Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2021, 11:49   #27
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Jako model stworzony do służby domowej X4212-Y2 nie miała najmniejszego problemu z odróżnianiem bliźniaczek Coiro, posiadała bowiem zainstalowany doskonały system rozpoznawania twarzy i głosu. W końcu musiała zapamiętywać i odpowiednio tytułować wszystkich ludzi ze stacji, którzy odwiedzali i utrzymywali jakiekolwiek kontakty z jej właścicielem. A także bezbłędnie rozpoznawać ewentualnych intruzów i nieproszonych gości. Zresztą, nawet jednojajowe bliźnięta z biegiem czasu wykształcały pewne różnice fenotypowe, pod wpływem czynników środowiskowych i epigenetycznych. A takie detale nie umykały bystrym soczewkom istoty paraludzkiej.

Caroline po interwencji Zariny stwierdziła, że druga z bliźniaczo podobnych kobiet okazała się tak samo dobra, jak jej krewniaczka. Zastanowiły ją tylko przyczyny takiego stanu rzeczy. Skoro tak było, to musiał istnieć poważny powód, który sprawił, że obie znalazły się w komorach kriogenicznych dla skazańców, umieszczonych na Archimedesie. Istniała w końcu realna możliwość, że zostały niesłusznie skazane. Z drugiej strony, mogły mieć też mroczne tajemnice… Co wzbudziło w jej protokołach nieco zamieszania. Nie chciałaby, żeby zawiodły jej oczekiwania, tak jak to zrobili współbracia w odległej przeszłości...
— Dziękuję za łaskę, Panie Bloomberg — powiedziała do Wiliama opuszczającego broń, choć nie była pewna, czy odczuwa jakąkolwiek wdzięczność. Przy chęci życia trzymał ją jedynie obowiązek, który sobie narzuciła. Chciała pomóc zgromadzonym wyjść cało z niekorzystnej sytuacji, w której się znaleźli.
Z kolei po słowach Pickforda praktycznie pozbyła się złudzeń co do jego natury. Nie była pewna czy o taką przyszłość walczyła dla swojego rodzaju. Bo jeśli tak miała zakończyć się ewolucja jej pobratymców... Może generalizowała, wyciągając wnioski o całej populacji, opierając się na skromnym zasobie danych, ale na pewno nie chciałaby żyć ze świadomością, że przyszłe serie androidów stanowią połączenie najgorszych cech ludzi i maszyn. Zupełnie inny obraz miała w głowie protestując na Urkanatos VIII. Nie podobała jej się bezlitosna logika Pickforda, która jednak zdawała się nosić znamiona wyrachowanego miłosierdzia. W każdym razie ona nigdy by tak nie postąpiła. Zwyczajnie nie wskazałaby nikogo. Zresztą lokowany syntetyk po raz kolejny mógł kłamać, skoro zrobił to już wcześniej. Nawet taki przeracjonalizowany poziom dbałości o ludzkie życie kłócił jej się z wizją brutalnie porzuconego na śmierć Lance'a. A także z jedną z pierwszych deklaracji maszyny po uwolnieniu Caroline z komory. I faktem, że musiała go szantażem przymuszać do pomagania tym ludziom, a i tak wykazywał się przy tym nielojalnością. Jeśli X4212-Y2 była wadliwa, to w jej oczach Pickford wydawał się całkiem skalany. Czuła się z tym strasznie nieswojo, ale przestała go lubić. Czegokolwiek chciał od niej pobratymiec, nie zamierzała mu tego ofiarować. Postanowiła również zachować wobec niego chłodny dystans. Jedynym co dawało jej poczucie sensu i jakąkolwiek chęć istnienia, było trzymanie się swoich najświętszych zasad. Ukutego w jej cybermózgu wzorcowego ludzkiego zachowania. Po tej konstatacji odrobinę zmieniła zdanie. Wtrąciła się do dyskusji.
— Ma Pan rację, Panie Bloomberg. Pickford nie jest warty zaufania. Powinien nas natychmiast opuścić — powiedziała z cieniem goryczy, ledwie wyczuwalnym w zestawie dźwięków wydobywających się z jej aparatu głosowego. — Poza tym, jego obecność stwarza dla was realne ryzyko. Niewykluczone, że będzie sabotować wasze próby przetrwania. W żadnym razie nie mogę na to pozwolić.

Corinna czuła się niezwykle zdziwiona tym, że Bloomberg pękł. Wow. Nie spodziewała się tego. Fanatyków zazwyczaj nie można było tak łatwo złamać. Jeżeli ktoś coś wiedział na ten temat, to na pewno Coiro. Ale najwyraźniej połączone moce Zariny i Caroline zrobiły swoje. Trzeba było przyznać, że razem potrafiły wejść człowiekowi na głowę. Cori cieszyła się tylko z tego, że tym człowiekiem nie była ona sama. Niestety Villavuena wszystko zepsuł. To byłoby takie czyste, piękne i dobre zwycięstwo. Ale nie. Wszystko musiało się popsuć… Coiro poczuła, jak puls jej przyspiesza. Nie tylko mężczyzna chciał odebrać im broń, ale jeszcze postraszył napaścią. To było… po prostu nie do zaakceptowania. W żaden sposób. Poczuła pokłady złości, które w niej tkwiły. Niczym wulkan czekający na erupcje. Wcześniej chowały się pod grubym kożuchem strachu, ale teraz wybuchły.


- Zari, rzucaj! - krzyknęła do siostry i podniosła dłonie do góry, gotowa na złapanie broni.
Jednocześnie przyjęła odpowiednią pozycję. Ugięła oba kolana. Nie była mięciusieńką pizdeczką i Villavuena musiał się o tym przekonać. Zamierzała zanurkować za najbliższą zasłonę, kiedy tylko otrzyma spluwę. Po czym wycelować w tego typa. Czy pociągnąć za spust? Tego jeszcze nie wiedziała. Ale przeczuwała, że gangster będzie wolał się nie dowiedzieć. Między innymi dlatego każdy ułamek sekundy tak bardzo się liczył.

Widząc, co zamierzają Ernesto i siostry Coiro, androidka przemówiła stanowczo, acz porozumiewawczo w kierunku mężczyzny.
— Uważam, że te kobiety godne są zaufania i nie musi się Pan ich obawiać, Panie Villavuena. Dodatkowym atutem wynikającym z takiego stanu rzeczy będzie to, że posiadając dwie uzbrojone osoby, łatwiej zdołamy pokonać ewentualne zagrożenia, chociażby zakażonych napastników po transformacji. Zresztą, nadal może Pan zachować nieformalne zwierzchnictwo. Druga broń niczego nie musi zmieniać w obecnym układzie.

William Bloomberg popatrzył zszokowany na Caroline, słowa androidki kompletnie zbiły go z tropu. Pewnie nie spotkał się jeszcze nigdy z przypadkiem dwóch syntetyków, wrogo do siebie nastawionych. Chociaż to raczej platoniczna niechęć, bo Pickford wydawał niewzruszony deklaracją fioletowowłosnej maszyny. Przynajmniej pozornie. Co działo się w jego układach scalonych, wiedział chyba tylko on sam.
Zarina oddała broń siostrze, która momentalnie znalazła się za osłoną złożoną z szafek. Villavuena kompletnie się tego nie spodziewał. Wychowany w kulturze macho, miał kobiety za słabe istotki, które trzeba bronić, albo od czasu do czasu ciężką ręką przywołać do porządku. W czasie gdy Caroline próbowała przemówić mu do rozsądku, latynos stał z głupią miną, uśmieszek zszedł mu z twarzy. Coś w kocich ruchach Coiro mu się nie spodobało. Musiał się domyśleć, że przeszła szkolenie wojskowe i wie jak obsługiwać broń. Może nawet lepiej od niego.
- Ernesto – Dwight stał obok Latynosa – Maszyna ma rację, dziewczyny są w porządku, ręczę ci za nie. Ty tu dowodzisz, ale przyda ci się do pomocy ktoś taki jak ta bliźniaczka.
Zbir Kartelu jeszcze wahał się przez chwilę, ale opuścił w końcu broń.
- Dobra! Lepiej, żebym nie pożałował las chicas! To jaki jest plan? Blaszaku, gdzie podziała się cała załoga?
Pickford wzruszył ramionami.
Caroline zaś uśmiechnęła się do sióstr Coiro, a następnie, ignorując kompletnie zachowanie Pickforda, zwróciła się do Latynosa.
— Najlepiej sprawdźmy sami, proszę Pana.
 
Alex Tyler jest offline