Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2021, 21:35   #42
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Wygląd Tupika zmienił się dość wyraźnie odkąd zaczynał swą przygodę w świecie – dokładnie w Księstwach, gdzie jako jeden z bandy Grabarza rozpoczynał swą „karierę” . O ile rzezanie komuś sakiewek, obijanie mordy, włamy , zastraszenia i okazjonalne morderstwa można było nazwać karierą. W półświatku można było. W półświatku można było zasadniczo wszystko, choć nie wszystko spotykało się z akceptacją…

Doskonale pamiętał początki i bandę z którą pracował, którą na swój sposób kochał i za którą poszedł by w ogień – w zasadzie biorąc pod uwagę całokształt to szedł i to nie raz, a oni za nim, zwłaszcza po tym jak Grabarz wywinął kopyta a Tupik wszedł w jego buty. No nie dosłownie, rozmiar nie ten…

Doskonale pamiętał Matta „Grzecznego” – chłopa wielkiego jak dąb i równie bystrego. Pamiętał że można było polegać na jego sile i oddaniu i że lepiej było go nie wkurwiać – gdyż kto jak kto ale Grzeczny dostał swoją ksywkę na przekór własnemu charakterowi. Pamiętał zabójcze ostrza kislevskie Levana Kryuka i Wasilija Matwijenko. To dopiero były szablice. Obaj niczym bracia tańczyli swe zabójcze tango na kurhanach wrogów. Czy jakoś tak. Wasilij stracił życie, co porabiał Levan – Tupik często się nad tym zastanawiał. Nikomu tak nie ufał jak właśnie tej zakazanej mordzie na widok której większość normalnych ludzi przechodziła na druga stronę ulicy. Wiedział że mając go za plecami jest dużo bardziej bezpieczniejszy niż gdyby miał szwadron żołnierzy.

Księstwa dały im popalić, choć bardziej prawdziwe byłoby stwierdzenie że to oni dali popalić księstwom , ale to były zamierzchłe czasy. Nie sposób zliczyć ile się wydarzyło ot tamtych początków. W ilu podróżach i zmaganiach brał udział mikrus wielkości ludzkiego dziecka. Burzący wszelkie stereotypy dotyczące halflingów, choć dla niepoznaki podtrzymujący je ile się tylko dało.

Nic tak jednak nie dało mu w kość jak praca w roli majordomusa na zamku w Bretonii. Im wyżej się wspinasz tym bardziej boli dupsko po upadku. Czasem szyja – biorąc pod uwagę bliznę po stryczku na którym zawisł Tupik w ramach podzięki od szlachetnego sir Berengera, pana na włościach kurwa jego mać który tak się odwdzięczył Tupikowi za ochronę jego synalka, dziedzica, niedorozwoja umysłowego i okrutnika w jednym.

~Chuj by go strzelił, najlepiej dwukrotnie. - przemykało mu w myślach nie raz gdy wracał pamięcią do wydarzeń na zamku.

Tupik nie wiedział jak potoczyły się losy na zamku gdyż cudem ocalony musiał zabierać swe manatki i spierniczać jak najdalej od Bretonii. Nim ktokolwiek się połapał że trup nie jest trupem. D’Arville psia jego mać, żeby im ziemia ciężką była, nie pożegnali jednak Tupika bez zapłaty za jego wierną służbę. Pierścień szlachecki wraz z papierami rodowymi i garścią odłożonych zawczasu klejnotów był najlepszym tego dowodem. Co prawda nobilitacja odbyła się z pomocą podłożonych papierów debilowi – dziedzicowi , który podpisywał wszystko co tylko majordomus dawał mu do podpisania , to jednak niezaprzeczalnym faktem było iż ów tytuł szlachecki zwyczajnie mu się należał.

Ojciec debila był co prawda innego zdania ale cóż, nie to żeby to obecnie jakoś specjalnie obchodziło czy ruszało Tupika „grotołaza” , który obecnie tytułował się jako Tupik von Goldenzungen herbu grota ( rzecz jasna nie przy wszystkich i nie wobec każdego)

~Ech to były czasy – wspomniał z rozrzewieniem mały skurczybyk …. Ubrany w dobrej jakości płaszcz podszyty futrem który osłaniał noszoną pod nim skórzaną zbroje o dziwnym wyglądzie – niechybnie ściągniętej z jakiegoś stwora. Płatnerz musiał się zapewne sporo namęczyć by zrobić mu z tego nadające się na pancerz wdzianko. Przypasany miecz i tarcza – również pociagnięta z zewnątrz skórą z łuskami. Modny ostatnio w księstwach berecik stanowiący kamuflaż do umieszczonego pod nim hełmu dopełniał wdzianka halflinga.

Całokształ przywodził na myśl niskiego wzrostem najemnika , który zdążył się już trochę dorobić choć nie na tyle by stać go było na porządną kolczugę. Niemniej stać go było na porządny płaszcz i solidne ubranie chroniące przed zimnem. To co jednak bardziej przykuwało uwagę obserwatorów , choć dopiero z bliska, to spojrzenie halflinga z którego dawno już wyparowały figlarne iskierki ( kurwikami przez niektórych zwane) tak typowe dla przedstawicieli jego rasy. Oraz twarz która nie należała do marzyciela bujającego w obłokach – co również charakteryzowało zwykle halflingów. W spojrzeniu i mimice twarzy wyraźna była zaciętość, hard ducha i ciała, ogromny bagaż doświadczeń , spryt i determinacja. I zwykle coś mówiło rozmówcy że niebezpiecznie było wchodzić temu malcowi w drogę…

Siłą halflinga była jednak niemal zawsze praca zespołowa. Umiejętne wykorzystanie talentów stronników i słabości wrogów. Dlatego w każdym miejscu w którym się znalazł starał się wyszukać możliwie szybko ludzi i nieludzi na których mógłby polegać. Nie inaczej było w Wusterburgu w którym zdążył już zagrzać nieco miejsca – a to oznaczało że dysponował już jakimś zasobem wiedzy która w jego rękach była nie mniej groźna i nie rzadziej używana niż sztylet.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-06-2021 o 21:56.
Eliasz jest offline