Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2021, 07:00   #314
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); ranek; kamienica van Darsenów; Versana, Kornas, Brena, niewolnice

Miała zakwasy niemal na całym ciele. Jedynie końcówki włosów nie przypominały o wczorajszym wysiłku. Było to jednak zmęczenie należące do tych przyjemnych. Tryskała więc dzisiaj energią i dobrym humorem.

Poranek postanowiła spędzić w swojej izbie. Miała do pogadania zarówno z Kornasem jak i Breną. Poprosiła więc wpierw na słówko swojego ochroniarza. Ten nie kazał jej długo na siebie czekać i charakterystycznym dla siebie ociężałym krokiem zjawił w jej pokoju.

- Siadaj i opowiadaj co w tych kanałach, żeśta znaleźli. - temat, którym zajęła się męska część ich kultu bardzo ją interesował nie tylko ze względu na niebezpieczeństwo jakie czyha po zmroku na ulicach ale również to co trzymał tam kiedyś Grubson i co przeszło w posiadanie Czarnego. Sama w sumie też podjęła pewne kroki by rozwiązać tą sytuację. Nie zamierzała jednak się póki co z nich nikomu zwierzać.

- Właściwie to nic. Nic cośma szukali. - zaczął Kornas i streścił w paru zdaniach wczorajszą wyprawę. Brudno, ciemno, zimno i śmierdząco. Żadnych morderców w tej czy innej postaci nie znaleźli. Za to trafili na jakichś kopaczy. Ale rzucili lampą blokując drogę i zwiali. Potem jak wyszli na powierzchnię to okazało się, że właściwie cały dzień im zszedł pod ziemią. No ale Vasilij był kolega i postawił im wszystkim łaźnie po tym wszystkim.

- Aha. I powiedziałem mu, że to spotkanie z Miłkiem przełożone. Ale nic mi nie powiedział. - dodał jak już wydawało się, że skończył mówić o wczorajszym dniu.

- Dzisiaj też tam idzieta? - drążyłą dalej - Vas nadal ma zamiar bawić się w “ciuciubabkę”?

- Dzisiaj nie. Silny mówił, że ma dość tego łażenia po omacku. A Vasilij, że dziś nie. - podsumował łysielec ustalenia z końca wczorajszej wycieczki.

- Znakomicie się spisałeś w każdym razie. - z szerokim uśmiechem pochwaliła swojego pracownika i kolegę ze zboru zarazem - Mój mąż wiedział kogo zatrudniać. Mam więc do ciebie prośbę. Udaj się do skrytki i zostaw tego grypsa dla Cichego - treść była prosta. Ver oferowała swoją pomoc i proponowała wspólne spotkanie z Czarnym w razie gdyby śledztwo stanęło w ślepym zaułku. Na koniec wdowa zasugerowała termin i miejsce spotkania.

Wracając zaś wejdź do “Knieji”. Wiesz to ten sklep z asortymentem dla myśliwych. - Kornas powinien kojarzyć ten przybytek - I kup rohatynę. Tylko porządną a nie jakiś badziew. - poleciła - A no i wezwij do mnie Brenę nim ruszy z pozostałą dwójką.

Drzwi się zamknęły tylko po to by chwilę później znów się otworzyć. Tym razem jednak w ich prześwicie stanęła rudowłosa Brena. Była uśmiechnięta, pachnąca i gotowa by wraz z Dagmarą i Blanką udać się na nauki do Pirory.

- Pani wzywała? - zapytała jak przystało na dobrze ułożoną służkę przystało.

- Tak kochanie. - odparła sympatycznym tonem - Wejdź i siadaj. Mam do ciebie kilka spraw. - oznajmiła zapraszając pieguskę do wspólnego stołu - Więc po koleji. - podjęła temat po tym jak półkislevtka spoczęła po drugiej stronie - Przekaż proszę panience Pirorze iż doczekać się nie mogę dzisiejszego spotkania. Mam nadzieję, że nie sprawiacie jej kłopotu i nie przynosicie mi wstydu? - pytanie było retoryczne wzbudziło jednak uśmiech na twarzy Versany - Chciałam ci jednak podziękować za to, że mi wczoraj towarzyszyłaś i w ramach nagrody zaprosić na wspólną kolację ze mną, Nadią i Pirorą. - spojrzała na młodszą podopieczną unosząc jedną z brwi. Było to nie lada wyróżnienie. Miał to też być początek wdrażania chyba niczego nie spodziewającej się rudzinki w szeregi nowo powstającej komórki wyznawczyń Pana Rozkoszy. Ver miała nawet dla niej przygotowany pewnego rodzaju egzamin wstępny. O nim jednak wpierw chciała porozmawiać zarówno z Pirorą jak i Łasicą.

- Nic się nie stało. Ale wczoraj to pani była bardzo odważna. Te inne panie też. Ja to bym się bała tak polować jak panie. - ciemnowłosa uśmiechnęła się delikatnie okazując swój podziw dla tych co uważała za dzielniejsze od siebie.

- A jak trzeba to pójdę z wiadomością do “Żagli”. I na spotkanie z Nadią i panienką Pirorą to ja bardzo chętnie. Bardzo je lubię. - powiedziała uśmiechając się jeszcze promienniej na myśl o takim spotkaniu.

- Znakomicie. - odparła - Trzymaj pieczę nad dziewczętami w trakcie tych nauk. - dodała z uśmiechem na twarzy - Sama jednak też czerp z tych zajęć pełnymi garściami. Panienka Pirora to bardzo utalentowana kobieta.

Backertag (4/8); przedpołudnie; kamienica van Darsenów, tawerna “Mewa”, sklep Grubsona; Versana,

Dzisiaj przejażdżki dorożką nie wchodziły w grę. Agrafka miała wolne. Ver posłuchała zaleceń zarówno Froyi jak i Malcolma by nie forsować konia i zaraz po tym jak jej pracownice wyszły na korepetycje, wysłała gołębia do Karlika z wiadomością dla Szefa. Chwilę później zaś sama ruszyła załatwiać swoje sprawy.

Wpierw “Mewa” by tam prosić Cori o przekazanie informacji dla Łasicy. Wiadomość była w sumie prośbą o spotkanie albo dzisiejszego popołudnia w cukierni, której adres Versanie wcześniej podała Pirora albo po zmierzchu tu w “Mewie”, gdzie wdowa stawiłaby się osobiście. Oczywiście pierwsza z opcji bardziej pasowała ciemnowłosej kultystce gdyż mogłaby wtedy upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie.

Posłana dziewczyna wróciła może z jeden dzwon później z wiadomością, że zostawiła wiadomość dla Nadii obsłudze. Samej Nadii oczywiście nie spotkała. Żadnej Cori też nie. Ale jeśli blond barmanka pracowała wieczorami to nie było dziwne, że tak wcześnie jeszcze jej nie ma. Podobnie z Łasicą która jeśli wszystko szło zgodnie z planem powinna udawać kucharkę w miejskich kazamatach. I przed końcem dnia raczej nie było co liczyć, że opuści to miejsce. A i nie było wiadomo czy zaraz po robocie pójdzie do “Mewy” czy może ma jakieś plany i trafi tam w nocy albo w ogóle.

Ver przyjęła tą informację ze spokojem i uśmiechem. Pewnych rzeczy i ona nie była w stanie zmienić. Wszystko pozostało w rękach samego Tzeentcha.

Następnym przystankiem wdowy po kupcu był sklep Grubsona. Liczyła, że dziś uda się jej go spotkać by upomnieć się o swoją dolę za zakupy jakich dokonała u niego młodziutka Pirora.

Wnętrze sklepu nie zmieniło się za bardzo od poprzedniej wizyty. Zza lady czarnowłosą klientkę powitał ten sam subiekt co poprzednio. Czekał aż ta się rozgości pomiędzy regałami albo podejdzie do lady aby przedstawić z czym przychodzi.

- Powitać. - zaczęła - Może dziś przy odrobinie szczęścia uda mi się spotkać Huberta w jego biurze? - ząbki świeciły się niczym jeden z księżyców na nocnym niebie.

- Niestety nie. Szef prosił przekazać, że bywa tutaj o zmierzchu na zamknięcie sklepu. - odpowiedział kierownik sklepu równie uprzejmym tonem.

- To już jakaś informacja. - odparła z uśmiechem - A Oksanę zastałam? Chciałam z nią porozmawiać.

- Jest na zapleczu. Szyje ubranie dla klienta. - odparł kierownik sklepu tłumacząc nieobecność krawcowej na sklepie.

- Oddana z niej pracownica. - zauważyła uśmiechając się delikatnie - Pozwolisz więc, że chwilę jej zajmę? - była gościem. Wypadało w takim przypadku spytać o pozwolenie zarządcy.

- Nie chciałbym jej odrywać od jej zajęcia. Mogę przekazać jej informację jeśli pani sobie życzy. - odparł grzecznie subiekt nie chcąc przerywać pracy koleżance ale też nie chcąc aby klientka się pogniewała.

- Wybacz ale do dość delikatna sprawa. - odparła równie grzecznie - Wolałabym ją przedyskutować z Oksana twarzą w twarz. - doprawiła wypowiedź serdecznym uśmiechem.

Kierownik sklepu nie odwzajemnił uśmiechu. Patrzył przez dłuższą chwilę na klientkę jakby zastanawiał się co jej odpowiedzieć. Albo jak. W końcu postawił na zawodową uprzejmość. - Prosze chwilę poczekać. - powiedział grzecznie po czym na chwilę zniknął gdzieś na zapleczu. Po chwili czekania wrócił na sklep a za nim wyszła krawcowa o dwukolorowych włosach.

- Dzień dobry pani van Drasen. Czego pani sobie życzy? - zapytała Oksana stając za ladą i będąc równie uprzejma jak jej zwierzchnik.

- Witaj Oksano. - Ver sympatycznie uśmiechnęła się w kierunku półkislevitki - Chciałam spytać o ostatnie zlecenie? Mogłabym już zobaczyć jakieś jego efekty? - fakt, interesowało ją to - I jeszcze jedno. Chciałabyś przyjąć kolejne? - rzuciła pytającym spojrzeniem. Nie w smak była jej protekcja kierownika sklepu. Nie mogła jednak nic na to począć.

- Suknia dla pani koleżanki jest w trakcie roboty. Nie jest jeszcze skończona. Umawiałyśmy się na wieczór Konistag. A jest środek Backertag. - powiedziała uprzejmym ale stanowczym tonem przypominając, że klientka pyta o produkt przed umówionym terminem na jego dostarczenie. - A z kolejnymi zleceniami to kierownik wie jak to u nas wygląda. Proszę się z nim umawiać. - wskazała na stojącego obok subiekta który skinął w milczeniu głową potwierdzając słowa pracownicy.

Versana skinęła głową uśmiechając się delikatnie. Wprawdzie miała ona wobec Oksany nieco inne plany. Los poskąpił jej jednak sposobności. Nie pozostało jej nic innego jak ładnie podziękować krawcowej i umówić spotkanie w jej kamienicy na kolejne przymiarki.

- Tak, przyjdę wtedy z suknią. - Oksana pokiwała swoją dwukolorową głową na znak, że na taki termin może się zgodzić.

Backertag (4/8); południe; meblarz “Wyheblowane”; Versana,

Adres meblarza, który udało się jej zdobyć w trakcie wizytowania sklepu Grubsona okazał się być “tuż obok”. Cieszyło to ją. Było dopiero południe a ona już miała za sobą półmaraton.

Zakwasy powoli znikały, niestety w ich miejscu zaczęło pojawiać się zmęczenie. Na szczęście druga połowa dnia zapowiadała się dużo przyjemniej. Wspólny posiłek, pogawędki i zapewne coś jeszcze w towarzystwie jednej albo dwóch jej siostrzyczek był czymś na co naprawdę miała ochotę. Nie była jednak do końca pewna, który rodzaj głodu dokucza jej bardziej. Spodziewała się jednak, że gdy tylko ujrzy ich uśmiechnięte buzie dylemat ten sam się rozwiąże.

W warsztacie pachniało świeżo rżniętym drewnem i wszędzie było widać drewniany pył i trociny. Widząc, że mają klienta jeden z rzemieślników w grubym fartuchu oderwał się od swojego zajęcia i podszedł do klientki.

- Pochwalony. - przywitała pracowników wśród, których zapewne znajdował się mistrz - Moje nazwisko van Darsen. Czy mam przyjemność z właścicielem tego przybytku? - już bezpośrednio zwróciła się do podchodzącego w jej stronę mężczyznę - Chciałabym złożyć zamówienie na dwa łóżka. - zakomunikowała - Nie ukrywam jednak iż interesuje mnie dłuższa współpraca, która mam nadzieję, będzie tak samo lukratywna dla mnie jak i dla wszystkich tu zgromadzonych. - nie była w ciemię bita. Nie miała zamiaru dać wystrychnąć się na dudka. Zależało jej na dobrych jakościowo produktach za rozsądną cenę. Mimo, że dysponować będzie nie tylko swoimi pieniędzmi to wizja niewysokiej ceny zdecydowanie bardziej zadowoli jej przyszłe wspólniczki tym bardziej nakłaniając do sypnięcia groszem. Przecież: “Tak tanio?”, “To okazja”.

- Pochwalony. - odparł mężczyzna w średnim wieku i spokojnym spojrzeniu. Wysłuchał co czarnowłosa ma do powiedzenia i z wolna zaczął kiwać głową. Ale odezwał się dopiero gdy ta skończyła.

- Tak, łóżka też robimy. Jakie to mają być te łóżka? Podwójne, pojedyncze? Może dla dziecka? I jeszcze kołyski. Kołyski też robimy. Na jakiś konkretny rozmiar czy standard? Z jasnego czy ciemnego drewna? Jakieś ozdoby czy bez? Jak z ozdobami to zawsze więcej czasu zajmuje. Z baldachimem czy bez? Jak z baldachimem to trzeba sprawdzić wysokość sufitu aby nieporozumień nie było. - mężczyzna szybko odpowiedział zestawem chyba standardowych pytań bo zadał je szybko i bez wahania. I teraz czekał na odpowiedzi.

Ver pozytywnie zaskoczyła mnogość ofert właściciela lokalu. Lubiła mieć wybór mimo iż nie była aż nadto wybredna.

- Dwa raczej standardowe łóżka dla moich pracownic. - odparła spokojnie - Sosna powinna być odpowiednia. - nie była znawczynią rzemiosła. Wiedziała jednak, że drzewo to jest najpowszechniejsze w okolicy a co za tym szło powinno być raczej tanie.

- Ile taka przyjemność by mnie kosztowała mistrzu? - tytuły i komplementy szły w parze i o ile nie były przesadne raczej budowały dobry grunt do negocjacji.

- Za jedno pojedyncze to będzie 20 monet. Więc za dwa 40. Jak pani zamówi dzisiaj to za tydzień powinny być gotowe. - rzemieślnik od obróbki drewna odparł bez wahania więc pewnie nie pierwszy raz udzielał takiej odpowiedzi.

- A za trzy? - zapytała - Tyle, że to trzecie miałoby być wyjątkowe. Zdobione, z baldachimem i nie sosnowe. Coś takiego co nie spełniłoby tylko funkcji wypoczynkowej ale i zdobiłoby swoją krasą. - rzecz jasna, myślała w tym momencie o Pirorze, która z tego co się ciemnowłosa wdowa orientowała była w trakcie szukania swojego gniazdka.

- A to zależy. Podwójne czy pojedyncze. Jak skomplikowane te ozdoby i ile i gdzie. Z jakiego drewna. Jak nie z sosny to polecam jeszcze buk, dąb lub czerwony klon. No i to też pewnie by zajęło więcej czasu wykonanie takiego bardziej skomplikowanego łóżka. No i my zajmujemy się tylko stolarką. Jakieś materace i materiały to już klient załatwia sobie we własnym zakresie. No chyba, że chodzi o krzesła, fotele i sofy. Wtedy jeszcze trzeba materiał okrycia i wypełnienia określić. My tylko to montujemy a materiały albo dostarcza klient albo my zamawiamy dla klienta. Oczywiście klient pokrywa wszelkie koszty i naszą robociznę. - majster nie zawahał się ani na chwilę. Płynnie był gotów przyjąć zamówienie i na bardziej skomplikowany model łóżka. Tylko to była kwestia dogadania się co do detali.

Ver mogła nieco popuścić wodzę fantazji a była w tym niezła. Chciała zaskoczyć kuzynkę i sprawić jej taki prezent aby ta w trakcie tych najbardziej intymnych spotkań ze swoimi adoratorami mogła myśleć o niej.

- Podwójne albo i potrójne. - odparła z uśmiechem - W każdym razie nie małe. Zaś co do wzorów. - zagwizdała delikatnie - Motyw winorośli i węży oplatających kolumienki baldachimu myślę, że pasowałby idealnie. - ostatnimi czasy ten kanon bardzo się jej spodobał - Zagłówek zaś zdobić by mogły jakieś owalne kształty na tle świecących półksiężyców. - mówiąc to nieco poprawiła dekolt - Tylko aby nie było to aż nadto wulgarne. Finezja i gust byłby w tym przypadku mocno wskazany. - dodała uśmiechając się ponownie - A i drewno. Przyznam się, że nie jest to mój konik. Czerwony klon jednak brzmi interesująco. Sam w sobie stanowiłby element wystroju. - dywagowała jakby sama ze sobą - Pytanie tylko ile by to wszystko kosztowało. Pragnę jednak uprzedzić nie jestem łatwym klientem. - wtrąciła przechodząc do tej raczej formalnej części dobijania targu.

- A jak duże i ile tych węż i winorośli? Im więcej dłubania tym więcej czasu i pieniędzy to kosztuje. Ma pani jakiś rysunek albo wzór jak to miałoby wyglądać? Za takie luksusowe wersje to zaczynają się od stówki i trzeba minimum 2 tygodni czekania. Jak z tymi dwoma zwykłymi no to dobrze by było ustalić które pierwsze mamy robić. - odparł stolarz kiwając głową ale wydawało się, że podchodzi do sprawy z zawodowym chłodem i nie ma jakichś obiekcji w tej materii.

- Powiedz mi jeszcze jedno mistrzu. - podjęła kolejny temat wcielając się w rolę rasowego kupca, który nie ma zamiaru wcisnąć sobie banialuków - Szykuje mi się większa robota. Za miesiąc. Może półtora. Mianowicie chodzi o wyposażenie… hmmm… - zadumała krzyżując ręce na klatce piersiowej - Teatru. Ławki, stoła, krzesła, podest sceny, może jakiś bar. W każdym razie wszystko co taki przybytek potrzebuje. Jak sobie liczycie za robociznę jeżeli chodzi o tak duże zlecenia?

- To wtedy liczymy dniówki. Ja biorę 10 monet za dzień a chłopcy po 5. No i musielibyśmy wiedzieć wcześniej aby zluzować robotę na coś tak większego. - majster od obróbki drewna odparł bezzwłocznie więc w takich sprawach też miał wprawę.

- Zacznijmy więc od tych dwóch pojedynczych. - powiedziała analizując chwilę wcześniej wszystkie informację - I zobaczmy ile warta jest ta wasza robota mistrzu. Mam nadzieję , że zaskoczycie mnie zarazem jakością wykonania jak i … ceną.

- No jak mówiłem. Jedno zwykłe łóżko to tydzień roboty. To dwa tygodnie na oba. Przyjdzie pani za tydzień to pierwsze powinno być gotowe. - odparł rzemieślnik niezbyt radośnie. Jakoś nie umiał odmówić czarnowłosej i zgodził się spuścić z początkowych 40 monet prawie o jedną czwartą. Co chyba nie wprawiło go w dobry humor i teraz chciał jak najszybciej zakończyć te negocjacje.

Była z siebie zadowolona. Lada siedzenia w branży kupieckiej odnajdywały odzwierciedlenie w rzeczywistości. W świecie gdzie każdy, każdego chce albo wykiwać albo przerobić na monety był surowy i dziki. Trzeba było umieć negocjować cenę albo zostawało się pożartym przez rekiny biznesu.

- Jeszcze sobie odbijesz. - odparła - Jak wasza praca wprawi mnie w zachwyt, dołożę wszelkich starań by to wam wpadła ta robota w teatrze. - uśmiechnęła się - Szykujcie się też powoli na to większe łoże mistrzu.

---

Mecha 54

Versana; targowanie ze stolarzem (OGŁ vs OGŁ); 65+10+20-10-10-10=65 vs 40-20=20; rzut: Kostnica 61 > 50+65-20=95; 95-61=34 > śr.suk = -20% ceny mniej (40-20%=32 PZ)

---

Versana: - 5 PZ; - 32 PZ
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 05-06-2021 o 18:15.
Pieczar jest offline