Detlef nie miał tylu rozterek i przemyśleń związanych z przybyciem do Nuln, co Galeb. Przede wszystkim odczuwał prawdziwą radość z zakończenia wodnej podróży, której chyba nigdy afektem darzyć nie będzie. Zaraz za tym następowała ulga wynikająca z bliskiego końca ich handlowych perypetii - o ile podróże z kupieckimi transportami nie były mu obce, o tyle nigdy nie przyszłoby mu do głowy, ile wspomnieni kupcy musieli głowy łamać, by kolejne posterunki wszelakiej maści mytników, celników i innych krwiopijców nie uczyniły handlu czymkolwiek zupełnie nieopłacalnym. O nie - handel nie był wymarzonym zajęciem dla Thorvaldssona - zupełnie nie miał do tego głowy, a lżejsza z każdą milą sakiewka jątrzyła niczym ból zęba albo i gorzej...
Zatem zdawać by się mogło, że Nuln tylko wybawieniem jest dla brodatego wojownika - nic bardziej mylnego. Pomijając plany Galvinsona odnośnie wizyty w lokalnej diasporze pozostawał im jeszcze jeden obowiązek - powrót do koszar i zdanie raportu z misji na południowych rubieżach prowincji.
Ze względu na przebieg wspomnianej misji, nie do końca jasny efekt blokowania przejścia oddziałom granicznych i sporo wciąż spowitych tajemnicą wątków istotnych dla oceny całej kampanii Wernicky'ego, powrót do koszar budził obawy Detlefa. Sam powrót natomiast nie mógł być odkładany w czasie, bo ktoś jeszcze gotów uznać ich za dezerterów. Z kolei co zrobi armia, gdy już pojawią się w koszarach? Zważywszy na przymusowy zaciąg, wysyłanie oddziału na samobójczą misję, to głowa brodacza pełna była czarnych myśli... Z pewnością człeczyny postarają się, by wpakować ich w kolejną sytuację bez wyjścia.