Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2021, 10:34   #320
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 55 - 2519.02.04; bct (4/8); zmierzch

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Pod pełnym kuflem”
Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz


Pirora



Na zewnątrz po zmroku zrobiło się mocno nieprzyjemnie. Delikatnie rzecz ujmując. Jakby dla nadrobienia ostatnich dwóch dość łagodnych dni zima wzięła się do roboty i z początkiem nocnych ciemności zerwał się wiatr jaki szarpał nawet grubymi konarami ogołoconych z liści drzew. Przy okazji wzbijał też kurzawę z luźnego śniegu i tego co się z nim niosło. Dlatego tym bardziej ogrzane i oświetlone wnętrza domów wywadały się przyjazne i gościnne. Jak ktoś nie musiał to raczej darował sobie wychodzenie na ten wietrzny i mroźny świat zewnętrzny. Panna van Dyke jednak niestety musiała. W końcu się umówiła z Alane Złotogrzywą. Dopiero szykując się na to spotkanie miała nieco więcej czasu by omówić ze swoimi dziewczętami swoje nocne przygody z legionistami. Tak w środku dnia jak musiała się szykować na spotkanie w cukierni a potem na nie iść bez nich to nawet nie bardzo było kiedy. A dziewczęta miały co opowiadać.

- Bardzo udany wieczór, bardzo! - właściwie to dało się poznać już rano przy śniadaniu jak obie strony odzywały i uśmiechały się do siebie. Więc widocznie podobnie przyjemnie wspominały wspólnie spędzoną noc.

- Trochę ich na początku nakręciłam, że Ajnur robi świetny masaż. Więc ona wzięła się za Stiephana a my sobie podziwialiśmy widoki z drugiego łóżka. A potem zajęliśmy się sobą. I troszkę z Ajnur się powymieniałyśmy. Chłopcom bardzo się podobało jak się zajmowałyśmy sobą. Ale jeszcze bardziej jak nimi samymi. Więc no tak, było bardzo wesoło przez całą noc. A panienka? Jak się Dirk spisał? - z oczywistych względów bardziej rozmowna była Beno ale jej koleżanka z dalekich, wschodnich, dzikich krain potakiwała jej uśmiechami i ruchami głowy. Dziewczęta a przynajmniej rudzielec też była ciekawa jak to poszło parze jaka udała się do pokoju blondynki i pytała o to z życzliwym zainteresowaniem jak koleżanka koleżankę gdy się znalazły w podobnej sytuacji.

Ale jak młoda szlachcianka miała się po zmroku spotkać z elfią nawigator to musiała się przygotować i w końcu wyjść na ten wietrzny, ciemny i mroźny świat. Przynajmniej Beno na pożegnanie życzyła jej udanego wieczoru i wspomniała, że one pewnie będą w kapitańskim pokoju. Droga do “Kufla” nie była przyjemna. Żywioł buszował po ulicach na całego tworząc miotłę jaka stawiała jawny opór wszystkim i wszystkiemu. Tym bardziej gdy wreszcie Pirora znalazła się w środku tawerny nieco wyższego sortu i drzwi odcięły ją od tej zawiei na zewnątrz to można było odetchnąć z ulgą.




https://i.pinimg.com/originals/78/4f...910e87d2ea.jpg


Powitało ją przyjazne machanie szczupłego ramienia przy jednym ze stołów. I nie mniej ciepły uśmiech spod blond czupryny. Alane poczekała aż Pirora podejdzie do stołu i zajmie miejsce obok niej.

- Cieszę się, że dotarłaś. Zastanawiałam się czy cię ta pogoda nie zatrzyma. Zmarzłaś? Polecam kapitańskiego grzańca z miodem. Świetnie go tu przyrządzają. - elfia nawigator zagaiła na początek pokazując na swój parujący kufel. Po czym przyzwała gestem kelnerkę aby ta przyjęła nowe zamówienie. Dzisiejszego wieczoru ubrała się w słoneczne żółcie jakby na przekór paskudnej pogodzie na zewnątrz. Suknia miała te charakterystyczne, elfie wzornictwo. Rozcięcie z boku sukni jakie odsłaniało zgrabne nogi elfki. I całkiem odważny dekolt z przodu i spore wycięcie z tyłu. Aż oko samo uciekało w te przyjemne krągłości. I Pirora nie była pewna czy jej się wydaje bo te złote, elfie loki opadające na plecy często jej przysłaniały widok ale tam przy karku to wydawało jej się, że dostrzega czerwoną podkówkę. Gdzieś w tej okolicy gdzie ostatnio ukąsiła Alanę podczas łóżkowych igraszek.

