Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2021, 20:49   #149
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Półelfka wydawała się nieco inna podczas tego przelotu. Przede wszystkim namówiła Zakkarę aby jej zaplatała warkocze podobne do swoich. Dodatkowo wydawała się jakoś mniej… zła i niezadowolona. Była bardziej żywa. Z takim też nastawieniem zabrała od Wędrowca pełzający tatuaż wraz z instrukcją obsługi. Półelfka zaprowadziła barbarzyńcę na pokład gdzie dopiero mu oddała jego tatuaż uspokajając go gestem. Potem zaczęła do niego mówić aż nie zaczął rozumieć.
- No too… dziwne…- zaczął powoli Cromharg zdumiony sytuacją. Acz tylko odrobinę.- Dobrze że w końcu mogę… możemy pomówić bez pośrednika.
- Tak! - Imra powiedziała z zadowoleniem klaszcząc w dłonie. Rozejrzała się uważnie dookoła. Nie widząc wścibskich uszu nachyliła się do barbarzyńcy.
- Jak się może nieco domyślasz, ta dzieciarnia i jej opiekunowie to nasi goście na czas aż ich ulokujemy w “lepszym” miejscu. Wędrowiec na ten czas nakazał ciszę dla Destiny póki nie odwieziemy ich. Takie tam środki ostrożności. Dlatego te kilka dni musiałam się tylko gestami
- Nie wyglądali na zagrożenie, poza szarymi krasnoludami… ale i te wydawali się gośćmi, zwłaszcza że jedną przyjęłaś do komnaty.- odparł Cromharg wzruszając ramionami. - Więc nie miałem powodu do niepokoju.
- Zwerbowałam duergarską kobietę. Ma na imię Zakkara. Teraz jak już jesteś w stanie zrozumieć co mówimy to zachęcam abyś sobie z nią porozmawiał. Ciekawa osóbka - Imra uśmiechnęła się tak jakby coś kombinowała.
- Acha… rozumiem.- przyznał Cromharg, choć widać było że nie rozumie. - Zwerbowałaś do czego?
- Aby nam towarzyszyła… chociaż lepiej powiedzieć że wyrwałam ją od jej własnej rasy, która niekoniecznie umie docenić jej zdolności, bo się z nimi urodziła a nie zapracowała na nie.
- To bardzo szlachetnie i wielkodusznie z twojej strony. - przyznał Cromharg uśmiechając się ciepło.
- Tak uważasz? To… miło z twojej strony - półelfka starała się brzmieć naturalnie.
- Tak uważam, naprawdę. - odparł szczerze mężczyzna.- Uważam że masz dobre serce, ukryte głęboko pod… zbroją.
Tego półelfka nie wytrzymała i zaniosła się śmiechem.
- Urocze. Kto wie, może masz rację? Zamierzasz szukać tego mojego dobrego serca? - zapytała się z sarkazmem w głosie.
- I pewnie je znajdę… - odparł pewnym siebie głosem mężczyzna.
- No to być może już go nieco znalazłeś… co prawda chyba trzeba będzie znaleźć większe łoże albo jakąś derkę, ale moja kajuta jest twoja do odpoczynku - powiedziała kładąc swoją dłoń na jego dłoni.
- Jeśli sobie tego zażyczysz… nie chciałbym jednak ci przeszkadzać w spoczynku.- odparł uprzejmie mężczyzna.
- Nie będziesz - Imra uśmiechnęłą się drapierznie. - Jest jeszcze jedna kwestia. Wiem, że trenował cię Wędrowiec kilkukrotnie, ale sama też chciałabym sprawdzić twoje zdolności. Zmierz się ze mną.
- Zgoda.- odparł szybko i krótko mężczyzna. - Kiedy i gdzie? I na jakich zasadach?
Imra schowała ręce za plecami prostując się i zamyślając.
- Może być nawet i zaraz tu na pokładzie. Broń obuchowa… zwykła. Jakaś powinna być na statku. Walka… do zmęczenia albo jak się jedna ze stron podda. Pasuje?
- Niech będzie…- odparł z uśmiechem mężczyzna.

W ładowni w końcu udało się znaleźć nieduże pałki tuż obok ukrytych w skrytkach bosaków.
Ich przeznaczenie nie było do końca “bojowe”. Ale do improwizowanego pojedynku nadawały się doskonale. Co więcej… pojawiła się widownia, dzieciarnia zaciekawiona pojedynkiem zebrała się na pokładzie, jak i sam Sermonus. A także Wędrowiec, który oparty o burtę przyglądał się obojgu z zainteresowaniem.
Cromharg uzbrojony w jedną pałkę w każdej dłoni i osłonięty napierśnikiem od Bezimiennego przyglądał się Imrze pytając.
- Gotowa?
Imra miała tylko jedną broń i swoją zbroję. Chowając jedną rękę za plecami ustawiłą się w sszermierczej postawie.
- Gotowa.
To była odpowiedź której mężczyzna oczekiwał ruszając do ataku z całą swoją drapieżnością i beztroską. Cromharg… najwyraźniej radził sobie nieźle używając dwóch broni na raz. Niemniej jego atak, cóż… miał talent i zacięcie. Imra miała więcej doświadczenia unikając obu ciosów. Nie czekając na to co następnego jej pokaże półelfka sama wyprowadziła trzy szybkie ataki. Dwa trafienie odrzuciły zaskoczonego mężczyznę do tyłu przy głośnym: “Oooo” wydobywającym się z ust obserwujących walkę dzieciaków. Trzeci cios Imry chybił. A Cromharg najwyraźniej nabrał do niej nieco respektu planując kolejny atak bardziej zachowawczo. Niestety… znów chybił. Wojowniczka była za dobra na tak proste ataki i choć ciosy dosięgły to spadały na jej pancerz w tych miejscach których przebicie nie zagrażałoby jej życiu.
Imra uśmiechnęła się i wykonała cały jeden atak.
- Musisz uderzyć mocniej jeśli chcesz mi coś zrobić - rzuciła zaczepnie.
- Niech ci będzie…- mężczyzna uśmiechnął się, cofnął i ryknął głośno niczym ranna bestia, wywołując tym kolejne “Ooo” wśród dzieciarni. I… w szale rzucił się na Imrę, stając się bardziej groźny ale i za cenę wystawienia się na ciosy. Było to też pewnie powodem tego, że pierwszy jego cios trafił boleśnie (choć niegroźnie) wojowniczkę, acz kolejne jako dało się uniknąć lub sparować.
- Ha! - półelfka uśmiechnęła się dziko i wróciła do swojej rutyny ponownie wyprowadzając kolejne trzy ataki.
Pochłonięty przez barbarzyński szał mężczyzna nie zwrócił uwagi na trafienia, uderzając pałkami raz po raz. Choć trafiając tylko za pierwszym razem. Imrze znów udało się osłonić przed kolejnymi ciosami.
Półelfka doskoczyła bliżej. Zamiast próbować zaatakować bronią postanowiła złapać zaślepionego szałem mężczyznę.
Co jej się udało, nawet jeśli przy okazji oberwała pałką po głowie. Cromharg szarpał się energicznie próbując wyrwać z uścisku, ale bez powodzenia. Kobieta trzymała go dalej, powoli poprawiając uchwyt. Kosztowało ją to kolejne uderzenie w głowę, ale ostatecznie przyszpiliła mężczyznę do podłoża statku. Nawet gdy był w dzikim szale, potrafiła być od niego silniejsza ostatecznie powalając go.
Szalał jeszcze przez chwilę nim… uspokoił się i rzekł dysząc. - Chyba wygrałaś.
I wyciągnęła wnioski. Cromharg miał potencjał i był lepszy w boju niż pierwszy lepszy żołdak, ale daleko mu jeszcze było do poziomu umiejętności Imry. No i… z pewnością nie szedł czystą drogą barbarzyńcy.
- Na to wygląda - powiedziała uwalniając Cromharga z uchwytu. Podała mu dłoń aby wstał.
Mężczyzna nie przejął się przegraną i pozwolił sobie udzielić pomocy przy podniesiu. Przyjrzał się siniakowi na policzku Imry i dodał smutno.
- Chyba trochę mnie poniosło. Przepraszam. W końcu to był tylko przyjacielski sparing.
- Nie przejmuj się. Chciałam zobaczyć jak walczysz na poważnie i mi pokazałeś. - Imra powiedziała utrzymując pogodną minę, po czym nachyliła się do niego i szepnęła na ucho.
- Ale jakbyś mi skopał tyłek to bym była zła - zażartowała puszczając do niego oko.
- Ale wtedy miałbym pewność, że będę mógł z pewnością spłacić dług wobec ciebie.- przyznał cicho z uśmiechem mężczyzna.
- Ha, a tak musisz jeszcze się postarać. To co? Kiedy chcesz kolejny sparing?
- Może… za kilka dni? Tak myślę, że potrzebuję chwili na podszkolenie się, choć trochę.- zaśmiał się Cromharg.
- Zamiast sparingu mogę cię też szkolić. Wydaje mi się, ale chyba nie poświęciłeś się zupełnie drodze szału, prawda?
- Jestem jeszcze tropicielem. Ale przede wszystkim osobą znającą dobrze pustynie.- wyjaśnił Cromharg.- Wychowałem się na jednej z nich.
- Użyteczna znajomość. Ja, nie wiem absolutnie NIC o pustyniach - półefka podkreśliła wypowiedź gestem dłoni. - Możemy się wymienić swoją wiedzą.
- Mogę… poopowiadać o swoich stronach, a ty opowiesz o swoich. zaproponował Cromharg.
- Też może być - Imra gestem zaprosiła mężczyznę aby zeszli z pokładu zostawiając ciekawskie oczy i uszy z dala od siebie.

Wizyta Kvasera


Wieczorem, wedle lokalnego czasu okrętu, tuż po wypełnieniu przez niziołka swoich obowiązków opowiadacza bajek, wybrał się do Imry. Tradycyjny, głośne, nachalne pukanie dobiegło od drzwi.
Półelfka ledwo otworzyła drzwi gdy musiała się odsunąć przed niziołkiem. Fuknęła z niezadowoleniem i podparła boki dłońmi. Nie była sama w pokoju. Zakkara pospiesznie owijała twarz zawojem ukrywając… makijaż na ustach i policzkach.
- Ach, czym zasługuję na taki zaszczyt? - Imra zapytała tonem ociekającym od sarkazmu.
- Ja po czaszkę - niziołek powiedział z szerokim uśmiechem jednocześnie wchodząc do pokoju jak do siebie. Starym zwyczajem broń postawił opartą o bok pokoju. Spojrzał na miejsce gdzie kiedyś był stołek, chyba tymczasowo wstrzymał się od komentarza chociaż jego porozumiewawcze spojrzenie wystarczyło za komentarz.
Wobec braku stołka, bez zaproszenia po prostu wskoczył na łóżku siadając na nim.
Imra syknęła tylko na to spojrzenie i sięgnęła do szuflady po czaszkę. Rzuciła ją niedbale niziołkowi.
- Masz.
Niziołek chwycił przedmiot w dłoń i położył obok siebie. Niecierpliwie machał zwisającymi z krawędzi wysokiego łożka nogami.
- Musisz popracować nad emocjami - stwierdził poważnie.
- Mmm kolejne mądrości od sponiewieranego przez życie i bogów niziołka? - Imra cmoknęła z niezadowoleniem.
- Ja tylko powtarzam mądrzejszych od siebie - Kvaser stwierdził niedbale - ale skoro sama się prosisz, to proszę bardzo, ten kto nie potrafi kontrolować samego siebie, potrzebuje kontrolować wszystkich wokół. Nie przypomina ci to kogoś?
- Silni dążą do przynależnej im kontroli nad słabszymi. Tak tworzą się imperia. Naturalnym jest to, że słabsi zbierają się pod wodzą silniejszego od nich. - wtrąciła duergarka.
Imra wskazała na duergarkę z uśmiechem.
- A odpowiadając, znałam wielu takich. W zasadzie trochę jakbyś opisał większość Cheliaux.
- Wyznawca chaosu z tego niziołka… nie lubi ograniczeń i zasad. Poza tym… barbarzyńcy się nie kontrolują, a ty przecież bliski nich jesteś, nieprawdaż?- duergarka rzekła wpierw do Imry, kończąc pytaniem do Kvasera.
Kvaser uśmiechnął się pod nosem.
- Nic nie wiecie dziewczyny - zażartował - i zdziwiłabyś się jak bardzo ja się kontroluję - powiedział do krasnoludzicy z uśmiechem wracając do Imry - ciebie też bym dołączył do grona tych którzy muszą zmienić świat, bo nie mogą znieść samych siebie.
Imra uniosła brwi krzywiąc usta.
- Może. A ty chyba zawsze musisz mieć rację, co? Postawić na swoim, a jak ktoś próbuje zrobić to samo, pokazać jak bardzo się mylą. Ty, który chce podnieść rękę na boga… Jak wiele myślisz się zmieni kiedy pozbędziesz się takiej potęgi? Jak bardzo musisz się nienawidzić, aby chcieć zmienić podstawę świata?
Kvaser zaśmiał się krótko i serdecznie.
- Nie mieć rację - wskazał palcem - po prostu zawsze robię to, co uważam za słuszne. Ale masz rację, dużo - przyznał jej jakby to była oczywistość - ale nie działam wyłącznie dla siebie.
- Bo próba zaburzenia porządku świata jest taka heroiczna. - wtrąciła duergarka sarkastycznie. - Mogę nie lubić bóstwa mej rasy ale dobrze wiem, jak wielki chaos wywołałby jego zgon.
- Zapewnie większy niż unicestawienie Erythnula - niziołek przyznał jej rację.
- No to skoro uzgodniliśmy jak bardzo każde z nas gardzi samymi sobą czy jest coś jeszcze co chcesz omówić? - Imra uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. Miała znacznie pewniejsze spojrzenie niż poprzedniego dnia… od kiedy ją poznał.
- Ja nie powiedziałem, że sobą gardzę. Ale dobrze, że o tym mówisz Imra - niziołek pokiwał głową - po prostu powinnaś trochę nad sobą zapanować. bo w najlepszym wypadku skończy się to tylko źle dla ciebie.
Półelfka wywróciła oczami.
- Straszne. Jeszcze mi powiedz, że ci zależy na moim dobrobycie. Może uwierzę - uniosła brew do góry zakładając ręce na piersi.
- A tobie na moim nie? Czyż nie walczymy ramię w ramię, plecami do siebie? Czyż nie bronisz pola towarzysza? Czym różni się podanie dłoni zachwianemu w boju miecznikowi od rozmowy przy ognisku, w obozie?
Kvaser zapytał wnikliwie.
- Pomoc pomocą…- machnęła ręką Zakkara. - A gadanie gadaniem. Zostawmy więc pomoc, na czas działania. I nie wmawiajmy że gadanie nią jest.
- Aby mogło powstać imperium, dwóch musiało się umówić, że trzeci będzie na nich pracował - Kvaser uśmiechnął się lekko przypominając sobie pewną długą rozmowę z eksportowanym arystokratą. Ciągle wpatrywał się w Imrę czekając odpowiedzi.
Widząc spojrzenie półelfka wyrwała się z chwilowej błogości jaką doznała mając kogoś kto będzie skutecznie pyskował Kvaserowi.
- Pole walki, to pole walki. Odkłada się tam emocje bo nie ma na nie czasu i od tego czy twój towarzysz stoi zależy też twoje życie. Poza polem walki to już nie jest takie samo.
- No to pięknie odłożyłaś emocje na bok ostatnio - niziołek głośno wciął się półelfce w wywód - pogratulować. Wiem Imra, że jest dobrze mówić o tym jak być powinno i udawać, że tak jest. Ale mamy to co mamy - zaśmiał się - a społeczeństwo to też pole bitwy.
- Nie biliśmy się wtedy. Byliśmy w bezpiecznym miejscu, a ty po całej naradzie wyjebałeś za okno plan jaki ustaliliśmy. Więc wypierdalaj z takimi podjazdami. Nie jesteś zbyt godny zaufania.
- Czyli gdy przebrzmi echo rogów, można po tobie spodziewać się wszystkiego? - niziołek poprawił sobie siedzenie ciągle przyglądając się Imrze uważnie.
- A czego się można po tobie spodziewać Kvaser? Jest cokolwiek co zawsze robisz tak samo? Bo jak dla mnie póki co więcej gadasz niż robisz - półelfka prychnęła. - Poza tym, że obiłam ci mordę zabrakło ci mnie jakoś na polu bitwy? Aż tak ci ten jeden moment zaszedł za skórę, że będziesz kwestionować czy w ogóle warto mnie mieć obok podczas walki?
- Zadałem ci pytanie, bez ukrytej tezy - niziołek odpowiedział twardo czekając odpowiedzi.
Zakkara w milczeniu przyglądała się obojgu, nim rzekła. - Czyż ten… metalowy nie jest kapitanem tego statku, czy on nie jest przywódcą… czy… może to on powinien decydować o ostatecznym kształcie taktyki waszej grupy. U nas to Khorsnak czyni. Owszem Gurom lubi sarkać i wtrącać własne zdanie, ale koniec końców i on się podporządkowuje.
- Wędrowiec jest bardziej sternikiem dla Destiny - niziołek wyjaśnił swoją perspektywę podkreślając w myślach pierwszy wybór, wybierali kapitana statku, nie załogi.
- To winniście sobie wybrać sternika dla waszej grupy. - odparła cierpko duergarka. - Bo jako stado kurczaków bez głowy daleko nie zajdziecie.
- Sprytnie wchodzisz gdy Imra ma niewygodne pytanie - Kvaser wzruszył ramionami - jestem innego zdania. Niektóre drogi są siłą rzeczy bardziej samotne od innych.
- Tak. Drogi ku porażce. - przyznała ironicznie duergarka. - Zwłaszcza jeśli wyznaczasz sobie tak ambitne cele jak zabicie bóstwa, które lubi walczyć.
Niziołek wskazał palcem znak boga na swym czole ze smutnym uśmiechem, obracając się do krasnoludzicy.
- Tyle razy to pokazujesz jakby to było wyjaśnienie na wszystko - Imra pokręciłą głową. - Pytanie nie jest trudne ani niewygodne. Zirytowałeś mnie nim, bo sam bywasz nieobliczalny. Do tej pory zawsze walczyłam z wami i póki jestem częścią tej załogi to się nie zmieni.
Imra zmierzyła chłodnym spojrzeniem.
- A teraz, poza walką, zastrzegasz sobie prawo do sięgnięcia po broń?
Niziołek zapytał pewnym, ciepłym głosem, pewny pewien logiki do której dążył, rozbicia pozorów.
- Co? - Imra spojrzałą na niziołka zez zrozumienia.
- Oddzielasz walkę od sytuacji pokojowych. Czyli uważasz, że we wspólnej walce można ci zaufać, ale poza nią, gdy stwierdzisz, że trzeba kogoś zaatakował bo cię wkurzył czy nawet zlikwidować, bo nie pasuje do tego jakbyś świat chciała widzieć, nie ma w tym problemu. Dobrze cię rozumię czy jest inaczej?
- Zasłużyłeś aby dostać w gębę. Więcej o tym nie będę rozmawiać.
- A na nóż w plecy podczas boju czym trzeba zapracować?
Niziołek westchnął ciężko biorąc pod pachę czaszkę powoli, nieśpiesznie zbierając się do wyjścia.
- Nie potrzebuję uciekać się do takich zachowań. Jeśli uznam, że mam was dość i nie chce mieć więcej z wami nic wspólnego powiem to poza walką i zwyczajnie sobie pójdę. O ile oczywiście sami wcześniej mi tego nie wyperswadujecie, co już byliście z resztą gotowi zrobić.
Imra nie zamierzała zatrzymywać niziołka.
- O ile kolejnym razem zapanujesz nad własnymi emocjami - Kvaser zaśmiał się zeskakując z łóżka i ruszył ku drzwiom, po drodze zabierając swoją podpartą o ścianę broń.
- Byłoby łatwiej gdybyś mnie nie prowokował - rzuciła mu gdy stał przy drzwiach.
- Chciałem zaproponować - niziołek przystanął na chwilę - nauczyć cię trochę opanowania. Ale skoro wychodzisz z postawy, iż to świat ma się ugiąć…
Mały wojownik zniknął na korytarzu.
Imra zamknęła za nim drzwi.
- Głupiec - mruknęła - nie da się istnieć nie wywierając wpływu na otoczenie. No ale, na czym skończyłyśmy?
Półelfka gestem zachęciła Zakkarę do rozwinięcia materiału aby kontynuować lekcje.
- Ach, rozmazało się, poprawię.
- Niziołek dużo… gada, ale za jego słowami nie przemawiają czyny. - stwierdziła oburzonym tonem duergarka odwijając zawój. - Papla dużo o samokontroli, ale… ja jej u niego nie zauważyłam. Jest niezdyscyplinowany, nie potrafi uszanować autorytetu innych i nie bierze innych pod uwagę. Jest przekonany o własnej wszechwiedzy i mądrości. -
Uśmiechnęła się sarkastycznie patrząc na wojowniczkę. - A w rzeczywistości… bardzo podobny do bóstwa które chce zabić. Nic dziwnego że nosi jego znak… Erythnul dobrze wybrał. A sam niziołek może powinien korzystać z własnych mądrości, zamiast ograniczać się do wygłaszania.
Oj zalazł Kvaser za skórę krasnoludzicy. Co akurat nie dziwiło Imry. Mimo niechęci do rodzinnych stron Zakkara była przesiąknięta spojrzeniem Duergarów na świat. Szanowała prawo i porządek, była zwolenniczką hierarchii i dyscypliny i ścisłej współpracy. Kvaser udowodnił, że posiada wszelkie poglądy którymi gardziła.
Imra uśmiechnęła się na te słowa. Delikatnie poprawiła makijaż Zakkary i krytycznie się przyjrzała swojej robocie.
- Cieszę się, że nie tylko ja to widzę. Ego ma godne swoich zamiarów, przyda mu się. No, dobrze, jest lepiej. Jak się sobie podobasz? - podsunęła lusterko aby kobieta mogła się przejrzeć.
- Chyba… wyglądam lepiej. Choć nie bardzo rozumiem cel takiego makijażu. Bo raczej nie zamaskuje mnie w mroku lepiej niż moja własna szara cera.- zadumała się duergarka.
- Bo to się nosi jak się wychodzi do innych na spotkania. No i dla własnej satysfakcji. Niektórzy to nawet nazywają barwami wojennymi kobiet. To z jakiego powodu się malujesz należy do ciebie. Ja lubię rysować kreski pod oczami i przyciemniać usta bo czuję że dodaje to moim rysom więcej drapieżności. Plus uwielbiałam denerwować tym swoją rodzinę.
- Rzeczywiście dodaje.- przyznała Zakkara po dłuższym przyglądaniu się oczom Imry. - A co do satysfakcji… my... Duergary niewiele jej zaznajemy w życiu. Jesteśmy uczeni jej nie zaznawać. Wszystko musi mieć swój praktyczny cel… najczęściej jest środkiem do zdobycia potęgi i bogactwa… więc tej… satysfakcji... musisz mnie nauczyć.
- Hmm… no to coś nad czym musiałabym się zastanowić. Nie mniej żeby nie było makijażem też się da osiągnąć potęgę albo pieniądze. Nie zupełnie bezpośrednio, ale jest to jedno z narzędzi jakie można używać. Dla nas szczególnie - Imra oparłą się o ścianę. - Sprawdź jak Khrosnak zareaguje jak spojrzysz na niego umalowanymi oczami zza tych swojej zasłony.
- Chyba musiałabym mieć monety zamiast oczu.- zaśmiała się głośno Zakkara i pokręciła głową. - Możliwe że masz rację, aczkolwiek duergarscy mężczyźni nie są tak mocno podatni na widoki niewiast… choć oczywiście na nie reagują. Dlatego noszę zawój. Poza tym… Khorsnak już mi składał propozycje małżeńskie…- dodała zamyślona wpatrując się w lustro. -... ale ja nie jestem pewna czy warto, przynajmniej teraz. Póki co ma on więcej ambicji niż monet. Tak jak ten Kvaser, Khorsnak wiele chce osiągnąć, uważa się za sprytnego… acz, cóż… na razie to pusta gadanina z jego strony.
- Hah, nie ma nic gorszego. Co zaś się tyczy monet… są cienie które udają kolor złota. Przy twojej karnacji mogłoby to wyglądać oszałamiająco. Hm, chyba wiem czego będę szukać - Oczy Imry się zaświeciły wizją jaką miała. Miała ochotę zrobić z duergarki laleczkę, którą będzie mogła ubrać i umalować. Te myśli jednak zostawiłą dla siebie po prostu napawając się pomysłem złotego cienia do oczu.
- Będę wyglądała ładnie. - zadumała się Zakkara wpatrując zamyślona w lustro.- Ale czy to jedyna satysfakcja jaką doznaje się w życiu? Bo nie brzmi zbyt… intensywnie.
- Oczywiście, że nie - Imra wyrwałą się ze swoich fascynacji. - Ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
- No w sumie masz rację. - odparła duergarka muskając palcem usta.- Ale po co je malować jeśli przy mężczyznach chodzę w zawoju? I po co malować mi policzki? Rozumiem czemu ty to robisz, ale mnie chyba nie bardzo się to przyda… skoro tylko ty to będziesz widziała. No chyba że taki widok sprawia tobie satysfakcję?
Imra chwilę milczałą patrząc na Zakkarę. Wydawałą się zaskoczona.
- Nie musisz nosić zawoju jak ze mną podróżujesz. W ogóle. Myślałam, że nie chcesz po prostu wzbudzać podejrzeń u swojego towarzysza, ale tak to mnie to nie grzeje ani ziębi czy go później będziesz nosić.
- Hmm… wiesz.. nie brałam tego pod uwagę. - zadumała się Zakkara.- Nosiłam go tak długo, że jest prawie jak moja druga skóra. Nie żebym go lubiła, ot… hmm… nigdy nie brałam pod uwagę, że nie muszę go nosić.
- No to masz nieco czasu się zastanowić. Niedługo dolecimy do Rigus a potem… cóż możesz zostać. Reszta nie miała obiekcji na twój pobyt tutaj.
- Chyba zostanę, skoro mam gdzie i z kim. - przyznała Zakkara i stwierdziła beztrosko. - Nic mnie trzyma w Hammergrim. Rodzinne więzy nie są aż tak silne u duergarów jak u pozostałych krasnoludów.
Półelfka klasnęłą w dłonie.
- Fantastycznie! Hm, zrobiłam się głodna. Chodźmy coś zjeść.
- Dobrze. Chodźmy.- odparła duergarka po chwili namysłu zostawiając zawój w pokoju.
 
Asderuki jest offline