolałbym uniknąć podsłuchujących - wytłumaczył.
- Tylko Cromharg, zaraz za drzwiami. Pilnuje by nikt się tutaj nie zbliżał.- poinformował Destiny.
- Dobrze. Informuj, jeśli ktoś będzie próbował podsłuchiwać z innej strony. Jeśli chodzi o maskę to proponuję zacząć od jej ukrycia, co jest raczej oczywiste. Wolałbym jednak nie zatrzymywać jej na dłużej - neutralizacja lub sprzedaż.
- Neutralizacja - niziołek fuknął bez agresji, ale emocjonalnie - zawsze można ją ubrać jakiemuś kurwiemu synowi i potem go zabić. Na przykład wyższemu kapłanowi Erythnula - zaśmiał się krótko.
- Jeśli to jednocześnie zniszczy Wołającego, czemu nie - odparł Wędrowiec. Spojrzał na pozostałych, czekając na ich reakcję.
- Szkoda kasy, ale chyba jestem przegłosowana - półelfka mruknęła z niezadowoleniem.
- Mi to tam zwisa i powiewa… - Powiedziała Vaala, na chwilę przestając dłubać w zębach, po czym spojrzała na Imrę - Zawsze złoto przed oczami?
- Póki co potrzebuję pieniędzy, więc tak - odparła bez ogródek Imra.
- "Piniondze" to nie wszystko… - Vaala wzruszyła ramionkami.
- Długofalowo chyba potrzebuję więcej - Kvaser zaśmiał się - i więcej wydałem. Co nie przeszkadza mi przynajmniej nie być zawsze tym złym - wzruszył ramionami.
Imra rozłożyła ręce bezradnie.
- To pewnie twój urok osobisty.
- Na smocze półelfki działa - wyszczerzył się czekając na opinię reszty w materii maski.
Imra nie odpowiedziała uśmiechając się tylko na jedną stronę.
- Odpowiedni kupiec zapewne zapłaciłby za nią sporo. Oba rozwiązania mi odpowiadają, o ile pozbędziemy się jej ze statku. Harranie, twój głos wydaje się decydujący - Wędrowiec spojrzał na zaklinacza.
- Stos złota zawsze jest mile widziany - powiedział Harran - ale tym razem proponowałbym zniszczyć. Razem z tym cały Wołającym.
- To jak chcemy to zniszczyć? - półelfka zapytała z kwaśną miną.
- Skutecznie - niziołek uśmiechnął się - na razie trzeba to jakoś przechowywać, może chwilę minąć zanim ją zniszczymy. Wolę tego ani nie nosić przy sobie, ani trzymać na widoku.
- Jest na to sposób - stwierdził Wędrowiec - Vaala mogłaby zatopić ją w ścianie statku. Utrudni to zarówno znalezienie, jak i dostęp.
- Nie wpłynie to na statek? To raczej musiałoby być izolowane od statku, powietrzem. Włożenie czegoś w deski brzmi źle - niziołek ocenił.
- Na mnie nie… niestety nie jestem pewien czy w przypadku uwolnienia się potwora moje ściany go zatrzymają. Rozważnym byłoby dokonać dodatkowych zabezpieczeń miejsca ukrycia tego przedmiotu.- wtrącił się Destiny.
- Możemy przygotować skrytkę w punkcie, gdzie kadłub jest i tak gruby, nie wtapiając maski bezpośrednio w drewno. Ale dodatkowe blokady, może w formie niewielkiego kręgu, mogą być przydatne - zgodził się automaton.
- No to już wasze zadanie. Ja na magii znam się tyle, że wiem kiedy widzę kiedy ktoś czaruje - Imra skwitowała swój udział w tym przedsięwzięciu. Po chwili dodała.
- W sumie też mam coś co bym chciała omówić. Chciałabym ugościć u siebie Zakkarę na dłużej.
- Najpierw barbarzyńca z gołą klatą, teraz krasnoludzica - niziołek wymownie wzruszył ramionami lecz nie ciągnął myśli dalej.
- Tylko Zakkarę, bez Khorsnaka? - upewnił się Wędrowiec.
- Tak, tylko ją. Chcę jej dać szansę wyrwać się z duergarskich obyczajów - zabrzmiało to wyjątkowo szczodrze jak na Imrę. Pochyliła się do Kvasera dodając ciszej - Cromharg oficjalnie jest gościem Wędrowca.
- Nie wiedziałem, że wprowadziliśmy takie rozróżnienia, coś mnie ominęło? - rzucił kpiąco automaton - Zakkara mi nie przeszkadza. Na jak długo ma zostać?
- Póki co na czas nieokreślony. Może się przydać w załodze. Jak jej się spodoba i się wykaże to może być przydatnym nabytkiem - Imra pominęła uwagę Wędrowca mimo uszu.
- W załodze - niziołek podkreślił słowo załoga - na pewno nie. Na pokładzie i w drużynie, i owszem. Mam nadzieję, że rozumiesz to rozróżnienie i nic nam tu nie wciskasz. Dla mnie może być, tylko nie wyjcie po nocach jak koty.
- Myślę, że jeśli się wykaże to nie widzę problemu aby stała się częścią załogi… W końcu to Wędrowiec może przekazać Destiny takie instrukcje. Oczywiście nie mówię o niczym prędkim, ale zawsze - Imra się uśmiechnęła.
- Nie - niziołek podniósł palec w górę - po prostu nie. Okręt jest dużo wart. Załoga podejmuje decyzje kolegialnie. Wątpię aby nawet po wykazaniu się ktokolwiek z tu obecnych chciałby zmniejszać swój, nazwijmy to udział, na rzecz nowej osoby. Dodatkowo - Kvaser pokiwał palcem, aby przejść do bardziej żywiołowej gestykulacji - sprytnie zapewniasz sobie przewagę w głosowaniach. Ledwo stracimy czujność i pół załogi będzie nowymi osobami z długiem wobec ciebie. Wiem, że wyolbrzymiam, ale kilka osób, resztę dobierzesz z nas. Nie ze mną takie numery.
- Jestem urażona, że tak o mnie myślisz - Imra powiedziała przykładając dłoń do klatki piersiowej. Nawet nie udawała smutku. - A twój podział i tak się zwiększył odkąd zarówno… jakkolwiek miał na imię tamten półelf i Mmho poniekąd przestali być w zasięgu. No chyba, że zamierzamy odkładać na półorczycy stosik monet. O ile w ogóle żyje.
- Nie jego, nasz - stwierdził automaton - I zgadzam się z Kvaserem.
Imra skrzywiła się.
- Och jak mi się podoba, że teraz jesteś taki za decyzją wszystkich, ale mnie to chciałeś z własnej decyzji wywalić z załogi - fuknęła ze złością.
Niziołek pokręcił głową.
- Imra, Imra… Ty naprawdę lubisz pielęgnować urazy. Codziennie rano pewnie ścierasz je z kurzu, a wieczorem polerujesz aby świeciły jak psu jajca na półce twej duszy. Nie znaczy to, że to o czym opowiadałaś mi się podobało, moje zdanie znasz. Ale mogłaś równie dobrze postulować tutaj głosowanie nad ograniczeniem tego typu kompetencji na rzecz kolegialnego głosowania gdyby ci na tym zależało - wzruszył ramionami - no ale wtedy uraza by już tak dobrze nie prezentowała się w kolekcji.
Automaton spojrzał na Imrę.
- Jestem ciekaw, jaką opowieść przedstawiłaś pozostałym? Groziłem ci wyrzuceniem, czy poinformowałem o tym, że nie akceptuję niewolnictwa na tym statku? Odebrałem ci coś siłą, czy zawarłem transakcję? Twoja interpretacja nie oznacza, że taka była prawda. Ale jeśli masz nas tym męczyć dalej, zgodzę się na głosowanie w sprawie kompetencji. Czy może wolisz, by kapitanem był ktoś bardziej ...przychylny twoim zachciankom?
- Osobiście uważam, że Zakkara może zostać pełnoprawnym członkiem załogi - powiedział Harran - jeśli tylko Imra zrezygnuje i stanie się pasażerem. Czy też członkiem drużyny. Uważam, że tak powinniśmy zrobić. Jeśli ktoś ustępuje, to może polecić na swoje miejsce kogoś innego. A kompetencje... Jak na razie odpowiada mi istniejąca sytuacja. Wędrowiec jest wystarczająco rozsądny, by nie trzeba było robić jakichś głosowań.
Półelfka nie odpowiedziała ostatecznie na żadne z zarzutów i propozycji. Zgodnie ze słowami Kvasera wyglądało na to, że co najwyżej w całej tej sytuacji właśnie dopisała do swojej księgi uraz kolejne.
- A niech se Zakkara zostaje na sta-tek, ale tak jak Cromhag - Odezwała się w końcu i Vaala, po czym spojrzała na Imrę - A martwy, ślepy półelf się zwał Ambros… i mnie przed tobą przestrzegał. Masz straaaaszne, mroooczne serce, i lepiej na ciebie mieć oko - Druidka parsknęła - No ale on chyba był równie przewrażliwiony co sarenka w lesie… - Vaala szczerząc ząbki wzruszyła ramionkami.
- I miał gadający łuk. Słyszałaś jak on gada? Nikt kto dłużej przebywa w obecności takiej gaduły nie może być o zdrowych zmysłach. - Imra machnęła lekceważąco dłonią, a Vaala się roześmiała.
- Mi to tam zwisa i powiewa… - Powiedziała.
- Skoro to mamy ustalone, to Cadamus ma dla nas dodatkową ofertę - powiedział Wędrowiec - Prosi o transport do najbliższego miasta portalowego prowadzącego do któregoś z wyższych planów. W zamian oferuje klucz do siedziby maga, która powinna być nietknięta. Ciężko określić opłacalność, ale ryzyko zadania wydaje się bardzo niskie. Co o tym sądzicie? - zapytał.
- Ja jestem za - niziołek powiedział krótko.
- Nie obiecuję, że wytrzymam z dzieciarnią, ale może to będzie coś ciekawego więc warto sprawdzić - przyznała niechętnie Imra.
- Vaala, Harran? - sprawa była już przegłosowana, ale automaton i tak czekał na zaklinacza i druidkę.
- Dzieci da się przeżyć, a siedziba maga... to brzmi interesująco - powiedział Harran.
- Może być - Przytaknęła Vaala.



Kvaser
Niziołek widząc zaskakującą go dzieciarnie, zaśmiał się. Zaśmiał się jak to on, głośne, gestykulując zamaszyście i długo. Śmiał się chwilę.
- Nie podchodźcie do nikogo kto ma to - pokazał na czoło z uśmiechem - jeśli chcecie wracać do rodziców.
- Wpadasz w berserkerski szał… rosną ci kły i zmieniasz się w wielkiego niedźwiedzia? - zachwycił się jeden z dzieciaków wyobrażając sobie… właściwie trudno powiedzieć skąd wpadł na taki pomysł.
- To nie żart dzieciaki - niziołek usiadł na łóżku i wskazał im podłogę - mogę wam coś opowiedzieć jeśli każdy z was obieca, że jeśli zobaczy to w jakimkolwiek innym miejscu niż u mnie, schowa się gdzieś daleko. To co, możemy iść na układ?
Zapytał dzieciarnię serdecznie.
- Tak, tak… pokaż! - pokrzykiwały dzieciaki zagłuszając siebie nawzajem.
- Najpierw obietnica - podniósł palec do góry.
- Obiecujemy na władcę piorunów.- odparli chórem z powagą w głosach.
Kvaser rozsiadł się i zaczął opowiadać sagę o Wellgunde, zmieniając lekko co bardziej drastyczne elementy – na dość krwawe dla dzieci lecz nie takie, po których moczyłyby się w łóżku. Była to opowieść o niziołku i jego cieniu, którzy razem kradli – lecz nie zwykłe rzeczy. Wellgunde kradł uśmiech, cnotę (to akurat Kvaser pominął), ciepłe lata, pierwszy śnieg czy kolory. Pewnego razu ukradł wielkiemu poecie talent. Opowiadał perypetie bohatera który uciekał przez zemstą poety.
Gdy owinięty wokół drzewa własnymi trzewiami Wellgunde krzyczał, słowiki płakały, a drzewo – traciło liście. Lecz nikt mu nie przyszedł z pomocą.
Wellgunde zmarł w męczarniach, lecz jego cień zbiegł. Był niestety tylko cieniem, sam niewiele mógł zrobić. Przeżywał pomniejsze perypetie które Kvaser opowiadał, szukając sposobu na pomszczenie swego właściciela.
Wellgunde nie miał rodziny, lecz gdy cień dotarł do wioski niziołków, te uparły się, że jest ich kuzynem, wyliczając kilka pokoleń w tył.
Kvaser znowu opowiedział o przygodach całej wioski która dorwała poetę i zabiła go kamieniami i widłami, aby cień mógł spocząć w spokoju obok swego pana.
Była to mroczna bajka, jak każda bajka, która dzieci Kvasera lubiły. Działo się w niej dużo, była dość krwawa, zawierała też ważną – przynajmniej dla lokalnych niziołków – prawdę. Wszyscy byli mniej lub bardziej rodziną. Jeśli dotrze do nich wiadomość. Może chmary niziołków nie ruszą na zbrodniarza – acz tak też się zdarzało – to na pewno nie sprzedadzą mu ni. Nawet jeśli skrzywdzony niziołek był złodziejem. A może właśnie z tego powodu.
Na moment Kvaser, kończąc bajkę, przypomniał sobie o ich przewodniku, i dlaczego tak bardzo nie lubił tych degeneratów.
Miejscowym dzieciakom bardzo się spodobała i zaczęły prosić i dopytywać się o kolejne bajki.
Niziołek zamyślił się i zaśmiał. Zaczął kolejną opowieść, tym razem była to historia której jego dzieci za bardzo nie lubiły, chociaż on sam darzył sympatią pamiętając od swego pradziadka.
Opowiadała o kucharzu i jego tajemnej recepturze na ciastka. O tym jak ją wymyślił, jak poznał swoją żonę, oraz jak musiał oddać tajny przepis – i przysiąc nigdy go nie używać – aby zachować dom. Morał był prosty, jeśli jest się dobrym w tym co się robi, nie trzeba być najlepszym, jeśli jest się dobrym.
A kucharzy kto jak kto, niziołki bardzo szanowały.
Ta nie wzbudziła już takiego entuzjazmu jak pierwsza, ale dzieciarnia nadal prosiła o kolejne historie zachęcona dotychczasowymi swoimi sukcesami. Niziołek podniósł palec do góry.
- Dwie historie na dzień to jest specjalna okazja. Jak nie będziecie za bardzo hałasować i przeszkadzać na pokładzie, to ci którzy będą grzeczni, mogą tu przychodzić na wieczór. Może nawet opowiem co niektóre rzeczy znaczą - wskazał na symbol na bicepsie.
Dzieci naradziły się między sobą. Propozycja Kvasera kusiła, ale wymagania stawiał duże.
Ostatecznie najstarszy, w imieniu grupy, napluł na swoja dłoń i wyciągnął w kierunku niziołka by przypieczętować umowę. Niziołek również napluł na dłoń, starym najemniczym zwyczajem i zawarł umowę.

***



Rutyna niziołka na statku wyglądała podobnie jak poprzednio - trening. Lez poza stacjonarnymi ćwiczeniami, i skakaniem jak małpa po pokładzie, wzbogacił plan treningowy na czas powrotu na manewry pod kadłubem statku. Zdążył się podczas tego przekona, że wydłużanie i skracanie olinowań przez Destiny jest w najlepszym wypadku dość niezgrabne, przez co niziołek nie mógł zrealizować domyślnych planów. Jednakże wciąż próbował lekko współpracować ze statkiem, nieco bardziej statycznie, pracując na długich linach, a z nim wgrywając moment skręcania lin po bujnięcia, kiedy nie są używane. Było to w zasadzie zbędne, lecz niziołek chciał również przez taką współpracę trochę rozumieć Destiny.
A wieczorami opowiadał bajki i legendy.
I na takim to opowiadaniu został przyłapany przez Mirakę która niczym rozjuszony dzik wtargnęła do jego pokoju pokrzykując nerwowo.
- Co tu się wyrabia?! Zabraniam tego mieszania w głowie dzieciom, które są pod moją opieką! I tak już wiele w życiu przeszły.
Niziołek widząc Mirakę której mowa ciała bardziej przypominała odyńca niż to, czego zwykle oczekuje się po krasawicach, zaśmiał się krótko, lecz głośno.
- To tylko bajki - Kvaser powiedział dalej rozbawiony - większość pochodzi z okolic dużo spokojniejszych niż te.
- Bajki? A może opowieści mające skłonić niewinne dzieciątka do jakiegoś kultu z którego się wywodzisz co? - odparła Miraka przyglądając się podejrzliwie niziołkowi i jego tatutażom.
- Nie sądź, że zamydlisz mi oczy faktem, że nas uratowaliście. Nie zrobiliście wszak tego z dobrego serca i przybyliście szabrować moje rodzinne miasto, a nie po to by uratować kogokolwiek. Nie jesteście bohaterami… i niektórzy z was chyba nigdy nie będą.
- Większośc tego - niziołek pogodnie wskazał na ramiona - to dość ponure znaki, lecz od naprawdę dobrych plemion, byłbym wdzięczny gdybyś nie szargała ich reputacji - coś lekko warkotliwgo brzmiało w głosie niziołka, lecz wystarczył moment aby się rozchmurzył i uśmiechnął krzywo.
- Masz rację, nie jestem bohaterem i nie mam zamiaru nim być. Ale przybyliśmy do was tylko po to, aby kupić drewno. Tylko tyle. I jeszcze jedno - podniósł palec - równie dobrze mogliśmy was przerzucić i potem zająć tym mgielnym skurwysynem, na spokojnie. Nie, nie macie za to dziękować, zrobiłem co uważałem za właściwe według mnie, jak zresztą zawsze - wzruszył ramionami - ale miarkuj język. Możesz też usiąść, jak podłoga niewygodna to jest stółek - wskazał taboret w rogu kajuty pośród dzieciarni siedzącej na podłodze - i też posłuchać.
- Nie myśl sobie że się ciebie boję tylko dlatego, że jesteś biegły w zabijaniu. - skłamała kiepsko Miraka i usiadła na podłodze nadąsana niczym mała dziewczynka.
Niziołek trochę pomarudził w duchu, że na ten wieczór nie wypadła bajka z jego rejonów, lecz prosta legenda barbarzyńców których druidzi i szamani znowu poskładali go na światło. Nie chciał jednak zmieniać opowieści w trakcie, więc kontynuował sagę o dwunastu pracach bohatera który w ten sposób miał odpokutować swoją gwałtowność. Była to jedna z pierwszych historii którą sam usłyszał, a jak potem się okazało, słyszał jej różne wersje podczas swych podróży, więc wybrał z każdej wersji najciekawsze elementy. Ostateczna konkluzja była jednak, mimo pogodnego, przygodowego tonu całości, dość smutna. To co się zepsuło, nie jest możliwe do całkowitej naprawy, a próby chociaż względnego doprowadzenia do porządku konsekwencji swych działań są trudne, bolesne i wymagają nie tylko zmian otoczenia, ale głównie zmian samego siebie aby móc myśleć o skutecznym naprawieniu własnego zła, jak wtedy gdy pokutujący bohater musiał nauczyć się pokory aby chociaż móc kupić pewne przedmioty…
Miraka nic się nie odzywała cały czas nadąsana, cały czas obserwująca niziołka i słuchająca go z uwagą, jak pozostałe dzieci. Tyle że ona była niczym czujny pies wyszukujący zagrożeń, w tym przypadku niewłaściwych treści ukrytych w opowiastkach Kvasera. Nie odezwała sie ni słowem, więc… zapewne historia Kvasera była… akceptowalna.
Gdy skończył zwyczajowo popędził dzieci do łóżek, zatrzymując na chwilę Mirakę.
- Są grzeczni?
Zapytał rozciągając ręce za plecami.
- Trochę… - przyznała Miraka i wzruszyła ramionami.- … dużo przeszli. Potrzebują się wyszaleć, potrzebują wykrzyczeć strach i żal.
- Tak, tak trzeba - niziołek przyznał słuszność kobiecie - zajmuj się nimi dobrze - powiedział lekko.
- Taki mam plan.- przyznała rzeźbiarka.
- Chociaż - niziołek zamyślił się - nie wiem gdzie chcecie się zatrzymać, ale jeśli w lepszym miejscu, można pomyśleć o poszukiwaniu im domów - przyznał.
- Acheron… to straszne miejsce. Ponoć Rigus nie lepsze… nie znajdziesz ni tu ni tam, rodzin które by przyjęły pod dach sieroty. Cadamus próbuje znaleźć nam lepsze miejsce… zobaczymy co uda mu się osiągnąć. - wzruszyła ramionami rzeźbiarka.
- Tak byłoby najlepiej, lepsze miejsce i nowe domy - niziołek zamyślił się - cieszyłbym gdyby się wam udało - stwierdził pogodnie.
Miraka pozwoliła sobie na delikatny uśmiech w odpowiedzi.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 25-05-2021, 21:24   #146
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Imra uśmiechnęła się do siebie słysząc uwagi duergarki.
- Gdzieś powinno być posłanie, które można rozłożyć na podłodze - zaczęła siadając na krześle zarzucając nogę na nogę. - Ale równie dobrze możemy spać obok siebie na łóżku. Zawsze cieplej jak się ma kogoś obok.
Zakkara przyglądała się łóżku, a potem Imrze w zamyśleniu, potem znów łóżku potem znów Imrze.
- Racja to… ino… sypiałam dotąd sama. Jeśli cię przypadkiem kopnę przez sen, to winna sama sobie będziesz.- zadecydowała.
Półelfka się zaśmiała krótko.
- Oczywiście.
- Dobra…- Zakkara spojrzała na łóżko i dodała.- Wygląda na duże i wygodne. Preferujesz którąś ze stron?
- Niespecjalnie - przyznała Imra - Czemu uważasz, że wojownik nie może mieć ładnych sukni w garderobie?
- Wojownik musi być twardy, wykuty ze skały.- odparła Zakkara stając przy łóżku i zaczynając się rozbierać. Odwijając pas rzekła.- Widziałam bieliznę mojej siostry. Nosiła metalowe staniki wyłożone oczywiście miękką wyściółką. Spódnice z ogniw kolczych. My duergary nie nosimy “ładnych” sukni… tylko praktyczne.
- Suknia może być praktyczna i ładna… ale metalowy stanik to dopiero bzdura - Imra zaśmiała się - Chyba dla kogoś kto ma fetysze.
- Lub kogoś kto ma świadomość, że może dostać nożem w serce podczas snu.- odparła ironicznie Zakkara nie dbając o pruderię, gdy odsłaniała spory krągły biust, który niewątpliwie należał do największych atutów jej urody i to dosłownie. - Mówimy tu o duergarach. Ufność, cóż… nie jest cechą która gwarantuje długie życie.
- Ufność może nie - Imra mruknęła opierając głowę na dłoni - Ale lojalność można wypracować.
- Cóż… żelazna bielizna była i jest dość popularna wśród wojowniczek i kapłanek mego ludu.- odparła duergarka rozbierając się dalej.- Lojalność rzeczywiście można wypracować, wynegocjować, kupić…
Zerknęła na siedzącą Imrę.
- Ty spać nie zamierzasz?
- Hm? Nie czuję jeszcze zmęczenia. To w sumie też jest rozwiązanie, w różnych momentach korzystać z łóżka.
- Nie wiem czy ci zazdrościć czy współczuć z powodu braku zmęczenia. Ja jestem padnięta i marzę o odpoczynku.- odparła ze śmiechem półnaga duergarka przeciągając się leniwie i spojrzała na wojowniczkę. - Mnie tam zajedno czy będziemy spać razem czy osobno. Łóżko duże jest więc… nie widzę potrzeby do spania na zmianę.
- A mam zainwestować w metalowy stanik? - Imra zażartowała posyłając drapieżny uśmiech duergarce.
- Hmmm… nie wiem. Ja nie noszę… magowie i metalowe pancerze nie przepadają za sobą. - przyznała z przekornym uśmiechem Zakkara dłońmi oceniając własne krągłości.- Poza tym… moje są wystarczającą osłoną dla mego serca.
Imra parsknęła śmiechem.
- No nie przeczę. Powiedz, a podoba ci się może Cromharg?
- Hmm… w jakim sensie? Jeśli chodzi o muskulaturę to wygląda na dobry materiał na wojownika. Natomiast… nie wygląda na doświadczonego w boju.- oceniła duergarka.
- O co innego pytałam w sumie… mniejsza, przesuń się - półelfka uznała, że faktycznie może i dużo nie miała do roboty, ale okazji nie przepuści. Pozbywając się czarnej koszuli zostając w bieliźnie i wysokich spodniach sięgających pasa. Tak jak na twarzy skóra na ramionach i torsie była pokryta grubymi niebieskimi łuskami. Na barku była paskudna blizna, tak samo na prawym przedramieniu. Mimo to łuski zdołały tam zarosnąć w przeciwieństwie do twarzy gdzie skóra była zaczerwieniona. Imra wpakowała się obok duergarki tak aby być plecami do ściany.
Zakkara tymczasem rozebrawszy się do naga zamyślając wyraźnie nad słowami Imry. Była osóbką przy kości jak to u krasnoludów bywało, ale nie grubą. Acheron wyrzeźbił jej mięśnie. I zostawił kilka długich blizn na plecach. Magiczka przytuliła się do Imry mówiąc.
- Zapomniałam jak bardzo się… różnimy. Słyszałam że elfy idą do łóżka ze sobą dla przyjemności, ale my… niewiele rzeczy robimy dla przyjemności. Prokreacja jest obowiązkiem i partnera dobiera się pod względem przyszłego potomka. Nie ma czasu na… jak to zwiecie? Grę wstępną? Nawet nie wiem na czym ona polega. U nas to zadarcie koszuli nocnej, a samiec robi swoje i idziemy spać. -
Niemniej ciekawość u Zakkary zatriumfowała, bo Imra poczuła pulchne palce wodzące ostrożniepo łuskach na swojej skórze… duergarka najwyraźniej była zaintrygowana tą cechą ciała półelfki.
- Wyrosły mi jakiś czas temu. Zasługa mojego ojca, który miał w swoich żyłach smoczą krew - Imra pozwoliła Zakkarze zaspokoić swoją ciekawość. - Jak je zobaczyłam po raz pierwszy miałam ochotę obedrzeć się ze skóry.
- Czujesz coś przez nie? Bo wydają się aksamitne w dotyku. Jak u węża. - stwierdziła Zakkara po chwili wodzenia palcami po skórze.
- Zależy które. Większość jest na tyle gruba aby odbić co słabsze ataki. Reszta zachowuje się jak normalna skóra… chyba - Imra zamyśliła się. - Zapomniałam w sumie jak to wyglądało przed ich wyrośnięciem.
- Cóż… ja jestem miękka wszędzie. - zaśmiała się cicho Zakkara. - Trochę głupio to brzmi w ustach zaklinaczki której krew rezonuje ze skałami.
- Można być miękkim jak się ma kogoś kto się tobą opiekuje. Chciałabyś mieć kogoś takiego? - Półelfka zapytała świdrując spojrzeniem duergarkę.
- Byłaby to ciekawa odmiana. W Hammergrim każdy opiekuje się sobą. - palce duergarki leniwie musnęły brzuch Imry tam gdzie nie było łusek. - Teraz możesz już ocenić jaka jest różnica w moim dotyku między miejscem z łuskami, a bez nich.
Imra mruknęła cicho, ale powoli zabrała dłoń duergarki.
- A-a tam jeszcze nie wolno. Nie póki nie zgodzisz się na bycie… moją. Mogę się tobą opiekować Zakkaro - Imra zamruczała imię krasnoludki z głębi torsu wbijając w nią jednocześnie intensywne spojrzenie podobne do drapieżnika spoglądającego na swoją ofiarę.
- Stara rana? - zapytała naiwnie duergarkka wpatrując się w oczy Imry wzrokiem bezbronnej łani. Cóż… choć lud duergarów był podstępny i niebezpieczny to jego pruderyjne obyczaje nie mogły przygotować Zakkary do takiej sytuacji. - Skoro i tak opuścić mogę Acheron, a sama… narażam się na niebezpieczeństwo, to mogę być twoja.
Imra nie opanowała drżenia jakie zawładnęło jej ciałem przez kilka uderzeń serca. Uśmiechnęła się szeroko i wężowatym ruchem objęła duergarkę po części ją przytulając a po części unieruchamiając.
- A więc będę cię chronić i dbać o ciebie… a ty absolutnie nie możesz tego nikomu powiedzieć. W szczególności kapitanowi. Podoba ci się taki układ? - zapytała szepcząc jej wprost do ucha.
- A ja ciebie… z daleka. Nie nadaję się na pierwszą linię boju. Za to umiem wyciągać z tarapatów. - mruknęła Zakkara której miękkie i sprężyste krągłości ocierały się o wojowniczkę. Duergarka nie kłamała w tej kwestii.
- Podoba mi się. - wyszeptała cicho.
- Cieszę się… dzisiaj odpocznij. Oswój się z tym. Będę tutaj przez cały czas - półelfka powiedziała miękko, zupełnie inaczej niż chwilę temu. Pogładziła Zakkarę po głowie delikatnie i rozluźniła nieco objęcie dając możliwość kobiecie wygodnie się ułożyć.
- A co do twojej propozycji… tej wcześniejszej. - przytulona duergarka wodziła przez chwilę dłońmi po ciele Imry, nim znalazła wygodne ułożenie dla rąk. - To szkoda czasu… nie umiem czerpać przyjemności z aktów prokreacji. Nie do tego służą, więc nie wiedziałabym nawet co zrobić z twoim niewolnikiem.
- Mmm - półelfka mruknęła - Rozumiem. Nie przejmuj się. Gdybyś jednak zmieniła zdanie mogę cię poprowadzić.
- Nie przejmuję. - ziewnęła krasnoludzica wtulając głowę w dekolt Imry.

***
Minęło nieco czasu nim Imra odważyła się powoli sięgnąć do swojej torby. Miarowy oddech śpiącej duergarki podpowiadał jej, że śpi, ale mogła się mylić. Kocia maska znalazła się najpierw w dłoniach Imry a zaraz potem na twarzy. Półelfka ostrożnie ułożyła się obok krasnoludki. Spróbowała zasnąć.

Scena… suknia balowa. Znalazła się na scenie teatru z czaszką w dłoni. Tam gdzieś była publiczność. A w loży honorowej spojrzenie pary złocistych kocich oczu.
- Więc… jaką to sztukę. Jaką rolę zagrasz? Jaki monolog?
- Ostatnio gram ewidentnie rolę wkurwionej kobiety - westchnęła Imra pozwalając sobie na niecodzienną szczerość. - Potrzebuję swojego skarbu, ale Wędrowiec tego nie rozumie. Wątpię by ktokolwiek z nich zrozumiał - prychnęła a potem odpowiedziała w końcu na pytanie.
- Chciałabym odzyskać równowagę, znów mieć posłuch. Prowadzić i rozkazywać. Wskrzesić Theriona tylko po to aby na nowo go rozszarpać...
Zawahała się. Nie wiedziała co ma z nim zrobić. Tak długo mu służyła, tak oddanie. Nie wiedziała czym jest bez niego.
- Ach… jestem koneserem sztuki teatralnej, nie lekarzem dusz.- odparł osobnik ukryty w cieniu loży. - Niemniej odpowiedz mi na jedno pytanie Imro. Czy chcesz przewodzić silnym czy wystarczą ci słabi głupcy którzy pójdą ślepo za silniejszą od nich? Czy masz w sobie ambicje na granie wiodącej roli czy też może… wolisz granie w chórkach?
Imra zamyśliła się. Spojrzała na czaszkę, a jej forma zmieniła się w groteskowo odciętą głowę. Czarne jak aksamit włosy powiewały a para turkusowych oczy spoglądałą na nią z nieskończonym chłodem. Wuj. Dłoń półelfki zadrżała rozchlapując krew na deski sceny. Zaraz potem trzymała głowę Lafariela, kuzyna który wyżywał się na niej bardziej niż pozostali. Potem zobaczyła nalaną twarz swojego męża. Głowy generałów Theriona, orczy łeb, kilka głów pomniejszych szlachciców i szlachcianek. Wszyscy którzy zginęli z jej ręki. Imra była zadowolona z tej liczby. Potem zobaczyła matkę i zamarła. Na jej twarzy był łagodny uśmiech a oczy zamknięte jakby spała.
- Nie zabi… - Imra nie dokończyła bo ostatnie co zobaczyła do reszty ją wytrąciło z równowagi. Rzuciła małą główką w bok sceny.
- Jestem narzędziem kocie! - krzyknęła - Tylko tym ale jestem w tym najlepsza! Mogę być twoim narzędziem i będę dokładnie tym czym zechcesz! Głównym aktorem albo statystą. Cokolwiek rozkażesz, ale daj rozkaz! - krzyczała wskazując na żółte ślepia ociekającą od krwi dłonią.
- Ach… co za dramaturgia… pasja… sztuka będzie ciekawa.- odparł kot zadowolonym głosem.
- Wiesz dlaczego przegrywasz Imro? Dlaczego nie masz posłuchu? Dlaczego masz kulę u nogi?
Bo miała… skądś się pojawił łańcuch łączący jej łydkę z odciętą głową jej matki. Imra próbowała przez chwilę pozbyć łańcucha. Rozerwać go szarpiąc się i licząc że samą siłą swoich mięśni go rozerwie. Bezskutecznie.
- Żyjesz przeszłością, dawnymi zwycięstwami, ofiarami, dawnymi sentymentami. Nie masz wizji przyszłości. - szeptał kocur. - Prawdziwy przywódca ma wizję, tą wizją pociąga za sobą innych. To uczynił Therion tobie… na wszystkich bogów, byłaś przy nim tak długo i nawet tej lekcji nie opanowałaś? A skarb tulisz do siebie w tej chwili. Drugi śpi za drzwiami. Bezimienny nie zdołał ci go odebrać, bo jego łańcuch opiera się na ogniwach silniejszych niż głupie akty niewolnictwa… na wdzięczności. -
- Wiem! - fuknęła sfrustrowana kobieta. Łańcuch uparcie trzymał się jej nogi. - Nie pierwszy raz ich do siebie tak ściągam..! Agrh! Pieprzony łańcuch!
Imra rzuciła metalem o deski i chwilę dyszała podnosząc spojrzenie na widownię.
- Nie mam już wizji. Chciałam się zemścić na rodzinie i to zrobiłam. Potem… nie było już nic poza tym co Therion mówił. Oddałam mu swoje ciało jako broń, swój umysł aby wykonać rozkazy bez zastanowienia i oddałam mu duszę. Nie mam nic co mogę dać. Nic czym mogę ich zafascynować. Wdzięczność się w końcu skończy kocie.
- I zwracasz się o pomoc do patrona aktorów? Do tego co pisze tragedie krwią wielu, który rozumie że prawdziwa sztuka rodzi się z łamania granic i praw i że nic tak nie ożywia opowieści jak trup? - zapytał retorycznie kocur. - Skoro nie pragniesz ni bogactwa ni potęgi ni władzy dla samej władzy… to jaki cel może ci dać władca sceny… cóż … więc moja droga… napiszmy razem sztukę jakiej świat nie widział… sceny pełne krwi i nagłych zwrotów akcji… znajdźmy razem duszę Theriona. Bo skradziono mi ją… czyż nie tego pragniesz?
Oczy Imry błysnęły. Podniosła spojrzenie na żółte ślepia. Chwilę patrzyła z intensywną pustką aż w końcu zajaśniała determinacja. Wyciągnęła otwartą dłoń w kierunku loży.
- Tak.
- Znajdziesz mnie… w Wiecznotrwałym Festiwalu… i w snach oczywiście. Zważ jednak że jako reżyser cenię akt improwizacji. Nie krępują mnie takie detale jak… sztywny scenariusz. I ciebie nie powinny. - odparł głos z loży.
Strach przez moment zawitał do oczu półelfki. Jej ręka zadrżała. Zacisnęłą ją próbując dodać sobie otuchy. Brak ścisłego scenariusza, dokładnych rozkazów. Dokładnie z tym miała teraz problem. Powoli przeniosłą spojrzenie na głowę która wciąż leżała przykuta u jej nogi. Wpatrywała się w nią przez moment. Delikatne oblicze jej matki zmarłej tak dawno temu. Miała jej tak wiele za złe… podeszła bliżej. Za dużo patrzyła w przeszłość, tak? Zaciskając obie dłonie w pięści Imra uniosła nogę do góry. But z ostrym obcasem wyjrzał spod pięknej sukni. Imra zawahałą się, a potem z całą premedytacją i wściekłością rozłupała głowę rozplaskując ją po deskach. Zawyła wściekle wrzaskiem tak pierwotnym, że sama po sobie się tego nie spodziewała. Chwilę patrzyła na posadzkę i resztki głowy. Potem się wyprostowała i odwróciła do widowni.
- To nie było takie trudne… podjąć decyzję.- usłyszała za sobą. Od kota wielkości dorosłego człowieka… od białego kota o ludzkiej sylwetce i strojnego niczym szambelan. Zabrzmiała muzyka, miękkie łapki kocura pochwyciły dłonie Imry i pociągnęły ją ku niemu.
- Ja poprowadzę.- rzekł gdy ruszyli w tan. Spoglądał wprost w jej oczy dodając.- Spodziewałaś się prostych odpowiedzi i decyzji podejmowanych za ciebie? Cóż… życie nie jest tak proste. A sztuka byłaby zbyt nudna, gdyby twój los nie był pełen prób. Ale nie zważaj na to… nagroda na końcu może być… piękna lub krwawa lub niszcząca wszystko… ale ty wszak nie szczęścia szukasz, a celu.
- A i owszem - postawa półelfki zmieniła się. Jak wcześniej miała w sobie wiele niepewności teraz była wyprostowana i trzymała głowę wyżej. Nie było to jednak wojskowa postawa.
- To kto śmiał wykraść ci duszę Theriona? Wiemy kogo ścigać na koniec wieloświata?
- Oczywiście że wiem… mam w końcu scenariusz sztuki, acz…- zaśmiał się biały kocur gdy tańczyli na scenie saltarello. -... moja droga, chyba nie sądzisz że zepsuję dramaturgię przedwczesnym ujawnianiem złoczyńcy. Gdzież tu suspens, gdzie trud… widownia nudzi się zbyt szybko, gdy bohaterowi wszystko podsuwane jest na tacy… nie nie nie… zostawmy dramatyczne ujawnienie na później.
- W zasadzie mogłam się tego spodziewać - kobieta tylko przez moment pozwoliła sobie na kwaśną minę. Uśmiechnęłą się. - Dobrze więc, co powiesz na to?
Choć taniec nie należał do atutów wojowniczki miałą okazję się go naoglądać na dworze rodziny i nie tylko. Postąpiła kilka kroków inaczej wybijając oboje z rytmu po to aby kilka następnych kroków samej przejąć prowadzenie.
- Dobrze dobrze… na szczęście nie należę do bufonów, którzy boją się utraty kontroli lub urażenia swojego delikatnego ego. Coś ci mogę też obiecać… twoje życie może nie będzie szczęśliwe, może nie będzie długie czy wygodne… ale będzie z niego… piękny spektakl.- odparł kocur porywając ją w tan… na scenie, przy muzyce wygrywanej przez niewidzialnych grajków, przy oklaskach niewidocznej publiczności, aż do przebudzenia z głową w miękkich piersiach Zakkary.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 26-05-2021 o 20:53.
Asderuki jest offline  
Stary 26-05-2021, 19:08   #147
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
- Dobra dobra, nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie… - Vaala machnęła lekceważąco dłonią do Sermonusa - Nikt nie ma na czole wypisane co i jak. Skoro to twoja łania, to twoja… - Dodała, gotowa by iść w swoją stronę.
- No… nie ma. Niemniej…- wojak wyraźnie spuścił z tonu. -... rad byłbym byś brała pod uwagę wszelkie aspekta łapiąc niewiastę dla swojego krewnego.
- Harran to nie mój krewny... - Odparła Druidka wzruszając ramionkami - ...dobra, to mam trzymać gębę… jeszcze coś?
- Nie. Chyba nie. - odparł mężczyzna. - Nic więcej. Wybacz moją napaść, ale ona jest mi bardzo bliska.
- Nie ma co wybaczać. I jaka tam znowu napaść… - Odparła Vaala, i pokręciła głową.
- To dobrze. - odparł ciepło wojownik i skłonił się druidce.- To już nie przeszkadzam.
- Nie przeszkadzasz. Ale powiedz no… rodziciele tych wszystkich dzieci ubici?
- Niestety… choć nie wszyscy zginęli podczas napaści. Dwójka z nich utraciła rodziców już wcześniej. Acheron to niebezpieczne miejsce. - przyznał Sermonus.
- I co teraz z nimi wszystkimi będzie?
- Cadamus obiecał zbudować im dom, a Miraka się nimi zaopiekuje. A ja nią.- wyjaśnił wojownik.- Takie przynajmniej mamy plany.
- Aha - Vaala kiwnęła głową - To dobrze… ale to duże stadko, szybko osiwiejesz - Parsknęła.
- Jestem gotów na nowe wyzwania.- odparł dumnie Sermonus i dodał z uśmiechem. - A ty planujesz mieć dzieci?
- Moooże, kieeeedyś… - Vaala znów wzruszyła ramionami.
- No… myślę że będziesz dobrą matką. Dzieci cię lubią.- ocenił wojownik.
- Aha - Mruknęła Druidka, ale jakoś tak z wyczuwalną w tonie… pozytywną nutką?
- Dobra, to lezę - Dodała, po czym lekko kiwnęła głową na pożegnanie.
- Ja też… zająć się dziećmi.- odparł wesołym tonem wojownik kierując się w przeciwną stronę.

....

Vaala, idąc korytarzem sta-tek, nagle parsknęła. Ona jako matka, jakoś się w tej roli nie widziała.





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 26-05-2021 o 19:16.
Buka jest offline  
Stary 26-05-2021, 19:14   #148
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zaklinacz nie bardzo wiedział, czy słowa Khorsnaka są komplementem, czy nie, ale postanowił uznać je za dobrą monetę.
- Dużo złota, to brzmi dobrze, ale na czym polega interes i po co ci... towarzystwo? - spytał. - Przewidujesz takie kłopoty? Bo nie sądzę, by to złoto było za ciężkie do uniesienia przez jedną osobę. - Uśmiechnął się.
- Faktycznie podział na dwie osoby jest lepszy, niż na trzy, jeśli uważasz, że dwie wystarczą.
A najlepiej się nie dzielić, dodał w myślach, zastanawiając się, na ile Khorsnak jest skłonny zagarnąć całe złoto dla siebie.
- Co do Imry... Owszem, znam ją dłużej, niż ty, ale czy ktokolwiek wie, co drzemie w duszy kobiety? - zadał retoryczne pytanie. - Ten co twierdzi, że zna kobiety jest większym kłamcą niż kupiec, co usiłuje płacić fałszywymi monetami.
- Coś knuje… tego obaj możemy być pewni. Może i nie znam się na niewiastach, ale wiem kiedy widzę ukryte intencje.- stwierdził Khorsnak i dodał cicho. - Niewielkie, tylko jeśli przesadzę w intrydze. Widzisz… jest trochę duergarów w Rigus i jestem pewien, że mieszając odrobinę prawdy i kłamstwa zdołam z nich wycisnąć trochę bogactw. Potrzebuję jedynie kogoś, kto w razie czego pomoże mi w rejteradzie. Harran zastanawiał się przez parę uderzeń serca.
- Da się załatwić. W razie czego - powiedział. - Mam takie małe zaklęcie, przydatne w takiej sytuacji.
- Wpadamy… ja wyłudzam pewną sumkę od naiwniaka i jeśli wszystko pójdzie dobrze dzielimy się po połowie na ulicy. Obskoczymy tak kilku frajerów i liczę na circa od 10 do 30 tysięcy. - ocena Khorsnaka była trochę na wyrost, z pewnością jego pobratymcy nie bywają aż tak hojni.
Harran przez moment przyglądał się rozmówcy.
- Nie jest to kwota powalająca na kolana - powiedział. - Opłaci ci się taki interes?
- Opłaci opłaci… Minimum dziesięć tysięcy za spacer po Rigus.- odparł z uśmiechem i pewnością siebie duergar. - Po piątaku na każdego z nas. Jeśli uważasz że znasz inny łatwy sposób na taki zarobek, to jestem gotów zostać oświeconym w tej materii.
- Zapewne po czymś takim nie będziesz mile widzianym gościem w tych okolicach. - Harran uśmiechnął się lekko.
- Nie zamierzam zabawić w Rigus na dłużej, a i tobie nie polecam. Są zdecydowanie lepsze miejsca do życia dla takich przedsiębiorczych dusz jak my.- odparł poufale rudobrody.
- W takim razie dobrze by było, gdybyś załatwił sobie odpowiedni transport, zanim rozpoczniesz swą działalność - stwierdził Harran. - Czy masz już na oku kolejny przystanek w swym życiu? - spytał.
- Nie wiem… Rigus raczej nie. Ale może… jakieś inne miasto portalowe?- zastanowił się Khorsnak.- Powrót do domu w glorii chwały mam załatwiony, ale przydałoby się i bogactwo do tego.
- Samą sławą i chwałą nikt się nie nasyci. - Harran skinął głową. - Wymyślę sobie jakieś dobre przebranie i będziemy mogli się zabawić.
- Najlepiej jakieś robiące wrażenie. Półgigant albo minotaur… - rozmarzony duergar wyszczerzył w uśmiechu zęby.
- Na tyle nie licz. - Zaklinacz lekko się uśmiechnął. - Nie może być nic większego od bugbeara.
- Może być bugbear. Byle wyglądał strasznie. - odparł wesoło duergar. - Byle robił wrażenie.
- Postaram się - zapewnił Harran.
- Dobrze dobrze… opłaci ci się to. Zapewniam.- odparł zadowolony Khorsnak.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-05-2021, 20:49   #149
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Półelfka wydawała się nieco inna podczas tego przelotu. Przede wszystkim namówiła Zakkarę aby jej zaplatała warkocze podobne do swoich. Dodatkowo wydawała się jakoś mniej… zła i niezadowolona. Była bardziej żywa. Z takim też nastawieniem zabrała od Wędrowca pełzający tatuaż wraz z instrukcją obsługi. Półelfka zaprowadziła barbarzyńcę na pokład gdzie dopiero mu oddała jego tatuaż uspokajając go gestem. Potem zaczęła do niego mówić aż nie zaczął rozumieć.
- No too… dziwne…- zaczął powoli Cromharg zdumiony sytuacją. Acz tylko odrobinę.- Dobrze że w końcu mogę… możemy pomówić bez pośrednika.
- Tak! - Imra powiedziała z zadowoleniem klaszcząc w dłonie. Rozejrzała się uważnie dookoła. Nie widząc wścibskich uszu nachyliła się do barbarzyńcy.
- Jak się może nieco domyślasz, ta dzieciarnia i jej opiekunowie to nasi goście na czas aż ich ulokujemy w “lepszym” miejscu. Wędrowiec na ten czas nakazał ciszę dla Destiny póki nie odwieziemy ich. Takie tam środki ostrożności. Dlatego te kilka dni musiałam się tylko gestami
- Nie wyglądali na zagrożenie, poza szarymi krasnoludami… ale i te wydawali się gośćmi, zwłaszcza że jedną przyjęłaś do komnaty.- odparł Cromharg wzruszając ramionami. - Więc nie miałem powodu do niepokoju.
- Zwerbowałam duergarską kobietę. Ma na imię Zakkara. Teraz jak już jesteś w stanie zrozumieć co mówimy to zachęcam abyś sobie z nią porozmawiał. Ciekawa osóbka - Imra uśmiechnęła się tak jakby coś kombinowała.
- Acha… rozumiem.- przyznał Cromharg, choć widać było że nie rozumie. - Zwerbowałaś do czego?
- Aby nam towarzyszyła… chociaż lepiej powiedzieć że wyrwałam ją od jej własnej rasy, która niekoniecznie umie docenić jej zdolności, bo się z nimi urodziła a nie zapracowała na nie.
- To bardzo szlachetnie i wielkodusznie z twojej strony. - przyznał Cromharg uśmiechając się ciepło.
- Tak uważasz? To… miło z twojej strony - półelfka starała się brzmieć naturalnie.
- Tak uważam, naprawdę. - odparł szczerze mężczyzna.- Uważam że masz dobre serce, ukryte głęboko pod… zbroją.
Tego półelfka nie wytrzymała i zaniosła się śmiechem.
- Urocze. Kto wie, może masz rację? Zamierzasz szukać tego mojego dobrego serca? - zapytała się z sarkazmem w głosie.
- I pewnie je znajdę… - odparł pewnym siebie głosem mężczyzna.
- No to być może już go nieco znalazłeś… co prawda chyba trzeba będzie znaleźć większe łoże albo jakąś derkę, ale moja kajuta jest twoja do odpoczynku - powiedziała kładąc swoją dłoń na jego dłoni.
- Jeśli sobie tego zażyczysz… nie chciałbym jednak ci przeszkadzać w spoczynku.- odparł uprzejmie mężczyzna.
- Nie będziesz - Imra uśmiechnęłą się drapierznie. - Jest jeszcze jedna kwestia. Wiem, że trenował cię Wędrowiec kilkukrotnie, ale sama też chciałabym sprawdzić twoje zdolności. Zmierz się ze mną.
- Zgoda.- odparł szybko i krótko mężczyzna. - Kiedy i gdzie? I na jakich zasadach?
Imra schowała ręce za plecami prostując się i zamyślając.
- Może być nawet i zaraz tu na pokładzie. Broń obuchowa… zwykła. Jakaś powinna być na statku. Walka… do zmęczenia albo jak się jedna ze stron podda. Pasuje?
- Niech będzie…- odparł z uśmiechem mężczyzna.

W ładowni w końcu udało się znaleźć nieduże pałki tuż obok ukrytych w skrytkach bosaków.
Ich przeznaczenie nie było do końca “bojowe”. Ale do improwizowanego pojedynku nadawały się doskonale. Co więcej… pojawiła się widownia, dzieciarnia zaciekawiona pojedynkiem zebrała się na pokładzie, jak i sam Sermonus. A także Wędrowiec, który oparty o burtę przyglądał się obojgu z zainteresowaniem.
Cromharg uzbrojony w jedną pałkę w każdej dłoni i osłonięty napierśnikiem od Bezimiennego przyglądał się Imrze pytając.
- Gotowa?
Imra miała tylko jedną broń i swoją zbroję. Chowając jedną rękę za plecami ustawiłą się w sszermierczej postawie.
- Gotowa.
To była odpowiedź której mężczyzna oczekiwał ruszając do ataku z całą swoją drapieżnością i beztroską. Cromharg… najwyraźniej radził sobie nieźle używając dwóch broni na raz. Niemniej jego atak, cóż… miał talent i zacięcie. Imra miała więcej doświadczenia unikając obu ciosów. Nie czekając na to co następnego jej pokaże półelfka sama wyprowadziła trzy szybkie ataki. Dwa trafienie odrzuciły zaskoczonego mężczyznę do tyłu przy głośnym: “Oooo” wydobywającym się z ust obserwujących walkę dzieciaków. Trzeci cios Imry chybił. A Cromharg najwyraźniej nabrał do niej nieco respektu planując kolejny atak bardziej zachowawczo. Niestety… znów chybił. Wojowniczka była za dobra na tak proste ataki i choć ciosy dosięgły to spadały na jej pancerz w tych miejscach których przebicie nie zagrażałoby jej życiu.
Imra uśmiechnęła się i wykonała cały jeden atak.
- Musisz uderzyć mocniej jeśli chcesz mi coś zrobić - rzuciła zaczepnie.
- Niech ci będzie…- mężczyzna uśmiechnął się, cofnął i ryknął głośno niczym ranna bestia, wywołując tym kolejne “Ooo” wśród dzieciarni. I… w szale rzucił się na Imrę, stając się bardziej groźny ale i za cenę wystawienia się na ciosy. Było to też pewnie powodem tego, że pierwszy jego cios trafił boleśnie (choć niegroźnie) wojowniczkę, acz kolejne jako dało się uniknąć lub sparować.
- Ha! - półelfka uśmiechnęła się dziko i wróciła do swojej rutyny ponownie wyprowadzając kolejne trzy ataki.
Pochłonięty przez barbarzyński szał mężczyzna nie zwrócił uwagi na trafienia, uderzając pałkami raz po raz. Choć trafiając tylko za pierwszym razem. Imrze znów udało się osłonić przed kolejnymi ciosami.
Półelfka doskoczyła bliżej. Zamiast próbować zaatakować bronią postanowiła złapać zaślepionego szałem mężczyznę.
Co jej się udało, nawet jeśli przy okazji oberwała pałką po głowie. Cromharg szarpał się energicznie próbując wyrwać z uścisku, ale bez powodzenia. Kobieta trzymała go dalej, powoli poprawiając uchwyt. Kosztowało ją to kolejne uderzenie w głowę, ale ostatecznie przyszpiliła mężczyznę do podłoża statku. Nawet gdy był w dzikim szale, potrafiła być od niego silniejsza ostatecznie powalając go.
Szalał jeszcze przez chwilę nim… uspokoił się i rzekł dysząc. - Chyba wygrałaś.
I wyciągnęła wnioski. Cromharg miał potencjał i był lepszy w boju niż pierwszy lepszy żołdak, ale daleko mu jeszcze było do poziomu umiejętności Imry. No i… z pewnością nie szedł czystą drogą barbarzyńcy.
- Na to wygląda - powiedziała uwalniając Cromharga z uchwytu. Podała mu dłoń aby wstał.
Mężczyzna nie przejął się przegraną i pozwolił sobie udzielić pomocy przy podniesiu. Przyjrzał się siniakowi na policzku Imry i dodał smutno.
- Chyba trochę mnie poniosło. Przepraszam. W końcu to był tylko przyjacielski sparing.
- Nie przejmuj się. Chciałam zobaczyć jak walczysz na poważnie i mi pokazałeś. - Imra powiedziała utrzymując pogodną minę, po czym nachyliła się do niego i szepnęła na ucho.
- Ale jakbyś mi skopał tyłek to bym była zła - zażartowała puszczając do niego oko.
- Ale wtedy miałbym pewność, że będę mógł z pewnością spłacić dług wobec ciebie.- przyznał cicho z uśmiechem mężczyzna.
- Ha, a tak musisz jeszcze się postarać. To co? Kiedy chcesz kolejny sparing?
- Może… za kilka dni? Tak myślę, że potrzebuję chwili na podszkolenie się, choć trochę.- zaśmiał się Cromharg.
- Zamiast sparingu mogę cię też szkolić. Wydaje mi się, ale chyba nie poświęciłeś się zupełnie drodze szału, prawda?
- Jestem jeszcze tropicielem. Ale przede wszystkim osobą znającą dobrze pustynie.- wyjaśnił Cromharg.- Wychowałem się na jednej z nich.
- Użyteczna znajomość. Ja, nie wiem absolutnie NIC o pustyniach - półefka podkreśliła wypowiedź gestem dłoni. - Możemy się wymienić swoją wiedzą.
- Mogę… poopowiadać o swoich stronach, a ty opowiesz o swoich. zaproponował Cromharg.
- Też może być - Imra gestem zaprosiła mężczyznę aby zeszli z pokładu zostawiając ciekawskie oczy i uszy z dala od siebie.

Wizyta Kvasera


Wieczorem, wedle lokalnego czasu okrętu, tuż po wypełnieniu przez niziołka swoich obowiązków opowiadacza bajek, wybrał się do Imry. Tradycyjny, głośne, nachalne pukanie dobiegło od drzwi.
Półelfka ledwo otworzyła drzwi gdy musiała się odsunąć przed niziołkiem. Fuknęła z niezadowoleniem i podparła boki dłońmi. Nie była sama w pokoju. Zakkara pospiesznie owijała twarz zawojem ukrywając… makijaż na ustach i policzkach.
- Ach, czym zasługuję na taki zaszczyt? - Imra zapytała tonem ociekającym od sarkazmu.
- Ja po czaszkę - niziołek powiedział z szerokim uśmiechem jednocześnie wchodząc do pokoju jak do siebie. Starym zwyczajem broń postawił opartą o bok pokoju. Spojrzał na miejsce gdzie kiedyś był stołek, chyba tymczasowo wstrzymał się od komentarza chociaż jego porozumiewawcze spojrzenie wystarczyło za komentarz.
Wobec braku stołka, bez zaproszenia po prostu wskoczył na łóżku siadając na nim.
Imra syknęła tylko na to spojrzenie i sięgnęła do szuflady po czaszkę. Rzuciła ją niedbale niziołkowi.
- Masz.
Niziołek chwycił przedmiot w dłoń i położył obok siebie. Niecierpliwie machał zwisającymi z krawędzi wysokiego łożka nogami.
- Musisz popracować nad emocjami - stwierdził poważnie.
- Mmm kolejne mądrości od sponiewieranego przez życie i bogów niziołka? - Imra cmoknęła z niezadowoleniem.
- Ja tylko powtarzam mądrzejszych od siebie - Kvaser stwierdził niedbale - ale skoro sama się prosisz, to proszę bardzo, ten kto nie potrafi kontrolować samego siebie, potrzebuje kontrolować wszystkich wokół. Nie przypomina ci to kogoś?
- Silni dążą do przynależnej im kontroli nad słabszymi. Tak tworzą się imperia. Naturalnym jest to, że słabsi zbierają się pod wodzą silniejszego od nich. - wtrąciła duergarka.
Imra wskazała na duergarkę z uśmiechem.
- A odpowiadając, znałam wielu takich. W zasadzie trochę jakbyś opisał większość Cheliaux.
- Wyznawca chaosu z tego niziołka… nie lubi ograniczeń i zasad. Poza tym… barbarzyńcy się nie kontrolują, a ty przecież bliski nich jesteś, nieprawdaż?- duergarka rzekła wpierw do Imry, kończąc pytaniem do Kvasera.
Kvaser uśmiechnął się pod nosem.
- Nic nie wiecie dziewczyny - zażartował - i zdziwiłabyś się jak bardzo ja się kontroluję - powiedział do krasnoludzicy z uśmiechem wracając do Imry - ciebie też bym dołączył do grona tych którzy muszą zmienić świat, bo nie mogą znieść samych siebie.
Imra uniosła brwi krzywiąc usta.
- Może. A ty chyba zawsze musisz mieć rację, co? Postawić na swoim, a jak ktoś próbuje zrobić to samo, pokazać jak bardzo się mylą. Ty, który chce podnieść rękę na boga… Jak wiele myślisz się zmieni kiedy pozbędziesz się takiej potęgi? Jak bardzo musisz się nienawidzić, aby chcieć zmienić podstawę świata?
Kvaser zaśmiał się krótko i serdecznie.
- Nie mieć rację - wskazał palcem - po prostu zawsze robię to, co uważam za słuszne. Ale masz rację, dużo - przyznał jej jakby to była oczywistość - ale nie działam wyłącznie dla siebie.
- Bo próba zaburzenia porządku świata jest taka heroiczna. - wtrąciła duergarka sarkastycznie. - Mogę nie lubić bóstwa mej rasy ale dobrze wiem, jak wielki chaos wywołałby jego zgon.
- Zapewnie większy niż unicestawienie Erythnula - niziołek przyznał jej rację.
- No to skoro uzgodniliśmy jak bardzo każde z nas gardzi samymi sobą czy jest coś jeszcze co chcesz omówić? - Imra uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. Miała znacznie pewniejsze spojrzenie niż poprzedniego dnia… od kiedy ją poznał.
- Ja nie powiedziałem, że sobą gardzę. Ale dobrze, że o tym mówisz Imra - niziołek pokiwał głową - po prostu powinnaś trochę nad sobą zapanować. bo w najlepszym wypadku skończy się to tylko źle dla ciebie.
Półelfka wywróciła oczami.
- Straszne. Jeszcze mi powiedz, że ci zależy na moim dobrobycie. Może uwierzę - uniosła brew do góry zakładając ręce na piersi.
- A tobie na moim nie? Czyż nie walczymy ramię w ramię, plecami do siebie? Czyż nie bronisz pola towarzysza? Czym różni się podanie dłoni zachwianemu w boju miecznikowi od rozmowy przy ognisku, w obozie?
Kvaser zapytał wnikliwie.
- Pomoc pomocą…- machnęła ręką Zakkara. - A gadanie gadaniem. Zostawmy więc pomoc, na czas działania. I nie wmawiajmy że gadanie nią jest.
- Aby mogło powstać imperium, dwóch musiało się umówić, że trzeci będzie na nich pracował - Kvaser uśmiechnął się lekko przypominając sobie pewną długą rozmowę z eksportowanym arystokratą. Ciągle wpatrywał się w Imrę czekając odpowiedzi.
Widząc spojrzenie półelfka wyrwała się z chwilowej błogości jaką doznała mając kogoś kto będzie skutecznie pyskował Kvaserowi.
- Pole walki, to pole walki. Odkłada się tam emocje bo nie ma na nie czasu i od tego czy twój towarzysz stoi zależy też twoje życie. Poza polem walki to już nie jest takie samo.
- No to pięknie odłożyłaś emocje na bok ostatnio - niziołek głośno wciął się półelfce w wywód - pogratulować. Wiem Imra, że jest dobrze mówić o tym jak być powinno i udawać, że tak jest. Ale mamy to co mamy - zaśmiał się - a społeczeństwo to też pole bitwy.
- Nie biliśmy się wtedy. Byliśmy w bezpiecznym miejscu, a ty po całej naradzie wyjebałeś za okno plan jaki ustaliliśmy. Więc wypierdalaj z takimi podjazdami. Nie jesteś zbyt godny zaufania.
- Czyli gdy przebrzmi echo rogów, można po tobie spodziewać się wszystkiego? - niziołek poprawił sobie siedzenie ciągle przyglądając się Imrze uważnie.
- A czego się można po tobie spodziewać Kvaser? Jest cokolwiek co zawsze robisz tak samo? Bo jak dla mnie póki co więcej gadasz niż robisz - półelfka prychnęła. - Poza tym, że obiłam ci mordę zabrakło ci mnie jakoś na polu bitwy? Aż tak ci ten jeden moment zaszedł za skórę, że będziesz kwestionować czy w ogóle warto mnie mieć obok podczas walki?
- Zadałem ci pytanie, bez ukrytej tezy - niziołek odpowiedział twardo czekając odpowiedzi.
Zakkara w milczeniu przyglądała się obojgu, nim rzekła. - Czyż ten… metalowy nie jest kapitanem tego statku, czy on nie jest przywódcą… czy… może to on powinien decydować o ostatecznym kształcie taktyki waszej grupy. U nas to Khorsnak czyni. Owszem Gurom lubi sarkać i wtrącać własne zdanie, ale koniec końców i on się podporządkowuje.
- Wędrowiec jest bardziej sternikiem dla Destiny - niziołek wyjaśnił swoją perspektywę podkreślając w myślach pierwszy wybór, wybierali kapitana statku, nie załogi.
- To winniście sobie wybrać sternika dla waszej grupy. - odparła cierpko duergarka. - Bo jako stado kurczaków bez głowy daleko nie zajdziecie.
- Sprytnie wchodzisz gdy Imra ma niewygodne pytanie - Kvaser wzruszył ramionami - jestem innego zdania. Niektóre drogi są siłą rzeczy bardziej samotne od innych.
- Tak. Drogi ku porażce. - przyznała ironicznie duergarka. - Zwłaszcza jeśli wyznaczasz sobie tak ambitne cele jak zabicie bóstwa, które lubi walczyć.
Niziołek wskazał palcem znak boga na swym czole ze smutnym uśmiechem, obracając się do krasnoludzicy.
- Tyle razy to pokazujesz jakby to było wyjaśnienie na wszystko - Imra pokręciłą głową. - Pytanie nie jest trudne ani niewygodne. Zirytowałeś mnie nim, bo sam bywasz nieobliczalny. Do tej pory zawsze walczyłam z wami i póki jestem częścią tej załogi to się nie zmieni.
Imra zmierzyła chłodnym spojrzeniem.
- A teraz, poza walką, zastrzegasz sobie prawo do sięgnięcia po broń?
Niziołek zapytał pewnym, ciepłym głosem, pewny pewien logiki do której dążył, rozbicia pozorów.
- Co? - Imra spojrzałą na niziołka zez zrozumienia.
- Oddzielasz walkę od sytuacji pokojowych. Czyli uważasz, że we wspólnej walce można ci zaufać, ale poza nią, gdy stwierdzisz, że trzeba kogoś zaatakował bo cię wkurzył czy nawet zlikwidować, bo nie pasuje do tego jakbyś świat chciała widzieć, nie ma w tym problemu. Dobrze cię rozumię czy jest inaczej?
- Zasłużyłeś aby dostać w gębę. Więcej o tym nie będę rozmawiać.
- A na nóż w plecy podczas boju czym trzeba zapracować?
Niziołek westchnął ciężko biorąc pod pachę czaszkę powoli, nieśpiesznie zbierając się do wyjścia.
- Nie potrzebuję uciekać się do takich zachowań. Jeśli uznam, że mam was dość i nie chce mieć więcej z wami nic wspólnego powiem to poza walką i zwyczajnie sobie pójdę. O ile oczywiście sami wcześniej mi tego nie wyperswadujecie, co już byliście z resztą gotowi zrobić.
Imra nie zamierzała zatrzymywać niziołka.
- O ile kolejnym razem zapanujesz nad własnymi emocjami - Kvaser zaśmiał się zeskakując z łóżka i ruszył ku drzwiom, po drodze zabierając swoją podpartą o ścianę broń.
- Byłoby łatwiej gdybyś mnie nie prowokował - rzuciła mu gdy stał przy drzwiach.
- Chciałem zaproponować - niziołek przystanął na chwilę - nauczyć cię trochę opanowania. Ale skoro wychodzisz z postawy, iż to świat ma się ugiąć…
Mały wojownik zniknął na korytarzu.
Imra zamknęła za nim drzwi.
- Głupiec - mruknęła - nie da się istnieć nie wywierając wpływu na otoczenie. No ale, na czym skończyłyśmy?
Półelfka gestem zachęciła Zakkarę do rozwinięcia materiału aby kontynuować lekcje.
- Ach, rozmazało się, poprawię.
- Niziołek dużo… gada, ale za jego słowami nie przemawiają czyny. - stwierdziła oburzonym tonem duergarka odwijając zawój. - Papla dużo o samokontroli, ale… ja jej u niego nie zauważyłam. Jest niezdyscyplinowany, nie potrafi uszanować autorytetu innych i nie bierze innych pod uwagę. Jest przekonany o własnej wszechwiedzy i mądrości. -
Uśmiechnęła się sarkastycznie patrząc na wojowniczkę. - A w rzeczywistości… bardzo podobny do bóstwa które chce zabić. Nic dziwnego że nosi jego znak… Erythnul dobrze wybrał. A sam niziołek może powinien korzystać z własnych mądrości, zamiast ograniczać się do wygłaszania.
Oj zalazł Kvaser za skórę krasnoludzicy. Co akurat nie dziwiło Imry. Mimo niechęci do rodzinnych stron Zakkara była przesiąknięta spojrzeniem Duergarów na świat. Szanowała prawo i porządek, była zwolenniczką hierarchii i dyscypliny i ścisłej współpracy. Kvaser udowodnił, że posiada wszelkie poglądy którymi gardziła.
Imra uśmiechnęła się na te słowa. Delikatnie poprawiła makijaż Zakkary i krytycznie się przyjrzała swojej robocie.
- Cieszę się, że nie tylko ja to widzę. Ego ma godne swoich zamiarów, przyda mu się. No, dobrze, jest lepiej. Jak się sobie podobasz? - podsunęła lusterko aby kobieta mogła się przejrzeć.
- Chyba… wyglądam lepiej. Choć nie bardzo rozumiem cel takiego makijażu. Bo raczej nie zamaskuje mnie w mroku lepiej niż moja własna szara cera.- zadumała się duergarka.
- Bo to się nosi jak się wychodzi do innych na spotkania. No i dla własnej satysfakcji. Niektórzy to nawet nazywają barwami wojennymi kobiet. To z jakiego powodu się malujesz należy do ciebie. Ja lubię rysować kreski pod oczami i przyciemniać usta bo czuję że dodaje to moim rysom więcej drapieżności. Plus uwielbiałam denerwować tym swoją rodzinę.
- Rzeczywiście dodaje.- przyznała Zakkara po dłuższym przyglądaniu się oczom Imry. - A co do satysfakcji… my... Duergary niewiele jej zaznajemy w życiu. Jesteśmy uczeni jej nie zaznawać. Wszystko musi mieć swój praktyczny cel… najczęściej jest środkiem do zdobycia potęgi i bogactwa… więc tej… satysfakcji... musisz mnie nauczyć.
- Hmm… no to coś nad czym musiałabym się zastanowić. Nie mniej żeby nie było makijażem też się da osiągnąć potęgę albo pieniądze. Nie zupełnie bezpośrednio, ale jest to jedno z narzędzi jakie można używać. Dla nas szczególnie - Imra oparłą się o ścianę. - Sprawdź jak Khrosnak zareaguje jak spojrzysz na niego umalowanymi oczami zza tych swojej zasłony.
- Chyba musiałabym mieć monety zamiast oczu.- zaśmiała się głośno Zakkara i pokręciła głową. - Możliwe że masz rację, aczkolwiek duergarscy mężczyźni nie są tak mocno podatni na widoki niewiast… choć oczywiście na nie reagują. Dlatego noszę zawój. Poza tym… Khorsnak już mi składał propozycje małżeńskie…- dodała zamyślona wpatrując się w lustro. -... ale ja nie jestem pewna czy warto, przynajmniej teraz. Póki co ma on więcej ambicji niż monet. Tak jak ten Kvaser, Khorsnak wiele chce osiągnąć, uważa się za sprytnego… acz, cóż… na razie to pusta gadanina z jego strony.
- Hah, nie ma nic gorszego. Co zaś się tyczy monet… są cienie które udają kolor złota. Przy twojej karnacji mogłoby to wyglądać oszałamiająco. Hm, chyba wiem czego będę szukać - Oczy Imry się zaświeciły wizją jaką miała. Miała ochotę zrobić z duergarki laleczkę, którą będzie mogła ubrać i umalować. Te myśli jednak zostawiłą dla siebie po prostu napawając się pomysłem złotego cienia do oczu.
- Będę wyglądała ładnie. - zadumała się Zakkara wpatrując zamyślona w lustro.- Ale czy to jedyna satysfakcja jaką doznaje się w życiu? Bo nie brzmi zbyt… intensywnie.
- Oczywiście, że nie - Imra wyrwałą się ze swoich fascynacji. - Ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
- No w sumie masz rację. - odparła duergarka muskając palcem usta.- Ale po co je malować jeśli przy mężczyznach chodzę w zawoju? I po co malować mi policzki? Rozumiem czemu ty to robisz, ale mnie chyba nie bardzo się to przyda… skoro tylko ty to będziesz widziała. No chyba że taki widok sprawia tobie satysfakcję?
Imra chwilę milczałą patrząc na Zakkarę. Wydawałą się zaskoczona.
- Nie musisz nosić zawoju jak ze mną podróżujesz. W ogóle. Myślałam, że nie chcesz po prostu wzbudzać podejrzeń u swojego towarzysza, ale tak to mnie to nie grzeje ani ziębi czy go później będziesz nosić.
- Hmm… wiesz.. nie brałam tego pod uwagę. - zadumała się Zakkara.- Nosiłam go tak długo, że jest prawie jak moja druga skóra. Nie żebym go lubiła, ot… hmm… nigdy nie brałam pod uwagę, że nie muszę go nosić.
- No to masz nieco czasu się zastanowić. Niedługo dolecimy do Rigus a potem… cóż możesz zostać. Reszta nie miała obiekcji na twój pobyt tutaj.
- Chyba zostanę, skoro mam gdzie i z kim. - przyznała Zakkara i stwierdziła beztrosko. - Nic mnie trzyma w Hammergrim. Rodzinne więzy nie są aż tak silne u duergarów jak u pozostałych krasnoludów.
Półelfka klasnęłą w dłonie.
- Fantastycznie! Hm, zrobiłam się głodna. Chodźmy coś zjeść.
- Dobrze. Chodźmy.- odparła duergarka po chwili namysłu zostawiając zawój w pokoju.
 
Asderuki jest offline  
Stary 31-05-2021, 12:00   #150
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Oczy Imry błysnęły z zainteresowaniem i nawet pewną aprobatą na słowa Tanegris.
- Jak miło - ciężko było powiedzieć na którą informację półelfka reaguje. - Muszę powiedzieć, że dawno nikt nie posłał za mną mordercy. A wy? - zapytałą spoglądając na pozostałych.
- Pewnie więc ucieszy cię, że to akurat ktoś z elity. Jak dotąd nie zawiódł, choć nie należy do najszybciej działających. - przyznała diabliczka.
Kvaser wzruszył ramionami. W zasadzie często mu się zdarzało, chociaż częściej uciekać obławie z jednego miasta do drugiego, eskortując klientelę.
Zaklinacz milczeniem pominął temat.
-Bywałem drugą stroną tego układu - mruknął automaton, po czym zwrócił się do bardki - Wygląda na to, że wiesz, o jakiego zabójcę chodzi. Masz jakieś konkretne informacje na jego temat? Samotnik, czy korzysta ze wsparcia? Czym się posługuje?
Vaala przyjrzała się suce, zwężonymi oczami, po czym splunęła jej kwasem pod nogi.
- Masz szczęście, że nie zabijam z byle powodu - Wycedziła przez zęby, po czym oddaliła się, po chwili znikając wszystkim z oczu.
- Wszystkim nie dogodzisz.- skwitowała to bardka wzruszając ramionami i zmieniła temat odpowiadając. - Nazywany jest Nocnym Łowcą, bo ponoć miecz jest barwy nocy. Ale to tylko niepotwierdzone plotki które być może sam podsyca by zmylić tropy. Z kontrahentami rozmawia jako człowiek, elf, półelf, krasnolud… więc prawdopodobnie nie jest żadnym z nich. Jego prawdziwa rasa czy płeć nie jest pewna. Natomiast pewne jest to że dysponuje magią pozwalającą zmienić kształt. Współpracowników stałych nie ma, za to chętnie pod przebraniem wynajmuje różne grupy by zrobić swoim celom kuku… a przede wszystkim by poznać ich taktykę, możliwości i sposoby walki podczas tych starć. I odkryć słabe strony. Dopiero wtedy atakuje, szybko i skutecznie eliminując cele. A potem… cóż… jednym z powodów dla którego tak wiele mu się płaci za robotę jest to, że jego ofiar… generalnie nie da się wskrzesić, ani nawet porozmawiać z duchem zmarłego.
- Brzmi jakby kradł dusze - mruknęła Imra.
- Zaśmiałbym się gdyby okazało się, że właśnie z nim rozmawiamy - Kvaser spojrzał wnikliwie na bardkę z uśmiechem.
- Kradł, lub nawet niszczył - zgodził się Wędrowiec - A wiadomo coś o tym, kto go wynajął? - zapytał, chociaż miał już swoje podejrzenia.
- Nie. Tego nie wiem. W zasadzie tylko się dowiedziałam przez moje kontakty, że został najęty by zniszczyć załogę Destiny. Nie wiem przez kogo.- odparła diabliczka wzruszając ramionami. - I tak mamy szczęście że akurat udałam się do Spiżowego Miasta by załatwić pewne sprawy. W innym przypadku wszyscy bylibyśmy w błogiej nieświadomości.
- Nie myślisz, że też możesz być na celu - niziołek zapytał rzeczowo - jeśli poprzednim razem nie dopisali cię do listy, tym razem mogą nie być tacy głupi.
- Jest to całkiem możliwe. - przyznała Tanegris skinieniem głowy. - Ale przypuszczam, zapewne podobnie jak wy, iż zleceniodawcą był ten który pozbył się waszych poprzedników. A ci byli moimi przyjaciółmi… więc gotowa jestem na odrobinę ryzyka. Zresztą teraz pewnie powinnam się martwić raczej obrażoną na mnie małą druidką z zapewne z dużym złotym sierpem czyhającą gdzieś w korytarzach statku. Gdzie ja biedna przenocuję?
- Jeśli masz zwiewną pidżamę, możesz u mnie - Kvaser zaśmiał się - wiadomo jakiego typu broni używa ten zabójca? Działa sam?
- Nie wiadomo, są pogłoski o tym mieczu czarnym jak noc, ale nie wiadomo czy go używa, czy tylko nosi jako znak rozpoznawczy. Co do reszty… wszystko zależy od tego kogo ma ubić. Dostosowuje środki do sytuacji i często używa wynajętych ciołków jako zasłony dymnej. - wzruszyła ramionami Tanegris.- Dba o swą anonimowość używając tajemnic i kłamstw do tkania sprzecznych ze sobą historii.
Po czym uśmiechnęła się łobuzersko mówiąc do niziołka. - Nie mam piżamy, sypiam nago. Jeśli cię to nie przeraża to się wproszę.
- Tym milej dla oka - niziołek powiedział szczerze popadając w chwilę zamyślenia stujakąc nerwowo palcami w blat. Jednak chwilę nie odzywał się, jakby szukają czegoś w głowie.
Imra milczała, a na całą wymianę niziołka z diabliczką wywróciłą tylko oczami ze zdegustowaniem. Harran lekko się uśmiechnął, Wędrowiec zaś zdawał się jej nie zarejestrować.
- W takiej sytuacji możemy podejrzewać, że przez jakiś czas każdy atak na nas lub Destiny będzie służył celom Nocnego Łowcy, czy to jako źródło informacji, czy odwrócenie uwagi - skonstatował.
- Należy to brać pod uwagę. Przykro mi że nie mam lepszych wieści… a propo wieści… zakładacie może jakąś osadę? Czyje to dzieci i skąd tak wiele nowych twarzy na statku? - zaciekawiła się bardka.
- Ewakuacja ze zrujnowanej osady - Kvaser odpowiedział wyrwany z własnego umysłu.
- Tymczasowi pasażerowie - potwierdził Wędrowiec - Czy posiadasz jakieś mapy Zewnętrza?
- Ja nie muszę. O ile Destiny nie stracił pamięci posiada ogólne mapy różnych miejsc. - odparła diabliczka i stuknęła palcem w stół. - Destiny pokaż zewnętrze.
Na stole stojącym pośrodku pojawiły się linie tworzące ogólną mapę przypominającą wielki placek z długą iglicą w centrum.
- Jesteśmy tu… co akurat nie ma wielkiego znaczenia. Najbliżej jest Automata, ciekawe miejsce ale nie chciałabym się osiedlić tam i wychować dzieci. Więc chyba odpada. Żeber w ogóle nie należy brać pod uwagę. Wiem coś o tym, bo stamtąd pochodzę. Wytrzymałość powyżej Automaty to rosiczka w formie miejsca tak jak i sama Arkadia. Unikajcie tych miejsc jak zarazy… i nie dajcie się zwieść bajkom o doskonałości miasta jak i planu. To tylko tak ładnie wygląda. Doskonałość… hmmm…- przy tym zamyśliła się dłużej. - Jeśli nie masz dobra i prawa w sercu to przekonasz się tam co to znaczy być zabijanym miłością. Niemniej to miłe miejsce… może nie na wychowanie dzieci, ale można być pewnym że żadne siły dobra nie będą chciały cię zabić. Nie to co w Wytrzymałości, zresztą mam sporo kontaktów w Doskonałości i jeden z moich mentorów żyje tuż tuż za portalem istniejącym w tym mieście. Niemniej… też należy skreślić to miejsce. Co dalej… Brama Kupiecka. Ooo… to to jest dobre miejsce do osiedlenia, zwłaszcza jeśli nie zarabia się na życie mieczem, tylko pracą swoich rąk. Dobre miejsce na wychowanie dzieci. Są oczywiście fajniejsze miasta portalowe. Ja osobiście lubię Matecznik i Glorium bardziej, ale dla waszych potrzeb Brama Kupiecka jest w sam raz.
- I jak daleko by nam zajęła podróż do tej Bramy? Pytam bo ta dzieciarnia pożera tyle zasobów, że zaczęłam żałować że nie kupiłam magicznego pierścienia - Imra pomasowała skroń.
- Wszystko zależy czy wyznaczycie kurs na około czy bardziej kłopotliwy… na przełaj.- stwierdził Destiny.
- Na początek rozważmy bezpieczniejszą drogę - powiedział Harran. - Z pasażerami na pokładzie to rozsądniejsze wyjście.
- Dziewięć dób.- ocenił Statek.
- Będzie trzeba uwzględnić margines zapasów - zamyślił się niziołek poprawiając pozycję na krześle swoim starym zwyczajem wiercenia się - tylko ten zabójca, przy takim chaosie na statku jesteśmy łatwym celem.
- Niekoniecznie - wtrącił się Wędrowiec - Sugerując się mapą, Zewnętrze wygląda na dosyć puste poza miastami. Lot na odpowiedniej wysokości da nam szerokie pole widzenia, a jemu utrudni podejście. W ostateczności pasażerowie będą musieli spędzać większość czasu w ładowni.
- O ile nie dostanie się na statek przed wylotem, lub nie porzuci czegoś, co by mu to ułatwiło - niziołek wyjaśnił co pierwotnie miał na myśli - potem ma cały długi lot chaosu na pokładzie aby zaplanować akcje. Przy okazji - zwrócił się do rogatej bardki - dzięki za cynk z tą gadającą czachą.
- Słuszna uwaga, zaraz po opuszczeniu Rigus musimy przeczesać statek, by ubezpieczyć się na taki wypadek.
- O ile zagrożenie nie jest niematerielne to wykryję każdą obcą obecność na moim pokładzie. A nawet przypadku niematerialnych istot będę świadomy tego, że coś się ukrywa… ja wiem, że podczas walki z Cieniami moje możliwości lokalizacji wroga były niewielkie, ale wiedziałem…- wtrącił Destiny z urażoną dumą w tonie głosu.
- Gorzej przedmioty - niziołek wtrącił pod nosem cicho myśląc - no i trzeba zakładać, że typ jest dobry. Na każdą tarczę jest miecz.
- A na miecz, zbroja - Wędrowiec się uśmiechnął - Jeśli jego zadaniem jest likwidacja nas, a zadanie wykonuje sam, poczeka aż będziemy rozdzieleni. Nie będzie ryzykował ataku na wszystkich jednocześnie. W takich sytuacjach działa się zwykle metodycznie, a każda niekontrolowalna zmienna jest utrudnieniem.
- Jestem w stanie zauważyć każdy przedmiot pozostawiony przez obcą osobę. Widzę wszystko i pamiętam wszystko poza sytuacjami zastrzeżonymi przez moich twórców i polecenia kapitana i załogi.- dodał urażonym tonem Destiny. Najwyraźniej okręt potrafił mieć… jakieś uczucia? Bo brzmiał jakby był niedoceniany.
- Spokojnie Destiny - Kvaser zaśmiał się - to jak z linami, pamiętasz? Każdy ma ograniczenia - mrugnął do statku trochę jak do kumpla. Ostatecznie trochę z nim “pracował” podczas podróży.
Imra również się uśmiechnęła.
- Nie jestem pewna, ale Destiny to chyba ona - powiedziała ciszej.
- Nie mam płci… zaplanowano mnie jako świadomość elastyczną, dostosowującą się do wymagań mojej załogi.- wyjaśnił statek uprzejmie.
- Oczywiście - Imra uśmiechała się dalej znacząco. - Zapewnimy sobie po prostu dodatkową pomoc abyśmy to my mieli pewność. Twoja pomoc przy tych ustaleniach będzie nieoceniona. Wszak znasz swoje możliwości.
- Oczywiście… zawsze służę pomocą.- odparł uprzejmie statek.
- No to powiedz czy jest jakiś rozmiar przedmiotu, który mógłby zostać przez ciebie niezauważony? - Imra zaczęła się dopytywać.
- Musiałby być mniejszy od igły albo od szpilki.- przyznał Destiny.
- A czy jesteś w stanie wykryć jakiego typu magiczny przedmiot zostaje wniesiony na pokład? Na przykład lusterko które pozwala obserwować użytkownika? - Kvaser zapytał raczej z ciekawości.
- Nie mogę wykrywać aur magicznych przedmiotów wniesionych na mój pokład, ani ich identyfikować. - ocenił okręt po krótkiej chwili.- Gdybym miał taką możliwość… mogłoby mnie oślepić na zewnątrz. Nie potrafiłbym wykrywać otoczenia.
- A kto się może teleportować na twój pokład - spytał zaklinacz.
- Każdy, nie może jednak teleportować niezauważenie. Pojawienie się nagle obcego ciała od razu by mnie zaalarmowało.- wyjaśnił okręt.
- To będzie w pełni wystarczające - uznał Wędrowiec - Będziesz w stanie po opuszczeniu Rigus wymienić wszystkie istoty i przedmioty, które pojawiły się na pokładzie od czasu, gdy opuściliśmy sześcian Pozyskiwaczy, prawda? Z taką listą upewnimy się, czy nic lub nikogo nam nie podrzucono.
- Oczywiście… - rzekł ochoczo okręt. A diabliczka dodała.- Proponuję rzebyście w Rigus kupili hurtowo amunicję do kusz. W Bramie Kupieckiej można ją sprzedać z zyskiem. Tam zresztą można zakupić tanio zboże i świeże mięso, zarówno ze zwierząt hodowlanych jak i dziczyznę z Shurroku. Tylko lepiej unikać gotowych gnomich wypieków. Ta rasa bardzo lubi nadużywać przypraw.
- Ciastka były całkiem dobre - wtrącił Kvaser wspominając niechybnie gnome ciastka które znalazł na pokładzie i z radością spałaszował - a dotyczasowe towary gdzie jest lepiej upłynnić? Mamy trochę złomu.
- W Rigus dadzą dobrą cenę za broń.- przyznała rogata po namyśle.
- No to mamy plan. Sprzedać broń która nam się średnio przyda, kupić bełtów do kuszy i żarcia na dłużej. Nasze schowki na dolnym pokładzie mają nieco zbędnej broni. O ile nie chcemy naszych gości uzbroić to nie widzę potrzeby aby ją trzymać - Imra przypomniała sobie o szafkach które przeglądała kilka dni temu.
- Banda uzbrojonych dzieci, raczej nie. Możemy też sprzedać te pouszkadzane napierśniki, udało mi się większość naprawić. Dodatkowe fundusze mogą się przydać, przez kilka dni podróży mogę popracować nad czymś nowym - stwierdził Wędrowiec - Destiny, ile będzie trwał możliwie najszybszy kurs do Bramy Kupieckiej i dlaczego uznajesz go za kłopotliwy?
- Ponieważ może obniżyć on tymczasowo możliwości bojowe załogi.- wyjaśnił okręt.
- W sumie oznacza to, że im bliżej podlecimy osi tym słabsza będzie magia. Wystarczy odlecieć kawałeczek od krawędzi, a już można zapomnieć o rzucaniu czarów z najwyższej półki. Przy samej osi nie działa nawet moc bogów.- diabliczka wyjasniła mętne “wyjaśnienie” okrętu.
- Destiny, a jak to wpłynie na twoje systemy? - zanikająca magia brzmiała niebezpiecznie, ale z drugiej strony można było to wykorzystać.
- Nie mogę się zbliżyć bardziej niż na 600 km do osi. Niemniej jestem w stanie monitorować swoją pozycję na tyle, by pozycjonować się w bezpiecznej odległości. Także jeśli użyję portalu przenoszącego mnie na orbitę Sigil, to tam działam poprawnie. Nie mogę jednak podlecieć do miasta. - wyjaśnił Destiny. - Na takiej odległości, pomniejszych bogów zaczynają zawodzić ich moce.
- Jak długo trwałby lot taką trasą?
- Krótszy o trzy dni. - wyliczył okręt.
- Niewielki zysk… Rozumiem, że czary śmiertelnych w tej odległości zupełnie nie działają? A co z trwającymi efektami magicznymi? Czy zaklęciami rzucanymi spoza obszaru? Czy da się magicznie szpiegować, lub wteleportować na ten obszar?
- Ze szpiegowaniem to nie wiem, ale teleportować się da. Niemniej im bliżej osi tym słabsze zaklęcia można rzucać. A przy samej osi nie działa żadna magia. - tu wtrąciła się rogata. - Możesz się teleportować do miejsca, ale wszelkie czary albo ulegają zawieszeniu w działaniu ale przestają działać całkiem, w zależności od mocy jaka jest ograniczana w danym miejscu. To samo z magicznymi przedmiotami. Im potężniejsze tym dłużej się opierają. Najpierw przestają działać zwoje i różdżki. Na końcu nawet artefakty stają się martwe.
- Praktycznie jak strefa martwej magii - mruknął Wędrowiec - Czy na Zewnętrzu żyją jakieś potwory, które byłyby skłonne zaatakować statek?
- Możliwe że tak… jakieś dinozaury mogły się zapodziać w Harmonicznej Domenie Zewnętrza.- zastanowiła diabliczka.- Czy olbrzymie zwierzęta. Choć w zasadzie nie sądzę by coś mogło chcieć zaatakować Destiny. A co owej strefy martwej magii, to w normalnej bogowie dają sobie radę. U podstawy iglicy nie. Dlatego tam właśnie koczują Atarowie. Bo bogowie nie mogą ich tam dosięgnąć.
- Atarowie? - niziołek wyraźnie się podekscytował podnosząc lekko głos - rozwiń.
- Frakcja wypędzona z Sigil. Zajmują się rozgłaszaniem wszem i wobec iż bogowie są oszustami niewartymi czczenia. - stwierdziła diabliczka w zamyśleniu.- Co oczywiście irytuje same bóstwa i może skłonić je ataku na głosicieli tej prawdy wędrujących po Krainach. Dlatego też Atarowie po wyrzuceniu z Sigil przenieśli się pod Iglicę.
- Kossuth jest nawet w porządku - niziołek zamyślił się wspominając imię siły powiązanej z tym, co zamieszkało w jego krwi i duszy - musimy o tym potem pogadać. Ale nie będę zabierał czasu wspólnego - podsumował.
- Kossuth odkrył sposób na użycie ambicji wyznawców dla osiągnięcia własnych celów. Co sprawiło, że teraz w Spiżowym Mieście jest bardziej zabawnie.- przyznała ze śmiechem diabliczka.- Ale to rzeczywiście jest opowieść na pogaduszki przy winie.
- Wiem - niziołek uśmiechnął się kątem ust - nie wyznaję go. Po prostu darzę sympatią - wzruszył ramionami.
- Ja za to potem się z chęcią dowiem czegoś więcej o tym zadaniu dla kapłana - Imra udzieliła się jeszcze.
- Nie wątpię. Zamierzam się podzieli informacjami na ten temat z chętnymi.- stwierdziła z uśmiechem diabliczka.
- Gdzie się potem wybierasz? - Kvaser zapytał rogatą nagle.
- Jeszcze nie wiem.- przyznała rogata. - Na pewno udam się z wami do Spiżowego Miasta, bo jestem pośredniczką przy tym kontrakcie. A potem… zobaczymy…
- Opowiedz w takim razie o tym kontrakcie - Wędrowiec, chociaż wyraźnie zainteresowany Atarami, zdecydował się wrócić do sedna.
- Wszystkiego nie wiem. Kapłan który jest gotów zapłacić za pomoc, jego płomienność arcykapłan Zarek Dhurr szuka śmiałków gotowych zabić kogoś. Ów typek jest zły do szpiku kości więc nie będzie to problem nawet dla paladynów. Natomiast jest to też osobnik bardzo potężny, mający ukrytą siedzibę i liczną obstawę. Szczegółów nie znam z uwagi na to, że Zarek obawia się szpiegów wśród swoich podwładnych.- wyjaśniła diabliczka i wzruszyła ramionami.- Jako pracodawca zawsze dotrzymuje umów, więc… pod tym względem możecie być pewni, że nie zostaniecie oszukani.
Harran pokręcił głową, ale nic nie powiedział. Zabijanie kogoś dla pieniędzy... Czymś takim nie był zainteresowany.
- Zbyt wiele razy słyszałem, że ktoś jest zły do szpiku kości. Zwykle był taki sam jak zleceniodawca, czasem lepszy, czasem gorszy, a to ale ogromne zło to był po prostu konflikt. Nie aby mi to przeszkadzało… Przynajmniej nie zawsze - podsumował niziołek.
- Być może dokarmia bezdomne kotki w wolnych chwilach, takie płonące kotki… albo niewidzialne i spotykane tylko w Dziewięciu Piekłach.- dodała żartem diabliczka i poprawiwszy okulary na nosie stwierdziła. - Jeśli Dhurr mówi że cel jest zły, to oznacza że jest zły. Że jest członkiem złej organizacji, istotą o złej naturze, chromatycznym smokiem… jednym słowem… zły. Jeśli chcesz, możesz się doszukiwać jakichś niuansów podczas omawiania zlecenia z pracodawcą, ale z pewnością nie zostanie wysłani do zabicia devy, chyba że upadłej.
- Brzmi, że może być nieco zabawy z tym, ale jak dla mnie idealnie - Imra pokiwałą głową. - Jako, że to dla chętnych i jest to bezpośrednio związane z moimi planami, kto się pisze?
Wędrowiec kiwnął głową.
-Tak jak mówiłem, możesz na mnie liczyć. Gdzie chce się z nami spotkać ten Zarek Dhurr? Jeśli dostaniemy od niego potrzebne informacje szybko, będziemy mieli czas przeanalizować je po drodze do Bramy Targowej i przygotować się wstępnie, jeszcze przed zbadaniem terenu akcji i dalszymi działaniami - jego ton zmienił się na szybszy, bardziej formalny, jakby żołnierski.
- W swoim pałacu na planie żywiołu ognia, w Spiżowym Mieście i nie musisz się spieszyć. Zadanie od Zareka nie zając, nie ucieknie. Spokojnie załatwcie obecne zobowiązania, a potem… gdy już będziecie mogli opuścić na jakiś czas Zewnętrze, będzie można polecieć na Plan Żywiołu Ognia. Bądź co bądź dobrze by było sprawdzić, czy Destiny wróciło do pełnej formy, prawda?- odparła z łobuzerskim uśmiechem Tanegris.
Automaton stuknął kłykciami o ścianę.
- Naprawa powinna być skuteczna, przekonamy się. Gdzie znajdziemy portal do Spiżowego Miasta?
- Hmm… znalazłam bym jakieś, ale…- rogata spojrzała w górę. - Ale i w tym warto sprawdzić statek. Destiny?
- Mogę samodzielnie przenieść na wybrany plan przechodni. Najwygodniejszy jest astralny, bo zazwyczaj jest wszędzie. Tam natomiast mogę namierzyć kolejne źródła energii i wśród nich poszukać takiego który odpowiadałby astralnemu jezioru kolorów prowadzących na Plan Żywiołu Ognia.- wyjaśnił okręt, a diabliczka uśmiechnęła się dodając. - Chyba już rozumiesz na czym polega wyjątkowość waszego skarbu. Nim możecie polecieć teoretycznie w każde miejsce wieloświata, każdego wieloświata.
Wędrowiec uśmiechnął się, zgadzając z bardką.
- W takim razie możemy się tam przenieść zaraz po dotarciu do Bramy Targowej, to przyspieszy sprawę.
- W Spiżowym Mieście jest dość karczm przeznaczonych dla śmiertelników, byście mogli odpocząć od komnat Destiny jeśli jest taka wasza wola. Posiłki też tam są dobre i bardzo egzotyczne. Mimo że to jest stolica imperium ifirytów, Spiżowe Miasto jest dość otwarte na przybyszów z innych miejsc,a zwłaszcza kupców. - odparła w odpowiedzi Tanergis.
- Hm, skoro już mówisz o kupcach, to na co mają tam zbyt? I czy miasto zapewnia jakąś ochronę przed warunkami planu, czy sami musimy o nią zadbać? - automaton dorzucił kilka pytań.
- Miasto jest całkowicie przyjazne dla przybyszów w tej materii. Z woli wielkiego sułtana. Jest tam gorąco, ale nie bardziej niż na pustyni. Ifiryty narzekają na ziąb.- zaśmiała się bardka i dodała. - A kupić i sprzedać można tam wszystko. Ale dobrych niewolników ceni się najbardziej.
- W sumie odwiedziłbym to miejsce jeszcze raz - nizołek uśmiechnął się do wspomnień - są jakieś niebezpieczeństwa podczas samego przeskoku statku? Na ile musimy być czujni poza zwyczajnym wejściem w nieznane?
- Sam plan astralny ma swoje niebezpieczeństwa, włącznie z piratami githyanki… ale który plan nie ma zagrożeń?- odparła ze śmiechem diabliczka i dodała.- Natomiast w pełni sprawny Destiny nie miał żadnych problemów z przenosinami na inny plan. Krążyliście już między Acheronem a Rigus więc już macie przedsmak takich przeskoków.
- Mam na myśli jakieś pomyłki, przeniesenie się nie tam gdzie planowaliśmy i tak dalej - niziołek zamyślił się - rozumiem, że to nie jest możliwe. Dobra wiadomość - ucieszył się.
- Moje obliczenie są bezbłędne. Nie ma miejsca na pomyłki przy przenosinach na plany przechodnie lub używaniu portali.- odparł z dumą Destiny.
- Dobrze, naprawdę się cieszę- niziołek odpowiedział statkowi błądząc wzrokiem zamyślony.
 
Sindarin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172