|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
02-06-2021, 12:00 | #311 |
Reputacja: 1 |
|
02-06-2021, 12:01 | #312 |
Reputacja: 1 |
|
02-06-2021, 20:02 | #313 |
Reputacja: 1 | Marktag (3/8) Wieczór; miasto; okolice jednego z pustostanów; Vasilij; Strupas.
Wieczór; Faktoria “Kruk”; Vasilj, Profesor. Vasilij po powrocie do domu poprosił jeszcze o kilka minut rozmowy z Profesorem wysyłając po niego Krótkiego. Widział, idąc do domu, że światło w oknie starszego mężczyzny który mieszkał na terenie faktorii wciąż się paliło. Przyjął go w swoim gabinecie i rozlał po grzecznościowo po kieliszku wina. |
05-06-2021, 07:00 | #314 |
Reputacja: 1 | Backertag (4/8); ranek; kamienica van Darsenów; Versana, Kornas, Brena, niewolnice Miała zakwasy niemal na całym ciele. Jedynie końcówki włosów nie przypominały o wczorajszym wysiłku. Było to jednak zmęczenie należące do tych przyjemnych. Tryskała więc dzisiaj energią i dobrym humorem. Poranek postanowiła spędzić w swojej izbie. Miała do pogadania zarówno z Kornasem jak i Breną. Poprosiła więc wpierw na słówko swojego ochroniarza. Ten nie kazał jej długo na siebie czekać i charakterystycznym dla siebie ociężałym krokiem zjawił w jej pokoju. - Siadaj i opowiadaj co w tych kanałach, żeśta znaleźli. - temat, którym zajęła się męska część ich kultu bardzo ją interesował nie tylko ze względu na niebezpieczeństwo jakie czyha po zmroku na ulicach ale również to co trzymał tam kiedyś Grubson i co przeszło w posiadanie Czarnego. Sama w sumie też podjęła pewne kroki by rozwiązać tą sytuację. Nie zamierzała jednak się póki co z nich nikomu zwierzać. - Właściwie to nic. Nic cośma szukali. - zaczął Kornas i streścił w paru zdaniach wczorajszą wyprawę. Brudno, ciemno, zimno i śmierdząco. Żadnych morderców w tej czy innej postaci nie znaleźli. Za to trafili na jakichś kopaczy. Ale rzucili lampą blokując drogę i zwiali. Potem jak wyszli na powierzchnię to okazało się, że właściwie cały dzień im zszedł pod ziemią. No ale Vasilij był kolega i postawił im wszystkim łaźnie po tym wszystkim. - Aha. I powiedziałem mu, że to spotkanie z Miłkiem przełożone. Ale nic mi nie powiedział. - dodał jak już wydawało się, że skończył mówić o wczorajszym dniu. - Dzisiaj też tam idzieta? - drążyłą dalej - Vas nadal ma zamiar bawić się w “ciuciubabkę”? - Dzisiaj nie. Silny mówił, że ma dość tego łażenia po omacku. A Vasilij, że dziś nie. - podsumował łysielec ustalenia z końca wczorajszej wycieczki. - Znakomicie się spisałeś w każdym razie. - z szerokim uśmiechem pochwaliła swojego pracownika i kolegę ze zboru zarazem - Mój mąż wiedział kogo zatrudniać. Mam więc do ciebie prośbę. Udaj się do skrytki i zostaw tego grypsa dla Cichego - treść była prosta. Ver oferowała swoją pomoc i proponowała wspólne spotkanie z Czarnym w razie gdyby śledztwo stanęło w ślepym zaułku. Na koniec wdowa zasugerowała termin i miejsce spotkania. Wracając zaś wejdź do “Knieji”. Wiesz to ten sklep z asortymentem dla myśliwych. - Kornas powinien kojarzyć ten przybytek - I kup rohatynę. Tylko porządną a nie jakiś badziew. - poleciła - A no i wezwij do mnie Brenę nim ruszy z pozostałą dwójką. Drzwi się zamknęły tylko po to by chwilę później znów się otworzyć. Tym razem jednak w ich prześwicie stanęła rudowłosa Brena. Była uśmiechnięta, pachnąca i gotowa by wraz z Dagmarą i Blanką udać się na nauki do Pirory. - Pani wzywała? - zapytała jak przystało na dobrze ułożoną służkę przystało. - Tak kochanie. - odparła sympatycznym tonem - Wejdź i siadaj. Mam do ciebie kilka spraw. - oznajmiła zapraszając pieguskę do wspólnego stołu - Więc po koleji. - podjęła temat po tym jak półkislevtka spoczęła po drugiej stronie - Przekaż proszę panience Pirorze iż doczekać się nie mogę dzisiejszego spotkania. Mam nadzieję, że nie sprawiacie jej kłopotu i nie przynosicie mi wstydu? - pytanie było retoryczne wzbudziło jednak uśmiech na twarzy Versany - Chciałam ci jednak podziękować za to, że mi wczoraj towarzyszyłaś i w ramach nagrody zaprosić na wspólną kolację ze mną, Nadią i Pirorą. - spojrzała na młodszą podopieczną unosząc jedną z brwi. Było to nie lada wyróżnienie. Miał to też być początek wdrażania chyba niczego nie spodziewającej się rudzinki w szeregi nowo powstającej komórki wyznawczyń Pana Rozkoszy. Ver miała nawet dla niej przygotowany pewnego rodzaju egzamin wstępny. O nim jednak wpierw chciała porozmawiać zarówno z Pirorą jak i Łasicą. - Nic się nie stało. Ale wczoraj to pani była bardzo odważna. Te inne panie też. Ja to bym się bała tak polować jak panie. - ciemnowłosa uśmiechnęła się delikatnie okazując swój podziw dla tych co uważała za dzielniejsze od siebie. - A jak trzeba to pójdę z wiadomością do “Żagli”. I na spotkanie z Nadią i panienką Pirorą to ja bardzo chętnie. Bardzo je lubię. - powiedziała uśmiechając się jeszcze promienniej na myśl o takim spotkaniu. - Znakomicie. - odparła - Trzymaj pieczę nad dziewczętami w trakcie tych nauk. - dodała z uśmiechem na twarzy - Sama jednak też czerp z tych zajęć pełnymi garściami. Panienka Pirora to bardzo utalentowana kobieta. Backertag (4/8); przedpołudnie; kamienica van Darsenów, tawerna “Mewa”, sklep Grubsona; Versana, Dzisiaj przejażdżki dorożką nie wchodziły w grę. Agrafka miała wolne. Ver posłuchała zaleceń zarówno Froyi jak i Malcolma by nie forsować konia i zaraz po tym jak jej pracownice wyszły na korepetycje, wysłała gołębia do Karlika z wiadomością dla Szefa. Chwilę później zaś sama ruszyła załatwiać swoje sprawy. Wpierw “Mewa” by tam prosić Cori o przekazanie informacji dla Łasicy. Wiadomość była w sumie prośbą o spotkanie albo dzisiejszego popołudnia w cukierni, której adres Versanie wcześniej podała Pirora albo po zmierzchu tu w “Mewie”, gdzie wdowa stawiłaby się osobiście. Oczywiście pierwsza z opcji bardziej pasowała ciemnowłosej kultystce gdyż mogłaby wtedy upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie. Posłana dziewczyna wróciła może z jeden dzwon później z wiadomością, że zostawiła wiadomość dla Nadii obsłudze. Samej Nadii oczywiście nie spotkała. Żadnej Cori też nie. Ale jeśli blond barmanka pracowała wieczorami to nie było dziwne, że tak wcześnie jeszcze jej nie ma. Podobnie z Łasicą która jeśli wszystko szło zgodnie z planem powinna udawać kucharkę w miejskich kazamatach. I przed końcem dnia raczej nie było co liczyć, że opuści to miejsce. A i nie było wiadomo czy zaraz po robocie pójdzie do “Mewy” czy może ma jakieś plany i trafi tam w nocy albo w ogóle. Ver przyjęła tą informację ze spokojem i uśmiechem. Pewnych rzeczy i ona nie była w stanie zmienić. Wszystko pozostało w rękach samego Tzeentcha. Następnym przystankiem wdowy po kupcu był sklep Grubsona. Liczyła, że dziś uda się jej go spotkać by upomnieć się o swoją dolę za zakupy jakich dokonała u niego młodziutka Pirora. Wnętrze sklepu nie zmieniło się za bardzo od poprzedniej wizyty. Zza lady czarnowłosą klientkę powitał ten sam subiekt co poprzednio. Czekał aż ta się rozgości pomiędzy regałami albo podejdzie do lady aby przedstawić z czym przychodzi. - Powitać. - zaczęła - Może dziś przy odrobinie szczęścia uda mi się spotkać Huberta w jego biurze? - ząbki świeciły się niczym jeden z księżyców na nocnym niebie. - Niestety nie. Szef prosił przekazać, że bywa tutaj o zmierzchu na zamknięcie sklepu. - odpowiedział kierownik sklepu równie uprzejmym tonem. - To już jakaś informacja. - odparła z uśmiechem - A Oksanę zastałam? Chciałam z nią porozmawiać. - Jest na zapleczu. Szyje ubranie dla klienta. - odparł kierownik sklepu tłumacząc nieobecność krawcowej na sklepie. - Oddana z niej pracownica. - zauważyła uśmiechając się delikatnie - Pozwolisz więc, że chwilę jej zajmę? - była gościem. Wypadało w takim przypadku spytać o pozwolenie zarządcy. - Nie chciałbym jej odrywać od jej zajęcia. Mogę przekazać jej informację jeśli pani sobie życzy. - odparł grzecznie subiekt nie chcąc przerywać pracy koleżance ale też nie chcąc aby klientka się pogniewała. - Wybacz ale do dość delikatna sprawa. - odparła równie grzecznie - Wolałabym ją przedyskutować z Oksana twarzą w twarz. - doprawiła wypowiedź serdecznym uśmiechem. Kierownik sklepu nie odwzajemnił uśmiechu. Patrzył przez dłuższą chwilę na klientkę jakby zastanawiał się co jej odpowiedzieć. Albo jak. W końcu postawił na zawodową uprzejmość. - Prosze chwilę poczekać. - powiedział grzecznie po czym na chwilę zniknął gdzieś na zapleczu. Po chwili czekania wrócił na sklep a za nim wyszła krawcowa o dwukolorowych włosach. - Dzień dobry pani van Drasen. Czego pani sobie życzy? - zapytała Oksana stając za ladą i będąc równie uprzejma jak jej zwierzchnik. - Witaj Oksano. - Ver sympatycznie uśmiechnęła się w kierunku półkislevitki - Chciałam spytać o ostatnie zlecenie? Mogłabym już zobaczyć jakieś jego efekty? - fakt, interesowało ją to - I jeszcze jedno. Chciałabyś przyjąć kolejne? - rzuciła pytającym spojrzeniem. Nie w smak była jej protekcja kierownika sklepu. Nie mogła jednak nic na to począć. - Suknia dla pani koleżanki jest w trakcie roboty. Nie jest jeszcze skończona. Umawiałyśmy się na wieczór Konistag. A jest środek Backertag. - powiedziała uprzejmym ale stanowczym tonem przypominając, że klientka pyta o produkt przed umówionym terminem na jego dostarczenie. - A z kolejnymi zleceniami to kierownik wie jak to u nas wygląda. Proszę się z nim umawiać. - wskazała na stojącego obok subiekta który skinął w milczeniu głową potwierdzając słowa pracownicy. Versana skinęła głową uśmiechając się delikatnie. Wprawdzie miała ona wobec Oksany nieco inne plany. Los poskąpił jej jednak sposobności. Nie pozostało jej nic innego jak ładnie podziękować krawcowej i umówić spotkanie w jej kamienicy na kolejne przymiarki. - Tak, przyjdę wtedy z suknią. - Oksana pokiwała swoją dwukolorową głową na znak, że na taki termin może się zgodzić. Backertag (4/8); południe; meblarz “Wyheblowane”; Versana, Adres meblarza, który udało się jej zdobyć w trakcie wizytowania sklepu Grubsona okazał się być “tuż obok”. Cieszyło to ją. Było dopiero południe a ona już miała za sobą półmaraton. Zakwasy powoli znikały, niestety w ich miejscu zaczęło pojawiać się zmęczenie. Na szczęście druga połowa dnia zapowiadała się dużo przyjemniej. Wspólny posiłek, pogawędki i zapewne coś jeszcze w towarzystwie jednej albo dwóch jej siostrzyczek był czymś na co naprawdę miała ochotę. Nie była jednak do końca pewna, który rodzaj głodu dokucza jej bardziej. Spodziewała się jednak, że gdy tylko ujrzy ich uśmiechnięte buzie dylemat ten sam się rozwiąże. W warsztacie pachniało świeżo rżniętym drewnem i wszędzie było widać drewniany pył i trociny. Widząc, że mają klienta jeden z rzemieślników w grubym fartuchu oderwał się od swojego zajęcia i podszedł do klientki. - Pochwalony. - przywitała pracowników wśród, których zapewne znajdował się mistrz - Moje nazwisko van Darsen. Czy mam przyjemność z właścicielem tego przybytku? - już bezpośrednio zwróciła się do podchodzącego w jej stronę mężczyznę - Chciałabym złożyć zamówienie na dwa łóżka. - zakomunikowała - Nie ukrywam jednak iż interesuje mnie dłuższa współpraca, która mam nadzieję, będzie tak samo lukratywna dla mnie jak i dla wszystkich tu zgromadzonych. - nie była w ciemię bita. Nie miała zamiaru dać wystrychnąć się na dudka. Zależało jej na dobrych jakościowo produktach za rozsądną cenę. Mimo, że dysponować będzie nie tylko swoimi pieniędzmi to wizja niewysokiej ceny zdecydowanie bardziej zadowoli jej przyszłe wspólniczki tym bardziej nakłaniając do sypnięcia groszem. Przecież: “Tak tanio?”, “To okazja”. - Pochwalony. - odparł mężczyzna w średnim wieku i spokojnym spojrzeniu. Wysłuchał co czarnowłosa ma do powiedzenia i z wolna zaczął kiwać głową. Ale odezwał się dopiero gdy ta skończyła. - Tak, łóżka też robimy. Jakie to mają być te łóżka? Podwójne, pojedyncze? Może dla dziecka? I jeszcze kołyski. Kołyski też robimy. Na jakiś konkretny rozmiar czy standard? Z jasnego czy ciemnego drewna? Jakieś ozdoby czy bez? Jak z ozdobami to zawsze więcej czasu zajmuje. Z baldachimem czy bez? Jak z baldachimem to trzeba sprawdzić wysokość sufitu aby nieporozumień nie było. - mężczyzna szybko odpowiedział zestawem chyba standardowych pytań bo zadał je szybko i bez wahania. I teraz czekał na odpowiedzi. Ver pozytywnie zaskoczyła mnogość ofert właściciela lokalu. Lubiła mieć wybór mimo iż nie była aż nadto wybredna. - Dwa raczej standardowe łóżka dla moich pracownic. - odparła spokojnie - Sosna powinna być odpowiednia. - nie była znawczynią rzemiosła. Wiedziała jednak, że drzewo to jest najpowszechniejsze w okolicy a co za tym szło powinno być raczej tanie. - Ile taka przyjemność by mnie kosztowała mistrzu? - tytuły i komplementy szły w parze i o ile nie były przesadne raczej budowały dobry grunt do negocjacji. - Za jedno pojedyncze to będzie 20 monet. Więc za dwa 40. Jak pani zamówi dzisiaj to za tydzień powinny być gotowe. - rzemieślnik od obróbki drewna odparł bez wahania więc pewnie nie pierwszy raz udzielał takiej odpowiedzi. - A za trzy? - zapytała - Tyle, że to trzecie miałoby być wyjątkowe. Zdobione, z baldachimem i nie sosnowe. Coś takiego co nie spełniłoby tylko funkcji wypoczynkowej ale i zdobiłoby swoją krasą. - rzecz jasna, myślała w tym momencie o Pirorze, która z tego co się ciemnowłosa wdowa orientowała była w trakcie szukania swojego gniazdka. - A to zależy. Podwójne czy pojedyncze. Jak skomplikowane te ozdoby i ile i gdzie. Z jakiego drewna. Jak nie z sosny to polecam jeszcze buk, dąb lub czerwony klon. No i to też pewnie by zajęło więcej czasu wykonanie takiego bardziej skomplikowanego łóżka. No i my zajmujemy się tylko stolarką. Jakieś materace i materiały to już klient załatwia sobie we własnym zakresie. No chyba, że chodzi o krzesła, fotele i sofy. Wtedy jeszcze trzeba materiał okrycia i wypełnienia określić. My tylko to montujemy a materiały albo dostarcza klient albo my zamawiamy dla klienta. Oczywiście klient pokrywa wszelkie koszty i naszą robociznę. - majster nie zawahał się ani na chwilę. Płynnie był gotów przyjąć zamówienie i na bardziej skomplikowany model łóżka. Tylko to była kwestia dogadania się co do detali. Ver mogła nieco popuścić wodzę fantazji a była w tym niezła. Chciała zaskoczyć kuzynkę i sprawić jej taki prezent aby ta w trakcie tych najbardziej intymnych spotkań ze swoimi adoratorami mogła myśleć o niej. - Podwójne albo i potrójne. - odparła z uśmiechem - W każdym razie nie małe. Zaś co do wzorów. - zagwizdała delikatnie - Motyw winorośli i węży oplatających kolumienki baldachimu myślę, że pasowałby idealnie. - ostatnimi czasy ten kanon bardzo się jej spodobał - Zagłówek zaś zdobić by mogły jakieś owalne kształty na tle świecących półksiężyców. - mówiąc to nieco poprawiła dekolt - Tylko aby nie było to aż nadto wulgarne. Finezja i gust byłby w tym przypadku mocno wskazany. - dodała uśmiechając się ponownie - A i drewno. Przyznam się, że nie jest to mój konik. Czerwony klon jednak brzmi interesująco. Sam w sobie stanowiłby element wystroju. - dywagowała jakby sama ze sobą - Pytanie tylko ile by to wszystko kosztowało. Pragnę jednak uprzedzić nie jestem łatwym klientem. - wtrąciła przechodząc do tej raczej formalnej części dobijania targu. - A jak duże i ile tych węż i winorośli? Im więcej dłubania tym więcej czasu i pieniędzy to kosztuje. Ma pani jakiś rysunek albo wzór jak to miałoby wyglądać? Za takie luksusowe wersje to zaczynają się od stówki i trzeba minimum 2 tygodni czekania. Jak z tymi dwoma zwykłymi no to dobrze by było ustalić które pierwsze mamy robić. - odparł stolarz kiwając głową ale wydawało się, że podchodzi do sprawy z zawodowym chłodem i nie ma jakichś obiekcji w tej materii. - Powiedz mi jeszcze jedno mistrzu. - podjęła kolejny temat wcielając się w rolę rasowego kupca, który nie ma zamiaru wcisnąć sobie banialuków - Szykuje mi się większa robota. Za miesiąc. Może półtora. Mianowicie chodzi o wyposażenie… hmmm… - zadumała krzyżując ręce na klatce piersiowej - Teatru. Ławki, stoła, krzesła, podest sceny, może jakiś bar. W każdym razie wszystko co taki przybytek potrzebuje. Jak sobie liczycie za robociznę jeżeli chodzi o tak duże zlecenia? - To wtedy liczymy dniówki. Ja biorę 10 monet za dzień a chłopcy po 5. No i musielibyśmy wiedzieć wcześniej aby zluzować robotę na coś tak większego. - majster od obróbki drewna odparł bezzwłocznie więc w takich sprawach też miał wprawę. - Zacznijmy więc od tych dwóch pojedynczych. - powiedziała analizując chwilę wcześniej wszystkie informację - I zobaczmy ile warta jest ta wasza robota mistrzu. Mam nadzieję , że zaskoczycie mnie zarazem jakością wykonania jak i … ceną. - No jak mówiłem. Jedno zwykłe łóżko to tydzień roboty. To dwa tygodnie na oba. Przyjdzie pani za tydzień to pierwsze powinno być gotowe. - odparł rzemieślnik niezbyt radośnie. Jakoś nie umiał odmówić czarnowłosej i zgodził się spuścić z początkowych 40 monet prawie o jedną czwartą. Co chyba nie wprawiło go w dobry humor i teraz chciał jak najszybciej zakończyć te negocjacje. Była z siebie zadowolona. Lada siedzenia w branży kupieckiej odnajdywały odzwierciedlenie w rzeczywistości. W świecie gdzie każdy, każdego chce albo wykiwać albo przerobić na monety był surowy i dziki. Trzeba było umieć negocjować cenę albo zostawało się pożartym przez rekiny biznesu. - Jeszcze sobie odbijesz. - odparła - Jak wasza praca wprawi mnie w zachwyt, dołożę wszelkich starań by to wam wpadła ta robota w teatrze. - uśmiechnęła się - Szykujcie się też powoli na to większe łoże mistrzu. --- Mecha 54 Versana; targowanie ze stolarzem (OGŁ vs OGŁ); 65+10+20-10-10-10=65 vs 40-20=20; rzut: Kostnica 61 > 50+65-20=95; 95-61=34 > śr.suk = -20% ceny mniej (40-20%=32 PZ) --- Versana: - 5 PZ; - 32 PZ Ostatnio edytowane przez Pieczar : 05-06-2021 o 18:15. |
05-06-2021, 09:31 | #315 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
05-06-2021, 16:46 | #316 |
Reputacja: 1 |
|
05-06-2021, 21:40 | #317 |
Reputacja: 1 | Backertag; przedpołudnie; Faktoria Kruk; Krótki; Vasilij
|
05-06-2021, 21:58 | #318 |
Reputacja: 1 | Backertag (4/8); zmierzch; tawerna “Mewa”; Versana, Wspólna przekąską z daleką kuzynką wprawiła ją tylko w jeszcze lepszy humor. Miała dobrze przeczucie co do dalszej wspólnej współpracy. Cieszyło ją również to, że zaczynały tworzyć przeważającą siłę w szeregach kultu w tym mieście. Sen Łasicy powoli zaczynał się ziszczać. Choć był to dopiero początek. Wszak tyle niewiast miały jeszcze na oku: Louisa, Kamila, Froya, Norma, Brena, Rosa, Bena, Dagmara, Ajnur, Blanka a przy dobrych wiatrach kilka pozostałych jak choćby Naji. Były to jednak dalekosiężne plany, których realizacja usytuowana była na różnym etapie zaawansowania. Zmęczenie zdawało się gdzieś ulotnić a może po prostu nie miała czasu nawet o nim myśleć. Mknęła do “Mewy”. Śpieszno jej było bo wieczorem zobowiązała się stawić w porcie wraz z Normą a musiała jeszcze na chwilę wejść do domu by zabrać Kornasa i rohatynę jaką miał on dziś zakupić by Ver mogła ją wręczyć w formie prezentu berserce. Wszak ta swoją połamała w trakcie polowania. Na szczęście Łasica była jedną z nich więc część spraw mogło się pokryć. Swoją drogą wdowa przypuszczała, że jej kochanka nie odpuści sobie możliwości spotkania się z blond wojowniczką. Tawerna ukazała się jej oczom po tym jak minęła róg ulic Dekarskiej i Ceglanej. Była więc u celu. Pozostało liczyć, że w środku czekać będzie szeroko uśmiechnięta Nadia. W środku panował gwar i ruch jak zwykle w karczmach, gospodach i tawernach po zakończeniu dnia pracy i zmroku. A teraz, zimą zarówno zmrok zapadał wcześniej i i spora część populacji nie miała stałego zajęcia. Co zachęcało do wizyt w takich lokalach. Ale Łasicy wśród gości jakoś nie było widać. Za to za ladą buszowała Corette. - Cześć Cori. - wdowa bezpardonowo przywitała kelnerkę podchodząc do niej - Nadia była albo zostawiła jakieś info dla mnie? - zadała pytanie wieńcząc je delikatnym uśmieszkiem. - Cześć Versana. Łasicy dzisiaj nie widziałam. Wczoraj też nie. Ale wieczór jeszcze młody. Jakby przyszła prosto po robocie to niedługo powinna być. Ale jak gdzieś zwłóczy to może być o północy albo w ogóle. - ulubiona barmanka Łasicy przywitała jej koleżankę z uśmiechem. Ale miała raczej standardowe wieści. I znaczyły, że Łasica mogła nie być świadoma wysłanych do niej wiadomości. Versana zaś nie znała jej planów kiedy właściwie kończyła pracę w kazamatach. Jej kochanka ostatnimi czasy była mocno zajęta i nie posiadała zbyt wiele czasu dla swojej kochanki. Fakt ten nieco zasmucał sama zainteresowaną spotkaniem, musiałą jednak jakoś strawić tą informację. Miała jeszcze chwilę do spotkania z Normą. Zdecydowała się więc poczekać na ulubienice. By jednak zbytnio nie przymierać nudą. Postanowiła nieco się rozerwać, poplotkować, poflirtować i może zagrać. Zaczęła od dokładnego rozejrzenia się po klienteli i zamówienia czegoś by przepłukać gardło. Wieczór się zaczynał na całego i dało się to odczuć także w tej tawernie. Co chwila drzwi wejściowe trzaskały gdy ktoś wchodził do środka. Zaś wychodzących było o wiele mniej. Gwar i tumult panowały spore. To był lokal cieszący się dużą popularnością zwłaszcza wśród marynarzy i pozostałej części populacji jaka była solą tej zmarzniętej ziemi. Rozmawiali ze sobą, śmiali się, kłócili, grali, jedli i pili. Wśród gości Versana jednak nie wyłowiła Łasicy. O tej porze mogła jeszcze robić swoją robotę. A czas do spotkania z Normą uciekał bezpowrotnie. Dojrzała jak kelnerki uwijają się niosąc pełne i wracając z pustymi tacami, jak gdzieś przy sąsiednim stole grupka mężczyzn rozprawiała o czymś poważnie jakby omawiali interesy albo jak jakiś starszy facet w todze rozmawiał z młodszymi przez co wyglądał przy nich jak jakiś nauczyciel albo mędrzec. Cori i oberżysta też mieli co do roboty i co chwila obsługiwali kogoś kto akurat podszedł do szynkwasu. Ver machnęła więc zgrabnie rączką by przywołać znajomą kelnerkę. Zawsze ją zastanawiało skąd u nich ta spostrzegawczość. Niby się nie patrzą a jednak wszystko widzą. Z resztą nie tylko na tym polegał jej talent. Jak nikt potrafiła z zachowaniem gracji omijać plątających się po lokalu zapijaczonych klientów nawet ich nie dotknąwszy. Iście mistrzowskie wyczucie równowagi i balansu. Coś co powinien posiadać każdy kieszonkowiec. - Co dla ciebie słodziutka? - zapytała uroczo trzepocząc rzęsami - Ty. - odparła Ver zadziornie - Wpierw jednak opowiedz mi coś o gościach. Tych najciekawszych. - z oberżami było zazwyczaj tak, że stołowali się w nich raczej ci sami goście. Lokali tego rodzaju w mieście nie brakowało. Każdy więc mógł znaleźć coś dla siebie. - Wybacz ale nie bardzo mam czas gadać jak szef jest za barem. - Cori znacząco wskazała na postawnego mężczyznę który był tutaj oberżystą. - Kto cię interesuje? - zapytała dając znać, że może coś na szybko podpowiedziec ale jak się zaczynał wieczorny szczyt w gospodach i podobnych lokalach to dla obsługi był to właśnie szczyt. - Ten staruch w todze. - lekkim skinieniem głowy wskazała mężczyznę - Ooo i tamci co tak się dochodzą. - tym razem celem jej zainteresowania była grupka przekrzykujących się mężczyzn. - Staruch? Nie wygląda mi na jakoś bardzo starszego od ciebie. - brwi blondnki uniosły się gdy uwaga ją widocznie rozbawiła. - Ale nie znam go. Nie widziałam go tu wcześniej. - pokręciła głową aby potwierdzić swoje słowa. - Tamtych też nie. Ale wyglądają mi na marynarzy albo żołnierzy okrętowych. - powiedziała po chwili przyglądania się grupce rozmawiających ze sobą mężczyzn. Wydawali się o czymś debatować z pełnym zaangażowaniem. - Muszę już lecieć. - dodała z przepraszającym uśmiechem i wznowiła swój na chwilę przerwany przez klientkę kurs. - Leć, leć. Dzięki słodziutka. - odparła puszczając jej oczko. Chwilę później zaś wstała i z gracją godną damie ruszyła w kierunku bliżej nieznanych Cori marynarzy. - Panowie wybaczą ale popadłam w tarapaty. - poczęła strojąc przy tym nietęgą minę jakby naprawdę ugrzęzła w niezłym gównie. |
06-06-2021, 08:49 | #319 |
Reputacja: 1 |
|
07-06-2021, 10:34 | #320 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 55 - 2519.02.04; bct (4/8); zmierzch Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnym kuflem” Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz Pirora Na zewnątrz po zmroku zrobiło się mocno nieprzyjemnie. Delikatnie rzecz ujmując. Jakby dla nadrobienia ostatnich dwóch dość łagodnych dni zima wzięła się do roboty i z początkiem nocnych ciemności zerwał się wiatr jaki szarpał nawet grubymi konarami ogołoconych z liści drzew. Przy okazji wzbijał też kurzawę z luźnego śniegu i tego co się z nim niosło. Dlatego tym bardziej ogrzane i oświetlone wnętrza domów wywadały się przyjazne i gościnne. Jak ktoś nie musiał to raczej darował sobie wychodzenie na ten wietrzny i mroźny świat zewnętrzny. Panna van Dyke jednak niestety musiała. W końcu się umówiła z Alane Złotogrzywą. Dopiero szykując się na to spotkanie miała nieco więcej czasu by omówić ze swoimi dziewczętami swoje nocne przygody z legionistami. Tak w środku dnia jak musiała się szykować na spotkanie w cukierni a potem na nie iść bez nich to nawet nie bardzo było kiedy. A dziewczęta miały co opowiadać. - Bardzo udany wieczór, bardzo! - właściwie to dało się poznać już rano przy śniadaniu jak obie strony odzywały i uśmiechały się do siebie. Więc widocznie podobnie przyjemnie wspominały wspólnie spędzoną noc. - Trochę ich na początku nakręciłam, że Ajnur robi świetny masaż. Więc ona wzięła się za Stiephana a my sobie podziwialiśmy widoki z drugiego łóżka. A potem zajęliśmy się sobą. I troszkę z Ajnur się powymieniałyśmy. Chłopcom bardzo się podobało jak się zajmowałyśmy sobą. Ale jeszcze bardziej jak nimi samymi. Więc no tak, było bardzo wesoło przez całą noc. A panienka? Jak się Dirk spisał? - z oczywistych względów bardziej rozmowna była Beno ale jej koleżanka z dalekich, wschodnich, dzikich krain potakiwała jej uśmiechami i ruchami głowy. Dziewczęta a przynajmniej rudzielec też była ciekawa jak to poszło parze jaka udała się do pokoju blondynki i pytała o to z życzliwym zainteresowaniem jak koleżanka koleżankę gdy się znalazły w podobnej sytuacji. Ale jak młoda szlachcianka miała się po zmroku spotkać z elfią nawigator to musiała się przygotować