Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2021, 14:55   #155
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Stworzone z udziałem Jaracza

Imra opuściła statek uprzednio Informując Wędrowca, że jej nie będzie… tak z dzień. Zdobywając plakietkę poszła do knajpy której jeszcze nie odwiedzała. Chciała się na moment uwolnić od ciasnoty kajuty i statku… tylko po to aby wbić się do knajpy gdzie też było dużo istot. Tylko to nie byli jej obecni towarzysze. Przekonanie Cromharga o tym aby został pozostawiło niesmak u półelfki. Samotna wyprawa po tym jak dowiedzieli się o tym iż ktoś na nich poluje była niezbyt rozsądna, tylko że kobieta mało się tym przejmowała. Wchodząc do knajpy przywitał ją gwar i typowo żołnierskie zachowanie osobników w środku. Kto wie, może uda jej się nawet schlać w dobrym towarzystwie? Mimo wolnie rozejrzała się po gościach aby wyszukać jakiś zakazanych mord, które by przypadły jej do gustu.
Najwięcej patronów tłoczyło się przy ladzie oraz wokół jednej z ław gdzie ewidentnie coś się działo. Choć przez ogólny gwar nie można było usłyszeć co, to dzięki temu można było uświadczyć kilka wolnych miejsc w pozostałej części przybytku. Pozostali bywalcy którzy preferowali swoje towarzystwo rozmawiali i pili przy stolikach i ławach. Ich ponure facjaty i paskudne uśmiechy nie sprawiały wrażenie zachęcających. Karczmarz natomiast - wprost przeciwnie. Mierzący dwa i pół-metra pół-olbrzym szybko wyłapał spojrzeniem nowego gościa i skinął Imrze głową.
Imra ciekawsko spoglądała na zamieszanie. Podeszła do lady zamówiła kufel czegoś co tym razem nie było orczym gnojem, który zwali alkoholem i bezceremonialnie zapuściął żurawia w zamieszanie pijąc piwo.
Metalowy, obity kufel pienił się ogniście. Oprócz karczmarza za ladą uwijały się jeszcze dwie rogate barmanki, ale gdy jasnym się stało że Imra przychodzi tu nie na plotki, a po trunki, ani one, ani karczamrz nie wyrażały większego zainteresowania rozpoczęciem rozmowy.
Piwo było... względnie znośne. Miało natomiast wyczuwalną moc, pod którą język i przełyk cierpły niepokojąco. Półelfka zaczęła wyłapywać konkretne słowa gdy tylko się zbliżyła do tłumu. Nie mogła jednak nic ujrzeć gdyż zbiegowisko zwarcie otaczało coś... a raczej kogoś. Wtedy też właśnie usłyszała znajomy głos.
- ... i wtedy ni stąd ni zowąd, pah! Wymierzył dwa trzy uderzenia siekierą i było po wszystkim! No... może nie od razu. Biedaczyna patrzył jeszcze bezrozumnie na sterczący z czoła trzonek jakby był pieprzonym jednorożcem. Dopiero po chwili się zwalił jak długi! Hahahahahaha.
Tłum wybuchł śmiechem wtórując Glazgorowi.
Półelfka zrobiła wielkie oczy zamierając w połowie uniesionego do ust kufla. To nie było możliwe. Nie chciała w to uwierzyć. Przepchnęła się przez tłum nie bacząc na gniewne miny i groźne pohukiwania. Stał tam, w całej swojej obrzydliwie zielonej glorii goblin. Jego pomarszczone usta szczerzyły ostre zęby, a żółte ślepia świeciły typowym dla niego mrocznym rozbawieniem. Wtedy też ich spojrzenia się znalazły. Imra skrzywiła się w grymasie gniewu.
- Glazgor?!
Goblin zatrzymał się w pół ruchu wciąż trzymając przy czole dłoń z jednym wyprostowanym palcem jakby udawał wspomnianego jednorożca. Powoli jego uśmiech poszerzał się. Już miał coś powiedzieć, kiedy ktoś go ubiegł.
- I że niby ty tam byłeś? Taki pokurcz by nie uszedł z tego z życiem.
- Oh… - goblin rozłożył ręce na boki. - Oczywiście że tam byłem. Macie rację… gdzie mi tam mierzyć się z takimi wojownikami. Ale zapomniałem wam wspomnieć że ten gość od siekiery to był mój przyjaciel - klasnął w dłonie. - Stąd wiem co się stało i wciąż mogę z wami pić te ohydne piwo, które mi postawiliście.
