Deidre spędziła noc w pokoju z Gabrielem. Mogła oczywiście, zgodnie z przyjętymi konwenansami, wziąć wspólną izbę z Amarą, ale nie zwykła ona podążać utartymi ścieżkami. Szczególnie gdy w grę wchodziły nocne igraszki.
Zaklinaczka doskonale widziała, jak Wieszcz patrzył na nią od momentu, kiedy się poznali. Sama też przyglądała się mu z nieukrywaną ciekawością, a jak tylko nadarzyła się okazja, by spędzić trochę czasu sam na sam - skorzystała w pełni.
Następnego ranka w była w doskonałym humorze. Zamówiła kąpiel, która tylko wzmocniła dobry nastrój i we wspólnej sali, gdzie zebrali się pozostali towarzysze, pojawiła się jako ostatnia.
Piękna, pachnąca i uśmiechnięta. Purpurowo-czarne włosy, zebrane tak, by opadały na lewe ramię, były jeszcze wilgotne po porannej kąpieli.
- No, komu w drogę, temu czas! Nie ma co dłużej zwlekać - powiedziała wesoło do pozostałych, jakby zupełnie ignorując fakt, że to ona kazała na siebie czekać. Ruszyła dziarskim krokiem w stronę wyjścia i pierwsza opuściła karczmę.
~ * ~
- Daleko jeszcze? - jęknęła znudzonym tonem, prawie zlewając się z grzbietu karego konia.
Podróż strasznie się dłużyła, a Deidre naprawdę źle ją znosiła. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Cała zesztywniała, wierciła się w siodle, kilka razy nawet prawie spadając ze swojego wierzchowca. Nie była przyzwyczajona do tak długiej jazdy konnej i obiecała sobie, że już więcej tego nie powtórzy.
- Następnym razem bierzemy wóz - obwieściła w pewnym momencie, choć całkiem polubiła konia, którego otrzymała. Może, jeśli wszystko dobrze się ułoży, to uda jej się go zatrzymać na zawsze?
W końcu los się do nich uśmiechnął. Przynajmniej na tyle, że zesłał na ich ścieżkę krótki przystanek w postaci bardzo interesującej karawany kupieckiej.
Rogata niemalże od razu zeskoczyła z konia, by podbiec do rozstawionego kramu kupieckiego. Rzuciła szybko okiem na eliksiry i różdżki, obojętnie przejrzała zachwalane sukienki i inne kostiumy, by na dłużej zawiesić oko na zbiorze ksiąg.
- O rany, tych jeszcze nie czytałam! - prawie pisnęła z radości, chwytając dwa tomy oprawione w dosyć wymowne, acz mieszczące się w granicach dobrego gustu, okładki. - Biorę! Niezależnie od ceny!
Deidre była niepoprawną fanką tandetnych romansideł. Zaczytywała się w nich w każdej wolnej chwili, chichocząc jak mała dziewczynka… lub chochlik. Zadowolona z upolowanej zdobyczy, objęła książki rękoma i oddaliła się kawałek, by chociażby pobieżnie przejrzeć ich treść.
- Ooo, to brzmi doskonale! - mówiła do siebie, kiedy czytała losowe fragmenty, ledwo powstrzymując się od zagłębienia się w całość.
Prawie wzdrygnęła się, kiedy usłyszała głos Gabriela tuż przy swoim uchu. Ostrożnie zamknęła przeglądaną lekturę i spojrzała na mężczyznę, unosząc jedną brew.
- Doprawdy? Nie umawialiśmy się na prezenty - powiedziała zadziornie, starannie ukrywając swoje zaskoczenie. - Co takiego?
Spytała, a jej oczy powędrowały na trzymany przez Wieszcza pakunek.