Backertag (4/8); zmierzch; tawerna “Mewa”; Versana,
Wspólna przekąską z daleką kuzynką wprawiła ją tylko w jeszcze lepszy humor. Miała dobrze przeczucie co do dalszej wspólnej współpracy. Cieszyło ją również to, że zaczynały tworzyć przeważającą siłę w szeregach kultu w tym mieście. Sen Łasicy powoli zaczynał się ziszczać. Choć był to dopiero początek. Wszak tyle niewiast miały jeszcze na oku: Louisa, Kamila, Froya, Norma, Brena, Rosa, Bena, Dagmara, Ajnur, Blanka a przy dobrych wiatrach kilka pozostałych jak choćby Naji. Były to jednak dalekosiężne plany, których realizacja usytuowana była na różnym etapie zaawansowania.
Zmęczenie zdawało się gdzieś ulotnić a może po prostu nie miała czasu nawet o nim myśleć. Mknęła do “Mewy”. Śpieszno jej było bo wieczorem zobowiązała się stawić w porcie wraz z Normą a musiała jeszcze na chwilę wejść do domu by zabrać Kornasa i rohatynę jaką miał on dziś zakupić by Ver mogła ją wręczyć w formie prezentu berserce. Wszak ta swoją połamała w trakcie polowania. Na szczęście Łasica była jedną z nich więc część spraw mogło się pokryć. Swoją drogą wdowa przypuszczała, że jej kochanka nie odpuści sobie możliwości spotkania się z blond wojowniczką.
Tawerna ukazała się jej oczom po tym jak minęła róg ulic Dekarskiej i Ceglanej. Była więc u celu. Pozostało liczyć, że w środku czekać będzie szeroko uśmiechnięta Nadia.
W środku panował gwar i ruch jak zwykle w karczmach, gospodach i tawernach po zakończeniu dnia pracy i zmroku. A teraz, zimą zarówno zmrok zapadał wcześniej i i spora część populacji nie miała stałego zajęcia. Co zachęcało do wizyt w takich lokalach. Ale Łasicy wśród gości jakoś nie było widać. Za to za ladą buszowała Corette.
- Cześć Cori. - wdowa bezpardonowo przywitała kelnerkę podchodząc do niej - Nadia była albo zostawiła jakieś info dla mnie? - zadała pytanie wieńcząc je delikatnym uśmieszkiem.
- Cześć Versana. Łasicy dzisiaj nie widziałam. Wczoraj też nie. Ale wieczór jeszcze młody. Jakby przyszła prosto po robocie to niedługo powinna być. Ale jak gdzieś zwłóczy to może być o północy albo w ogóle. - ulubiona barmanka Łasicy przywitała jej koleżankę z uśmiechem. Ale miała raczej standardowe wieści. I znaczyły, że Łasica mogła nie być świadoma wysłanych do niej wiadomości. Versana zaś nie znała jej planów kiedy właściwie kończyła pracę w kazamatach.
Jej kochanka ostatnimi czasy była mocno zajęta i nie posiadała zbyt wiele czasu dla swojej kochanki. Fakt ten nieco zasmucał sama zainteresowaną spotkaniem, musiałą jednak jakoś strawić tą informację. Miała jeszcze chwilę do spotkania z Normą. Zdecydowała się więc poczekać na ulubienice. By jednak zbytnio nie przymierać nudą. Postanowiła nieco się rozerwać, poplotkować, poflirtować i może zagrać. Zaczęła od dokładnego rozejrzenia się po klienteli i zamówienia czegoś by przepłukać gardło.
Wieczór się zaczynał na całego i dało się to odczuć także w tej tawernie. Co chwila drzwi wejściowe trzaskały gdy ktoś wchodził do środka. Zaś wychodzących było o wiele mniej. Gwar i tumult panowały spore. To był lokal cieszący się dużą popularnością zwłaszcza wśród marynarzy i pozostałej części populacji jaka była solą tej zmarzniętej ziemi. Rozmawiali ze sobą, śmiali się, kłócili, grali, jedli i pili. Wśród gości Versana jednak nie wyłowiła Łasicy. O tej porze mogła jeszcze robić swoją robotę. A czas do spotkania z Normą uciekał bezpowrotnie. Dojrzała jak kelnerki uwijają się niosąc pełne i wracając z pustymi tacami, jak gdzieś przy sąsiednim stole grupka mężczyzn rozprawiała o czymś poważnie jakby omawiali interesy albo jak jakiś starszy facet w todze rozmawiał z młodszymi przez co wyglądał przy nich jak jakiś nauczyciel albo mędrzec. Cori i oberżysta też mieli co do roboty i co chwila obsługiwali kogoś kto akurat podszedł do szynkwasu.
Ver machnęła więc zgrabnie rączką by przywołać znajomą kelnerkę. Zawsze ją zastanawiało skąd u nich ta spostrzegawczość. Niby się nie patrzą a jednak wszystko widzą. Z resztą nie tylko na tym polegał jej talent. Jak nikt potrafiła z zachowaniem gracji omijać plątających się po lokalu zapijaczonych klientów nawet ich nie dotknąwszy. Iście mistrzowskie wyczucie równowagi i balansu. Coś co powinien posiadać każdy kieszonkowiec.
- Co dla ciebie słodziutka? - zapytała uroczo trzepocząc rzęsami
- Ty. - odparła Ver zadziornie - Wpierw jednak opowiedz mi coś o gościach. Tych najciekawszych. - z oberżami było zazwyczaj tak, że stołowali się w nich raczej ci sami goście. Lokali tego rodzaju w mieście nie brakowało. Każdy więc mógł znaleźć coś dla siebie.
- Wybacz ale nie bardzo mam czas gadać jak szef jest za barem. - Cori znacząco wskazała na postawnego mężczyznę który był tutaj oberżystą. - Kto cię interesuje? - zapytała dając znać, że może coś na szybko podpowiedziec ale jak się zaczynał wieczorny szczyt w gospodach i podobnych lokalach to dla obsługi był to właśnie szczyt.
- Ten staruch w todze. - lekkim skinieniem głowy wskazała mężczyznę - Ooo i tamci co tak się dochodzą. - tym razem celem jej zainteresowania była grupka przekrzykujących się mężczyzn.
- Staruch? Nie wygląda mi na jakoś bardzo starszego od ciebie. - brwi blondnki uniosły się gdy uwaga ją widocznie rozbawiła. - Ale nie znam go. Nie widziałam go tu wcześniej. - pokręciła głową aby potwierdzić swoje słowa.
- Tamtych też nie. Ale wyglądają mi na marynarzy albo żołnierzy okrętowych. - powiedziała po chwili przyglądania się grupce rozmawiających ze sobą mężczyzn. Wydawali się o czymś debatować z pełnym zaangażowaniem.
- Muszę już lecieć. - dodała z przepraszającym uśmiechem i wznowiła swój na chwilę przerwany przez klientkę kurs.
- Leć, leć. Dzięki słodziutka. - odparła puszczając jej oczko. Chwilę później zaś wstała i z gracją godną damie ruszyła w kierunku bliżej nieznanych Cori marynarzy.
- Panowie wybaczą ale popadłam w tarapaty. - poczęła strojąc przy tym nietęgą minę jakby naprawdę ugrzęzła w niezłym gównie. |