Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-06-2021, 12:00   #311
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wieczór; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” Pirora

- Brawo, pomysł z czekaniem na koleżankę bardziej mi się podoba, mam tutaj plany na długą grę z panem Lange. - Pirora uśmiechnęła się. - Ale myśle że ty i Ajnur możecie wdzięcznie zniknąć z dwoma panami po jakimś czasie. Ja już resztą pogram - Powiedziała bardzo pewnie siebie. Jak bardzo mogła się mylić.

Na pytanie nieznajomego po prostu się uśmiechnęła.
- Owszem jestem dosyć częstym bywalcem. Chwilowo tu mieszkam przynajmniej jeszcze przez jakiś czas więc to raczej nie jest zaskakujące. Panie..? - Blondynka powoli ruszyła w stronę sali i szynkwasu gdzie powinna być widoczna dla Benony i żołnierzy. Miałą nadzieje, że rudowłosa wyśle jej małą odsiecz. A Jak nie… no cóż będzie musiała się zadowolić tylko imieniem i nazwiskiem. Może Benona i Ajnur wyciągnąć coś więcej.

- Aaldrik. - marynarz też odwzajemnił się ciepłym uśmiechem i chętnie przeszedł z blondynką do szynkwasu sadowiąc się na sąsiednim stołku.

- To będziesz się stąd wyprowadzać? Szkoda. To można powiedzieć, że złapałem cię w ostatniej chwili. - powiedział gdy już usiedli a on wesoło wzniósł swój kufelek aby się stuknąć z nową znajomą. Tymczasem owa nowa znajoma złowiła przez pomieszczenie pytające spojrzenie spod uniesionych brwi rudowłosej. Beno nowym znajomym Pirory była widocznie tak samo zaskoczona jak ona sama przed chwilą. I nie była teraz pewna czy dalej ma kontynuować umówiony plan czy to coś zmienia.

Malarka posłała jej błagalne spojrzenie ale w tej sytuacji nie miała pewności czy Rudzik odbierze jej prośbę poprawnie. Nie wydawało jej się że Benona zna zasady “gry” na tyle by się domyślić żeby wykorzystać żołnierzy do ratunku blondynki.

- Jesteś marynarzem? Chwilowo jedynych jakich znam to ci z załogi Rose de la Vegi. - Zagaiła domniemanie zajęcie Aaldrika, przy okazji dając sobie pewna przewagę mówiąc że zna Rose, bo większość marynarzy wiedziała kim jest Rose de la Vega.

- No tak, jestem marynarzem. Na “Morskim smoku”. Ja jestem z Erengardu. Ale załogę mamy z całego wybrzeża. I zimujemy tutaj. No i widziałem, że trzymasz się z kapitan de la Vegą. Dlatego nie podchodziłem. - wyjaśnił w całkiem prosty sposób co i jak go tu sprowadza. I dlaczego wcześniej nie kwapił się podejść do drobnej blondynki. O estalijskiej kapitan albo w ogóle o kapitanach mówił tak jakby to były osoby z całkiem innej półki. W międzyczasie przybyła rudowłosa odsiecz. Beno jakoś dała radę przejść nad kolanami Herr Lange i przejść przez główną izbę podchodząc od razu do blondynki siedzącej przy szynkwasie.

- O tu jesteś! Wszędzie cię szukałyśmy! Chodź do nas tam mamy miejsce. - zawołała wesoło i swobodnie jakby odnalazła zaginioną koleżankę i pomagała jej nawigować we właściwym kierunku. Pokazując stół od jakiego właśnie wstała.

- O Benona, przepraszam Aaldrik, może wypijemy razem innym razem. Kapitan de la Vega nie będzie was onieśmielać przynajmniej przez tydzień. Może i dłużej. - Pirora uśmiechnęła się przepraszająco ale i zachęcająco. W końcu podszedł, nie był jej równy ale na swój sposób odważny. A Pirora mogła podziwiać to w innych. Odwagę by próbować.

- Panowie żołnierze nie chcieli być rycerscy? - Zapytała cicho rudą kiedy nie doszły jeszcze do stolika ale odeszły wystarczająco od marynarza.

- Ah… No tak… No to cześć… - marynarzowi taki rozwój wypadków widocznie nie przypadł za bardzo do gustu jak tu jakaś ruda zgarnęła mu sprzed nosa tą drobną blondynkę. No ale dosłownie i w przenośni uśmiechał się robiąc dobrą minę do niezbyt dobrych kart z jakimi został w ręku. Beno na osłodę rzuciła mu jeszcze miły uśmiech ale już bardziej interesowało ją to co czekało przed nimi.

- E tam, żadni z nich rycerze ani szlachcice. Ale i tak się fajnie z nimi gada. Chętnie z nimi pójdę na pięterko czy gdzieś tam. - zachichotała wesoło rudowłosa szepcząc w najlepsze z blondwłosą koleżanką gdy tak szły do stołu. Aż doszły na miejsce.

- To jest właśnie ta koleżanka na jaką czekałyśmy. - Benona zatrzymała się przy stole po przyjacielsku obejmując ramię Pirory i przedstawiając ją wesołej gromadce. Ajnur siedząca na kolanach tego z brzegu uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Zresztą panowie także.

- A to są nasi nowi koledzy. Mathias, Dirk, Edmund i Stiepan. Nie pomyliłam? - Beno zmrużyła oczy jakby nie do końca jeszcze była pewna nowych dla siebie imion. I przedstawiła ich po kolei od tego drugiego co się jej podobał, przez blondyna, tego z boku i tego grubcia co mówił po kislevsku. Cała czwórka nie miała nic przeciwko nowej koleżance rudowłosej zapraszając ją pomrukami, gestami i uśmiechami. A Lange miał minę jak ludzie którym wydaje się, że coś czy kogoś już widzieli i próbują to jakoś zlokalizować w swojej pamięci.

- Pirora van Dake. - Przedstawiła się szlachcianka z lekkim ukłonem, jak na van Dake przystało. - Miło mi poznać. - Jakże inna osobę musiała pamiętać Herr Lange z Mewy, bardziej przyziemny strój, rozpuszczone włosy i rumieniec od żwawych tańców. No i nie była oblana piwem. O ile w ogóle ją pamiętał, najwyraźniej nie zrobiła takiego wrażenia na jakie liczyła. No ale nic wszystko da się naprawić.

- Gdzie mogę usiąść? - Dodała, uśmiechając się i przez moment puszczając Dirkowi przelotne spojrzenie które mówiło że ona doskonale wie kim jest.

Przez chwilę zrobiło się zamieszanie bo Mathias zareagował pierwszy z miejsca proponując miejsce obok siebie. Na co Dirk zaoponował w dość stanowczy sposób. Chociaż dało się wyczuć, że się panowie lubią i szanują i nie jest to prawdziwa kłótnia. W końcu pogodziła ich interwencja Benony.

- Pomogę wam. - oświadczyła z sympatycznym uśmiechem i przeszła znów nad kolanami Langego. Po czym usadowiła się na kolanach jego sąsiada. Co niejako załatwiło sprawę bo Pirorze już zostały do wykorzystania tylko kolana Dirka. A ten ją chętnie na nie zaprosił.

- A więc panna van Dyke tak? Też miło mi poznać. Dirk Lange. A to moi przyjaciele. - Dirk przedstawił się nieco bardziej dokładnie niż przed chwilą to zrobiła rudowłosa trzpiotka.

- Masz bardzo miłe koleżanki. - dorzucił Stiepan który mówił z wyraźnie wschodnim akcentem.

- Tak mnie nazywają owszem. - Potwierdziła blondynka na pytanie, blondyna. - Owszem Benona i Ajnur są dobrymi towarzyszkami miałam duże szczęście, że mogłam je poznać. Choć od czasu przybycia do miasta poznaje dużo ciekawych osób.

- Co właściwie każe mi zapytać z ciekawości kogo poznaje dzisiaj? - Skierowała swoje pytanie do reszty stołu, jakby ignorując pytaniem Lange który jakby nie musiał jej odpowiadać. Tani trik a że ciężko było rozmawiać z resztą stołu z kolan blondyna to mogłoby się wydawać że po prostu nie miala jak inaczej się zwrócić podczas pytania.

- Chyba nie jesteśmy tak sławni jak mi się wydawało. - mruknął nieco ironicznym tonem Mathias co wywołało serię uśmiechów w męskim towarzystwie.

- Ten tu grubas to nasz specjalista od zaopatrzenia. Potrafi załatwić wszystko co potrzeba. - zaczął wskazując na Stiephana. - Ten koleżka to nasz najlepszy szermierz i instruktor szermierki. Powiada, że kobiety zawsze mdleją jak widzą jakie ma blizny ale ja bym nie brał tego tak dosłownie i na poważnie. - odparł tym samym lekkim tonem wskazując na Edmunda któremu z kolei Ajnur siedziała na kolanach. Co wywołało z miejsca jego protesty i dało się wyczuć obcy akcent. Widocznie nie pochodził z Imperium. Jednak Mathias się tym nie przejął i ciągnął dalej.

- No i jestem ja czyli nasz spec od negocjacji i zawierania umów. Rozumiesz, ktoś musi myśleć za tych pacanów. - jego głos ociekał bezczelną skromnością aby nie było wątpliwości kto jego zdaniem jest tutaj najważniejszy. Gdy już wydawało się, że skończył Lange chrząknął znacząco.

- A tak. I jeszcze jest ten dryblas tutaj. Jakby co to jest naszym szefem. Pozwalamy mu tak o tym myśleć bo wtedy jest znośniejszy. A tak w ogóle to jesteśmy Czerwony Legion. - zakończył Mathias nie mniej bezczelnie niż przedstawiał pozostałych kolegów. A ci coś nie wydawali się mieć mu tego za złe, raczej ich to chyba bawiło.

- Tak. La Legione Rossa. Najlepszy legion zawodowych morskich najemników po tej stronie oceanu! - zawołał dumnie Edmund potwierdzając słowa bezczelnego kolegi.

- Taaak, nigdy o was nie słyszalam. - Powiedziała w przekomarzając się tonie blondynka i sama uśmiechnęła się bezczelnie. Dając chwile na reakcje a potem dodała przepraszająco. - Nie no kojarzę jesteście piechota morską. Powiedzmy że był to dosyć egzotyczny koncept dla mnie więc zapamiętałam nazwę.

Pirora w między czasie zwróciła na siebie uwagę znajomej kelnerki dając dyskretnie znak że przydałby się jej kufelek.

- A! Czyli coś jednak o nas słyszałaś! Dobrze! Lubię rozmawiać z inteligentnymi kobietami! - Mathias jak na razie wydawał się najbardziej wygadany z całej czwórki nowych znajomych. Widocznie wziął słowa blondynki siedzącej na kolanach kolegi za dobrą monetę. Beno obejmowała go za szyję siedząc przodem do blondynki i bawiła się w najlepsze słuchając tej jego zabawnej błazenady.

- Tak? Co podać? - wezwana gestem kelnerka podeszła do ich stołu i zapytała Pirorę i resztę towarzystwa uśmiechając się do nich sympatycznie.

- A mogłabyś się podać? No zobacz, nasz kolega siedzi taki smutny i zdekompletowany! - Mathias wskazał na Stiephana odwzajemniając dziewczynie jej uśmiech. Ta spojrzała na niego, na speca od aprowizacji, roześmiała się i rzeczywiście usiadłą mu na kolanach.

- Dobrze ale tylko na chwilę. Szef da mi bobu jak zobaczy, że się obijam w pracy. - powiedziała kelnerka ale chyba przyjemna atmosfera przy stole zrobiła na niej dobre wrażenie.

- No, twój negocjator nawet poza pracą jest w pracy. - Pirora w końcu skierowała swe słowa tylko do Dirka. Przy okazji mogla się przyjrzeć z bliska jego szarym oczom. On za to miał doskonały widok na jej pełne niebieskie.

- No tak, takie to z nim skaranie. - Dirk skorzystał z okazji i chwili spokoju i odgarnął z twarzy siedzącej mu na kolanach kobiety blond loki. Reszta towarzystwa coś dyskutowała ze sobą chyba głównie z Magdą i o niej jak nazywała się ta sympatyczna kelnerka. Wydawało się, że Magda chętnie by z nimi została dłużej no ale była w pracy i nie odważyła się dłużej prowokować cierpliwość szefa.

- No to ja lecę. Zaraz do was wrócę z zamówieniem. - powiedziała stawiając na sztorc tacę o blat stołu i zbierając się do powrotu na salę.

- Mam wrażenie, że już cię gdzieś widziałem. - powiedział blondwłosy zerkając spod przymrużonych powiek na blondynkę i bawiąc się końcówkami jej włosów.

- To co zwykle. - Powiedziała a raczej potwierdziła Magdzie, w końcu jako stały klient od tygodnia była w tej uprzywilejowanej pozycji, że pracownicy tawerni kojazyli ją bardziej i szybko zorientowali się co drobna blondynka zamawia dla siebie.

- Mhmm, czyżby? To chyba znaczy, że nie robię na ludziach takiego wrażenia jak myślałam. Bo inaczej na pewno byś mnie pamiętał. - Powiedziała kokieteryjnie. - Ale owszem wpadliśmy na siebie już. - Dodała ewidentnie rozbawiona rozkminą mężczyzny.

- O. Tak? Wiedziałem! Ale gdzie? I kiedy? - Dirk ucieszył się, że jego przypuszczenia były słuszne ale przyznał się do niewiedzy w tym temacie. Magda zaś ostatni raz uśmiechnęła się do towarzystwa i odeszła od ich stołu wracając na salę.

- Widzisz? I dlatego mówię, że jestem tu niezbędny. Ja napewno bym cię zapamiętał. - Mathias wtrącił się do ich rozmowy stukając palcem w ramię Pirory i robiąc pseudo gorliwą minę.

- Wieczór dopiero się zaczyna dam ci czas żebyś się męczył nad odpowiedzią, może z którymś wylanym kuflem ci przyjdzie odpowiedź do głowy. - Pirora powiedziała ukryta wskazowke ale nie wydawalo jej się że dowódca bandy ja wyłapał. Zwróciła się więc do Mathiasa który wkroczył chyba w jakąś formę rywalizacji z herr Lange o jej uwagę.

- Wydaje mi się że dla ciebie fakt że kogoś na oczy nigdy nie wiedziałeś nie przeszkadzałby ci wmówić tej osobie że się znacie, jesteście najlepszymi przyjaciółmi a do tego winien ci jest pieniądze. - Van Dake pozwoliła sobie puścić komplement co do wygadania negocjatora i jego umiejętności gadaniny. Oczywiście w żartobliwym tonie.

- Dobrze, że sama o tym wspomniałaś. Nie chciałem sam poruszać tego tematu no ale jak zaczęłaś to myślę, że możemy porozmawiać o formie spłaty twojego długu i o karach umownych z tym związanych. - Mathias odpowiedział płynnie i tak profesjonalnie jak to dzisiaj rano słyszała w gabinecie Humboldta gdy rejent rozmawiał z urzędnikiem. Przy czym ten cwaniak z Czerwonego Legionu miał głos i minę jakby mówił jak najbardziej poważnie. I żadna dziewczyna nie siedziała mu na kolanach i wcale nie mówił do dziewczyny jaka siedziała na kolanach jego kolegi.

- Nie słuchaj tego pajaca on zawsze tak pajacuje. - Dirk złapał dłonią jego twarz i odpechnął znacząco do tyłu aż tamtym bujnęło.

- Tak, zawsze się tak zgrywa. - powiedział Edmund ale widocznie miał z tego niezły ubaw.

- Dobra, dobra! Jak wam załatwiam różne sprawy to jakoś wam to nie przeszkadza! - odciął się Mathias chociaż też w żartobliwym tonie.

- Po grzyba miałbym wylewać piwo? - zdziwił się Lange wracając do tej rozmowy w jaką wtrącił się jego kamrat.

Zamiast odpowiedzieć Pirora spojrzała znowu na Lange rozbawiona i zapytała.
- To jak działa ta piechota morska? W Averlandzie nie mamy takich jednostek, więc jedyne co mogę przyrównać to po prostu najemnicy wynajmowani na barkach wodnych żeby pozbywali się piratów rzecznych. - Pytanie było szczerze zabarwione ciekawością i zdradzało też pochodzenie szlachcianki, tak jakby jej ubiory już tego nie robiły.

- No to właściwie to samo. Tylko na morzu. I na większą skalę. Mamy swoje placówki we wszystkich większych portach na tym wybrzeżu. Oraz tutaj. To nie jest duży port no ale na imperialnym wybrzeżu trudno o alternatywę. - wyjaśnił cierpliwie Lange chyba nie chcąc za bardzo komplikować swoich wyjaśnień. Pozwolił sobie objąć kibić blondynki splatając na nim swoje dłonie.

- To jesteś z Averlandu? To co tutaj na północy porabia dziewczyna z południa? - zapytał zagadując o kolejny temat.

- Mhmmmm, dużo by wymieniać. Powiedzmy że miał być to przystanek na trasie odwiedzającej rodzinę ale jestem w trakcie kupowania kamienicy więc to raczej dłuższy postój. A tak to poznaje miasto, mieszkańców i nabywam znajomych i przyjaciół, kończę malować syrenę, mam też zobowiązania wobec kuzynki. - Powiedziała trochę w prosty nie przynudzający sposób by nie zanudzić swojego rozmówcy.

- Malujesz syrenę? - to ostatnie z tego wszystkiego wydawało się najbardziej zaintrygować blond legionistę. Pytał jakby chciał usłyszeć jakieś wyjaśnienia na ten temat. A tuż obok Beno coś czule szeptała sobie z Mathiasem chichocząc przy tym często i wdzięcznie jakby opowiadał coś zabawnego a z drugiej strony Ajnur zabawiała rozmową Stiepana a rączkami Edmunda.

- Maluje obrazy dla przyjemności. Znajoma minstrelka pomogła mi zaopatrzyć się w komplet narzędzi po tragicznie zmarłym artyście i jako pierwszy projekt postanowiłam namalować syrenę. Przyznaje się główną przyczyną jest pogoda która nie sprzyja do szkicowania statków czy samego morza. - Pirora mówiła trochę bardziej żywo na ten temat widać było że lubi malować.
- Nie jest jeszcze skończony i ostatnio nie miałam czasu nad nim popracować by to skończyć. Ale zaczyna wyglądać dokładnie tak jak planowałam. - Pochwaliła się blondynka poprawiając się trochę na kolanach Lange

- A co czerwone płaszcze robią jak mają za dużo czasu? - Zapytała nawiązując tym że ona maluje dla zabicia czasu.

- A no jak widzisz, przepuszczają swój żołd po tawernach i robią różne głupstwa. - roześmiał się Dirk wskazując gestem na towarzystwo jakie obsiadło stół jakby to był standardowy obrazek.

- Proszę, państwa zamówienie. - wróciła Magda, postawiła tacę na stole i zaczęła z niej zestawiać na stół to co kto u niej zamówił.

- A gdzie malujesz ten obraz? Gdzieś tutaj? Masz jakąś syrenę na wzór? Nie wiem czy słyszałaś ale ponoć jakaś zaczęła się kręcić po wybrzeżu. - blondyn zagadną malarkę o jej obraz kręcąc palcem jakby ta syrena mogła się czaić gdzieś zaraz za ścianami gospody w jakiej siedzieli.

- Słyszałam trochę opowieści by wiedzieć że to bardzo niebezpieczne bestie i raczej nie należy ich trzymać jako zwierzątko domowe. - Ton głosu miała lekki ale i lekko przemądrzały jakby chciała dać do zrozumienia że przygotowała się do tematu. - Moja pokojówka która jest z miasta użycza mi swojej twarzy, targ rybny dostarcza mi informacji poglądowych jak powinien wyglądać ogon,...- Zastanawiała się o powiedzeniu o tułowiu ale postanowiła o tym nie wspominać nie pytana. - ...co do plotek tych nie słyszałam, jedynie że ulice miasta w nocy podobno zrobiły się dosyć niebezpiecznie

- Niebezpiecznie? Nie z nami! Jak będziecie pod ochroną naszego Legionu to nic wam nie grozi! - zapewnił Mathias który widocznie jak chciał to słyszał co trzeba. Gdy akurat nie zajmował się sprawdzaniem co ruda ma pod sukienką. I sądząc po rozognionym spojrzeniu to chyba podobało mu się to co ruda ma pod sukienką.

- A niebezpieczne bestie z tych syren to prawda. Chociaż to zależy od historii w jakiej występują. - Lange odparł spokojniej niż kolega i na razie pozwolił sobie nie dodawać więcej komentarzy do jego wypowiedzi.

- W większości legend to te pół kobiety a pół ryby wabią żeglarzy na skały. A gdy statek się roztrzaska one się pożywiają ich mięsem. Ale słyszałem kiedyś bretońską legendę, że to wysłanniczki Mananna. I jak ktoś przejdzie jego próby to one zabierają takiego śmiałka do podwodnych ogrodów szczęścia i miłości. I tam zmieniają się w najrozkoszniejsze kochanki na świecie gdzie baraszkują z takim morskimi chojrakami do końca świata. - Dirk rozluźnionym i gawędziarskim tonem opowiedział swoją skróconą wersję tej historii jaką usłyszał.

- A ta twoja służąca to ma odpowiednie atrybuty aby pozować na syrenkę? - zapytał Mathias wymownie zaciągając koszulę Beno aby zajrzeć na te jej atrybuty o jakie pytał.

- Nigdy tej opowieści nie słyszałam, z Bretoni większość opowieści dotyczy ich Pani jeziora i Rycerzy Graala. - Przyznała się starszemu mężczyźnie. Na komentarz jego towarzysza przewróciła oczyma jakby usłyszała kiepski żart jakiegoś młokosa. - Kerstin użycza mi twarzy nie klatki piersiowej. Jak skończę pewnie go wystawię na sprzedaż to sam ocenisz czy taka syrena byłaby w twoich gustach.

Wróciła uwagą do blondyna. - Ta historia zasłyszana od marynarzy z którymi pracowaliście czy sami zawita liście w tamte strony?

- Tą akurat usłyszałem od jednego bosmana z jakim akurat płynęliśmy. On był z załogi statku a nie od nas ale wiele znał takich historii. Prawdziwy gawędziarz był z niego. Umiał i opowiadać i słuchać. Znaczy jak się do kogoś przekonał. - blondyn zadumał się nad tamtymi dniami gdy to usłyszał tamtą legendę po raz pierwszy. To wykorzystał Mathias aby znów się wtrącić.

- Kerstin? - zapytał wodząc pytającym spojrzeniem po trzech kobietach jakie obsiadły męskie kolana przy tym stole.

- To nasza koleżanka. Ale nie ma jej tutaj dzisiaj. Ale myślę, że bardzo ładnie wygląda na tym obrazie jako syrenka. Tak na żywo też. - Beno wyjaśniła kim jest modelka malarki i przy okazji powiedziała o niej dobre słowo.

- To masz ten obraz gdzieś tutaj? To może byś mi go pokazała? Może bym coś mógł podpowiedzieć? - zaproponował oficer malarce jaką trzymał na swoich kolanach.

- Och czyli nie wiesz o przesądach malarzy i patrzeniu na niedokończone obrazy? - Zaśmiała się lekko van Dake a potem spoważniała - To dołoże ci dodatkową opowieść do twojej kolekcji. Zasada jest taka, że nie wolno patrzeć ani podziwiać nie skończonego obrazu. Każdy kto nie jest twórca traci trochę swojego życia patrząc na takie niedokończone dzieło czasem nawet rozum. Był jeden imperialny malarz który zostawił po sobie kolekcję takich niedokończonych obrazów i każdy kolejny właściciel umierał tragicznie... Czasami sam a czasami cały majątek popadał w ruinę... Podobno w końcu inkwizycja zajęła się szukaniem tych dzieł i paleniem ich na stosach. -

Pirora mówiła z wielka powagą, w końcu opowiadała straszną historię. Która być może sama w sobie nie była prawdziwa i dosyć mocno wyrosła w legendach i przy kolejnych przekazach ustnych. Niemniej był kiedyś Artysta nazwiskiem Saberspar którego obrazy były wspaniałe ale mocno pechowe dla właścicieli. Wszystkie mimo tego że wspaniałe były nieskończone. I od tak powstała anegdota i przestroga dla malarzy, by nie pokazywać swoich nieskończonych dzieł… Pirora zawsze uważała że to chodzilo o to że jeśli pokażesz komuś nieskończony obraz a ta osoba zaczyna komentować jego stan to nie jest to już wizja artysty ale skaza jaką zostawiła osoba komentująca.

- ...no ale jak życie ci niemiłe i wolisz ryzykować postradanie zmysłów to prosze nie mówić że nie ostrzegałam.

Dziewczyna sięgnęła po swoje wino i upiła duży łyk zwilżając gardło

- Brzmi bardzo poważnie. - Dirk zacisnął usta w wąską linię i poważnie pokiwał głową gdy blondynka skończyła swoją opowieść. - Ale to chyba działa na artystów, miłośników dzieł sztuki i właścicieli. A ja nie jestem nikim takim. Tylko prostym żołnierzem. Chętnie pójdę zobaczyć to dzieło sztuki. I może jak tam będziemy to się zastanowimy co dalej z tym można zrobić. Co ty na to? - zaproponował już z lekko drwiącym uśmieszkiem i znów odgarnął jakiś blond kosmyk z czoła malarki przy okazji przesuwając palcami po jej policzku.

- Nie artysta, nie miłośnik dzieł sztuki i nie właściciel… a mimo wszystko koniecznie chce ryzykować życiem by zobaczyć nieskończony obraz syreny. - Powiedziała bardzo cicho malarka zbliżając swoją twarz do ucha mężczyzny. - Aż się ciśnie na usta pytanie czy już nie nie możesz znieść tego uczucia że nadal nie umiesz powiedzieć gdzie mnie widziałeś i chcesz to ze mnie siłą wyciągnąć. - Zanim mógł jej odpowiedzieć jeszcze raz odwróciła wzrok od blondyna udając że sięga po wino, wykorzystała ten moment by posłać Benonie spojrzenie, mogła mieć jedynie nadzieję że rudzik ma już Mathiasa tak nakręconego że pewnie sam ją zaniósł na górę jak da mu znak. Podobne z Ajnur.

- Moja droga panno mogę jestem pewien, że można z ciebie wyciągnąć wiele ciekawych rzeczy i to niekoniecznie siłą. - oznajmił Lange z ironicznym uśmieszkiem i pewnością słyszalną w głosie. Jakby był pewny, że uda mu się zrealizować swoje zamiary co do blondynki w ten wieczór.

- To może porozmawiamy o tym na górze? Mamy bardzo przytulny pokoik na pięterku. - powiedziała wesoło Beno machając dłonią trochę w stronę schodów prowadzących na górę a trochę w stronę sufitu.

- O no i wreszcie ktoś mówi tu z sensem! - ucieszył się Mathias jakby miał bardzo zbieżne plany w tej materii. Więc podnieśli się pierwsi. - Nie no ja to nie będę się tak przeciskał… - mruknął spec od negocjacji widząc jak ruda jakoś dała radę się przecisnąć między stołem a Pirorą. Na chwilę nawet siadając Dirkowi na kolanach.

~ To my zgarniamy ich do siebie a ty tego do siebie? ~ wyszeptała cicho do ucha blondynki zanim wstała z kolan oficera Czerwonego Legionu.

Pirora uśmiechnęła się i pokręciła z niedowierzaniem głową rozbawiona pewnością siebie żołnierza. - Uwierzę jak zobaczę. - Powiedziała wyzywająco w stronę Dirka. Kiedy Benona pochyliła się do niej ta tylko pokiwała niewinnie głową i została jeszcze na kolanach blondyna kiedy tamci się rozchodzili.

- Nadal nie masz zielonego pojęcia gdzie mnie spotkałeś już? - Zapytala nadal ciekawa z chochlikowym uśmiechem. - Bo wiesz jak chcesz bezpiecznie wrócić do siebie a nie być przeklęty przez niedokończony obraz to masz jeszcze szansę.

- Mam dziwne wrażenie, że jak cię przetrzymam to sama się wygadasz. - roześmiał się Dirk też w końcu wstając od stołu. Beno zaś całkiem nieźle zakręciła sytuacją w reszcie grupki. Zwłaszcza jak Ajnur wstała z kolan Egona a Mathias płynnie ją przejął przez co przez chwilę wyglądał jak zdobywca z uwieszonymi u swoich ramion dwiema ślicznotkami. No ale i Tileańczyk nie był w ciemię bity i zgłosił swoje roszczenia do migdałookiej która już tyle czasu mu tak wdzięcznie gościła na kolanach na co żadne z nich się nie skarżyło.

- Ojej no już nie kłóćcie się. Obgadamy to w pokoju kto z kim i na kim dobra? - Benona wzięła sprawy w swoje ręce delikatnie łapiąc za łokieć Tileańczyka i kierując go w stronę schodów prowadzących na piętro.

- No ty też chodź, co tak będziesz sam siedział. - na koniec jeszcze porwała ze sobą Stiepana co dotąd siedział nieco na uboczu i tak roześmianą i pstrokatą gromadką ruszyli w stronę pięterka. A Lange z Pirorą u swojego ramienia ponawigował za nimi.

- Po takim komentarzu będę milczeć jak grób i tak podałam ci już wystarczająco wskazówek. - Blondynka nadal przekomarzała się z blondynem. Na piętrze grupa skierowała się na lewo a ona podążyła na prawo. - Aż mi cię żal skazywać cię na potępienie ale skoro sam się pchasz to raczej ci do rozsądku nie przemowie. - Powiedziała niby obojętnie od niechcenia przekręcając kluczyk w zamku.

- A wy nie idziecie z nami? - Mathias gdy dostrzegł, że się rozdzielają zagaił o to odchodzącą w głąb korytarza dwójkę.

- My mamy pewną sztukę do podziwiania. Syrenkę. Sam rozumiesz. - odparł mu dobrotliwie blondyn uśmiechając się do niego po przyjacielsku. Brunet może by coś jeszcze powiedział ale dłonie rudej wciągnęły go do środka czyszcząc korytarz. Po czym Beno jeszcze na moment wychyliła się na ten korytarz i pomachała do odchodzącej dwójki posyłając im sympatyczny uśmiech. Po czym drzwi do 5-ki zamknęły się odcinając to co działo się wewnątrz od tego co na zewnątrz. Pozostała dwójka bez przeszkód dotarła do 13-ki.

- Tak mówisz, ciekawe co tam chowasz w środku. - mruknął do pleców blondynki żołnierz jaki stał za nią czekając aż otworzy drzwi. Ale nie stał bezczynnie. Jego dłonie spoczęły na kibici stojącej przed nim kobiety przez co jego słowa zrobiły się dość dwuznaczne.

- Sądząc po zachowaniu moich koleżanek zastanawiam się czy nie zostałam właśnie wystawiona. - Zabrzmiała jakby się właśnie zamyśliła. Mimo wszystko otworzyła drzwi skąd powitała ją ciemność pokoju. - Na razie ciemność ale o z tym sobie poradzą świece.
 
Obca jest offline  
Stary 02-06-2021, 12:01   #312
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wieczór; Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnymi żaglami” Pirora, Dirk Lange

Malarka wkroczyła do swojego pokoju pewnie i zanurzyła się w półmrok podążając do stołu gdzie stały świece i zakrzewski. Rozpaliła wszystkie cztery, a były to solidne grube świece z dużym knotem. W pokoju zrobiło się jasno. No nie tak jak w dzień. Ale dało się zobaczyć złączone łózko, małą piramidkę książek, wielkie dwa kufry podróżne jeden otwarty z którego wylały się kolorowe ubrania. Stolik z szkatułkami i biżuterią. Olejna lampa z kloszem wisiała pod sufitem ale była raczej nieużywana no i w rogu pokoju stała zasłonięta materiałem sztaluga, za nią na sztorc postawione były płótna oparte na ścianę i jedno krzesło zajęte było przez farby pędzle i szpatułki. Na stole leżały też resztki słodkich bułeczek oraz otwarte niedopite wino i butelka nie otwartego miętowego lakieru.

- Mocno spartańskie warunki i aż wstyd gości przyjmować wiem. - Powiedziała nonszalancko pozwalając sobie na drobną nutę wyniosłości. - A więc skoro już udało ci się mnie sprowadzić na drogę zapraszania prawie obcych mężczyzn do pokoju. Na których dodatkowo nie zrobiłam takie wrażenia by mnie zapamiętali przy pierwszym ‘wpadnięciu’ na siebie. Dodatkowo bez kolegów czy innych świadków to co teraz panie dowódczo czerwonych płaszczy Dirku Lange? - Zapytała mieszając wydźwięk swych słów od rozbawienia przez drobne urażenie by w końcu w lekki i oficjalny sposób zatytułować swojego gościa.

- Z tego co pamiętam to mieliśmy coś oglądać. Chyba jakiś obraz. - powiedział bynajmniej nie speszony. Wszedł do pokoju i rozejrzał się po nim ciekawie. Podszedł do stołu i z zaciekawieniem obejrzał pozostawioną tam butelkę. Po czym sięgnął po jedną ze słodkich bułek. Ugryzł ją i wskazał w kierunku zasłoniętej sztalugi. Albo Pirory. Bo jakoś to w tej samej linii było.

- Cóż przynajmniej nie jesteś przesądny - Pirora powiedziała podchodząc do sztalugi i jednym płynnym ruchem poderwała materiał w górę. W ciepłym świetle świec ukazał się zarys kobiecej twarzy, melancholijnie zapatrzonej w swojego obserwatora, siedziała na głazie jej srebrzysty ogon w połowie schowany pod taflą wody, tułów był jeszcze zarysem cielistego ciała ale nie był skończony za to za syreną spienione fal rozbijały się o wystające z oceanu skały. Nie wiedziała czy Lange dopatrzy się przy tym świetle ukrytych topielców jacy byli niesieni przez ocean. Pirora wplątywać jakąś masakrę w każdym ze swoich obrazów. Z czego malarka była dumna to naniesione na niebo chmury i zabawy z prześwitującym przez nie światłem słonecznym. Patrzyła na swoje dzieło dumna ale trochę smutna że nie ma ostatnio czasu go kończyć. Kerstin pewnie nie zdecyduje się na pozowanie rozbierane więc Pirora będzie musiała zorganizować sobie lustro i nanieść własne ciało na płótno.

- To ty namalowałaś? - mężczyzna z zaciekawieniem podszedł do sztalugi i z bliska przez chwilę kontemplował obraz. Widać było jak oczy mu chodzą po różnych fragmentach obrazu. Zaczął od twarzy syreny bo ta i rzucała się w oczy jak w każdym portrecie i była już właściwie skończona. Potem oczy marynarza przeszukiwały kolejne fragmenty obrazu.

- No to już po okręcie. Ta tutaj to chyba taka co raczej nie prowadza do ogrodów miłości Mannana. - uśmiechnął się nawiązując do legendy opowiadanej niedawno na dole.

- Ja. A ty masz dobre oko do szczegółów… chyba że twój komentarz miał komplementować syrenę a nie stan rzeczy w innych częściach obrazu. - Pirora powiedziała nie wiedząc co miał na myśli mężczyzna. Jego komentarz mógł być rozumiany dwojako. - Przywiozłam ze sobą jeszcze jeden obraz ale już go podarowałem kuzynce, więc nie wiem kto go teraz posiada. Chwilowo mój najlepszy skończony, dużo się w nim dzieje.

Pirora sprawdziła dwa kielichy na stole, patrząc czy są w miare czyste i rozlała wino które zdążyło sobie pooddychać. I podeszła do mężczyzny tak by stać z nim ramię w ramię. Podając mu jeden z kielichów.

- No, ale jak widzisz jest jeszcze nie skończony a że dziewczyny mają teraz zadanie specjalne to Kerstin będzie mogła mi pozować dopiero za mhmmm... prawie dwa tygodnie. Pewnie szybciej by było kupić po prostu duże lustro. - Pirora zeszła trochę na tematy techniczne, organizacyjne i trochę o planach na przyszłość. - Kto wie może do końca zimy namaluje jeszcze parę sztuk i może kuzynka zorganizuje mi wystawę. Choć ostatnio spędzam dość dużo czasu w towarzystwie nowych znajomych i dosłownie nie mam kiedy malować.

- Oh to jest więcej takich nicponi jak ja co cię odciągają od malarskiej pracy? - zapytał rozbawionym tonem biorąc od blondynki kielich wina. Sprawdził aromat, zabujał nim i stuknął się ze szkłem gospodyni. - To za dokończenie tego co zaczęłaś i tych co zaczniesz. - wzniósł toast nie tracąc rezonu. A gdy upił ten łyk nachylił się aby pocałować malarkę.

- Całe to miasto mnie chwilowo odciąga od pracy… ale nie całe wpuszczam do pokoju… - blondynka przyjęła pocałunek z wdziękiem a po chwili sama na niego odpowiedziała wtórując blondynowi. Trudno było określić jak długo tak stali może tylko chwilę albo parędziesiąt oddechów. - Czy naprawde skonczyły ci się tematy do rozmowy? A może nadrabiasz bo twoje ostatnie wizyty w tawernach były tylko w sprawie załatwiania interesów i żadnej zabawy, tańców i innych takich? - Uśmiechnęła się zadziornie i poszła odstawić swój kielich na stół. Ot zaledwie dwa kroki, nadal mógł chwycić ją wyciągając rękę.

- Jakich interesów? - zapytał gdy nie dał jej odejść do siebie chociaż pozwolił się jej wygadać. Poczuła jak jego ręcę łapią ją za kibić i przyciągają z powrotem do siebie. Aż jej plecy nie natrafiły na jego pierś. A on nadal ją trzymał za kibić tylko jeszcze nachylił się nad nią. A, że był wyższy to jego usta wylądowały przy jej uchu gdy zadał jej pytanie. Potem zaczęły szukać jej ust a dłonie na jej ciele zaczęły się przesuwać na jej przód badając co tam znajdą pod suknią.

- Tak, się mówi, czyż nie? Że w tawernach się albo bawisz albo załatwiasz interesy. - Powiedziała zgrabnie nie omijając temat “Mewy”. Następnie uniosła swe ręce w górę a jej zgrabne palce wplotły się w czuprynę blondyna by mieć śladową kontrolę nad jego głową kiedy znowu połączyli się w pocałunku. Musiała mu przyznać że całował dobrze na pewno lepiej niż nie jeden stały bywalec zamtuzów. Zastanawiałą się czy będzie rozczarowany kiedy zobaczy ją nagą i mniej hojna w biuście niż Benona. Chociaż to już dało się wyczuć.

Blondynka odpowiadała wlasną mową ciałą na kazdy jego dotyk i każdy pocałunek odpowiadając własnym. - Chyba dobre maniery każą mi zapytać skąd ty pochodzisz. - Zastanowiła się głośno, odwracając się do niego przodem w czasie łapania oddechu. Nie omieszkała też złapać za jego koszulę i przyciągnąć go znowu do siebie.

- Dobre maniery zostały za drzwiami. Nie przypominam sobie abym je tu zapraszał. - powiedział rozochocony mężczyzna z satysfakcją obserwując, że partnerka podjęła grę. Chwilę na nią patrzył z wilczym uśmiechem po czym nakierował ją na połączone łóżka popychając ją na nie tak, że musiała na nich usiąść. A zanim coś zdążyła zrobić on też siadł właściwie na jej udach i wrócił do całowania. Napierał na nią dążąc do tego aby przewalić ją na plecy.

- Jestem panienką z dobrego domu dobre maniery za mną podążają jak cień. - Zaśmiała się do Lange zanim dała się ponieść tej fali zabawy i kiedy on całował ją, ona powoli odnajdywała drogę pod jego koszulę. Nawet przygryzla mu psotnie wargę po jakimś czasie by lekko podnieść poziom tych zabaw.

Miłosna gorączka zdominowała oba złączone ze sobą ciała na obu złączonych łóżkach. Lange nie miał ochoty na długie zaloty. Chciał i to chciał szybko, tu i teraz. I brał to co chciał. W pośpiechu zdejmował ubrania z siebie i swojej kochanki. Aby jak najprędzej dostać się do gorącego, żywego ciała. Sam miał nabite barki, jakiś tatuaż głowy lwa na piersi przy sercu, bliznę po cięciu na boku a reszta detali umykała Pirorze w tym pośpiechu i przyjemności. Całował ją, dotykał, smakował. Aż stopniowo schodził w tych zabawach coraz niżej zbliżając się do głównego punktu w takich manewrach czyli penetracji partnerki.

- Czekaj. - powiedziała stanowczo zrzucając z siebie ostatnie skrawki ubrań, jedyne co zostało to pas na udzie z przymocowanym sztyletem. - Teraz ja cię poprowadzę
Blondynka nie chciałą psuć atmosfery wypalać o swoim technicznym dziewictwie ale widziałam też że potrzeba przy jej partnerze zdecydowanego przejęcia inicjatywy. Wciągnęła go na łóżko a na jakieś sprzeciwy miałą zdecydowaną odpowiedź.

- Nie nie, jesteś moim gościem więc nalegam… - blondynka użyła ust by sprawić mi przyjemność i doprowadzić do pierwszej fali uniesienia. Pierwszej bo malarka nie zamierzała się pozbywać kochanka zaraz po a przekonać by został do rana… może do południa.

Wydawało się, że Dirk był nieco zaskoczony przejęciem inicjatywy przez kobietę i to jak już był tak blisko przejścia do głównego punktu programu. Ale czy to wiedziony ciekawością czy zaufaniem postanowił się poddać tej inicjatywie. I zobaczyć co partnerka ma takiego do zaoferowania. A do zaoferowania miałą dużo, a przynajmniej jej repertuar był zdecydowanie bardzo odważny nie każda kobieta nawet doświadczona potrafiła samym językiem i ustami doprowadzić kochanka do wybuchu. Malarce się to udało dosyć łatwo a że blondyn już był na dobrej drodzę kiedy zaczeła to i poszło szybko. Po wszystkim szlachcianka połknęła to co wylało się w jej ustach i bez pośpiechu wpełzła na leżącego i dyszącego mężczyznę. Tym razem jej usta i ręce zaczęły dokładniej badać ciało kochanka. Język wodził po bliznach a kiedy wyciągnęła się na ciele mężczyzny powiedziała mu cicho na ucho, zanim jej zęby delikatnie przygryzły jego krawędź. .

- Skoro udało się nam rozładować trochę twoje żądze to teraz możemy naprawdę zacząć zabawę. - Z ucha mężczyzny jej usta przeskoczyły na jego usta i wznowiły zabawę w zaloty korzystając z całego wachlarzu sposobów by przedłużyć przyjemność im obu.

- Serce lwa? - Zapytała siadając na nim okrakiem i wodząc palcami po jego torsie, jednocześnie dając mu doskonały widok na jej górujące ciało trochę przysłonięte opadającymi blond lokami z rozpuszczonych już włosów.

- Lwie serce. A ty? Masz coś? Ale to chyba nie w stylu panienek z dobrego domu co? - odpowiedział i sam zadał pytanie. Leżał na plecach i wodził palcami po tym co udało mu się sięgnąć z kobiecego ciała. Wciąż jeszcze był nieco zasapany po tej dopiero co zakończonej galopadzie. A sama niespodzianka się Pirorze udała. Też go takim manewrem zaskoczyła. I sądząc po jękach i stękaniach w zdecydowanie przyjemny sposób. A teraz patrzył na siedzącą na nim kobietę wreszcie mogąc ocenić jej walory w miarę na spokojnie. I chyba szukał czy ona sama ma jakieś tatuaże ale takim tonem jakby się raczej nie spodziewać ich dojrzeć na ciele szlachcianki.

- Tylko piegi. - zaśmiała się blondynka pochylając się nagle do przodu i całując go namiętnie by tak samo nagle przestać i na nowo się prostujac. A nawet więcej. Bo przeciągnęła się leniwie prężąc się dla widoku kochanka.

- To te twoje wojaże czegoś ciekawego cię nauczyły w sprawach łóżkowych czy jesteś raczej tradycjonalistą? - zapytała drwiąco uśmiechając się przy tym bezczelnie.

- A ciebie co nauczyło to siedzenie na południu? Masz mi coś ciekawego do zaofeorwania? Coś nieprzyzwoitego, że tak pytasz? - zapytał wkładając sobie rękę pod głowę a drugą dłonią gładząc ciało blondynki.

- Pytam bo chcę Cię trochę poznać zanim uznasz że czas się zbierać. A pewnie jak tylko zniknie Ci z oczu to o mnie zapomnisz. Znowu. I jak przypadkiem na siebie wpadniemy na ulicach miasta czy innej tawernie to znów będziesz się męczyć kim jestem. - przekomarzała się z nim podczas gdy ich ciała powoli wznawiały erotyczne podchody.

- Więc opowiadaj… kto wie może mnie nawet czegoś nauczysz. Albo okaże się że jesteś przyzwoitym najemnikiem który takich bezeceństw uprawiać nie zamierza. - blondynka prowokowała go bardzo jawnie nie bawiąc się aluzje czy słówka. Dirk był raczej prosty w przyjmowaniu komunikatów, ale rozpoznawał też ironię.

- Opowiadaj? Może ty coś opowiesz o sobie? Dajmy na to gdzie się już spotkaliśmy. Widocznie przypadkiem. - parsknął rozbawiony i popatrzył ironicznie na kobietę. Znów nieco zmrużył oczy próbując sobie przypomnieć gdzie mogli się spotkać wcześniej chociaż chyba już nabrał pewności, że do takiego spotkania doszło.

- Przypadkiem, oblałeś ostatnio jakieś dziewczyny piwem? Więcej nie podpowiem cały wieczór rzucam ci podpowiedzi. Jak teraz nie zgadniesz to znaczy że rzeczywiście jestem całkowicie nie atrakcyjna istotą w porównaniu do ludzi handlujący prochem. - Podpowiedziała mu kobieta śmiejąc się i dając mu dosyć duża podpowiedź.

- Aha! Piwo! No tak, teraz pamiętam! - widocznie coś tam co brakowało do tej pory wskoczyło wreszcie we właściwe miejsce i mężczyzna skojarzył osobę z sytuacją. Po czym uśmiech nieco zastygł mu na jego twarzy.

- Aha. I mnie widziałaś jak załatwiam interesy. Mhm. A skąd wiesz z kim? Mówiłaś, że jesteś nowa w mieście. - zapytał przesuwając palcami po zwisających na piersiach blond końcówkach włosów.

- To że ktoś jest nowy nie jest przeszkodą by wiedział kogo słuchać i o co zapytać. To że jesteś dowódcą tej piechoty też wiedziałam przed odkupieniem ci piwa w “Mewie”. Imię i nazwisko dowiedziałam się dopiero teraz. Co do Sypkiego, i waszych spraw, szczegół nie znam wiec jak było to coś natury tajnej to nie musisz mnie uciszać… niemniej nie jest tajemnicą co człowiek z którym się spotkałem oferuje więc można założyć że załatwiłeś sobie jakaś porcje prochu strzelniczego. - Pirora mówiła normalnie i spokojnie, szczerze… no pomijając fakt że kazała go obserwować kelnerce. - Co mnie ciekawi… to jak bardzo zasmucisz swojego negocjatora jak wyjdzie na jaw że próbowałeś się od niego usamodzielnić. Mathias wygląda na takiego któremu by serce pękło po takim potraktowaniu. - Blondynka zażartowała na koniec wypowiedzi przesuwając się w dół i rozciągając swoje ciałko na ciele partnera.

- Zadajesz zbyt wiele pytań. Uważaj bo pomyślę, że jesteś wścibska. Albo nawet, że mnie szpiegujesz na czyjeś zlecenie. Wówczas musiałbym powziąć pewne kroki jakie oboje by nas zasmuciły ale byłyby konieczne. Więc lepiej zapomnij i nie pytaj a tym bardziej nie gadaj o moich interesach. - powiedział tonem dobrej rady i w luźnym tonie. Usta nadal się uśmiechały ale już nie oczy. Po oczach dało się poznać, że blondynka zbliżyła się do granicy niebezpieczeństwa.

- Pfff… to nie dawaj się tak łatwo zauważyć. I czy naprawde myslisz, że gdybym cie śledziła… profesjonalnie to bym ci o tym tak otwarcie powiedziała? W łóżku? I nie wypytywałam o twoje interesy i gdybyś mnie wtedy nie oblał piwem to pewnie bym nawet nie wiedziała że tam byłeś. - Pirora udawała urażenie i wystawiła do blondyna język jak małe dziecko.
- A teraz koniec rozmawiania o interesach paranoiku … choć zrobimy coś ciekawszego. - Zgrabnie ucięła wątek a jej gibkie ciało i usta szybko sprawiły że ten temat został przez mężczyznę zapomniany.

Przeszli do aktów sodomii które trwały o wiele dłużej niż pierwsze szybkie zaspokojenie. Malarka znowu przejęła inicjatywę i poinstruowała partnerem, grając w tym pierwsze skrzypce. Czasem dla mężczyzn takie oddanie kontroli kobiecie, do tego młodszej i słabszej było czasem nie do pomyślenia. Dlatego dziewczyna była raczej ostrożna a to co robiła może i wyglądało jak spontaniczne wyczyny i spełnianie zachcianek chwili ale było tak naprawde wielkim planem składającym z obserwowania reakcji i podejmowania odpowiednich akcji. Owszem Lange wszedł jej na ambicje tym, że jej nie poznał… co z jednej strony było dobre bo to znaczy że przebranie zwykłej trzpiotki jaki miała w “Mewie” było dobre... z drugiej blondynka uniosła się ambicją i zamierzała im dostarczyć taką noc żeby dowódca piechoty morskiej wspominał go nawet na łożu śmierci.

I kolejne ekstremum osiągnięte. Oba ciala padly dyszac na materac. Pirora zadowolona z siebie uśmiechała się łapiąc oddech. Zerknęła na kochanka i dopatrzyła się kropelek potu na jego czole.
Trąciła kochanka kolanem, bynajmniej nie delikatnie.
- Czy w przypływie rycerskiego odruchu przyniesiesz to wino ze stołu?

- Tak, chyba tak. Wino to dobry pomysł. - odparł legionista zerkając na stół który wydawał się wcale nie tak blisko. Wciąż spocony ciężko oddychał po tych harcach. Chyba się nie spodziewał, takiego rodzaju zabawy. I to, że kobieta sama wyjdzie z taką inicjatywą. Ale jednak albo miał do tego talent albo bywał już w takiej sytuacji. Bo jakoś go to nie stropiło i ostrożnie ale zdecydowanie zabrał się do tematu. I pozwolił im obojgu czerpać egzotyczną przyjemność z tej zabawy. Aż do samego końca. Teraz potrzebował odetchnąć. Ale pomysł zwilżenia gardła rzeczywiście wydawał się w sam raz. W końcu więc jęknął i z ociąganiem podniósł się do pionu. Na bosaka przeszedł do stołu i zaspokoił własne pragnienie. Prosto z butelki. Potem naladł do kielicha i z nim wrócił do łóżek podając go swojej partnerce.

Van Dake wypiła zawartość puchara na raz, aż czerwone strużki czerwonego wytrawnego wina spłynęły po brodzie i skapły na jej pierś. Niektóre świece powoli się wypaliły pogrążając pokój w większym półmroku. Choć nadal mogła bezczelnie patrzeć na nagie ciało kochanka w pierwszym przypływie chciała złapać za szkicownik i go przerysować na papier. Powstrzymała się jednak i tylko się uśmiechnęła wyciągając smukłą nogę i musnęła stopą okolicę jego podbrzusza.

- Widzę, że nieźle odgrywasz grzeczną pannicę. Ale masz diabła pod skórą. - zaśmiał się cicho blondyn spoglądając w dół na poczynania kobiecej stopy. - Ale to nawet lepiej. Cnotki są nudne. - zaśmiał się jeszcze raz. Złapał za tą stopę i ją pocałował. Potem jeszcze raz i zaczął tak wędrować swoimi ustami w kierunku kolan, ud i ich zwieńczenia.

- Oficjalnie… i technicznie rzecz biorąc oszczędzam się dla męża. Toteż jeśli chce się nieprzyzwoicie bawić to muszę znać na to sposoby… ale cieszę się że cię nie zanudzam. - Powiedziała otwierają się dla jego ust i przyjmując ta jego pieszczotę z zadowolonym westchnieniem.

- Widzę, że masz ciekawe doświadczenia w tej materii. A z wyglądu taka niewinna. - zaśmiał się bawiąc się zarówno tym chętnym, jędrnym ciałem jak i kontrastem między powłoką a tym co pod spodem. Co właśnie odkrywał. Doszedł do tych najwrażliwszych miejsc i tam zatrzymał się całkiem umiejętnie używając swoich ust i palców.

- Ach! No, no… jednak umiesz też dawać a nie tylko przyjmować. - Jęknęła i pochwaliła pieszczoty Dirka. Oddała się temu uczuciu i jedną kolejną zapaloną świecę później szczytowała wijąc się na łóżku wypełniając pokój swoimi słodkimi pojękiwaniem imienia żołnierza. Chwila oddechu i potem ona na nowo zaatakowała usta mężczyzny zmieniając ich pozycję. Złączenie łóżek było wspaniałym pomysłem, tyle miejsca do manewrów.
Oboje byli już znużeni nie tyle aktywnościami co późną a może już wczesną godziną i przysypali splątani w swoich objęciach. Leniwie muskając się jeszcze swoimi kończynami.

- Proponowanie regularnych schadzek z takiej szelmie całkowicie nie przystoi pannie z dobrego domu. - Zabrzmiała jakby miała zamiar go właśnie wyrzucić z pokoju a przy najbliższej okazji przypadkowego spotkania wyrzec się tej znajomości.

- Więc mając na uwadzę że pewnie z pojawieniem się wiosny odpłynięcie z jakimś okrętem do innego portu to gdzie czy też jak proponujesz “przypadkiem’’ wpadać na siebie? Zapewne częściej niż mniej? Może bez oblewania mnie alkocholem tym razem. I pewnie z koleżanką robiącą za “przyzwoitkę”. Chyba że masz problem z większą ilością nagich kobiet w łóżku i dlatego poszliśmy do mnie a nie z resztą. - Oczywiście, że powiedziała mu o dalszych schadzkach, to nawet nie było pytanie ale stwierdzenie faktu, że tak teraz będzie. I to jeszcze z osobami trzecimi. Świece wypaliły się już jakiś czas temu a oni leżeli otoczeni przez ciemność. Toteż nie wiedziała wyrazu jego twarzy mogła jedynie kierować się tonem jego głosu i ewentualnym ruchem jego ciała. Choć i to też było trudne bo oboje powoli odpływać do krainy snów. Było bardzo przyjemnie.

- Przyzwoitkę? Takie jak te z drugiego pokoju? Jak takie fajne to chyba jakoś mógłbym znieść takie towarzystwo. Jak też takie rozrywkowe i jakichś fochów nie stroi. - zgodził się na w pół żartobliwym na w pół łaskawym tonem jakby robił jakieś wielkie ustępstwo ze swojej strony.

- Myślę, że to jest niezłe miejsce. Wygodne łóżka tu mają. - dodał co do miejsca kolejnych spotkań tego typu. Ale w ciemności dało się już wyczuć w jego głosie pewne znurzenie i senność.

- Masz racje kiepskie z nich przyzwoitki… ale trzeba… radzić sobie z tym co się ma..- dodała również coraz bardziej odpływając. - W kamienicy jaką chce kupić... jest jeszcze większę łóżko… - Byl to ostatni komentarza zanim głową malarki położyła się na torsie Dorka i odpłynęła wsłuchując się w jego oddech i bicie serca.
 
Obca jest offline  
Stary 02-06-2021, 20:02   #313
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Marktag (3/8) Wieczór; miasto; okolice jednego z pustostanów; Vasilij; Strupas.

- Co chciałeś? - zapytał Strupas.

- Chciałem zapytać czy w sprawie tego mordercy coś wiadomo. Popytałeś ktoś coś widział od początku tej historii? - Vasilij zapytał lekko zaciekawiony czy Strupas powie coś użytecznego. - No i o ten port chciałem zapytać byliby chętni na obserwacje i pracę dla nas? - Vasilij lubił Strupasa za wrodzony spryt. Więc liczył, że rozmowa coś przyniesie.

- To chodź tam. - garbus widocznie uznał, że to nie rozmowa na dwa przypadkowe zdania po jakich można się rozejść bo wskazał na narożnik zza jakiego właśnie wyszedł jego kolega. Chwilę śnieg trzeszczał pod butami gdy obaj wrócili w ten ciemny zaułek.

- Popytałem. Ale to nic pewnego. Jeden mówił, że widział jakies sylwetki przemykające się po ciemku w porcie. Ale tak naprawdę to nie wiadomo co widział. Kto to mógł być. A tak to raczej nikt, nic nie wie. Jak my stoimy na żebrach to w dzień. Tam gdzie ludzie chodzą i są. Jak pusta ulica albo noc to nie ma co stać. - garbus wyjaśnił koledze na czym polega kłopot z tymi żebrakami jako obserwatorami. Raczej nie stali ani nie siedzieli tam gdzie było pusto. A te ataki na kobiety raczej zdarzały się w nocy albo wcześnie rano jak jeszcze było ciemno.

- Ale wynająć ich można. Żaden problem. Za coś do jedzenia mogą stać w porcie cały dzień. Jak za noc to jednak trzeba dać więcej. Bo pizga strasznie nocą. Ale też ktoś się pewnie znajdzie. Więc to pytanie ile możesz na to karlików wywalić. - oznajmił jak wyszło mu rozpytanie się wśród żebraków na temat ochotników na takich obserwatorów portu.

Vasilij wręczył Strupasowi czterdzieści karlików.

- Na początek w tym dziesięć dla ciebie za fatygę. Wyślij w dzień jednego bystrego do portu niech policzy ilość odpływów które nie są do końca szczelne i którymi da się wejść do kanałów. Najlepiej zrób to osobiście. Potem niech twoi je obserwują już większą grupą. Każdy swój punkt ale żebyś miał ogląd który gdzie stał i czy na pewno są w robocie. Niech opowiadają o wszystkim ale dla twojej informacji interesuje nas gość. Najpewniej duży, dziwny i działający samotnie. Najpewniej mutant… bo siłę ma ogromną a rany jakie zadawał były bardzo dziwne jak na człowieka. - Giergiev wszystko wytłumaczył garbusowi. - Apropo żebraków myślisz, że jakby przeznaczyć na to trochę karli to można się od nich czegoś ciekawego dowiedzieć. Informacje zawsze są w cenie a ludzie ulicy dużo widzą a nimi nikt się przesadnie nie interesuje. - Vasilij przy okazji zapytał czy zdaniem Strupasa z żebraków byliby sensowni informatorzy o tym co się dzieje w mieście. Było ich wielu a każdy z nich mógł zobaczyć lub usłyszeć coś godnego uwagi.

- To zależy co rozumiesz przez “ciekawe informacje”. - odparł garbus dość obojętnie wzruszając do tego swoimi zdeformowanymi ramionami. - Sam wiesz co widać co dzień na ulicy. W większości to co zawsze. - podpowiedział rozmówcy jaka jest codzienna perspektywa przeciętnego żebraka.

- Z tymi karlikami to jak wolisz? Ilu mam ich zatrudnić? - zapytał chowając sakiewkę gdzieś w przepastne poły swojego brudnego i śmierdzącego płaszcza. A i ów smród buchnął jego rozmówcy w twarz.

- I co z tymi przerzutami na zewnątrz? Póki nie dasz cynku nie mogę ruszać za miasto. A wiesz, że szef nam kazał. - zapytał o to o czym rozmawiali ze Starszym na ostatnim zborze. A już parę dni od tego czasu minęło gdy się nie widzieli ze sobą.

- Zatrudnij tylu żeby obserwować wszystkie dziury którymi da się wejść z portu. Pewnie nie jest ich wiele ale też nie znam dokładnej liczby. Przerzut? Myślałem, że dasz znak jak będziesz ze wszystkim gotowy. Generalnie mamy dwie opcje. Pierwsza zakładasz worek na głowę żeby trasa pozostała tajemnicą. Ufam ci ale moi ludzie wszystkich tak przeprowadzają. Ściągną ci jak będą pewni, że oddali się od wejścia na bezpieczną odległość. Wyznaczę jednego zaufanego pójdzie z tobą do kryjówki ale zostanie kawałek przed nią. Gdzie mu każesz tam się zaczai. Tak by był w zasięgu krzyku ale nie widzieli z kim tam gadasz. Wymieniasz się i on wracają z tobą. Zyskasz pomoc przy Saniach i subtelną obstawę jakby się coś zesrało. Drugie wyjście jest takie, że ograniczamy wasz kontakt. Sanie z miasta ci przerzucą za bramy w jakiś umówiony punkt. Ty sam wychodzisz główną bramą. Sanie będą czekać z ładunkiem. W drugą stronę to samo zostawisz Sanie mojemu człowiekowi a sam wrócisz bramą. Jak byś wolał? - Vasilij zaoferował dwie metody pomocy Strupasowi.

- Gotowy? Człowieku już na spotkaniu wszystko było gotowe. Czekamy na ciebie i te twoje kanały przerzutowe co mówiłeś. - w głosie garbusa dała się wyczuć irytacja a nawet złość.

- Z workiem to sam sobie zakładaj na głowę. To ktoś od nas ma zasuwać do kryjówki. Na początek pewnie ja. Więc my musimy znać te szlaki. Bez żadnych cholernych worków na głowie. Nie wydurniaj się. A jak nie masz takiej trasy to przekup strażników czy co by patrzyli w drugą stronę. Ale potrzebna jest jakaś trasa. Nie chcę meldować szefowi na spotkaniu, że nic nie załatwiłem bo czekałem na trasy od ciebie. Ale tak powiem jak nic nie załatwisz. - garbus dodał od siebie wciąż zirytowanym tonem.

Vasilij pokręcił głową i westchnął.

- Aleś ty wymagający. Prawda obiecałem Starszemu pomoc w sprawie trasy a nie trasę na już natychmiast. Przerzut to jedno a trasa to co innego. Jesteś jednak moim bratem darzę cię zaufaniem. Jak skończymy rozmawiać pokażę ci naszą starą trasę. Teraz z wygody korzystamy z praktyczniejszej i łatwiejszej. Bardziej pod nasz rozmach i potrzeby obecne. Ta którą ci pokażę była wcześniejsza trzeba się trochę więcej nałazić ale służyła nam lata i jest w porządku. No i nie jest strzeżona obecna jest. - Vasilij czuł jakby oddawał dziecko w obce ręce. Nie lubił dzielić się takimi sprawami.

- Nie wiem na co się ugadywałeś z szefem. Mnie powiedział, że czekamy aż znajdziesz dla nas jakąś trasę z miasta. Dla nas. Nie dla tych twoich. To ma być nasza trasa na nasze potrzeby. Tak szef powiedział. - garbus wydawał się nieco udobruchany takimi słowami ale nadal dało się wyczuć w głosie ledwo przyschniętą niechęć.

- No dobra chodźmy pokaże ci trasę - Vasilij stwierdził, że skoro była presja odda Kultowi poprzednią trasę przemytniczą jego szajki. Co prawda planował znaleźć nową ale naciskany ustąpił - żebrakami obstaw te wyloty zgodnie z rozmową. Co do “ciekawych informacji” to może warto po prostu dać im subtelnie do zrozumienia, że zapłacisz za coś co uda nam się przekuć w zysk lub korzyść. Większość rzeczy jakie widzą i słyszą są normalne. Jednak czasami usłyszą lub zobaczą coś czego nie powinni a może być przydatne. Dobrze żeby wiedzieli do kogo przyjść z takimi ciekawostkami i kto im zapewni dyskrecję. O ile uważasz to za rozsądny pomysł - Vasilij przedstawił Strupasowi luźną propozycję.

- Mogę im tak powiedzieć. - zgodził się śmierdziel dość obojętnym tonem i po chwili zastanowienia.

- Mogę ci jakoś pomóc? - Vasilij powiedział już do Strupasa. - Nie przelewa ci się a jesteś dla mnie takim samym bratem. Mogę cię wspomóc monetą, załatwić codzienne ciepłe posiłki cokolwiek potrzebujesz?

- A potem być twoim dłużnikiem? Nie. Dzięki. Poradzę sobie. To chodź do tej trasy co masz mi pokazać. - garbus zapytał ironicznie zdradzając nieufność chyba wrodzoną. Ale szybko zamknął temat i machnął ręką aby kolega podjął się roli przewodnika jaką obiecał.

- Bez długu, gramy w tej samej drużynie. - Vasilij utrzymał swoją propozycję i podkreślił, że nie obliguje to do niczego.

Garbus pokiwał głową, że usłyszał ale nie skomentował tego. Dłonią dał znać, że czas ruszać w drogę bo wieczór już był w pełni.



Wieczór; Faktoria “Kruk”; Vasilj, Profesor.


Vasilij po powrocie do domu poprosił jeszcze o kilka minut rozmowy z Profesorem wysyłając po niego Krótkiego. Widział, idąc do domu, że światło w oknie starszego mężczyzny który mieszkał na terenie faktorii wciąż się paliło. Przyjął go w swoim gabinecie i rozlał po grzecznościowo po kieliszku wina.

- Przepraszam za późną porę. Chciałem jednak podpytać jak idą sprawy o które prosiłem. - wręczył kubek mężczyźnie a sam ze swojego upił solidny łyk. Dzień był ciężki więc przyjemne ciepło w żołądku przyjął z uśmiechem.

- No Gaduła nie przyniósł nowych wieści. Jak ten w środku go nie wystrychnął na dudka to nadal powinien być w dziupli. Trochę maku udało się kupić. Są u mnie w skrzyni. Będzie tego z 18 porcji. A i chłopcy znaleźli kilka ciekawych adresów. Żadnego mordercy. Trzeba by jutro tam pójść i zobaczyć. - starszy mężczyzna w paru zdaniach streścił to co się działo w ciągu dnia odkąd szef opuścił faktorię.

- Dobrze, Krótki mnie jutro do nich zaprowadzi. Miłek spyta pewną osobę czy chce odkupić od nas mak. Jeśli nie, sprzedamy go. Tylko dyskretnie do zaprzyjaźnionych miejsc. To nie jest duża ilość więc się rozejdzie a kilka monet wpadnie. Wydarzyło się jeszcze coś godnego uwagi? - Vasilij zapytał starszego doradcy.

Nieco zaspany Profesor pokręcił głową, że nie. Było już dość późno, musiało być koło północy nim herszt bandy wrócił z podziemi jakie pokazywał koledze ze zboru.

- Miłej nocy nie zajmuje dłużej. - Vasilij poszedł do siebie również padał z nóg.
 
Icarius jest offline  
Stary 05-06-2021, 07:00   #314
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); ranek; kamienica van Darsenów; Versana, Kornas, Brena, niewolnice

Miała zakwasy niemal na całym ciele. Jedynie końcówki włosów nie przypominały o wczorajszym wysiłku. Było to jednak zmęczenie należące do tych przyjemnych. Tryskała więc dzisiaj energią i dobrym humorem.

Poranek postanowiła spędzić w swojej izbie. Miała do pogadania zarówno z Kornasem jak i Breną. Poprosiła więc wpierw na słówko swojego ochroniarza. Ten nie kazał jej długo na siebie czekać i charakterystycznym dla siebie ociężałym krokiem zjawił w jej pokoju.

- Siadaj i opowiadaj co w tych kanałach, żeśta znaleźli. - temat, którym zajęła się męska część ich kultu bardzo ją interesował nie tylko ze względu na niebezpieczeństwo jakie czyha po zmroku na ulicach ale również to co trzymał tam kiedyś Grubson i co przeszło w posiadanie Czarnego. Sama w sumie też podjęła pewne kroki by rozwiązać tą sytuację. Nie zamierzała jednak się póki co z nich nikomu zwierzać.

- Właściwie to nic. Nic cośma szukali. - zaczął Kornas i streścił w paru zdaniach wczorajszą wyprawę. Brudno, ciemno, zimno i śmierdząco. Żadnych morderców w tej czy innej postaci nie znaleźli. Za to trafili na jakichś kopaczy. Ale rzucili lampą blokując drogę i zwiali. Potem jak wyszli na powierzchnię to okazało się, że właściwie cały dzień im zszedł pod ziemią. No ale Vasilij był kolega i postawił im wszystkim łaźnie po tym wszystkim.

- Aha. I powiedziałem mu, że to spotkanie z Miłkiem przełożone. Ale nic mi nie powiedział. - dodał jak już wydawało się, że skończył mówić o wczorajszym dniu.

- Dzisiaj też tam idzieta? - drążyłą dalej - Vas nadal ma zamiar bawić się w “ciuciubabkę”?

- Dzisiaj nie. Silny mówił, że ma dość tego łażenia po omacku. A Vasilij, że dziś nie. - podsumował łysielec ustalenia z końca wczorajszej wycieczki.

- Znakomicie się spisałeś w każdym razie. - z szerokim uśmiechem pochwaliła swojego pracownika i kolegę ze zboru zarazem - Mój mąż wiedział kogo zatrudniać. Mam więc do ciebie prośbę. Udaj się do skrytki i zostaw tego grypsa dla Cichego - treść była prosta. Ver oferowała swoją pomoc i proponowała wspólne spotkanie z Czarnym w razie gdyby śledztwo stanęło w ślepym zaułku. Na koniec wdowa zasugerowała termin i miejsce spotkania.

Wracając zaś wejdź do “Knieji”. Wiesz to ten sklep z asortymentem dla myśliwych. - Kornas powinien kojarzyć ten przybytek - I kup rohatynę. Tylko porządną a nie jakiś badziew. - poleciła - A no i wezwij do mnie Brenę nim ruszy z pozostałą dwójką.

Drzwi się zamknęły tylko po to by chwilę później znów się otworzyć. Tym razem jednak w ich prześwicie stanęła rudowłosa Brena. Była uśmiechnięta, pachnąca i gotowa by wraz z Dagmarą i Blanką udać się na nauki do Pirory.

- Pani wzywała? - zapytała jak przystało na dobrze ułożoną służkę przystało.

- Tak kochanie. - odparła sympatycznym tonem - Wejdź i siadaj. Mam do ciebie kilka spraw. - oznajmiła zapraszając pieguskę do wspólnego stołu - Więc po koleji. - podjęła temat po tym jak półkislevtka spoczęła po drugiej stronie - Przekaż proszę panience Pirorze iż doczekać się nie mogę dzisiejszego spotkania. Mam nadzieję, że nie sprawiacie jej kłopotu i nie przynosicie mi wstydu? - pytanie było retoryczne wzbudziło jednak uśmiech na twarzy Versany - Chciałam ci jednak podziękować za to, że mi wczoraj towarzyszyłaś i w ramach nagrody zaprosić na wspólną kolację ze mną, Nadią i Pirorą. - spojrzała na młodszą podopieczną unosząc jedną z brwi. Było to nie lada wyróżnienie. Miał to też być początek wdrażania chyba niczego nie spodziewającej się rudzinki w szeregi nowo powstającej komórki wyznawczyń Pana Rozkoszy. Ver miała nawet dla niej przygotowany pewnego rodzaju egzamin wstępny. O nim jednak wpierw chciała porozmawiać zarówno z Pirorą jak i Łasicą.

- Nic się nie stało. Ale wczoraj to pani była bardzo odważna. Te inne panie też. Ja to bym się bała tak polować jak panie. - ciemnowłosa uśmiechnęła się delikatnie okazując swój podziw dla tych co uważała za dzielniejsze od siebie.

- A jak trzeba to pójdę z wiadomością do “Żagli”. I na spotkanie z Nadią i panienką Pirorą to ja bardzo chętnie. Bardzo je lubię. - powiedziała uśmiechając się jeszcze promienniej na myśl o takim spotkaniu.

- Znakomicie. - odparła - Trzymaj pieczę nad dziewczętami w trakcie tych nauk. - dodała z uśmiechem na twarzy - Sama jednak też czerp z tych zajęć pełnymi garściami. Panienka Pirora to bardzo utalentowana kobieta.

Backertag (4/8); przedpołudnie; kamienica van Darsenów, tawerna “Mewa”, sklep Grubsona; Versana,

Dzisiaj przejażdżki dorożką nie wchodziły w grę. Agrafka miała wolne. Ver posłuchała zaleceń zarówno Froyi jak i Malcolma by nie forsować konia i zaraz po tym jak jej pracownice wyszły na korepetycje, wysłała gołębia do Karlika z wiadomością dla Szefa. Chwilę później zaś sama ruszyła załatwiać swoje sprawy.

Wpierw “Mewa” by tam prosić Cori o przekazanie informacji dla Łasicy. Wiadomość była w sumie prośbą o spotkanie albo dzisiejszego popołudnia w cukierni, której adres Versanie wcześniej podała Pirora albo po zmierzchu tu w “Mewie”, gdzie wdowa stawiłaby się osobiście. Oczywiście pierwsza z opcji bardziej pasowała ciemnowłosej kultystce gdyż mogłaby wtedy upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie.

Posłana dziewczyna wróciła może z jeden dzwon później z wiadomością, że zostawiła wiadomość dla Nadii obsłudze. Samej Nadii oczywiście nie spotkała. Żadnej Cori też nie. Ale jeśli blond barmanka pracowała wieczorami to nie było dziwne, że tak wcześnie jeszcze jej nie ma. Podobnie z Łasicą która jeśli wszystko szło zgodnie z planem powinna udawać kucharkę w miejskich kazamatach. I przed końcem dnia raczej nie było co liczyć, że opuści to miejsce. A i nie było wiadomo czy zaraz po robocie pójdzie do “Mewy” czy może ma jakieś plany i trafi tam w nocy albo w ogóle.

Ver przyjęła tą informację ze spokojem i uśmiechem. Pewnych rzeczy i ona nie była w stanie zmienić. Wszystko pozostało w rękach samego Tzeentcha.

Następnym przystankiem wdowy po kupcu był sklep Grubsona. Liczyła, że dziś uda się jej go spotkać by upomnieć się o swoją dolę za zakupy jakich dokonała u niego młodziutka Pirora.

Wnętrze sklepu nie zmieniło się za bardzo od poprzedniej wizyty. Zza lady czarnowłosą klientkę powitał ten sam subiekt co poprzednio. Czekał aż ta się rozgości pomiędzy regałami albo podejdzie do lady aby przedstawić z czym przychodzi.

- Powitać. - zaczęła - Może dziś przy odrobinie szczęścia uda mi się spotkać Huberta w jego biurze? - ząbki świeciły się niczym jeden z księżyców na nocnym niebie.

- Niestety nie. Szef prosił przekazać, że bywa tutaj o zmierzchu na zamknięcie sklepu. - odpowiedział kierownik sklepu równie uprzejmym tonem.

- To już jakaś informacja. - odparła z uśmiechem - A Oksanę zastałam? Chciałam z nią porozmawiać.

- Jest na zapleczu. Szyje ubranie dla klienta. - odparł kierownik sklepu tłumacząc nieobecność krawcowej na sklepie.

- Oddana z niej pracownica. - zauważyła uśmiechając się delikatnie - Pozwolisz więc, że chwilę jej zajmę? - była gościem. Wypadało w takim przypadku spytać o pozwolenie zarządcy.

- Nie chciałbym jej odrywać od jej zajęcia. Mogę przekazać jej informację jeśli pani sobie życzy. - odparł grzecznie subiekt nie chcąc przerywać pracy koleżance ale też nie chcąc aby klientka się pogniewała.

- Wybacz ale do dość delikatna sprawa. - odparła równie grzecznie - Wolałabym ją przedyskutować z Oksana twarzą w twarz. - doprawiła wypowiedź serdecznym uśmiechem.

Kierownik sklepu nie odwzajemnił uśmiechu. Patrzył przez dłuższą chwilę na klientkę jakby zastanawiał się co jej odpowiedzieć. Albo jak. W końcu postawił na zawodową uprzejmość. - Prosze chwilę poczekać. - powiedział grzecznie po czym na chwilę zniknął gdzieś na zapleczu. Po chwili czekania wrócił na sklep a za nim wyszła krawcowa o dwukolorowych włosach.

- Dzień dobry pani van Drasen. Czego pani sobie życzy? - zapytała Oksana stając za ladą i będąc równie uprzejma jak jej zwierzchnik.

- Witaj Oksano. - Ver sympatycznie uśmiechnęła się w kierunku półkislevitki - Chciałam spytać o ostatnie zlecenie? Mogłabym już zobaczyć jakieś jego efekty? - fakt, interesowało ją to - I jeszcze jedno. Chciałabyś przyjąć kolejne? - rzuciła pytającym spojrzeniem. Nie w smak była jej protekcja kierownika sklepu. Nie mogła jednak nic na to począć.

- Suknia dla pani koleżanki jest w trakcie roboty. Nie jest jeszcze skończona. Umawiałyśmy się na wieczór Konistag. A jest środek Backertag. - powiedziała uprzejmym ale stanowczym tonem przypominając, że klientka pyta o produkt przed umówionym terminem na jego dostarczenie. - A z kolejnymi zleceniami to kierownik wie jak to u nas wygląda. Proszę się z nim umawiać. - wskazała na stojącego obok subiekta który skinął w milczeniu głową potwierdzając słowa pracownicy.

Versana skinęła głową uśmiechając się delikatnie. Wprawdzie miała ona wobec Oksany nieco inne plany. Los poskąpił jej jednak sposobności. Nie pozostało jej nic innego jak ładnie podziękować krawcowej i umówić spotkanie w jej kamienicy na kolejne przymiarki.

- Tak, przyjdę wtedy z suknią. - Oksana pokiwała swoją dwukolorową głową na znak, że na taki termin może się zgodzić.

Backertag (4/8); południe; meblarz “Wyheblowane”; Versana,

Adres meblarza, który udało się jej zdobyć w trakcie wizytowania sklepu Grubsona okazał się być “tuż obok”. Cieszyło to ją. Było dopiero południe a ona już miała za sobą półmaraton.

Zakwasy powoli znikały, niestety w ich miejscu zaczęło pojawiać się zmęczenie. Na szczęście druga połowa dnia zapowiadała się dużo przyjemniej. Wspólny posiłek, pogawędki i zapewne coś jeszcze w towarzystwie jednej albo dwóch jej siostrzyczek był czymś na co naprawdę miała ochotę. Nie była jednak do końca pewna, który rodzaj głodu dokucza jej bardziej. Spodziewała się jednak, że gdy tylko ujrzy ich uśmiechnięte buzie dylemat ten sam się rozwiąże.

W warsztacie pachniało świeżo rżniętym drewnem i wszędzie było widać drewniany pył i trociny. Widząc, że mają klienta jeden z rzemieślników w grubym fartuchu oderwał się od swojego zajęcia i podszedł do klientki.

- Pochwalony. - przywitała pracowników wśród, których zapewne znajdował się mistrz - Moje nazwisko van Darsen. Czy mam przyjemność z właścicielem tego przybytku? - już bezpośrednio zwróciła się do podchodzącego w jej stronę mężczyznę - Chciałabym złożyć zamówienie na dwa łóżka. - zakomunikowała - Nie ukrywam jednak iż interesuje mnie dłuższa współpraca, która mam nadzieję, będzie tak samo lukratywna dla mnie jak i dla wszystkich tu zgromadzonych. - nie była w ciemię bita. Nie miała zamiaru dać wystrychnąć się na dudka. Zależało jej na dobrych jakościowo produktach za rozsądną cenę. Mimo, że dysponować będzie nie tylko swoimi pieniędzmi to wizja niewysokiej ceny zdecydowanie bardziej zadowoli jej przyszłe wspólniczki tym bardziej nakłaniając do sypnięcia groszem. Przecież: “Tak tanio?”, “To okazja”.

- Pochwalony. - odparł mężczyzna w średnim wieku i spokojnym spojrzeniu. Wysłuchał co czarnowłosa ma do powiedzenia i z wolna zaczął kiwać głową. Ale odezwał się dopiero gdy ta skończyła.

- Tak, łóżka też robimy. Jakie to mają być te łóżka? Podwójne, pojedyncze? Może dla dziecka? I jeszcze kołyski. Kołyski też robimy. Na jakiś konkretny rozmiar czy standard? Z jasnego czy ciemnego drewna? Jakieś ozdoby czy bez? Jak z ozdobami to zawsze więcej czasu zajmuje. Z baldachimem czy bez? Jak z baldachimem to trzeba sprawdzić wysokość sufitu aby nieporozumień nie było. - mężczyzna szybko odpowiedział zestawem chyba standardowych pytań bo zadał je szybko i bez wahania. I teraz czekał na odpowiedzi.

Ver pozytywnie zaskoczyła mnogość ofert właściciela lokalu. Lubiła mieć wybór mimo iż nie była aż nadto wybredna.

- Dwa raczej standardowe łóżka dla moich pracownic. - odparła spokojnie - Sosna powinna być odpowiednia. - nie była znawczynią rzemiosła. Wiedziała jednak, że drzewo to jest najpowszechniejsze w okolicy a co za tym szło powinno być raczej tanie.

- Ile taka przyjemność by mnie kosztowała mistrzu? - tytuły i komplementy szły w parze i o ile nie były przesadne raczej budowały dobry grunt do negocjacji.

- Za jedno pojedyncze to będzie 20 monet. Więc za dwa 40. Jak pani zamówi dzisiaj to za tydzień powinny być gotowe. - rzemieślnik od obróbki drewna odparł bez wahania więc pewnie nie pierwszy raz udzielał takiej odpowiedzi.

- A za trzy? - zapytała - Tyle, że to trzecie miałoby być wyjątkowe. Zdobione, z baldachimem i nie sosnowe. Coś takiego co nie spełniłoby tylko funkcji wypoczynkowej ale i zdobiłoby swoją krasą. - rzecz jasna, myślała w tym momencie o Pirorze, która z tego co się ciemnowłosa wdowa orientowała była w trakcie szukania swojego gniazdka.

- A to zależy. Podwójne czy pojedyncze. Jak skomplikowane te ozdoby i ile i gdzie. Z jakiego drewna. Jak nie z sosny to polecam jeszcze buk, dąb lub czerwony klon. No i to też pewnie by zajęło więcej czasu wykonanie takiego bardziej skomplikowanego łóżka. No i my zajmujemy się tylko stolarką. Jakieś materace i materiały to już klient załatwia sobie we własnym zakresie. No chyba, że chodzi o krzesła, fotele i sofy. Wtedy jeszcze trzeba materiał okrycia i wypełnienia określić. My tylko to montujemy a materiały albo dostarcza klient albo my zamawiamy dla klienta. Oczywiście klient pokrywa wszelkie koszty i naszą robociznę. - majster nie zawahał się ani na chwilę. Płynnie był gotów przyjąć zamówienie i na bardziej skomplikowany model łóżka. Tylko to była kwestia dogadania się co do detali.

Ver mogła nieco popuścić wodzę fantazji a była w tym niezła. Chciała zaskoczyć kuzynkę i sprawić jej taki prezent aby ta w trakcie tych najbardziej intymnych spotkań ze swoimi adoratorami mogła myśleć o niej.

- Podwójne albo i potrójne. - odparła z uśmiechem - W każdym razie nie małe. Zaś co do wzorów. - zagwizdała delikatnie - Motyw winorośli i węży oplatających kolumienki baldachimu myślę, że pasowałby idealnie. - ostatnimi czasy ten kanon bardzo się jej spodobał - Zagłówek zaś zdobić by mogły jakieś owalne kształty na tle świecących półksiężyców. - mówiąc to nieco poprawiła dekolt - Tylko aby nie było to aż nadto wulgarne. Finezja i gust byłby w tym przypadku mocno wskazany. - dodała uśmiechając się ponownie - A i drewno. Przyznam się, że nie jest to mój konik. Czerwony klon jednak brzmi interesująco. Sam w sobie stanowiłby element wystroju. - dywagowała jakby sama ze sobą - Pytanie tylko ile by to wszystko kosztowało. Pragnę jednak uprzedzić nie jestem łatwym klientem. - wtrąciła przechodząc do tej raczej formalnej części dobijania targu.

- A jak duże i ile tych węż i winorośli? Im więcej dłubania tym więcej czasu i pieniędzy to kosztuje. Ma pani jakiś rysunek albo wzór jak to miałoby wyglądać? Za takie luksusowe wersje to zaczynają się od stówki i trzeba minimum 2 tygodni czekania. Jak z tymi dwoma zwykłymi no to dobrze by było ustalić które pierwsze mamy robić. - odparł stolarz kiwając głową ale wydawało się, że podchodzi do sprawy z zawodowym chłodem i nie ma jakichś obiekcji w tej materii.

- Powiedz mi jeszcze jedno mistrzu. - podjęła kolejny temat wcielając się w rolę rasowego kupca, który nie ma zamiaru wcisnąć sobie banialuków - Szykuje mi się większa robota. Za miesiąc. Może półtora. Mianowicie chodzi o wyposażenie… hmmm… - zadumała krzyżując ręce na klatce piersiowej - Teatru. Ławki, stoła, krzesła, podest sceny, może jakiś bar. W każdym razie wszystko co taki przybytek potrzebuje. Jak sobie liczycie za robociznę jeżeli chodzi o tak duże zlecenia?

- To wtedy liczymy dniówki. Ja biorę 10 monet za dzień a chłopcy po 5. No i musielibyśmy wiedzieć wcześniej aby zluzować robotę na coś tak większego. - majster od obróbki drewna odparł bezzwłocznie więc w takich sprawach też miał wprawę.

- Zacznijmy więc od tych dwóch pojedynczych. - powiedziała analizując chwilę wcześniej wszystkie informację - I zobaczmy ile warta jest ta wasza robota mistrzu. Mam nadzieję , że zaskoczycie mnie zarazem jakością wykonania jak i … ceną.

- No jak mówiłem. Jedno zwykłe łóżko to tydzień roboty. To dwa tygodnie na oba. Przyjdzie pani za tydzień to pierwsze powinno być gotowe. - odparł rzemieślnik niezbyt radośnie. Jakoś nie umiał odmówić czarnowłosej i zgodził się spuścić z początkowych 40 monet prawie o jedną czwartą. Co chyba nie wprawiło go w dobry humor i teraz chciał jak najszybciej zakończyć te negocjacje.

Była z siebie zadowolona. Lada siedzenia w branży kupieckiej odnajdywały odzwierciedlenie w rzeczywistości. W świecie gdzie każdy, każdego chce albo wykiwać albo przerobić na monety był surowy i dziki. Trzeba było umieć negocjować cenę albo zostawało się pożartym przez rekiny biznesu.

- Jeszcze sobie odbijesz. - odparła - Jak wasza praca wprawi mnie w zachwyt, dołożę wszelkich starań by to wam wpadła ta robota w teatrze. - uśmiechnęła się - Szykujcie się też powoli na to większe łoże mistrzu.

---

Mecha 54

Versana; targowanie ze stolarzem (OGŁ vs OGŁ); 65+10+20-10-10-10=65 vs 40-20=20; rzut: Kostnica 61 > 50+65-20=95; 95-61=34 > śr.suk = -20% ceny mniej (40-20%=32 PZ)

---

Versana: - 5 PZ; - 32 PZ
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 05-06-2021 o 18:15.
Pieczar jest offline  
Stary 05-06-2021, 09:31   #315
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Nordland; Neues Emskrank; południe miasta; ulice miasta


Silny szedł z Egonem przez ulice zawalone śniegiem. Dumał nad tym, co się stało w kanałach.

- No to chodź do mnie, jakieś portki ci znajdziemy. I może resztę też. - rzekł Silny.

- Przydałoby się - rzekł. - Nie spodziewałem się, że mi w kanałach, kurwa, spalą spodnie.

- Zastanawiam się czy nie przejść się do Czarnego. Tak se dumam w głowie, że coś musiało go przekonać do ogłoszenia polowania. Jedną czy dwoma dziwkami to by się raczej nie przejął. To żadna nowość. Zawsze gdzieś ktoś kroi jakieś dziwki. Mniej lub bardziej. Taka praca.

- To jest myśl - zgodził się Egon, który dotychczas nie do końca zastanawiał się nad tym, co tak naprawdę skłoniło Czarnego do wysłania pogoni do kanałów. - Zagadać można. Może mieć lepszy trop, niż to, co mamy. A tak po szczerości, to gówno mamy. To co, jutro się przejdziemy?

- No. Można się przejść. Ale przed południem nie ma po co. Tylko go obudzimy i się wkurzy. Lepiej tak w środku dnia jak już wstanie i się ogarnie. - brzmiało trochę jakby Silny nawet wolał iść z kimś niż sam do księcia półświatka.

Później, rozmowa zboczyła na tory walk organizowanych w mieście:

- Aha to chcesz sięgnąć języka z tymi walkami? No tak. Można. Chcesz gdzieś zacząć? Masz już kogoś na tą walkę?

- Kuno gadał, że wchodzi w to. Vasilij wie, gdzie znaleźć magazyn w dokach, więc miejscówkę mamy. Gadałem z klientelą na arenie i paru ludzi było zainteresowanych. Co z tego będzie, nie wiadomo, ale warto sprawdzić - rzekł wojownik. - Jak dla mnie to jest tak: załatwiamy magazyn z Cichym, angażujemy Kuno, rozdajemy ulotki na następnej arenie i organizujemy, bo co tutaj jest do robienia.

Zanim jednak potrafili obgadać sprawę organizowanych walk, wyglądało na to, że ktoś się miota gdzieś i potrzebuje zostać spacyfikowany. Przynajmniej tak mówił Sebastian.

- O, ty też tu jesteś? Dobrze! Przydasz się! Musicie mi pomóc! Mam pacjenta! W ogóle mu odwaliło! Zaczął rzucać wszystkim i wrzeszczeć. I… On się… Zmienił… Zmienia się… Nie wiem co z nim jest nie tak ale to chyba ten co uciekł z hospicjum. Gustav. Tak myślę. Musicie mi go pomóc spacyfikować! On tam został sam nie wiadomo co zrobi! Jak ucieknie na miasto? Musimy tam jak najszybciej wrócić i go uspokoić!


- Jak dla mnie brzmi jak potrzeba spuszczenia komuś łomotu. Nareszcie kurwa! Ile można czekać! Idziesz?

- Sprzęt mam, wszystko mam - rzekł Egon, mówiąc o toporze i tarczy. Strzelił palcami i szerokim uśmiechem rzekł: - Idę, kurwa, co mam nie iść!

- Dobra. - Silny skończył ubierać kaftan, ubrał się w nie zafajdany łajnem kubrak, przypiął z powrotem do pasa swoją okutą metalem pałę i spojrzał ostatni raz na swoje mieszkanie. W tymczasie Sebastian zdawał się gotować wewnętrznie ze zniecierpliwienia i niepokoju. Ale chyba wolał nie drażnić dwóch mięśniaków jacy mogli mu pomóc w tej kłopotliwej sytuacji. Po chwili już we trzech schodzili po ciemnych schodach na znacznie mniej ciemną ulicę.

- Tak w ogóle to co to za jeden? - zagaił Silny do cyrulika skoro mieli jeszcze kawałek kilku ulic do przejścia.

- Nie znam go. To jakiś sąsiad dziwek co mi go przyniosły. Ale myślę, że zwiał z hospicjum. Bo to było w tą samą noc co potem następnego dnia go szukali. Bełkotał coś i wariat. Rzucał się w gorączce. Ale teraz mu całkiem odwaliło! Rzuca krzesłami i czym się da! Zamknąłem drzwi i wybiegłem z domu po pomoc. Czyli do was. Nie wiem co on tam robi jak wywali okno albo drzwi to może go już tam nie być! - cyrulik był jednocześnie zmartwiony, zaniepokojony i zdenerwowany tą całą sytuacją. Szedł szybko i zachęcał do tego samego swoich towarzyszy.

- Prowadź - rzekł Egon. - Gadałeś, że zaczął się zmieniać. Co to niby ma znaczyć? Rogi mu wyrastają? Szpony? - parsknął.

- Nie. Chyba nie. Ale jakiś taki… Powykręcany się zrobił. Dziwny. Plam dostał. - powiedział cyrulik po kilku szybkich krokach milczenia gdy zastanawiał się jak to ująć w słowa. W końcu dotarli na miejsce. Sebastian zatrzymał się i chwilę zaglądał w głąb ulicy.

- Nie ma straży miejskiej. To dobrze. - powiedział cicho do swoich kolegów. Po czym ruszył do przodu i znów się zatrzymał. Tym razem przed drzwiami jednej z kamienic. Ta była cicha i ciemna.

- Coś cichy ten twój pacjent. Mówiłeś, że krzesłami rzuca. - mruknął Silny też nasłuchując przed wejściem i oglądając ciemne okna budynku. Ale nic tam się nie ruszało ani nie było nic słychać.

- Cholera! Oby tylko nie zwiał! - syknął zdenerwowany młodzieniec szybko wyjmując klucz i otwierając drzwi wejściowe.

- Gdzie go zamknąłeś? - zapytał cicho mięśniak zaglądając z progu w głąb korytarza.

- Tam na lewo. I te drzwi naprzeciwko. To pokój pacjentów. - powiedział cicho cyrulik. Po ciemku trzeba było mu wierzyć na słowo bo w ciemnym korytarzu można było się domyślać, że jeszcze ciemniejsza plana to mogą być jakieś drzwi.

Cisza dla Egona była w gruncie rzeczy jeszcze gorsza, niż gdyby natknęli się na delikwenta, który by wrzeszczał. Całkiem możliwe, że ich oponent - jeśli tutaj jeszcze był - mógł się okazać nieco bardziej przebiegły niż typowy świr, który zbiegł z kaftanem.

- Poszukaj no jakiejś lampy albo pochodni - rzekł Egon, który nie był do końca przygotowany, że będzie ciemno. - Albo świecy. Jak mamy go szukać tutaj, jak ciemno, u diabła?

Wyrzekłszy to, pozwolił Sebastianowi skombinować lampę, a samemu postąpił parę kroków w stronę drzwi, nasłuchując. Wreszcie, po paru chwilach, odważył się otworzyć drzwi, uzbrojony w tarczę w jednej dłoni, a topór w drugiej.

- Dobra to poczekajcie chwilę. - rzekł Sebastian który jako gospodarz najlepiej się orietnował co tu jest co i gdzie. Chwila jaką dwaj zbrojni poświęcili na czekanie cyrulkowi zajął powrót z zapaloną lampą. Z miejsca zrobiło się na tyle jasno jak nie tak dawno w kanałach gdzie też im przyświecała podobna lampa.

~ Tu go zamknąłeś? ~ szeptem zapytał Silny gdy młodzian wrócił do nich z lampą. Ten pokiwał energicznie głową. ~ Nic nie słychać. ~ odparł po chwili nasłuchiwania. Zresztą Egon też słyszał tylko ciszę zza drzwi.

Sebastian przyświecał lampą gdy obaj zbrojni otworzyli zasuwę drzwi i same drzwi. W mrok nocnego pokoju wlał się blask lampy który z miejsca zamigotał od przeciągu. W twarze całej trójki uderzył mroźny powiew a oni sami zobaczyli rozbite okno prowadzące chyba na podwórze.

- Zwiał. - mruknął cicho Silny widząc, że pokój jest pusty. Jak ktoś nie stał za drzwiami albo nie schował się pod łóżkiem to raczej nie było tu gdzie się ukryć. Za to rozbite okno dość wymownie pokazywało co się stało z pacjentem.

- Ale zostawił ślady. - rzekł mięśniak jaki podszedł do tego okna. Tam rzeczywiście było widać głębokie ślady w śniegu prowadzące od okna i wyżej, na hałdę śniegu jaka uzbierała się po tych obfitych opadach od początku zimy.

Egon wyjrzał przez okno na zewnątrz.

- Kolejny wariat na ulicach Neues Emskrank - rzekł Egon. - Jakby to ich mało było.

- Umiesz tropić? - zapytał Silnego. - Jak go nie odnajdziemy tej nocy, to możemy już go nie odnaleźć nigdy. Albo się okaże, że kogoś zacuka w międzyczasie, kiedy biega po ulicy. W obu przypadkach raczej operacja się nie udała - parsknął, spoglądając na Sebastiana.

- Idę - rzekł, przesadzając parapet i lądując koło śladów w śniegu. - Idziesz ze mną? - zapytał Silnego.

- Idę. - powiedział Silny też wyskakując przez rozbite okno na śnieg. Odwrócił się do cyrulika który wciąż stał wewnątrz izby pacjentów. - Chodź. My go nie znamy. I weź lampę. - polecił młodszemu koledze. Sebastian chwilę się wahał po czym podążył za dwoma kolegami. Ale dało się wyczuć, że woli aby oni szli pierwsi. A im przynajmniej miał kto trzymać lampę.

Po śladach bez trudy wyszli na szczyt śnieżnej hałdy. Stąd był widok na sąsiedni kawałek drogi i okoliczne budynki. Na śniegu widać było głębokie ślady jakie prowadziły z hałdy i mieszały się z innymi. Ale wtedy dał się słyszeć cichy odgłos. Coś stuknęło jak przewrócone, puste wiadro czy krzesło. Gdzieś z tych ciemnych budynków przed nimi. Silny też to musiał usłyszeć bo bez słowa klepnął Egona w ramię, wyjął swoją okutą pałkę i ruszył w tamtą stronę.

- Mm, może to i nasz pacjent - rzekł Egon cicho i groźbą w tonie, po czym zrównał się z silnym i szedł w stronę budynków.

Egon był nieco podekscytowany, choć nie chciał dać tego po sobie poznać. Perspektywa walki była o niebo lepsza niż chodzenie po śmierdzących kanałach.

Szli we dwóch. Ten trzeci ze dwa kroki za nimi przyświecając lampą. Śnieg skrzypiał pod nogami gdy pokonywali zacienioną wysokimi budynkami ulicę. Musieli zatrzymać się tam i tu aby na słuch zorientować się czy coś może być na rzeczy. Czasem prócz własnych oddechów nic nie słyszeli. Ale czasem jakieś chroboty czy stukanie dobiegało gdzieś przed nimi. Aż dotarli do kamienicy jaka wydawała się opusczona. I odgłosy musiały dobiegać albo z niej albo zza niej. Silny zatrzymał się przez rozwalonymi drzwiami i zajrzał do środka. Nawiany do środka śnieg, schody na górę i korytarz do dalszych mieszkań i wylotu na podwórze. Ale w świetle lampy ujrzeli bose ślady na tym nawianym w korytarz śniegu.

- To on! Był bez butów! - syknął cicho Sebastian nie ukrywając ekscytacji. Ślady rzeczywiście wydawały się jakieś pokraczne. Ale może to śnieg tak je zdeformował i wcześniejsze uwagi cyrulika.

- Dobra, dobra - rzekł Egon. - Ładujemy się do środka.

Pomimo swoich słów, poczekał parę chwil, nasłuchując i próbując zlokalizować źródło dźwięku.

- Mmm, sprawdźmy za kamienicą - stwierdził ostatecznie gladiator, który nie chciał od razu wystawiać karku na rozchybotaną podłogę. - Potem wejdźmy do środka.

~ Dobra. Może być. ~ po chwili zastanowienia Silny zgodził się na taką propozycję. Musieli wrócić przez front kamienicy, skręcić za narożnik idąc między budynkiem a hałdami śniegu. Wyszli za narożnik który powinien prowadzić na podwórze kamienicy. Tu jednak z kolei był płot. Znaleźli w nim jednak szczelinę. Za małą aby przez nią przejść ale można było wsadzić rękę czy puścić żurawia do środka. Silny właśnie to zrobił przyglądając się dłuższą chwilę.

~ Na podwórzu nikogo nie widzę. To chyba z kamienicy. Na parterze. Po lewej. ~ szepnął do kolegów ustępując im miejsca przy szczelinie. Gdy Egon tam zajrzał też musiał stwierdzić, że na podwórzu to wiele się nie dzieje. Cisza, spokój, bezruch. Jakieś kształty przysypane śniegiem, zwłaszcza przy krawędziach podwórza. Sam dziedziniec raczej był pusty. Smętnie zwisały puste sznury na bieliznę jakich pewnie od lat nikt nie używał. Ale tam po lewej gdzie mówił Silny coś jakby stukało i hałasowąło. Jakby ktoś tam czegoś szukał w mało finezyjny sposób. Zwykle na parterze od podwórza były kuchnie i pralnie. Chocaż ta kamienica straszyła ciemnością i pustką zdradzając, że od dawna tu pewnie nikt nie mieszka.

- Dobra - rzekł Egon nieco przyciszonym głosem. - Wróćmy do tego wejścia frontowego i przejdźmy się na parter. Ja wchodzę pierwszy, ty mnie ubezpieczasz, Sebastian świeci lampą. Wpadamy, łapiemy i koniec.

Egon, przekonawszy się, że w istocie nikogo na podwórzu nie ma, ruszył z powrotem w stronę rozwalonych drzwi, podążając za źródłem dźwięku.

Jak postanowili tak zrobili. Silny po chwili namysłu przystał na taki plan. Wócili do tych samych rozwalonych drzwi co poprzednio. Tu już swobodniej szło się gęsiego. Pochód zamykał Sebastian idąc ze swoją lampą. Rozświetlała ona mrok nocy pogłębiony przez zamknięte pomieszczenia. Przeszli obok schodów prowadzących na górne piętra. Dotrarli do pary drzwi jakie prowadziły do dwóch mieszkań na parterze. Gdy tam przystanęli z jednego z nich było słychać jakieś chroboty i stukoty. Ktoś tam wyraźnie buszował. Słychać było nawet jakiś chrapliwy oddech i coś jakby mamrotanie.

Wszystko przyspieszyło nagle. Tamte odgłosy z wewnątrz nagle ustały. Jakby ten ktoś usłyszał podchody pozostałej trójki. A może dostrzegł blask lampy. Grunt, że jak Egon wpadł do środka to w jego kierunku poleciało coś co trzasnęło w ścianę za nim a ten co był w środku wrzasnął dziko i dał susa w śnieg przez rozwalone okno.

Szczerze powiedziawszy, Egon spodziewał się właśnie takiego przebiegu zdarzeń. Ostatecznie, zarówno on, jak i Silny i zapewne i Sebastian nie byli mistrzami podchodów, wręcz przeciwnie, dźwięki kroków trzech mężczyzn, z których dwóch wyglądali jak przygotowani na wojnę, zapewne były słyszalne już z zewnątrz i to tylko stukanie i dźwięki przeszukiwania dały im nieco przewagi, aby podejść nieco bliżej. Ale na tym przewaga się kończyła. Miał tylko nadzieję, że zdążą złapać bastarda, zanim zaalarmują całą okolicę.

- Dokąd to, kurwa!? - krzyknął Egon.

Nie oglądając się za siebie, ruszył szybko za uciekającym, mając nadzieję, że Silny i Sebastian podążą za nim. Przesadził parapet okna i szukał okazji, gdzie mógł złapać uciekającego.

Pościg trwał. Przez puste ulice i podwórka. Naprzełaj przez domy i zaspy. Egon czuł jak pracują mu płuca i nogi próbujące dopędzić zbiega. Ten jednak był szybki. Po nocy widział tylko jego biegnącą sylwetkę przed sobą. Żadnych detali. Ale zorientował się, że tamten jakoś dziwnie biegnie. Chybocze się jakoś czy co? Jednak nie zmniejszało to jego szybkości. Był całkiem szybki. Gladiator zdał sobie sprawę, że zrobił się z tego wyścig na wytrwałość. Nie mógł zbyt długo utrzymać tak morderczego tempa przez te zaspy, płoty i schody. Jak tamten się nie potknie albo nie trafi na jakiś zaułek czy mu płuca wcześniej nie wysiądą to miał mało czasu aby go dopaść. Będzie musiał odpuścić bo nie zdzierży takiego tempa zbyt długo.

Na szczęście dla Egona tamten się potknął. Wbiegał po jakichś zawalonych śniegiem schodach na jakąś wyższą ulicę i coś tam mu się osunęło spod nóg a on sam wywalił się na zbity pysk. Zerwał się natychmiast do dalszego biegu ale te kilka chwil pozwoliło Egonowi odrobić straty i już był tuż za jego plecami. Gdzieś za nim słyszał jak biegnie Silny. Ale był dopiero na początku podwórka przez jakie się ścigali gdy Egon z uciekinierem już wybiegali na wyższy poziom ulicy. Gdzie był cyrulik tego mięśniak kompletnie nie wiedział.

Wytrwałość się opłacała - ale nie wiadomo było, na ile tej wytrwałości stać było Egona, na którym efekty gonitwy powoli dawały się znać. Pora było zakończyć pościg jak najszybciej.

Egon zwinął się i spróbował przewrócić uciekiniera, zasadzając mu kopa między nogi, a kiedy to nie podziałało, po prostu rzucił się przed siebie w próbie pochwycenia go.

Z kopa gladiator musiał zrezygnować. Ciężko podczas biegu było kopnąć kogoś kto też biegł. Za to jak rzucił się na tamtego to poczuł jak obaj padają na śnieg. Od upadku przetoczyli się w trochę inne strony turlając się po śniegu. I gdy ruch ustał obaj zatrzymali się o krok czy dwa od siebie. Obaj też w podobnym momencie otrząsnęli się po tym upadku.

Egon, nie zwlekając, spróbował złapać uciekiniera, za co się da.

- Daj sobie spokój, reszta już tu idzie - spróbował warknąć. - Poddaj się po dobroci.

Tamten nie odpowiedział. Brodacz słyszał jego ciężki oddech, pewnie tak samo urwany i chrapliwy jak jego własny. I skrzypienie śniegu pod ruszającym się ciałem. Ale odpowiedzi nie było. Za to nie było wątpliwości, że nie zamierza rezygnować z oporu. Czy szykował się do walki czy ucieczki tego gladiator się nie dowiedział gdyż rzucił się na niego. Obaj znów się zwarli i potoczyli na śniegu.

Egon wiedział, że do czasu, kiedy Silny tutaj przyjdzie, dzieliła go tylko kwestia chwil. Dlatego nie zamierzał ryzykować i wystawiać się - wystarczyło, że będzie tylko tracił czas tamtego, ponownie zawierając zwarcie i unikając sytuacji, gdzie musiałby zaangażować się poważnie. Dlatego zaczepiał, odskakiwał, próbował zbić przeciwnika z nóg i grał defensywnie, licząc, że kiedy tylko nadejdzie Silny, to obezwładnią go we dwóch. Ucieczka musiała zmęczyć go - wystarczyło grać na zwłokę.

Takie zaangażowanie się na pół gwizdka nie wyszło Egonowi na dobre. Jego przeciwnik też miał sporą motywację aby nie angażować się w walkę. Więc niechcący oboje doszli do niemego porozumienia w tej kwesti. A to zaowocowało szybkimi rezultatami. Dla gladiatora były to bardzo szybkie rezultaty. Po tym jak to udało mu się pchnąć i przewrócić tego drugiego, jak go raz złapał za nogę nim tamten zdążył wstać to wreszcie oberwało mu się za to po głowie. Pięta tamtego trzasnęła go w głowę i odruchowo puścił wszystko co miał w rękach. W tym nogę tamtego drugiego. Na chwilę pociemniało mu w oczach. I widział jak przeciwnik wreszcie zrywa się do kolejnego biegu. Zdążył jednak przebiec może kilka kroków gdy w zawężone zaskakującym trafieniem w czoło wiedzenie wdarła się kolejna sylwetka. Silny nie był tak finezyjny jak Egon i zaatakował po namniejszej linii oporu. Czyli wbił się z tarana w sylwetkę zbiega. Było mu o tyle łatwiej, że tamten był do niego bokiem to w połączeniu z pędem i masą mięśniaka sprawiło, że obaj wylądowali na śniegu. Tak samo jak przed chwilą z Egonem. A i Egon zaczynał dochodzić do siebie gdy tamci dwaj kotłowali się w tym śniegu.

Egon powstał i czym prędzej dołączył do walki. Widząc, jak Silny siłuje się z Gustavem, zasadził parę kopów Gustavowi na początek, a kiedy poczuł, że nie odpuszcza, poprawił jeszcze jednym i włączył się do zwarcia.

Silny zapodał jeszcze parę kułaków, ale nie wyglądało na to, że tamten chciał odpuścić. Spróbował powstać, ale Egon, który miał wolne pole, podciął mu nogi i Gustav zwalił się raz jeszcze na ziemię, a na niego spadł Egon, próbując przygnieść go i zapleść uścisk na szyi.

Długo to trwało - jeszcze sporo kopnięć, ciosów, Silny parę razy dostał w żebra potężnym kopniakiem, aby wreszcie zrewanżować się prostym pod oko.

I to zakończyło sprawę. Gustav, oszołomiony, zwiotczał i osłabł. Jeszcze walczył parę chwil, ale już nie z werwą. We dwóch byli silniejsi. Po prostu. Gustav padł na śnieg i charczał coś, bogowie wiedzieli, co.

- Kurwa - zakończył niejasną myślą Egon, akurat w momencie, kiedy Sebastian wbiegał zaaferowany na opuszczoną ulicę.

---

Mecha 54


Egon; wyścigi uliczne; (KRZ) 55; rzut: Kostnica 28 > 50+55=105; 55+20=75; 105-75=30; 30-28=2 > remis = prawie równi

Silny; wyścigi uliczne; (KRZ) 50; rzut:Kostnica 58 > 50+50-5=95; 55+20=75; 95-75=20; 20-58=-38 > śr.por = został z tyłu

Sebastian; wyścigi uliczne; (KRZ) 30; rzut: Kostnica 68 > 50+30-10=70; 55+20=75; 70-75=-5; -5-68=-73 > sp.por = odpadł

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 05-06-2021, 16:46   #316
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); późny ranek; tawerna ‘Pod pełnymi żaglami’; Pirora, Dirk Lange,

Malarka obudziła się pierwsza, nadal była wplątana w objęcia nadal pogrążonego w śnie kochanka. Światło wpadało przez okno i był raczej późny ranek. Ktoś pukał do drzwi, kobieta wiedziała kto, akurat siłę i styl pukania swojej służby znała na pamięć.

Wyplątała się z objęć mężczyzny i zarzuciła na siebie szlafrok i poszła otworzyć drzwi.
- Dzień dobry Julius co się dzieje? - Powiedziala z usmiechem wpuszczając chłopaka.
- Hej Rora! - Powiedział młody wchodząc do środka wnosząc tacę ze śniadaniem, porcja dla dwóch osób. - Irina kazała przynieść ci śniadanie bo ruch jest i późnej może być problem. A i dziewczyny są na dole… wiesz z tymi mężczyznami z wieczoru. - Młody zaczął gadać nie widząc albo nie przejmując się leżącym w łóżku mężczyzną. Postawił tacę na stole ale nie przestał gadać.
- Irina się pyta kiedy przyjść cię ogarnąć… hyh. Czy on żyje? Bo widziałem żę wczoraj to chciał twój nieskonczony obraz obejrzeć a ty zawsze mówisz że to przynosi pecha... - malarka czknęła rozbawiona.

- Pan Lange raczej ma się dobrze. Nie musimy tłumaczyć się z jego zwłok przed jego kolegami. - Odpowiedziała rozbawiona blondynka. - Powiedz Irinie że przyjdę do niej jak się obudzę do końca i może kąpiel mi szykować. A teraz zmykaj na dół i pilnuj spraw.

Dzieciak przytaknął i wyszedł mówiąc do widzenia żołnierzowi, nie przejmując się czy ten spał czy nie. Pirora przeciągnęła się zrzucając z siebie szlafrok i naga wróciła do łóżka. Tacę postawiła na część nie używaną koło siebie. Podjadając przyniesione ciepłe jedzenie chwyciła szkicownik. Powoli kreśliła szkic nagiego śpiącego mężczyzny na papierze by dołączyć go do swojej kolekcji. Zapach jedzenia unosił się w powietrzu.

Nie czekała długo na reakcję. Może po prostu Dirk wystarczająco się zmotywował aby się ruszyć ze swojego miejsca. Przetarł zaspane oczy, uniósł głowę i rozejrzał się dookoła.

- O. Witam. Jaki miły poranek. - powiedział uśmiechając się blado i sięgnął do tacy po coś na przepłukanie gardła. Potem podniósł się do pionu siadając w bardziej cywilizowanej pozycji.

- Co tam skrobiesz z samego rana? - zapytał biorąc z tacy coś na przekąskę.

- Twój nagi tors do mojej prywatnej kolekcji nagich torsów. - Odpowiedziała jakby to było całkowicie normalne. - Myślałam, że potrzebujesz sobie jeszcze trochę pospać więc cię budzić nie chciałam. - Dodała zamykając i odkładając szkicownik na bok i niczym kotka pokonując na czworaka ten mały kawałek między tym gdzie ona siedziała a przeciwną stronę łóżka gdzie był on.

- Ten mały mnie obudził. - powiedział bez większej refleksji wskazując na drzwi prowadzące na korytarz.

- To Julis mój chłopiec na posyłki można u niego zostawiać informacje do mnie. Skoro się już obudziłeś i a ja mam wielkie wątpliwości w twoje umiejętności pozowania to dokończe innym razem… - Zgrabnie zajęła miejsce na jego kolanach i poczekała aż przełknie to co miał w ustach by zacząć go całować przywołując miłe wspomnienia poprzedniej nocy.

- Nie schodźmy na dół… - mówiła między pocałunkami i nasilającymi się porannymi pieszczotami. - ... zacznijmy mile dzień… zacznijmy go bardzo miło…

- No cóż… Skoro nalegasz… I tak ładnie prosisz… I wdzięcznie… No chyba mógłbym pójść na taki układ. - z początku mówił w przerwach pomiędzy pocałunkami jakby jeszcze się namyślał jak powinien postąpić. Ale musiał się droczyć bo zaraz zaczął gospodynię całować naprawdę i w świetle dnia a szybko przewrócił ją na plecy i znalazł się na niej.

- Właśnie proszę.. I nalegam… - potwierdziła zanim jej usta zaczęły schodzić w dół by pobudzić mężczyznę do porannego szybkiego zaspokojenia potrzeb. No może nie tak szybkiego ale na pewno było to dobre zaczęcie dnia. Po wszystkim Pirora tylko zasugerowała najemnikowi.
- Jakbyś się dzisiaj nudził zawitaj do “Kufla”. - powiedziała leżąc na łapiącym oddech po wszystkim kochanku.

- A tak wracając do twojej jakże nie podejrzanej prośby z wczoraj. Czy nie wtrącanie się w twoje sprawy wiąże się z udawanie że Cię nie znam wszędzie poza łóżkiem? - Powiedziała podając kochankowie porcje śniadania do spróbowania.

- Wydaje mi się, że nie musimy się siebie wstydzić. - odparł z lekkim uśmiechem całując ją w usta po czym wstał z łóżka i zaczął kompletować swoje ubranie. Najpierw z okolic łóżka a potem na sobie.

- Och to dobrze bo aktorka ze mnie marna. - zaśmiała się przeciągając ściągając się na łóżku ogólnie całkowicie ignorując jakiekolwiek ubieranie się.
- Już wychodzisz? Szkoda… - powiedziała z udawana niewinnością w głosie. - Będziesz kochany i powiesz moim koleżanką żeby przysłały Irinę?

- A ty nie schodzisz na dół? - zapytał chyba trochę zdziwiony, że gospodyni mówiła jakby zamierzała zostać w pokoju. Ale ubierał się dalej. Jego ciało stopniowo znikało pod kolejnymi warstwami ubrań. - Dobra jak spotkam te twoje służki to przekażę. - powiedział nie zmieniając swojego zamiaru. Jeszcze kubrak, pas z bronią i parę detali i właściwie był gotowy do wyjścia.

- Śniadanie mam, a że jestem u siebie to nie mam motywacji żeby się tak zgrabnie ogarnąć z rana… no chyba że mnie jakoś zmotywujesz… - blondynka wyprężyła się na łóżku prezentując swoje wdzięki na do widzenia. - Benona i Ajnur to nie moje służki… owszem to służki ale nie pracują dla mnie ale znają Irinę i pod nieobecność Kapitan de la Vegi są w mojej opiece. No i właściwie to nawet moja służba ma ze mną mniej formalne stosunki… jakoś nie jestem zwolenniczką twardych podziałów społecznych inaczej pewnie ta noc skończyła by się zupełnie inaczej. - blondynka uśmiechnęła się zalotnie w stronę kapitana - No i jak nie zejdę możesz nagadać różne rzeczy Mathiasowi co by go zgasić jakby chojraczył, czasem się wydawało że chciałbyś czymś takim wystrzelić ale amunicji nie ma.

- Mhm. To myślę, że to właśnie jeden z tych powodów dla jakich warto zejść na dół. - odparł blondyn z uśmiechem na chwilę stopując swoje ubieranie się aby jeszcze raz spojrzeć na tak ładnie wyeksponowane, nagie, kobiece ciało na środku złączonych łóżek. - Poza tym będziesz mogła dłużej być ze mną. I jestem ciekaw jak poszło chłopcom i dziewczętom ostatniej nocy. Bo zapowiadało się całkiem obiecująco. - powiedział uśmiechając się jeszcze szerzej jakby ta poranna integracja przy wspólnym stole zapowiadała mu się bardzo wesoło i ciekawie. Sięgnął po pas i zaczął go zapinać na swoich biodrach.

- To tamte dwie to nie są twoje służki? Tylko de la Vegi? - machnął głową w stronę mniej więcej korytarza i sąsiednich pokojów. Ta informacja chyba go zaskoczyła. - To pewnie z samą de la Vegą też się znasz? - wydedukował sobie dopinając ten solidny, skórzany pas na sobie.

- Pomaga mi odkurzyć mój Estalijski, ale teraz wyjechała do stolicy w interesach. - Wyjaśniła blondynka podnosząc się z łóżka chwytając posmarowana masłem bułeczkę i podchodząc nago do kufra. Zaczęła przeglądać swoje ubrania wyjmując z nich coś mało skomplikowanego z czym sama mogłaby sobie poradzić. Niespiesznie zakładała fragmenty odzieży robiąc z tego taki sam pokaz jak przy zdejmowaniu. No może nie dla Dirka bo wtedy nie zwracali na to uwagi ale zdarzało jej się to z innymi kochankami. - Idziemy razem czy ty pierwszy a ja druga i bede się starala wyglądac na odpowiednio “wymęczoną’? - Zapytała zaczepnie odwracając się do mężczyzny przez ramię w koronkowej halce.

- Mhm. No jak się nie będziesz guzdrać to możemy razem. - powiedział gość ale widok gospodyni w kusej halce chyba mu przypadł do gustu. Ale nie aż tak aby miało go to zatrzymać. Zwyczajnie się po męsku niecierpliwił gdy on właściwie już był gotowy do wyjścia a kobieta była “w proszku”. No ale widocznie przez ostatnią noc Pirora wyrobiła sobie u niego jakiś kredyt zaufania na tyle, że nie zamierzał wychodzić tak od razu.

Malarka podeszła do niego i popchnęła go w stronę łóżka gdzie była nadal taca z przeniesionym małym śniadaniem. - Nie guzdrać się tylko doprowadzam się do porządku żeby ci wstydu nie narobić… o ile takiej szelmie można przynieść wstydu. Zjedz coś a ja będę za chwilę gotowa. - Powiedziała trochę rozkazującym i pouczającym tonem co mogłaby wyglądać komicznie dla osoby trzeciej. Ubranie nie zajęło jej długo by wybrała sobie sukienkę którą łatwo bez pomocy wsunąć przez głowę. Włosy rozczesać ale zostawiła rozpuszczone i falowane, trochę sielski wygląd jej to nadawał uwypuklił jej naturalna dziewczeńska urodę. Teraz troszkę bardziej przypominała dziewczynę z “Mewy” jaka wpadła na Lange i rozlała mu piwo zagubiona w żywiole tańca. Przypudrowała nos jasnym proszkiem i dzięki temu wyglądała na bladą co mogło kojarzyć się z niewyspaniem.

- Gotowa. - Powiedziała stając przed Langiem prezentując się i chyba oczekując na jakiś komplement. - Nadal chcesz schodzić? Jak kochają to poczekają i do południa… - nie powstrzymała komentarza robiąc aluzje, że powinni zostać i nadal uprawiać miłość. Ale był to nadal tylko komentarz i decyzja należała do najemnika. Malarka zastanawiała się czy mniej więcej tak wyobrażał sobie te morskie głębiny z jurnymi syrenami spełniającymi zachcianki.

- No. I bardzo ładnie. - pochwalił zadowolonym tonem i uśmiechem. Trochę nie bardzo było wiadomo czy chodzi o wgląd czy prędkość w doprowadzaniu się do porządku. Raczej nie było wątpliwości, że grzecznie dał się posadzić partnerce na łóżku bo pod wględem gabarytów a pewnie i umiejętności znacznie ją przewyższał. Jak go pchała na to łóżko czuła masę żywego ciała jakie ustępuje pod jej dłońmi. Ale nie stawia jawnego oporu. Zresztą to śniadanie na łóżku i obserwacja jak doprowadza się do porządku też chyba nie była dla niego aż tak ciężkim wyzwaniem.

- Dobra. To idziemy. - powiedział biorąc jeszcze zaczętą bułkę w dłoń i wstając z łóżka. Ostatni raz ogarnął wzrokiem wnętrze pokoju w jakim spędzili noc po czym widocznie uznał, że niczego mu nie brakuje bo podszedł i otworzył drzwi. Gestem zachęcił gospodynię by podążała jego śladem.

Podążyła i trzymała mu wdzięcznie kroku, jak tylko zamknęła za nimi drzwi kroczyła koło niego jak równa z równym. - Wiesz, że usłyszysz tylko to co twoi kompani będa chcieli żebyś usłyszał? - Zapytała jeszcze w korytarzu zanim doszli do schodów.

- Jak już są na dole to nic nie usłyszymy. - chociaż pod względem manier legioniście wiele brakowało do czarnowłosego nawigatora to chociaż miał na tyle ogłady towarzyskiej by zrównać się z partnerką a nawet zaproponować jej swoje ramię. Zatrzymali się przed 5-ką gdzie blondyn z ciekawości ponasłuchiwał chwilę. Ale nic nie było słychać. Więc zastukał zdecydowanie w zamknięte drzwi.

- Pobudka! - krzyknął do wnętrza pokoju. Ale nie doczekali się ani ruchu ani odpowiedzi. Więc Dirk wzruszył ramionami i ruszyli w dół schodów. Tam wyszli na główną izbę gospody i blondyn bez wahania skierował się ku temu stołowi przy jakim biesiadowali ostatniego wieczora. A przy tym stole rzeczywiście zastali kompletną gromadkę jaka wczoraj zniknęła za drzwiami kapitańskiego pokoju. Ci też ich zobaczyli bo pojawiły się uśmiechy i machanie rękami przywołujące zagubioną na noc parę.

- A! Witamy ponownie! Się zastanawialiśmy czy nie trzeba cię ratować. Bo o panienkę to byliśmy spokoni. - Mathias jak zwykle pierwszy zabrał głos jeszcze zanim ta dwójka zdążyła się dosiąść do kompletu. I jak zwykle uderzył w bezczelno - rubaszny ton jakim popisywał się już wczoraj wieczorem.

- Jestem wzruszony waszą troską chłopaki. - Dirk odparł z wesołym spokojem widocznie nie traktując tych słów jako przytyk. Dziewczęta pani kapitan zaś wesoło uśmiechały się do Pirory zdradzając nie mniej dobre humory niż te z jakimi rozstawali się wczoraj wieczorem.

- Trochę wstyd dla czerwonych płaszczy jakby trzeba było przed takim chucherkiem ratować… - Skomentowała troszeczkę złośliwie młódka siadając przy ich stole ich stołu. Bez kąpieli nie dało jej się porannym przygotowaniem zamaskować zapachu seksu jaki otaczał ją i dowódcę legionu. Po czym zwróciła się do Benony i Ajnur. - Jak śniadanie?

- A dziękuję bardzo dobrze. Właśnie jedliśmy. A panienka miała udaną noc? - Beno odpowiedziała za ich dwójkę zerkając z przyjaznym uśmiechem i ciekawością na blondynkę jaka usiadła naprzeciwko niej. Z drugiej strony dosiadł się Lange a sama Pirora znalazła się przy Stiepanie.

- No właśnie. Dobre pytanie. - Mathias szybko poparł zaciekawienie służki i też bez śladów zażenowania pozwolił sobie obejrzeć profil nowej koleżanki z bardzo bliska. I nie krył swojego zainteresowania tym tematem. Stiepan też rzucił okiem na kobietę jaka usiadła obok niego ale zachował swoje myśli i uwagi dla siebie.

- Podobno ludzie ciekawscy długo nie żyją. - Powiedziała z niewinnym uśmiechem patrząc wprost w oczy Mathiasa. - Jak myślisz to prawda czy nie?

- Duby smalone i zabobony. Ja natomiast wiem, że ciekawscy żyją ciekawiej. Zwłaszcza jak są ciekawi. Interesujący. Jak my. - wygadany legionista wcale się nie przejął taką uwagę i jak z rękawa wyciągnął gotową ripostę.

- Pożycz mi go kiedyś. Mam przed sobą negocjacje o kamienicę jak on zacznie gadać to mam duże szanse że mi do niej jeszcze dopłacą. - Zwróciła się całkowicie poważnie do dowódcy legionu. Mówiła tak jakby Mathia byłby koniem czy innym zwierzęciem do wynajęcia.

- Ona ma prawie rację. Pożycz mi ją kiedyś. Zapewniam, że będziemy mieć mnóstwo ciekawych tematów do omówienia. - wygadany załatwiacz legionu nie obraził się a nawet szybko odbił piłeczkę też zwracając się do dowódcy. Wyglądało to dość komicznie te zdublowane prośby skierowane do tej samej osoby i właściwie o to samo więc większość śniadających przy stole roześmiała się albo chociaż uśmiechnęła.

- No nie wiem, nie wiem… Będę to musiał rozpatrzeć. Możemy się jakoś umówić aby na spokojnie omówić te wnioski. W końcu sprawy legionu mają priorytet a to raczej nie dotyczy spraw legionu. - powiedział z wystudiowanym wahaniem Dirk patrząc na oboje składających te petycje.

- Masz rację jednak sprawy legionu są ważniejsze. Najwyżej przyjęcie z okazji kupna kamienicy się odwlecze w czasie albo będzie bardzo skromne jak mnie ten zakup zrujnuje finansowo. - Pirora przyznała mężczyźnie racje.. Choć nie omieszkała wspomnieć o ewentualnej bibie z okazji zakupienia domu. O ile dowódca mógłby nie łyknąć tak jawnej przynęty to jego ludzie raczej by nie tego nie chcieli przegapić zwłaszcza jeśli poznali smak zabawy w towarzystwie w jakim otaczała się Pirora. - Najwyżej ograniczę listę gości.

- Mhm. To jak mówię. Trzeba by się spotkać i to omówić. - Lange zachował wesoły spokój i potwierdził swoją wcześniejszą decyzję.

- No to jak tak stawiasz sprawę no to sama widzisz maleńka. Musimy się umówić. Potem możemy umówić się z nim. I się zobaczy co z tego wyjdzie. - Mathias widocznie po swojemu zinterpretował słowa dowódcy i na spotkanie z Pirorą jakoś nie był zbyt niechętny.

Za to sama malarka zdawała się mieć na uwadze tylko zdanie ich dowódcy. Dając w mówię gestów i spojrzeń odpowiedź na pytanie jak jej minęła noc. A dokładniej co mieli na myśli najemnicy jak się spisał Lange. Ci bystrzejsi zrozumieją.

- Taa. Macie jeszcze jakieś wolne kubki? - Dirk westchnął i zagaił resztę towarzystwa rozglądając się po zastawionym stole. Edmund wskazał mu wzrokiem na wolne naczynia. Akurat dwa.

- Wpadnę tu któregoś wieczora. To pogadamy. - powiedział zwracając się do blondynki siedzącej obok.

- A ja to chyba będę miał inne plany i zajęcia. - odparł Mathias rozkładając ręcę i też wracając do śniadania nie drążąc dalej tematu.

Pirora dołączyła do śniadania ale praktycznie nic nie zjadła. Wystarczyło jej to zjadła na górze. W pewnym momencie wyłapała oczyma Juliusa i podrapała się za uchem. A ten już wiedział co ma robić. Po paru minutach zjawiła się koło niej z zamkniętym listem. Popatrzył ciekawie po najemnikach i przywitał się grzecznie ze służkami pani kapitan.
Blondynka otworzyła list i przeczytała krotki liścik jakie kiedyś zrobią w paru egzemplarzach i dała bratu Iriny. Przyjęła poważną minę i schowała liścik z powrotem do koperty. Uśmiechnęła się przepraszająco do towarzystwa i przeprosiła.

- Niestety nastał na mnie czas. Miło mi było was poznać i może jeszcze dane nam będzie ucztować razem. - Kobieta wstała od stołu i niespiesznie ruszyła do swojego pokoju.

- Nam również. Bardzo udany wieczór. Mam nadzieję, że uda nam się go powtórzyć. - odparł Dirk żegnając się niejako w imieniu swoim i kolegów. Pozostali też powiedzieli i uśmiechnęli się na do widzenia. Więc rozstanie wyszło w przyjaznych barwach.

Julius poszedł z nią ale zniknął gdzieś w tawernie zanim dotarli do schodów. A dokładniej przyjął lepsze miejsce do obserwacji pozostawionych przy stole najemników.
Malarka natomiast udała się do pokoju Iriny.

- Jestem gotowa na tą kąpiel. Umyjemy tez włosy i przygotuj jasno beżową suknie. - Powiedziała swojej służącej kiedy były same w pokoju. - Nie wiem. miejmy zieloną w pogotowiu jak bym się zdecydowała przebrać wieczorem przed wyprawą do kufli.

Blondynka resztę poranka spędziła w łaźni gdzie najpierw Irina sama zajmowała się dziedziczka. A potem dołączyła do niej też Kerstin.
 
Obca jest offline  
Stary 05-06-2021, 21:40   #317
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Backertag; przedpołudnie; Faktoria Kruk; Krótki; Vasilij

Po śniadaniu i solidnej ciepłej kąpieli Vasilij spotkał się z Krótkim. By ten oprowadził swojego przełożonego po budynkach jakie namierzyli dzień wcześniej jego ludzie.

- Słyszałem, że wczoraj znaleźliście kilka ciekawych miejsc. Opowiedz mi o nich. - Vasilij wskazał podwładnemu krzesło naprzeciw siebie. Oczekiwał szczegółowych opisów a to mogło chwilę zająć.

- Jedna to zamknięta gospoda. “Pod kogutem”. No połamane tam stoły i reszta, okno poszło tu i tam ale właściwie jest w miarę cała. Drugie to magazyn w pobliżu portu. Podobny jak nasza faktoria. Czyli w większości pusta przestrzeń i niewielkie zaplecze na biura i inne takie. Podobnie jak u nas. A trzecia to kamienica. Trzy poziomy. Też wygląda w miarę cało. No ale to szef dobrze jakby sam poszedł i zobaczył jak to wszystko wygląda. - Krótki krótko streścił jak wyglądają te miejsca na potencjalne kryjówki.

- Do każdego z tych budynków da się dyskretnie wejść i wyjść? - zapytał Vasilij wstając skoro i tak mieli iść najlepiej zrobić to od razu.

- No to tutaj. - Krótki wskazał na wszelki wypadek na jeden z frontów budynku. Chociaż na zaśnieżonym szyldzie nie dało się zobaczyć co ma za wizerunek to jednak takie zwisające na łańcuchach deszczułki zwykle były nad karczmami i tawernami. Podeszli mijając innych przechodniów zatrzymując się przed frontem. Właściwie jakoś nie wyróżniała się na tle sąsiednich budynków czy innych tego typu lokali. Ale nie odgarnięty śniegi, ciemne okna, tam i tu zamknięte okiennice nadawały jej bezludnego i bezpańskiego wyglądu. Widać było kilka ścieżek w śniegu jakie prowadziły do frontu i wokół budynku.

- Można wejść z tamtej. Wczoraj chłopaki wybili jedno okno aby wejść do środka. - wyjaśnił po chwili pomocnik szefa bandy wskazując na prawą stronę budynku gdy uznał, że szef już ogarnął pierwsze wrażenie.

- Obejdźmy budynek dookoła. Najważniejsze to możliwość dyskretnego wejścia i wyjścia. - skomentował Vasilij pierwsze wrażenie podopiecznemu.

Krótki skinął głową ale nie skomentował słów szefa. Ruszyli pod górę śnieżnej hałdy a potem na dół, po wewnętrznej stronie. Wyszli za róg po śnieżnych śladach i tam bandzior wskazał rozwalone okno przez jakie koledzy wczoraj dostali się do środka. Widać było tam śnieg i kawałki szkła jaki nanieśli lub nasypał się przez ten czas. Ale obeszli budynek aby wyjść od tyłu. Ogrodzone płotem podwórze było zawalone śniegiem. Płot miał jednak pewne braki przez jakie dało się wejść na te podwórze. Tam też prowadziły ślady w śniegu wprost do tylnego wejścia. Zupełnie jakby ktoś tam chodził i czegoś szukał a potem wracał. Od tyłu budynek wyglądał na równie opuszczony i zaniedbany jak od frontu.

- Zostań na czatach. Wezmę lampę i trochę się rozejrzę w środku. - Vasilij zostawił swojego człowieka na zewnątrz i zamierzał sprawdzić lokal.

Wrócili we dwóch do rozbitego okna. Po czym jeden z nich został na zewnątrz a drugi wszedł przez nie do środka. Śnieg i rozbite szkło zachrzęściły pod butami Cichego. A jego oczom ukazała się główna izba gospody. Z powodu tego, że część okien była zasłonięta okiennicami to wewnątrz nawet w środku dnia było dość ciemno. Lampa pozwalała rozjaśnić te mroki.

Częściowo zachowały się stoły i ławy poskładane obok siebie. Szynkwas z pustymi półkami na ścianie. Schody prowadzące do wynajmowanych pokojów na górze. I zaplecze z kuchnią, spiżarnią i całą resztą do obsługi karczmy. Wszystko do było znajome z każdej innego karczmy ale tutaj tchnęło wilgocią, zimnem i mrokiem oraz bez ludnością. Wyglądało to jak karczma duchów. Ani przesadnie zdemolowana ani jakoś zbyt nowa.

Vasilij chciał ocenić ilość wejść i wyjść z karczmy. Co w porównaniu z widokiem jaki miał na zewnątrz mogło mu zapewnić odpowiedź czy da się tu dyskretnie wejść. Ilość pomieszczeń była duża. Co dawało pewne możliwości, na koniec chciał zajrzeć do piwnicy. Ocenić jak głęboko w porównaniu z kanałami się znajduje i jak wygląda rozkład pomieszczeń tam.

Lokal jak większość tego typu budynków miał główne wejście od frontu. To jakiego używali klienci. I tylne wejście od podwórza. To dla dostawców i obsługi. Piwnica pod tym względem też nie stanowiła rozczarowania. Częściowo wystawała ponad poziom gruntu mając małe okienka. Obecnie mroczne ze względu na hałdy śniegu jakie je przywalały. Więc lampa się bardzo przydała. Z kanałami nie było żadnego kontaktu. Te musiały przebiegać pod budynkiem. Tak samo to zresztą wyglądało w innych budynkach w tym mieście. Po to budowano miejską kanalizację pod ziemią aby nie kolidowała z naziemnymi budynkami.

Po dokładnym sprawdzeniu budynku. Vasilij ruszył z powrotem do Krótkiego. Następnie miał zamiar ruszyć do kamienicy.
 
Icarius jest offline  
Stary 05-06-2021, 21:58   #318
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); zmierzch; tawerna “Mewa”; Versana,

Wspólna przekąską z daleką kuzynką wprawiła ją tylko w jeszcze lepszy humor. Miała dobrze przeczucie co do dalszej wspólnej współpracy. Cieszyło ją również to, że zaczynały tworzyć przeważającą siłę w szeregach kultu w tym mieście. Sen Łasicy powoli zaczynał się ziszczać. Choć był to dopiero początek. Wszak tyle niewiast miały jeszcze na oku: Louisa, Kamila, Froya, Norma, Brena, Rosa, Bena, Dagmara, Ajnur, Blanka a przy dobrych wiatrach kilka pozostałych jak choćby Naji. Były to jednak dalekosiężne plany, których realizacja usytuowana była na różnym etapie zaawansowania.

Zmęczenie zdawało się gdzieś ulotnić a może po prostu nie miała czasu nawet o nim myśleć. Mknęła do “Mewy”. Śpieszno jej było bo wieczorem zobowiązała się stawić w porcie wraz z Normą a musiała jeszcze na chwilę wejść do domu by zabrać Kornasa i rohatynę jaką miał on dziś zakupić by Ver mogła ją wręczyć w formie prezentu berserce. Wszak ta swoją połamała w trakcie polowania. Na szczęście Łasica była jedną z nich więc część spraw mogło się pokryć. Swoją drogą wdowa przypuszczała, że jej kochanka nie odpuści sobie możliwości spotkania się z blond wojowniczką.

Tawerna ukazała się jej oczom po tym jak minęła róg ulic Dekarskiej i Ceglanej. Była więc u celu. Pozostało liczyć, że w środku czekać będzie szeroko uśmiechnięta Nadia.

W środku panował gwar i ruch jak zwykle w karczmach, gospodach i tawernach po zakończeniu dnia pracy i zmroku. A teraz, zimą zarówno zmrok zapadał wcześniej i i spora część populacji nie miała stałego zajęcia. Co zachęcało do wizyt w takich lokalach. Ale Łasicy wśród gości jakoś nie było widać. Za to za ladą buszowała Corette.

- Cześć Cori. - wdowa bezpardonowo przywitała kelnerkę podchodząc do niej - Nadia była albo zostawiła jakieś info dla mnie? - zadała pytanie wieńcząc je delikatnym uśmieszkiem.

- Cześć Versana. Łasicy dzisiaj nie widziałam. Wczoraj też nie. Ale wieczór jeszcze młody. Jakby przyszła prosto po robocie to niedługo powinna być. Ale jak gdzieś zwłóczy to może być o północy albo w ogóle. - ulubiona barmanka Łasicy przywitała jej koleżankę z uśmiechem. Ale miała raczej standardowe wieści. I znaczyły, że Łasica mogła nie być świadoma wysłanych do niej wiadomości. Versana zaś nie znała jej planów kiedy właściwie kończyła pracę w kazamatach.

Jej kochanka ostatnimi czasy była mocno zajęta i nie posiadała zbyt wiele czasu dla swojej kochanki. Fakt ten nieco zasmucał sama zainteresowaną spotkaniem, musiałą jednak jakoś strawić tą informację. Miała jeszcze chwilę do spotkania z Normą. Zdecydowała się więc poczekać na ulubienice. By jednak zbytnio nie przymierać nudą. Postanowiła nieco się rozerwać, poplotkować, poflirtować i może zagrać. Zaczęła od dokładnego rozejrzenia się po klienteli i zamówienia czegoś by przepłukać gardło.

Wieczór się zaczynał na całego i dało się to odczuć także w tej tawernie. Co chwila drzwi wejściowe trzaskały gdy ktoś wchodził do środka. Zaś wychodzących było o wiele mniej. Gwar i tumult panowały spore. To był lokal cieszący się dużą popularnością zwłaszcza wśród marynarzy i pozostałej części populacji jaka była solą tej zmarzniętej ziemi. Rozmawiali ze sobą, śmiali się, kłócili, grali, jedli i pili. Wśród gości Versana jednak nie wyłowiła Łasicy. O tej porze mogła jeszcze robić swoją robotę. A czas do spotkania z Normą uciekał bezpowrotnie. Dojrzała jak kelnerki uwijają się niosąc pełne i wracając z pustymi tacami, jak gdzieś przy sąsiednim stole grupka mężczyzn rozprawiała o czymś poważnie jakby omawiali interesy albo jak jakiś starszy facet w todze rozmawiał z młodszymi przez co wyglądał przy nich jak jakiś nauczyciel albo mędrzec. Cori i oberżysta też mieli co do roboty i co chwila obsługiwali kogoś kto akurat podszedł do szynkwasu.

Ver machnęła więc zgrabnie rączką by przywołać znajomą kelnerkę. Zawsze ją zastanawiało skąd u nich ta spostrzegawczość. Niby się nie patrzą a jednak wszystko widzą. Z resztą nie tylko na tym polegał jej talent. Jak nikt potrafiła z zachowaniem gracji omijać plątających się po lokalu zapijaczonych klientów nawet ich nie dotknąwszy. Iście mistrzowskie wyczucie równowagi i balansu. Coś co powinien posiadać każdy kieszonkowiec.

- Co dla ciebie słodziutka? - zapytała uroczo trzepocząc rzęsami

- Ty. - odparła Ver zadziornie - Wpierw jednak opowiedz mi coś o gościach. Tych najciekawszych. - z oberżami było zazwyczaj tak, że stołowali się w nich raczej ci sami goście. Lokali tego rodzaju w mieście nie brakowało. Każdy więc mógł znaleźć coś dla siebie.

- Wybacz ale nie bardzo mam czas gadać jak szef jest za barem. - Cori znacząco wskazała na postawnego mężczyznę który był tutaj oberżystą. - Kto cię interesuje? - zapytała dając znać, że może coś na szybko podpowiedziec ale jak się zaczynał wieczorny szczyt w gospodach i podobnych lokalach to dla obsługi był to właśnie szczyt.

- Ten staruch w todze. - lekkim skinieniem głowy wskazała mężczyznę - Ooo i tamci co tak się dochodzą. - tym razem celem jej zainteresowania była grupka przekrzykujących się mężczyzn.

- Staruch? Nie wygląda mi na jakoś bardzo starszego od ciebie. - brwi blondnki uniosły się gdy uwaga ją widocznie rozbawiła. - Ale nie znam go. Nie widziałam go tu wcześniej. - pokręciła głową aby potwierdzić swoje słowa.

- Tamtych też nie. Ale wyglądają mi na marynarzy albo żołnierzy okrętowych. - powiedziała po chwili przyglądania się grupce rozmawiających ze sobą mężczyzn. Wydawali się o czymś debatować z pełnym zaangażowaniem.

- Muszę już lecieć. - dodała z przepraszającym uśmiechem i wznowiła swój na chwilę przerwany przez klientkę kurs.

- Leć, leć. Dzięki słodziutka. - odparła puszczając jej oczko. Chwilę później zaś wstała i z gracją godną damie ruszyła w kierunku bliżej nieznanych Cori marynarzy.

- Panowie wybaczą ale popadłam w tarapaty. - poczęła strojąc przy tym nietęgą minę jakby naprawdę ugrzęzła w niezłym gównie.
 
Pieczar jest offline  
Stary 06-06-2021, 08:49   #319
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Backertag (4/8); popołudnie; cukiernia; Versana, Pirora


Na szczęście zdążyła jeszcze wrócić na chwilę do domu by zmienić odzienie i zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Miała dla Pirory niespodziankę, która powinna pomóc jej “zaaklimatyzować” się w tym mieście a przy odrobinie jej wysiłku zapewnić stały dochód i czułe spojrzenia co najmniej jednego dobrze ustawionego mężczyzny.

Miasto mimo iż słońce powoli chyliło się ku zachodowi żyło. Była to pora kiedy kupcy, kramarze i cała reszta mieszkańców kończyła swój dzień z reguły zmierzając do karczm by tam roztrwonić ciężko zarobione pieniądze.

Koniec, końców Ver dotarła do cukierni, o której wspominała Pirora. Była tu może z dwa razy gdy zamawiała tort dla swojego męża nieboszczyka. Nie jadała zbyt dużo słodyczy. Dbała o linię. Z resztą Greta gotowała na tyle dobrze, że stołowanie się w innych lokalach Ver uważała za zbędne. Nie dostrzegając swojej dalekiej kuzynki a0ewno zewnątrz kultystka weszła do środka.

Zapach drożdży, pieczonego ciasta, cukru i wszelkiego rodzaju słodkich dodatków mieszał się w powietrzu tworząc miłą dla nosa woń. Było tu ciepło i przytulnie. Cukiernia stanowiła również miłą odmianę od odwiedzanych niemal codziennie tawern. Nie spotykało się tu zapijaczonych marynarzy ani awanturujących się rzezimieszków. Klientelę stanowili raczej ludzie usytuowani kilka szczebli wyżej w społecznej hierarchii. Swoją drogą dobrze się złożyło, że obie wyznawczynie Pana Rozkoszy zdecydowały się na spotkanie akurat dzisiaj. W Backertag. To właśnie w ten dzień tygodnia właściciele serwowali swój specjał - Semle. Słodkie bułeczki wypełnione kremowym, budyniowym nadzieniem. Każdy mieszkaniec Neus przynajmniej raz w życiu spróbował tego smakołyku. Pirora jednak była tu nowa więc Ver wiedziała czym prócz podarku starannie owiniętego w papier pakowy postanowii zaskoczyć swoją daleką krewną.

Pirora zjawiła się chwilę później. Dzwonek obwieścił jej przybycie i młoda ładna blondynka wkroczyła do cukierni odziana w ciepły płaszcz który może nie wyjdą wybitnie stronie ale byl cieply. Za to kiedy van Dake go zdjęła oczom bywalców pokazała się w bardziej otulonym stroju za to w połączeniu kolorystycznym kremu u ciemnego bordo. Uśmiechnęła się widząc Versane i z gracją podążyła w jej kierunku.

- Kuzynko jak miło mi że udało nam się spotkać. - Pochyliła się by ucałować wdowę w policzek jak to kuzynki miały w zwyczaju. - Z bliska Versana mogła zauważyć że pod nienagannym makijażem i ledwo wystającą skóra dekoltu gdzieniegdzie przebijała się czerwona malinka.

- Choć zamówmy coś dobrego i nadrobimy co tam u nas. Ja zdecydowałam się kupić kamienicę na Bursztynowej… - Pirora w nawet nie czekając aż usiądą zaczęła opowiadać co u niej. I rzeczywiście dla tych co mogli usłyszeć skrawki rozmowy było to zwykłe ogólnodostępne informacje z życia szlachciców i ich interesy. Dopiero kiedy usiadły przy stoliku Pirora zniżyła głos o przeszła do opowiadaniu o ich wspólnych przedsięwzięciach.

- Pierwsza suknia dla Ajnur jest już skończona teraz zabieramy się za tą dla Benony, przepraszam że priorytezuje je ale mam je pod ręką i łatwiej zacząć od nich. Chwilowo darował im lekcje etykiety bo i tak po całym dniu są zmęczone i ta wiedza byłaby rzucana jak grochem o ścianę ale James pomaga im w nauce gier hazardowych. Zresztą też się podłączyłam pod te lekcje. Co do twoich łatwo wieczornych to dzisiaj niestety nie mogę jestem umówiona w “Kuflu” ze Złotogrzywą, to ta elfia nawigatorka z… no dobrze nie pamiętam statku. Tak to spotkanie jest dokładnie natury tej która ci po głowie chodzi. A jak twoje polowanie ubiłaś coś większego czy tylko koty na skórki? - Kiedy blondynka skończyła ich zamówienie już dawno dotarło. Pirora zaproponowała ‘kuzynce’ specjał jaki ostatnio postawił jej Keller czyli gorzkie kakao z śmietanką.

Ver namówiła naturalnie swoją kuzynkę na tutejszy przysmak. Uczynkiem niewybaczalnym nawet w oczach samego Slaanesha było nie skosztowanie tego rarytasa. Prócz czegoś na ząb obie zamówiły również dzbanek gorącego kakao doprawionego szczyptą anyżu i śmietany. Napitek nietypowy i nie najtańszy. Cukiernia jednak również do takich nie należała i jak dało się zauważyć jej sława wyprzedzała ją i to bardzo.

Siedziały przy stoliku usytuowanym w rogu sali. Było tam nieco bardziej zacisznie niż w reszcie izby. Dało to im sposobność na nieco swobodniejszą rozmowę bez konieczności rozglądania sięco chwila czy nikt aby na pewno nie interesuje się zbytnio ich rozmową.

- To kiedy parapetówka? - zapytała - Coś mi intuicja podpowiada, że będzie to bal o jakim ta nora nie słyszała. - nalała nieco napoju zarówno sobie jak i nowej w szeregach rodziny. Perspektywa wspólnej libacji mocno ucieszyła ciemnowłosą wdowę. Była to okazja do wspólnego świętowania i chwalenia imienia Pana oraz wciągnięcia w ich krąg kilku innych zbłąkanych duszyczek oczekujących wskazania im drogi.

- A polowanie. Dziękuję. - uśmiechnęła się serdecznie będąc nieco zdziwiona, tym że siostrzyczka pamiętała - Wyszło pomyślnie. Nawet bardzo, Każdej z nas udało się powalić zwierza. W domu z resztą mam trofeum, które zamierzam powiesić u nas w teatrze. - zakomunikowała nieco nawet prężąc klatkę piersiową. Nie było się co dziwić. Była dumna z tego co dokonała w trakcie polowania oraz tego co dokonało samo to wydarzenie.

- Jak dziewczynki poczekają jeszcze trochę na swoją kolej to nic się nie stanie. - odparła uspokajające krewną gdy spostrzegła jej przejęcie - I tak mają jak pączek w maśle. - w odczuciu Ver powiedzonko to idealnie zgrywało sięz miejscem, w którym właśnie się znajdowały - Ja i tak jestem ci wdzięczna za to, że wzięłaś je pod swoje skrzydło. - dyskretnie złapała za dłoń Pirory, którą ta właśnie trzymała na stole - I myślę, że będę mogła ci się za to jakoś odwdzięczyć a kto wie. Może i ja ciebie będę w stanie czegoś nauczyć. - przygryzła wargę składając tą dwuznaczną propozycję. Ver bardzo kręciła rozmowa półsłowkami, w trakcie której nie dało się jednogłośnie stwierdzić co kto miał na myśli. W jej ocenie na podstawie tego czy rozmówca wyłapywał kontekst dało się ocenić jego intelekt. W przypadku kuzynki była jednak o poziom ten aż nadto spokojna.

- Elfka powiadasz. Hmmmm… - nieco odpłynęła na myśl o tak smakowitym kąsku jakim była reprezentanta tej właśnie rasy. Rasy, której Pan zawdzięcza powstanie. Do której czuł swoistego rodzaju słabość.

- Nie zapomnij się tylko podzielić. - zachichotała - A propos dzielenia. - Ver sięgnęła po małe zawiniątko - To mam coś dla ciebie. Tak na powitanie w naszej rodzince, którą ty, ja, Łasica i miejmy nadzieję, jeszcze parę innych duszyczek będziemy od dzisiaj tworzyć. - położyła pakunek na stole - Skoro masz już tą oficjalną rozmowę z Tatą za sobą. Mogę przejść do wdrożenia cię w kilka szczegółów. Wpierw jednak sprawdź prezencik. - uśmiechnęła się nie mogąc doczekać reakcji kochanki, siostry i kuzynki zarazem.

- Nie wiem na razie próbuje się na tej kamienicy nie zrujnować finansowo. Negocjacje trwają zastanawiam się czy nie zabrać ze sobą pewnego wygadanego Tileańczyka, którego poznałam wczoraj wydaje się że mogłby mi obniżyć trochę cenę bo na razie chcą ponad cztery tysiące karli wydaje mi się że o ile moja ciotka z Middelheim zlituje się nade mną na złość ojcu, to będę tą kamienicę spłacać cały rok. A jeszcze dobrze by było ją odświeżyć od środka. Chyba zacznę malować obrazy i je sprzedawać. - Pirora powiedziała swoje rozterki i luźne plany co do kamienicy. - Ale na pewno będzie parę przyjęć na różnym poziomie… przyzwoitości.

- Twoja kochana ciociunia zna kilka sprytnych sposobów jakby tu się dorobić… - uśmiechnęła się złowieszczo - ...ale o tym później. Wpierw zobacz co się tam kryje.

- Uuu prezenty nie spodziewałam się! - Pirora sprawdziła “prezenty” i zobaczyła list, otworzony i zdecydowanie nie od Versnay do niej. Oraz fiolki z płynem. Blondynka otworzyła jedną i powąchała zakładając że to jakieś perfumy. Chwile poźniej zrobiło jej się goraco… w intymnym znaczeniu tego słowa.

- Ach perfumy na specjalne okazje… i trudne przypadki… - uśmiechnęła się rozpoznając w reakcjach jej ciała działanie afrodyzjaku. - Czy te dwa prezenty są połączone i jeden ma mi pomóc w zajęciu się rozwiązaniu pewnego problemu związanym z drugim? - Pirora pomachała kartką papieru zanim zaczęła przeglądać co tam dwójka kochanków do siebie pisze.

Ver uśmiechnęła się widząc jak jej kuzyneczka szybko łączy fakty. Podarowując jej te “cudeńka” nie miała jednak zamiaru wydawać jej ani poleceń ani wyznaczać zadań. Wdowa jako przyszła przywódczyni nowo powstającej komórki ich kultu stawiała na samodzielność i inwencje swoich siostrzyczek. Wkraczać chciała wtedy kiedy te by tej pomocy naprawdę potrzebowały. Wszak nie przepadała za dziećmi więc nie miała zamiaru prowadzić swoich kochanek za rękę. Woliła wodzić adoratorów za nos.

- Ależ to prezent. Nie narzędzie. - odparła uśmiechając się delikatnie - Zrobisz z tym co uważasz rzecz jasna. Jednak jak dobrze uda ci się to wszystko rozegrać to kto wie? Może nawet zostaniemy biznesowymi wspólniczkami. - zaśmiała się w głos. Po chwili jednak ucichła z racji rangi lokalu, w którym przebywały. Nie chciała z reszta zwracać na siebie i kuzynkę uwagi.

- No ale do rzeczy. - zaczęła mówić już nieco poważniej - Perfumy ci się spodobały. Znakomicie. Co do reszty to masz tam nieco środków nasennych i przeczyszczających. - zogniskowała spojrzenie na dwóch pozostałych fiolkach - Miłość i sraczka przychodzą znienacka - zachichotała tym razem po cichu - Takiemu ululanemu kawalerowi łatwo wmówić wiele nieprzyzwoitych scen. - puściła oczko - A co do listu to ciekawa historia… z resztą należały wcześniej do tej samej osoby co te perfumy. Domyślasz się kto mógł być zarówno adresatem jak i nadawcą?

- Uuu tajemny romans…. - Oczy malarki wyrażały rozbawienie. - no to ploteczki to mamy już odhaczone ...F,,.? Nono, komuś niekoniecznie wystarcza samo pożycie małżeńskie… teraz to ty powiedz kto twoim zdaniem jest odbiorcą?

- Z wielką chęcią objaśniam. - wyszczerzyła bielutkie ząbki - Fabienne von Mannlieb. Ciekawsze jest jednak to do kogo adresowano ten i wiele innych listów… - zrobiła delikatną przerwę by podbudować napięcie - Hubert Grubson. Tak, tak. Właściciel faktorii i sklepu, w którym kupowałaś tkaniny. - upiła kolejny łyk gorącego, gorzko-słodkiego kakao, którego smak przełamywała kwaśna śmietana - Mimo swoich gabarytów facet lubi się bawić zdobywając przy tym kobiece serca. Ma w sobie dużo uroku i… - ponownie zrobiła przerwę tym razem delikatnym ruchem oczu wskazująć na flakonik z afrodyzjakiem - ... sprytu. - oczywiście gest ten miał zasugerować Pirorze skąd pochodził i do czego służył ten nietypowy prezencik - Co ty na to? Jakieś pytanka? Pomysły?

- Mhmm jeśli chcesz przejąć jego faktorie to nie drogą przez łóżko, chyba że chcesz wyjść za mąż po raz drugi i się go… stracić go nieszczęśliwym wypadku… chyba, że liczysz że mąż Fabien zrobi to za ciebie po dowiedzeniu się o uwiedzeniu żony, a my po prostu wypełnimy pustkę jaka nastanie. - Makabryczne wyjście przyszło pierwsze na myśl młodziutkiej van Dake.

- Możemy go także szantażować ale to zazwyczaj kiepsko się kończy… - Powiedziała blondynka od niechcenia. - Ale… najlepiej jest mącić na balach… nie wiem jakie tutaj się urządza ale wydaje mi się, że dawno żadnego nie było. Może zasugerować jakiejś ze szlachetnie urodzonych by coś zorganizowały? Zima więc nudno jest. Szlachta nie odmówi. Fabien pewnie przyjdzie z mężem. Ten Grubson… no może szlachcicem nie jest ale przecież zawsze można znaleźć powód… choćby by go oficjalnie przedstawić przed kółkiem teatralnym czy jego faktoria będzie zainteresowana dostarczeniem materiałów. - Dumała malarka coraz bardziej rozkręcając się ze swoimi pomysłami.

- Właściwie to wszystko sprowadza się do tego co chcesz osiągnąć - Dodała jakby kończąc temat.

Głowa Pirory była pełna pomysłów. Dobrze to o niej świadczyło. Widocznie tak samo jak Ver nie lubiła zamykać się na jedną ewentualność… i partnera lub partnerkę.

- W prawdzie myślałam o ślubie ale nie swoim i nie z Hubertem. - spojrzała jednoznacznie na kuzynkę siedzącą na wprost - Biedny wdowiec po Madlein. Na pewno potrzebowałby wiele bliskości i pocieszenia rozpaczając po samobójstwie swojej ukochanej. - mówiąc to z grobową miną - A to tylko jeden ze scenariuszy. Swoją drogą to wspaniały temat do sztuki. Dwójka kochanków popełnia samobójstwo nie mogąc oficjalnie żyć w związku. - zrobiła oczy tak duże jakby zobaczyła ducha. Nie było w nich jednak strachu a iskra.

- Naji by miała o czym pisać a my co wystawiać na deskach naszego teatru. - puściła oczko - To tylko jeden ze scenariuszy nad, którymi myślałam. Biorę wszak pod uwagę twoją niezależność i to, że życie w małżeństwie nawet z kimś takim jak jeden z bardziej rozpoznawalnych kapitanów w mieście może nie być to końca ci na rękę. Chociaż… - rozmyśliła się - Małżeństwo z człowiekiem morza ma swoje plusy. Rzadko jest on w domu. - ponownie zachichotała - W każdym razie inny koncept jaki pojawił się w mojej głowie zakłada ciebie jako moją wspólniczkę. Ja mam swoją faktorię a ty swoją droga Piroro - sukienniczą. To również nie najgorsza droga. Szczególnie gdy prowadzi do rady w samej Gildii Sukienników. Architekt tak splątał ścieżki, że udało mi się natrafić na dowody korupcji w tej organizacji. - w końcu miała komu przedstawić wszystkie swoje pomysły - I tak, tak. Tam również Hubert jest utopiony. Za pieniądze załatwia sobie członkostwo w radzie. Na szczęście wiem, który z gildyjnych braci to sprzedajna świnia więc możemy go złapać za mordę. - zachichotała. Humor jej dopisywał i to bardzo. Od rana z resztą była w niebiańskim nastroju na myśl o dzisiejszym spotkaniu z kuzyneczką.

- Na początku chciałam oszczędzić Huberta. Być mu bardziej przychylna. - znów się uspokoiła mówiąc jakby nawet ze smutkiem - Pojawiłaś się jednak ty, kochana kuzyneczko. - uśmiech rozpogodził jej smutny wyraz twarzy - Pomyślałam sobie wtedy, że może by tak wydoić do końca Hubercika a później się go pozbyć. Ot to ci jak wspomniałam wyżej. Podwójne samobójstwo nieszczęśliwych kochanków. - zamilkła. Zabrała się za pałaszowanie lokalnego przysmaku i czekała na reakcję kochanki. Na to co ona ma do powiedzenia. Powiew świeżości był czymś dobrym, bo dwie głowy to nie jedna.

- Mhmm rochę brzmi jakbyś mi niedzwiedzią przysluge wyświadczała… nie mówisz czego chcesz, ani jak chcesz to osiągnąć. Więc albo kochana kuzynko musisz podjąć “męskie decyzje” i zdecydować się czego chcesz, albo odpuścić aż będziesz miala czas się tym zająć porządnie a nie z doskoku. - Pirora spoważniała bo wyczuła że jej kuzynka właściwe coś chce ale sama nie wie co, a to zazwyczaj prosi się o katastrofę. A van Dake nie zamierzała się pakować w nie przemyślane strategie starszej kulturystki.

- Nie traktuj tego jako przysługę. - odparła z delikatnym oburzeniem - Wszak czego się nie robi dla rodziny. - uśmiechnęła się jednak po chwili - Ja chce poprostu twojego i mojego dobra. Budujemy wspólną strukturę. Musimy sobie pomagać ale i myśleć o na przykład finansowaniu naszych potrzeb, o siatce znajomości i tak dalej. Temat Huberta jest do przedyskutowania ponownie ale nie tu i nie teraz. Każda z nas musi się z tym przespać po prostu i poukładać sobie w głowie wszystkie składowe. - mówiła spokojnie wycierając usta papierową chusteczką - Z resztą mamy Łasicę. Ona też jest kołem zębatym naszej machiny. We trzy stanowić będziemy trzon, fundament naszej struktury i w zakresie nas trzech mam zamiar działać z waszym porozumieniem. - nakreśliła swoją wizję - Więc wszelkiego rodzaju pomysły jak i skargi są mile widziane. - kąciki ust zawędrowały ku górze - Jeżeli jednak jesteśmy już przy sprawach związanych z rodzinką. Mamy kilka rzeczy do zrobienia. Po pierwsze musimy znaleźć odpowiednio dyskretne miejsce na nasze schadzki. Mieć swoją siedzibę. Zwiedziałaś ostatnio miasto. Może rzuciło ci się coś w oczy a może masz inny pomysł?

- Dobrze zastanowię się nad tym… Co do spotkań. Myślę że chwilowo najlepszym miejscem na spotkania całej naszej trójki jest mój pokój w Żaglach. Nikt się nie będzie dziwił że moja kuzynka ze służka spędzają u mnie czas. Zwłaszcza że twoje dziewczyny przychodzą się do mnie szkolić. Potem będzie budynek teatru, możemy pomyśleć na temat jakiegoś przedsiębiorstwa z małą siedziba na mieście, moja kamienica… ale powiem ci że mój wianuszek amantów się trochę powiększył od naszego ostatniego spotkania więc być może trzeba nam bardziej “przyzwoitego zachowania” Zwłaszcza pozorów. - Pirora przytaknęła swojej kuzynce i zaproponowała najlepszą alternatywę na spotkania jaka jej przyszła na myśl.

Ver dumała chwilę. Wszak podobne pomysły i jej przychodziły do głowy. Starszy jednak kazał znaleźć jej siedzibę.

- Twoja kwatera to dobre rozwiązanie ale tymczasowe niestety. - odparła i coś jej intuicja podpowiadała, że Pirora także zdaje sobie z tego sprawę - Szczególnie, że póki co jesteśmy we trzy, no może cztery ale nim się obejrzymy a będzie na sam Pan wie ile ale o tym za chwilę. - wdowa chciała zamknąć jeden temat nim przejdzie do następnego - Teatr.... Hmmm… No była to rzecz, która jako pierwsza mi do głowy przyszła ale… - upiła nieco świeżo nalanego kakao - ...nie będziemy jego jedynymi “właścicielkami”. Nierozsądnym byłoby budować nasz zakątek w takim miejscu. - podzieliła się swoim kolejnym spostrzeżeniem - Podobnie z resztą z naszymi domostwami. - stukała palcami o blat starając się zebrać myśli - Jakieś przedsiębiorstwo…. - dumała powtarzając to kilka razy pod nosem i wlepiając wzrok w sufit - …No i znowu mi się nasuwa myśl z przejęciem biznesu Huberta. - zachichotała - Ale może to wcale nie taki głupi pomysł. Tylko jakie? A co byś powiedziała na galerie sztuki. Niewielką. Wszak obie w tym siedzimy. Mogłybyśmy tam prezentować prace zarówno tych wielkich jak i nieznanych artystów. Poza tym sama pokazałaś, jak łatwo zakamuflować by nam było tam różnego rodzaju “upiększenia” - wykonała charakterystyczny znak palcami w powietrzu - A może za dużo kombinujemy i powinnyśmy znaleźć odpowiedni pustostan, którego powiedzmy piwnica nadawałaby się do zaadaptowania?

- Galeria sztuki… tak zróbmy to. mogą to być dobre podwaliny do stworzenia w przyszłości Gildii artystów w mieście, a na razie masz dwie malarki mnie i Kamilę. Może ona sama będzie chciała coś wystawić pod pseudonimem. Minimalnie wystarczą dwa pokoje, jeden większy na powieszenie obrazów i wpuszczenie pewną liczbę osób na wernisaż. I mniejsze… biuro, schowek na nie wystawione dzieła, spotkania w cztery oczy… i dzięki temu będziemy mogły sprzedać trochę obrazów i zarobić na dodatki do kamienicy. Niemniej znaczy to że muszę się wziąć do roboty i zacząć je malować w większej ilości bo chwilowo życie towarzyskie mnie pochłania. - Przyznała się bez bicia blondynka.

Wdowie po kupcu spodobał się entuzjazm koleżanki. Był to dobry motywator do działania.

- Twórz więc. - odparła uśmiechając się delikatnie - Miej jednak na uwadze lokalizację. Dobrze by to był wolnostojący budynek a nie pięterko w zajętej przez kogoś kamienicy. Sama rozumiesz. - kolejny łyk - Dyskrecja. - wytarła usta chusteczką po tym jak odstawiła naczynie - Ustalmy też, że oprócz Łasicy i Kamili, którą osobiście chciałabym o tym powiadomić, nikomu nie powiemy. Nikomu… - zrobiła chwilę przerwy - ...no może jeszcze poza Breną. - dokończyła z dozą niepewności na to jak zareaguje rozmówczyni - O niej chciałabym porozmawiać właśnie. Widzisz siostrzyczko. Od dłuższego czasu dokładam starań by kroczek po kroczku wprowadzać ją w nasze szeregi. Dziewczę przejawia wszelkiego rodzaju predyspozycje do tego aby stać się naszą siostrą. - objaśniała łapiąc przy tym za kolano pod stołem kuzynkę - Sprawa jest na tyle… hmmm.... zaawansowana, że sam Ojciec wyraził chęć jej poznania. Jest on jednak osobą o wyjątkowo wciągającej i niejednoznacznej zarówno osobowości jak i fizyczności. Chyba wiesz co mam na myśli. - zabrała rękę by ponownie chwycić kielich - Dlatego chciałabym ją do tego spotkania przygotować i byłabym rada gdybyś ty wraz z Łasicą mi w tym pomogły. Rudzinka was zna i szanuje. Darzy was zaufaniem i sympatią. Razem będzie nam łatwiej ją nastawić.

Szlachcianka spojrzała na swoją kuzynkę dozą niepewności ale po dłuższym zastanowieniu skinęła głową - Odebrałam takie wrażnei że tutaj nie trzymamy się zbytnio norm społecznych podczas podejmowania decyzji, osobiście problemu z tym nie mam ale jednak przyzwyczajenia jakie zostały mi wpojone jednak każą mi być ostrożne takich decyzjach. - Wyraziła przepraszająco swoje zdanie. - Powinnaś ją zacząć przesyłać na lekcję… albo nie. doradzam najpierw spotkanie w czwórkę. Bez intymności niech się trochę stresuje i zobaczymy jak się zachowuje pod presją. W zależności od tego proponowałabym doradzić jej jak ma się zachowywać albo wyposażyć ją w pewne “mechanizmy” niestety ja dzisiaj mam umówione “polowanie’ z panią nawigator więc musicie sobie z Nadią radzić same. Jutro będę do waszej dyspozycji ale też z tobą się widzę na wieczorku poetyckim.

- Droga siostrzyczko. - odparła z uśmiechem - To nie jest tak, że ja sobie ją upodobałam bez konkretnego powodu. Dziewczę łaknie tego co dla ciebie jest normą i jest w stanie za to zrobić niemal wszystko. Ja zaś jej ukazuje ścieżki, które zazwyczaj do zbyt moralnych nie należą. - zachichotała - Uczestniczyła ona zarówno w rabunkach jak i orgietkach. Utrzymując przy tym język za zębami i wykazując zadowolenie mimo początkowego wstydu. - odstawiła kubek z którego uszczknęła nieco płynu - Potrafi się zachować. Nawet wtedy kiedy zostaje wprowadzona w towarzystwo z wyższej półki. Z resztą sama o to zadbałam. - dodała prężąc nieco klatkę piersiową - Nie jest też tak, że za każdym razem trzymam ją na smyczy. - jej uśmiech zaczął przybierać nieco złowrogiego wyrazu - Ale masz rację. Ostrożność najważniejsza. Stąd też pomyślałam aby poddać ją pewnego rodzaju egzaminowi i dobrze by było jej przedstawić ten plan w trakcie wspólnego spotkania gdzie ty, Łasica, ja i ona mogłybyśmy usiąść w jakimś dostojnym lokalu i porozmawiać. - Ver zależało na randze lokalu. Miało to jeszcze bardziej pobudzić zmysły i żądze młodej Breny. Zachłyśnięcie się, bezpamiętne zakochanie czy nawet uzależnienie były wskazane w takich przypadkach.

- Zapewne zachodzisz w głowę o jaki egzamin mi chodzi. - podjęła po chwili - Już tłumaczę. Widzisz. Ten Grubson ma swojego zarządcę, który pilnuje porządku w magazynie. Facet niczego sobie. Ustawiony, porządny wdowiec. Nawet mieszka niedaleko mnie. Dla Breny partia jak znalazł. Skrywa on jednak pewną tajemnice, którą zna tylko on i jego pracodawca i którą ja bardzo chciałabym poznać. Z resztą tych tajemnic jest pewnie więcej. - uśmiechnęła się lisio - Ja zaś nie lubię nie wiedzieć. Tak jak mówiłam wcześniej sprawę Huberta mam od dłuższego czasu na wokandzie. Skroiłam mu magazyn i biuro. Wdarłam się nawet do jego sklepowy kantorek. - wszystko to mówiła tak cicho, że jej głos był słyszalny tylko i wyłącznie przez Pirorę i niknął pod wpływem lokalnego gwaru w odległości pół kroku - Nie udało mi się jednak włamać to pewnej skrytki, której zawartość po tej serii nieszczęśliwych wypadków grubasek przeniósł. Tuszuje zresztą on jeszcze jedno co bardzo ale to bardzo mnie interesuje. Nie wypada mi jednak pytać wprost samego właściciela ale gdyby tak jakaś piękna, dobrze wychowana, panna na wydaniu zakręciła się wokół owdowiałego przystojniaka to kto wie… może ten pod wpływem motylków w brzuchu i… - zrobiła chwilę przerwy by dopić kakao - alkoholu lub... - wskazała delikatnie fiolkę z afrodyzjakiem - zdradził jej ten i może kilka innych sekretów. No chyba sama rozumiesz o co mi chodzi. - położyła dłoń na dłoni siostrzyczki - Wpierw ją zbadamy same a potem zaproponujemy sławę, pieniądzem pozycje. Wszystko to czego pragnie.

- Tylko ją ubierzcie odpowiednio. Nic z twojego wystawiania jej nie będzie jeśli będzie wyglądać jak prostaczka. Kawalerowie na poziomie nie zwracają na takie uwagi. Nigdy. - Pirora wtrąciła uwagę na temat ubioru i jej obserwacje jak taki pan Keller praktycznie nie zwracał uwagi na Benone.

- O to się nie martw siostrzyczko. - rzekła pewnie - Prezentować się będzie odpowiednio. Jakby zbiegła z balu u samego Franza. - zachichotała

Pirora umówiła się z Versaną na kolejne spotkanie co by ta mogła zobaczyć wyniki pracy dziewczyn. A także omówić dodatkowe rzeczy jakie wynikły ale kobietą powoli kończył się czas na kolejne tematy. Pirora uregulowała rachunek i złapała dorożkę do tawerny
 
Obca jest offline  
Stary 07-06-2021, 10:34   #320
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 55 - 2519.02.04; bct (4/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnym kuflem”
Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz


Pirora



Na zewnątrz po zmroku zrobiło się mocno nieprzyjemnie. Delikatnie rzecz ujmując. Jakby dla nadrobienia ostatnich dwóch dość łagodnych dni zima wzięła się do roboty i z początkiem nocnych ciemności zerwał się wiatr jaki szarpał nawet grubymi konarami ogołoconych z liści drzew. Przy okazji wzbijał też kurzawę z luźnego śniegu i tego co się z nim niosło. Dlatego tym bardziej ogrzane i oświetlone wnętrza domów wywadały się przyjazne i gościnne. Jak ktoś nie musiał to raczej darował sobie wychodzenie na ten wietrzny i mroźny świat zewnętrzny. Panna van Dyke jednak niestety musiała. W końcu się umówiła z Alane Złotogrzywą. Dopiero szykując się na to spotkanie miała nieco więcej czasu by omówić ze swoimi dziewczętami swoje nocne przygody z legionistami. Tak w środku dnia jak musiała się szykować na spotkanie w cukierni a potem na nie iść bez nich to nawet nie bardzo było kiedy. A dziewczęta miały co opowiadać.

- Bardzo udany wieczór, bardzo! - właściwie to dało się poznać już rano przy śniadaniu jak obie strony odzywały i uśmiechały się do siebie. Więc widocznie podobnie przyjemnie wspominały wspólnie spędzoną noc.

- Trochę ich na początku nakręciłam, że Ajnur robi świetny masaż. Więc ona wzięła się za Stiephana a my sobie podziwialiśmy widoki z drugiego łóżka. A potem zajęliśmy się sobą. I troszkę z Ajnur się powymieniałyśmy. Chłopcom bardzo się podobało jak się zajmowałyśmy sobą. Ale jeszcze bardziej jak nimi samymi. Więc no tak, było bardzo wesoło przez całą noc. A panienka? Jak się Dirk spisał? - z oczywistych względów bardziej rozmowna była Beno ale jej koleżanka z dalekich, wschodnich, dzikich krain potakiwała jej uśmiechami i ruchami głowy. Dziewczęta a przynajmniej rudzielec też była ciekawa jak to poszło parze jaka udała się do pokoju blondynki i pytała o to z życzliwym zainteresowaniem jak koleżanka koleżankę gdy się znalazły w podobnej sytuacji.

Ale jak młoda szlachcianka miała się po zmroku spotkać z elfią nawigator to musiała się przygotować i w końcu wyjść na ten wietrzny, ciemny i mroźny świat. Przynajmniej Beno na pożegnanie życzyła jej udanego wieczoru i wspomniała, że one pewnie będą w kapitańskim pokoju. Droga do “Kufla” nie była przyjemna. Żywioł buszował po ulicach na całego tworząc miotłę jaka stawiała jawny opór wszystkim i wszystkiemu. Tym bardziej gdy wreszcie Pirora znalazła się w środku tawerny nieco wyższego sortu i drzwi odcięły ją od tej zawiei na zewnątrz to można było odetchnąć z ulgą.




https://i.pinimg.com/originals/78/4f...910e87d2ea.jpg


Powitało ją przyjazne machanie szczupłego ramienia przy jednym ze stołów. I nie mniej ciepły uśmiech spod blond czupryny. Alane poczekała aż Pirora podejdzie do stołu i zajmie miejsce obok niej.

- Cieszę się, że dotarłaś. Zastanawiałam się czy cię ta pogoda nie zatrzyma. Zmarzłaś? Polecam kapitańskiego grzańca z miodem. Świetnie go tu przyrządzają. - elfia nawigator zagaiła na początek pokazując na swój parujący kufel. Po czym przyzwała gestem kelnerkę aby ta przyjęła nowe zamówienie. Dzisiejszego wieczoru ubrała się w słoneczne żółcie jakby na przekór paskudnej pogodzie na zewnątrz. Suknia miała te charakterystyczne, elfie wzornictwo. Rozcięcie z boku sukni jakie odsłaniało zgrabne nogi elfki. I całkiem odważny dekolt z przodu i spore wycięcie z tyłu. Aż oko samo uciekało w te przyjemne krągłości. I Pirora nie była pewna czy jej się wydaje bo te złote, elfie loki opadające na plecy często jej przysłaniały widok ale tam przy karku to wydawało jej się, że dostrzega czerwoną podkówkę. Gdzieś w tej okolicy gdzie ostatnio ukąsiła Alanę podczas łóżkowych igraszek.

- A właśnie, bo potem mogę zapomnieć. - elfka uniosła palec dając znać, że chce coś powiedzieć zanim się pogrążą w realizowaniu planów na wieczór. - Rozmawiałam z koleżanką o tym eliksirze o jakim ci ostatnio mówiłam. Też była zdruzgotana, że przez takie zabobony tyle przyjemności cię omija. W każdym razie ten eliksir istnieje. Ona go teraz nie ma ale może go przygotować. Jest uzdrowicielką. Medykiem jak to wy mówicie. Jednak jeśli byś była zainteresowana musiałabyś się do niej udać aby cię zbadała. Jak mi się uda to mogę pójść z tobą. Tłumaczyła mi, że nie wszystkie z was są podatne na ten eliksir. Dlatego najpierw by wypadało sprawdzić jak to jest u ciebie. - wyjaśniła pokrótce jak to jest z tym eliksirem po jakim podobno można było odzyskać dziewictwo. Po czym spojrzała w bok na nową koleżankę ciekawa jakie u niej to wywoła reakcję.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Wesoła mewa”
Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz


Versana



Wieczór się zaczynał robić na poważnie. Powinna już się zbierać do węglarzy. Wczoraj powiedziała Normie, że będzie wieczorem. Czyli po zmroku. A na zewnątrz było już ciemno. I wiatr wiał tak, że jego miotła wymiatała silną zadymkę na zewnątrz. Dało się to odczuć za każdym razem gdy ktoś wchodził albo wychodził do “Mewy”. Zresztą tutaj mizeria czasu i brak towarzystwa i tak nie pozwalały rozwinąć skrzydeł. Z tym wojakami nic nie wyszło.

- Znajdź sobie kogoś innego. Jesteśmy zajęci. - odparł jeden z nich gdy podeszła do ich stołu. Nie miał ochoty z nią gadać. Żaden z nich. Wyglądało jakby przerwała im ważną dyskusję. Raczej nie siedzieli tu dla rozrywki i nie szukali jej. Więc powitało ją wymowne milczenie które zdrowy rozsądek kwalifikował, że lepiej dać sobie z nimi spokój. Zwłaszcza jak ich było kilku a ona sama.

Jak nie chciała się spóźnić na spotkanie z Normą a potem Starszym to czas był otworzyć drzwi na tą wieczorną zawieję i udać się w głąb miasta. Zwłaszcza, że w taką zamieć szło się dłużej i ciężej niż bez niej. No i jakoś w tym momencie drzwi tawerny otworzyły się po raz kolejny wpuszczając falę mrozu i śniegu oraz zakapturzoną postać. Zamknęła ona drzwi i oparła się z ulgą plecami odcinając się od tego zimowego żywiołu. To musiała być kobieta sądząc po ciężkiej, roboczej spódnicy jaką miała na sobie. Dopiero jak odepchnęła się od tych drzwi ruszając śmiało przez główną izbę i zdjęła kaptur okazało się, że to Łasica.

- O. Jaka niespodzianka. - przywitała się dostrzegając widocznie Versanę jako niezapowiedzianego gościa. Przywitała się z nią obejmując ją i ściskając. - Coś się stało, że cię przywiało w taką pogodę? - zapytała na wpół żartobliwie. Po czym puściła czarnowłosą i podobnie uściskała barmankę.

- Ale zmarzłaś. Chcesz coś na rozgrzewkę? - Cori poklepała kamratkę po plecach jakby chciała ją rozgrzać tym gestem.

- Tak, daj mi grzańca. Że też akurat teraz jak musiałam wracać musiało zacząć tak pizgać! - westchnęła ze złością puszczając barmankę i złorzecząc na tą paskudną pogodę.

- A jak w pracy? - zagaiła Corette ruszając przygotować tego grzańca.

- Nudy! Szorowanie, obieranie, praca na kolankach ale nie taka jaką lubię. Jakbym chciała pracować uczciwie to bym kucharką została! Albo pomywaczką. - poskarżyła się prawie płaczliwie dziewczyna o granatowych włosach. Żywot uczciwego człowieka nie był jej pisany, nie leżał w jej łotrzykowej naturze i narzucał niewygodne więzy jakie wolała na co dzień omijać.



https://i.pinimg.com/originals/c1/23...c4f78842ca.jpg

- Versana ma dla ciebie wiadomość. Przysłała rano jakąś dziewczynę. Że prosi o spotkanie tutaj. Mnie nie było ale koleżanka odebrała. No a teraz widzisz przyszła osobiście. - blondynka postawiła na szynkwasie parujący kufel za jaki koleżanka od razu złapała chociaz po to by ogrzać zmarznięte dłonie. Ale słuchała z ciekawością zerkając to na jedną to na drugą.

- Oho. Wyczuwam pilną sprawę. I pewnie nie chodzi o numerek na pięterku. - powiedziała nieco z rozżaleniem jakby przeczuwając, że koleżanka z kultu nie jest tu tylko w towarzyskiej wizycie i upijając pierwsze parę łyków duszkiem. Westchnęła z przyjemności sycąc się smakiem i przede wszystkim płynnym ciepłem. Nie bardzo była okazja na rozmowy. Versanę gonił termin spotkania z Normą i niejako także ze Starszym. A wiatr na zewnątrz sprawiał, że trzeba było krzyczeć aby się porozumieć a i tak wichura wpychała słowa i śnieg do gardła.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; magazyny; magazyn Gergievów
Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz


Vasilij



Wraz z końcem dnia wiatr się wzmógł do tego stopnia, że poruszał nawet grubymi konarami. Aż deski i okiennice trzeszczały pod jego naporem. Dobrze, że na koniec tego dnia Vasilij z Krótkim zdążyli wrócić do rodzimej faktori. A jej przyjazne mury odcięły ich od pogody, mroku i lodowatego zimna na zewnątrz. Teraz obaj musieli odtajeć w cieple i przy kolacji aby się rozgrzać.

Na tym łażeniu po mieście zeszło im większość krótkiego, zimowego dnia. Każdy z adresów jaki znaleźli w ciągu ostatnich paru dni chłopcy Vasilija leżał gdzie indziej. Do każdego trzeba było się pofatygować na własnych nogach i każdy był inny. Tylko lodowate zimno jakie dominowało na zewnątrz było wszędzie takie samo. Wysysało siły i robiło pustkę w żołądku.

Każdy z tych adresów miał swoje zalety i wady. Każdy na swój sposób był typowy w swojej klasie. “Kogut” był jedną z opuszczonych w tym mieście gospód. Podobnie magazyn w porcie i kamienica nad rzeką. W każdym z tych miejsc aż nadto byłoby miejsca dla ich gromadki jaka potrafiła się pomieścić w całości w ładowni “Adele”. Każda z nich nie była niewidzialna i nie było co liczyć, że przechodnie nie zauważą, że ktoś tam wchodzi czy wychodzi. Ale samo w sobie nie było to jeszcze jakoś szczególnie groźne. Przecież koga też stała na widoku w porcie razem z całą resztą statków. A Kurt to wręcz jawnie tam mieszkał i dozorował. Ale w całej masie statków i portowego życia to jakoś nie rzucało się w oczy póki nic nie odbiegało od normalności. Podobnie z tymi adresami jakie dzisiaj odwiedzali.



https://c8.alamy.com/comp/P8E1BJ/rom...now-P8E1BJ.jpg

Gospoda miała pokoje i można w nich było mieszkać. Jakby wyremontować tą karczmę to można by się pokusić aby ją otworzyć. Tylko ktoś by musiał ją obsługiwać. A jakby działała trzeba się liczyć z tym, że nie ma się za bardzo wpływu kto przychodzi do karczmy, zamawia piwo albo pokój. Ale gdzieś tam można by się spotykać po zamknięciu lokalu albo jak w jakimś pokoju czy piwnicy to w trakcie.

W kamienicy był ładny widok na rzekę. Obecnie zamarzniętą. I przeciwległy, wysoki jej brzeg. Była bardziej w południowym rejonie miasta. Właściwie nie różniła się jakoś za bardzo od wielu innych kamienic. Tyle, że stała pusta. Więc zatęchła i zawiało ją śniegiem i śmieciami. Też remont albo sprzątanie by się przydało. I im bardziej tym bardziej można by w niej normalnie zamieszkać. Nawet wynajmować mieszkania. Odpadał problem obsługi jak przy karczmie. Ale trzeba by to jakoś uszeregować w urzedach bo inaczej ktoś życzliwy mógłby zgłosić dzikich lokatorów. Ale w takim mieszkaniu to nawet sąsiedzi przecież mieli kłopot wiedzieć co sąsiad robi u siebie. Miejsca też było sporo. No ale i koszt remontu też byłby nie mały.

Z magazynem tak samo. Położony w porcie nawet nie tak daleko od “Kruka”. Co nie było dziwne bo przecież tu była cała dzielnica podobnych magazynów. Nawet magazyn Versany też właściwie był nie tak daleko. Magazyn pod względem przestrzeni w porównaniu do gospody czy nawet kamienicy był ogromny. Zwłaszcza, że właściwie był pusty to ta pustka aż biła po oczach. Można było tu zabawy i festynu urządzać pod dachem. Problem taki, że poza niewielką, biurową częścią reszta była bez ogrzewania i miała małe okna pod sufitem. Więc zwłaszcza w zimie było tam prawie tak samo zimno jak na zewnątrz. Tyle, że bez wiatru, deszczu i śniegu. A ciemno było przez cały rok. Trzeba było się wspomagać lampami. Ale to był standard w magazynach. W końcu to nie były budynki mieszkalne. Ogrzewanie było tylko w niewielkiej części biurowej gdzie mieściła się administracja danego kupca, gildii czy kto tam akurat był właścicielem budynku.

Przez to łażenie po śniegu i mrozie przez cały dzień Vasilij nie bardzo miał okazję na co innego. A i teraz dopiero czuł jak od kominka i kolacji zaczyna wracać do niego życie. Zdążyli z Krótkim wrócić tuż przed tym jak się zerwał ten silny wiatr tworząc na zewnątrz zadymkę.

- A tego nicponia od tych dziwek ani śladu. - rzucił jeden z chłopaków informując przy okazji, że nie zapomnieli o tym zadaniu zleconym przez szefa. Ale łażąc po tych dziurach, mrozie i śniegu nie bardzo mieli jakiś postęp w tej sprawie.

- Jakiś menel tu czy tam, jakaś rozwalona bimbrownia, jedną pyskówkę mieliśmy ale tamtych było tylko dwóch a my byliśmy we czterech to ich pogoniliśmy. - dodał drugi który mówił jakby nie było to zbyt trudne dla nich. Ale i dość mało emocjonujące czy satysfakcjonujące. Nie było to bardzo zaskakujące bo te pustostany już dawno były oszabrowane z wszystkiego wartościowego co było łatwo wynieść. Albo chociaż nadawało się na opał. A potem najwyżej wprowadzali się tacy jak Strupas czy Sebastian, wtórni lokatorzy jakich oficjalnie tam nie było.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem”
Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz


Egon





https://i.pinimg.com/originals/cf/5b...c5d8d6fc55.jpg

- I właśnie na taką pogodę warto siedzieć pod jakimś dachem. - mruknął Kuno machając kuflem w stronę okien. Za nimi nie bardzo było co oglądać. Zresztą i tak światło z wewnątrz odbijało się w szybach okiennych. Ale i tak było wiadomo na sam słuch co tam się dzieje. Zadymka na całego.

- Mało to macie pustych domów w mieście? - Virsika nie wyglądała na przejętą. Machnęła swoim kuflem w stronę którejś z zewnętrznych ścian gdzie była ulica i reszta miasta.

- W taką pogodę nie ma co wybrzydzać. Wystarczy jakiś większy pokój. Tylko światło by się przydało. Bo jak nic nie będzie widać to bez sensu. - Klauge pokręcił głową ale też spojrzał za okno. Ta pogoda mocno krzyżowała im plany. Pierwotny plan by dać sobie po gębie gdzieś w zaułku czy za knajpą z powodu tej zamieci odpadał. Trudno było namówić ludzi aby wyszli na zewnątrz w taką zamieć i wystali tam jak nie musieli. Stąd trójka znajomych gladiatora zastanawiała się nad tym jak tu można by zmodyfikować ten plan. Kluge był zdania, że nie ma na co czekać. Można spróbować dzisiaj. Ogłosić widowisko i nawet jakby tylko parę osób z gości karczmy wyszło je zobaczyć to coś na początek by było. Ale czekali na decyzję Egona. Ten zaś miał co myśleć. I o tym co teraz i o tym co wcześniej w ciągu dnia. Jak w południe jak Silny go odwiedził. Chciał iść do Czarnego tak jak to wczoraj rozmawiali.

O samym Czarnym Egon słyszał. Czy raczej o jego Czarnych co w cieniu zaułkach trzęśli całym miastem. Przynajmniej można było odnieść takie wrażenie. Ale samego Czarnego to dzisiaj spotkał po raz pierwszy. Właściwie nie wyglądał jakoś za bardzo imponująco. Owszem, wysoki. Ale wyglądał jak jakiś chłop z lasu czy z pola a nie książe podziemia. A jednak Silny zwracał się do niego z wyraźnym szacunkiem. A i pozostali chociaż wyglądali na zawodowych zabijaków czekali co szef powie i nie odzywali się bez pytania. Widać było, że to on tu przewodzi. Tak stali aby móc w każdej chwili interweniować gdyby goście zmienili statut na nieproszonyc gości.

- To ty jesteś Egon? No niezłą walkę ostatnio stoczyłeś. Wygrałeś dla mnie troszkę grosza. - mimo, że gladiator widział herszta podziemia pierwszy raz z bliska ten jakoś go kojarzył. Pewnie z walk na arenie sądząc po tym jak mówił.

- A ty Silny taki troskliwy społecznik się zrobiłeś na stare lata? Jakimiś zarżniętymi dziwkami się przejmujesz? - Czarny zapytał ironicznie mięśniaka siedzącego po drugiej stronie stołu. A sam niewielkim kozikiem kroił suszone jabłko. Kawałek po kawałku. Po czym te odcięte kawałki wkładał sobie do ust.

- Wcale. Ale jak jest nagroda to chętnie bym ją zgarnął dla siebie. - odparł kultysta krwawego boga dość obojętnym tonem.

- To zgarniaj. Po co do mnie przychodzisz? Z kolegą do tego. - czarnowłosy szef najważniejszej bandy w mieście był nie mniej obojętny. Wskazał kozikiem na Egona gdy mówił o koledze i nie przerywał krojenia swojego jabłka.

- No tak… - Silny zawahał się nie bardzo wiedząc jak dalej ugryźć temat. W końcu ogłoszono polowanie i każdy mógł sobie łapać tego mordercę jeśli się czuł na siłach. - Ale pomyślałem, że może coś wiesz. Skoro uderzyłeś w dzwon. Jedna czy dwie dziwki to chyba nie powód do takiego rabanu. - odparł mięśniak stawiając na prostotę swojej logiki.

- No nie. Jedna czy dwie dziwki to nie powód do takiego rabanu. - zgodził się herszt zaskakująco łatwo i spokojnie. Jakby rozmawiali o pogodzie albo o połowach rybaków. - Ale nie lubię jak ktoś mi w szkodę włazi. Bruździ. Nie okazuje szacunku. Nie pyta mnie o zdanie i pozwolenie. Wpienia mnie takie coś. - odparł szef Czarnych spokojnie ale jednak dało się wyczuć, że takie coś go wpienia.

- Do tego niepokój sieje. Ludzie zaczynają szemrać zamiast robić swoją robotę i zarabiać dla mnie pieniądze. Są zniknięcia. Nie zawsze znajdowane są ciała. Głównie biedota. Żebracy. Dzieci. Pijani. Marynarze. Dziwki. Kelnerki. Nikt z ważnych. Niezbyt często. Raz na tydzień. Raz na dwa. Ale od dłuższego czasu. Zawsze samotne osoby. Wychodzi ktoś gdzieś na ulicę i tyle go widzieli. Aż ostatnio doszły mnie słuchy o kościach. Czaszkach. Jakie znaleziono w porcie. W kanałach. Cholera wie czyje. Może tych których brakuje. A może innych. Tak czy inaczej czas zrobić porządek ze skurwielem który mi bruździ. I wpienia. - Czarny wzruszył ramionami wciąż mówiąc jakby rozmawiali o pogodzie. A nie o wyroku na mordercy który chyba od dłuższego czasu robił mu koło pióra. Tylko wcześniej nikt nie skojarzył pojedynczych zniknięć na terenie miasta z jedną osobą.

No i tak to sobie porozmawiali w dzień z Czarnym. A potem jak wracali i rozstał się z Silnym bo ten miał jakąś sprawę do załatwienia
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172