- A właśnie, bo potem mogę zapomnieć. - elfka uniosła palec dając znać, że chce coś powiedzieć zanim się pogrążą w realizowaniu planów na wieczór. - Rozmawiałam z koleżanką o tym eliksirze o jakim ci ostatnio mówiłam. Też była zdruzgotana, że przez takie zabobony tyle przyjemności cię omija. W każdym razie ten eliksir istnieje. Ona go teraz nie ma ale może go przygotować. Jest uzdrowicielką. Medykiem jak to wy mówicie. Jednak jeśli byś była zainteresowana musiałabyś się do niej udać aby cię zbadała. Jak mi się uda to mogę pójść z tobą. Tłumaczyła mi, że nie wszystkie z was są podatne na ten eliksir. Dlatego najpierw by wypadało sprawdzić jak to jest u ciebie. - wyjaśniła pokrótce jak to jest z tym eliksirem po jakim podobno można było odzyskać dziewictwo. Po czym spojrzała w bok na nową koleżankę ciekawa jakie u niej to wywoła reakcję.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; tawerna “Wesoła mewa”
Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz


Versana



Wieczór się zaczynał robić na poważnie. Powinna już się zbierać do węglarzy. Wczoraj powiedziała Normie, że będzie wieczorem. Czyli po zmroku. A na zewnątrz było już ciemno. I wiatr wiał tak, że jego miotła wymiatała silną zadymkę na zewnątrz. Dało się to odczuć za każdym razem gdy ktoś wchodził albo wychodził do “Mewy”. Zresztą tutaj mizeria czasu i brak towarzystwa i tak nie pozwalały rozwinąć skrzydeł. Z tym wojakami nic nie wyszło.

- Znajdź sobie kogoś innego. Jesteśmy zajęci. - odparł jeden z nich gdy podeszła do ich stołu. Nie miał ochoty z nią gadać. Żaden z nich. Wyglądało jakby przerwała im ważną dyskusję. Raczej nie siedzieli tu dla rozrywki i nie szukali jej. Więc powitało ją wymowne milczenie które zdrowy rozsądek kwalifikował, że lepiej dać sobie z nimi spokój. Zwłaszcza jak ich było kilku a ona sama.

Jak nie chciała się spóźnić na spotkanie z Normą a potem Starszym to czas był otworzyć drzwi na tą wieczorną zawieję i udać się w głąb miasta. Zwłaszcza, że w taką zamieć szło się dłużej i ciężej niż bez niej. No i jakoś w tym momencie drzwi tawerny otworzyły się po raz kolejny wpuszczając falę mrozu i śniegu oraz zakapturzoną postać. Zamknęła ona drzwi i oparła się z ulgą plecami odcinając się od tego zimowego żywiołu. To musiała być kobieta sądząc po ciężkiej, roboczej spódnicy jaką miała na sobie. Dopiero jak odepchnęła się od tych drzwi ruszając śmiało przez główną izbę i zdjęła kaptur okazało się, że to Łasica.

- O. Jaka niespodzianka. - przywitała się dostrzegając widocznie Versanę jako niezapowiedzianego gościa. Przywitała się z nią obejmując ją i ściskając. - Coś się stało, że cię przywiało w taką pogodę? - zapytała na wpół żartobliwie. Po czym puściła czarnowłosą i podobnie uściskała barmankę.

- Ale zmarzłaś. Chcesz coś na rozgrzewkę? - Cori poklepała kamratkę po plecach jakby chciała ją rozgrzać tym gestem.

- Tak, daj mi grzańca. Że też akurat teraz jak musiałam wracać musiało zacząć tak pizgać! - westchnęła ze złością puszczając barmankę i złorzecząc na tą paskudną pogodę.

- A jak w pracy? - zagaiła Corette ruszając przygotować tego grzańca.

