Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2021, 12:41   #82
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy

Inu przez dłuższą chwilę przyglądała się Azjatce, która dopiero co zrobiła im śniadanie. W sumie Maki miała nieco racji. Gdy pojedzie z nimi w trasę będzie musiała sobie jakoś radzić.

- To powiem tak… roboty, które robiliśmy są... nie do końca po myśli pana prezydenta. Chcesz się w to mieszać? - Amanda upiła nieco kawy ciekawa opinii masażystki.

- Chcę pojechać z wami i zobaczyć jak to jest. Prawie nigdzie nie byłam poza naszą enklawą. Chcę zobaczyć jak to jest. - przyznała blondynka z delikatnym uśmiechem.

- Jasne. Masz ciepłe ubranie czy ci pożyczyć? - Inu wróciła do przerwanego śniadania.

- Przyszłam w kurtce ale zostawiłam ją na wieszaku. - masażystka wskazała widelcem na krótki korytarz gdzie zwykle zostawiało się buty i wierzchnie okrycia.

- To dam ci jeszcze jakiś sweter i gazmaskę. Bronx jest skażony. - nu uśmiechnęła się do Azjatki i skończyła posiłek. - To co... jeszcze po kawce i ruszamy?

- Pewnie. I weź zrób jeszcze nowej kawy w termos. Wczoraj się przydało a nie wiadomo ile nam zejdzie w tym Bronxie. - Kanmi uśmiechnął się przyjaźnie do obu kobiet chociaż chyba z nieco inną intencją. Do Amandy aby poprosić o ten sprawdzony termos a do jej oficjalnej dziewczyny chyba aby dodać jej otuchy. Bo ta uśmiechnęła się dyskretnie do słów gospodyni i miała minę jakby stała u progu jakiejś wielkiej i nowej przygody. Ale o ile wiedziała Inu to dziewczyny z “Fugu” były jak złote kanarki, kruche, piękne i delikatne, trzymane w złotej klatce. I bardzo rzadko opuszczały enklawę Koi nie mówiąc o zapuszczaniu się do tak podejrzanych dzielnic jak Bronx ani o wyjazdach poza miasto.

- Nom…. Zgarniamy tą kawę i ruszajmy. - Inu wstała od stołu by zebrać niezbędne rzeczy w tym gazmaskę dla siebie i Maki.


Nowy Jork, Pas Zachodni, Dzielnica Columbia (s.błękitna), Uniwersytet Columbia

Amanda rozpięła płaszcz i wydobyła z tylnej kieszeni spodni poukładaną karteczkę by po chwili wręczyć ją asystentowi.

- Jasne, jak już dali mi ten kwitek to chętnie go przekażę dalej. - Gdy Ryan przejął od niej papier, szperaczka skrzyżowała ręce na piersi czekając na jego reakcję.

- O tak, o to chodziło. - pokiwał z zadowoleniem profesor gdy szybko przebiegł wzrokiem po zapisanej ostatniej nocy karteczce wyrwanej z notesu przez nieznanego pośrednikom mężczyznę. Naukowiec złożył ją z powrotem i schował do kieszeni.

- No to proszę za mną. Nie noszę takiej gotówki przy sobie. - wskazał na drzwi przez jakie niedawno wyszła Paula. Po czym udali się znów do jego gabinetu w jakim wcześniej wizytowała Amanda. Tam z biurka wyjął metalową kasetkę i odliczył obiecane 5 stówek nagrody. A nawet dorzucił 5 dyszek za sprawne i szybkie zorganizowanie transportu. No i jeszcze tylko był ciekaw czy byliby zainteresowani współpracą gdyby w przyszłości trafiły się podobne zlecenia.

- A masz dla nas jeszcze chwilkę? - Inu odezwała się cicho gdy znaleźli się w gabinecie asystenta. - Sprawa dotyczy profesora.

- Tak, o co chodzi? - Ryan skinął powoli głową na znak, że jest zainteresowany tematem zaginięcia swojego mentora. Dał znak, że goście mogą swobodnie rozwinąć temat.

- Jutro prawdopodobnie wyjeżdżamy, udało mi się zebrać co nieco informacji. Pytanie czy będziecie zainteresowani ich wykupieniem czy zakończę sprawę jak wrócę... czyli za jakieś dwa miesiące. - Inu przyglądała się uważnie asystentowi ciekawa jego reakcji.

- Dwa miesiące? - profesor spojrzał na nich a Kanmi w milczeniu potwierdził słowa Amandy.

- Wyjeżdżamy z miasta. W daleką podróż więc czy zajmie dwa miesiące to nie wiadomo, to tylko orientacyjny termin no ale raczej nie ma co liczyć, że za parę dni czy tydzień wrócimy z powrotem. - doprecyzował wypowiedź swojej partnerki jak to sprawa wygląda z tym wyjazdem.

- Rozumiem. - Ryan skinął głową i namyślił się chwilę. Ale tylko chwilę. - No to szkoda, szkoda, że tak utalentowani ludzie nas opuszczają. No ale rozumiem, że macie swoje sprawy do załatwienia. - dodał szybko by dać znać, że nie czuje urazy ani nic takiego i wykazał się zrozumieniem dla takiej wyjazdowej sytuacji.

- Ale wobec tego każda wzmianka o profesorze też by była dla nas cenna. Zwłaszcza, że nie znamy jego statusu ani w jakim jest stanie. Nie chciałbym ryzykować czekania w niewiedzy paru miesięcy, trudno przewidzieć co by się mogło stać przez ten czas. Więc nawet jeśli nie wypłacimy wam całej nagrody tak jak za przywiezienie profesora żywego to na pewno mogę wam obiecać, że jeśli informacja okaże się wartościowa nie minie was nagroda. - odparł dając znać, że na takie informacje o profesorze też go interesują i jest skłonny za nie zapłacić. Nawet jeśli nie aż tyle co za żywego mentora z powrotem na uczelni. Ale też nie chciał płacić w ciemno za niepewne informacje.

- To spróbujemy dziś jeszcze sprawdzić pewien trop i wpadłabym wieczorem omówić ten temat. Do której można cię łapać na uczelni? - Inu spojrzała pytająco na asystenta.

- Ja tu zazwyczaj jestem. Chociaż może nie zawsze w gabinecie. Zwłaszcza, że dzisiaj niedziela. - asystent zaginionego profesora uśmiechnął się niefrasobliwie na znak, że to raczej nie uważa za zbyt trudne aby go znaleźć jak komuś na tym zależy.

- Hmm… Chociaż wy nie jesteście z uniwerku i raczej go nie znacie co? - zreflektował się gdy spojrzał na nich a Kanmi pokiwał głową, że to spostrzeżenie jest słuszne.

- Szkoda, że to weekend. Zwykle ktoś w recepcji czyli Paula wie gdzie należy kogoś czyli na przykład mnie szukać. No ale w niedzielę wieczór to może jej tutaj nie być. W końcu to młoda kobieta co też chce mieć kiedys wolne od pracy. - dodał rozkładając ręce na boki na znak, że uczelnia daje swojej społeczności całkiem sporo swobody poza czasem pracy.

- To może spotkajmy się w kafejce. To niedaleko stąd. Pokażę wam jak będziemy wychodzić. Mamy tam takie wieczorne pogaduchy na różne tematy i ja na nich zazwyczaj jestem. - w końcu wpadł na pomysł jak goście z zewnątrz mogliby go znaleźć dziś wieczorem.

- Dobry pomysł. Nie będziemy wtedy wzbudzać podejrzeń cały czas tu przychodząc. - Inu zgodziła się na ten pomysł. - To zerknijmy tam teraz i będziemy jechać sprawdzić poszlakę.

