Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-06-2021, 18:51   #151
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Krasnolud był wielce podekscytowany po rozmowie z Cadamusem. Gwizdał sobie wesoło pod nosem sprawdzając po drodze ekwipunek. Podszedł do maga i spytał wesoło.
- Jesteś gotów? Mamy sześć miejsc do obejścia i nie wiem ile czasu na to.
- Jestem gotowy - powiedział zaklinacz, który przygotował sobie ekwipunek pasujący do postaci, jaką miał zamiar przybrać - uzbrojonego po zęby, groźnie wyglądającego bugbeara.
Duergar instynktownie odskoczył na widok bestialskiego potwora jakim stał się mag. Zaśmiał głośno i dodał.
- Tylko trzymaj się roli. Bądź groźny i mało elokwentny.
- Będę jedynie spoglądał ponurym wzrokiem - odparł zaklinacz. Równocześnie rzucił zaklęcie, które pozwalało mu rozumieć mowę szarych krasnoludów.
- Możemy iść - powiedział.

Załatwili sprawę tabliczek i ruszyli przed siebie. Khorsnak dziarsko na przedzie, “bugbear” za nim. Z początku Harran miał wrażenie, że duergar nie ma pojęcia co robi. I… po jakimś czasie okazało się, że ma rację… częściowo przynajmniej. Khorsnak bowiem nie znał miasta i po jakimś czasie zgubił co zmusiło go do pytania o drogę do pierwszego z celów.
Po kilku takich zaczepkach w końcu rudobrody uzyskał to co chciał.
Dotarli do kuźni, nie wyróżniającej się od innych i Khorsnak wszedł do środka przechodząc na mowę duergarów. Powitanie nieoczekiwanego gościa ze strony rosłego duergara pracującego przy kowadle było więcej niż zimne. Lodowate wręcz.
"Bugbear" paskudnie się wykrzywił, zmierzył otoczenie ponurym wzrokiem, po czym zajął strategiczną pozycję niedaleko drzwi.
Rozmowa tam była krótka i dość dramatyczna w przebiegu, sądząc po tonie obu wypowiedzi. W końcu kowal prychnął, poszedł na zaplecze zerkając ponuro na bugbeara i wrócił po chwili z pękatą sakiewką. Khorsnak skinął na swojego “ochroniarza” i wyszli na zewnątrz. Tam krasnolud szybko przeliczył zawartość sakiewki.
- Około trzech tysięcy… nieźle. A to dopiero pierwszy przystanek na naszej drodze. - stwierdził z uśmiechem.
Harran z uznaniem pokiwał głową.
- A zatem idziemy dalej - stwierdził. - Dokąd teraz?
- Eeee.. tam.. tam z pewnością.- odparł z uśmiechem duergar i ruszył przodem dodając przez ramę.- A przy okazji… dobrze ci idzie. Jestem pod wrażeniem.
- A dziękuję, dziękuję - odparł zaklinacz.
Ruszył za swym "pracodawcą".
Z kolejnymi trzema rozmówcami Khorsnak nabierał wprawy w rozmowach. Wszystko szło niemal jak z płatka. Krótka acz napięta rozmowa, obcy duergar szedł po sakiewkę i wracał z nią do Khorsnaka. Dwa tysiące, trzy tysiące, dwa tysiące. Monety wpadały do sakiewki… niemniej Harran zaczął podejrzewać, że Khorsnak nie przekazuje duergarom żadnych wieście. Sądząc po ich zaciętych minach i gniewnych spojrzeniach… Harran zaczął przypuszczać, że rudobrody wspólnik ich ordynarnie szantażuje i bezczelnie pobiera haracz.
- Pora wracać - powiedział zaklinacz. - Już chyba dosyć zarobiłeś, jak na parę godzin spaceru.
- Jeszcze tylko dwa razy wspólniku i nasze interesy będą załatwione.- odparł z uśmiechem duergar.
- Powiadają, że do trzech razy sztuka - stwierdził Harran - a ty już przekroczyłeś ten limit. Wracamy.
- Powiadają też, że należy kuć żelazo póki gorące. Nie wolałbyś zarobić więcej niż pięć tysięcy?- kusił duergar.
- Nie. - Harran miał złe przeczucia. - A powiadają różne rzeczy. Do następnych... interesów... musisz sobie znaleźć innego wspólnika.
Rudobrody zmełł w ustach przekleństwa spoglądając spode łba na maga. Następnie jednak westchnął ciężko mruknął.
- Niech ci będzie, wracamy na statek.
Sięgnął po sakwę z monetami i dodał.- Wyciągaj sakiewkę czy worek, przesypię twój udział.
Harran, nie licząc, zgarnął połowę monet.
- Wracamy krótszą i szybszą drogą - powiedział. - Mam nadzieję, że nie cierpisz na chorobę teleportacyjną?
Nie czekając na odpowiedź chwycił Khorsnaka za ramię, po czym wypowiedział słowa zaklęcia, dzięki któremu on i duergar mieli trafić na pokład "Destiny".
 
Kerm jest offline  
Stary 04-06-2021, 19:18   #152
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Tanegris i Imra

Diabliczka przyniosła ze sobą, małą buteleczkę brandy którą magicznie wyciągnęła z falban spódnicy.
- Brak kieliszków. Gotowa napić wprost z niej?- rzekła przyjaźnie.
- Czemu nie - wojowniczka odparła po chwili namysłu. - Czym sobie zasłużyłam na wizytę?
- Poknujemy razem.- odparła żartobliwie diabliczka i dodała poważniej.- Nie było wielkiego entuzjazmu dla misji którą ci załatwiłam, ale przynajmniej pomoc dwójki awanturników załatwiłaś sobie. To dobrze. Bo chyba łatwo nie będzie.
- Mam jeszcze jedną osobę, która powinna być chętna. Duergarka. Zobaczę co ona powie na takie zadanie - Imra pozwoliła sobie wziąć butelkę i ją otworzyć. Z kiwnięciem głowy upiła łyk.
- Dobrze…- odparła z uśmiechem diabliczka i podrapała się po karku.- Ja nie mam problemów by współpracować z Vaalą, ale ona może się dąsać. Jeśli trzeba będzie odsunę się… jeśli wolisz ją bardziej niż mnie mieć do pomocy.
- Jeśli chcesz brać w tym udział i ona będzie chciała brać w tym udział to będzie musiała się pogodzić z twoją obecnością - Imra powiedziała zaskakująco twardo. - Tu będe miała względem reszty pewien wymóg, jak chcą mi pomagać to na warunkach jakie postawię… albo przynajmniej z odpowiednim nastawieniem. Ze stawianiem warunków trudno jest w tej grupie - Imra rozłożyła dłonie w bezradnym geście.
- Zauważyłam.- zaśmiała się cicho rogata. Upiła część trunku i podała Imrze.- Oto moje wkupne. A co do misji, to wiele nie wiem. Natomiast wiele mogę się domyślić. Ten kto ma zostać ubity z pewnością nie należy do konkurencji wśród kleru. Takie rzeczy załatwia się potajemnie. A wy przy całej swojej potędze subtelni nie jesteście. Czyli ktoś z zewnątrz. Jeśli jakiś dostojnik z pałacu sułtana ma zostać zabity to radzę się targować, bo to śmierdząca kwestia. Ale może też chodzić o jakiegoś czerwonego jaszczura. Te czasami dają się we znaki.
- Hmm… polityka. Cudowne bajorko, którego nigdy nie lubiłam. Wezmę pod uwagę rady - Imra pokręciła głową. - Myślisz, że jak poda nam imię to potrafiłabyś rozpoznać o kogo chodzi, gdyby próbował nas w coś wrobić?
- Tak. Myślę że tak.- przyznała bardka pocierając podbródek.- Znam imiona co ważniejszych wezyrów.
Poprawiła okulary, upiła znów. - Kogo w tej drużynie by brakowało? Jakiej profesji? Mogłabym załatwić wprzódy dodatkowych pomocników.
- W zależności od tego czy Vaala ostatecznie by poszła, czy nie to kogoś kto umiałby zaleczyć rany. Nie wiem czy kogokolwiek brakuje poza tym… ewentualnie może kogoś od zabezpieczeń gdyby nasz cel się chował w fortecy pełnej pułapek - Imra się zaśmiała - Ale o ile nie będzie ona w ziemi to większość z nas umie latać.
- Kapłana Kossutha będzie łatwo zwerbować, na lep przysłużenia się zwierzchnikowi. Co do łotrzyka, to chyba macie tego rudobrodego duergara? - zadumała się diabliczka zakładając nogę na nogę.
- Niby tak, ale to by oznaczało, że trzeba by wytrzymać jego obecność dłużej, a póki co niespecjalnie mi przypadł do gustu - przyznała się Imra.
- Acha… a ta Zakkara przypadła?- zaintrygowała się diabliczka. - I ten barbarzyńca z pustyni?
- A owszem - Imra wyszczerzyła się drapierznie. - Przypadli do gustu.
- Cóż… trzeba przyznać, konkurencja ciężka. Ale przynajmniej jeśli chodzi o rozmiar.- tu swoje piersi ujęła dłońmi przez ubranie, ogonem oplatając pity trunek.- To przynajmniej mam jakieś szanse.-
Zaśmiała się głośno i dodała z uśmiechem.- Chyba zostanę z tobą… aż do końca twojej misji. Ciekawa jestem kim jest ten dla którego wskrzeszenia tak wiele jesteś gotowa uczynić. No i to brzmi jak opowieść warta doświadczenia… z bardzo romantycznym zakończeniem. Może nawet będzie z tego ballada?-
Imra spojrzała na bardkę jakby własnie powiedziała największa bzdurę na świecie. Parsknęłą śmiechem. Po chwili dopiero udało jej się uspokoić.
- Ballada może, ale na pewno nie romantyczna - powiedziała ocierając łzę rozbawienia. Pokręciłą głową i zmierzyła bardkę uważnie od jej rogów po stopy.
- A ty co? Bez półorczycy pchasz się do kolejnej osoby aby się tulić po nocach? - zapytała przesuwając palcem po szyi kończąc na brodzie.
- Niee… po pierwsze teraz żartowałam, po drugie obie nie miałyśmy się na wyłączność, a po trzecie… - wyjaśniła beztrosko Tanegris.- … nigdzie się nie pcham, ot jedynie czasem zachodzę tam gdzie mnie zapraszają. Nie musisz się martwić o moje umizgi.
Imra upiła łyk z butelki podając ją Tanegris.
- A co jakbym chciała się pomartwić?
- To czuję się mile połechtana, tym że akurat moje oczy chcesz przyciąnąć ku sobie.- zaśmiała się figlarnie diabliczka przesuwając wzrok po Imrze i końcówkę ogona po swoim dekolcie.
- Ale mam coś jeszcze bardziej ciekawego do zaoferowania… co gdybym miała kogoś kto chciałby się nauczyć przyjemności? - Imra uniosła brew uśmiechając się szelmowsko.
- To… czemu go lub jej nie nauczysz? - zaciekawiła się rogata i zamyśliła.- Mentorka zawsze pozostaje głęboko w sercu. Ja na twoim miejscu nie przekazywała bym komuś innemu tego zaszczytu. No chyba żebym, nie była pewna swoich talentów.
Imra nachyliła się do ucha diabliczki.
- Wolę oglądać - szepnęła odsuwając się z wiele mówiącym spojrzeniem.
- No tak…- zachichotała diabliczka i skinęła głową. - Rozumiem. Trochę współczuję.
- Nie ma czego. To równie przyjemne, szczególnie jeśli się to samemu zainicjuje - Imra uśmiechnęłą się na taką myśl. - I byłabym zaszczycona jeśli będziesz chciała w czymś takim uczestniczyć.
- Równie… cóż… z pewnością jest przyjemne. Wiem, bo sama miałam okazję być widzem. Ale rzeczywiście lepiej czuję się w roli aktorki, więc jeśli przygotujesz scenę i wyreżyserujesz przedstawienie, to… z pewnością dam z siebie wszystko. Szczególnie, że… wygląda na to iż chcesz mi powierzyć główną w nim rolę. - odparła bardka teatralnie przykładając dłoń do czoła.
Na słowa bardki półelfka uśmiechnęła się tajemniczo.
- Znajdę odpowiednią scenę, dla tak zacnej aktorki - dodała ujmując dłoń Tanegris i całując ją. - Wszak musi ona dawać ci pole do popisu.
- Bardzo szarmancko. - mruknęła diabliczka ogonem muskając podbródek Imry, gdy ta była pochylona. - Acz… zachowajmy to na odpowiednią okazję. Ja szlachetną damą nie jestem. A co do oglądania, to… wiedz że w Spiżowym Mieście są i takie atrakcje, jeśli chciałabyś się rozerwać.
Tanegris poprawiła okulary dodając.- Pogadałyśmy o misji, o przyjemnościach… to może porozmawiamy o… załodze? Jak wam się sytuacja ułożyła? Czy poza fochem druidki na mój widok pojawiły się jeszcze jakieś problemy?
- Chyba nic czego się spodziewać nie można było. Przywaliłam Kvaserowi w zęby a on teraz się wymądrza - Imra uśmiechnęłą się z miną niewiniątka. - Całkowicie zasłużenie mu przywaliłam oczywiście, ale nie spodziewaj się, że on to tak ujmie.
- To jest ten problem między wami. Każde z was było silne i samodzielne. Było czempionem na swoim świecie. A gdy nie potrzebuje się nikogo, to rzadko potrafi działać w grupie. I łatwo urazić czyjąś miłość własną. A propo miłości… nie ma przypadkiem w całej tej grupce, kogoś kto uważa że ma cię na wyłączność? Wystarczy mi jedna obrażona osóbka.- dodała żartobliwie diabliczka.
Imra zaśmiała się jakby usłyszała dobry żart.
- Nie. Nawet gdyby był, to szybko bym mu to z głowy wybiła - półelfka pokręciła głową. Myśl aby któreś z załogi mogło ją chcieć była szalenie abstrakcyjna.
- Mmho nie potrafiła nawet zmierzyć się z Vaalą przy okazji całego tego zamieszania. Nie pijesz?
Imra zamajtała butelką.
Ogon diabliczki oplótł się wokół butelki i porwał ją, zanosząc do ust jej. Upiła nieco i odparła.
- Ja ją rozumiem. Mądra osoba nie próbuje przebić głową muru.Tylko go obchodzi.
Rozejrzała się widząc dookoła dwa posłania.
- Widzę że scenę już szykujesz? Duergarka czy barbarzyńca?
- Po prawdzie to póki co po prostu miejsce do noclegu… dla obojga - Imra spojrzała w bok na moment unikając spojrzenia Tanegris.
- Planujesz imponujące przedstawienia. Idziesz w ślady poprzedniej właścicielki tego lokum.- zachichotała rogata.
- Widać słusznie wybrałam lokum. Trochę małe tylko na większe przedstawienia. Takie… dużo większe - Imra zabrała butelkę od diabliczk aby wyguglać kilka głębszych. - Ale wolę się nie zagalopować. Wiesz, brakuje mi uroku niestety.
- W Spiżowym Mieście, znajdzie się i miejsce i więcej aktorów. A za urok wystarczy błyszcząca moneta.- odparła z uśmiechem Tanegris. - Pokażę ci najlepsze lokale. A czy z nich skorzystasz, to już twoja decyzja.
- No cieszę się, że mi zostawiasz wybór - Imra zachichotała nerwowo. - No, nie mniej… nie nastawiaj się na zbyt dużo z Kvaserem. Chociaż gdyby coś to daj znać. Ciekawa jestem.
- Oj tam wybór. Do Spiżowego Miasta jeszcze daleko.- odparła diabliczka sugestywnie muskając ogonem swój dekolt. Lekko pociągnęła za niego ukazując Imrze więcej… piegów na swoim imponującym biuście. - Po prostu gdybyś miała apetyt na więcej, to Spiżowe Miasto ma swoje rozrywki. Ifiryty to sybaryci z natury… jak wszystkie dżiny zresztą.
Imra chwilę milczała jakby pod urokiem piegów.
- To będę mogła się przygotować… powiedz byłam w jednej knajpie ostatnio, któreś polecasz w Rigus?
- Żadne… obawiam się, że Rigus to jeden wielki obóz wojskowy. Widziałaś jakiś w którym żarcie nie byłoby twarde jak podeszwa i równie smaczne? Można tu zakupić racje żywnościowe które wytrzymają dłużej, ale nie ma co liczyć na to, że smaczne będą.- wyjaśniła rogata i westchnęła.- A co do naszego niziołka, to problem w tym, że już niziołki miałam… Kvaser nie wydaje się być w stanie mnie zaskoczyć pod tym względem. Mmho… była zaś… widziałaś kiedyś urodziwą półorczycę? Mmho była wyjątkowo… zdarzają się ładne członkinie jej rasy, ale nigdy o tak delikatnej urodzie. Prawdziwy klejnocik. Niemniej…- wzruszyła ramionami rogata. - Nie mówię nie… Jeśli Kvaser wykaże się inicjatywą i pomysłowością… to nie mam nic przeciw niziokom między swoimi udami.
Imra przemilczała co chciała powiedzieć dalej. Zamiast tego kontynuowała rozmowę plotkując z diablicą o mniej ważnych rzeczach.
Buteleczka szybko się opróżniła pomiędzy jednym a drugim słowem, jednym a drugim spojrzeniem. Dekolt diabliczki bardziej się poluzował, ale… skończyło się jedynie na drażnieniu ciekawości i apetytu Imry. Tanegris miała inne sprawy do załatwienia, ale przed wyjściem zasugerowała dwuznacznie iż… nie przeszkadza jej widownia podczas rozbierania się. I wyszła.
 
Asderuki jest offline  
Stary 07-06-2021, 12:07   #153
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Rudobrody dziarskim krokiem stawił się przed kapitanem statku, rozejrzał dookoła i rzekł wprost do konstrukta.
- Cadamus spłacił swój dług, ja też swój chcę spłacić. Wszystko co miałem załatwić w Rigus załatwiłem więc wkrótce zabieram stąd Zakkarę i wracamy do domu. Masz teraz chwilkę?
- Mam - Wędrowiec nie był przesadnie wylewny.
- To słuchaj. Wspomniałem o statku, tak? Otóż ten okręt to był świeżo rozbity statek roju. Statek beholderów. Sam w sobie wielkie skarb, ale było więcej. Wedle zapewnień siostry Zakkary której prawnie należała się zawartość statku, wśród zdobyczy była mapa flogistonu. I to wyjątkowa mapa.- odparł z tajemniczym uśmiechem rudobrody.
- Kontynuuj, chociaż nie widzę w tym wielkiej wartości, szczególnie że ma już nowego właściciela.
- To była mapa nieznanej części flogistonu, z nieznanymi ogólnie planetami. Mapa z zaznaczonymi drogami do nich. - odparł rudobrody obruszony wyraźnie odpowiedzią Wędrowca. - Dzięki niej można było dostać się do nowych planet. Jak dla mnie… to albo ten najazd był po to by tę mapę zdobyć. Albo… by ją odzyskać i zatrzeć po niej wszystkie ślady. To tłumaczy tę rzeź i to co się stało potem. Ktoś chce ukryć te światy przed ciekawskimi.
- Albo by do nich dotrzeć - automaton układał już sobie w głowie teorie - Ktoś inny mógłby ją odtworzyć?
Rudobrody zaśmiał się cicho spoglądając na Wędrowca.- Odtworzyć? Jedynie siostra Zakkary widziała ją i tylko przelotnie. Nie… ta mapa przepadła. Została złupiona wraz z całym miastem. Cadamus, przy całej swojej wiedzy, jest tylko pośrednim wytwórcą przedmiotów magicznych. Popytałem go, nic o statku nie wiedział, więc o mapie też nie wie.
-Czyli ta informacja to głównie domysły, które nie dają żadnej korzyści? - zapytał Wędrowiec, uśmiechając się lekko.
- No wiesz… ty i natychmiastowe korzyści. Nie widzisz potencjału tej informacji. Nie umiesz czytać między wierszami. Nie masz odpowiedniej fantazyi.- zaperzył się duergar przesadzając mocno w swojej wypowiedzi. Zapewne po to by nadać temu co powiedział większej wagi.
- To mówimy o informacjach, czy fantazjach? - automaton spojrzał kpiąco na krasnoluda.
- Nie potrafisz docenić znaczenia przekazanej ci wiedzy. Perły przed krety rzucam tutaj.- odparł naburmuszony Khorsnak który najwyraźniej lubił czuć się ważny.
- To nie wiedza, tylko twoje gdybanie o czymś, co na chwilę widziała inna osoba, a teraz zniknęło. Jak możesz potwierdzić to, co mówisz?
- Gdybym nie miał pewności co do słów, które usłyszałem to byśmy się nie spotkali.- burknął Khorsnak.- Bo nie miałbym po co udawać się do Pozyskiwaczy.
- A ja nie miałbym marudnego pasażera, próbującego wykpić się swoimi teoriami na temat rzeczy, o których mało wie - automaton sprawiał wrażenie dobrze się bawiącego docinkami.
- Jeszcze za mną zatęsknisz.- fuknął gniewnie krasnolud.- Gdy znów przyjdzie ci się włamywać gdzieś.
- No tak, twój fach jest tak rzadki… - zakpił Wędrowiec - Dobrze, to co innego możesz mi zaoferować? Tym razem nie interesują mnie baśnie, musiałbyś poćwiczyć nad sposobem opowiadania.
- Ja swój dług spłaciłem. Zgodnie z naszą umową. Nie moja wina że nie potrafisz docenić wagi mych słów.- odparł Khorsnak dumnie i dodał.- Jutro z Zakkarą opuszczę twój okręt. Więc… nie wiem… wiatru w żagle się wam życzy?
Wędrowiec zbliżył się do krasnoluda.
-Chyba to ty ich nie doceniasz. Twoją zapłatą miało być zdobycie dla nas odpowiedzi, a nie wymyślenie jej na poczekaniu. Teoria czy podejrzenia to nie odpowiedź. Możecie opuścić okręt, ale dług spłacisz dopiero, kiedy dostarczysz mi jasne i pewne informacje - jego głos stwardniał, a metaliczny pogłos był znacznie wyraźniejszy - Mogę na nie poczekać, ale nie dłużej niż dwa-trzy tygodnie.
- Obiecałem zdradzić zawartość tego statku i słowa dotrzymałem. Jak wspomniałem zawartością tą liczącą się… była mapa do nieznanego zakątka flogistonu i ukrytego świata.- przypomniał mu Khorsnak.- I to nie jest wymyślona odpowiedź, tylko prawa. Natomiast tak… reszta to spekulacje. Natomiast to że statek beholderów został znaleziony i banda która napadła Pozyskiwaczy była pod wodzą beholderów... to akurat jest prawda i odpowiedź.
- Zaoferowałeś odpowiedź, dlaczego Pozyskiwacze zostali zaatakowani przez tych najeźdźców. Statek beholderów i mapa flogistonu są prawdopodobnym scenariuszem, ale to dalej tylko spekulacje. A ja oczekuję faktów, a nie zgadywanek. Potwierdź swoje domysły lub znajdź dowody wskazujące na co innego i dostarcz mi pewne informacje, a dług będzie spłacony.
- Przedstaw kontrargumenty w takim razie. Obal moją teorię.- fuknął gniewnie Khorsnak.- Przekonaj mnie że mogę się mylić. Bo fakty znamy obaj teraz.
- Najpierw powinieneś dowieść swojej teorii, ale tym razem ustąpię, zakładam że nie masz pojęcia o takich dyskusjach - Wędrowiec rozluźnił się nieznacznie - Mapę odzyskać mógł jeden zdolniejszy włamywacz, zrobiłby to szybciej i sprawniej. A gdyby mieli zacierać ślady, zawaliliby jaskinię po ataku. Skala napaści pokazuje, że mieli do tego środki.
- Na pewno? - spytał z powątpiewaniem Khorsnak. - Nie mieli dość środków by ostatecznie powalić golema. Takoż i pewnie sporo ich kosztowało samo przebicie się do środka. A złodziej… może by i ukradł, ale wiesz jakie są właściwości mapy? Można ją skopiować. Więc z pewnością raczej należało prewencyjnie wybić wszystkich. Może wpierw przesłuchując paru z pomocą tortur.
- Kopię można ukraść, albo lepiej, podmienić na taką różniącą się w niewielkich, ale kluczowych detalach, dla dezinformacji - automaton najwyraźniej mówił z własnego doświadczenia - Jeśli uda ci się pozyskać tak szczegółowe informacje o samym ataku, chętnie zapłacę za nie dodatkowo. Ale oczekuję faktów, nie spekulacji.
- Tak. Tak. Zabawy możnych…- zaśmiał się sarkastycznie Khorsnak.- … wymagają czasu, przygotowań, a przez ten czas wrażliwe informacje mogą się rozejść po całym Acheronie. Przybądźcie do Hammergrim i tam mnie szukajcie. Mam dobre układy… wypytam Agwarę… to ta siostra Zakkary. Może coś jeszcze wie.
- Jeśli dowiem się o tym wcześniej, będziesz miał tyle szczęścia, że dług spłaci się sam - stwierdził Wędrowiec - Gdzie będzie można cię znaleźć w mieście?
- Szukaj na obrzeżach i w gorszych dzielnicach. Wszyscy tam mnie znają.- przyznał dumnie Khorsnak.

***

Bardka pojawiła się nagle i bez zapowiedzi. Ukłoniła się dwornie przed konstruktem i spytała wesoło.
- Ahoj kapitanie. Jak ci się podoba sterowanie okrętem. Załoga się za bardzo nie naprzykrza?
- Destiny jest ...wyjątkowe - stwierdził po chwili namysłu Wędrowiec - Zaczynam powoli rozumieć Gnościka, i coraz bardziej szanować. A co do załogi, bywają irytujący - powiedział tak, jakby wypowiadał się o komarach.
- Poprzednia też była taka. Lubili się kłócić, zwłaszcza kapitan i gnościk oraz drow. No… ale oni mieli kapłankę. Umiała łagodzić spory… była w tym piekielnie… uhmm.. niebiańsko dobra. Trochę zazdrościłam jej tych talentów. - wspomniała diabliczka i spojrzała z uśmiechem dodając.- Wśród was… chyba tobie przypadnie ta rola… niestety. Skusisz się na coś do picia, czy masz te “szczęście” że obywasz się bez prostych przyjemności życia jakim jest dobry posiłek i trunek?
Wędrowiec prychnął.
- Jestem wieloma rzeczami, ale nie dyplomatą czy rozjemcą. Zresztą do tego potrzeba autorytetu. Co do pożywienia, to nie jest mi potrzebne, ale to nie znaczy, że nie umiem go docenić. W końcu jedzenie i trunki nieraz opowiadają historię tych, którzy je przyrządzili.
- Nie męczy cię takie ciągłe analizowanie wszystkiego?- zapytała żartobliwie diabliczka wyciągając spomiędzy fałd spódnicy, butelkę z trunkiem. - Życie to coś więcej niż poznawanie historii, czasem ich doświadczanie, czasem tworzenie. Sądząc po twej postaci pochodzisz… z Eberronu? Z którejś części Khorvaire, może?
- Dobrze o tym wiem - uśmiechnął się automaton - Zamiast uczyć się o jakimś miejscu, lepiej jest zobaczyć je własnymi oczami, zwiedzić, poznać ludzi, ich opowieści, jedzenie, trunki - skinął na butelkę - A co do mojego pochodzenia, to słusznie twierdzisz. Masz sporą wiedzę o sferach, dotąd uważałem, że mój plan jest dosyć ...oddalony.
- Trudno dostępny… to prawda. Ale są miejsca takie jak Sigil, gdzie drzwi prowadzą do różnych miejsc. Także do Eberronu. Byłam tam: w Breland a potem w Zilargo… a potem… musiałam się ewakuować. - zaśmiała się na wspomnienie podając trunek konstruktowi do spróbowania. - Powiedz mi, czy w tym wszystkim chodzi bardziej o gromadzoną wiedzę, czy może o samo doświadczanie nowych miejsc, widoków i wrażeń?
- Zilargo bywa groźniejsze niż mogłoby się wydawać, szczególnie dla kogoś z tak daleka - skomentował Wędrowiec, po czym zamilkł na moment, trawiąc pytanie - A czy jedno wyklucza drugie? Można przecież cieszyć się nowymi doświadczeniami, zanurzać się w nich, jednocześnie zachowując je w sobie i gromadzić jako wiedzę i mądrość.
- Och… przekonałam się o tym na własnej skórze. Dlatego właśnie uciekłam z Eberronu. Cóż… zbyt wiele gnomich cywilizacji jakie dotąd napotkałam było niegroźnych i przyjaznych, więc nie byłam dość czujna w samym Zilargo. - zaśmiała się cicho rogata i dodała. - Masz rację, niemniej dla mnie to co ktoś bardziej ceni, doświadczenie czy wiedzę wiele mówi o osobie. Niemniej skoro ty jesteś osobą o dużej wiedzy to pomożesz mi rozwiązać kwestię trapiącą mnie od czasu odwiedzin waszego świata. Czy to… prawda, że… Xoriat powstał częściowo, albo w całości z wypaczonego planu snów? Czy może to plotka nie mająca nic wspólnego z prawdą?
- Cóż, w Zilargo mówi się, że pięć słów bywa silniejsze od tysiąca mieczy. A ich sąsiedzi mawiają, że intrygi gnomów mają swoje własne intrygi… Co w takim razie mówi to o mnie? Jeśli chodzi o Xoriat, to brzmi to mało wiarygodnie - nie ma powiązań między nim a Dal Quor, poza tym, że stanowią potworne niebezpieczeństwo. Gdzie usłyszałaś taką teorię?
- Chyba od jakichś bardów w Zilargo, albo w przygranicznym miasteczku. Bardzo mnie zaciekawiła, bo jak wiesz… na plan snów udać się ekstremalnie trudno. Wręcz prawie to niemożliwe. A jeśli Xoriat był częścią planu snów to może.. są tam do niego portale?- zadumała się rogata wspominając. - Fajne miejsce ten twój Eberron.
Wędrowiec się uśmiechnął.
- Jeśli to było w Zilargo, zastanów się, czemu ci to powiedzieli. A co do połączeń, to Xoriat jest domeną szaleństwa, pewnie można tam znaleźć wszystko, problemem jest nie oszaleć zaraz po dostaniu się tam. Poza tym, wszystko zależy od tego, w jakim aktualnie położeniu względem siebie są oba plany. I tak, Eberron jest fascynującym miejscem, i jak widzę nietypowym w multiwersum.
- Jeszcze niewiele widziałeś. Są bardziej dziwaczne światy i miejsca. - odparła ze śmiechem diabliczka i dodała. - Rozmawiałam z Cadamusem. Dowiedziałam że zna czar pozwalający uniknąć planarnych efektów. Myślę że powinieneś go namówić, by różdżkę z takim czarem przygotował. Zapewne żadne z twoich bojowych magów go nie zna. A w podróży pomiędzy światami taki czar bywa użyteczny.
- Vaala pewnie mogłaby z niego skorzystać, druidzi mają szeroki repertuar. Ale pomyślę o tym, dziękuję. Może pozostali będą chętni do takiej ochrony.
- I poświęcać na nie część swojej mocy? Nie. Utylitarne czary lepiej trzymać w zwojach, a najlepiej w różdżkach.- odparła z uśmiechem diabliczka i wzruszyła ramionami. - Ale to tylko moje zdanie. Zresztą choć samo Spiżowe Miasto jest bezpieczne, pod względem warunków dla takich jak my, to plan Ognia jest jak pewnie wiesz, bardzo zabójczy. I lepiej się przygotować na wszelki wypadek. Bądź co bądź to będzie test dla Destiny.-
- Który oczywiście przejdę.- wtrącił okręt.
- Oczywiście.- zgodziła się z nim barda uśmiechając się słodko do sufity. A następnie spojrzała na konstrukt. - A ty nic nie pijesz.
Wędrowiec spojrzał na butelkę, po czym pociągnął łyk. Przez chwilę skupiał się tylko na nim, po czym podał naczynie bardce.
-Interesujący smak, mam wrażenie, że piłem już coś podobnego, skąd to? Dla mnie plan ognia nie powinien być problemem. Ciekawe, że wszyscy patrzycie w sufit, mówiąc do Destiny…
- Pewnie dlatego, że lubimy… wyobrażać sobie twarz tam wśród zwojów drewna. Mówienie w pustkę jest trochę niepokojące. A co do trunku… receptura jest podobna wszędzie. Dojrzewający zacier zbożowy odpoczywający w beczkach. Oczywiście różnice są w szczegółach w przypadku różnych trunków. Ten tutaj pochodzi z Ysgardu. - mruknęła diabliczka mrużąc oczy i przyglądając się Bezimiennemu. - A ty jesteś… ognioodporny?
- Zapomniałaś o destylacji, bez niej nie osiągniesz takiej mocy. Zacny - uśmiechnął się - Nie jestem, ale znam kilka sztuczek.
- Chyba nie sądzisz, że ja sama produkowałam… po prostu wiem gdzie można zdobyć dobre rzeczy w miarę tanio. Przydatna sztuczka.- zaśmiała Tanegris dodając po chwili. - Zakładam, że gdy uda się przebrnąć przez całą tą misję dla Imry, przyda wam się wypoczynek, więc dobrze pomyśleć zawczasu nad takim miejscem.
Wzruszyła ramionami.- Nie ma się co łudzić, Imra miała konkretny warunek co do zapłaty więc zadanie będzie równie trudno co bardzo opłacalne. Ale co po nim?
- Dla niej zapewne opłacalne. Co do późniejszych planów, Vaala wspominała o udaniu się do którejś z dzikszych sfer. Zamiary Kvasera są zbyt niesprecyzowane, by brać je chwilowo pod uwagę, choć rozmowa z Atarami może być interesująca. Mam też swoje cele, ale w obecnej sytuacji nie są naglące.
- Jeśli się lubi ateistycznych fanatyków. Są trochę jak kapłani których zwalczają.- zaśmiała się cicho rogata i spojrzała w oczy konstrukta.- A co ty zamierzasz? Zapytałam Destiny o to jak was dobierało. Wspomniał, że otworzył losowo portale w różnych światach. Tyle że nikogo nie wpychał. Musiałeś sam przejść z własnej woli i z pewnością wiedziałeś w co się pakujesz. A jednak… przeszedłeś.
Automaton uśmiechnął się lekko.
- Rozumiem, że proponujesz transakcję i wymianę informacji?
- Nie.. zadaję pytanie i próbuje zaspokoić swoją ciekawość. Jeśli to jakiś ważny sekret dla ciebie… to nie musisz odpowiadać.- wzruszyła ramionami Marai i dodała z przesadnie melancholijnym głosem. - Choć bardzo mnie bol ten fakt, to każdy ma prawo do swoich tajemnic.
- W takim razie powiem, że i tak planowałem opuszczenie Eberronu, a Destiny zadziałało w dobrym momencie i mi to ułatwiło - stwierdził Wędrowiec - Jeśli chciałabyś całej opowieści, to najpierw chciałbym, żebyś czegoś się dla mnie dowiedziała.
- Nie… nie musisz odkrywać przede mną swoich tajemnic. Jeszcze nie. A co twojej ciekawości, to mów… co niby miałabym dla ciebie odkryć, a ja powiem ci czy to leży w moim zasięgu. - odparła przyjaźnie diabliczka.
Wędrowiec zamyślił się na chwilę, jakby rozważał za i przeciw.
- Psionicy i magowie umysłu. Czy mogłabyś odszukać kogoś na tyle potężnego, by mógł modyfikować pamięć, niszczyć i odtwarzać wspomnienia?
- Ugh… to trudne.- zamyśliła diabliczka drapiąc po rogu.- Tak od razu na myśl przychodzi starszy mózg… i ilithidzi. Ale wątpię byś chciał pomocy od łupieżców umysłu i wątpię by oni chcieli ci pomóc. Będzie ciężko. Popytam, poszukam ale szanse na to są mizerne. Psioni w przeciwieństwie do magów są bardzo dyskretni.
- Dobrze o tym wiem… warto jednak spróbować. Zyskasz kilka rzadkich kontaktów, a i moją opowieść, jeśli będziesz zainteresowana.
- Taaa… wiem nawet gdzie zacząć szukać, ale sama odpowiedź może nie być zbyt przyjemna dla nas.- stwierdziła z kwaśnym uśmiechem diabliczka rozważając różne możliwości. - Będziemy potrzebowali waszego okrętu i was i… dużo szczęścia. Bowiem trzeba się wybrać na plan astralny... do Tu’narath. Tamtejsza królowa ponoć zjada utalentowanych psionów. Takie plotki słyszałam… ale to tylko plotki.
- W takim wypadku możemy to zostawić na później, skoro istnieją bardziej naglące kwestie. Co wiesz o tym Tu'narath?
- To stolica… a przynajmniej największe miasto githyanki na planie astralnym. Rządzi nim królowa… nietypowy licz. Co prawda nigdy jej nie widziałam, ale z tego co słyszałam przypomina zasuszoną mumię. Miasto jest otwarte na handel, aczkolwiek jeśli mam się tam wybrać to lepiej bez Destiny. Nie ma co kusić losu.- oceniła bardka.
- Więc wsparcia Destiny potrzebowałabyś tylko do dostania się na plan astralny, tak? Bo to może dalibyśmy radę zrobić we dwoje bez statku, o ile umiesz korzystać z najprostszych kamieni mocy i zdobędziemy jeden z nich.
- Nie zaszkodziłoby gdyby Destiny był w tym czasie na tym samym planie i tak… miałabym swoje sposoby na dotarcie na plan astralny. Pamiętaj mój drogi, że podróżuję po wieloświecie bez pomocy tego stateczku od wielu lat. Znam różne skróty i sztuczki. - odparła żartobliwym tonem diabliczka i zamyśliła się. - W samym Tu’narath nie mam żadnych kontaktów, ale paru wędrownych kupców i merkantów ma u mnie dług wdzięczności, więc… popytam jak nadarzy się okazja.
- Będę twoim dłużnikiem. Na razie mamy bardziej palące sprawy, ale tą chciałbym kiedyś doprowadzić do końca.
- Jeszcze nie mówmy o długach póki co. - odparła z przekąsem bardka i jej ogon pokiwał na boki dźwięcząc bransoletami.- Nie rób sobie nadziei jeszcze. To nie będzie tak łatwe jak załatwienie Imrze okazji do wskrzeszenia bliskiej jej osoby. Kapłanów o takiej mocy znaleźć łatwo.
- Pewnie dla niej niekoniecznie. I nie robię, domyślam się, że szanse są niewielkie: szukamy kogoś nie tylko o wielkiej mocy, ale też doświadczeniu w jej używaniu. Do tego bardzo specyficzna specjalizacja.
- To prawda…- przyznała rogata dodała w zamyśleniu.- W dodatku wśród istot którzy nie lubią chwalić się swoją profesją.
- Cóż, adepci Drogi i na Eberronie są dość skryci. Nie raz zastanawiałem się, co czyni ją tak rzadką w porównaniu do Sztuki czy mocy bogów. Mam swoje podejrzenia, ale nie będę cię tym zanudzał.
- Jak znajdziesz czas i ochotę. To możesz mnie pozanudzać. Tak się bowiem składa że nie znam zbyt wielu adeptów niewidzialnej sztuki. - odparła łobuzerskim tonem.
- Po drodze do Spiżowego Miasta, czemu nie. Chcesz wyruszyć z nami do Bramy Targowej, czy spotkamy się gdzie indziej po tym, jak odstawimy pasażerów?
- Planowałam raczej udać się z wami do Spiżowego Miasta, by na miejscu dopilnować, więc… nawet jeśli niektórym to nie odpowiada to jesteście na mnie skazani. - zaśmiała Marai i pochyliwszy lekko ku konstruktowi podparła swój podbródek ogonem. - Nie martw się… zamierzam wyegzekwować od Kvasera obietnicę noclegu. Spryciarz się mi nie wywinie, a ty nie musisz się martwić gdzie legnę… a może… się mylę?
- Jeśli będziesz tego potrzebowała, możesz skorzystać z mojej kwatery. Jest zagracona, ale łóżko jest wolne.
- Zważaj na takie deklaracje.- zachichotała diabliczka, a ogon przesunął z jej podbródka na klatkę piersiową konstrukta lekko stukając w nią.- Nie wiadomo co może z nich wyniknąć.
Zaśmiała się głośniej i dodała. - Przepraszam… nie mogłam się powstrzymać. Myślę że już dość zabrałam ci czasu na dziś. Do… następnej rozmowy. - pożegnała się, ukłoniła głęboko i ruszyła do wyjścia.

Zanim wyruszyli z Rigus, Wędrowiec zapytał Cadamusa o możliwość stworzenia różdżki z zaklęciem, o którym wspominała bardka, a samą Tanegris poprosił jeszcze o krótki wykład na temat handlu na Zewnętrzu. Zapisywał dokładnie, jakie towary warto kupować w jakich miastach portalowych, oraz gdzie je potem sprzedawać z największym zyskiem. Automaton nie planował co prawda zostać kupcem, ale skoro i tak zapowiadało się, że będą mijać kolejne osady, to szkoda byłoby nie skorzystać z mobilności i ładowności Destiny. Poza tym, kolejne plany ulepszania statku wymagały funduszy…
 
Sindarin jest offline  
Stary 07-06-2021, 14:34   #154
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Rozmawiali krótko przy posiłku. Tanegris zgodziła się na rozmowę tuż po nim na pokładzie Destiny. I tam właśnie ruszyła, gdy dopiła trunek. Kvaser już tam czekał, więc przyjaźnie uśmiechając się spytała.
- Czym się kłopoczesz wytatuowany wojaku?
Kvaser zaśmiał się krótko.
- Nie chciałem przy jedzeniu odbierać niektórym apetytu planami bogobójstwa - zażartował - ta grupa mieszkające poza rękami bóstw silnie mnie zainteresowała. Powodu się oczywiście domyślasz - powiedział z szerokim uśmiechem.
- Atar… to grupa filozofów bardziej niż bogobójców. Głoszą swoje prawdy i próbują przekonywać wszystkich do nich. Jeśli spodziewałeś się doświadczonych morderców Mocy, to cóż… to takich nie ma na świecie. - odparła ze śmiechem diabliczka i skinęła głową.- Natomiast kierują się też mądrą zasadą.”Poznaj swojego wroga.” Przynajmniej część z nich. I choć słyszałam plotki, że paru ekstremistów rzeczywiście planuje jakieś bogobójstwa, to… są to tylko plotki. Nie znalazłam ich potwierdzenia.
- Zdziwiłbym się gdyby była jakaś grupa bogobójców, swoje już się zdążyłem przez te lata dowiedzieć. Ciekawe mnie natomiast czy byliby chętni na podobną imprezę. Niestety, każde wsparcie się liczy - Kvaser westchnął - kiedyś policzył mnie zaprzyjaźniony kapłan. Wyszło mu, że moje wnuki mogłyby mieć szansę nie roztrwonić ziemskiego majątku - zaśmiał się - tyle sakw, przysług, przywilejów i nadań przepuściłem, nie na zabawy. I co? Ledwo krople… Temu węszę za każdą większą okazją.
- Atarzy zbierają podania i opowieści świadczące o pomyłkach i porażkach bogów. A do takich mogą zaliczyć ich zgony. Mogą nie mieć i raczej nie mają artefaktów, które do ich zguby się przyczyniły… ale za to mogą wiedzieć o takich przedmiotach. - wzruszyła ramionami diabliczka.- Ja wiem tylko o jednej takiej broni. Hekatonchejrowie… którzy niemal pokonali jeden z panteonów. Niemal.
- Słyszałem coś o tym - niziołek błądził myślami - nie nazwałbym istoty, czy raczej istot brońmi. Średnio też widzi mi się wypuścić zarazę na świat, temu z góry wszystkie tego typu doniesienia odrzucałem. Cóż, będę musiał się do nich wybrać i chociaż zebrać informacje, może trafi się coś interesującego. Masz jakieś… porady?
- Co do atarów?
- Tak - niziołek przytaknął.
- Znam Hobarda… przy czym… to akurat nie jest specjalnie pomocne. Nie lubi mnie więc w kontaktach pośredniczyć nie mogę. Hobard jest tak jakby… współfaktolem frakcji obecnie. Może udzielić pomocy przy dostępie do archiwów Ataru, ale… nie zrobi tego za darmo. No i archiwum jest chyba teraz przy podstawie Iglicy.- wyjaśniła rogata.
- No tak, wszyscy przedstawiają się jako miłujący wiedzę mistycy albo inni ideologiczny cenobici, a jak co do czego, to w głowie tylko zysk - Kvaser zaśmiał się w głos - trudno. Nie jest to coś, z czym się śpieszy, trzeba ustabilizować sytuację statku, ale jakbyś mogła w dalszym terminie nas umówić, byłbym rad. Przy okazji… Nie wiem czy to nie był przypadek, ale natrafiliśmy na sekwencję dźwięków która hipnotyzowała Paszczowce. Wędrowiec ją zapamiętał. Może to ciebie zainteresuje, nas na pewno interesowałoby sprawdzenie na ile jej działanie będzie powtarzalne gdybyśmy chcieli jej użyć - powiedział z uśmiechem.
- Nie bardzo zrozumiałeś. Atar jest obecnie w ciemnej dupie. Stracili swoją siedzibę w Sigil, stracili członków. Muszą sobie radzić w ciężkiej sytuacji logistycznej. A choć nawet źli bogowie nie zwracają uwagi na bluźnierców spoza swojego kultu, to zawsze znajdzie się grupa fanatyków z widłami. A wiesz co oni potrafią.- dodała z ironicznym uśmiechem. - Wyznawcy Erythnula potrafią być bardzo kreatywni jeśli chodzi o zastosowania narzędzi ogrodowych i rolniczych. Pewnie miałeś okazję to widzieć.
- Wierz mi, nie tylko widzieć - powiedział z dziwnym chłodem w głosie, na moment, nim głos odzyskał ciepło barwy głosu - ich pozycja polityczna wiele wyjaśnia. Dzięki - kiwnął głową.
- Nie wiem czego zażądają, bo brakuje im wszystkiego. A Hobard jest trudny do uchwycenia obecnie.- zadumała się rogata. - Ukrywa gdzieś w Sigil, zarówno przed prawem jak i spojrzeniem Pani Bólu.
- Jak mówiłem, sprawa nie jest na teraz szczególnie pilna.
- Rolę faktola… tego głównego pełni Jaya Forlorn. Tę trzeba szukać gdzie przy iglicy. Jej jednak nie znam w ogóle. - dodała na koniec rogata.
- Faktola? - Kvaser zapytał.
- Przywódca frakcji. Nominalnie jest nim Jaya, ale praktycznie Hobard jest drugim nieoficjalnym faktolem. Przynajmniej dopóki sama frakcja nie poskłada się do kupy.- wyjaśniła rogata.
- Mhm - Kvaser przytaknął myśląc.
- To chyba wszystko co o Atarach mogę powiedzieć. Na temat ich filozofii potrzeba tęższej głowy ode mnie.- odparła ze śmiechem rogata.
- Dzięki, i tak pomogło - niziołek powiedział z uśmiechem.
- W czym jeszcze mogę pomóc?- spytała wesoło Tanegris.
- Nie - niziołek wyrwał się z myśli - wielkie dzięki - powiedział z uśmiechem.
- Nie ma za co. Odwdzięczysz się ciekawą opowieścią. Przy okazji.- odparła diabliczka.
- Na razie moje zdolności są wystarczające aby utrzymać uwagę dzieci lub podpitych najemników - zaśmiał się.
- Cieszy mnie to… że masz okazję poćwiczyć.- odpowiadając przymrużyła lewe oko.
- Wolę inny fach, ale nie jest mi już dany - tym razem śmiech niziołka był krótki - nie będę ci więcej czasu zajmował, widzę, że masz dość planów i celów tutaj.
- Oj tak… trzeba zbierać ploteczki, nawiązywać znajomości.- zgodziła się z nim rogata, a bransolety na jej ogonie zadźwięczały wesoło.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 07-06-2021, 14:55   #155
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Stworzone z udziałem Jaracza

Imra opuściła statek uprzednio Informując Wędrowca, że jej nie będzie… tak z dzień. Zdobywając plakietkę poszła do knajpy której jeszcze nie odwiedzała. Chciała się na moment uwolnić od ciasnoty kajuty i statku… tylko po to aby wbić się do knajpy gdzie też było dużo istot. Tylko to nie byli jej obecni towarzysze. Przekonanie Cromharga o tym aby został pozostawiło niesmak u półelfki. Samotna wyprawa po tym jak dowiedzieli się o tym iż ktoś na nich poluje była niezbyt rozsądna, tylko że kobieta mało się tym przejmowała. Wchodząc do knajpy przywitał ją gwar i typowo żołnierskie zachowanie osobników w środku. Kto wie, może uda jej się nawet schlać w dobrym towarzystwie? Mimo wolnie rozejrzała się po gościach aby wyszukać jakiś zakazanych mord, które by przypadły jej do gustu.
Najwięcej patronów tłoczyło się przy ladzie oraz wokół jednej z ław gdzie ewidentnie coś się działo. Choć przez ogólny gwar nie można było usłyszeć co, to dzięki temu można było uświadczyć kilka wolnych miejsc w pozostałej części przybytku. Pozostali bywalcy którzy preferowali swoje towarzystwo rozmawiali i pili przy stolikach i ławach. Ich ponure facjaty i paskudne uśmiechy nie sprawiały wrażenie zachęcających. Karczmarz natomiast - wprost przeciwnie. Mierzący dwa i pół-metra pół-olbrzym szybko wyłapał spojrzeniem nowego gościa i skinął Imrze głową.
Imra ciekawsko spoglądała na zamieszanie. Podeszła do lady zamówiła kufel czegoś co tym razem nie było orczym gnojem, który zwali alkoholem i bezceremonialnie zapuściął żurawia w zamieszanie pijąc piwo.
Metalowy, obity kufel pienił się ogniście. Oprócz karczmarza za ladą uwijały się jeszcze dwie rogate barmanki, ale gdy jasnym się stało że Imra przychodzi tu nie na plotki, a po trunki, ani one, ani karczamrz nie wyrażały większego zainteresowania rozpoczęciem rozmowy.
Piwo było... względnie znośne. Miało natomiast wyczuwalną moc, pod którą język i przełyk cierpły niepokojąco. Półelfka zaczęła wyłapywać konkretne słowa gdy tylko się zbliżyła do tłumu. Nie mogła jednak nic ujrzeć gdyż zbiegowisko zwarcie otaczało coś... a raczej kogoś. Wtedy też właśnie usłyszała znajomy głos.
- ... i wtedy ni stąd ni zowąd, pah! Wymierzył dwa trzy uderzenia siekierą i było po wszystkim! No... może nie od razu. Biedaczyna patrzył jeszcze bezrozumnie na sterczący z czoła trzonek jakby był pieprzonym jednorożcem. Dopiero po chwili się zwalił jak długi! Hahahahahaha.
Tłum wybuchł śmiechem wtórując Glazgorowi.
Półelfka zrobiła wielkie oczy zamierając w połowie uniesionego do ust kufla. To nie było możliwe. Nie chciała w to uwierzyć. Przepchnęła się przez tłum nie bacząc na gniewne miny i groźne pohukiwania. Stał tam, w całej swojej obrzydliwie zielonej glorii goblin. Jego pomarszczone usta szczerzyły ostre zęby, a żółte ślepia świeciły typowym dla niego mrocznym rozbawieniem. Wtedy też ich spojrzenia się znalazły. Imra skrzywiła się w grymasie gniewu.
- Glazgor?!
Goblin zatrzymał się w pół ruchu wciąż trzymając przy czole dłoń z jednym wyprostowanym palcem jakby udawał wspomnianego jednorożca. Powoli jego uśmiech poszerzał się. Już miał coś powiedzieć, kiedy ktoś go ubiegł.
- I że niby ty tam byłeś? Taki pokurcz by nie uszedł z tego z życiem.
- Oh… - goblin rozłożył ręce na boki. - Oczywiście że tam byłem. Macie rację… gdzie mi tam mierzyć się z takimi wojownikami. Ale zapomniałem wam wspomnieć że ten gość od siekiery to był mój przyjaciel - klasnął w dłonie. - Stąd wiem co się stało i wciąż mogę z wami pić te ohydne piwo, które mi postawiliście.
- Nie postawi…
- A a a - wtrącił się Glazgor. - Każda dobra opowieść ma swoją cenę… i każda dobra opowieść przyciąga dobre towarzystwo.
Goblin znowu zwrócił się w stronę Imry i usiadł na stole majtając przykrótkimi nogami w powietrzu. Tłum zaczął się powoli rozchodzić.
- Ty mała zielona ropusza gnido o urodzie purchawki… - półelfka wycedziła przez zęby podchodząc bliżej. Jej twarz nabrała kolorytu głębokiej czerwieni, a z oczu trzaskały błyskawice. Zatrzymała się tuż obok Glazgora patrząc na niego z góry. Wyglądała jakby była gotowa go rozszarpać.
Patrzył na nią i przekrzywił głowę wciąż uśmiechając się. Dopiero po chwili uśmiech zaczął rzednąć. Złapał mocniej krawędź blatu, na którym siedział gotując się do skoku.
- Też się cieszę że ciebie widzę…? Pamiętaj że jestem bezbronnym kurduplem.
Półelfka powoli odstawiła swój kufel i oparła się dłońmi o stół obu stronach Glazgora. Czerwień zeszła z jej twarzy. Ale ich głowy były teraz na tym samym poziomie.
- Ostatnie co to nazwałabym ciebie bezbronnym - powiedziała spoglądając mu prosto w oczy. - Zostawiłeś mnie.
- Naprawdę? - zdziwił się ale wytrzymał spojrzenie. - Gdzie?
- W karczmie na rozstaju dróg i zajebałeś większość dobytku jaki uzbieraliśmy - Imra uśmiechnęłą się drapieżnie.
- Oh… wtedy? Zabawna historia… wiesz? Z chęcią ci ją opowiem przy… kuflu piwa? - sięgnął po odstawiony przez półelfkę trunek.
Imra ściągnęła usta mrużąc oczy. Po chwili odpuściła.
- No mam nadzieję, bo nie wiem czy Przyjaciele tak sobie robią… prawda? - dodała prostując się i zakładając ręce na piersi.
- No właśnie - przytaknął goblin wskazują na wolne krzesło obok siebie. - Cieszę się że się rozumiemy. To powiedz… jak ty się tu znalazłaś? - zapytał jakby jego obecność w tym miejscu była nie tyle naturalna, co z pewnością spodziewana.
Imra otworzyła usta aby zaprotestować potem pokręciłą głową i usiadła.
- Therion umarł, a przede mną pojawił się portal. Skorzystałam z niego - pochwaliła się ponownie swoją umiejętnością opowieści. - I trafiłam na przeuroczą bandę istot. Tak się składa, że akurat się tutaj zatrzymaliśmy. Co TY tu robisz?
- Piję piwo - odparł wzruszając ramionami i podnosząc kubek do ust. Piwo rozlało się w dwóch strużkach po brodzie goblina. Odstawił naczynie i otarł usta rękawem. Chwilę jeszcze milczał rozglądając się po karczmie jakby skończył odpowiadać na pytanie, po czym uśmiechnął się bystro.
- No dobra... dobra. Bo zaraz skończę z ukręconą głową. Ale jak myślisz… co mogło mi się przytrafić? Wpadłem w tarapaty.
- Taa… ale jakim cudem te tarapaty cię zaprowadziły na inny plan egzystencji? - Imra zadała pytanie, a potem zrobiła minę jakby się zastanawiała nad czymś. - Nie w sumie nie wiem czy chcę wiedzieć. Potrzebujesz pomocy?
- Tak. Nie… w zasadzie to nie wiem. Wrócimy do tego pytania, dobrze? Póki co, pozwól że ja zapytam. Wierzysz w diabły? O, dziękuję ślicznotko - zwrócił się do rogatej służki, która przyniosła karafkę piwa. Uśmiechnęła się do goblina i poszła dalej.
- Nie wyznaję żadnego jeśli o to pytasz.
- No… ale tak ogólnie. Czy wierzysz w ich istnienie? I te ich diabelskie sztuczki? I pakty?
Imra spojrzała na Glazgora jak na idiotę.
- W którym momencie zapomniałeś, że cały Cheliax się opiera na zawieraniu paktów i wykorzystywaniu ich do swoich celów? No i że z niego pochodzę? Uderzyłeś się gdzieś po drodze w ten swój pusty łeb, czy co?
- Są dwa rodzaje wiary Imra. Jedno to podążać za tym co mówi oligarchia, a drugie to naprawdę wierzyć. No nieważne… - uzupełnił kufel piwa. - Nasze drogi się rozeszły bo spotkałem diabła. Znaczy… z początku nie wiedziałem że to diabeł. Ale gdy już się zorientowałem było za późno
Imra uniosła brew - białą jak zwykle.
- Kiedyś ty tego diabła spotkał, co? Po nocy jak już sobie użyłeś? Zdążyłeś zabrać większość moich rzeczy. Tak ci się spieszyło? Tak szybko cię ten diabeł zbałamucił?
Glazgor pokiwał głową.
- Mniej więcej by się zgadzało. Poza tym, nie bądź taką materialistką - oburzył się. - Rzeczy były mi potrzebne, a Przyjaciele sobie pomagają, prawda? Niestety nie było mi dane wrócić, bo… - zamilkł i wychylił kufel. Gdy już jednak upił łyk, nie kontynuował zdania.
- Parszywa zielona gnida… - Imra wycedziła pod nosem - Tak, tak. Przyjaciele sobie POMAGAJĄ. Masz szczęście, że się mnie zbyt bali po tym co zrobiłam w tamtej karczmie. Tak nie wiem czy byśmy się spotkali.
Półelfce zabrakło kufla który chciała zabrać i jakby dopiero teraz sobie uświadomiła, że goblin go zabrał. Fuknęła jak zła kocica i mu go odebrała aby wypić resztki.
- No widzisz… a ja wiedziałem. Wiara czyni cuda - uśmiechnął się goblin. - No ale dość o mnie. Jesteś jakaś spięta. Ewidentnie coś cię trapi.
Imra prychnęłą.
- A weź… Wpadłam na pokład statku z bandą innych osób, które się nie rozumieją jak ja i ty. Słuchać ich i manewrować pomiędzy nimi to jakiś koszmar. A do tego jak mówiłam Therion nie żyje. Oraz wszyscy, którzy z nim współpracowali. Poza mną. Zabili mi moje stadko wcześniej, zniszczyli mój skarb, a teraz muszę kombinować aby uzbierać nowy. Do tego jeszcze potrzebuję pieniędzy aby wskrzesić Theriona i… heh. Dużo pierdół które po prostu trzeba ogarnąć, a to nie takie proste. Nie przy tym jak działam - rozgadała się nie przejmując się tym kto mógłby jej jeszcze posłuchać.
Glazgor przysunął się bliżej siadając niemal przed Imrą. Zabrał jej kufel ale gdy chciał wypić zobaczył że jest pusty. Uzupełnił trunek z karafki, wypił upragniony łyk i podsunął naczynie z powrotem przed półelfkę.
- Opowiedz o tych osobach - zachęcił.
Imra westchnęła i duszkiem wypiła to co właśnie dolał Glazgor. Potem zaczęła się tyrada o Wędrowcu i Kvaserze. O tym jak Vaala naraziła jej życie podczas lotu do osamotnionej wieży. Jak przypaliła jej tyłek. Wspominała jak Harran był gotów się jej pozbyć za byle nieporozumienie. Jak ślepy półelf zarzekał się, że jej dusza jest mroczna. Dla wprawnego słuchacza dało się jednak wyłapać, że sama Imra często prowokowała te sytuacje. Przyzwyczajona do tego, że wszyscy wokół się jej słuchają ciężko znosiła brak jednomyślności i wywierania presji. Poniekąd też Glazgor zauważył, że postać tego całego Wędrowca wzbudza w Imrze niepokój i wszelkie nieporozumienia traktowane są przez nią jak potencjalna możliwość odcięcia od tak użytecznego środku transportu jakim jest latający statek.
Glazgor przez cały czas dolewał piwa jeśli kubek się opróżniał. Czasem jednak też zabierał Imrze trunek, by samemu upić łyk czy dwa.
- Brzmią na dziwną zbieraninę. Jakoś niespecjalnie się dziwię, że masz z nimi problemy. A co z tym statkiem? Co to za łajba?
- Aaa… taka tam… wiesz lata w powietrzu. Ot wygodne - półelfka machnęła ręką zbywając temat. Jednym okiem zmierzyła goblina. Uśmiechnęła się do siebie.
- A kierwa. stęskniłam się za tobą wiesz?
- Wzajemnie Imhra… za przyjaciółmi się z natury tęskni - sięgnął dłonią do twarzy Imry i ujął ją za podbródek, ale po chwili puścił. - Ale nadrabiamy zaległości. Ale czuję że jeszcze trochę musisz zrzucić z głowy. Co z tym całym wędrowcem? Mówisz że to jakiś tyran? Myślałem że masz z takimi doświadczenie.
- Ja… znaczy... Hehe - wojowniczka zaśmiała się krótko, nerwowo. - Boję się go.
- Ty? - zdziwił się Glazgor. - To chyba prócz bycia kapitanem statku musi recytować wiersze i walić poematy. Nie wyobrażam sobie bardziej przerażającej kombinacji. Gra na lirze?
Półelfka odwróciłą znacząco spojrzenie.
- Cytuje co chwila mądrości i teksty jakie zasłyszał. W ogóle uwielbia opowieści. Nie gra na żadnym instrumencie o ile mi dobrze wiadomo. Sam jest jak instrument. Pół żywy, a pół konstrukt. A zachowuje się czasem jakby w całości był konstruktem, wiesz? Jest czasem takie… nieludzki. Do tego to co on potrafi przekracza wszystkie moje wyobrażenia. Nie mam za dobrej wyobraźni, ale wiele widziałam, wiele… poświęciłam - jej spojrzenie na moment odpłynęło i Glazgor mógł dostrzec jak w oczach brakło iskry życia.
- Właśnie widzę… choćby i kolor włosów. Co się stało? To przez tego Wędrowca? Zamieniłaś siekierkę na kijek… hehehe - z jakiegoś powodu porównanie konstruktu do kijka rozbawiło goblina.
- Nie, to sprawka Theriona. Wróciłam do niego po tym jak mnie zostawiłeś. Odprawiał rytuał i magia się wyrwała spod jego kontroli. Z resztą potem i tak wszystko zaczęło się sypać - półelfka machnęła niedbale ręką. - Nie zmienię już tego mogę tylko brnąć dalej.
Półelfka pochyliła się do goblina i powiodła palcem po jego linii jego szczęki i zaczepiła o duże, ostro zakończone, odstające ucho.
- Mmmm - mruknął przymykając oczy. - Co jeszcze straciłaś? Bo podejrzewam że rytuał nie polegał na udoskonaleniu fryzjerskiego kunsztu Theriona.
Imra parsknęła śmiechem.
- Hehehe nie, nie... nie.
Uspokoiła się i poważnie spojrzała na goblina przed sobą. Myślałą o tym ile o niej wie i jak wiele potrafi mu powiedzieć. Ile ją to będzie kosztować tym razem? O ile za dużo mu już powiedziała.
- Cóż mój przyjacielu - przysunęła się bliżej przystawiając swój policzek do jego policzka. Szepnęła mu wprost do ucha.
- Duszę.
Imra poczuła jak drgnął. Usłyszała parsknięcie. Odsunął się po czym roześmiał jak z dobrego żartu. Przez przypadek machnął dłonią tak, że kufel przewrócił się, a piwo rozlało po stole i zaczęło ściekać na ziemię. Goblin nie przestawał się śmiać aż nie dostał strzała po głowie.
- Wredny małpiszon - Imra fuknęła rozeźlona.
- Ał… po prostu… khe hehe he… po prostu… jestem w podobnej sytuacji.
- CO? - półelfka wybałuszyła oczy. - Kogo mam zamordować?
- Pfff… - goblin machnął ręką. - Gdyby to było takie proste, to sam bym to załatwił. Niestety sprawa wykracza daleko poza czyjkolwiek marny żywot. Obawiam się że tu chodzi bardziej o utrzymanie tegoż marnego żywota. Oczywiście nad tym pracuję. Chodzę po karczmach póki mam czas i kupuję sobie przychylność - ściszył głos - żywych tarcz… hehehe.
- Takie są najlepsze, mobilne. Zastraszyć kogoś dla ciebie? Przynajmniej tymczasowo mogę jakoś pomóc. W sumie poniekąd śpieszy się nam, mi, ale coś zdążę zrobić… Chociaż wystawili na nas mordercę. Głupio by było gdybyś przez to umarł - wojowniczka zreflektowałą się krzywiąc przy okazji na myśl o takim nieprzyjemnym scenariuszu.
- Za wami? I ja o tym nie słyszałem? - zdziwił się Glazgor. - Taka okazja przechodzi pod nosem. Oj, tracę czujność. Wiesz kto i jaka nagroda? Płacą tylko za wszystkich, czy można liczyć od głowy?
- Nie wiem kto na nas go wystawił, ale posłali jakiegoś majstra od morderstwa. Taki co nawet duszy nie pozostawia. Jak nas dopadnie to mała szansa aby nawet bogowie i piekła pomogły - Imra bezradnie rozłożyła ręce. - A robota moim zdaniem średnio warta świeczki. O ile ja bym dała ci się może nawet zabić, to reszta wątpię aby była chętna na taki układ. Oni nie mają umowy z kapłanem na wskrzeszenie i materiałów do tego…
- Jak to mawiała moja babcia, nieboszczyków nikt o zdanie nie pyta. - mrugnął do Imry po czym ze smutkiem spojrzał na kufel. - No ale teraz to i tak już nie mam czasu, więc nie ma co szczerzyć zębów do ptaka który odleciał… czy jakoś tak. Ja technicznie swojej duszy jeszcze nie sprzedałem, ale powiedzmy że… zastawiłem.
Imra westchnęła ciężko.
- Barman dolejcie! - zawołała podnosząc dzban. - I kufel drugi dajcie!
Kiedy oba kufle były pełne pieniącego się średniaka uniosłą swój do góry.
- Za syf i brud oraz beznadzieję. Aby zmazać losowi wredny uśmieszek z jego zakazanego pyska i aby wszystkie diabły posłać do demonów i na odwrót. Na pohybel skurwysynom.
Goblin podniósł kufel do toastu.
- Tak… dokładnie tak. Co prawda diabły z demonami się rozminą i tylko wymienią się swoimi paskudnymi leżami, ale walić szczegóły. Ty to jednak masz złote serce, wiesz? Zimne i jest za nie nagroda.
Imra parsknęła śmiechem rozlewając piwo na siebie i podłogę.
- Khe khe! Glazgor! Ty mnie chyba jednak chcesz zabić - pokręciłą głową ocierając usta i rozsmarowując szminkę po policzku.
- A żesz… Zobacz co ze mną robisz. Znowu. Zaraz znajdę nam jakiś pokój bo dłużej nie wytrzymam tak siedzieć.

