Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2021, 21:03   #122
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację


“Smoke on the water and fire in the sky,
Smoke on the water”
Deep Purple - “Smoke on the water”



Łuna ognista nocne niebo rozświetliła. Łuna potężna i pod samiusieńkie niebosa się wznosząc. Krzyki i jęki jej towarzyszyły, jakoby kto cały krąg piekielny na ziemię sprowadził. Zawodzenie iście potępieńcze wstrząsnęło całą ziemię i niosło się na wiele, wiele mil.


Tymczasem na wschodzie
Czary, które imić Kociebor uczynił na niewiele się zdały. Nie to, żeby moce infernalne któremi lycantrop władał nagle bezsilne się zdały wobec hufców obcego autoramentu. Żadną miarą. Rzecz jeno w tem, że nikogo innego poza ledwo żywym pohańcem w pobliżu nie było. Stąd też i effectus z uroków mizerny.
W myślach swych jeno Kocibor ujrzał scenę przedziwną i woń paskudna na skrzydłach wiatru mroźnego się unosząca w nozdrza go uderzyła.

Interea imić Czarniawa z błota kontusz otrzepał i wzrokiem życia pozbawionym po okolicy powiódł. Rychło spojrzenie jego przeklęte na pohańcu się skupiło. Lepkie jego macki mentalne w mig oplotły umysł Tatarzyna i drążyć, przetrząsać i gmerć mu w myślach jęły.
Pohaniec, co go matka Ali wołała, żyw ledwo był i jeno o hurysach i wiecznej szczęśliwości, jaka go za moment spotka za to, że przelał krew własną za Allaha, myślał. Stąd też niełacno było do inszych myśli i wspomnień się dogrzebać. Mentalne macki wąpierza jednakoż nie ustawały w wysiłkach i choć serce Tatara ostatnie już uderzenia wydawało, to wpełzały one w najgłębsze zakamarki jego jaźni i duszy.
Ostatkiem sił Ali uniósł się na łokciach i choć ciężar kobyły na powrót do ziemi go przygniatał, to spojrzał on jeszcze w oczy swego oprawcy i splunął w jego stronę i wyszeptał coś w swojej plugawej mowie.
Żadnego wrażenia to na Czarniawie nie zrobiło, gdyż nie tacy na nie pluli i nie tacy przekleństwa w niego ciskali. Fakt jednakoż, że Tatar w oczy jego bezdenne spojrzał, osiągniecie pożądanego celu mu znacznie ułatwiło.
Rozwarły się wrota duszy pohańca i wąpierz przeklęty ujrzał wszytko, jak na dłoni.

I ujrzał Czarniawa niezmierzone morze zastępów pohańskich w granice Rzeczpospolitej wkraczających i las proporców zielonych na wietrze powiewających. Miasta i wioski z dymem puszczane były, a kobiety i dzieci pohańbione w jasyr brane. Kolejne pułki i chorągwie pod naporem ordyńców padały i trup żołnierzy Rzeczpospolitej słał się gęsto. Nic i nikt nie zdołał zatrzymać wrogiego najazdu i armia tatarska rozlała się po całej Litwie i coraz głębiej się jęła zapuszczać.

Tatar, którego matka Ali wołała, ostatnie tchnie już wydawał i w tejże ostateczne chwili, Czarniawa jeszcze jedna rzecz ujrzał, która nawet na nim wrażenie zrobiła. Kędy tatarskie ordy szły, tam zaraz też smoliste eteryczne wyziewy się ciągnęły i w litewską ziemię wsiąkały. Przez krótkie mgnienie oka li tylko Czarniawa na to okropieństwo spoglądała, ale wnet odgadł, że to ta sama oćma, co ich we dworze Duniewiczów uwięziła.
Mocarna to siła, która nie tylko piekielników uwięzić zdolna była, ale i samą naturą krześcijańskiej ziemi przemieniała.