- Dobrze, to chodźmy. - Ryan klasnął w dłonie gdy wstawał i dał znać aby trójka gości podążyła za nim. Wracali podobną drogą jaką niedawno prowadziła ich okularnica z sekretariatu. Jakieś korytarze, schody i podziemne przejścia. Niezbyt to przypominało uniwerek czy szkołę. Ale nie było się co dziwić skoro przed wojną to pewnie były jakieś piwnice uniwerku albo nie wiadomo co. W pewnym momencie profesor zaprowadził ich do pomieszczenia jakie się wydawało skrzyżowaniem biblioteki i kawiarni. Bo pod ścianami były regały w większości z książkami i kolorowymi gazetami ale jednak głowną część pomieszczenia zajmowały sofy i stoły przy jakich można było usiąść, spotkać się i porozmawiać. Obecnie tylko jeden ze stolików był zajęty przez trzech chyba studentów co na chwilę na nich spojrzeli i pozdrowili profesora a on ich.

- To już tu chyba traficie co? Jak nie to każdy wam wskaże drogę. Pytajcie o klub dyskusyjny. A tamtędy się idzie do głównego wejścia. - wyjaśnił profesor wskazując jak dalej dojść do głównego korytarza i wyjścia prowadzącego do stacji metra.

- Trafimy. - Amanda przytaknęła ruchem głowy. - To czas na nas.



Południe; Nowy Jork; Bronx; Sektor Centralny (s.czerwona), okolice stadionu


- I co teraz? - Maki jak dotąd nie sprawiała kłopotu. Wydawała się jakby jej nie było. Albo była tylko osobą towarzyszącą dwójce poszukiwaczy. Teraz jednak jak przejechali przez graniczną rzekę i wjechali w okrytą złą sławą Bronx rozglądała się ciekawie z tylnego siedzenia. Jak kombi zajechało w okolicę stadionu Kanmi zatrzymał wóz w odległości kilku domów i obserwował okolicę. Jak do tej pory szło im nieźle i dotarli tutaj bez większych trudności. Zresztą na same kilometry to z Columbii nie było aż tak daleko do Bronxu. W końcu uczelnia leżała na północy Zachodniego Pasa a ten od północy graniczył z Bronxem. Tylko rzeka rozdzielała obie wielkie dzielnice miasta.

- Teraz jesteśmy na miejscu. Trzeba by się rozejrzeć. - Odparł kierowca właśnie rozglądając się po wyludnionej ulicy. Maki też ale ona była pierwszy raz w tej dzielnicy i nie miała wprawy w takich zabawach.

- Trochę tu pusto. - mruknął blondyn zdając sobie sprawę, że w tej okolicy prawie nie widzieli ludzi. Zresztą ten stadion przed nimi też wyglądał na jakiś opustoszały. Ale informacje jakie zdobyli wcześniej wskazywały właśnie na niego. I z zewnątrz nie było widać co kryje się w środku.

- No cóż interesuje nas stadion, przejedźmy się obok. I najwyżej zaparkujemy gdzieś na uboczu i się przejdę. - Inu rozglądała się uważnie szukając jakichkolwiek śladów bytności człowieka.

- Dobra. - blondyn zgodził się i ruszył powoli przed siebie. Kombi zbliżało się do opustoszałego stadionu. W miarę jak się zbliżali dało się dostrzec coraz więcej szczegółów.

- Trochę zablokowane. - mruknął kierowca oglądając różne bramy, bramki i dziury jakie mijali. Nie robiły przesadnego wrażenia. Raczej komponowały się z resztą stadionu i okolicy czyli wyglądały jak kolejny detal z morza otaczających ich ruin. Ale chyba wszystkie było zastawione czymś, zabite dechami, zamotane drutem kolczastym i tak dalej. Ktoś musiał postarać się aby utrudnić dostęp do środka. Ale chyba nie dzisiaj ani wczoraj tylko już jakiś czas temu.

- Chcecie tam wejść? - zapytała z tylnego siedzenia Maki gdy przesunęła się za kierowcą i wyglądała przez tylną szybę na mijany stadion. Amanda jako pasażerka miała nieco gorszą perspektywę, zwłaszcza jak akurat mijali jakiś kawałek to dach kombiaka jej przysłaniał widok bardziej niż pozostałej dwójce. Na górze też dało się dostrzec druty kolczaste niczym na zwieńczeniu ogrodzenia. Ale tam i tu były worki z piaskiem. Zupełnie jak jakieś posterunki obronne lub obserwacyjne. Jednak byli zbyt blisko stadionu aby dojrzeć czy ktoś tam jest. Kombiak w końcu skręcił wdłuż drugiego boku stadionu, jego też minął i spokojnie oddalił się jakąś sąsiednią ulicą.

- Jak ktoś tam jest i filuje to ma dobry widok na dół. Cała okolica stadionu to praktycznie gołe pole. Raczej trudno przegapić, że ktoś tu chodzi. Albo jeździ. - powiedział Kanmi wskazując kciukiem za siebie na widoczny za rufą stadion.

- A myślicie, że ktoś tam jest? - zapytała masażystka odwracając swoją blond głowę za tylną szybę aby swobodniej patrzeć na budynek od jakiego się powoli oddawali.

- Jak ktoś tam jest to bardzo się stara aby wyglądało, że go tam nie ma. - odparł z uśmiechem blondyn.

- No ja bym tam weszła. - Inu przyglądała się przez cały czas uważnie stadionowi, szukając jakiś wyższych chaszczy co by się nimi przedrzeć w pobliże budynku. - A mamy poważne podejrzenia, że gdzieś tam jest profesorek, którego porwano.

Amanda wydobyła termos z kawą i nalała nieco do kubka po czym upiła łyk ciepłego napoju.
- Zastanawiam się ilu ludzi mogli dać na straży. Chyba nie dużo, nie? Bo inaczej by to wzbudzało podejrzenia. - Jej wzrok wędrował po otworach na wyższych piętrach, szukając błysku lunety lub czegokolwiek innego co mogłoby zdradzić potencjalnego obserwatora.

- Daj, spokój, zobacz jakie to wielkie. Ktoś by się postarał to tam może ukryć całą armię. - blondyn wskazał kciukiem za swoje plecy gdzie za tylną szybą została bryła zdezelowanego stadionu. Niestety ściany zewnętrzne skutecznie blokowały widok co się kryje w środku.

Z zasłonami nie było zbyt dobrze. Jak mijali stadion to stał jakiś wrak tu, jakiś kontener tam. Ale pomiędzy nimi był teren raczej odkryty. A jakby ktoś był na jakimś wyższym piętrze to miałby widok na całą okolicę i bezpośrednie podejście.

- Tam chyba ktoś jest. Tam na górze. Za tymi workami. - odezwała się Maki która była w o tyle wygodnej pozycji, że mogła się odwrócić frontem do tyłu samochodu i patrzeć przez tylną szybę.

- Ja stąd nie widzę. - blondyn przez chwilę próbował dostrzec to o czym mówi Azjatka przez tylne i boczne lusterko ale widocznie miał zbyt wąski kąt widzenia aby to zrobić. Pasażerka ze swojego miejsca też tego nie widziała. Musiałaby wysiąść z wozu albo Kanmi obrócić cały wóz znów frontem do stadionu.

- A nie możemy tam pójść i zapytać? - dziewczyna z “Fugu” odwróciła się znów do dwójki na przednich siedzeniach pytając i zerkając na nich niepewnie czy rzuciła dobrym czy kiepskim pomysłem.

- Ten kto niby jest tego właścicielem raczej nas nie lubi. - Inu podała kubek z kawą dla Kanmiego i przeszła pomiędzy fotelami na tylną kanapę by także poobserwować stadion. Jej wzrok przesunął się po okolicy. - Myślicie, że spięty jest może podziemiami z okolicą? Pewnie by to zagruzowali czy coś, ale warto by zerknąć, nie?

- Cholera go wie. Na górze widać się postarali by nie było tak łatwo wejść. Może jakby tam blisko podejść to by się jakaś dziura znalazła ale tak jak jechaliśmy to same widziałyście. - powiedział Kanmi wzruszając ramionami. I skorzystał z okazji jak koleżanka ładowała się na tył aby klepnąć ją w jej wypięty tył. Co wywołało cichy, rozweselony śmiech Maki i na chwilę rozładowało atmosferę.

- A w podziemiach to kto wie? Może tak a może nie. Tylko nie wiadomo gdzie by to zacząć. Jakieś wejście do kanałów czy co. I nie wiadomo czy jest jakieś dojście do stadionu. - z tego co mówił kierowca wynikało, że sam nie bardzo ma pojęcie czego oczekiwać po tym cichym stadionie. Zaczynali praktycznie od 0 więc trudno było coś rokować.

- A kto jest właścicielem tego stadionu? - zapytała po chwili Azjatka przesuwając się nieco ku bokowi wozu aby zrobić miejsce dla Amandy.

- Agros. - Amanda odpowiedziała krótko posyłając Kanmiemu uśmiech.

- Argos? Ci od rolnictwa? Po co im stadion? I to na takim pustkowiu. Słyszałam, że Bronx jest strasznie skażony. Nie wiem czy to prawda. To tu chyba słabo by coś rosło. - Maki mówiła zaskoczona taką informacją. Chociaż co do skażenia tej okolicy miała rację. Jedna z atomówek jakie podczas dnia zagłady trafiły w miasto walnęła w jego północne krańce. I pod tym względem południowy Bronx w jakim właśnie byli był jedną z ostatnich stref jakie uznawano względnie zdatne do zamieszkania.

- Dobre pytanie. Ale słyszałaś profesorka. Jest szansa, że tutaj właśnie mogą trzymać jego szefa. A za jego odnalezienie jest spora nagroda. - Kanmi zrezygnował z odwracania głowy do tyłu co na dłuższą metę było niewygodne. Ale dalej uczestniczył w tej dyskusji na trzy głosy.

Amanda w tymczasie obserwowała okolicę. Rzeczywiście na szczycie stadionu dostrzegła już wcześniej jakby stanowiska obserwacyjne. A w jednym z nich widziała ludzką sylwetkę. Pewnie ktoś tam stał na czujce i pewnie miał z góry niezły widok na całą okolicę stadionu. Ale nie dało się rozpoznać kto i czego mógł pilnować.

Na ziemi sprawa wyglądała inaczej. Trudno było liczyć, że w środku dnia uda się podejść bez zauważenia. Jednak przy ulicy na jakiej się zatrzymali widać było włazy kanalizacyjne. Czy kanały jakoś łączą się ze stadionem nie było wiadomo. A ze dwie czy trzy przecznice bliżej rzeki jak jechali tutaj mijali wejście do stacji metra. Co tam się kryło też nie było wiadomo ale samo schody na dół było widać.

- Podjedźmy do metra - Inu odezwała się cicho obserwując stadion. - Spróbuję się przejść w kierunku stadionu.


Samochodem cofnąć się te kilka przecznic to była chwila moment. I już kombi pozyczone od Seana stało przed schodami prowadzącymi w dół chodnika do podziemnego przystanku kolei.


- Ale tu jest zamknięte kratą. - Maki zaciekawiona tą nowa odsłoną przygody wyszła razem z Amandą z samochodu. Miała rację. Przy pierwszym podejściu odbiły się od kraty blokującej wejście w głąb podziemi.

- Zamknięte? - Kanmi zapytał i też wysiadł z samochodu. Zszedł po schodach i przyjrzał się bliżej tym kratom.

- Mam nożyce. Mogę spróbować przeciąć. - zaproponował Amandzie wskazując kciukiem na stojący przed schodami samochód. Krata wyglądała solidnie. Ale była zamknięta na skobel a ten na kłódkę. Jakby unieszkodliwić kłódkę to była szansa, że da się tą kratę jakoś otworzyć.

- Spróbujmy na razie bez przecinania. - Inu sięgnęła po swoje wytrychy i przykucnęła obok kraty. - Zerknijcie czy nikt nie idzie. - Mruknęła cicho do swoich towarzyszy zabierając się za otwieranie zamka.

- To próbuj ale wygląda mi na starą. - Kanmi ustąpił bez oporu i minęli się z Amandą na schodach. On sam zniknął jej z pola widzenia zostając na górze i pilnując okolicy. Maki za to z ciekawością wymalowaną na twarzy stanęła obok kucającej Amandy przyglądając się co ona robi z tymi drucikami przy tej kłódce. Kłódka wyglądała na nie ruszaną od wieków. Stara, brudna, zardzewiała. Nie było pewne czy w ogóle jeszcze działa na tyle aby mechanizmy dały się uruchomić.

Amanda próbowała wepchnąć druciki wytrychów jakie symulowały klucz we właściwe miejsce. Aby tam poruszyć odpowiednimi ząbkami które powinny puścić aby skobel puścił. Kłódka była stara więc była realna szansa, że coś pójdzie nie tak albo wszystko w środku zastało się przez lata nie używania na dobre i nie da się ruszyć. Ale ku zdziwieniu chyba wszystkich po kilku minutach zmagań w ciszy coś tam wreszcie wewnątrz kłódki kliknęło. Skobel co prawda nie odskoczył sam jak powinien ale jak przepatrywaczka go pociągnęła palcami to dał się wyjąć.

- O! Udało ci się! - Maki ucieszyła się z tego sukcesu i wcale tego nie ukrywała. Można było teraz zdjąć łańcuch i otworzyć zamkniętą dotąd kratę.

- Tak? No. To dobrze. Droga wolna. - Kanmi stanął u góry schodów aby też rzucić okiem jak to wygląda tam na dole.

- Maki... może lepiej będzie jak tu zostaniesz. Nie wiem czy nie ma tam nikogo na czujce i czy nie będzie trzeba zwiewać. - Inu spojrzała na Azjatkę. Miała spore wątpliwości co do zdolności bojowych dziewczyny.

- To chcesz iść z Kanmi? - blondynka machnęła dłonią w stronę górę schodów gdzie nadal stał blondyn.

- Nie, nie. Ja zostaję w samochodzie. - kierowca zaprzeczył ruchem głowy, że nie tak zwykle pracują. Chociaż zwykle byli we dwójkę.

- To chcesz iść tam sama? - Maki wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia pokazując palcem na wilgotną, mroczną ciemność jaka czekała za właśnie otwartą kratą. - To może pójdę z tobą? - zaproponowała jakby obawiając się puścić swoją dziewczynę samą w tak nieprzyjemne środowisko.

- Lepiej jak pójdę sama. Mam broń i w razie czego udawać będę że zabłądziłam idąc się odlać. - Amanda uśmiechnęła się. - Zostańcie w wozie.

- No. Amanda ma rację. Chodź Maki, poczekamy tu na nią. - Kanmi przyzwał gestem Azjatkę o blond włosach aby ta wróciła na górę. Masażystka popatrzyła na przepatrywaczkę nie do końća będąc pewna co powinna zrobić.

- Ale może pójdę z tobą? We dwie będzie raźniej. - zaproponowała jakby bała się, że brunetce coś się stanie jak pójdzie sama w te mroczne, podziemne czeluści metra.

- Niebawem wrócę. - Amanda pomachała towarzyszom, upewniła się czy ma spluwę i latarkę i tak wyposażona ruszyła wprost w ciemność.
 
Aiko jest offline