Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-05-2021, 09:41   #121
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Post pożegnalny.Dzięki za sesję
Coś było wybitnie nie teges z tym miejscem. Być może była to atmosfera wisząca w powietrzu. Upalna, duszna, i zbyt gorąca. Powodowała irytację za każdym razem, kiedy otwierało się kolejny dzień, i próbowało przystąpić do sensownego działania. Być może była to cała ta skrzekliwa, krzykliwa i aż nazbyt kolorowa otoczka, zupełnie nie pasująca do reszty ZSA. Wciągała jak bagno każdego, kto nie zachował swoich zwyczajów. Z ekipy, którą oryginalnie wjechali do Miami, został on sam, i Rita. Dwight szukał sławy jako zawodnik i pewnie gdzieś tam się zaczepi w rozgrywkach Juggersów. Samozwańcza przywódczyni Melody znikła z horyzontu, najwyraźniej przyciągnięta przez blichtr i bajer Cantano. Tamiel i Danny zniknęli również, najpewniej znajdując swoich krajanów z Texasu. James uśmiechnął się na wspomnienie pogodnej blondynki, mając nadzieję, że poszła po rozum do głowy i zabrała się wraz ze swoim rangerem z powrotem. Być może to bagniste, fałszywie krzykliwe miejsce nie wciągnęło jej w całości.

James próbował pozbierać resztki ostatnich dni do względnej kupy. Zachodził w głowę co musiało się stać, że po wyjściu Black Jacka nie był w stanie naprawić świetlika w dachu. Wszystko miał przygotowane jeszcze przed śniadaniem. W świetliku wciąż tkwiła jego ochronna folia, którą zabezpieczał przyszłą robotę. Miami? Choroba płuc na którą cierpiał? Pogoda? Być może. W każdym razie Miami pochłonęło niewielką iskierkę altruizmu Jamesa, pieczętując jego decyzję o tym, że nie chce mieć z tym miejscem nic więcej do czynienia.

W każdym razie następnego dnia ich gospodyni zmieniła nastawienie, niewątpliwie kiedy Black Jack doniósł panu Cantano o ich niepowodzeniu. Niezawinionym całkowicie, choć kozłów ofiarnych pod ręką innych nie było i być może kiedyś James będzie mógł zrozumieć decyzję Cantano o odcięciu ich od zasobów i przyjaznych mieszkańców miasta. To James poczuł na własnej skórze szukając warsztatu i części aby w ogóle ruszyć się i dokończyć zlecenie dla bandyty. Cantano chyba nie miał jednak w planach, że jego ekipa mogłaby szybko i sprawnie wyruszyć w dżunglę, być może ubiegając nową, nieznaną konkurencję.
Pracownik nie musi w pełni rozumieć pracodawcy, jednak ten nie może się dziwić, jeśli pracownik napotyka problemy. Szczególnie takie, o których niespecjalnie mógł wiedzieć. Być może Cantano wiedział o mundurowej ekipie napadającej na siedzibę kultu, być może nie. Jeśli nie, James dziwił się jak w ogóle udało mu się dojść do władzy, i to takiej jaką rzekomo miał. Być może wcale nie miał. Problem z wszelkiej maści bandytami jest taki, że więcej w nich picu niż prawdy, a prawda była taka, że bandyta najpierw jest kłamcą, a potem dopiero bandytą. Cantano mógł równie dobrze serwować im kolejny kit, który niespecjalnie się kleił. James doszedł do wniosku, że całe to zlecenie to nic innego jak pic na wodę. Cantano nie chciał aby ekipa znalazła Rebis. Cantano chciał mapy, aby znaleźć go samodzielnie. Bo większość bandytów to po prostu chciwe skurwysyny były, i Cantano nie odbiegał tu specjalnie od normy. James spokojnie się zastanawiał, ważąc wszystkie swoje opcje. Aby kontynuować zlecenie, musiałby porzucić pojazd w mieście. Bo jakimś przewrotnym zrządzeniem losu zafiksował się na warsztacie i prosta przeróbka rury wydechowej za pomocą pasków uciskowych znanych powszechnie jako trytytki i szarej taśmy montażowej, którą akurat udało mu się nabyć przerastała możliwości Miami. A raczej składał to na karb chwilowego laga swojego umysłu, który uparcie domagał się warsztatu, a ignorował fakt prawie 12 calowego prześwitu, i obecność krawężników praktycznie na każdym rogu. James może i nie był ułomkiem, ale do muskulatury chociażby Dwighta czy jakichś legend sportów siłowych z dawnych czasów wiele mu brakowało i nie raz kładł się pod samochodem będąc w trasie. James dywagował, że niespecjalnie opłaca mu się porzucać pojazd, bo Miami, będąc miastem przynajmniej w zasadniczej części najpewniej miało pewne granice, poza którymi droga najpewniej mogła wyglądać dużo gorzej niż w mieście. Na przykład być pełna dziur lub być zaśmiecona martwymi drzewami. Osuwiska w mokrym klimacie to pewnie też był problem i należało go uwzględnić, ale w trójkę i wyciągarką i zapasem lin James spodziewał się chociaż obejrzeć tą neodżunglę, o której opowiadali lokalsi. Mieszkańcy Miami, jak na ludzi prawie nie posiadających pojazdów co dawało się zauważyć niemal od razu mogli nie wiedzieć, co potrafi zdziałać dobry kierowca z dobrze przygotowanym, terenowym autem, które odpowiednio przystosowane, dosłownie potrafiło pływać po błocie czy pokonywać prawie pionowe skały. A jednak z jakiegoś powodu Miami, i reprezentujący je Cantano mówili nie.
Dalej Jamesowi nie chciało się już myśleć, bo się mu fajek skończył a nowego nie chciało mu się odpalać.

James wyjaśnił sprawę przy wczorajszej kolacji obu dziewczynom i pożegnał się. Krótko, bo nie lubił wylewności, a i nie poznali się na tyle dobrze, by żegnać się wylewnie jak przyjaciele.
- Będę w mieście jeszcze dobę. Mam zlecenie na jazdę na północ, w kierunku Atlanty. Jakbyście zmieniły zdanie odnośnie tego Rebisu, miejsce się znajdzie. - zaproponował na odchodnym. Niespecjalnie wierzył, że dziewczyny przyjmą propozycję, ale nigdy nie było wiadomo co by mogło strzelić im do głowy.

[MEDIA]http://autogaleria.pl/img/712/400/fit/content/uploads/2018/01/jeep-wrangler-unlimited-29.jpg[/MEDIA]

Nazajutrz o poranku stał już na rynku, obserwując trójkę ludzi ładujących towar do jego Jeepa. Obdrapane, oliwkowe auto aż przysiadło na resorach, kiedy wychudzony, uginający się pod ciężarem plecaka człowiek włożył ładunek do bagażnika. Kobieta, o zmęczonych oczach i zapadłych policzkach, i dzieciak, może trzyletni, o płci nieokreślonej przez zabrudzoną twarz.
“Miami prawie ich wciągnęło” pomyślał James i uśmiechnął się do mężczyzny przyjaźnie.
- Ładunek? - zapytał spokojnie czekając, aż mężczyzna odsapnie.
- trzy osoby i osiemdziesiąt kilo towaru - wyrecytował w końcu chudzielec. Oczy otworzyły mu sie z nadzieją, kiedy James wyciągnął wymiętą paczkę fajek. Widząc minę chudzielca, litościwie odżałował gambla.
- Dokąd? - zapytał przypalając człowiekowi fajka. - Jackson.Missisipi. Miałem tam rodzinę... - odpowiedział chudzielec, zaciągając się papierosem.
- Missipi… wyjdzie około tysiąca czterystu. Może mniej, o ile znajdziemy tanią zupę - mruknął James. Rozpoczęli targi, ale szybko się dogadali. Człowiekowi zależało, aby opuścić Miami jak najszybciej się dało, więc James nie pytał o szczegóły. Najpewniej również podpadł jakiemuś lokalnemu watażce, a może buchnął coś, co znajdowało się w ładowanym właśnie plecaku. Kuriera to niespecjalnie obchodziło, choć zastrzegł, że jeśli ładunek jest kradziony i przypadkiem spotkają właściciela, układ przestaje obowiązywać. Człowiek kiwnął głową. Stanęło na okrągłym tysiącu i dwustu gambelków. Pierwszą część dosłownie przelano, bo zaliczką były grube kanistry z benzyną wlane do baku Jeepa.
Kierowca przytwierdził jeszcze dwa zapasowe do tylnych drzwi samochodu i poprawiając kapelusz zajął miejsce za kierownicą.
- No co tak stoisz, człowieku? Ładuj dziewuchę i dzieciaka. Opony stygną - zachęcił zleceniodawcę. Ruszyli. Mieli do pokonania ponad czternaście godzin. Oczywiście tempo było przedwojenne. James szacował jakieś dwie doby, o ile droga do Jackson będzie w przyzwoitym, typowo zdezelowanym stanie.

Zardzewiałą tablicę wyznaczającą granice miasta mijał bez żalu. Zostawił w mieście sporo nerwów, krwi i potu, i miał wrażenie, że mogło być jeszcze gorzej. Strzelił kiepem papierosa przez otwartą szybę wranglera, prosto w zardzewiałą tablicę i dodał gazu.

“Miami. Pieprzone Miami”
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 24-05-2021, 09:56   #122
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Miami; Liberty City; kawiarnia “Palmowa”

Noce w jednym pokoju z Ritą sprawiły, że lekarka nieco oswoiła się ze swoją towarzyszką. Nieco żałowała, że James postanowił się od nich odłączyć, jednak im więcej by ich było tym pewnie byłoby bezpieczniej. Mimo to czuła, że powinny jak najszybciej wyruszyć. Dlatego uzupełniła zapasy na tyle na ile było to możliwe płacąc za nie nabojami od Cantano, które nie pasowały do jej karabinu.

- Kochaniutka zamierzasz na wycieczkę? Chyba nie do dżungli? Jesteś taka młoda i ładna. Szkoda cię. A nie wyglądasz na tutejszą. Masz włosy i cerę jak Loretta. Ona też taka blondynka i nigdy nie może się opalić chociaż mieszka tu od urodzenia. Taki typ urody. Ale jak zamierzasz iść do dżungli to lepiej weź kogoś kto się na tym zna. Bo ciężko ci będzie. A w dżungli to mnóstwo złych rzeczy.

Głos kobiety wybił Roxy nieco z zamyślenia. Powoli podniosła wzrok na lokalną matrone i przyglądała się jej uważnie.
- Tak… to może być kłopotliwe. A czy.. Zna pani kogoś kto jest w stanie przeżyć w dżungli i gotów byłby mi pomóc? - Uśmiechnęła się ciepło do kobiety, starając się jej okazać szczerą wdzięczność za tą poradę.
 
Aiko jest offline  
Stary 24-05-2021, 18:08   #123
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 26 - 2051.03.11; sb; zmierzch

Czas: 2051.03.10; sb; zmierzch
Miejsce: Miami; Downtown; dzielnica rezydencji; siedziba LŁiZ
Warunki: na zewnątrz zmierzch, umiarkowanie, mgła, powiew



Rita i Roxy



Blondynka i brunetka schodziły dzisiaj miasto osobiście. Brak sprzętu zmotoryzowanego dawał się we znaki zwłaszcza nogom które musiały robić te kilometry błota, kałuż i asfaltu osobiście. W prawie magiczny sposób to miasto zrobiło się jakieś większe a wszędzie było dalej i szło się dłużej. Coś co na czterech kółkach było tylko krótką przejażdżka nie wartą wzmianki teraz robił się już ładny kawałek do przejścia. Przynajmniej pogoda nie była taka zła bo było całkiem ciepło. Chociaż wilgotne powietrze przylepiało się do płuc, skóry i ubrań. Ale jeszcze było znośnie. W okolicach południa był taki skwar, że nie było się co dziwić, że ulice były jak wymarłe. A potem znów się zrobiło zwyczajnie ciepło i do wytrzymania. Po południu tak Rita jak i Roxy spotkały się aby sprawdzić co wyszło tej drugiej z tego chodzenia i pytania. A jak się okazało wyszło im coś podobnego.

Efekt tego chodzenia po mieście był taki sobie. Wydawało się, że znalezienie jakiegoś twardziela co to ma się z tutejszą okolicą za pan brat nie jest aż takie trudne. Zwłaszcza jak pytała o to ładna i zgrabna kobieta w potrzebie. Więc czy Roxy czy Rita początek rozmowy w tej sprawie w większości wypadków był podobnie zachęcający.

- Pewnie chica! Potrzebujesz przewodnika? Ja się poruszam po dżungli jak Tarzan! - po tym zwykle zachęcającym początku następowały bardziej rzeczowe negocjacje. A kiedy byśmy ruszali? Ile osób? Na jak długo? Co już macie? Tutaj wykruszała się część kandydatów bo albo już mieli umówione terminy na co innego lub po prostu inne plany. Niemniej nadal tak na oko co drugi byłby skłonny podjąć się tego zadania za odpowiednią opłatą. No ale w końcu każdy też pytał o to samo. A dokąd ta wyprawa? Gdzie chcesz iść?

W końcu przy końcu dnia przyszedł im jeszcze jeden trop do sprawdzenia jaki tam czy tu słyszały już czy to od Josha czy od któregoś z rozmówców. Czyli aby spróbować w Lidze Łowców i Złomiarzy. Tyle, że trzeba było się pofatygować do Downtown co na piechotę było niczego sobie spacerem. Do tego we mgle bo pod koniec dnia pojawił się delikatny opar który zdawał się gęstnieć z każdym kolejnym kwadransem utrudniając głębszą perspektywę. A w miarę jak szły przez ten asfalt, beton, chodnik, kałuże i błoto powoli zbliżał się zmierzch. A wraz z nim pora wieczornej zabawy. Zwłaszcza, że był to sobotni wieczór co dało się poznać po muzyce i tańcach jakie odbywały się tak wewnątrz jak i na zewnątrz lokali czy po prostu na ulicach. Jakieś dziewczyny wręczyły przechodzącym podróżniczkom po barwnym naszyjniku z kwiatów uśmiechając się do nich serdecznie. Wydawało, się, że tubylcy są bardzo radośni i życzliwi nawet wobec całkiem obcych ludzi.

W końcu pytając się o drogę po drodze brunetka i blondynka dotarły do celu swojej wędrówki. Do ulicy gdzie dominowały piękne lub porzucone ale wille położone z widokiem na ocean. Chociaż teraz większość ulicy i oceanu przykrywał kożuch wilgotnej mgły. A w tej przed jaką stanęły miała być siedziba Ligi Łowców i Złomiarzy. Ładnie wyglądała. Jakby tu mieszkał jakiś bogacz czy ważniak. Z drugiej strony Liga działała w całych ZSA a ponoć właśnie w tym mieście była jej siedziba główna.

Ogrodzenie sprawiało solidne wrażenie. Tak samo jak psy za nim. Ale furtka nie była zamknięta. Można było wejść do środka i zadzwonić. Otworzył im jakiś rosły dryblas grzecznie pytając po co przyszły. W końcu widocznie nie był tym od gadania bo wpuścił je do wnętrza willi jaka wydawała się żywcem wyjęta z przedwojennych folderów reklamowych dla bogaczy. Tam obie czekały chwilę w salonie gdzie przy niskim stole panowała patera ze świeżymi owcami oraz dzbanek z owoceowym sokiem. Co po takim długim spacerze wydawało się bardzo dobrym pomysłem.

- Witam, mam nadzieję, że nie czkałyście zbyt długo. - powiedziała jakaś szczupła szatynka wchodząc śmiało do salonu i uśmiechając się sympatycznie do gości. - Nazywam się Cherry. W czym mogę wam pomóc? - zapytała i przedstawiła się prawie równocześnie siadając na fotelu i oddając do dyspozycji gości wygodną sofę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 18:07. Powód: Skasowanie wzmianki o ZM.; ed. zamiana szatynki na brunetkę, my bad pip :P - Alex
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-05-2021, 18:39   #124
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Odejście Jamesa w pewien sposób zasmuciło Ritę. Może i bujali się razem zaledwie kilkanaście dni, ale wydawał się najbardziej w porządku z całej kolorowej hałastry, którą wysłano do Miami z paczką dla Cantano. Nawet bardziej niż dobroduszna Tamiel, która w jej mniemaniu była trzymaną pod kloszem dziwaczką, a nie kimś, na kim mogłaby polegać w trakcie brutalnego starcia. Z kim mogłaby na luzaku pogadać na normalne tematy i wypić browarka. Nie mówiąc o tym, że razem z Jamesem przeszli dwie poważne strzelaniny, zatem niejednokrotnie udowodnił on, że można było na nim polegać. Rita zawsze wolała towarzystwo zwyczajnych, poczciwych facetów. I takim właśnie gościem był James. Dlatego po jego deklaracji odejścia objęła go mocno i poklepała solidnie po plerach.
— Trzymaj się chłopie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spikniemy.

Znalezienie trapera, który chciałby wyruszyć daleko za miasto, graniczyło z cudem. Okazało się, że smagłym mieszkańcom Miami brakło cojones gdy tylko trzeba było zrobić coś konkretniejszego.


Złodziejka artefaktów dupnęła sobie na sofie i rzuciła dziarsko:
— Cześć, Cherry. Szukamy jakiegoś doświadczonego trapera, takiego, który nie boi się wyzwań. Musimy dotrzeć w pewne, potencjalnie niebezpieczne miejsce.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 26-05-2021 o 21:38.
Alex Tyler jest offline  
Stary 28-05-2021, 10:29   #125
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Miami

Roxy zaczynało ogarniać zwątpienie. Czy naprawdę powinny wyruszać do dżungli we dwie.. Z obcym przewodnikiem? Czy było je na to stać. Jednak jak by nie patrzeć czekał je pewnie jeszcze zakup jakiegoś ekwipunku by przetrwać w tym pokracznym miejscu. Sama wizja zanurzenia się w dzicz wzbudzała w lekarce niepokój, a jeszcze teraz gdy zostały we dwie… gdy na plecach czuła oddech Cantano.

Podczas dnia wypytała o jakieś miejsca, w których mogło pozostać nieco książek czy gazet z czasów przedwojennych. Cały czas ciekawiło ją zdjęcie, które “wylosowała”. Kto wie, może udałoby się jeszcze dowiedzieć czegoś przed wyprawą, co mogłoby im później pomóc.

I tak o ile poszukiwania jakiegoś przewodnika nie szły jej zbyt dobrze, to chociaż natrafiła na pacjenta. Zajęła się starą raną u jednego z lokalnych złomiarzy. Rana zaczęła się już paskudzić na szczęście lekarce udało się ja oczyścić i zszyć. Poradziła przemywać ją potem przegotowana wodą i zgarnęła zapłatę w jedzeniu. Tyle dobrego, że jej zapasy się nieco powiększyły.


Miami; Downtown; dzielnica rezydencji; siedziba LŁiZ

Idąc w stronę Ligii Roxy zwróciła się nieco niepewnie do swojej towarzyszki.
- Nie mówimy im o mapie i że to prawdopodobnie jest ZM? Udawałabym, że to jakieś laboratorium, w którym liczymy na medyczne gamble. - Powiedziała cicho. Obawiałą się, że jeśli poruszą temat ZM Cantano wpadnie na trop tego co robią, a i tak pewnie je obserwował.

Gdy weszły do środka zamilkła. Rita zdawała się jej być osobą lubiącą dyskusje więc pozwoliła jej na to przysiadając na sofie obok i przedstawiając się cicho. Była ciekawa jak Rita chce to rozegrać planując się wtrącić dopiero gdyby doszło do negocjacji ceny.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-05-2021, 21:40   #126
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 27 - 2051.03.11; sb; zmierzch

Czas: 2051.03.10; sb; zmierzch
Miejsce: Miami; Downtown; dzielnica rezydencji; ulica
Warunki: na zewnątrz zmierzch, umiarkowanie, mgła, powiew


- Szukacie jakiegoś doświadczonego trapera. Co nie boi się wyzwań. I pomoże wam dotrzeć w pewne potencjalnie, niebezpieczne miejsce. - Cherry powtórzyła słowa Rity rozdzielając je na poszczególne części jakby każdy był dodatkowym stopniem utrudnienia. Popatrzyła chwilę na obie swoje rozmówczynie jakby czekając na jakiś ciąg dalszy albo dodatkowe wyjaśnienia. Ale jak się nie doczekała uśmiechnęła się krótko.

- Brzmi tajemniczo. I podejrzanie. Raczej każdy będzie chciał wiedzieć jaki jest cel podróży. - powiedziała tonem dobrej rady bardziej doświadczonej koleżanki. Sięgnęła po dzbanek i nalała sobie soku do jednej z pustych szklanek po czym upiła z niego skromny łyk.

- Nie jestem pewna czy trafiłyście we właściwe miejsce. Jesteśmy stowarzyszeniem łowców. Szukamy określonych gambli na zlecenie. I raczej nie pełnimy roli przewodników, myśliwych czy ochroniarzy. - wyjaśniła coś na samym początku rozmowy. Brzmiało jakby Liga mogła pozornie mieć siostrzany profil do jakichś tropicieli czy najemników do wynajęcia i momentami ich robota mogła wyglądać podobnie. Ale nie był to ich cel sam w sobie. Niemniej jednak szczupła szatynka na tyle znała miasto i branżę, że i tak podała gościom kilka nazwisk które mogły okazać się pomocne.

Jean Louis miał być klasycznym twardzielem z Miami. Łowcą krokodyli i zawodowym tropicielem. Pod względem umiejętności powinien być tym kogo goście szukają. Ale Cherry uprzedziła, że właśnie z tego powodu nie jest tani. Oraz niedawno wrócił do miasta więc może mu się nie chcieć zaraz ruszać z powrotem w bagna i dżungle. Do tego był humorzasty w doborze zleceń. Więc nawet jak go znajdą na mieście nie wiadomo czy się zgodzi wziąć takie zlecenie.

Podobnie było z Kentem. Douglasem Kentem. To był typowy łowca krokodyli. I właściwie przyjmował tylko takie zlecenia na ubicie jakiejś bestii, najlepiej zimnokrwistej. No ale może zrobi jakiś wyjątek. Zwłaszcza jakby się udało dogadać z jego partnerem, Mario Pereiro. Tak dla kontrastu taki mały i w okularach.

No i była jeszcze Kim. Kimberly Cambell. Też cieszyła się zasłużoną reputacją pomimo młodego wieku. Jak spotkają młodą kobietę z pejczem i maczetą u pasa to może być ona. Po mistrzowsku posługiwała się wszelkimi pejczami, linami i łańcuchami. Podobno za pomocą swoich pułapek potrafiła upolować wszystko co chciała.

Ale jak szukają kogoś takiego do wyprawy w trzewia tropików to Cherry polecała “Trashyard”. Tam zwykle lubili przychodzić wszelcy stalkerzy, tropiciele i myśliwi. To pewnie kogoś powinny tam znaleźć kto by był chętny na taką wyprawę. Lokal był niedaleko oceanu, w Baysite. Po sąsiedzku z Downtown, wystarczyło iść plażą i co najwyżej pytać o knajpę skoro nie znały miasta.

Ponieważ nie zanosiło się, że goście skorzystają z usług kogoś z Ligi Łowców to rozmowa z sympatyczną szatynką zmierzała do końca. brunetka i blondynka jakie były gośćmi miały okazję odpocząć w przyjemnie klimatyzowanym pomieszczeniu przy chłodnym soku po całym dniu chodzenia w rozgrzanym błocie, kurzu i betonie. Roxy przynajmniej podczas tych pieszych wędrówek po mieście złapała namiar na Eltona. Elton podobno zbierał książki, gazety i różne graty sprzed wojny. Nikt nie wiedział po co. Ale podobno jego mieszkanie to samo gratowisko. Miał mieszkać w Nakatomi Plaza w Downtown. Tymczasem dzień się kończył i na ziemi panowały już wieczorne ciemności. Chociaż na niebie były jeszcze ostatnie ślady tego dnia. Za to mgła zrobiła się jakby gęstsza.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 18:05. Powód: zamiana szatynki na brunetkę, my bad pip :P
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-06-2021, 23:53   #127
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Po pogadance z Cherry okazało się, że nie może im pomóc, ale za to rzuciła namiarem na trójkę tutejszych kozaków od survivalu oraz knajpę, gdzie im podobni mogli usadzić dupsko, zalać robaka i na luzaku ponawijać. Rita od razu wyczuła swoje klimaty, więc po opuszczeniu Ligi Łowców i Złomiarzy z miejsca zaproponowała Roxie, że sama tam wbije. Blondynce sugerując wyczajenie na własną rękę trójki traperów, lub zajęcie się innymi sprawami, jakie mogły jej tam łazić po głowie.


Brunetka szła plażą, wypytując o lokal napotkanych lokalsów. Za ich radą w końcu dotarła do Baysite. Tam zaś niebawem wyczaiła przy zrujnowanym nabrzeżu poszukiwaną knajpę. Miejscówka ulokowana była w sporym, wielokątnym budynku, którego spodnia część wykonana była ze splecionych stalowych równoległoboków, górna zaś składała się z mozaiki rombowatych szyb, z których większość była pobrudzona lub powybijana. Do wejścia prowadziły pokryte podniszczoną tkaniną schodki z pordzewiałą metalową barierką. Wokół samego budynku było sporo miejsca na stoliki, ale od dziesięcioleci musiało ich tam nie być. Przed wojną ta budowla najprawdopodobniej była jakimś barem lub restauracją.

Złodziejka artefaktów wbiła do środka przez częściowo oszklone, skrzypiące drzwi, nad którymi wisiał przybity kawał blachy falistej z wymalowaną sprejem nazwą lokalu – „Trashyard”. Wnętrze było nieco ciemne i przydymione, ale całkiem obszerne. Przez odgłosy rozmów przebijała się archaiczna, skoczna muzyka lecąca z wiekowego gramofonu.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=cgdzS4OSQ1M&list=PLBO9fWVG1_sMsBQBfBmYMe_N IK3q6fIno&index=6[/media]

Liczną klientelę lokalu stanowili głównie mężczyźni, przeważnie smagłolicy osobnicy w charakterystycznych skórzanych kapeluszach i butach z aligatora, uzbrojeni w okazałe maczety, ale było też nieco kozackich lasek, co pewnie niejedno przeszły. Poza tym można było dostrzec sporo różniastych indywidualności, w każdym razie w tym miejscu zgromadziła się spora zgraja stalkerów, tropicieli, traperów, myśliwych i poszukiwaczy przygód. Przez co Rita od razu poczuła się swobodniej. To były dokładnie jej klimaty. Dziewczyna po chwili obserwacji podeszła do baru, ustawionego blisko sceny, która od dawna nie była w użyciu. Asortyment stanowiły głównie lokalne napitki, ale było też parę przedwojennych i eksportowanych alkoholi. Łowczyni skarbów oparła się ręką o ladę i zamówiła kielicha czegoś najtańszego, po czym zagaiła do polewającego.
— Szefie, kojarzysz jakiegoś byka, który bez marudzenia ruszyłby ze mną na mały szaberek kawałek drogi za Miami?
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 17:53.
Alex Tyler jest offline  
Stary 04-06-2021, 09:43   #128
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Miami, 2051.03.10; sb; zmierzch

Roxy przytaknęła na pomysł Rity. Korzystając z tego, że popyta na mieście o tych traperów mogła też rozejrzeć się za inną interesującą ją personą. Żałowała, że nie udało im się już znaleźć kogoś kto by je poprowadził w dżunglę, jakoś cały czas obawiała się przedłużaniu ich pobytu w Miami. Może to sprawiło, że gdy wieczorową porą Rita postanowiła się udać na łowy do lokalu wskazanego przez Charlie, ona udała się do Nakatomi plaza. Zawsze mogła tam przy okazji wypytać o tych trzech traperów wspomnianych przez dziewczynę z LŁiZ, a i poszperać na interesujący ją temat. Była ciekawa kim jest ten Elton i czy w ogóle będzie chciał jej pomóc.


Miami, 2051.03.11; nd; ranek

Ze zdobytmi poprzedniego dnia informacjami Roxy postanowiła udać się po śniadaniu na miasto i popytać nieco o traperów wspomnianych przez Chailie poprzedniego wieczora. Była ciekawa czy w ogóle chętni będą na podróż w nieznane, bo tak im planowała przedstawić sytuację Roxy. Wolała rozpowiadać, że chcą znaleźć w dżungli dawny ośrodek badawczy, którego fotkę widziała licząc na medyczne gamble, niż mówić że szukają tego popularnego tu w okolicy Zaginionego Miasta. Z resztą… czy mogły mieć pewność, że to właśnie je pokazywała mapa? Szef kultu zdawał się być na tyle nawiedzony, że to czym dysponował mogło prowadzić równie dobrze do przypadkowej dziury w ziemi.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-06-2021, 17:29   #129
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 - 2051.03.11; sb; wieczór

Czas: 2051.03.10; sb; zmierzch
Miejsce: Miami; Bayside; okolice plaży; lokal “Trashyard”
Warunki: wnętrze lokalu, jasno, gwarno; na zewnątrz noc, ciepło, mgła, sil.wiatr


Rita





https://www.beach-backgrounds.com/wo...-wallpaper.jpg


Schemat się powtarzał. Barman co prawda wskazał nowemu gościowi do kogo by mogła podbić w sprawie wyprawy w dzicz a potem już ten łańcuszek rozmów sam jakoś poszedł. Ale schemat rozmów się powtarzał. Rita na ogół miała niezły początek. W większości wypadków przy stole młodą, zgrabną dziewczynę co się dosiadała witały raczej przyjazne reakcje. Czy to uśmiechy czy zapytania. Ale gdy mówiła w czym rzecz to wieczór okazał się mocno zbliżony do rozmów prowadzonych za dnia. Nikt nie był takim jeleniem, żeby nawet dla najpiękniejszych zielonych oczu rzucić wszystko i ruszać w drogę. Większość była skora wysłuchać propozycji ale zadawała podobne pytania.

- Szaberek w dżungli? No dobrze a co tam jest do szabrowania? Kto tego pilnuje? Czyje to jest?

- Wyprawa? No a kiedy start? Na jak długo? Dokąd? Na ile osób?

- Tak, znam się na dżungli, żadna nowość. Masz już coś na tą wyprawę?

- A to jak chcesz ruszać? Na piechotę, łodzią, koniem?

- A ile płacisz? Za taką turystyczną wycieczkę biorę 20 fajek za dzień. Ale jak większe ryzyko to i stawka wyższa. Połowa płatna z góry.

Rozmawiała z kilkoma zawodowcami. Z mężczyznami i z kobietami, z tymi młodszymi i dojrzalszymi, z białymi, Latynosami, czarnymi, nawet jakiś Indianin się trafił. Mało kto mówił z miejsca, że nie jest zainteresowany albo ma inne plany. Jednak wszyscy mniej więcej pytali o to samo. Nikt nie chciał ruszać na wyprawę z obcą jakiej nikt tu nie znał w ciemno.

A w barze jak to w barze. Ludzie siedzieli, pili, śmiali się, rozmawiali, załatwiali interesy czy opowiadali sobie ostatnie albo dawne dzieje. Jak się słyszało tylko przypadkowe fragmenty to trudno było się połapać o co chodzi.

Ci z Hell Gate znaleźli jakiś wrak. Znów ktoś se robił kawał i odcumował łajbę od molo i ich zniosło. Wrak nieźle zachowany. Ale dość głęboko. Lori mówiła, że podzieli się pół na pół z tym co kto…

Szkoda, że tych Aniołków wywiało. Teraz nie ma do kogo chodzić na darmowe leczenie. Ale można się było spodziewać, że w końcu ktoś z nimi zrobi...

Szczurek jeszcze nie wrócił. Długo go nie ma. Ciekawe czy w ogóle wróci. Może w końcu szczęście go opuściło…

Podobno Woods podniósł nagrodę za Czerwoną Brigitte. Spaliła mu kolejną destylarnię. A może to za tą poprzednią tylko teraz mu się przypomniało czy...

Gdzieś na zadupiu ktoś rozdupczył jakichś przebierańców w prześcieradłach. Ponoć można było potem trochę się obłowić wśród porozwalanych gratów...

Klientela też stanowiła barwna mozaikę. W większości mężczyźni. Przynajmniej ci co wydawali się być tu trzonem gości. Kobiet było niewiele a jak już to jako osoby towarzyszące lub partnerki. Tudzież jako część jakiejś ekipy. Spora część wyróżniała się wyglądem. Jak jakiś czarnoskóry stylizowany wysokim kapeluszem i tatuażami na czarownika voo doo. Albo Latynos w czerwonej bandanie o wyglądzie jakiegoś członka gangu czy dawnego więźnia. Białas w podkoszulku z oderwanymi rękawami co pokazywał na stole swoim towarzyszom i towarzyszkom jakieś fanty. Albo kobieta co wydawała się jedną ze stalkerek i przy swoim stole zachowywała się jak gwiazda opowiadając coś zabawnego bo słuchano jej z przejęciem.




Czas: 2051.03.10; sb; zmierzch
Miejsce: Miami; Downtown; dzielnica wieżowców; wieżowiec Nakatomi Plaza
Warunki: wnętrze lokalu, jasno, cicho; na zewnątrz noc, ciepło, mgła, sil.wiatr


Roxy



Po rozstaniu z Ritą blondynka ruszyła samotnie przez zamglone, wieczorne miasto. Zapadł już zmierzch więc nocne ciemności były rozświetlone przez światła padające z drzwi i okien budynków. Nie znając miasta Roxy musiała co jakiś czas pytać się przechodniów albo gości kawiarni i barów co miały wystawione stoły na zewnątrz. Ludzi wieczorem było pełno. Zwłaszcza plaże zdawały się ściągać całe, barwne i roztańczone tłumy.

W końcu jednak znalazła się przed właściwym wieżowcem. Na tle innych jakoś specjalnie się nie wyróżniał. Nazwa wybita przed głównym wejściem budynku świadczyła, że to to czego szukała. Ale to nie był jeszcze koniec poszukiwań.

Jak się znalazła wewnątrz dawnej recepcji powitało ją zakratowane okienko i jakieś latynoskie oprychy w roli dozorców czy strażników. Jeden gruby i drugi trochę mniej. Ale odprowadzili ją wzrokiem nie interweniując. Dostała od Cherry adres na 16-tym piętrze. Co było całkiem sporym wysiłkiem aby tam wejść na własnych nogach. Zdecydowanie nie było tu takich luksusów jak w wieżowcu Cantano. Właściwie to z początku wyglądało to na miniaturke ludzkiego piekła i patologii. Jakieś dzieciaki ganiały się po schodach i darły się do siebie. Matki darły się na te dzieciaki i do siebie nawzajem. Jakiś gówniarz płakał nie wiadomo dlaczego. W niezbyt dobrze zamkniętych drzwiach widziała jakieś wytatuowane plecy mężczyzny biorącego na ścianie jakąś kobietę. Oboje stękali w miłosnym uniesieniu a kobieta patrzyła nawet na przechodzącą Roxy ale trochę błędnym wzrokiem to blondynka nie była pewna czy w ogóle ją widziała. Na półpiętrze na w pół siedział, na w pół leżał jakiś śpiący facet będący pod wpływem alku albo prochów. Albo jednego i drugiego.

Puściej zrobiło się na nieco wyższych piętrach. I jakby trochę czyściej, mniej grafiiti. I ciszej. Chociaż echo zniekształconych odgłosów leciało po pustej klatce schodowej. Spotkała dwie rozentuzjazmowane dziewczyny jakie wesoło rozmawiały ze sobą schodzac szybko ale poświęciły jej chwilowe spojrzenie. Jakiś Latynos ze spluwą wsadzoną w pasek spodni i gazrurką w dłoni też na nią spojrzał ale nie przerwał swojego marszu gdzieś na dół. W końću dotarła na piętro z numerem 16. I pchnęła drzwi na korytarz. Znów trzeba było trochę nawigować, tym razem w poziomie. Nim znalazła właściwe drzwi podane przez szczupłą brunetkę z klimatyzowanej willi Łowców. Klimatyzacja zdecydowanie by się przydała w tym wieżowcu.

- Tak? - zapytał ostrożnie jakiś męski głos gdy uchylił drzwi ale jeszcze nie zdjął łańcucha jaki je zamykał. Chyba nie wyglądała jak najgorszy bandzior bo gospodarz po kilku pytaniach wstępu spuścił łańcuch otwierając przed nią drzwi do mieszkania. Wtedy też mogła zobaczyć jak ten Eliot wygląda.




https://c8.alamy.com/comp/A41BNA/old...sia-A41BNA.jpg


A wyglądał jak jakiś stary hipis z poprzedniej epoki. Może nawet stulecia. Mimo wieku i siwych włosów wydawał się zachowywać młodzieńczą werwę. Mieszkał w czymś co dawniej chyba było sklepem. Czy biurem. No w każdym razie raczej to nie było mieszkanie. A teraz wyglądało jak graciarnia. Książki tu, stare zabawki tam, żelazka jeszcze gdzie indziej. Plotka o tym, że Eliot interesuje się dawnymi czasami rzeczywiście wydawała się być prawdziwa.

- Tak, to cóż cię do mnie sprowadza? - zapytał gospodarz gdy z małego imbryczka o indyjskich wzorach rozlał jakąś herbatę i ciekawym aromacie dla siebie i swojego gościa. Siedzieli przy niskim stole, na poduchach. Ciemność nocy rozpraszało ciepłe światło świec okolonych kolorowymi abażurami nadając otoczeniu przyjemnej, kojącej intonacji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-06-2021, 14:49   #130
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Miami; Downtown; dzielnica wieżowców; wieżowiec Nakatomi Plaza

Czuła się dziwnie wspinając się na kolejne stopnie wieżowca. Jakby wkraczała w czyjąś osobista przestrzeń bez jego zgody. Życie zdawało się wylewać z pozamykanych lokali na przestrzeń korytarza i otaczać ją ze wszystkich stron. Trochę żałowała, że nie udała się z Ritą do tamtego klubu, ale w sumie… czy czułaby się tam lepiej? Wątpiła.

Po dłuższej chwili zapukała do drzwi, za którymi kryć się miał wskazany jej zbieracz staroci.

- Dobry wieczór. Jestem Roxy, lekarka. - Przedstawiła się już odruchowo. - Charlie Zdradziła mi, że zajmuje się pan kolekcjonowaniem przedwojennych skarbów. - Powiedziała tak pozytywnie jak tylko była w stanie w obecnej sytuacji.

Nim się obejrzała siedziała na jakiejś poduszce z kubkiem parującej herbaty, a przynajmniej miała nadzieję, że tym był ten napar.

- Jakiś czas miałam okazję trzymać przez chwilę zdjęcie przedwojenne, na którym widniało laboratorium .. podejrzewam, że nuklearne. Byłam ciekawa czy ma Pan może w swoich zbiorach coś co pomogłoby zidentyfikować tamto miejsce. Zaciekawiła mnie bardzo piramida, która się na nim pojawiała. - Opowiedziała gospodarzowi o swoich poszukiwaniach, ciekawa czy ten zechce jej jakoś pomóc.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172