***

Gdy było już po wszystkim, Glazgor stanął nad Imrą przyglądając się półelfce. Teraz gdy już opaska została zsunięta z oczu, mogła ujrzeć jego zadowolenie. Niewiele osób potrafiłoby odczytać mimikę goblina. Większość rozpoznawałaby raczej dwa stany - goblin ucieszony i goblin martwy. Imra jednak widziała więcej. Pokurcz dotykał ją spojrzeniem, jakby napawał się ze swojego dzieła. Było tam jednak coś jeszcze. Jakieś nieodkryte emocje. Leżała bez sił patrząc w jego żółte ślepia. Piersi miarowo unosiły się i opadały kiedy jej oddech się uspokajał.
- Dlaczego? - zapytała się cicho.
- Bo to lubisz - odparł niemal od razu. - Bo ja też to lubię - wyszczerzył zęby i ponownie usiadł okrakiem tuż pod jej łuskowatymi piersiami.
Jego dłoń sięgnęła do szyi i powoli objęła ją pazurzystymi palcami. Nachylił się bliżej. Jego paskudne oblicze niemal ocierało się o jej policzek.
- No i potrzebowałaś tego. Byłaś spięta jak cięciwa elfiego łuku w rękach trolla.
Półelfka zaśmiała się krótko nie mając sił na więcej.
- Jestem pewna, że tobie też to było potrzebne - powiedziała przygryzając jego ucho. - Ale chodziło mi dlaczego się tak patrzysz.
Syknął w odpowiedzi i zamruczał.
- Napawam się tym widokiem - powiedział po chwili. - Nie na co dzień można zniewolić i wykorzystać półelfkę wysokiego rodu.
Spojrzał w kierunku więzów unieruchamiających ręce Imry. Sięgnął do nich, ale zawahał się w połowie drogi.
- No i… istnieje niewielka szansa że już się nie zobaczymy.
- Ano - spojrzenie Imry wbiło się w sufit a chwilowe rozbawienie minęło. Westchnęła.
- Musiałam się z tym pogodzić po tym jak mi zniknąłeś. Najpierw nie chciałam uwierzyć, że mogłeś mnie okraść i zostawić. Potem myślałam, że ktoś ciebie porwał. Następnie wmawiałam sobie, że potrzebowałeś tych rzeczy i coś się stało i pewnie wywijasz mi numer. W końcu jednak musiałam się pogodzić z rzeczywistością…
Urwała aby spojrzeć na goblina.
- Tak kurwa mało wystarczyło aby to wszystko poszło w niepamięć. Nienawidzę cię za to. A jeszcze bardziej za to, że zastawiłeś swoją duszę i znowu będę musiała się pogodzić z myślą, że się więcej nie zobaczymy.
Imra chciała złapać Glazgora za kark, ale jej ręce powstrzymały więzy. Jęknęła z frustracji.
- Za co żeś zastawił do cholery swoją duszę, co?
Wyprostował się zaniechawszy odwiązywania kobiety. Chwilę milczał zanim odpowiedział.
- Tak naprawdę to stracę ją jeśli zdechnę w przeciągu najbliższego roku. W normalnych warunkach uznałbym że rok to nie tak długo i ukryłbym się w jakiejś norze polując na wiewiórki lub żywiąc się korzonkami… wróć. To brzmi jak pustelnictwo, a do pustelników zwykle zawijają drużyny poszukiwaczy przygód i męczą ich o zlecenia.
Zakołysał się w przód i w tył opierając się na piersiach.
- Niestety, kontrakt który podpisałem wprost mówi o tym, że najbliższy rok mam spędzić jako cynowy żołnierzyk w jakiejś dziwnej wojnie - pstryknął palcami. - Wojnie… Osocza? Jakoś tak. Wtedy brzmiało to nawet niegroźnie, bo myślałem że się z tego wywinę. Niestety… nie dość, że zaciągnąłem się do Legionu Zagłady, to jeszcze okazało się że nazwa ani trochę nie zwiastuje zagłady wrogów. Wręcz przeciwnie. Kontraktu zaś złamać nie mogę, bo… - zawahał się i spojrzał na moment w sufit. - Bo ponoć całe to miejsce opiera się na paktach. Jakbym go złamał, to nie wiem… przestałbym istnieć czy coś.
Imra milczała dłuższą chwilę. W końcu warknęła rozeźlona i zamajtała się zmuszając goblina do złapania równowagi.
- To nie złam go i nie daj się zabić - wycedziła. - Bo jak dasz się zabić to polecę do tych piekieł i wyrwę tę twoją duszę gdziekolwiek ona nie będzie i cię jeszcze raz zabije.
Goblin zaśmiał się i położył na półelfce układając głowę na udach.
- To jak się dłuższy czas znowu nie spotkamy, to wiesz gdzie mnie szukać. Podobno będę jakimś lemurem. Brrr - wzdrygnął się. - Tam musi być świetna kadra żartownisiów jak wszystkich zmieniają w zwierzęta.
- A myślałam, że bardziej brzydszy być nie możesz.
- Też tak myślałem… a potem spojrzałem w sadzawkę - goblin smagnął plaskaczem w udo kobiety.
- Ał! - Imra fuknęła nie pozwalając sobie podnieść głowy na goblina. Starczyło jej przyjemnych widoków na dzisiaj.
- Gh… no to wiem co się z tobą stanie jak umrzesz i czemu nie możesz się z tego wywinąć. Ciągle mi nie powiedziałeś dlaczego w ogóle się znalazłeś w takiej sytuacji. Co cię skłoniło do zawarcia paktu? Znęcili cię jakimiś obietnicami gór złota? Potęgi? Okłamali cię? Zaszantażowali? Co się stało?
- Taaak… - przetoczył się na bok i zeskoczył z łóżka - Nie jestem pewien czy chcesz wiedzieć.
Sięgnął po swoją tunikę i kurtkę, które zawsze ubierał jednocześnie i wsunął je przez głowę. Następnie chwycił za spodnie nie oglądając się na Imrę.
- Glazgor… Glazgor! - Imra krzyknęłą widząc, że goblin próbuje ją zostawić. Warknęłą i napięła mięśnie rwąc liny (i uszkadzając łóżka przy okazji). Kosztowało ją to zadyszkę. Rzuciła się aby złapać goblina niż znów ją zostawi.
Jakby się tego spodziewając odskoczył pozwalając by więzy w nogach skutecznie zwaliły półelfkę na podłogę. Wcisnął się w spodnie podskakując przez moment na jednej nodze.
- Spokojnie, spokojnie. Nigdzie nie idę.
Odpowiedział mu jęk kobiety. Podniosła się niezgrabnie pokazując zakrwawiony nos.
- Rozwiąż mnie, bo nie mam siły na te wygibasy.
- Już…
W dłoni błysnął nóż. Goblin obszedł Imrę jakby się jej bał i wskoczył z powrotem na łóżko. Przykucnął przy jej nogach i przytknął ostrze do liny. Imra mogła też dostrzec że w drugiej dłoni trzyma coś jeszcze, ale nie mogła dojrzeć co to jest.
- To dzięki mnie Therion nie żyje. - powiedział w końcu.
Imrę zamurowało. Pokręciłą głową.
- Jaja sobie ze mnie robisz znowu, prawda? - powiedziała z niedowierzaniem w głosie. A w głowie słyszała cichy głos. “Co za wspaniała sztuka się nam tworzy… te zwroty akcji, ta drama.”
Glazgor powoli pokręcił głową.
- Mam ciąć linę, czy chcesz mnie zabić?
Znów minęła chwila ciszy.
- Jak mi powiesz czemu to zrobiłeś to będę umiała odpowiedzieć. Dlaczego sobie tego zażyczyłeś? Dałam ci wystarczająco dużo informacji aby uznać go za zagrożenie dla orczej hordy? Zwinąłeś mnie wokół swojego palca tylko po to?
Imra wciąż nie potrafiłą się podciągnąć aby dobrze spojrzeć na goblina.
Goblin odsunął nóż od liny. Spojrzał na Imrę.
- Bo chciał się ciebie pozbyć. Chciał cię zabić - wyjaśnił. - W normalnych okolicznościach namówiłbym ciebie na małą zemstę… ale byłaś nieco zaślepiona lojalnością. Nie licząc oczywiście faktu, że w dwójkę to moglibyśmy co najwyżej pomarzyć o szalonym planie zabicia potężnego Theriona - pomachał ostrzem w powietrzu, a głos ociekał sarkazmem. - Nie lubię jak moim Przyjaciołom dzieje się krzywda.
Imra tym razem nie odpowiedziała po chwili. Osunęła się z powrotem na podłogę. Zaśmiała się gorzko.
- Ty głupi goblinie… gdybyś nie zniknął nie wróciłabym do Theriona.
Glazgor mlasnął.
- Może nie od razu. Ale w końcu byś wróciła. Ba… próbowałabyś mnie przekonać żebym się z tobą zabrał… a z całym szacunkiem, ale ten typ w twoich opowieściach brzmiał na nieźle trzepniętego. Może ty tego nie widziałaś, ale słuchając z boku? Brakowało mu kilku klepek. Nie lubię robić interesów z szaleńcami i jak wiesz cenię sobie swobodę. Więc nie… odpowiedź brzmiałaby “Nie”. Ale hej… może byśmy się wtedy znowu spotkali w jakimś orczym obozie, gdyby cię wysłał w jasyr.
- Pewnie tak - wojowniczka przyznałą się z ciężkim sercem. - Tnij. Nie zabiję cię.
Glazgor jeszcze przez chwilę obserwował półelfkę doszukując się blefu, ale ostatecznie przeciął linę.
- Niestety ciągnie cię do charyzmatycznych istot, potworze - uśmiechnął się. - Niestety jak historia pokazuje nie weryfikujesz ich poczytalności. Nie wiem ile by mi zajęło posłanie Theriona do piachu. Miesiące podchodów? Niezliczonych przyjaciół? Może sam bym w końcu się do niego zakradł? Tymczasem rozwiązanie pojawiło się znienacka, w postaci urodziwej diablicy. Cóż… wtedy jeszcze nie wiedziałem że jest diablicą, a oferta była zbyt piękna by jej nie podjąć. Rok służby w zamian za pomoc w ubiciu Theriona… udało mi się nawet wytargować dodatkową zapłatę za ten rok służby. Ba… nie licząc kasy, swoją stronę umowy chciała zrealizować od ręki - Glazgor uśmiechnął się patrząc na Imrę. - Więc sama widzisz… Wiedziałem że ciebie nie ma sensu w to mieszać. Uciekłem, z piekielną pomocą zlokalizowałem Theriona, a także grupę śmiałków wystarczająco mocnych by mu zagrozić. Szepnąłem kilka słów tu i ówdzie… plotka o mrocznym władcy przyciągnęła odpowiednich głupców niczym muchy do gówna i resztę znasz już chyba z pierwszej ręki.
- Znam, znam - westchnęła w końcu siadając ciężko na łóżku. Masowała miejsca więzów.
- Dwa tygodnie, na piekła wystarczyły dwa tygodnie abym do końca się zapadła w sobie. Cholera jasna.
Przetarła twarz dłońmi i sama zaczęłą się ubierać. Kiedy została jej tylko zbroja spojrzała na goblina.
- Pomożesz mi z tymi paskami? Jak gania za nami assasyn wolałabym mieć zbroję na dobrym miejscu.
Glazgor schował za pazuchę cokolwiek trzymał w dłoni i stanął na łóżku. Był za niski, by pomóc jej w jakikolwiek inny sposób.
- Usiądź. - zaczął dopinać elementy zbroi. - Popatrz na to z dobrej strony. Jesteś wolna i masz latający statek.
Popatrzyła na niego smutno.

- Nie jestem wolna Glazgorze. Potrzebowałam celu i go sobie znalazłam. Skoro moja dusza i tak już została sprzedana to czemu nie dogadać się z jej właścicielem? - uniosła kącik ust w cierpkim uśmiechu.
- Cóż… Zawsze to lepsze niż Therion. Nowy kontrahent raczej nie czyha na twoje życie, prawda? Prawda? - powtórzył z jeszcze wyraźniejszym pytaniem.
- Bezpośrednio nie, ale… cóż jestem teraz aktorką na scenie i wypada aby koniec był dramatyczny i z przytupem, nieprawdaż? - półelfka uśmiechnęła się i zrobiła gest jakby mieli widownię.
- Noż kurwa mać… - mruknął goblin. - Jak już za rok się urwę z tego kontraktu, to zapewnię ci wystarczająco dramatu i przytupu, ok? A do tego czasu… sama przestań dramatyzować. Sprzedaż duszy, to nie koniec świata. Popatrz na mnie. Przynajmniej nie grozi ci zamiana w lemura w czyimś cyrku. Zróbmy tak…
Goblin złapał elfkę za podbródek.
- Ja postaram się przeżyć w tej idiotycznej wojnie o osocze. Ty zaś dogadaj się z pozostałą częścią załogi na tej magicznej łajbie. Cokolwiek mnie życie nauczyło, to to że warto mieć Przyjaciół na każdą okazję. Zwłaszcza takich co wzbudzają w tobie strach… znaczy że są skuteczni - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i mrugnął do Imry. - Za rok się spotkamy. Jak do tego czasu uda ci się odkupić swoją duszę, to świetnie. Jeśli nie, to ci pomogę. Co ty na to?
Imra zmierzyła spojrzeniem goblina. Westchnęła.
- Nie wypuściłbyś mnie stąd jakbym się nie zgodziła. Zrobię co potrafię aby nie zemrzeć i może… MOŻE poprawić nastroje w załodze względem siebie. Tego drugiego nie obiecuję. Wiesz, że nie mam do tego smykałki.
- Poradzisz sobie - powiedział z przekonaniem Glazgor. - Dam ci pewną radę… daj im jakiś prezent, albo przysługę. To zwykle dobre wkupne. Potem jest już z górki.
Półęlfka sceptycznie na niego spojrzała ale kiwnęła głową.
- Zobaczymy. Tymczasem mam coś dla ciebie - sięgnęłą do torby i wyciągnęła z niej zestaw butelek, kości i karty do gry.
- Masz to ci się przyda, a to gdyby kiedykolwiek miałoby ci się nudzić. Może kogoś ograsz.
Glazgor pokiwał głową oglądając przedmioty.
- No widzisz… szybko się uczysz.
Schował fanty do swojej torby. Spojrzał bystro na Imrę.
- Nie gniewasz się na mnie, prawda?
- Chcę ci tylko ukręcić kark, ale tak to jesteśmy na dobrej stopie - Imra powiedziała poważnie. Zaraz potem się uśmiechnęła - Na twoje szczęście zdążyłam mieć własne wątpliwości nim mi to wyjawiłeś.
- Cieszę się… to za co chcesz mi ukręcić kark? - zaśmiał się goblin.
- Zaraz się dowiesz - Imra wyszczerzyła się w szaleńczym uśmiechu. - No choodź do mnie...
- Imraaa… - Glazgor zaczął się wycofywać z rzednącym uśmiechem, ale stopa zawinęła mu się w rozcięte liny wciąż leżące na łóżku. Wyłożył się na plecy i stoczył na ziemię. Usłyszał po drugiej stronie łóżka jak półelfka zanosi się śmiechem.
- No to jesteśmy kwita. Idę zanim uznam, że nie potrafię cię zostawić bez opieki. Pilnuj się zielona ropucho!
- Ugh! Do zobaczenia potworze! - dobiegło zza łóżka. - Pamiętaj że tak naprawdę to jesteś moja! Ała…
- A ty mój! - usłyszał zza zamykających się drzwi.
 
Asderuki jest offline  
Stary 08-06-2021, 17:03   #156
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Druidka nie chciała opuszczać statku. Tam na dole było miasto: brudne i nieciekawe. O wiele bardziej kusiły lasy i wzgórze na horyzoncie rozciągające się od strony Iglicy. Rigus nie interesowało Vaali. Miasta nie interesowały Vaali i akurat ona z radością powitałaby opuszczenie tego miejsca. Gdy oparta o barierkę rozmyślała, czarny ptak podobny do wrony z żółtymi piórkami okalającymi głowę wylądował tuż obok niej.



Ptak przyglądał przez chwilę Vaali, po czym zagwizdał i zacharczał, by w końcu wykrztusić.
- Fiuu… hii.. jak… się miewasz.. fijo fijo… mała druidko?
- Umm… jak co dzień… - Vaala zamrugała ślipkami. Mało kiedy się zdarzało, żeby zwierzęta naprawdę mówiły. No i zdziwiło ją, skąd ptak wiedział kim jest.
- A ty kto? - Dodała po chwili, przypatrując się… gwarkowi.
Ptak wydobył z siebie serię gwizdów przypominających nieco śmiech. I spojrzał czarnymi ślepkami na Vaalę.
- Nie… domyślna… fiu… fiu… nie… fijo fijo… miejskiego dru ida ida… nie rozpoznała. Sztylet… fiuhii fiuhii… nadal masz?
- Aaaaa… to ty… - Vaala pokiwała głową - No mam. Jeszcze tam nie zawitaliśmy… - Zrobiła nietęgą minę.
- Nieeee… szkodzi szkodzi szkodzi. - odezwał się ptak, a następnie zaczął czochrać dziobem swoje piórka na brzuchu. - Mowa w tej… fiu fiu fiu formie jest...fiuchii trudna. A wy… fijo fijo zostaliście… zauważeni… fijo fijo.
Ptak spojrzał na Vaalę mówiąc. - Strzeż strzeż strzeżcie się. Fijo… ktoś zbiera naje mników mników mników po tawernach. By fiuchii fiuchii… na okręt wasz… na paść na paść na paść.
- Hmm… aha… dobrze wiedzieć. Dzięki - Powiedziała Druidka - Ale nie wiesz kto, co?
- Obcy… obcy... nie stąd… mężczy… fijo fijo fiu… Laaram Harg… jego imię. Dziwny.- odparł ptak rozglądając się dookoła.
- Dziękuję. Mam u ciebie dług - Vaala ukłoniła się lekko.
- O sztylecie… pa miętaj miętaj… fiu fiu…- odparł ptak wędrując po barierce statku. - Uderzy… za dzień, dwa… dyskretny… fijo fijo… ostrożny... znika i pojawia się jawia się w Rigus.
- Pamiętam o sztylecie, pamiętam. Na dniach go tam dostarczę - Druidka klepnęła się w tors niczym Kvaser.
- Dobrze… dobrze…- powtórzył ptak trzepocząc skrzydłami w przygotowaniu od wzbicia się w powietrze.- Uwa fijo żaj na siebie fiu fiu.
- Ty też - Odparła na pożegnanie. Czarny ptak wzbił się w powietrze, a potem zleciał w dół by skryć się wśród budynków.

~

- Sta-tek, zawołaj wszystkich do tej izby gdzie tam ta mapa i ten posąg - Powiedziała Vaala, ledwie gwarek odleciał - Tych starych, nie tych nowych… - Dodała po chwili.
- Oczywiście… postaram się dyskretnie.- rzekł okręt wykonując polecenie, a Vaala udała się w tamto miejsce, jednak czekała przed drzwiami, nie wchodząc jeszcze do środka…
Bezimienny omal nie wpadł na Kvasera w korytarzu prowadzącym do sali nawigacyjnej. Widząc, że druidka czeka przed drzwiami, zatrzymał się.
- Imra raczej nie pojawi się od razu. Coś się dzieje? - zapytał druidkę - Destiny, zapamiętuj konwersację i powtórz ją dyskretnie Imrze, kiedy wróci.
- Zgodnie z życzeniem.- odparł okręt.
Niziołek wyglądał na zniecierpliwionego ale też, czego można było się spodziewać po nim, węszącego nosem bitkę. Czekał na odpowiedź.
Zaklinacz dołączył do pozostałych.
- Coś ciekawego się dzieje? - spytał. - Rozmawiamy tu, czy tam? - Wskazał na drzwi, przy których stali.
- Chodźcie do środka - Powiedziała Druidka, a gdy towarzystwo znalazło się już wewnątrz, przeszła od razu do konkretów.
- Czai się na nas zabójca, zbierający w mieście po karczmach ludzi. Chce napaść na sta-tek. Nazywa się… eee… Laaram Harg - Vaala wytężyła łepetynę, by sobie przypomnieć usłyszane niedawno nazwisko.
Nazwisko to nic Harranowi nie mówiło.
- Czekamy i walczymy, czy po prostu sobie odlecimy? - spytał. - Jeśli wygramy, to ten cały Laaram zorganizuje kolejną grupę najemników.
- To pewnie pseudonim, który przyjął zabójca, o którym mówiła Tanegris - stwierdził Wędrowiec - Najlepiej będzie nie dawać im zbyt wiele czasu, uzupełnimy zapasy i ruszymy do Bramy Kupieckiej. W ruchu będziemy trudniejszym celem.
- Wiem, że nie jest stąd. Pojawia się co pewien czas tu w mieście. Jest "dziwny", dyskretny, i ostrożny, a atak ma nastąpić za dzień lub dwa… - Dodała Vaala - Dzisiaj już nie, ale może jutro przez magię, coś bym się jeszcze dowiedziała.
- To zmyłka - Kvaser chrząknął poirytowany - jeśli skubaniec jest tak dobry, chce nas zmusić do nieprzemyślanych, pośpiesznych działań. Lub dać nam fałszywy trop, iż atak jeszcze nie nastąpi, że mamy ten dzień spokoju zanim nastąpi szturm, bo on jeszcze zbiera ludzi - niziołek nerwowo i szybko stukał palcami w blat stołu, następnie odszedł chodząc od jednej strony do drugiej - powinniśmy pomyśleć jaki jest jego prawdziwy cel za tym dymem. W międzyczasie od razu odlecieć.
- Czy umrzemy z głodu, jeśli odlecimy ledwo Imra się zjawi na pokładzie? - Harran powiódł wzrokiem po towarzyszach obu płci, głównie skupiając wzrok na druidce, która z nich najwięcej czasu spędzała w kuchni.
- Nikt z nas chyba nie wie. Nie liczyliśmy rzeczy w spiżarni, jak dzieci jadły - Powiedziała Vaala - Sta-tek, ile nam zostało jedzenia? - Dodała.
- Na dzień przy dotychczasowym spożyciu. Dwa trzy przy racjonowaniu. - ocenił okręt.- Aczkolwiek… Zewnętrze nie jest jałowe. Można coś upolować, znaleźć.
- No… ja już gadałam, gdzie by można coś upolować albo zebrać… - Vaala wyszczerzyła ząbki.
- Lepiej żebyśmy my polowali, niż żeby polowano na nas - stwierdził zaklinacz.
- I łatwiej wtedy na nas polować, przy takich postojach - ocenił Kvaser - może zresztą o to chodzi.
- Jeśli ktoś wie, gdzie będziemy się zatrzymywać - odparł Harran.
- Latający statek nie jest trudny do zauważenia. Potrzebujemy zapasów na znacznie dłużej niż trzy dni, a ich zdobycie nie powinno potrwać długo, może i zanim Imra wróci. Czy macie cokolwiek jeszcze do załatwienia w Rigus? - zapytał Wędrowiec.
- Mogę w godzinę obrócić - Powiedziała Vaala - Mąka, cukier, suszone mięso… tylko te… "piniondze" potrzebuję - Wzruszyła ramionkami - Resztę jadła zdobędziemy później.
- Może się wybierzesz z Vaalą? - Zaklinacz spojrzał na Wędrowca. - Mam wrażenie, że sprzedawca specjalnie dla nas zawyżył ceny. Może tobie pójdzie lepiej.
- Mój widok nie jest argumentem do targowania się - uznał automaton - Lepiej zabierzcie kogoś z Pozyskiwaczy, to ich sfera i powinni wiedzieć, jak podejść do kupców. Ja powinienem zostać na statku, na wypadek, jeśli podejrzenia Kvasera się sprawdzą i wróg zaatakuje szybciej.
- Nie wiem czy szybciej - niziołek poprawił Wędrowca - za to wiem, że to jest zasłona dymna. Równie dobrze aby zmusić nas do pośpiesznego wylotu.
- To może ty ze mną pójdziesz? - Spytała Kvasera Druidka.
- Jasne - niziołek odparł jakby było to oczywiste.
- Bardzo dobrze. Jeśli nie macie własnych, weźcie tą torbę przechowywania - Wędrowiec położył na stole równo złożony magiczny przedmiot - Nie ma jeszcze pełnego potencjału, ale powinna wystarczyć na wygodne zebranie zapasów.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 11-06-2021, 20:39   #157
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Podróż przez Harmonijną Domenę Zewnętrza


W Rigus przebywali krócej niż planowali i wyruszyli w pośpiechu. Zdołali zaopatrzyć się w prowiant, a Khorsnak zdołał pokłócić się z Zakkarą, gdy okazało się że magiczka porzuca jego drużynę by dołączyć do Imry. Rudobrody nie zniósł jej decyzji z godnością. Wrzaski słychać było po całym statku. Ostatecznie jednak rozstali się i Khorsnak zniknął gdzieś wśród uliczek Rigus kierując się do Bramy.
Oni zaś ruszyli w kierunku kolejnego celu. Bramy Kupieckiej.
Statek lecąc tam unosił się nad krainą relatywnie normalną. Były to w miarę płaskie pustkowia przecięte od czasu do czasu wzgórzami, lasami, stepami, urwiskami i górami. Często spowite gęstą mgłą.
Podczas podróży konstrukt omówił z bardką kwestie miast portalowych. Tanegris starała się oceniać poszczególne miasta w miarę obiektywne, ale widać było że w przypadku części miast jej doświadczenia, złe lub dobre, rzutowały na odpowiedź. Sporą część miast portalowych Tanegris po prostu wykreśliła. Bedlam, Faunel, Wytrzymałość, Xaos, Beznadzieję czy Matecznik. Te miasta nie dawały zarobku, niektóre jak Faunel bo nie było tam kupców chętnych do handlu, inne jak Xaos po prostu były niebezpieczne dla odwiedzających. Kolejną grupką były miasta takie Harmider, Klątwa,Glorium czy Pochodnia… warto zajrzeć gdy się jest nieco już obeznanym w handlu, nowicjusze mogą się mocno sparzyć. Wreszcie miasta warte odwiedzenia w celach handlowych; Automata, Esktaza, Doskonałość, Straszna Plaga, Żebra, Rigus czy Brama Kupiecka… zwłaszcza Brama Kupiecka, bo tam walutę ceniono najbardziej.

Bezimienny miał czas na takie rozmowy, bo wbrew obawom niziołka atak nie nastąpił. I wyglądało na to, że go uniknęli napaści. Albo też tajemniczy informator druidki się pomylił. Albo skłamał.
Tak czy siak podróżowali w spokoju, a przy pierwszym bardziej zalesionym obszarze Vaala zarządziła postój i uzupełnianie zapasów. Głównie grzybków i jagód do kuchni i ziółek wszelakich do własnych potrzeb. Ostatnio wszak wiele ich zużyła robiąc napary dla całej drużyny. Dzięki Mirace druidka miała całą małą drużynę pomocników do zbierania ich.
Co prawda podczas tego przeszukiwania lasu w polu widzenia pojawiła się banda jaszczuroludzi o czerwonej łusce i czarciej ( a może smoczej?) domieszce krwi sprawiającej że ich łuski na łbach tworzyły kolczaste kryzy. Stwory były dobrze uzbrojone i sprawiały wrażenie wrogich, ale widok unoszącego się nad druidką latajacego okrętu którego balisty celowały właśnie w nich, sprawił że jaszczuroludzie zdecydowali się nie nawiązywać kontaktu z drużyną. I szybko ruszyli w innym kierunku starając się jak najszybciej zniknąć z pola rażenia balist Destiny.

Kolejną sprawą, jaką było zdobycie świeżego mięska również zajęła się Vaala wykorzystując swoje zdolności do tropienia, łuk do strzelania i hałasującego Kvasera jako nagonkę. To było wszak szybsze rozwiązanie niż wnyki. Vaala znajdowała tropy ofiary, nizioł biegł w ich kierunku ze swoim mieczem i wykorzystując nadnaturalną prędkość naganiał całe stado saren i jeleni wprost pod łuk druidki. Ta ubijała parę sztuk, odprawiała rytuały związane z poświęceniem życia innej istoty dla podtrzymania własnego i brała upolowane sztuki na barki. Połowę z nich w każdym razie. Kvaser brał resztę.

I wydawało się, że tak spokojnie upłynie im podróż do bramy kupieckiej. Niemniej gdzieś w okolicach Wytrzymałości, Vaala poczuła coś… niepokojącego. Coś jak silny zew, który jakby "przebudził ją" ze snu. Coś ją wzywało do miejsca na Zewnętrzu. Coś nakazywało tam ruszyć, i to natychmiast. Wymagało to zmiany kursu Destiny i ruszenia w kierunku Iglicy. Niezbyt daleko co prawda, bo Vaala czuła że owo miejsce jest blisko… ale należało wyruszyć niezwłocznie. Coś tam było, co ona musiała znaleźć, a może spotkać? Tylko… co?

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-06-2021 o 20:37. Powód: Ważna poprawka
abishai jest offline  
Stary 13-06-2021, 20:27   #158
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Tanegris wprowadziła się szybko do kajuty Kvasera zajmując jej kącik. Łóżko łaskawie zostawiła do dyspozycji niziołka, szykując sobie posłanie na podłodze. A czyniła to w bardzo apetycznej pozycji, zgięta w pół i z wypiętym zadkiem. Interesujący widok. Potem się jednak wyprostowała i spytał zerkając przez ramię na niziołka.
- To twój pokój, więc… masz jakieś zasady których powinnam się trzymać? Kłaść się spać przed północą, nikogo nie sprowadzać wieczorem, nie przeszkadzać w popołudniowej drzemce?
- Byleby nie przeszkadzały ci zioła, śpiewy, odgłos ostrzonego metalu i wracający przebrać się po treningu, spocony niziołek - Kvaser zaśmiał się lekko zgranie zamykając w kilka zgrabnie swoją rutynę odrobiny ceremonii religijnych, treningów i dbania o ekwipunek czyli pracoholika z ambitnym planem na biznes.
Po chwili namyślił się.
- Jeśli nie przeszkadza ci rozmiar łoża, mogę być gościnny w tym aspekcie - powiedział z dziwną pewnością siebie, i jakby po chwili samemu się reflektują, zaśmiał się do skojarzeń - nie w tym kontekście - powiedział z szerokim uśmiechem.
Diabliczka spojrzała na Kvasera unosząc jedną brew i uśmiechając się podejrzliwie.
- Jesteś pewien? Mój ogon bywa bardzo ruchliwy, gdy śpię. Nie chcę sprawiać ci kłopotów, a na podłodze też jest wygodnie.
- Jak będę niewyspany to przeniesiesz się na podłogę - Kvaser powiedział beztrosko - a tak wygodniej cię wykorzystać - zaśmiał się po krótkiej pauzie celowo żartując - znaczy wiedzę. Dużo podróżujesz, ja naprawdę lubię rozmawiać i słuchać. W domu żona wiecznie się na mnie darła, że książki kupuję. Potem miałem pretekst, że to dla dzieci - powiedział uciekając gdzieś myślami.
- Nie sądzę bym była dobra jeśli chodzi o opowieści… zawsze byłam bardziej muzykiem.- odparła z uśmiechem Tanegris trącają czule struny swojego banjo. - Niemniej rzeczywiście byłam w wielu miejscach. Jakie szczególnie cię interesują? Może zdołam cię zaspokoić.
- Najciekawsze - powiedział z uśmiechem - ale to na potem. A, jeszcze coś, pewnie zauważyłaś, wieczorem przychodzą tu dzieciaki. Jak chcesz, możesz im też coś opowiedzieć. Nie nalegam, ale przez tyle dni podróży to już moje zasoby są ledwo-ledwo, a te nicponie jak na złość nie chcą aby im powtarzać więcej niż dwa razy - powiedział rozbawiony.
- Nie znam za wiele bajek.- przyznała rogata i dodała wspominając.- Żebra to miejsce gdzie dzieci nikt nie rozpieszcza.
- Dobra bajka nie ma rozpieszczać - niziołek stwierdził pewnie - ma uczyć, powiedzieć coś. Ma się podobać, bo to co lubimy zostaje w głowie, ale prawdę mówiąc, większośc których znam są ponure.
- Eeem… widać znasz innej bajki niż ja.- zaśmiała się rogata po chwili konfuzji widocznej na obliczu.
- Całkiem możliwe, że tam gdzie życie nie rozpieszcza trzeba sobie je posłodzić - niziołek powiedział z krzywym uśmiechem - twoje życie w Żebrach takie było?
- Żebra to dosłownie przedsionek Piekła.- stwierdziła diabliczka.- Więc zgadnij jak tam mogło być?
- Ponuro i boleśnie - stwierdził - długo tam przebywałaś?
- Całe dzieciństwo i początek młodości.- przyznała z pewną nutką sarkastycznej nostalgii. - Są gorsze miejsca na dzieciństwo, także w samej Harmonijnej Domenie… niemniej nie czyni to Żeber czymś lepszym.
- Rozumiem, że nie chcesz do tego wracać - Kvaser zapytał bardkę.
- To zależy… o samym miejscu mogę opowiadać. O swojej przeszłości… niekoniecznie. - stwierdziła po namyśle rogata.
- A to drugie mnie interesowało - przyznał szczerze - znałaś poprzednią załogę, pojawiłaś się tutaj z pomocną dłonią, wiele wskazuje, że będziemy z tobą pracować dłużej. Umiesz czarować słowem i ciałem - uśmiechnął się lekko - pośród tego trudno jest zobaczyć kim jesteś. Przeszłość wtedy mówi więcej, nie jest zasłonięta przez dym kształtów i zgłoszona metalem - odwołał się do bransolet na ogonie rogatej z uśmiechem - ale nie naciskam - wzruszył ramionami.
- Z tej przeszłości co was interesuje… to zaczyna się moja od dołączenia nieformalnie do Czuciowców. Nieformalnie, bo ta frakcja oficjalnie to już nie istnieje. Zbieram informacje, bardziej plotki niż wiedzę książkową, pomagam jednym i drugim. Mam sporo kontaktów wśród… ee… złych. Ale uważa się mnie za agentkę wyższych sfer.- zastanowiła się rogata pocierając podbródek. - Nieoficjalną agentkę, bo żadna z sił dobra za mną nie stoi i jeśli jakiś bóg zgarnie moją duszyczkę pod swoje skrzydła, gdy już kopyrtnę bo będzie to raczej Olidammara.
- Czuciowców? - niziołek podniósł brwi.
- Sensatów, Stronnictwa Doznań… filozofowie określają nas mianem hedonistów, ale to nie jest aż takie proste. My chcemy poczuć i zobaczyć wszystko. Także doznania niekoniecznie przyjemne… ból, żal, stratę… wszystko.- odparła diabliczka wyjaśniając.
- Rozumiem - myślił się - miałem kiedyś znajomego - przerwał - przyjaciela, kapłana Olidammara. Był z niego dobry elf - uśmiechnął się do wspomnień - przepijał każdego krasnoluda.
- Nie wszyscy są tacy, ale większość tak. - zgodziła się z nim diabliczka.
- Oj dobrze wiem - powiedział z uśmiechem - triki i zmiany dla samych zmian. A co z nich wyniknie, to już kwestia osoby - co sądzisz o naszej załodze? - Niziołek nagle, jak to często się zdarzało, zmienił temat.
- Jest barwna… i charakterna. Wszyscy jesteście. - oceniła diabliczka i pokręciła głową.- Zbyt wiele dumy, za mało współpracy. Brakuje wam kogoś takiego jak Azuriel w tej załodze.
- Ja tam na współpracę nie narzekam - stwierdził po namyśle - bywało lepiej, ale bywało dużo gorzej. Ostatecznie znamy się krótko - dodał z pewną nadzieją w głosie.
- To prawda. I wiele może się jeszcze zmienić. A nuż się dotrzecie.- przyznała mu rację rogata.
- Ale jestem ciekaw twoich dalszych uwag - Kvaser przyznał szczerze.
- Co ja tam mogę wiedzieć. Widziałam was tylko raz w walce.- zaśmiała się diabliczka drapiąc po karku. - To trochę za mało by wydawać osądy.
- Tyle z tej kobiecej intuicji - niziołek również zaśmiał się serdecznie.
- Moja kobieca intuicja nauczyła mnie nie wydawać pochopnych osądów. - odparła ze śmiechem diabliczka. Tymczasem słychać było kroki licznej grupki zbliżającej się do pokoju niziołka. Dzieci przychodziły posłuchać bajki.
- Ocho - Kvaaser powiedział donośnie - będziesz miała okazję pokazać jakie to wesołe bajki znasz - powiedział idąc do drzwi aby puścić dzieciarnię.
Miraka weszła wraz ze szkrabami i spojrzała ze zdziwieniem na diabliczkę. Nie tego się wszak spodziewała, zwłaszcza o tak późnej porze.
- Czy wy?- zapytała ostrożnie, a rogata swierdziła.- Nie… nie… ja tylko sypiam. On nadal jest do wzięcia.
Niziołek widząc reakcję Miraki, wyszczerzył się łobuzerko.
- A nawet gdyby, co to ma do rzeczy. Dzieciaki dostaną rogów i pazurów? Po prostu życie - wzruszył ramionami i zwrócił się do dzieci - chcecie dziś posłuchać kogoś innego? Twierdzi, że nie ma zbyt dużo bajek, ale są weselsze - zareklamował się głównie w stronę żeńskiej części gromadki. Chłopcy aby wychodzić za chłopców w oczach innych rówieśników musieli chociaż udawać, że wolą mroczne historie.
- No cóż.. skoro tak twierdzicie.- oceniła Miraka starając się ignorować kwestię rogów i pazurów. A Tanegris wspomagając się graniem na swoim banjo zaczęła opowiadać historię. Z początku i z pozoru standardową i zwyczajną. Ot dzielny heros ruszał na pomoc księżniczce, ale potem… robiło się pieprznie. Bo historia diabliczki była bardzo dwuznaczna. Na powierzchni niby standardowa bajka dla dzieci… nic szczególnie odkrywczego. Trochę humoru, trochę heroizmu, trochę romansu. Ale pod tym wszystkim kryło się drugie dno, pełne insynuacji i odniesień które to dorosła osoba łatwo mogła wychwycić. Dzieci nie rozumiały głębi historii Marai, ale niziołek już tak… i coraz bardziej czerwona ze wstydu Miraka też. Kvaser nie reagował, a nawet z trudem powstrzymywał uśmiech widząc reakcję Miraki. Ostatecznie również miał, w pewnej części, duszę psotnika.
Po całej opowiastce zakończonej morałem:” że miłostek może być wiele ale prawdziwa miłość jest tylko jedna”, dzieci zaczęły wychodzić. Tanegris nie okazała się dla nich lepszą opowiadaczką niż Kvaser. No i małolaty nie odkryły prawdziwego morału.
Miraka wzięła zaś niziołka “pod pachę” i wyprowadziła z pokoju, by tam gniewne zażądać by Tanegris nigdy więcej nie demoralizowała jej podopiecznych takimi bajkami, ani żadnymi innymi.
Niziołek uśmiechnął się szeroko do Miraki, łobuzersko, lecz w jego spojrzeniu czaiło się coś, co w pierwszej chwili można było odebrać jako groźny pierwiastek, ale w gruncie rzeczy było tylko pewną mądrą powagą.
- Bo może to była bajka dla ciebie - powiedział z błyskiem w oku.
- Wypraszam sobie takie insynuacje.- oburzyła się rzeźbiarka nadymając policzki w gniewie.
- To są fakty - niziołek wzruszył ramionami - ja bym tak całej opowieści ogarnąć nie umiał, aby dzieci się nie połapały. Fakt, nie za bardzo podobało się im, ale też nie kręciły nosem. Zatem to była bajka dla dorosłych - powiedział szczerze - więcej spokoju i dystansu - zaśmiał się chyba na myśl, iż ironią jest, iż to on mówi o spokoju.
- Demagogia w czystej postaci.- prychnęła w odpowiedzi Miraka.- To była nieodpowiednia opowieść dla młodych umysłów. Nawet jeśli nie zrozumiały podtekstów… to i tak było to stąpanie po cienkim lodzie z jej strony. Nie chcę powtórki tego wydarzenia.
- Nie będzie powtórki - niziołek stwierdził fakt - gdyż na więcej opowieści nie zasłużyłaś - uśmiechnął się dają do zrozumienia, że to żart - nigdy nie byłaś w teatrze? Na Archeonie wędrowne trupy też pewnie podłej jakości, prawda? Widzisz - Kvaser mówił luźnym tonem - Tanegris co prawda podkręciła to do maksimum, pewnie i mi chciała zrobić psikusa, ale podobnie wyglądają dobre sztuki teatralne. Dzieci się cieszą, a dorośli którzy z nimi dą nie zasypiają. Jak dostarczymy was w lepsze miejsce, wybierz się na jakąś - powiedział szczerze.
- Na Acheronie wędrowne trupy się zabija i pali na wszelki wypadek… żeby na pewno nie powstały z martwych ponownie. - odparła Miraka wykazując brak obycia teatralnego.
- No to nadrobisz - niziołek odpowiedział serdecznie do kobiety klepiąc ją w ramię - dobrej nocy - wrócił do kajuty z uśmiechem.
- Nieźle utarłaś nosa Mirace - stwierdził rozbawiony.
- No cóż. Strasznie kusiło. A poza tym… nie znam żadnych grzecznych bajek.- przyznała ze śmiechem rogata.
- Chociaż i na mnie chciałaś się odegrać - niziołek nie wyglądał na złego, widać podchodził do życia raczej pogodnie.
- Ostrzegałam na samym początku. Sam sobie jesteś winny.- odparła rogata odwijając szarfę z okolic bioder i odkładając ją przy swoich sakwach i mandolinie. - Ja już zamierzam spocząć, jeśli to nie jakiś problem.
- W sumie to już pora - niziołek zamyślił się.
- Ano…- diabliczka bezczelnie i bezwstydnie rozbierała się i rozbierała, nie zwracając uwagi na Kvasera. A gdy opadła bielizna, okazało się że bardka ceni swoje słowo. Bo spać planowałą ubrana jedynie w bransolety na ogonie. Tak jak zapowiadała. Prawdę powiedziawszy, Kvaser nie był zaskoczony postępowaniem bardki, spodziewał się, iż spełni swe zapowiedzi. Ocenił wzrokiem od stóp do głów bardkę i uśmiechnął się lekko. Jego przygotowanie trwało odrobinę dłużej, gdy odmówił krótką modlitwę wcierając starte w dłoniach, na pół spopielone żarem dłoni niziołka, zioła w kilka miejsc na swym ciele - wprawne oko zauważyło, iż były to konkretne tatuaże oraz parę blizn. Niziołek jednak nie sypiał nago, acz dumnie prezentował swój zniszczony życiem i wojaczką tors.
Diabliczka wślizgnęła się tymczasem do łóżka, mruknęła “dobranoc” i zasnęła.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 16-06-2021, 22:37   #159
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
"W międzyczasie"
Imra powróciła na statek w nieładzie. Zaskoczona nowymi informacjami i odlotem nie miała czasu pozbierać myśli, które jej krążyły. W ciągu tych kilku zdążyła się doprowadzić do porządku na tyle aby przypomnieć sobie o czymś. Wypatrzyła moment kiedy w kuchni nie było choć przez chwilę Miraki albo Vaali i dzieci i rozpaliła palenisko… po chwili jak w końcu zrozumiała jak działa. Przeklęła w myślach, że pozbyła się diademu i będzie musiała poczekać nim będzie miała nowy. Po chwili palenisko zapłonęło. Spiesząc się półelfka wyjęła nogę od taboretu który wcześniej roztrzaskała i podpaliła. Kiedy kawałek płonął już wystarczająco pospiesznie opuściła kuchnię schodząc na dół. Stając koło maszynowni (ale z dala od wścibskich oczu) wyjęła z torby kartki. Biorąc głęboki oddech zbliżyła płomień do papieru obserwując czy się zajmie.
- Czy to… bezpieczne, palić na statku?- głos niby znajomy, ale nieznany. Dopiero gdy zerknęła za siebie zobaczyła tę muskularną klatkę piersiową, ostre rysy i skórę o szarym odcieniu. Kim był?
Chwilę zajęło jej by sobie przypomnieć. Sermonus, cichy strażnik Miraki.
Półelfka zaklęła w myślach. Przecież mogła to inaczej rozwiązać. Od kuchni do jej kajuty nie było daleko… z drugiej strony Cromharg i Zakkara. Ten statek był za mały na taką ilość osób.
- Tak, tak - powiedziała pewnie zdając sobie sprawę, że w sumie nie jest pewna. - Inaczej by cały spłonął od robienia czegokolwiek w kuchni. Nie masz jakiś zajęć..?
- Nie. Nie bardzo mam czym się zajmować. - przyznał wprost Sermonus. - Chyba że planujecie bitwę. Co niszczysz ? - szybko zmienił temat.
- Że tak się wyrażę, nie twój interes - fuknęła mu szorstko w odpowiedzi. Ponownie przyłożyła płomień do kartek nie chcąc stracić drewienka, które zaraz mogło spłonąć. A papier zapłonął.
- No właśnie nie wiem, czy nie mój. Dopóki jesteśmy na tym okręcie, wszystko co może mu zagrozić, zagraża i nam… a wy coś knujecie za naszymi plecami. Zamykacie się w kajucie na górze i nie raczycie nas poinformować o swoich decyzjach. Cadamus może i wam ufa, ale Athas nauczył mnie innych lekcji. - odparł niezrażonym tonem mężczyzna.
Imra zmieliła przekleństwo w ustach. Łypnęła jasnym okiem na dzikusa.
- Ta, knujemy jak was bezpiecznie przewieźć do miasta gdzie będziecie sobie wszyscy mogli żyć i wychowywać dzieciaki. Jak tak bardzo chciałeś wiedzieć mogłeś zapytać o co chodzi - wyprostowała się przyjmując dawno nie używaną żołnierską postawę… do tego wyniosłą. - Coś jeszcze?
- No to sie pytam. O co chodzi z tymi tajnymi naradami za naszymi plecami? - zapytał wprost Sermonus starając się zachować nonszalancko.
- Mamy swoje sprawy poza tym, że was zgodziliśmy się przewieźć. To normalne. Nic wam do tego co zamierzamy robić dalej po tym jak was odstawimy, ani jakie mamy plany handlowe - półelfka spojrzała na dogorywający papier. - Tam skąd pochodzisz nie istnieje coś takiego jak prywatność?
- Nie istnieje… tak jak i lasy i morze… - odparł z sarkastycznym uśmieszkiem mężczyzna. - I masz rację. Nic nam do waszych przyszłych planów, ale póki co… jesteśmy tutaj, a wy… daleko wam do zakonu paladynów. Musisz to przyznać.
Kobieta wywróciła oczami.
- A my, o ile zauważyłam zajmujemy się wami wystarczająco dobrze aby twoje podejrzenia były objawem paranoi. Vaala pilnuje i bawi się z dziećmi, a Kvaser opowiada im bajki. Macie dostępną naszą kuchnię i zapasy, oraz nawet jedną z naszych kajut. Robimy dla was więcej niż moglibyśmy. Skończ więc z tymi podejrzeniami, bo kierujesz je w do niewłaściwych osób.
Kobieta posłała mu rozkazujące spojrzenie. Zaczynał ją irytować, a to jak zwykle wzbudzało w niej najgorsze zachowanie.
- Sama musisz przyznać, że takie palenie po kątach papierzysk wygląda podejrzliwie.- odparł nieco pokorniejszym tonem wojownik.
- Łatwo mieć założenia nie mając kontekstu - Imra odpuściła widząc reakcję wojownika. “Przynajmniej jeden” - pomyślała do siebie i puściła ostatni kawałek kartek aby się dopalił w powietrzu.
- Nie musisz się tym przejmować, to symboliczne zniszczenie. Prywatna potrzeba nie mająca nic wspólnego z tobą, ani nawet z resztą załogi. Nie chciałam aby mi się dzieciaki kręciły pod nogami. Wyobrażasz sobie? Jeszcze by się któryś poparzył próbując tą swoją energiczną ciekawością dowiedzieć się co robię.
- Jakaś… religijna ceremonia? - zapytał Sermonus.
- Raczej gest aby nie targać za sobą przeszłości. Potrafi czasem przysłaniać przyszłość, nieprawdaż?
- Rozumiem. Sam musiałem się pogodzić z tym, że nie mogłem wrócić do dawnego życia. Pożegnanie dawnego żywota bywa bolesne.- przyznał wojownik i dodał z uśmiechem. - Ale tylko z początku.
- Oby, bo już mi wystarczy - Imra wysiliła się na coś na kształt żartu.
- Jak byś chciała powspominać i ponarzekać na dawne życie… to chyba też mógłbym to zrobić. Miraka i Cadamus… cóż… Miraka urodziła się w osadzie. Dla niej nowe życie zaczęło się niedawno i rana za świeża. Ona nie chce o tym gadać.- przyznał Sermonus.
Imra zastanowiła się chwilę. Czuła opór i przemożną potrzebę aby więcej nie myśleć już o swojej przeszłości.
- W zasadzie można by. Nie oczekuj jednak zbyt dobrej opowieści, to domena Kvasera i Wędrowca - zgodziła się uznając, że to może być coś… innego niż do tej pory.
- Nie oczekuję.- przyznał mężczyzna i dodał po namyśle.- Moja opowieść też nie jest zbyt dobra, w każdym znaczeniu tego słowa. Myślałem raczej o wyżaleniu się nawzajem nad kuflem piwa w sali jadalnej.
Imra zamyśliła się na moment.
- Mam chwilę jak ty masz chwilę - powiedziała uśmiechając się na jedną stronę.
- No to ruszajmy. - rzekł Sermonus i ruszył przodem, wpierw do kuchni, by zgarnąć stamtąd trochę trunku.

Chwilę potem siedzieli w jadalni. Sermonus zaczął od siebie, o zagubieniu po tym jak parszywy wybuch magii rozerwał rzeczywistość i rzucił go i jego towarzyszy na sześcian Acheronu. Jak ginęli jeden po drugim, jak trafił do Pozyskiwaczy… jak uczył się… nowego świata, nowych reguł, ufności do miejscowych magów. Nie była to zbyt dokładna opowieść, raczej ogólne fragmenty o tym co stracił… i z czego stratą musiał się pogodzić. A także o tym co znalazł w życiu… i co sam sobie wyznaczył za cel. I to samo radził Imrze.
Kobieta przyjęła radę nie mając sił się z nią kłócić. Przeszła do swojej opowieści. Wspomniała o swoim życiu w wojsku, jakie tam miała perypetie i bolączki. Dalsze życie określiła jako życie najemnika. Nawet jeśli w zorganizowanej grupie to wciąż zadania były różne. Raz się było na wozie raz pod… Imra pozwoliła sobie pożalić się na to jak inne są zasady wśród tych osób niż z tymi z którymi miała do tej pory do czynienia. To była dla niej największa bolączka. Rad dla Sermonusa żadnych nie miała.
Ta całą rozmowa i opróżnianie piwa zajęły Imrze całkiem sporo czasu. I było nawet przyjemne zrzucić na kogoś bagaż swoich bolączek. Ale wszystko kiedyś kończy, tak jak piwo w kubku. A Imra miała swoje obowiązki, a także plany związane ze swoimi “podwładnymi.” Sermonus też zaś musiał znaleźć Mirakę i sprawdzić czy potrzebuje pomocy. Czas więc się było pożegnać i wrócić do swoich zajęć.
 
Asderuki jest offline  
Stary 22-06-2021, 09:39   #160
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Łowy i zbieractwo Vaala uznała za bardzo udane. Wraz z zapasami zakupionymi w mieście, wszyscy na sta-tek mieli teraz wystarczająco jedzenia na kilka najbliższych dni, a ona sama mogła sporządzić znowu wiele swoich wywarów, magicznych jagódek, i tym podobnych, Druidzkich wynalazków… również i mających wybuchowe - i to dosłownie - zastosowanie w walce. Przynajmniej dla niej, to wszystko było dobrym pomysłem…
Zajęła na ten cel pracownię, wypędzają przy okazji Cadamusa który babrał się przy jakiejś różdżce. I skupiła na przygotowaniu ziółek do wykorzystania. Wędrowiec, którego wyjątkowo nie było wcześniej w pracowni, na widok zajętej Vaali przystanął i obserwował ją przy pracy, nie odzywając się.
Kręcąca się (jak zawsze) boso Vaala, tu coś cięła, tam szatkowała, dosypywała, mieszała w kociołku… w końcu i zauważyła przyglądającego jej się Wędrowca.
- Hm? - Spytała wielce wymownie.
- Nie przeszkodzi ci obserwator? Nie miałem wielu okazji oglądać druidów przy pracy.
- Normalnie to nie wolno… ale ja nic tajemniczego nie robię - Vaala wzruszyła ramionkami - To tak.
Wędrowiec uśmiechnął się zadowolony.
- Właśnie dlatego chciałem się przyjrzeć, dziękuję.
Druidka więc ponownie zajęła się swoimi sprawami, przez długą chwilę ani się nie odzywając, ani nie spoglądając na Wędrowca… w końcu jednak jej spojrzenie zatrzymało się na znajdującej wysoko półce. Stanęła przed nią, położyła dłonie na biodrach, po czym westchnęła.
- Czegoś potrzebujesz? - zapytał automaton po dłuższej chwili.
- Przyprawić trzeba - Odparła Vaala - Więc albo będziesz się gapił, jak tam wlazuję, albo pomożesz? - W końcu na niego ponownie spojrzała.
Wędrowiec milczał przez moment, jakby zastanawiał się nad pytaniem, po czym ostrożnie złapał druidkę w pasie podniósł ją, jakby nic nie ważyła, by mogła bez problemu sięgnąć do półki.
- Co ty… - Mruknęła Vaala, gdy ją chwycił i podniósł, ale w sumie było już za późno. Sięgnęła więc po co trzeba. Jeden malutki pojemniczek, drugi…
- To lepiej zostaw, to sproszkowane orichalcum - powiedział automaton - Nie jest zbyt… bezpieczne. A na pewno nie jadalne.
- Mi by nie zaszkodziło - Parsknęła Druidka - Ale tak, tu "pichcenie magiczne", a nie tylko… "robienie magiczne" - Wytłumaczyła po swojemu. A rąbki jej szmatko-spódniczki, minimalnie zostały podciągnięte w górę, gdy tak ją trzymał, odsłaniając pierwszy centymetr pupy, co Wędrowiec zupełnie zignorował.
- Jak długo tak wytrzymasz? - Spytała nagle, biorąc chyba już ostatni pojemniczek z półki.
- Jesteś lekka, więc pewnie kilkanaście minut w tej pozycji nie powinno być problemem - odparł rzeczowo automaton.
- Aha. Dobra, już… - Powiedziała Vaala, chyba gotowa ze zbieraniem przypraw.
Wędrowiec postawił ją ostrożnie na podłodze, po czym cofnął się o krok.
- Czym będzie ten wywar? - zapytał.
- Taki jak ostatnio, bo mało już zostało. Na ciało i na umysł, kto tam co będzie miał uszkodzone - Wyjaśniła, zaczynając dodawać przyprawy - A żeby nie było smaku wody z kałuży z błotem, to i doprawiam - Spojrzała na niego, i minimalnie się uśmiechnęła.
- Doceniam to, większość mikstur nie powala smakiem - Wędrowiec kiwnął głową, także z lekkim uśmiechem.
- Nie każdy jada robaki? - Krótko się zaśmiała, po czym "tup, tup" boso w jeden kąt kuchni, po jakąś chochelkę, po chwili w drugi, po drewnianą łyżkę… trochę jakby sprawiała wrażenie nerwowej.
Automaton przyglądał się temu krzątaniu przez chwilę, jakby analizował zachowanie druidki.
- Hm… wszystko jest w porządku? - zapytał w końcu, przypominając sobie ostatnią rozmowę z Tanegris.
Vaala zatrzymała się w pół kroku, po czym podrapała po rozczochranej łepetynie.
- Tak… nie… nie wiem - Wzruszyła ramionkami.
- Czyli zapewne nie - skonstatował Wędrowiec, po czym zamilkł - Problemy duszone w sobie mają nieprzyjemny zwyczaj wybuchania prosto w twarz - powiedział w końcu, znowu coś cytując - Może będę mógł jakoś pomóc?
Vaala stanęła przy kontuarze szafek, po czym położyła na niej dłonie, na krawędzi blatu, zaciskając je, aż zaskrzypiało drewno.
- Ty ją przytrzymasz, a ja jej napierdolę? - Spytała, nie spoglądając na rozmówcę.
Wędrowiec zmarszczył brwi, a dopiero po chwili do niego dotarło.
- Tanegris… Jest nam jeszcze potrzebna, więc to będzie musiało poczekać, przynajmniej na razie. Czemu jesteś aż tak zła na nią?
Druidka zaśmiała się… ale ton był smutny. Spojrzała na Wędrowca, z iskrami gniewu w oczach.
- Myślisz, że ja się tym przejmuję, że potrzebna? Ale nie, nie to… nie trafiłeś. Ja coś czuję - Przytknęła dłoń między piersiami. Coś… coś się dzieje.
- Co się dzieje?
- Nie zrozumiesz - Pokręciła głową - Coś… coś mnie chyba wzywa. Natura. Jej zew. Mój los… nie umiem tego wyjaśnić.
- Może sama lepiej to zrozumiesz, jeśli spróbujesz opisać? Wzywa cię do jakiegoś miejsca? Do zrobienia czegoś?
- Chyba miejsca… tam - I Vaala wskazała palcem jakiś kierunek, prosto na jedną ze ścianek statku. Zupełnie, jakby była jakimś kompasem, dokładnie wiedząc, dokąd zmierzać.
- Destiny, co znajduje się w tamtym kierunku? Któreś z miast portalowych? - Wędrowiec zadał pytanie statkowi, po czym zwrócił się z powrotem do druidki - Coś jeszcze czujesz? Czy tylko ciągnięcie w tamtą stronę?
- Nie… żadne miasto portalowe. Możliwe że po drodze są dziedziny jakichś bogów lub miasta rilmani, lub kryjówki jakichś potężnych stworów, ale… te informacje są obecnie niedostępne.- objaśnił tymczasem okręt.- Nie ma dokładnej mapy Harmonijnej Domeny Zewnętrza na której by były zaznaczone wszystkie takie miejsca, tym bardziej że większość bytów egzystujących tutaj ceni dyskrecję.
- Potężna moc… moc natury… - Szepnęła Druidka, która zresztą nienaturalnie zastygła w pozie z wyciągniętą ręką i palcem, we wskazanym wcześniej kierunku.
- Cały czas czujesz, w którym kierunku cię ciągnie, nawet jeśli się poruszamy? - upewnił się Wędrowiec - Destiny, wyznacz na swojej mapie linię w kierunku wskazanym przez Vaalę, może uda nam się dokonać orientacyjnej triangulacji podczas dalszej podróży.
Na zadane jej przez Wędrowca pytanie, Vaala kiwnęła potakująco głową… po czym w końcu wróciła do warzenia wywarów. Czyżby… czyżby ona się spieszyła, by je przygotować, nim "coś" nastąpi?
- Oczywiście… już się za to biorę. Wynik będzie gotów za… już jest gotów.- odparł Destiny uprzejmie.
- Już? - Wędrowiec wyraźnie się zdziwił - Masz już przybliżoną lokalizację i odległość? Czy tylko pierwszą linię?
- Mam już oznaczoną lokalizację.- ocenił okręt.
- Bardzo dobrze - pochwalił automaton - Jak daleko od niej jesteśmy? Do którego miasta jej najbliżej?
- Dotarcie zajmie pół godziny do celu i najbliżej jest Wytrzymałość tyle że znajduje się w przeciwnym kierunku.- wyjaśniło Destiny.
- Pół godziny to znikome opóźnienie na trasie. Vaalu, czy chcesz zbadać to miejsce od razu? - Wędrowiec zapytał druidkę, a ta pokiwała potakująco głową.
- Dobrze. Destiny, zapytaj pozostałych członków załogi, czy nie mają nic przeciwko odbiciu na sterburtę i zbadaniu miejsca pół godziny drogi stąd, które chce sprawdzić Vaala - automaton przekazał polecenie - Jeśli się nie zgodzą, mogę ci tam towarzyszyć, sprawdzimy to we dwoje.
Destiny milczał przez chwilę nim rzekł.
- Wszyscy się zgodzili.

U brzegów Ukrytego Lasu


Destiny zmieniło kierunek zgodnie z poleceniem swojego kapitana. To oczywiście zostało zauważone także przez pasażerów, ale wyjaśnienie Bezimiennego, że jest to tylko chwilowe i krótkie zboczenie z kursu wystarczyło do uspokojenia wszystkich niewtajemniczonych.
A cel statku dość szybko pojawił się na horyzoncie. Mieszanina puszcz i lasów oraz, każde w innej porze roku. Gdy jedna połać lasu uginała się pod warstwami śniegu, drzewa tuż obok pokrywało gęste listowie, a pośród gałęzi uwijało się ptactwo ćwierkając głośno.
Wtedy to też Destiny dyskretnie poinformowało Bezimiennego.
- Dalej nie mogę przemieszczać się w tym kierunku. Dominujaca i potężna osobowość mi zabrania. Sugerowana opcja to… pójście na piechotę.
Jaka to mogła być osobowość? Akurat ten fakt wyjaśnić mogła przyglądająca się obszarowi z pokładu i wyraźnie podekscytowana Tanergis.
- To Ukryty Las! Niesamowite! Słyszałam o tym miejscu nie raz, ale nigdy nie śmiałam wierzyć że kiedykolwiek zobaczę je na oczy!
Kvaser, gdy zaczął dostrzegać detale miejsca, wyraźnie spoważniał. Przyglądał się pojawiającym konturą pomnika natury z dziwnym zamyśleniem. W pewnym momencie wykonał niewyraźny gest wokół nadgarstków i splotu słonecznego.
- Inevera - szepnął odruchowo.

Stojąca na pokładzie, przyglądająca się widokom przed nią Vaala… lekko się uśmiechnęła. Zbliżyła się do barierki pokładu, po czym położyła na niej obie dłonie. Dotknęła własnego serca, a potem lekko, ledwo zauważalnie, pogładziła barierkę.
- Dziękuję - Szepnęła do… sta-tek?
A po chwili…
- Dzieci!! Chodźcie zobaczyć cuda natury! - Zawołała.
To wywołało pewien efekt, bo rzeczywiście dzieciaki, a potem Miraka wyroiły się na pokład. Na samym końcu pojawił się Sermonus, a tuż po nim Cadamus. Widoki niewątpliwie zaintrygowały dzieciarnię i Mirakę… i trochę Sermonusa. Cadamus zaś szybko wrócił pod pokład, zapewne by skorzystać znów z pracowni alchemicznej.
- Widziałyście coś takiego? Tam zima, a tam lato… - Vaala wskazała miejsca palcem - To jest "Ukryty Las", miejsce pełne magii, prosto z natury, miejsce… dzikie i tajemnicze.
- Nic mi ta nazwa nie mówi - przyznał zaklinacz - ale to, co mówisz, brzmi interesująco. To do tego lasu tak cię ciągnie? - spytał.
Vaala spojrzała na Zaklinacza, i pokręciła przecząco głową… poprawiła swoją torbę, przewieszoną przez ramię i tors.
- Nie sam las, a co w nim - Powiedziała, i jednym susem wskoczyła bosymi stopami na barierkę. Miała zamiar skakać z pokładu??
- Jestem gotowa - Powiedziała, jakby sama do siebie, wpatrując się las…
- Niesamowite miejsce, jak kieszeń planarna z różnymi warunkami - mruknął Wędrowiec - Lecę z Vaalą, ktoś chce dołączyć? - zapytał, oblekając się w pancerz i rozpościerając skrzydła.
- Ja bym dołączyła, ale mam wrażenie… że to zły pomysł.- odparła diabliczka zerkając na Vaalę. A ta nawet nie spojrzała w jej stronę.
- Ja chętnie - powiedział Harran. - Jeśli, oczywiście, to coś tam, w lesie, nie ma nic przeciwko dodatkowym gościom.
Imra chwilę myślała.
- Zakkara, Cromharg, macie ochotę dołączyć? - zapytała spoglądając na Vaalę, która ponownie szykowała się do swojego popisu.
- Nigdy nie widziałam lasu z bliska.- odparła duergarka przyglądając się puszczy.
- Hmm… w zasadzie to ja też nie. Warto skorzystać z okazji.- dodał barbarzyńca.
- W takim wypadku proponuję aby statek się schował albo poleciał jakoś wysoko. Mam nadzieję, że nasi goście nie mają nic przeciwko temu, że ich zostawimy na trochę? - Imra przelotnie spojrzała na Wędrowca aby zatrzymać spojrzenie na Mirace i Sermonusa.
- Ja ich popilnuję. - zaoferowała się Tanegris i dodała.- A wam radzę podejść do puszczy na piechotę. Tak jest… bezpieczniej.
A pozostali goście jedynie… przytaknęli widząc wyraźnie jak ta podróż jest ważna dla druidki.
- Czemu bezpieczniej? - zaciekawił się automaton - Poza oczywistymi trudnościami w lataniu wśród drzew?
Marai przyglądała się z zaskoczoną miną Bezimiennemu. Uśmiechnęła się lisio dodając enigmatycznie. - No wiesz… nikt nie lubi, gdy mu się goście pakują do domu wbijając przez dach i nie dbając o dobre maniery.
Wydawało się, że bardkę bawiły te niedopowiedzenia. - Poza tym skoro statek nie może tam wlecieć, to widocznie jest ku temu konkretny powód.
- Pewnie jakieś typowe sprawdzenie kim są goście - mruknęła Imra pod nosem.
- Z pewnością. Ale skoro tu przylecieliśmy… to jesteśmy, a właściwie wy jesteście zaproszeni. To nie jest miejsce które można znaleźć z własnej inicjatywy. - wyjaśniła rogata.
- W takim razie chodźmy - powiedział Harran. - Destiny, opuść drabinki.
Okręt natychmiast to uczynił. Drabinki się rozwinęły, a statek obniżył na tyle by można było zejść po nich.
Vaala skorzystała jednak z jednej z lin, zjeżdżając po niej na dół… a gdy jej bose stopy dotknęły ziemi, zachłysnęła się powietrzem. Poczuła bowiem, iż w tym miejscu, wszystko jest przepełnione energią natury, energią która działała na nią… przyklęknęła na obu kolanach. Zgarnęła obiema dłońmi nieco ziemi, i przytknęła do nosa. Powąchała. Po chwili zaś, potarła grudki w obu dłoniach, jakby w namaszczeniu, a te zwyczajowo opadały w dół…
- Proszę tu niczego nie zrywać. Niczego nie ścinać na swojej drodze, niczego nie niszczyć - Wciąż klęcząc, zerknęła na dołączających towarzyszy.
Harran, który jednak skorzystał z drabinki, znalazł się na ziemi parę chwil później, z umiarkowanym zainteresowaniem przyglądał się Vaali i jej poczynaniom.
- Ale nie musimy ściągać butów? - nawiązał do niezbyt czystych stópek druidki, na co ta jedynie na niego spojrzała, i wzruszyła ramionkami. W końcu wstała.
Imra podążyła na dół pomagając Zakkarze. Uśmiechnęła się oglądając okolice.
- Co z przywłaszczeniem sobie jakiegoś zwierzątka? - zapytała Vaali.
- O to musisz spytać gospodarza tego miejsca, nie ja tu decyduję - Odparła Druidka z minimalnym uśmiechem.
Świta Imry zeszła ostrożnie i spokojnie. O dziwo to Cromharg miał większe problemy z wysokością niż Zakkara. Może dlatego że duergarka wychowała się na latających w pustce sześcianach.
Kvaser zjechał po linie zeskakując kilka metrów nad ziemią, jakby tylko z powodu swojego gorącego temperamentu.
- Nie sądzisz Vaala, że jeśli mówisz o gospodarzu, należy się prezent powitalny?
- Nie trzeba… ale ja i tak coś już mam - Druidka poklepała z tajemniczą minką swoją torbę.
Wędrowiec zleciał spokojnie na ziemię, rozglądając po okolicy. Już na dole złożył skrzydła, skoro i tak mieli iść na pieszo.
-Vaalu, prowadź - rzucił, analizując przedziwny las.


Gdy podeszli wszyscy bliżej ściany lasu, ziemia lekko się zatrzęsła od ciężkich kroków czegoś... dużego. Coś ciężkiego. Potężnie rozrośnięty drzewiec przedzierał się przez las, a gdy się zbliżył do drużyny, dwa inne drzewa “ożyły”, ich konary rozłożyły się jak ramiona a gałęzie jak palce. Dwójka drzewców czekała na trzeciego… wszystkie trzy były wyraźnie większe i potężniejsze od zwykłych drzewców. Przybyły drzewiec był zdecydowanie starszy od swoich krewniaków i pewnie też silniejszy. Jego spojrzenie przesunęło się po całej grupce.
- Aaaach… obca druidko. Wspominała ona, że wkrótce nas odwiedzisz. Ci tutaj to pewnie twoi towarzysze, tak? Wszyscy jesteście tu gośćmi na czas twojego pobytu druidko. Są jednak trzy reguły. Żadnego ognia, żadnej magii… i psioniki też. - tu spojrzał na wędrowca. A następnie przesunął spojrzeniem po całej drużynie. - I żadnej broni. Ostawcie ją na waszym latającym domu lub możecie oddać mi pod opiekę. Nic wam nie zginie. Przysięgam. I witajcie w domenie Obad-Hai’a.
- Witaj - Vaala skłoniła głowę, po czym bez wahania odrzuciła na bok swoją włócznię, łuk, kołczan ze strzałami… i po chwili zastanowienia, również sztylecik - Ummm… jaka "ona"? - Spytała.
- Wyrocznia Obad-Hai’a… ta która odsłania drogi. Nie wiesz wszak gdzie podążyć. Gdybyś wiedziała, to by cię tu nie było. - drzewiec ostrożnie wziął oręże druidki i wplótł je między swoje gałęzie.
Vaala na słowa Drzewca zrobiła głupią minę, po czym się jednak lekko uśmiechnęła, i kiwnęła głową.
Drzewiec w milczeniu spojrzał po jej towarzyszach, po czym odsunął się lekko, by przepuścić druidkę. Automaton kiwnął głową i odesłał pancerz, a następnie poczekał, aż Vaala ruszy, by iść za nią.
Imra wyraźnie się zastanawiała nad odstawieniem swojego oręża. W końcu wyjęła młot i miecz podając je drzewcowi.
- Trzymam za słowo - powiedziała chłodno.
- Możesz być pewna, że go dotrzymam.- odparł drzewiec ostrożnie wplatając oręż Imry w swoją koronę. Cromharg postąpił tak samo jak wojowniczka, a i duergarka też sarkając jednak gniewnie przy tym.
- Nie podoba mi się to. Nie podoba wcale.
Vaala zatrzymała się w pół kroku, spoglądając po towarzyszach. Jej wzrok zatrzymał się na duergarce.
- Jesteś wśród przyjaciół, poznając nowych - Druidka odezwała się spokojnym tonem - Oręż nam nie jest tu potrzebny, to miejsce pokoju i natury. I niech takim pozostanie… nie masz się czego obawiać.
- U Duergarów przyjaciele czasami wbijają sztylet w plecy. - przypomniała sobie Zakkara. - Nie lubię… być bezbronna.
Vaala podeszła do niej, i powoli położyła jej dłoń na ramieniu.
- Nie jesteśmy wśród Duergarów, a ty nie jesteś bezbronna… - Druidka uśmiechnęła się nawet miło.
- Bez broni czuję się goła.- mruknęła tylko cicho Zakkara spoglądając w trawę.- Bardziej niż bez ubrania.
- Obronię cie - Imra mruknęła do niej, kładąc dłoń na jej barku, na co duergarka odpowiedziała uśmiechem ulgi.
- Wszystko będzie dobrze, czasem jednak można zaufać… - Dodała Vaala, i odstąpiła już od Zakkary, kierując się powoli ku Drzewcowi, i dalej, w głąb lasu… zerknęła jeszcze tylko na Harrana i Kvasera.
- Rozumiem, że słowo niziołka niewiele dla was znaczy i nie pozwolicie mi zatrzymać nawet miecza - Kvaser zapytał drzewca w pierwszej kolejności zdając inny oręż, a tego trochę było - dwa sztylety, w tym jeden z żyjącego drewna (częściej służył niziołkowi jako narzędzie które po stępieniu odrastało), łuk czy młot bojowy. Z mieczem czekał na odpowiedź, bez zbędnie bojowej postawy.
- Nie.- odparł drzewiec. - Wchodzisz z bronią, jesteś łowcą ale i zwierzyną. Nic cię nie chroni.
Niziołek na koniec podał miecz żywemu drzewu patrząc nań z lekkim uśmiechem. Był chyba zadowolony z odpowiedzi, wszak… dowiedział się czegoś.
- Iść bez broni, w nieznany las... Straszne. - Harran z lekkim uśmiechem podał drzewcowi swój sztylet, po czym ruszył w ślad za Vaalą.
 
Sindarin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172