- Nie postawi…
- A a a - wtrącił się Glazgor. - Każda dobra opowieść ma swoją cenę… i każda dobra opowieść przyciąga dobre towarzystwo.
Goblin znowu zwrócił się w stronę Imry i usiadł na stole majtając przykrótkimi nogami w powietrzu. Tłum zaczął się powoli rozchodzić.
- Ty mała zielona ropusza gnido o urodzie purchawki… - półelfka wycedziła przez zęby podchodząc bliżej. Jej twarz nabrała kolorytu głębokiej czerwieni, a z oczu trzaskały błyskawice. Zatrzymała się tuż obok Glazgora patrząc na niego z góry. Wyglądała jakby była gotowa go rozszarpać.
Patrzył na nią i przekrzywił głowę wciąż uśmiechając się. Dopiero po chwili uśmiech zaczął rzednąć. Złapał mocniej krawędź blatu, na którym siedział gotując się do skoku.
- Też się cieszę że ciebie widzę…? Pamiętaj że jestem bezbronnym kurduplem.
Półelfka powoli odstawiła swój kufel i oparła się dłońmi o stół obu stronach Glazgora. Czerwień zeszła z jej twarzy. Ale ich głowy były teraz na tym samym poziomie.
- Ostatnie co to nazwałabym ciebie bezbronnym - powiedziała spoglądając mu prosto w oczy. - Zostawiłeś mnie.
- Naprawdę? - zdziwił się ale wytrzymał spojrzenie. - Gdzie?
- W karczmie na rozstaju dróg i zajebałeś większość dobytku jaki uzbieraliśmy - Imra uśmiechnęłą się drapieżnie.
- Oh… wtedy? Zabawna historia… wiesz? Z chęcią ci ją opowiem przy… kuflu piwa? - sięgnął po odstawiony przez półelfkę trunek.
Imra ściągnęła usta mrużąc oczy. Po chwili odpuściła.
- No mam nadzieję, bo nie wiem czy Przyjaciele tak sobie robią… prawda? - dodała prostując się i zakładając ręce na piersi.
- No właśnie - przytaknął goblin wskazują na wolne krzesło obok siebie. - Cieszę się że się rozumiemy. To powiedz… jak ty się tu znalazłaś? - zapytał jakby jego obecność w tym miejscu była nie tyle naturalna, co z pewnością spodziewana.
Imra otworzyła usta aby zaprotestować potem pokręciłą głową i usiadła.
- Therion umarł, a przede mną pojawił się portal. Skorzystałam z niego - pochwaliła się ponownie swoją umiejętnością opowieści. - I trafiłam na przeuroczą bandę istot. Tak się składa, że akurat się tutaj zatrzymaliśmy. Co TY tu robisz?
- Piję piwo - odparł wzruszając ramionami i podnosząc kubek do ust. Piwo rozlało się w dwóch strużkach po brodzie goblina. Odstawił naczynie i otarł usta rękawem. Chwilę jeszcze milczał rozglądając się po karczmie jakby skończył odpowiadać na pytanie, po czym uśmiechnął się bystro.
- No dobra... dobra. Bo zaraz skończę z ukręconą głową. Ale jak myślisz… co mogło mi się przytrafić? Wpadłem w tarapaty.
- Taa… ale jakim cudem te tarapaty cię zaprowadziły na inny plan egzystencji? - Imra zadała pytanie, a potem zrobiła minę jakby się zastanawiała nad czymś. - Nie w sumie nie wiem czy chcę wiedzieć. Potrzebujesz pomocy?
- Tak. Nie… w zasadzie to nie wiem. Wrócimy do tego pytania, dobrze? Póki co, pozwól że ja zapytam. Wierzysz w diabły? O, dziękuję ślicznotko - zwrócił się do rogatej służki, która przyniosła karafkę piwa. Uśmiechnęła się do goblina i poszła dalej.
- Nie wyznaję żadnego jeśli o to pytasz.
- No… ale tak ogólnie. Czy wierzysz w ich istnienie? I te ich diabelskie sztuczki? I pakty?
Imra spojrzała na Glazgora jak na idiotę.
- W którym momencie zapomniałeś, że cały Cheliax się opiera na zawieraniu paktów i wykorzystywaniu ich do swoich celów? No i że z niego pochodzę? Uderzyłeś się gdzieś po drodze w ten swój pusty łeb, czy co?
- Są dwa rodzaje wiary Imra. Jedno to podążać za tym co mówi oligarchia, a drugie to naprawdę wierzyć. No nieważne… - uzupełnił kufel piwa. - Nasze drogi się rozeszły bo spotkałem diabła. Znaczy… z początku nie wiedziałem że to diabeł. Ale gdy już się zorientowałem było za późno
Imra uniosła brew - białą jak zwykle.
- Kiedyś ty tego diabła spotkał, co? Po nocy jak już sobie użyłeś? Zdążyłeś zabrać większość moich rzeczy. Tak ci się spieszyło? Tak szybko cię ten diabeł zbałamucił?
Glazgor pokiwał głową.
- Mniej więcej by się zgadzało. Poza tym, nie bądź taką materialistką - oburzył się. - Rzeczy były mi potrzebne, a Przyjaciele sobie pomagają, prawda? Niestety nie było mi dane wrócić, bo… - zamilkł i wychylił kufel. Gdy już jednak upił łyk, nie kontynuował zdania.
- Parszywa zielona gnida… - Imra wycedziła pod nosem - Tak, tak. Przyjaciele sobie POMAGAJĄ. Masz szczęście, że się mnie zbyt bali po tym co zrobiłam w tamtej karczmie. Tak nie wiem czy byśmy się spotkali.
Półelfce zabrakło kufla który chciała zabrać i jakby dopiero teraz sobie uświadomiła, że goblin go zabrał. Fuknęła jak zła kocica i mu go odebrała aby wypić resztki.
- No widzisz… a ja wiedziałem. Wiara czyni cuda - uśmiechnął się goblin. - No ale dość o mnie. Jesteś jakaś spięta. Ewidentnie coś cię trapi.
Imra prychnęłą.
- A weź… Wpadłam na pokład statku z bandą innych osób, które się nie rozumieją jak ja i ty. Słuchać ich i manewrować pomiędzy nimi to jakiś koszmar. A do tego jak mówiłam Therion nie żyje. Oraz wszyscy, którzy z nim współpracowali. Poza mną. Zabili mi moje stadko wcześniej, zniszczyli mój skarb, a teraz muszę kombinować aby uzbierać nowy. Do tego jeszcze potrzebuję pieniędzy aby wskrzesić Theriona i… heh. Dużo pierdół które po prostu trzeba ogarnąć, a to nie takie proste. Nie przy tym jak działam - rozgadała się nie przejmując się tym kto mógłby jej jeszcze posłuchać.
Glazgor przysunął się bliżej siadając niemal przed Imrą. Zabrał jej kufel ale gdy chciał wypić zobaczył że jest pusty. Uzupełnił trunek z karafki, wypił upragniony łyk i podsunął naczynie z powrotem przed półelfkę.
- Opowiedz o tych osobach - zachęcił.
Imra westchnęła i duszkiem wypiła to co właśnie dolał Glazgor. Potem zaczęła się tyrada o Wędrowcu i Kvaserze. O tym jak Vaala naraziła jej życie podczas lotu do osamotnionej wieży. Jak przypaliła jej tyłek. Wspominała jak Harran był gotów się jej pozbyć za byle nieporozumienie. Jak ślepy półelf zarzekał się, że jej dusza jest mroczna. Dla wprawnego słuchacza dało się jednak wyłapać, że sama Imra często prowokowała te sytuacje. Przyzwyczajona do tego, że wszyscy wokół się jej słuchają ciężko znosiła brak jednomyślności i wywierania presji. Poniekąd też Glazgor zauważył, że postać tego całego Wędrowca wzbudza w Imrze niepokój i wszelkie nieporozumienia traktowane są przez nią jak potencjalna możliwość odcięcia od tak użytecznego środku transportu jakim jest latający statek.
Glazgor przez cały czas dolewał piwa jeśli kubek się opróżniał. Czasem jednak też zabierał Imrze trunek, by samemu upić łyk czy dwa.
- Brzmią na dziwną zbieraninę. Jakoś niespecjalnie się dziwię, że masz z nimi problemy. A co z tym statkiem? Co to za łajba?
- Aaa… taka tam… wiesz lata w powietrzu. Ot wygodne - półelfka machnęła ręką zbywając temat. Jednym okiem zmierzyła goblina. Uśmiechnęła się do siebie.
- A kierwa. stęskniłam się za tobą wiesz?
- Wzajemnie Imhra… za przyjaciółmi się z natury tęskni - sięgnął dłonią do twarzy Imry i ujął ją za podbródek, ale po chwili puścił. - Ale nadrabiamy zaległości. Ale czuję że jeszcze trochę musisz zrzucić z głowy. Co z tym całym wędrowcem? Mówisz że to jakiś tyran? Myślałem że masz z takimi doświadczenie.
- Ja… znaczy... Hehe - wojowniczka zaśmiała się krótko, nerwowo. - Boję się go.
- Ty? - zdziwił się Glazgor. - To chyba prócz bycia kapitanem statku musi recytować wiersze i walić poematy. Nie wyobrażam sobie bardziej przerażającej kombinacji. Gra na lirze?
Półelfka odwróciłą znacząco spojrzenie.
- Cytuje co chwila mądrości i teksty jakie zasłyszał. W ogóle uwielbia opowieści. Nie gra na żadnym instrumencie o ile mi dobrze wiadomo. Sam jest jak instrument. Pół żywy, a pół konstrukt. A zachowuje się czasem jakby w całości był konstruktem, wiesz? Jest czasem takie… nieludzki. Do tego to co on potrafi przekracza wszystkie moje wyobrażenia. Nie mam za dobrej wyobraźni, ale wiele widziałam, wiele… poświęciłam - jej spojrzenie na moment odpłynęło i Glazgor mógł dostrzec jak w oczach brakło iskry życia.
- Właśnie widzę… choćby i kolor włosów. Co się stało? To przez tego Wędrowca? Zamieniłaś siekierkę na kijek… hehehe - z jakiegoś powodu porównanie konstruktu do kijka rozbawiło goblina.
- Nie, to sprawka Theriona. Wróciłam do niego po tym jak mnie zostawiłeś. Odprawiał rytuał i magia się wyrwała spod jego kontroli. Z resztą potem i tak wszystko zaczęło się sypać - półelfka machnęła niedbale ręką. - Nie zmienię już tego mogę tylko brnąć dalej.
Półelfka pochyliła się do goblina i powiodła palcem po jego linii jego szczęki i zaczepiła o duże, ostro zakończone, odstające ucho.
- Mmmm - mruknął przymykając oczy. - Co jeszcze straciłaś? Bo podejrzewam że rytuał nie polegał na udoskonaleniu fryzjerskiego kunsztu Theriona.
Imra parsknęła śmiechem.
- Hehehe nie, nie... nie.
Uspokoiła się i poważnie spojrzała na goblina przed sobą. Myślałą o tym ile o niej wie i jak wiele potrafi mu powiedzieć. Ile ją to będzie kosztować tym razem? O ile za dużo mu już powiedziała.
- Cóż mój przyjacielu - przysunęła się bliżej przystawiając swój policzek do jego policzka. Szepnęła mu wprost do ucha.
- Duszę.
Imra poczuła jak drgnął. Usłyszała parsknięcie. Odsunął się po czym roześmiał jak z dobrego żartu. Przez przypadek machnął dłonią tak, że kufel przewrócił się, a piwo rozlało po stole i zaczęło ściekać na ziemię. Goblin nie przestawał się śmiać aż nie dostał strzała po głowie.
- Wredny małpiszon - Imra fuknęła rozeźlona.
- Ał… po prostu… khe hehe he… po prostu… jestem w podobnej sytuacji.
- CO? - półelfka wybałuszyła oczy. - Kogo mam zamordować?
- Pfff… - goblin machnął ręką. - Gdyby to było takie proste, to sam bym to załatwił. Niestety sprawa wykracza daleko poza czyjkolwiek marny żywot. Obawiam się że tu chodzi bardziej o utrzymanie tegoż marnego żywota. Oczywiście nad tym pracuję. Chodzę po karczmach póki mam czas i kupuję sobie przychylność - ściszył głos - żywych tarcz… hehehe.
- Takie są najlepsze, mobilne. Zastraszyć kogoś dla ciebie? Przynajmniej tymczasowo mogę jakoś pomóc. W sumie poniekąd śpieszy się nam, mi, ale coś zdążę zrobić… Chociaż wystawili na nas mordercę. Głupio by było gdybyś przez to umarł - wojowniczka zreflektowałą się krzywiąc przy okazji na myśl o takim nieprzyjemnym scenariuszu.
- Za wami? I ja o tym nie słyszałem? - zdziwił się Glazgor. - Taka okazja przechodzi pod nosem. Oj, tracę czujność. Wiesz kto i jaka nagroda? Płacą tylko za wszystkich, czy można liczyć od głowy?
- Nie wiem kto na nas go wystawił, ale posłali jakiegoś majstra od morderstwa. Taki co nawet duszy nie pozostawia. Jak nas dopadnie to mała szansa aby nawet bogowie i piekła pomogły - Imra bezradnie rozłożyła ręce. - A robota moim zdaniem średnio warta świeczki. O ile ja bym dała ci się może nawet zabić, to reszta wątpię aby była chętna na taki układ. Oni nie mają umowy z kapłanem na wskrzeszenie i materiałów do tego…
- Jak to mawiała moja babcia, nieboszczyków nikt o zdanie nie pyta. - mrugnął do Imry po czym ze smutkiem spojrzał na kufel. - No ale teraz to i tak już nie mam czasu, więc nie ma co szczerzyć zębów do ptaka który odleciał… czy jakoś tak. Ja technicznie swojej duszy jeszcze nie sprzedałem, ale powiedzmy że… zastawiłem.
Imra westchnęła ciężko.
- Barman dolejcie! - zawołała podnosząc dzban. - I kufel drugi dajcie!
Kiedy oba kufle były pełne pieniącego się średniaka uniosłą swój do góry.
- Za syf i brud oraz beznadzieję. Aby zmazać losowi wredny uśmieszek z jego zakazanego pyska i aby wszystkie diabły posłać do demonów i na odwrót. Na pohybel skurwysynom.
Goblin podniósł kufel do toastu.
- Tak… dokładnie tak. Co prawda diabły z demonami się rozminą i tylko wymienią się swoimi paskudnymi leżami, ale walić szczegóły. Ty to jednak masz złote serce, wiesz? Zimne i jest za nie nagroda.
Imra parsknęła śmiechem rozlewając piwo na siebie i podłogę.
- Khe khe! Glazgor! Ty mnie chyba jednak chcesz zabić - pokręciłą głową ocierając usta i rozsmarowując szminkę po policzku.
- A żesz… Zobacz co ze mną robisz. Znowu. Zaraz znajdę nam jakiś pokój bo dłużej nie wytrzymam tak siedzieć.

***

Gdy było już po wszystkim, Glazgor stanął nad Imrą przyglądając się półelfce. Teraz gdy już opaska została zsunięta z oczu, mogła ujrzeć jego zadowolenie. Niewiele osób potrafiłoby odczytać mimikę goblina. Większość rozpoznawałaby raczej dwa stany - goblin ucieszony i goblin martwy. Imra jednak widziała więcej. Pokurcz dotykał ją spojrzeniem, jakby napawał się ze swojego dzieła. Było tam jednak coś jeszcze. Jakieś nieodkryte emocje. Leżała bez sił patrząc w jego żółte ślepia. Piersi miarowo unosiły się i opadały kiedy jej oddech się uspokajał.
- Dlaczego? - zapytała się cicho.
- Bo to lubisz - odparł niemal od razu. - Bo ja też to lubię - wyszczerzył zęby i ponownie usiadł okrakiem tuż pod jej łuskowatymi piersiami.
Jego dłoń sięgnęła do szyi i powoli objęła ją pazurzystymi palcami. Nachylił się bliżej. Jego paskudne oblicze niemal ocierało się o jej policzek.
- No i potrzebowałaś tego. Byłaś spięta jak cięciwa elfiego łuku w rękach trolla.
Półelfka zaśmiała się krótko nie mając sił na więcej.
- Jestem pewna, że tobie też to było potrzebne - powiedziała przygryzając jego ucho. - Ale chodziło mi dlaczego się tak patrzysz.
Syknął w odpowiedzi i zamruczał.
- Napawam się tym widokiem - powiedział po chwili. - Nie na co dzień można zniewolić i wykorzystać półelfkę wysokiego rodu.
Spojrzał w kierunku więzów unieruchamiających ręce Imry. Sięgnął do nich, ale zawahał się w połowie drogi.
- No i… istnieje niewielka szansa że już się nie zobaczymy.
- Ano - spojrzenie Imry wbiło się w sufit a chwilowe rozbawienie minęło. Westchnęła.
- Musiałam się z tym pogodzić po tym jak mi zniknąłeś. Najpierw nie chciałam uwierzyć, że mogłeś mnie okraść i zostawić. Potem myślałam, że ktoś ciebie porwał. Następnie wmawiałam sobie, że potrzebowałeś tych rzeczy i coś się stało i pewnie wywijasz mi numer. W końcu jednak musiałam się pogodzić z rzeczywistością…
Urwała aby spojrzeć na goblina.
- Tak kurwa mało wystarczyło aby to wszystko poszło w niepamięć. Nienawidzę cię za to. A jeszcze bardziej za to, że zastawiłeś swoją duszę i znowu będę musiała się pogodzić z myślą, że się więcej nie zobaczymy.
Imra chciała złapać Glazgora za kark, ale jej ręce powstrzymały więzy. Jęknęła z frustracji.
- Za co żeś zastawił do cholery swoją duszę, co?
Wyprostował się zaniechawszy odwiązywania kobiety. Chwilę milczał zanim odpowiedział.
- Tak naprawdę to stracę ją jeśli zdechnę w przeciągu najbliższego roku. W normalnych warunkach uznałbym że rok to nie tak długo i ukryłbym się w jakiejś norze polując na wiewiórki lub żywiąc się korzonkami… wróć. To brzmi jak pustelnictwo, a do pustelników zwykle zawijają drużyny poszukiwaczy przygód i męczą ich o zlecenia.
Zakołysał się w przód i w tył opierając się na piersiach.
- Niestety, kontrakt który podpisałem wprost mówi o tym, że najbliższy rok mam spędzić jako cynowy żołnierzyk w jakiejś dziwnej wojnie - pstryknął palcami. - Wojnie… Osocza? Jakoś tak. Wtedy brzmiało to nawet niegroźnie, bo myślałem że się z tego wywinę. Niestety… nie dość, że zaciągnąłem się do Legionu Zagłady, to jeszcze okazało się że nazwa ani trochę nie zwiastuje zagłady wrogów. Wręcz przeciwnie. Kontraktu zaś złamać nie mogę, bo… - zawahał się i spojrzał na moment w sufit. - Bo ponoć całe to miejsce opiera się na paktach. Jakbym go złamał, to nie wiem… przestałbym istnieć czy coś.
Imra milczała dłuższą chwilę. W końcu warknęła rozeźlona i zamajtała się zmuszając goblina do złapania równowagi.
- To nie złam go i nie daj się zabić - wycedziła. - Bo jak dasz się zabić to polecę do tych piekieł i wyrwę tę twoją duszę gdziekolwiek ona nie będzie i cię jeszcze raz zabije.
Goblin zaśmiał się i położył na półelfce układając głowę na udach.
- To jak się dłuższy czas znowu nie spotkamy, to wiesz gdzie mnie szukać. Podobno będę jakimś lemurem. Brrr - wzdrygnął się. - Tam musi być świetna kadra żartownisiów jak wszystkich zmieniają w zwierzęta.
- A myślałam, że bardziej brzydszy być nie możesz.
- Też tak myślałem… a potem spojrzałem w sadzawkę - goblin smagnął plaskaczem w udo kobiety.
- Ał! - Imra fuknęła nie pozwalając sobie podnieść głowy na goblina. Starczyło jej przyjemnych widoków na dzisiaj.
- Gh… no to wiem co się z tobą stanie jak umrzesz i czemu nie możesz się z tego wywinąć. Ciągle mi nie powiedziałeś dlaczego w ogóle się znalazłeś w takiej sytuacji. Co cię skłoniło do zawarcia paktu? Znęcili cię jakimiś obietnicami gór złota? Potęgi? Okłamali cię? Zaszantażowali? Co się stało?
- Taaak… - przetoczył się na bok i zeskoczył z łóżka - Nie jestem pewien czy chcesz wiedzieć.
Sięgnął po swoją tunikę i kurtkę, które zawsze ubierał jednocześnie i wsunął je przez głowę. Następnie chwycił za spodnie nie oglądając się na Imrę.
- Glazgor… Glazgor! - Imra krzyknęłą widząc, że goblin próbuje ją zostawić. Warknęłą i napięła mięśnie rwąc liny (i uszkadzając łóżka przy okazji). Kosztowało ją to zadyszkę. Rzuciła się aby złapać goblina niż znów ją zostawi.
Jakby się tego spodziewając odskoczył pozwalając by więzy w nogach skutecznie zwaliły półelfkę na podłogę. Wcisnął się w spodnie podskakując przez moment na jednej nodze.
- Spokojnie, spokojnie. Nigdzie nie idę.
Odpowiedział mu jęk kobiety. Podniosła się niezgrabnie pokazując zakrwawiony nos.
- Rozwiąż mnie, bo nie mam siły na te wygibasy.
- Już…
W dłoni błysnął nóż. Goblin obszedł Imrę jakby się jej bał i wskoczył z powrotem na łóżko. Przykucnął przy jej nogach i przytknął ostrze do liny. Imra mogła też dostrzec że w drugiej dłoni trzyma coś jeszcze, ale nie mogła dojrzeć co to jest.
- To dzięki mnie Therion nie żyje. - powiedział w końcu.
Imrę zamurowało. Pokręciłą głową.
- Jaja sobie ze mnie robisz znowu, prawda? - powiedziała z niedowierzaniem w głosie. A w głowie słyszała cichy głos. “Co za wspaniała sztuka się nam tworzy… te zwroty akcji, ta drama.”
Glazgor powoli pokręcił głową.
- Mam ciąć linę, czy chcesz mnie zabić?
Znów minęła chwila ciszy.
- Jak mi powiesz czemu to zrobiłeś to będę umiała odpowiedzieć. Dlaczego sobie tego zażyczyłeś? Dałam ci wystarczająco dużo informacji aby uznać go za zagrożenie dla orczej hordy? Zwinąłeś mnie wokół swojego palca tylko po to?
Imra wciąż nie potrafiłą się podciągnąć aby dobrze spojrzeć na goblina.
Goblin odsunął nóż od liny. Spojrzał na Imrę.
- Bo chciał się ciebie pozbyć. Chciał cię zabić - wyjaśnił. - W normalnych okolicznościach namówiłbym ciebie na małą zemstę… ale byłaś nieco zaślepiona lojalnością. Nie licząc oczywiście faktu, że w dwójkę to moglibyśmy co najwyżej pomarzyć o szalonym planie zabicia potężnego Theriona - pomachał ostrzem w powietrzu, a głos ociekał sarkazmem. - Nie lubię jak moim Przyjaciołom dzieje się krzywda.
Imra tym razem nie odpowiedziała po chwili. Osunęła się z powrotem na podłogę. Zaśmiała się gorzko.
- Ty głupi goblinie… gdybyś nie zniknął nie wróciłabym do Theriona.
Glazgor mlasnął.
- Może nie od razu. Ale w końcu byś wróciła. Ba… próbowałabyś mnie przekonać żebym się z tobą zabrał… a z całym szacunkiem, ale ten typ w twoich opowieściach brzmiał na nieźle trzepniętego. Może ty tego nie widziałaś, ale słuchając z boku? Brakowało mu kilku klepek. Nie lubię robić interesów z szaleńcami i jak wiesz cenię sobie swobodę. Więc nie… odpowiedź brzmiałaby “Nie”. Ale hej… może byśmy się wtedy znowu spotkali w jakimś orczym obozie, gdyby cię wysłał w jasyr.
- Pewnie tak - wojowniczka przyznałą się z ciężkim sercem. - Tnij. Nie zabiję cię.
Glazgor jeszcze przez chwilę obserwował półelfkę doszukując się blefu, ale ostatecznie przeciął linę.
- Niestety ciągnie cię do charyzmatycznych istot, potworze - uśmiechnął się. - Niestety jak historia pokazuje nie weryfikujesz ich poczytalności. Nie wiem ile by mi zajęło posłanie Theriona do piachu. Miesiące podchodów? Niezliczonych przyjaciół? Może sam bym w końcu się do niego zakradł? Tymczasem rozwiązanie pojawiło się znienacka, w postaci urodziwej diablicy. Cóż… wtedy jeszcze nie wiedziałem że jest diablicą, a oferta była zbyt piękna by jej nie podjąć. Rok służby w zamian za pomoc w ubiciu Theriona… udało mi się nawet wytargować dodatkową zapłatę za ten rok służby. Ba… nie licząc kasy, swoją stronę umowy chciała zrealizować od ręki - Glazgor uśmiechnął się patrząc na Imrę. - Więc sama widzisz… Wiedziałem że ciebie nie ma sensu w to mieszać. Uciekłem, z piekielną pomocą zlokalizowałem Theriona, a także grupę śmiałków wystarczająco mocnych by mu zagrozić. Szepnąłem kilka słów tu i ówdzie… plotka o mrocznym władcy przyciągnęła odpowiednich głupców niczym muchy do gówna i resztę znasz już chyba z pierwszej ręki.
- Znam, znam - westchnęła w końcu siadając ciężko na łóżku. Masowała miejsca więzów.
- Dwa tygodnie, na piekła wystarczyły dwa tygodnie abym do końca się zapadła w sobie. Cholera jasna.
Przetarła twarz dłońmi i sama zaczęłą się ubierać. Kiedy została jej tylko zbroja spojrzała na goblina.
- Pomożesz mi z tymi paskami? Jak gania za nami assasyn wolałabym mieć zbroję na dobrym miejscu.
Glazgor schował za pazuchę cokolwiek trzymał w dłoni i stanął na łóżku. Był za niski, by pomóc jej w jakikolwiek inny sposób.
- Usiądź. - zaczął dopinać elementy zbroi. - Popatrz na to z dobrej strony. Jesteś wolna i masz latający statek.
Popatrzyła na niego smutno.

- Nie jestem wolna Glazgorze. Potrzebowałam celu i go sobie znalazłam. Skoro moja dusza i tak już została sprzedana to czemu nie dogadać się z jej właścicielem? - uniosła kącik ust w cierpkim uśmiechu.
- Cóż… Zawsze to lepsze niż Therion. Nowy kontrahent raczej nie czyha na twoje życie, prawda? Prawda? - powtórzył z jeszcze wyraźniejszym pytaniem.
- Bezpośrednio nie, ale… cóż jestem teraz aktorką na scenie i wypada aby koniec był dramatyczny i z przytupem, nieprawdaż? - półelfka uśmiechnęła się i zrobiła gest jakby mieli widownię.
- Noż kurwa mać… - mruknął goblin. - Jak już za rok się urwę z tego kontraktu, to zapewnię ci wystarczająco dramatu i przytupu, ok? A do tego czasu… sama przestań dramatyzować. Sprzedaż duszy, to nie koniec świata. Popatrz na mnie. Przynajmniej nie grozi ci zamiana w lemura w czyimś cyrku. Zróbmy tak…
Goblin złapał elfkę za podbródek.
- Ja postaram się przeżyć w tej idiotycznej wojnie o osocze. Ty zaś dogadaj się z pozostałą częścią załogi na tej magicznej łajbie. Cokolwiek mnie życie nauczyło, to to że warto mieć Przyjaciół na każdą okazję. Zwłaszcza takich co wzbudzają w tobie strach… znaczy że są skuteczni - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i mrugnął do Imry. - Za rok się spotkamy. Jak do tego czasu uda ci się odkupić swoją duszę, to świetnie. Jeśli nie, to ci pomogę. Co ty na to?
Imra zmierzyła spojrzeniem goblina. Westchnęła.
- Nie wypuściłbyś mnie stąd jakbym się nie zgodziła. Zrobię co potrafię aby nie zemrzeć i może… MOŻE poprawić nastroje w załodze względem siebie. Tego drugiego nie obiecuję. Wiesz, że nie mam do tego smykałki.
- Poradzisz sobie - powiedział z przekonaniem Glazgor. - Dam ci pewną radę… daj im jakiś prezent, albo przysługę. To zwykle dobre wkupne. Potem jest już z górki.
Półęlfka sceptycznie na niego spojrzała ale kiwnęła głową.
- Zobaczymy. Tymczasem mam coś dla ciebie - sięgnęłą do torby i wyciągnęła z niej zestaw butelek, kości i karty do gry.
- Masz to ci się przyda, a to gdyby kiedykolwiek miałoby ci się nudzić. Może kogoś ograsz.
Glazgor pokiwał głową oglądając przedmioty.
- No widzisz… szybko się uczysz.
Schował fanty do swojej torby. Spojrzał bystro na Imrę.
- Nie gniewasz się na mnie, prawda?
- Chcę ci tylko ukręcić kark, ale tak to jesteśmy na dobrej stopie - Imra powiedziała poważnie. Zaraz potem się uśmiechnęła - Na twoje szczęście zdążyłam mieć własne wątpliwości nim mi to wyjawiłeś.
- Cieszę się… to za co chcesz mi ukręcić kark? - zaśmiał się goblin.
- Zaraz się dowiesz - Imra wyszczerzyła się w szaleńczym uśmiechu. - No choodź do mnie...
- Imraaa… - Glazgor zaczął się wycofywać z rzednącym uśmiechem, ale stopa zawinęła mu się w rozcięte liny wciąż leżące na łóżku. Wyłożył się na plecy i stoczył na ziemię. Usłyszał po drugiej stronie łóżka jak półelfka zanosi się śmiechem.
- No to jesteśmy kwita. Idę zanim uznam, że nie potrafię cię zostawić bez opieki. Pilnuj się zielona ropucho!
- Ugh! Do zobaczenia potworze! - dobiegło zza łóżka. - Pamiętaj że tak naprawdę to jesteś moja! Ała…
- A ty mój! - usłyszał zza zamykających się drzwi.
 
Asderuki jest offline