i w końcu wyjść na ten wietrzny, ciemny i mroźny świat. Przynajmniej Beno na pożegnanie życzyła jej udanego wieczoru i wspomniała, że one pewnie będą w kapitańskim pokoju. Droga do “Kufla” nie była przyjemna. Żywioł buszował po ulicach na całego tworząc miotłę jaka stawiała jawny opór wszystkim i wszystkiemu. Tym bardziej gdy wreszcie Pirora znalazła się w środku tawerny nieco wyższego sortu i drzwi odcięły ją od tej zawiei na zewnątrz to można było odetchnąć z ulgą. https://i.pinimg.com/originals/78/4f...910e87d2ea.jpg Powitało ją przyjazne machanie szczupłego ramienia przy jednym ze stołów. I nie mniej ciepły uśmiech spod blond czupryny. Alane poczekała aż Pirora podejdzie do stołu i zajmie miejsce obok niej. - Cieszę się, że dotarłaś. Zastanawiałam się czy cię ta pogoda nie zatrzyma. Zmarzłaś? Polecam kapitańskiego grzańca z miodem. Świetnie go tu przyrządzają. - elfia nawigator zagaiła na początek pokazując na swój parujący kufel. Po czym przyzwała gestem kelnerkę aby ta przyjęła nowe zamówienie. Dzisiejszego wieczoru ubrała się w słoneczne żółcie jakby na przekór paskudnej pogodzie na zewnątrz. Suknia miała te charakterystyczne, elfie wzornictwo. Rozcięcie z boku sukni jakie odsłaniało zgrabne nogi elfki. I całkiem odważny dekolt z przodu i spore wycięcie z tyłu. Aż oko samo uciekało w te przyjemne krągłości. I Pirora nie była pewna czy jej się wydaje bo te złote, elfie loki opadające na plecy często jej przysłaniały widok ale tam przy karku to wydawało jej się, że dostrzega czerwoną podkówkę. Gdzieś w tej okolicy gdzie ostatnio ukąsiła Alanę podczas łóżkowych igraszek. - A właśnie, bo potem mogę zapomnieć. - elfka uniosła palec dając znać, że chce coś powiedzieć zanim się pogrążą w realizowaniu planów na wieczór. - Rozmawiałam z koleżanką o tym eliksirze o jakim ci ostatnio mówiłam. Też była zdruzgotana, że przez takie zabobony tyle przyjemności cię omija. W każdym razie ten eliksir istnieje. Ona go teraz nie ma ale może go przygotować. Jest uzdrowicielką. Medykiem jak to wy mówicie. Jednak jeśli byś była zainteresowana musiałabyś się do niej udać aby cię zbadała. Jak mi się uda to mogę pójść z tobą. Tłumaczyła mi, że nie wszystkie z was są podatne na ten eliksir. Dlatego najpierw by wypadało sprawdzić jak to jest u ciebie. - wyjaśniła pokrótce jak to jest z tym eliksirem po jakim podobno można było odzyskać dziewictwo. Po czym spojrzała w bok na nową koleżankę ciekawa jakie u niej to wywoła reakcję. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Wesoła mewa” Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz Versana Wieczór się zaczynał robić na poważnie. Powinna już się zbierać do węglarzy. Wczoraj powiedziała Normie, że będzie wieczorem. Czyli po zmroku. A na zewnątrz było już ciemno. I wiatr wiał tak, że jego miotła wymiatała silną zadymkę na zewnątrz. Dało się to odczuć za każdym razem gdy ktoś wchodził albo wychodził do “Mewy”. Zresztą tutaj mizeria czasu i brak towarzystwa i tak nie pozwalały rozwinąć skrzydeł. Z tym wojakami nic nie wyszło. - Znajdź sobie kogoś innego. Jesteśmy zajęci. - odparł jeden z nich gdy podeszła do ich stołu. Nie miał ochoty z nią gadać. Żaden z nich. Wyglądało jakby przerwała im ważną dyskusję. Raczej nie siedzieli tu dla rozrywki i nie szukali jej. Więc powitało ją wymowne milczenie które zdrowy rozsądek kwalifikował, że lepiej dać sobie z nimi spokój. Zwłaszcza jak ich było kilku a ona sama. Jak nie chciała się spóźnić na spotkanie z Normą a potem Starszym to czas był otworzyć drzwi na tą wieczorną zawieję i udać się w głąb miasta. Zwłaszcza, że w taką zamieć szło się dłużej i ciężej niż bez niej. No i jakoś w tym momencie drzwi tawerny otworzyły się po raz kolejny wpuszczając falę mrozu i śniegu oraz zakapturzoną postać. Zamknęła ona drzwi i oparła się z ulgą plecami odcinając się od tego zimowego żywiołu. To musiała być kobieta sądząc po ciężkiej, roboczej spódnicy jaką miała na sobie. Dopiero jak odepchnęła się od tych drzwi ruszając śmiało przez główną izbę i zdjęła kaptur okazało się, że to Łasica. - O. Jaka niespodzianka. - przywitała się dostrzegając widocznie Versanę jako niezapowiedzianego gościa. Przywitała się z nią obejmując ją i ściskając. - Coś się stało, że cię przywiało w taką pogodę? - zapytała na wpół żartobliwie. Po czym puściła czarnowłosą i podobnie uściskała barmankę. - Ale zmarzłaś. Chcesz coś na rozgrzewkę? - Cori poklepała kamratkę po plecach jakby chciała ją rozgrzać tym gestem. - Tak, daj mi grzańca. Że też akurat teraz jak musiałam wracać musiało zacząć tak pizgać! - westchnęła ze złością puszczając barmankę i złorzecząc na tą paskudną pogodę. - A jak w pracy? - zagaiła Corette ruszając przygotować tego grzańca. - Nudy! Szorowanie, obieranie, praca na kolankach ale nie taka jaką lubię. Jakbym chciała pracować uczciwie to bym kucharką została! Albo pomywaczką. - poskarżyła się prawie płaczliwie dziewczyna o granatowych włosach. Żywot uczciwego człowieka nie był jej pisany, nie leżał w jej łotrzykowej naturze i narzucał niewygodne więzy jakie wolała na co dzień omijać. https://i.pinimg.com/originals/c1/23...c4f78842ca.jpg - Versana ma dla ciebie wiadomość. Przysłała rano jakąś dziewczynę. Że prosi o spotkanie tutaj. Mnie nie było ale koleżanka odebrała. No a teraz widzisz przyszła osobiście. - blondynka postawiła na szynkwasie parujący kufel za jaki koleżanka od razu złapała chociaz po to by ogrzać zmarznięte dłonie. Ale słuchała z ciekawością zerkając to na jedną to na drugą. - Oho. Wyczuwam pilną sprawę. I pewnie nie chodzi o numerek na pięterku. - powiedziała nieco z rozżaleniem jakby przeczuwając, że koleżanka z kultu nie jest tu tylko w towarzyskiej wizycie i upijając pierwsze parę łyków duszkiem. Westchnęła z przyjemności sycąc się smakiem i przede wszystkim płynnym ciepłem. Nie bardzo była okazja na rozmowy. Versanę gonił termin spotkania z Normą i niejako także ze Starszym. A wiatr na zewnątrz sprawiał, że trzeba było krzyczeć aby się porozumieć a i tak wichura wpychała słowa i śnieg do gardła. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; magazyny; magazyn Gergievów Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz Vasilij Wraz z końcem dnia wiatr się wzmógł do tego stopnia, że poruszał nawet grubymi konarami. Aż deski i okiennice trzeszczały pod jego naporem. Dobrze, że na koniec tego dnia Vasilij z Krótkim zdążyli wrócić do rodzimej faktori. A jej przyjazne mury odcięły ich od pogody, mroku i lodowatego zimna na zewnątrz. Teraz obaj musieli odtajeć w cieple i przy kolacji aby się rozgrzać. Na tym łażeniu po mieście zeszło im większość krótkiego, zimowego dnia. Każdy z adresów jaki znaleźli w ciągu ostatnich paru dni chłopcy Vasilija leżał gdzie indziej. Do każdego trzeba było się pofatygować na własnych nogach i każdy był inny. Tylko lodowate zimno jakie dominowało na zewnątrz było wszędzie takie samo. Wysysało siły i robiło pustkę w żołądku. Każdy z tych adresów miał swoje zalety i wady. Każdy na swój sposób był typowy w swojej klasie. “Kogut” był jedną z opuszczonych w tym mieście gospód. Podobnie magazyn w porcie i kamienica nad rzeką. W każdym z tych miejsc aż nadto byłoby miejsca dla ich gromadki jaka potrafiła się pomieścić w całości w ładowni “Adele”. Każda z nich nie była niewidzialna i nie było co liczyć, że przechodnie nie zauważą, że ktoś tam wchodzi czy wychodzi. Ale samo w sobie nie było to jeszcze jakoś szczególnie groźne. Przecież koga też stała na widoku w porcie razem z całą resztą statków. A Kurt to wręcz jawnie tam mieszkał i dozorował. Ale w całej masie statków i portowego życia to jakoś nie rzucało się w oczy póki nic nie odbiegało od normalności. Podobnie z tymi adresami jakie dzisiaj odwiedzali. https://c8.alamy.com/comp/P8E1BJ/rom...now-P8E1BJ.jpg Gospoda miała pokoje i można w nich było mieszkać. Jakby wyremontować tą karczmę to można by się pokusić aby ją otworzyć. Tylko ktoś by musiał ją obsługiwać. A jakby działała trzeba się liczyć z tym, że nie ma się za bardzo wpływu kto przychodzi do karczmy, zamawia piwo albo pokój. Ale gdzieś tam można by się spotykać po zamknięciu lokalu albo jak w jakimś pokoju czy piwnicy to w trakcie. W kamienicy był ładny widok na rzekę. Obecnie zamarzniętą. I przeciwległy, wysoki jej brzeg. Była bardziej w południowym rejonie miasta. Właściwie nie różniła się jakoś za bardzo od wielu innych kamienic. Tyle, że stała pusta. Więc zatęchła i zawiało ją śniegiem i śmieciami. Też remont albo sprzątanie by się przydało. I im bardziej tym bardziej można by w niej normalnie zamieszkać. Nawet wynajmować mieszkania. Odpadał problem obsługi jak przy karczmie. Ale trzeba by to jakoś uszeregować w urzedach bo inaczej ktoś życzliwy mógłby zgłosić dzikich lokatorów. Ale w takim mieszkaniu to nawet sąsiedzi przecież mieli kłopot wiedzieć co sąsiad robi u siebie. Miejsca też było sporo. No ale i koszt remontu też byłby nie mały. Z magazynem tak samo. Położony w porcie nawet nie tak daleko od “Kruka”. Co nie było dziwne bo przecież tu była cała dzielnica podobnych magazynów. Nawet magazyn Versany też właściwie był nie tak daleko. Magazyn pod względem przestrzeni w porównaniu do gospody czy nawet kamienicy był ogromny. Zwłaszcza, że właściwie był pusty to ta pustka aż biła po oczach. Można było tu zabawy i festynu urządzać pod dachem. Problem taki, że poza niewielką, biurową częścią reszta była bez ogrzewania i miała małe okna pod sufitem. Więc zwłaszcza w zimie było tam prawie tak samo zimno jak na zewnątrz. Tyle, że bez wiatru, deszczu i śniegu. A ciemno było przez cały rok. Trzeba było się wspomagać lampami. Ale to był standard w magazynach. W końcu to nie były budynki mieszkalne. Ogrzewanie było tylko w niewielkiej części biurowej gdzie mieściła się administracja danego kupca, gildii czy kto tam akurat był właścicielem budynku. Przez to łażenie po śniegu i mrozie przez cały dzień Vasilij nie bardzo miał okazję na co innego. A i teraz dopiero czuł jak od kominka i kolacji zaczyna wracać do niego życie. Zdążyli z Krótkim wrócić tuż przed tym jak się zerwał ten silny wiatr tworząc na zewnątrz zadymkę. - A tego nicponia od tych dziwek ani śladu. - rzucił jeden z chłopaków informując przy okazji, że nie zapomnieli o tym zadaniu zleconym przez szefa. Ale łażąc po tych dziurach, mrozie i śniegu nie bardzo mieli jakiś postęp w tej sprawie. - Jakiś menel tu czy tam, jakaś rozwalona bimbrownia, jedną pyskówkę mieliśmy ale tamtych było tylko dwóch a my byliśmy we czterech to ich pogoniliśmy. - dodał drugi który mówił jakby nie było to zbyt trudne dla nich. Ale i dość mało emocjonujące czy satysfakcjonujące. Nie było to bardzo zaskakujące bo te pustostany już dawno były oszabrowane z wszystkiego wartościowego co było łatwo wynieść. Albo chociaż nadawało się na opał. A potem najwyżej wprowadzali się tacy jak Strupas czy Sebastian, wtórni lokatorzy jakich oficjalnie tam nie było. Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem” Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz Egon https://i.pinimg.com/originals/cf/5b...c5d8d6fc55.jpg - I właśnie na taką pogodę warto siedzieć pod jakimś dachem. - mruknął Kuno machając kuflem w stronę okien. Za nimi nie bardzo było co oglądać. Zresztą i tak światło z wewnątrz odbijało się w szybach okiennych. Ale i tak było wiadomo na sam słuch co tam się dzieje. Zadymka na całego. - Mało to macie pustych domów w mieście? - Virsika nie wyglądała na przejętą. Machnęła swoim kuflem w stronę którejś z zewnętrznych ścian gdzie była ulica i reszta miasta. - W taką pogodę nie ma co wybrzydzać. Wystarczy jakiś większy pokój. Tylko światło by się przydało. Bo jak nic nie będzie widać to bez sensu. - Klauge pokręcił głową ale też spojrzał za okno. Ta pogoda mocno krzyżowała im plany. Pierwotny plan by dać sobie po gębie gdzieś w zaułku czy za knajpą z powodu tej zamieci odpadał. Trudno było namówić ludzi aby wyszli na zewnątrz w taką zamieć i wystali tam jak nie musieli. Stąd trójka znajomych gladiatora zastanawiała się nad tym jak tu można by zmodyfikować ten plan. Kluge był zdania, że nie ma na co czekać. Można spróbować dzisiaj. Ogłosić widowisko i nawet jakby tylko parę osób z gości karczmy wyszło je zobaczyć to coś na początek by było. Ale czekali na decyzję Egona. Ten zaś miał co myśleć. I o tym co teraz i o tym co wcześniej w ciągu dnia. Jak w południe jak Silny go odwiedził. Chciał iść do Czarnego tak jak to wczoraj rozmawiali. O samym Czarnym Egon słyszał. Czy raczej o jego Czarnych co w cieniu zaułkach trzęśli całym miastem. Przynajmniej można było odnieść takie wrażenie. Ale samego Czarnego to dzisiaj spotkał po raz pierwszy. Właściwie nie wyglądał jakoś za bardzo imponująco. Owszem, wysoki. Ale wyglądał jak jakiś chłop z lasu czy z pola a nie książe podziemia. A jednak Silny zwracał się do niego z wyraźnym szacunkiem. A i pozostali chociaż wyglądali na zawodowych zabijaków czekali co szef powie i nie odzywali się bez pytania. Widać było, że to on tu przewodzi. Tak stali aby móc w każdej chwili interweniować gdyby goście zmienili statut na nieproszonyc gości. - To ty jesteś Egon? No niezłą walkę ostatnio stoczyłeś. Wygrałeś dla mnie troszkę grosza. - mimo, że gladiator widział herszta podziemia pierwszy raz z bliska ten jakoś go kojarzył. Pewnie z walk na arenie sądząc po tym jak mówił. - A ty Silny taki troskliwy społecznik się zrobiłeś na stare lata? Jakimiś zarżniętymi dziwkami się przejmujesz? - Czarny zapytał ironicznie mięśniaka siedzącego po drugiej stronie stołu. A sam niewielkim kozikiem kroił suszone jabłko. Kawałek po kawałku. Po czym te odcięte kawałki wkładał sobie do ust. - Wcale. Ale jak jest nagroda to chętnie bym ją zgarnął dla siebie. - odparł kultysta krwawego boga dość obojętnym tonem. - To zgarniaj. Po co do mnie przychodzisz? Z kolegą do tego. - czarnowłosy szef najważniejszej bandy w mieście był nie mniej obojętny. Wskazał kozikiem na Egona gdy mówił o koledze i nie przerywał krojenia swojego jabłka. - No tak… - Silny zawahał się nie bardzo wiedząc jak dalej ugryźć temat. W końcu ogłoszono polowanie i każdy mógł sobie łapać tego mordercę jeśli się czuł na siłach. - Ale pomyślałem, że może coś wiesz. Skoro uderzyłeś w dzwon. Jedna czy dwie dziwki to chyba nie powód do takiego rabanu. - odparł mięśniak stawiając na prostotę swojej logiki. - No nie. Jedna czy dwie dziwki to nie powód do takiego rabanu. - zgodził się herszt zaskakująco łatwo i spokojnie. Jakby rozmawiali o pogodzie albo o połowach rybaków. - Ale nie lubię jak ktoś mi w szkodę włazi. Bruździ. Nie okazuje szacunku. Nie pyta mnie o zdanie i pozwolenie. Wpienia mnie takie coś. - odparł szef Czarnych spokojnie ale jednak dało się wyczuć, że takie coś go wpienia. - Do tego niepokój sieje. Ludzie zaczynają szemrać zamiast robić swoją robotę i zarabiać dla mnie pieniądze. Są zniknięcia. Nie zawsze znajdowane są ciała. Głównie biedota. Żebracy. Dzieci. Pijani. Marynarze. Dziwki. Kelnerki. Nikt z ważnych. Niezbyt często. Raz na tydzień. Raz na dwa. Ale od dłuższego czasu. Zawsze samotne osoby. Wychodzi ktoś gdzieś na ulicę i tyle go widzieli. Aż ostatnio doszły mnie słuchy o kościach. Czaszkach. Jakie znaleziono w porcie. W kanałach. Cholera wie czyje. Może tych których brakuje. A może innych. Tak czy inaczej czas zrobić porządek ze skurwielem który mi bruździ. I wpienia. - Czarny wzruszył ramionami wciąż mówiąc jakby rozmawiali o pogodzie. A nie o wyroku na mordercy który chyba od dłuższego czasu robił mu koło pióra. Tylko wcześniej nikt nie skojarzył pojedynczych zniknięć na terenie miasta z jedną osobą. No i tak to sobie porozmawiali w dzień z Czarnym. A potem jak wracali i rozstał się z Silnym bo ten miał jakąś sprawę do załatwienia
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |