Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2021, 17:29   #129
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - 2051.03.11; sb; wieczór

Czas: 2051.03.10; sb; zmierzch
Miejsce: Miami; Bayside; okolice plaży; lokal “Trashyard”
Warunki: wnętrze lokalu, jasno, gwarno; na zewnątrz noc, ciepło, mgła, sil.wiatr


Rita





https://www.beach-backgrounds.com/wo...-wallpaper.jpg


Schemat się powtarzał. Barman co prawda wskazał nowemu gościowi do kogo by mogła podbić w sprawie wyprawy w dzicz a potem już ten łańcuszek rozmów sam jakoś poszedł. Ale schemat rozmów się powtarzał. Rita na ogół miała niezły początek. W większości wypadków przy stole młodą, zgrabną dziewczynę co się dosiadała witały raczej przyjazne reakcje. Czy to uśmiechy czy zapytania. Ale gdy mówiła w czym rzecz to wieczór okazał się mocno zbliżony do rozmów prowadzonych za dnia. Nikt nie był takim jeleniem, żeby nawet dla najpiękniejszych zielonych oczu rzucić wszystko i ruszać w drogę. Większość była skora wysłuchać propozycji ale zadawała podobne pytania.

- Szaberek w dżungli? No dobrze a co tam jest do szabrowania? Kto tego pilnuje? Czyje to jest?

- Wyprawa? No a kiedy start? Na jak długo? Dokąd? Na ile osób?

- Tak, znam się na dżungli, żadna nowość. Masz już coś na tą wyprawę?

- A to jak chcesz ruszać? Na piechotę, łodzią, koniem?

- A ile płacisz? Za taką turystyczną wycieczkę biorę 20 fajek za dzień. Ale jak większe ryzyko to i stawka wyższa. Połowa płatna z góry.

Rozmawiała z kilkoma zawodowcami. Z mężczyznami i z kobietami, z tymi młodszymi i dojrzalszymi, z białymi, Latynosami, czarnymi, nawet jakiś Indianin się trafił. Mało kto mówił z miejsca, że nie jest zainteresowany albo ma inne plany. Jednak wszyscy mniej więcej pytali o to samo. Nikt nie chciał ruszać na wyprawę z obcą jakiej nikt tu nie znał w ciemno.

A w barze jak to w barze. Ludzie siedzieli, pili, śmiali się, rozmawiali, załatwiali interesy czy opowiadali sobie ostatnie albo dawne dzieje. Jak się słyszało tylko przypadkowe fragmenty to trudno było się połapać o co chodzi.

Ci z Hell Gate znaleźli jakiś wrak. Znów ktoś se robił kawał i odcumował łajbę od molo i ich zniosło. Wrak nieźle zachowany. Ale dość głęboko. Lori mówiła, że podzieli się pół na pół z tym co kto…

Szkoda, że tych Aniołków wywiało. Teraz nie ma do kogo chodzić na darmowe leczenie. Ale można się było spodziewać, że w końcu ktoś z nimi zrobi...

Szczurek jeszcze nie wrócił. Długo go nie ma. Ciekawe czy w ogóle wróci. Może w końcu szczęście go opuściło…

Podobno Woods podniósł nagrodę za Czerwoną Brigitte. Spaliła mu kolejną destylarnię. A może to za tą poprzednią tylko teraz mu się przypomniało czy...

Gdzieś na zadupiu ktoś rozdupczył jakichś przebierańców w prześcieradłach. Ponoć można było potem trochę się obłowić wśród porozwalanych gratów...

Klientela też stanowiła barwna mozaikę. W większości mężczyźni. Przynajmniej ci co wydawali się być tu trzonem gości. Kobiet było niewiele a jak już to jako osoby towarzyszące lub partnerki. Tudzież jako część jakiejś ekipy. Spora część wyróżniała się wyglądem. Jak jakiś czarnoskóry stylizowany wysokim kapeluszem i tatuażami na czarownika voo doo. Albo Latynos w czerwonej bandanie o wyglądzie jakiegoś członka gangu czy dawnego więźnia. Białas w podkoszulku z oderwanymi rękawami co pokazywał na stole swoim towarzyszom i towarzyszkom jakieś fanty. Albo kobieta co wydawała się jedną ze stalkerek i przy swoim stole zachowywała się jak gwiazda opowiadając coś zabawnego bo słuchano jej z przejęciem.




Czas: 2051.03.10; sb; zmierzch
Miejsce: Miami; Downtown; dzielnica wieżowców; wieżowiec Nakatomi Plaza
Warunki: wnętrze lokalu, jasno, cicho; na zewnątrz noc, ciepło, mgła, sil.wiatr


Roxy



Po rozstaniu z Ritą blondynka ruszyła samotnie przez zamglone, wieczorne miasto. Zapadł już zmierzch więc nocne ciemności były rozświetlone przez światła padające z drzwi i okien budynków. Nie znając miasta Roxy musiała co jakiś czas pytać się przechodniów albo gości kawiarni i barów co miały wystawione stoły na zewnątrz. Ludzi wieczorem było pełno. Zwłaszcza plaże zdawały się ściągać całe, barwne i roztańczone tłumy.

W końcu jednak znalazła się przed właściwym wieżowcem. Na tle innych jakoś specjalnie się nie wyróżniał. Nazwa wybita przed głównym wejściem budynku świadczyła, że to to czego szukała. Ale to nie był jeszcze koniec poszukiwań.

Jak się znalazła wewnątrz dawnej recepcji powitało ją zakratowane okienko i jakieś latynoskie oprychy w roli dozorców czy strażników. Jeden gruby i drugi trochę mniej. Ale odprowadzili ją wzrokiem nie interweniując. Dostała od Cherry adres na 16-tym piętrze. Co było całkiem sporym wysiłkiem aby tam wejść na własnych nogach. Zdecydowanie nie było tu takich luksusów jak w wieżowcu Cantano. Właściwie to z początku wyglądało to na miniaturke ludzkiego piekła i patologii. Jakieś dzieciaki ganiały się po schodach i darły się do siebie. Matki darły się na te dzieciaki i do siebie nawzajem. Jakiś gówniarz płakał nie wiadomo dlaczego. W niezbyt dobrze zamkniętych drzwiach widziała jakieś wytatuowane plecy mężczyzny biorącego na ścianie jakąś kobietę. Oboje stękali w miłosnym uniesieniu a kobieta patrzyła nawet na przechodzącą Roxy ale trochę błędnym wzrokiem to blondynka nie była pewna czy w ogóle ją widziała. Na półpiętrze na w pół siedział, na w pół leżał jakiś śpiący facet będący pod wpływem alku albo prochów. Albo jednego i drugiego.

Puściej zrobiło się na nieco wyższych piętrach. I jakby trochę czyściej, mniej grafiiti. I ciszej. Chociaż echo zniekształconych odgłosów leciało po pustej klatce schodowej. Spotkała dwie rozentuzjazmowane dziewczyny jakie wesoło rozmawiały ze sobą schodzac szybko ale poświęciły jej chwilowe spojrzenie. Jakiś Latynos ze spluwą wsadzoną w pasek spodni i gazrurką w dłoni też na nią spojrzał ale nie przerwał swojego marszu gdzieś na dół. W końću dotarła na piętro z numerem 16. I pchnęła drzwi na korytarz. Znów trzeba było trochę nawigować, tym razem w poziomie. Nim znalazła właściwe drzwi podane przez szczupłą brunetkę z klimatyzowanej willi Łowców. Klimatyzacja zdecydowanie by się przydała w tym wieżowcu.

- Tak? - zapytał ostrożnie jakiś męski głos gdy uchylił drzwi ale jeszcze nie zdjął łańcucha jaki je zamykał. Chyba nie wyglądała jak najgorszy bandzior bo gospodarz po kilku pytaniach wstępu spuścił łańcuch otwierając przed nią drzwi do mieszkania. Wtedy też mogła zobaczyć jak ten Eliot wygląda.




https://c8.alamy.com/comp/A41BNA/old...sia-A41BNA.jpg


A wyglądał jak jakiś stary hipis z poprzedniej epoki. Może nawet stulecia. Mimo wieku i siwych włosów wydawał się zachowywać młodzieńczą werwę. Mieszkał w czymś co dawniej chyba było sklepem. Czy biurem. No w każdym razie raczej to nie było mieszkanie. A teraz wyglądało jak graciarnia. Książki tu, stare zabawki tam, żelazka jeszcze gdzie indziej. Plotka o tym, że Eliot interesuje się dawnymi czasami rzeczywiście wydawała się być prawdziwa.

- Tak, to cóż cię do mnie sprowadza? - zapytał gospodarz gdy z małego imbryczka o indyjskich wzorach rozlał jakąś herbatę i ciekawym aromacie dla siebie i swojego gościa. Siedzieli przy niskim stole, na poduchach. Ciemność nocy rozpraszało ciepłe światło świec okolonych kolorowymi abażurami nadając otoczeniu przyjemnej, kojącej intonacji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline