Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2021, 23:23   #96
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Ciemność, woła Ciemność
Zatańczy wokół nas… Ostatni raz…”
Hunter “Arges”


To z lewa, to z prawa Lewko zbijał kolejne napastliwe cięcia i razy, trójki panów braci, co na jego żywot nastawali. Dawno już nie musiał wspinać się na takie wyżyny szermierki, coby swoją rogatą głowę przed szczerbą jakowąś ochronić. Cięcia i wręcz i krzyżem i takoż z zamachem przeciw diabłu forsowane były. Wielce się musiał imić Lewko natrudzić, aby wszytkie ciosy zastawić i odbić. Z każdem jednak kolejnym szabli świstem, strategia w jego głowie kiełkowała i coraz realniejszych kształtów nabierała. Umyślnie trójkę bogobojnych szlachciców ku sobie ściągał i do coraz śmielszych ataków zachęcał, sposobnej chwili tylkoż czekając, coby im odpłacić pięknym za nadobne.
Jako w boju zaprawiony szermierz Lewko umiał wprzódy ruchy swych adwersarzy przewidzieć. Z szelmowskim uśmiechem odpór im dawał i za nic brał ich najsilniejsze i najbardziej zdradliwe cięcia. Dźwięczały zatem li tylko szablice całej trójki, gdy diabeł ze swadą zalewające go całą falą razy zbijał.
I strach w oczy całej trójce zajrzał, gdy zdali sobie sprawę, że piekielnik srogo sobie z nimi pogrywa.
Wtenczas, to właśnie Lewko, niczem ryś zwinny kontratak wyprowadził. Naprzód nie tylko przed ciosem, z każdą chwilą coraz bardziej siwiuteńkiego imić Szylwiński się osłonił, ale tyż zbił cios jego z tak wielgą mocą, aż podstarości postawski na nogach się zachwiał.
Jedno uderzenia serca później szabla, co to ją najlepsi czarci kowale na dnie piekieł wykuwali, przecięła powietrze ze świstem tak głośnym, że aż w uszach wszytkim zadzwoniło.
W blasku ogni piekielnych, zabłysła klinga imić Lewki i cięcie łęczyckie on wyprowadził i nim właśnie na odlew imić Szylwińskiego zaatakował.
Z iście lubieżnym i nieprzyzwoitym chrzęstem ostrze broni w odsłonięty obojczyk mości podstarościego się wbiło, kość na pół rozłupując i głęboką i obficie krwawiącą ranę czyniąc.

Widząc to, bracia Gabryłowicze od krok od diabła łęczyckiego odskoczyli i to na swego kompana, to na Lewkę spozierali.
Któż to wie, co też dalej dziać by się mogło… Wszak Lewko co prawda uśmiechnięty, ale też pełen wściekłości, że nic po czarcie myśli nie idzie, gotów byłby całą trójkę na kawałki posiekać.

Nie doszło do tego, li tylko dlatego, że gdy Lewko po wyśmienitym kontruderzeniu, oddech złapał, zaraz inszy plan obrał. Z iście infernalną fantazyią zamyśliwał, że poszczerbi zuchwałych panów braci i czarcie kopyto im na piersiach, niczym piekielny stempel poodbija.

Plan ów do skutku nie doszedł, nie dlatego, że sił, czy też determinacji chorążemu łęczyckiemu nie stało. Inszy powód takiego stanu rzeczy był.
Imić Kotowski owe plany pokrzyżował, gdy czary i uroki swe czynić począł.



“Przebijacz gór na łące śpi i śni,
że na drzewie to on powiesi
w pętlę związany dla nas sznur.”
Wędrowcy~Tułacze ~Zbiegi - “Przebijacz Gór”


I opadły zasłony. Gęste, ciężkie i nieprzeniknione. Lepkie i śmierdzące zgnilizną, rozkładem i deprawacją, na podobieństwo truchła podłego. W smolistej nicości zatopione zostało wszytko. I dwór cały wraz z obejściem. I ogień piekielny, co to pod niebiosa strzelał i swymi obleśnymi jęzorami lizał je bezwstydnie. Pochłonięci zostali i chłopi i szlachta cała i każden jeden gmach, co we dworze stał. I zdało się nawet, że i diobły i piekielnicy w nicość popadli.

Całun bezkresy, mroczny i gęsty objął we władanie świat cały. I nic poza nim nie było, jeno on sam.

Cicho. Cichosza.
Tu cicho i wszędy cicho, jakoby wszytko umarło i nic już nie było.
Nic.

Nigdy i nigdzie, takiej nocy nikt nie widział, nawet, gdy sam Bóg Wszechmogący świat tworzył.
I w tej oto pustce niepojętej, tkwiła czereda cała.
Ciemność świadoma, olśniewająca i zaklęta. Przyzwana przybyła i nastała, w posiadanie wszytko biorąc.

- Jam to nie chwaląc się sprawił - rzekł nagle Kocibor ku zaskoczeniu wszytkich.
Ledwo te słowa wypowiedział reszta czeredy przy nim stanęła i z niedowierzaniem poprzez ciemność jęła spoglądać ku niemu. Niechybnie awantura, a może i chryja jakowąś z tego wszytkiego by była, gdyby się inszy głos, w tej nicości nie odezwał.

- Witajcie mości panowie. Długoż czekałem na wasze przybycie.

Głos jakby znikąd i zewsząd się dobywał i takoż wszytko i nic przenikał. Tyleż dziwne, co i niepokojące to było i żaden z piekielników niczego podobnego nigdyż nie doświadczył.
Twarz blada, jako lico śmierci samej się im ukazała i ciekawsko ku nim spoglądać jęła.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/6a/91/f8/6a91f868e4bc09daf8234815b5b0419f.gif[/MEDIA]

- Przedziwnie, doprawdy przedziwnie ścieżki żywota się plotą. Któż mógłby to rzec.. Któż mógłby to przewidzieć, że waszmościowie w moje skromne progi tak szybko zawitają. Słudzy wy żeście Asmodeusza, prawda li to? Nic mówić nie musicie panowie… widzę wszak, że piętno księcia piekieł, hetmana infernalnego siedemdziesięciu dwóch legionów demonicznych, możnowładcy ósmego kręgu piekielnego, kniazia pożądania i pana udzielnego lubieżności na waszych anima spoczywa. Takoż zwykli z was niewolnicy, nikt inny i takoż nie wasza to wina. Tędy quaesitum est, li który własnym głosem odezwać się potrafi? Li tylko za swym panem ślepo bieżycie.

Kimkolwiek lub czymkolwiek ów byt był, który do piekielników przemawiał, natychmiastowej odpowiedzi się domagał. I choć słowa jego z wszelkiej emocyi wyzute były, to jakaś dziwna groźba, gdzieś pomiędzy wierszami ukrywała się.

 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 26-05-2021 o 00:14.
Ribaldo jest offline