“Epistola non erubescit”
Cyceron


Tymczasem na zachodzie
Gdy oczy imć Lewki i Bimbrowskiego na bydlęcym czarcie się skupiły, ten skurczył się tak mocno w sobie, że nijak go poznać nie było można. Jeno przed momentem równy niemal hetmanom piekielnym był i w blasku księcia infernalnego Asmodeusza się ogrzewał, a teraz jakby mniejszy niźli łepek od szpilki.
- Panowie… - jojczył Osmółka, dłonie w błagalnym geście wznosząc - pomiłujcie… przeta to śmierć dla mnie, nic więcej. I jakiż to pożytek z martwego Osmółki mieć będziecie. No żadyn, żadyn… Co i z tego, że ja tunel wykopie i pod sam namiot beja się dostanę. Przeta te ordyńskie biesy, zaraz mnie wyczują i pohycą. A ja żem słyszał, jakie to one wymyślne tortury mają. Ponoć żywym ogniem jaja przypalają i w rzyć rozgrzany węglik wkładają. Toć to nawet w najczarniejszym kącie naszego piekła takich okrutnych kaźni nie stosują. To jeno te psie syny na tak bestialskie kary wpaść mogli. Pomiłujcie wielmożni panowie i insze zadania Osmółce powierzcie. Ja wszytko zrobię...
Przerwał mu pan Bimbrowski i zaparwszy się pod boki i wąsa podkręciwszy, spod zmarszczonych brwi na bydlęcego czarta wejrzał.
- Wszytko zrobisz? Wszytko? Tędy szoruj, ino migiem tunel drążyć, bo mnie złość na ciebie bierze i jak nie osmańskie syny, to ja ci ten rozgrzany węglik w rzyć wrażę.

Na te słowa, Osmółka wbił jeno wzrok w ziemie i ze spuszczonymi uszami i podkulony ogonem ruszył przed siebie dobrego miejsca szukać, kędy podkop zacząć można było.
Łapami kostropatymi w ziemię zaczął grzebać i z wolna tunel wykopywać. Nie szła mu robota i to nie tylko dla tego, że opór on wielgi miał, żeby ów tunel robić, ale także dla tego, że ziemie mocno wodą nasiąknięta była i co rusz się osuwała, cały trud jego niwecząc.
W końcu cały jego włochaty zadek pod ziemią zniknął.

Długo Osmółka nie wracał, oj długo. Lewko z imić Bimbrowskim jęli już pomyśliwać, jak też bydlęcego czorta z łap pohańskich synów wyzwolić. Żadnego znaku on nie dał, a i w obozie tatarskim żadnego poruszenia nie było. Nawet konie, co pod piekielnikami służyły, nerwowo chrapami zaczęły ruszać i w miejscu niespokojnie kopytami grzebać.
Srebrzysta Luna miejsca już złocistemu Heliosowi ustępować zaczęła, gdy w tunelu jakieś jęczenie się rozległo.
Imić Bimbrowski u wylotu tunelu się nachylił i w głąb wejrzał. Z wolna ku niemu pełzł Osmółka z miną, gorszą niźli zbity pies. Z oczu mu ślozy się puściły i przy każdym kroku jęki wydawał, jakby go kto go biczem smagał.
Wylazł w końcu Osmółka z tunelu i głową niemalże przy samej ziemi, przed ichmościami piekielnymi stanął. Nie dość, że czort w ziemi całą sierść miał uwaloną, nie dość, że uszy mu ktoś ponadrywał i krwawe strupy z nich zwisały, to jeszcze znać było, że go pohańcy także wybatożyli i stalową obręcz z małym szafirowym kamieniem wokół szyi zakuli.
- Waszmościowieeeee miiiliii - zawodził Osmółka, jakby mu kto faktycznie rozgrzany węglik w rzyć wraził - zawiodłem was i pohańbiłem swe czartowskie miano. Śmierć mi jeno wyzwoleniem, bo mie psie syny sromotnie pohańbili i niesławą się okryłem i wam jednako wstyd przyniosłem. Jeno, co ja zrobić mogłem, kędy tyle ich było i każden jeden od drugiego mocarniejszy. Ledwo, żem w granice ordyńskiego obozu się wkopał, a te biesy już mnie za uszy pochwycili, jakby kto im wyrzekł, że ja tom byndę. Kaźnie mnie takie psie syny czyniły, że to aż gańba mówić o tem. Pewni bym mnie w niewolę wzięli i na sułtańskim dworze, jako osobliwość jaką pokazywali. Puścili mnie jednak wolno, jeno dlatego, że ja im powiedział, że to z waszmościów ukazu ten podkop cały i inne mecyje. Tędy mnie puścili i list kazali waszmościom dać.

Temi słowy Osmółka zakończył swoje biadolenie i wręczył imić Bimbrowskiemu pergamin z pieczęcią czarną laką uczyniony. List cały w błocie uwalony i z lekka wygnieciony, ale o dziwo stempel nienaruszony pozostał.
Pochwycił imić Bimbrowski pergamin i rychło pieczęć złamał. Trzask nader donośny się rozniósł, jakby kto deskę dębową złamał, a nie pieczęć lakową naruszył. Przytem takoż i woń kadzideł orientalnych się rozniosła i w nozdrzach każdemu zatańczyła, na podobieństwo biblijnej Salome. Rozwinął mości Bimbrowski pergamin i głośno czytać zaczął:

Cytat:
“Lachy
psy niewierne, co jeno z litości chana krymskiego, sułtana tureckiego, pana wszecharabii i zwierzchnika wszytkich wyznawców Proroka, Mehmeda Gireja Sufi Czwartego, po tyj ziemi jeszcze chodzicie.
Słuchajta, co wam powiem.
Haniebny to uczynek szpiegi w obóz wiernych rycerzy Proroka, jak i samego Allaha Najwyższego, niech uwielbione będzie Jego imię, po kryjomu słać. Po stokroć haniebny, bo musielimyśmy go spode ziemi wykopywać. Hańba na was i na siedem następnych pokoleń synów waszych, że na szpiega cudacznego diobła kosmatego przesyłacie. My rycerze Proroka, jak i Allaha Najwyższego, niech umiłowane będzie imię Jego, woszych biesów i diabłów się nie lękamy. Po stokroć straszniejsze dżiny i szejtany, po naszych pustyniach krążą. Przeto marny wasz trud, żeby strachu nam napędzić.
Takoż wzywam was Lachy, psy niewierne, synowie kaprawej lochy, byście chocia tyle męstwa i honoru mieli, coby poselstwo ludzkie ku nam wysłać, coby warunki waszej kapitulacyi omówić.
Białą chorągiew niech wasz wysłannik niesie i bez żadnyi broni bydzie. Takoż żeby żadnych krucyfiksów, li inszych szkaplerzów nie miał przy sobie, bo zaraz mu łeb za ten czyn haniebny zetniemy.
Żadnych pełnomocnictw mieć on ze sobą nie musi. Przedstawimy mu warunki jakie spełnić musicie i tela. On wam je przekaże i wy już sami zdecydujecie, czy się na nie godzicie i w pokoju hołd chanowi oddacie, czy krwią własną ziemię przodków waszych ubogacicie.
Poseł niechaj wieczorem przybędzie, kędy tylko Luna się objawi.

Szaybah Bey Al-Haradzi
Imić Bimbrowski zakończył czytanie listu iście martwym głosem. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w pergamin, po czym spojrzał z ukosa na czarta bydlęcego Osmółkę, a później spojrzał poważnie na imić Lewkę.
Niebo już mocno poszarzało i pierwsze promienie słońca jęły przebijać się przez gęste chmury. Świt był tuż, tuż.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 08-06-2021 o 17:16.
Ribaldo jest offline