- Nudy! Szorowanie, obieranie, praca na kolankach ale nie taka jaką lubię. Jakbym chciała pracować uczciwie to bym kucharką została! Albo pomywaczką. - poskarżyła się prawie płaczliwie dziewczyna o granatowych włosach. Żywot uczciwego człowieka nie był jej pisany, nie leżał w jej łotrzykowej naturze i narzucał niewygodne więzy jakie wolała na co dzień omijać.



https://i.pinimg.com/originals/c1/23...c4f78842ca.jpg

- Versana ma dla ciebie wiadomość. Przysłała rano jakąś dziewczynę. Że prosi o spotkanie tutaj. Mnie nie było ale koleżanka odebrała. No a teraz widzisz przyszła osobiście. - blondynka postawiła na szynkwasie parujący kufel za jaki koleżanka od razu złapała chociaz po to by ogrzać zmarznięte dłonie. Ale słuchała z ciekawością zerkając to na jedną to na drugą.

- Oho. Wyczuwam pilną sprawę. I pewnie nie chodzi o numerek na pięterku. - powiedziała nieco z rozżaleniem jakby przeczuwając, że koleżanka z kultu nie jest tu tylko w towarzyskiej wizycie i upijając pierwsze parę łyków duszkiem. Westchnęła z przyjemności sycąc się smakiem i przede wszystkim płynnym ciepłem. Nie bardzo była okazja na rozmowy. Versanę gonił termin spotkania z Normą i niejako także ze Starszym. A wiatr na zewnątrz sprawiał, że trzeba było krzyczeć aby się porozumieć a i tak wichura wpychała słowa i śnieg do gardła.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; magazyny; magazyn Gergievów
Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz


Vasilij



Wraz z końcem dnia wiatr się wzmógł do tego stopnia, że poruszał nawet grubymi konarami. Aż deski i okiennice trzeszczały pod jego naporem. Dobrze, że na koniec tego dnia Vasilij z Krótkim zdążyli wrócić do rodzimej faktori. A jej przyjazne mury odcięły ich od pogody, mroku i lodowatego zimna na zewnątrz. Teraz obaj musieli odtajeć w cieple i przy kolacji aby się rozgrzać.

Na tym łażeniu po mieście zeszło im większość krótkiego, zimowego dnia. Każdy z adresów jaki znaleźli w ciągu ostatnich paru dni chłopcy Vasilija leżał gdzie indziej. Do każdego trzeba było się pofatygować na własnych nogach i każdy był inny. Tylko lodowate zimno jakie dominowało na zewnątrz było wszędzie takie samo. Wysysało siły i robiło pustkę w żołądku.

Każdy z tych adresów miał swoje zalety i wady. Każdy na swój sposób był typowy w swojej klasie. “Kogut” był jedną z opuszczonych w tym mieście gospód. Podobnie magazyn w porcie i kamienica nad rzeką. W każdym z tych miejsc aż nadto byłoby miejsca dla ich gromadki jaka potrafiła się pomieścić w całości w ładowni “Adele”. Każda z nich nie była niewidzialna i nie było co liczyć, że przechodnie nie zauważą, że ktoś tam wchodzi czy wychodzi. Ale samo w sobie nie było to jeszcze jakoś szczególnie groźne. Przecież koga też stała na widoku w porcie razem z całą resztą statków. A Kurt to wręcz jawnie tam mieszkał i dozorował. Ale w całej masie statków i portowego życia to jakoś nie rzucało się w oczy póki nic nie odbiegało od normalności. Podobnie z tymi adresami jakie dzisiaj odwiedzali.



https://c8.alamy.com/comp/P8E1BJ/rom...now-P8E1BJ.jpg

Gospoda miała pokoje i można w nich było mieszkać. Jakby wyremontować tą karczmę to można by się pokusić aby ją otworzyć. Tylko ktoś by musiał ją obsługiwać. A jakby działała trzeba się liczyć z tym, że nie ma się za bardzo wpływu kto przychodzi do karczmy, zamawia piwo albo pokój. Ale gdzieś tam można by się spotykać po zamknięciu lokalu albo jak w jakimś pokoju czy piwnicy to w trakcie.

W kamienicy był ładny widok na rzekę. Obecnie zamarzniętą. I przeciwległy, wysoki jej brzeg. Była bardziej w południowym rejonie miasta. Właściwie nie różniła się jakoś za bardzo od wielu innych kamienic. Tyle, że stała pusta. Więc zatęchła i zawiało ją śniegiem i śmieciami. Też remont albo sprzątanie by się przydało. I im bardziej tym bardziej można by w niej normalnie zamieszkać. Nawet wynajmować mieszkania. Odpadał problem obsługi jak przy karczmie. Ale trzeba by to jakoś uszeregować w urzedach bo inaczej ktoś życzliwy mógłby zgłosić dzikich lokatorów. Ale w takim mieszkaniu to nawet sąsiedzi przecież mieli kłopot wiedzieć co sąsiad robi u siebie. Miejsca też było sporo. No ale i koszt remontu też byłby nie mały.

Z magazynem tak samo. Położony w porcie nawet nie tak daleko od “Kruka”. Co nie było dziwne bo przecież tu była cała dzielnica podobnych magazynów. Nawet magazyn Versany też właściwie był nie tak daleko. Magazyn pod względem przestrzeni w porównaniu do gospody czy nawet kamienicy był ogromny. Zwłaszcza, że właściwie był pusty to ta pustka aż biła po oczach. Można było tu zabawy i festynu urządzać pod dachem. Problem taki, że poza niewielką, biurową częścią reszta była bez ogrzewania i miała małe okna pod sufitem. Więc zwłaszcza w zimie było tam prawie tak samo zimno jak na zewnątrz. Tyle, że bez wiatru, deszczu i śniegu. A ciemno było przez cały rok. Trzeba było się wspomagać lampami. Ale to był standard w magazynach. W końcu to nie były budynki mieszkalne. Ogrzewanie było tylko w niewielkiej części biurowej gdzie mieściła się administracja danego kupca, gildii czy kto tam akurat był właścicielem budynku.

Przez to łażenie po śniegu i mrozie przez cały dzień Vasilij nie bardzo miał okazję na co innego. A i teraz dopiero czuł jak od kominka i kolacji zaczyna wracać do niego życie. Zdążyli z Krótkim wrócić tuż przed tym jak się zerwał ten silny wiatr tworząc na zewnątrz zadymkę.

- A tego nicponia od tych dziwek ani śladu. - rzucił jeden z chłopaków informując przy okazji, że nie zapomnieli o tym zadaniu zleconym przez szefa. Ale łażąc po tych dziurach, mrozie i śniegu nie bardzo mieli jakiś postęp w tej sprawie.

- Jakiś menel tu czy tam, jakaś rozwalona bimbrownia, jedną pyskówkę mieliśmy ale tamtych było tylko dwóch a my byliśmy we czterech to ich pogoniliśmy. - dodał drugi który mówił jakby nie było to zbyt trudne dla nich. Ale i dość mało emocjonujące czy satysfakcjonujące. Nie było to bardzo zaskakujące bo te pustostany już dawno były oszabrowane z wszystkiego wartościowego co było łatwo wynieść. Albo chociaż nadawało się na opał. A potem najwyżej wprowadzali się tacy jak Strupas czy Sebastian, wtórni lokatorzy jakich oficjalnie tam nie było.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; karczma “Wesołym warkoczem”
Czas: 2519.02.04; Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwar karczmy; na zewnątrz ciemno, pogodnie, b.si.wiatr, siarczysty mróz


Egon





https://i.pinimg.com/originals/cf/5b...c5d8d6fc55.jpg

- I właśnie na taką pogodę warto siedzieć pod jakimś dachem. - mruknął Kuno machając kuflem w stronę okien. Za nimi nie bardzo było co oglądać. Zresztą i tak światło z wewnątrz odbijało się w szybach okiennych. Ale i tak było wiadomo na sam słuch co tam się dzieje. Zadymka na całego.

- Mało to macie pustych domów w mieście? - Virsika nie wyglądała na przejętą. Machnęła swoim kuflem w stronę którejś z zewnętrznych ścian gdzie była ulica i reszta miasta.

- W taką pogodę nie ma co wybrzydzać. Wystarczy jakiś większy pokój. Tylko światło by się przydało. Bo jak nic nie będzie widać to bez sensu. - Klauge pokręcił głową ale też spojrzał za okno. Ta pogoda mocno krzyżowała im plany. Pierwotny plan by dać sobie po gębie gdzieś w zaułku czy za knajpą z powodu tej zamieci odpadał. Trudno było namówić ludzi aby wyszli na zewnątrz w taką zamieć i wystali tam jak nie musieli. Stąd trójka znajomych gladiatora zastanawiała się nad tym jak tu można by zmodyfikować ten plan. Kluge był zdania, że nie ma na co czekać. Można spróbować dzisiaj. Ogłosić widowisko i nawet jakby tylko parę osób z gości karczmy wyszło je zobaczyć to coś na początek by było. Ale czekali na decyzję Egona. Ten zaś miał co myśleć. I o tym co teraz i o tym co wcześniej w ciągu dnia. Jak w południe jak Silny go odwiedził. Chciał iść do Czarnego tak jak to wczoraj rozmawiali.

O samym Czarnym Egon słyszał. Czy raczej o jego Czarnych co w cieniu zaułkach trzęśli całym miastem. Przynajmniej można było odnieść takie wrażenie. Ale samego Czarnego to dzisiaj spotkał po raz pierwszy. Właściwie nie wyglądał jakoś za bardzo imponująco. Owszem, wysoki. Ale wyglądał jak jakiś chłop z lasu czy z pola a nie książe podziemia. A jednak Silny zwracał się do niego z wyraźnym szacunkiem. A i pozostali chociaż wyglądali na zawodowych zabijaków czekali co szef powie i nie odzywali się bez pytania. Widać było, że to on tu przewodzi. Tak stali aby móc w każdej chwili interweniować gdyby goście zmienili statut na nieproszonyc gości.

- To ty jesteś Egon? No niezłą walkę ostatnio stoczyłeś. Wygrałeś dla mnie troszkę grosza. - mimo, że gladiator widział herszta podziemia pierwszy raz z bliska ten jakoś go kojarzył. Pewnie z walk na arenie sądząc po tym jak mówił.

- A ty Silny taki troskliwy społecznik się zrobiłeś na stare lata? Jakimiś zarżniętymi dziwkami się przejmujesz? - Czarny zapytał ironicznie mięśniaka siedzącego po drugiej stronie stołu. A sam niewielkim kozikiem kroił suszone jabłko. Kawałek po kawałku. Po czym te odcięte kawałki wkładał sobie do ust.

- Wcale. Ale jak jest nagroda to chętnie bym ją zgarnął dla siebie. - odparł kultysta krwawego boga dość obojętnym tonem.

- To zgarniaj. Po co do mnie przychodzisz? Z kolegą do tego. - czarnowłosy szef najważniejszej bandy w mieście był nie mniej obojętny. Wskazał kozikiem na Egona gdy mówił o koledze i nie przerywał krojenia swojego jabłka.

- No tak… - Silny zawahał się nie bardzo wiedząc jak dalej ugryźć temat. W końcu ogłoszono polowanie i każdy mógł sobie łapać tego mordercę jeśli się czuł na siłach. - Ale pomyślałem, że może coś wiesz. Skoro uderzyłeś w dzwon. Jedna czy dwie dziwki to chyba nie powód do takiego rabanu. - odparł mięśniak stawiając na prostotę swojej logiki.

- No nie. Jedna czy dwie dziwki to nie powód do takiego rabanu. - zgodził się herszt zaskakująco łatwo i spokojnie. Jakby rozmawiali o pogodzie albo o połowach rybaków. - Ale nie lubię jak ktoś mi w szkodę włazi. Bruździ. Nie okazuje szacunku. Nie pyta mnie o zdanie i pozwolenie. Wpienia mnie takie coś. - odparł szef Czarnych spokojnie ale jednak dało się wyczuć, że takie coś go wpienia.

- Do tego niepokój sieje. Ludzie zaczynają szemrać zamiast robić swoją robotę i zarabiać dla mnie pieniądze. Są zniknięcia. Nie zawsze znajdowane są ciała. Głównie biedota. Żebracy. Dzieci. Pijani. Marynarze. Dziwki. Kelnerki. Nikt z ważnych. Niezbyt często. Raz na tydzień. Raz na dwa. Ale od dłuższego czasu. Zawsze samotne osoby. Wychodzi ktoś gdzieś na ulicę i tyle go widzieli. Aż ostatnio doszły mnie słuchy o kościach. Czaszkach. Jakie znaleziono w porcie. W kanałach. Cholera wie czyje. Może tych których brakuje. A może innych. Tak czy inaczej czas zrobić porządek ze skurwielem który mi bruździ. I wpienia. - Czarny wzruszył ramionami wciąż mówiąc jakby rozmawiali o pogodzie. A nie o wyroku na mordercy który chyba od dłuższego czasu robił mu koło pióra. Tylko wcześniej nikt nie skojarzył pojedynczych zniknięć na terenie miasta z jedną osobą.

No i tak to sobie porozmawiali w dzień z Czarnym. A potem jak wracali i rozstał się z Silnym bo ten miał jakąś sprawę do załatwienia
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline