Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2021, 21:12   #19
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Oczywistość zmieszała się z absurdem. W okrutnym tańcu śmierci, do rytmu niepojętego przy akompaniamencie tajemnicy umysłu której ludzkości być może nie dane będzie poznać. Ginęli. To było wiadome już od dawna. Toczyli wojnę, której żaden dowódca nie rokował zwycięsko. Niedawna bitwa o Eden, a teraz kolejna – Maruda.

Xavras czuł się i wyglądał jednako. Jak bokser zamroczony walką. Oniemiały, lekko otępiały. Czuł zapach strachu, krwi, wydzielin. Zapach, od którego robiło mu się niedobrze. Obrazy w koło mijały, drgały, poruszały się na orbicie jego umysłu do której mniej lub bardziej świadomie nie docierał. Jednocześnie czuł dziwny spokój. Jakby to co się wydarzyło było konieczne i oczywiste. Nieuniknione? Zwyczajne? Błahe? Wszak umierali jako rasa, czym więc mogła być śmierć pojedynczej osoby?

Zwymiotował.

… Xavras Ty też – to głos Wright. Brzmienie własnego imienia przywróciło stan świadomości – Za dwie godziny was obudzimy

Przytaknął porozumiewawczo. Wciąż pozostawał na zewnątrz. Jakby nie gotów, aby wejść. W koło panowała cisza i spokój. Groteskowy i śmiertelny spokój. Xavras zerknął do środka wagonu. Kim byli ci ludzie? Jego znajomość zwyczajów wojskowych była najwyżej pobieżna. Ale brak dyscypliny, porządku i celu raził. Czy to jednak miało jakieś większe znaczenie? Czy cokolwiek miało znaczenie? Jeśli mieli przetrwać to niesieni jakimś kosmicznym szczęściem lub niepojętym ciągiem zdarzeń, wymykającym się zwykłej logice dwuwartościowej. Przypomniał się ojciec, który lubił przy śniadaniu zabawiać się rozmową, w której budował piramidy probabilistyczne. Wniosek zawsze ten sam: jedyne na co mamy wpływ to kamyczek rzucony w toń rwącej rzeki. Czy więc tym właśnie była Ceres? A może on sam? Lub coś zawieszonego w powietrzu. Coś pomiędzy.
Wyciągnął papierosa. Nie palił. I dlatego tym bardziej doceniał nikotynowy haj. Odłożył plecak i trzymając broń w pogotowiu (tak jak widział na [i]’Alfa Tau!”[//i] albo ”Bitwa El Alamein’) postąpił parę kroków w boczną odnogę. Czy tam też czaiło się podobne zło jak to które pochwyciło Marudę? A może Ceres nie dopuściła by do tego? Rozbawiła go myśl jak wszyscy ocalali z Edenu łaknęli opieki. W jakiś przewrotny sposób zaczynał ich lubić.

Zaciągnął się papierosem i postąpił dalej.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline