Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2021, 21:21   #105
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

Lament i jazgot się podniósł doprawdy nieludzki i wszędy się rozniósł i wszędy wybrzmiewał, na podobieństwo trąb jerychońskich. Zdawać się mogło, iż diobły, jeden po drugim, zmysły postradali i w objęcia obłędu wypadli. Krzyczał bowiem jeden przez drugiego, ni siebie nawzajem i ni nikogo innego nie słuchając. Kociokwik, zamęt i rozgardiasz straszny stał się, co znakiem tego było, że byt co w mrok nieprzenikniony przyodział się, cel swój już osiągnął i do całkowitego zwycięstwa krok znaczny poczynił.

Jeno Lewko, czort co z samym Borutą nieraz ucztował, ni słowa nie wyrzekł. Hardy bowiem on był i charakterny i przed byle kim karku nie zwykł zginać. Po prawdzie i na nim pieszczoty oćmy piętno swe odcisnęły. Cierpienie wielkie mu sprawiając i do iście desperackich kroków zmuszając. O tem nikomu wiedzieć dane ni było, gdyż wszelkie swe boleści i trwogi, Chorąży Czarnej Nowiny dla siebie zachował i jako grób zaklęty milczał.

Imić Bimbrowski, co chyba najjaśniejszy umysł zachował, jako jeden wyzwanie otwarte ciemności rzucił i mierzyć się z nią zaczął. Rzec jednako trzeba, że sposób doprawdy zadziwiający on wykoncypował i gdybyż tylko zwiedzieli się o tym zwierzchnicy jego, to kar srogich w żadnym razie by nie uniknął, za czyn tak podejrzany i zgoła haniebny.

Jakaż bowiem desperacyia dusze piekielników dręczyć musiała, skoro po tak bluźniercze w swej naturze środki sięgnąć się zdecydowali. Nawet Osmółka, co kulił się wylękniony przy stopie Otyłego Pana widząc i słysząc, co też się wyczynia, zawył z trwogi straszliwej.
- Na wszytkie kręgi piekielne, mości panowie! Jakże to tak? Światłość niebiańską na ratunek wzywać, toż to hańba i sromota dla rodu naszego diablego całego niewybaczalna.

Głos jego cichy i piskliwy w ogólnie panującym rejwachu zaginął i nikt go nie posłyszał, ni pod uwagę nie wziął.

Uroki i zaklęcia czarcie swoją moc i potęgą mają. Rychło, więc spełnienie próśb diablich nadeszło. Li to piekielna potęga się objawiła, boską wszechmoc tylko udając. Li to najprawdziwsza interwencyia Boga Wszechmogącego nastąpiła, trudno wyrokować.

Fakt, jednako faktem pozostaje, że krótki blask się ukazał wszytkim, na podobieństwo ognia, co z harmatniej gardzieli się wydobywa. Pod jego to wpływem oćma, co niemal w fizyczne posiadanie czorty wzięła, z wolna ustępować poczęła.
Byt, co w ciemność prawie namacalną przyodziany był zniknął, jakoby go nigdy nie było. Kolejne szczegóły krajobrazu i zabudowań z mroku nieprzeniknionego jęły się wyłaniać. Takoż i dwór Duniewiczów oblicze swoje w całej okazałości, czeredzie sakramenckiej ukazał.

Oblicze owe jedanko odmienionego było i do tego wcześniejszego nijak nie podobne. Budynek każdy w ruinę niemalże obrócony był został. Dach dworu pod własnym ciężarem się zapadł i dziurami wielgimi straszył w koło. Okiennice, niczym konary drzewa starego powykręcane i wykoślawione, przez wiatr targane, skrzypiały i jęczały, na podobieństwo dusz potępionych. Deski, co to z nich stodołę i stajnię wzniesiono, do cna przegniłe i zbutwiałe były i budynki owe jeno na słowo honoru w kupie się trzymały.

Wokół ni ducha żywego, ni choćby odgłosu zwierzyny odległego nie było. Wszędy cisza i tylko deszcze nieustępliwy ziemię siekający, jako karbowy batem chłopów niepokornych.



“Sweet child in time, you'll see the line
Line that's drawn between good and bad”
Deep Purple - “Child In Time”


Noc listopadowa. Długa, zda się bez końca trwająca. Deszcz strugami obfitemi ziemię poleską, a z nią i Gruzdowo całe zalewał, jakby potop nowy miał nadejść i grzech wszelki ze świata zmyć.
Pośród tej ulewy i pośród tej nocy bezkresnej, czterech piekielników stało, a takoż i czort chłopski Osmółką zwany i zdumienie na ich facjatach się malowało i pojąć nijak nie mogli, co też się wydarzyło i jak do tego wszytkiego doszło.
A gdy tylko oczy swe przymknęli, pod powiekami zaraz im się lico świetliste ukazywało. Blaskiem ono niebiańskim biło i ciepłem przyjemnym niezwykle, jako do tej pory li tylko ognie infernalne im przysparzały.
Przedziwne to było odczucie, wszak nie tylko blask iście anielski ich nie raził, ale i widok adwersarza zaprzysięgłego nie mierził, jak to zazwyczaj bywało.

Przecudne to oblicze, nie do kogo innego należało, jak do świętobliwej panienki Urszuli Duniewiczówny. To ją imć Lewko w desperacyi swej zawezwał i ona, to dłoń pomocną ku prześladowcą swym i porywaczom niedoszłym, wyciągnęła.
I wiatr się zerwał lodowaty i zawył iście potępieńczo pośród ruin i zgliszczy duniewiczowego dworu. Wraz z nim echo przedziwne się rozległo i w uszach panom braciom zaraz dzwonić jęło. Słowa zniekształcone, tako przez czas, jak i przestrzeń i zrozumieć ich nie szło nic, a nic. Wątpliwości żadnej jednakoż nie było, że to panienka Urszulka ku nim nawołuje.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death
Ribaldo jest offline