Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-06-2021, 11:25   #11
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W roli gnomki wystąpiła gościnnie MG

Parę bardzo miłych chwil spędzonych z Isleen wprawiło Gabriela w bardzo przyjemny nastrój... a potem było jeszcze ciekawiej, bowiem jego współlokatorka miała (przynajmniej czasami) podobne jak on podejście do życia - że trzeba z niego korzystać, bo nigdy nie wiadomo, co jest za zakrętem drogi.
W związku z tym Gabriel spędził baaaardzo miłą noc.
Świat był piękny, a w takim towarzystwie podróż zapowiadała się wspaniale.
Na dodatek przedstawiciel pani burmistrz był na tyle miły, że sprezentował śmiałkom kilku wierzchowców, które miały wspomnianych śmiałków zawieźć do samego Hluthvar. Co oznaczało, że czas podróży ulegnie znacznemu skróceniu.

Wyruszyli w drogę przed południem, a dzięki wierzchowcom drogę przebywali szybko, chociaż trzeba było przyznać, iż jedynymi elementami umilającymi podróż było dobre towarzystwo, spotkania z podróżnym podążającymi w stronę Scornubel i, gdzieniegdzie, ciekawe krajobrazy. Nie było wyskakujących zza krzaków bandytów, panien w potrzebie czy innego urozmaicenia, jednego z tych co je tak licznie wymieniają bardowie w swych pieśniach.
Ale słusznie mówił Bharrig - czekało na nich poszukiwanie smoka i spokojna, nudna można by rzec, podróż, była tym, czego potrzebowali najbardziej.

* * *


Niespodziewaną atrakcją w tejże podróży był wóz wędrownego handlarza.
Co prawda po całym Faerunie krążyły setki różnych handlarzy, ale ten wóz był nietypowy, a ciągnął go stwór, o którym do tej pory Gabriel tylko słyszał (i nie do końca wierzył w jego istnienie) - słoń czyli elefant, przez niektórych dowcipnie zwany zwierzęciem o dwóch nosach.

Gabriel od dawna nie dawał zarobić takim handlarzom, bowiem zazwyczaj nie dysponowali oni towarem z najwyższej półki. Ale że księgi i różdżki przyciągnęły uwagę towarzyszy, więc i Wieszcz postanowił zapoznać się z wystawionym do sprzedaży asortymentem.
No i wpadło mu do ucha magiczne niemal słowo "perfumy".

- Moja droga, możesz pokazać, co tam masz ciekawego? - spytał Gabriel jedną ze sprzedawczyń, równocześnie przenosząc wzrok z zastawionej flakonikami półki na biust gnomki.
Mała kobietka uśmiechnęła się miło do Gabriela, po czym zaczęła wyjaśniać, jakie to posiadają mikstury na sprzedaż...
- Bardziej interesują mnie perfumy - wyjaśnił. - Najlepsze, jakie macie - sprecyzował.
- Och! Oczywiście... - Zachichotała Gnomka, przystawiając lekko dłoń do ust - To tam... - Zaprowadziła Wieszcza ledwie dwa kroki dalej, po czym wskazała kilka flakoników.
- Dla pana, czy dla jakiejś damy? - Spytała, wskazując towar - Jest kilka rarytasów z samego Cormyru, i jeszcze dalszych ziemi...
- Dla mnie. - Uśmiechnął się do gnomki. - Te z dalszych ziem interesują mnie bardziej. Co by mi poleciła osoba znająca się na rzeczy?
- Zapach zwany... ummm... - Gnomka się nagle wyraźnie zaczerwieniła - ..."Kochanek nocy" z Morza Spadających Gwiazd. Bukiet kwiatów i lekki odcień miodu... - Zaprezentowała niebieską flaszeczkę, unosząc ją ku górze, w kierunku torsu Wieszcza.


- Brzmi... interesująco... - Gabriel ujął dłoń gnomki, równocześnie nieco się pochylając. - Można... wypróbować? - Przeniósł spojrzenie z buteleczki na twarz kobietki, a potem spojrzał nieco niżej.
- Uch... lepiej nie... to drogie perfumy... - Mała kobietka cofnęła swoje dłonie, jednak fiolka pozostała w dłoniach Gabriela. Gdy tak się w nią wpatrywał, zmieszana zaczesała kosmyk włosów za ucho - ...ale może pan odkręcić i powąchać, na to samo wyjdzie...
- Skoro tak pani mówi... - Gabriel nie odrywał wzroku od gnomki. - Wystarczy odkręcić i powąchać? To może jednak pani...? A nuż wyślizgnie mi się z rąk...
- No dobrze... - Mała sprzedawczyni uśmiechnęła się, po czym na powrót wzięła buteleczkę, odkręciła ją, i ponownie wyciągnęła dłoń ku górze, by mężczyzna powąchał. Jednocześnie zerknęła w bok, jakby szukając spojrzeń pozostałych... sytuacja była bowiem odrooobinkę jakby krępująca?
- Piękny... - Nie można było jednoznacznie ocenić, czy Gabriel mówi o zapachu, czy biuście rozmówczyni. - Biorę...
- Hkhem... khem... - Mała jakoś tak dziwnie odchrząknęła, po czym zakręciła fiolkę - To będzie 10 złociszy... coś jeszcze pana interesuje? - spytała, czekając na uiszczenie zapłaty.
- O tak... - Gabriel sięgnął po pieniądze. - Ale raczej nie na oczach wszystkich - dodał szeptem.
Gnomka zamrugała nerwowo oczkami, odbierając zapłatę i przekazując towar.
- Uch... co... ma pan... na myśli? - Spytała drżącym głosikiem.
- Małe spotkanie sam na sam, w celach zdecydowanie niehandlowych - odparł cicho Gabriel. - Piękna z ciebie kobieta...
- Uch... - Gnomka poczerwieniała jak pomidor, i obejrzała sobie ludzkiego mężczyznę z góry do dołu, wyraźnie na moment, drobny moment, ledwie mgnienie oka, zatrzymując wzrok na okolicach paska spodni Gabriela...
- To chodźmy... - szepnęła, wchodząc do wozu.

Gabriel pospieszył za nią, schylając się nieco, by nie zahaczyć głową o zbyt niskie jak na jego wzrost nadproże.
Mała kobietka poprowadziła go gdzieś do wnętrza wozu, po chwili nawet za jakąś kotarę. Usiadła na podwyższeniu, zakładając nawet nóżkę na nóżkę, a obie dłonie położyła na kolanie.
- Słucham więc... - powiedziała z lekkim, czającym się na usteczkach uśmieszkiem.
- Masz piękny biust - powiedział Gabriel. - Aż szkoda go chować... Co powiesz na parę chwil obopólnych przyjemności? - spytał.
- A nie zrobisz mi krzywdy... wielkoludzie? - Odparła troszkę zadziornie, mrużąc oczka.
- No wiesz... - Gabriel udał obrażonego. - Nie masz pojęcia, jaki potrafię być delikatny...
Delikatnie pogładził biust dziewczyny.
- Zobaczymy... - zachichotała cicho Gnomka, rozwiązując mały sznureczek sukni, pośrodku dekoltu.
- Może ci pomóc? Ja pomogę tobie, ty pomożesz mi... - Nie czekając na odpowiedź Gabriel sięgnął do sznureczków, z którymi 'zmagała się' gnomka. - Mam na imię Gabriel - przedstawił się.
- Neji - powiedziała kobietka, po czym lekko odchyliła się w tył - To pokaż, co potrafisz… - Dodała kokieteryjnym tonem.
Najszybszą metodą poradzenia sobie z plątaniną sznureczków było rozcięcie jej, lecz ten sposób raczej by nie przypadł Neji do gustu, chociaż - zapewne - świadczyłby o zapale. Z tego też powodu Gabriel wybrał metodę tradycyjną, a gdy tylko biust dziewczyny ujrzał światło dzienne, z zapałem go ucałował. Odpowiedzią był zaś pomruk zadowolenia, i pogładzenie dłonią po głowie. A suteczki Neji miło stanęły na baczność.
- Mmm… no dalej Gabrielu, śmiało… - Gnomka zachęcała do dalszych pieszczotek.
Gabriel skorzystał z zaproszenia, postępując nader śmiało, bowiem kontynuując pieszczoty biustu, podwinął i poły jej sukienki, po czym zabrał się - z jej malutką pomocą - za ściąganie majteczek. Nie z samego biustu bowiem składała się dziewczyna, a warto było dostać się do innych części jej ciała.

Gnomka mruczała z zadowolenia, a gdy w końcu jej bielizna wylądowała gdzieś na podłodze, ochoczo rozchyliła szeroko nóżki, dając całkowity dostęp do swojej kobiecości.
Gabriel niemal natychmiast zainteresował się nowo odkrytym rejonem.
- Skarb prawdziwy - powiedział, po czym pochylił głowę i delikatnie musnął językiem wspomniane właśnie miejsce.
Jego dłonie spoczęły na biuście Neji, obdarzając obie piersi niezbyt mocnymi pieszczotami.
- Och… nie przerywaj języczkiem… proszę? - Neji zadrżała na całym ciele.

Takiej prośbie nie można było odmówić, więc Gabriel kontynuował pieszczoty, zagłębiając się językiem od czasu do czasu w wilgotne wnętrze, a ciche jęki Gnomki, po chwili nie były już wcale takie ciche… i aż sama sobie zatkała obiema dłońmi usta. Bardzo szybko wspinała się na wyżyny rozkoszy. Czyżby była aż taka "wyposzczona"?
A Gabriel do pieszczot językiem dołączył pieszczoty palcami. A dokładniej jednym, który wsunął się do wnętrza, podczas gdy język zajął się najczulszym ponoć miejscem kobiecego ciała.
Drżenie całego ciała małej kobietki narastało i narastało, a jej oddech przyspieszał… i w końcu aż wprost dostała jakiś spazmów, niemal się rzucając niczym jakaś rybka wyciągnięta z wody. I nagle, jak nie trysnęła prosto w twarz Gabriela, wśród duszonego dłońmi jęku rozkoszy… i tak nią przez parę chwil targało, aż w końcu opadła całkiem na plecy, ciężko dysząc, i jeszcze lekko podrygując.
- To… to… to było… to... - Próbowała coś powiedzieć, jednak chyba nie umiała poskładać własnych myśli w słowa.
Gabriel wytarł twarz w suknię dziewczyny. Ucałował jej piersi, a potem przytulił Neji, dłońmi gładząc jej plecy.
- Namiętna z ciebie kobieta - powiedział z uznaniem.
- Teraz ty? - Szepnęła Neji ze słodkim uśmieszkiem, gładząc jego tors, i wpatrując się w twarz mężczyzny.
- Z chęcią... - Gabriel po raz kolejny ucałował biust dziewczyny, po czym wyprostował się i zaczął rozpinać spodnie. Po chwili jego gotowy do działania 'oręż' zaprezentował się oczom Neji.
- Ale wieeeelki… - Zachwyciła się Gnomka, wpatrując w ową męskość, po czym z cichutkim chichotem zbliżyła do niej twarz. Przez chwilę naprawdę podziwiała "oręż" z bardzo bliska, po czym w końcu pochwyciła w dłoń, i… ucałowała sam czubek. I znowu zachichotała. Spojrzała jeszcze raz w twarz Gabriela, po czym jej języczek zatańczył po miejscu, które ucałowała, a dłoń rozpoczęła powolne ruchy…
Wieszcz odetchnął głęboko, a potem wysunął nieco biodra do przodu, poddając się pieszczocie. Mała kobietka oddawała się zaś figlom z dużą pasją, zajmując się męskością na różne sposoby. Lizała języczkiem, całowała, pieściła wzdłuż ustami, poruszała i cały czas ręką… raz, czy dwa, i nawet zawędrowała ustami do klejnotów Gabriela. Było wyśmienicie.
- No to spróbuję… - Szepnęła nagle, z figlarnym uśmieszkiem, i wzięła w końcu oręż powolutku w usta. Było coraz bardziej wyśmienicie, było w sumie już o parę chwil od naprawdę wyśmienicie…
- Wspania...aleee. - Gabriel czuł się jak u wrót raju... ale nie chciał jeszcze przekroczyć ich progu. - Zwolnij... - wydyszał. - Nie chcę jeszcze kończyć...
- Hmm? - Zdziwiła się mała kochanka, z jego orężem w ustach, zastygając bez ruchu z pytającą minką. Wyglądało to jednocześnie zabawnie, i dosyć perwersyjnie.
- Z chęcią skończyłbym w tobie - przyznał. - Ale... jesteś na to chyba trochę za mała...
- Hmmm… - Gnomka zamyśliła się, po czym jeszcze raz liznęła męskość we własnych ustach języczkiem - Mam pomysł. Poczekaj chwilkę…

Odstąpiła od kochanka, schowała piersi w sukienkę, po czym gdzieś potuptała, zostawiając go na moment samego, łącznie z jej majtkami leżącymi na podłodze. Gabriel spoglądał w ślad za nią, zastanawiając się, co wymyśliła Neji.

Po kilku chwilach była z powrotem, z flakonikiem jakiegoś eliksiru w dłoni.
- Urosnę do twojego rozmiaru, ale mamy ledwie kilka minut - Wyjaśniła mężczyźnie, ponownie kokieteryjnie uwalniając piersi z nadmiaru materiału.
- Jesteś genialna - przyznał Gabriel, pochylając się i całując dziewczynę w szyję. - Fantastyczny pomysł.
Dłońmi delikatnie musnął piersi gnomki.
- To twoje zdrowie. - Neji zachichotała, i łyknęła eliksir… i po chwili urosła do typowych, kobiecych, ludzkich rozmiarów. Uśmiechnięta, przez chwilę przyglądała się samej sobie, po czym spojrzała na Gabriela, i przywołała go do siebie skinieniem paluszka.
Mężczyzna bez chwili wahania podszedł do dziewczyny i musnął ustami jej piersi.
- Skoro musimy się pospieszyć... - przytulił ja na moment. - Masz jakieś specjalne życzenia? - spytal cicho, sięgając dłońmi do jej skrytych pod suknią pośladków.
- Połóż się na plecach… - Gnomka lekko pchnęła dłońmi tors Gabriela, by ten przesunął się w tył.
Mężczyzna nie stawiał oporu i po chwili leżał na plecach na podwyższeniu, na którym niedawno siedziała Neji. Ta z kolei, przez chwilkę jeszcze zajmowała się ponownie "orężem" Gabriela, nie szczędząc przy tym śliny… i w końcu podwinęła poły swojej kiecki, i powoli na nim usiadła.
- Och… - Jęknęła cichutko, nabijając się na sztywną męskość.
Gabriel głęboko wciągnął powietrze, po czym sięgnął dłońmi do kołyszącego się biustu dziewczyny.
- No... Dalej... - powiedział, pełnym oczekiwania tonem, a Neji spojrzała na niego mrużąc oczka, i powoli zaczęła się poruszać, rozpoczynając małą "przejażdżkę".
Gabriel przez moment tylko pomyślał o mijającym powoli czasie, a potem przeniósł dłonie na biodra dziewczyny, by wspomóc ją w jej zdecydowanie przyjemnych działaniach. Wzrok skupił na kołyszących się przed jego oczami krągłych i dość sporych piersiach. A Gnomka w ludzkiej postaci powoli przyspieszyła tempo, pochylając się również ku Gabrielowi, kładąc się już niemal na jego torsie, po czym zaczęła składać na jego ustach namiętne pocałunki, na które mężczyzna odpowiedział z podobnym zapałem. Jego dlonie również nie próżnowały. Jedna stale spoczywała na biodrze, druga zaś próbowała dotrzeć do miejsca, gdzie ich ciała były ściśle z sobą złączone.
Nagle Neji wyprostowała się, po czym mocno już sapiąc, podparła się dłońmi brzucha Gabriela, i zaczęła podskakiwać na nim na całego… była zdecydowanie blisko kolejnego spełnienia.
- Uhhh! Taaaak! - Jęknęła, zdecydowanie za głośno.
Gabriel spróbował przyciągnąć dziewczynę do siebie i stłumić objawy namiętności, ale zdecydowanie się spóźnił. A potem przestał myśleć o ewentualnych skutkach tego jęku i skupił się na sobie i nadchodzącym i dla niego finale.
Oddychał coraz szybciej, a po chwili jęknął, po czym wytrysnął, wypełniając nasieniem gorące wnętrze gnomki.
- Ohhhhh… - Jęknęła Neji - Och! Och! - I wyprężyła się, i ona również… trysnęła. Po chwili jednak zesztywniała, i powoli przeniosła wzrok z sufitu wozu na Gabriela.
- Och… żesz ty… - Powiedziała, i pacnęła go mocno dłonią po brzuchu. Pokręciła głową z niezadowoleniem - Pozwoliłam?
Gabriel zrobił skruszoną minę i pokręcił głową. Wolał nie wspominać, że z wcześniejszej rozmowy wynikało to dość jednoznacznie.
- Masz szczęście, że jesteśmy innych ras… - Zaczęła Gnomka, grożąc paluszkiem, i jednocześnie zaczęła na powrót przybierać swoją zwyczajową postać, czym prędzej więc zeszła z podrygującej w niej jeszcze męskości.



- Gdzie moja żona? - Rozległo się nagle na zewnątrz wozu. A głos należał zdecydowanie do głównego kupca. Neji momentalnie zrobiła się blado-zielona.

Gabriel usiadł. Podniósł z podłogi majteczki Neji i równocześnie zapiął szybko spodnie.
- Ile jeszcze takich mikstur macie na składzie? - spytał. - Mam wrażenie, że ten zapach... Taaak... Naprawdę mi się podoba. I jestem przekonany, spełni pokładane w nim nadzieje.
- Dwie - Odparła Gnomka, szybko poprawiając poły sukienki… i chowając w nią swe nagie piersi. Na zawiązanie sznureczka jednak czasu już nie było…
- Tutaaaj! - Zaszczebiotała słodko do swojego męża, po czym, by chyba jakoś zasłonić właśnie ów rozwiązany dekolt, pochwyciła jakąś wiszącą blisko błękitną sukienkę, i przystawiła ją do własnego ciała, niby prezentując ją Gabrielowi.


- Majtki - Syknęła jeszcze do Wieszcza, akurat w momencie, kiedy zjawił się szukający jej mąż. A wspomniany element bielizny trafił właśnie do kieszeni Gabriela.

- Co ty… wy tu robicie? - Spytał podejrzliwie Gnom.
- Pan chciał kupić parę rzeczy, i też tę sukienkę jako prezent dla towarzyszki, więc trzeba troszkę po cichu - Wyjaśniła niewinnym tonem Neji.
- Mówi pani, że jej się spodoba? - Gabriel był pełen wątpliwości. I w zasadzie nie zwracając uwagi na kupca.
- Z bardzo odległych, egzotycznych krain. Dziewczyna będzie zachwycona - Powiedziała Gnomka.
- Hmmm… - Mruknął jej mąż, obserwując oboje - Dobra, ale wyłaź już, jesteś potrzebna na zewnątrz - Dodał, i wyszedł z wozu.
- Za ile? - spytał Gabriel, równocześnie oddając Neji jej majteczki. - A mikstura...? - dodał.
- Ufff… - Westchnęła mała kobietka, przekazując najpierw Wieszczowi sukienkę, a odbierając majtki.
- Ugh - Nagle się wzdrygnęła, i spojrzała w dół własnego ciała - Cieknie mi po nogach… - Dodała i parsknęła śmiechem.
Gabriel pochylił się i pocałował ją w policzek.
- Byłaś cudowna - powiedział. - Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy - dodał.
- Ty też - Odparła Gnomka i… pacnęła go lekko w policzek dłonią, gdy ją całował - Poczekaj moment - Dodała, i udała się o kilka kroków w bok, znikając za kolejną kotarą. Najprawdopodobniej się tam wycierała, no i zakładała swoje majtki…
- Eliksiry po 50 złociszy, sukienka za 8 - Odezwała się stamtąd po chwili - Eliksirów mamy jeszcze dwa…
- Niech zostaną, na następne nasze spotkanie - zaproponował Gabriel z uśmiechem brzmiącym w głosie. - Czy możesz w coś zapakować sukienkę? Będzie większa niespodzianka...
Wyłożył na stolik sześć stosików monet.
- Mogę… mogę… - Po chwili Neji wróciła do Gabriela, i ładnie zwinęła sukienkę-prezent, i zapakowała ją w mały pakunek. Przelotnie rzuciła okiem na monety, i uśmiechnęła się.
- Jedziemy do Scornubel, a potem dalej na zachód, być może nawet do samego Waterdeep, jeśli wszystkiego nie sprzedamy po drodze… w każdym bądź razie, kiedyś będziemy wracali dokładnie tą samą trasą - Powiedziała.
- Zapamiętam - zapewnił. - Spotkanie z tobą to była najczystsza i najwspanialsza przyjemność - dodał.
Zabrał sukienkę. Raz jeszcze cmoknął Neji w policzek… a sprytna Gnomka w tym momencie nieco przekręciła głowę, efektem czego pocałowali się w usta. Gabriel przytulił ją i oddał pocałunek. Nieco go przedłużając.
Następnie ruszył w stronę wyjścia, uważając na zbyt niskie drzwi.
- Pa, kochany… - Szepnęła za nim Neji.



Gabriel wyszedł z wozu z miną kota, który upolował tłuściutką myszkę. W rękach trzymał, niczym drogocenny skarb, starannie zapakowane zawiniątko. Podszedł z nim do kartkującej jakąś księgę zaklinaczki.
- Mam dla ciebie prezent - szepnął jej do ucha.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-06-2021, 18:29   #12
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Deidre spędziła noc w pokoju z Gabrielem. Mogła oczywiście, zgodnie z przyjętymi konwenansami, wziąć wspólną izbę z Amarą, ale nie zwykła ona podążać utartymi ścieżkami. Szczególnie gdy w grę wchodziły nocne igraszki.
Zaklinaczka doskonale widziała, jak Wieszcz patrzył na nią od momentu, kiedy się poznali. Sama też przyglądała się mu z nieukrywaną ciekawością, a jak tylko nadarzyła się okazja, by spędzić trochę czasu sam na sam - skorzystała w pełni.

Następnego ranka w była w doskonałym humorze. Zamówiła kąpiel, która tylko wzmocniła dobry nastrój i we wspólnej sali, gdzie zebrali się pozostali towarzysze, pojawiła się jako ostatnia. Piękna, pachnąca i uśmiechnięta. Purpurowo-czarne włosy, zebrane tak, by opadały na lewe ramię, były jeszcze wilgotne po porannej kąpieli.
- No, komu w drogę, temu czas! Nie ma co dłużej zwlekać - powiedziała wesoło do pozostałych, jakby zupełnie ignorując fakt, że to ona kazała na siebie czekać. Ruszyła dziarskim krokiem w stronę wyjścia i pierwsza opuściła karczmę.

~ * ~

- Daleko jeszcze? - jęknęła znudzonym tonem, prawie zlewając się z grzbietu karego konia.
Podróż strasznie się dłużyła, a Deidre naprawdę źle ją znosiła. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Cała zesztywniała, wierciła się w siodle, kilka razy nawet prawie spadając ze swojego wierzchowca. Nie była przyzwyczajona do tak długiej jazdy konnej i obiecała sobie, że już więcej tego nie powtórzy.
- Następnym razem bierzemy wóz - obwieściła w pewnym momencie, choć całkiem polubiła konia, którego otrzymała. Może, jeśli wszystko dobrze się ułoży, to uda jej się go zatrzymać na zawsze?

W końcu los się do nich uśmiechnął. Przynajmniej na tyle, że zesłał na ich ścieżkę krótki przystanek w postaci bardzo interesującej karawany kupieckiej.
Rogata niemalże od razu zeskoczyła z konia, by podbiec do rozstawionego kramu kupieckiego. Rzuciła szybko okiem na eliksiry i różdżki, obojętnie przejrzała zachwalane sukienki i inne kostiumy, by na dłużej zawiesić oko na zbiorze ksiąg.
- O rany, tych jeszcze nie czytałam! - prawie pisnęła z radości, chwytając dwa tomy oprawione w dosyć wymowne, acz mieszczące się w granicach dobrego gustu, okładki. - Biorę! Niezależnie od ceny!

Deidre była niepoprawną fanką tandetnych romansideł. Zaczytywała się w nich w każdej wolnej chwili, chichocząc jak mała dziewczynka… lub chochlik. Zadowolona z upolowanej zdobyczy, objęła książki rękoma i oddaliła się kawałek, by chociażby pobieżnie przejrzeć ich treść.
- Ooo, to brzmi doskonale! - mówiła do siebie, kiedy czytała losowe fragmenty, ledwo powstrzymując się od zagłębienia się w całość.

Prawie wzdrygnęła się, kiedy usłyszała głos Gabriela tuż przy swoim uchu. Ostrożnie zamknęła przeglądaną lekturę i spojrzała na mężczyznę, unosząc jedną brew.
- Doprawdy? Nie umawialiśmy się na prezenty - powiedziała zadziornie, starannie ukrywając swoje zaskoczenie. - Co takiego?
Spytała, a jej oczy powędrowały na trzymany przez Wieszcza pakunek.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 12-06-2021, 21:04   #13
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Amara spędziła wieczór upewniając się, że jej nowi towarzysze nie popadną w większe kłopoty niż decyzje, których będą żałować rano.
Noc spędziła w pokoju z Endymionem, na szczęście obyło się bez większych scen, chociaż dźwięki igraszek Gabriela z Diedre postara się szybko zapomnieć.
Rozumiała filozofię ich życia i nie krytykowała tego, że nią podążają. Miała tylko nadzieję, że są w pełni świadomi konsekwencji jakie mogą ich czekać.

Rano obudziła się przed orkiem i przed zejściem na śniadanie wykonała kilka prostych ćwiczeń, na rozruszanie mięśni i stawów. Następnie postanowiła potowarzyszyć Deidre w kąpieli, chociaż skończyła szybciej niż tiefling.
NA dole ustaliła z pozostałymi, czego zdołali się dowiedzieć o smoczyc od tubylców. Jak się okazało, bardzo mało.
Pozostało im tylko wyruszyć ku nieznanemu.

***

Jazda konno była dość… nowym doświadczeniem dla kobiety.
Oczywiście, jeździła kiedyś, element treningu miał ją nauczyć… czegoś. Chyba empatii, aby uspokoić zwierzę, które właśnie dostało solidnego klapsa z rzyć, jednocześnie utrzymując równowagę będąc na nim. Pamiętała, że podczas tego treningu częściej spotkała się z gruntem niż z aprobatą jej wierzchowca.
Nigdy jednak nie jeździła na tak długą odległość.
- Spokojnie Deidre, pomyśl, że nauczysz się czegoś co ci się kiedyś przyda. Utrzymywanie równowagi, kontrola oddechu, siła bioder, aby nie obić se zadka… a tak na poważnie, może się zatrzymamy? Koniom pewnie też się przyda odpoczynek.

Wtedy ujrzeli podróżnego handlarza i mniszka westchnęła z ulgą. Zsunęła się z konia i przytrzymała wierzchowca Deidre kiedy ta pobiegła do wozu niczym małe dziecko.
Amara również postanowiła przejrzeć asortyment, nic nie przykuło zbytnio jej uwagi. Deidre kupiła sobie książki, Gabriel uciekł z jedną sprzedawczynią pewnie załatwić sobie zniżkę, Kargar i Bharrig zaciągali języka i kupowali ekwipunek. Amara nigdy nie kupowała sobie niczego ponad to co było niezbędne.

Bardziej zainteresowała ją bestia ciągnąca wóz, masywne zwierzę o szarawej skórze nie wyglądało jakby pasowało do tutejszego.
- Witaj przyjacielu. - zwróciła się do słonia - Pewnie nie jedną historię mógłbyś nam opowiedzieć co?
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 13-06-2021, 12:38   #14
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Endymion nie spał jak ork. Nie chrapał, nie rzucał się, nie obiecywał wrogom bolesnej śmierci. Po prostu przekręcał się z boku na bok. Spał mało. Jeszcze kilka godzin przed świtem odwiedził Agamemnona w stajni.
- Hej, wstajemy - szturchnął go lekko, mówiąc po cichu aby nie obudzić nikogo niezamierzonego. Odpowiedziało mu na wpół wypełnione snem, a w pełni pogardą spojrzenie gryfa.
Endymion uśmiechnął się do niego. Rytuał każdego dnia był dokładnie taki sam. Paladyn skrzyżował ręce w nadgarstkach kładąc dłonie na przyjacielu
- I choć ciało słabe wola Sprawiedliwego silniejsza była niż siedem gór i siedem rzek - wyinkantował jedną z modlitw do Regathiela i przez orcze dłonie przepłynęło święte błogosławieństwo które przegnało wszelkie zmęczenie z oczy gryfa, tak jak przed kwadransem z oczu paladyna.
Ze spojrzenia Agamemnona zniknęło zmęczenie, ale pogarda pozostała gdy wstawał, aczkolwiek więcej nie protestował

Endymion zabrał Agamemnona nad rzekę niosąc drewniane pudełeczko, dwie misy i kilka chust. Gryf szedł za nim niezadowolony, ale… wiedział, że trzeba. Paladyn wyciągnął z pudełka kilka słoików różnych olejów i maści. Jeden z nich rozmieszał w misie z wodą razem z zawartością innej fiolki pozwalającą wymieszać się olejowi z wodą. Spojrzał z bólem na przyjaciela który teraz unikał jego spojrzenia.
- Jesteś piękną bestią, Agamemnonie… nigdy nie myśl inaczej - poprosił go wiedząc, że słowa trafiają w próżnię. Sięgnął pod pióra odsłaniając paskudne blizny po kwasie. Były sztywniejsze niż skóra obok i naciągnięte. Nie wszystkie i nie w całości dało się ukryć piórami czy sierścią. Najgorsze były barwione tatuażami aby choć trochę je ukryć.

Przez kolejną godzinę Endymion wcierał w blizny przyjaciela oleje, maście i ogólnie leki. Po grymasie oczu widział, że piekły nieprzyjemnie (choć nie do przesady). Kiedyś, nim udało im się znaleźć dobrego znachora, blizny schły, sztywniały, piekły okropnie gdy się pogoda zmieniała i pękały aż do krwi przy gwałtowniejszych ruchach. Na sam koniec natarł kikut po skrzydle. Jedyna pamiątka kująca w oko, przypominająca, że Agamemnon kiedyś szybował w przestworzach, a dziś był skuty okowami ziemi.
Gdy skończył ujął głowę gryfa w dłonie i oparł czoło o jego.
- No już przyjacielu. Skończyliśmy na dziś. Wiem, że cierpisz i starasz się tego nie okazywać. Wiem, że tęsknisz za swoją rodziną i, że nigdy ci jej nie zastąpię, ale będę starał się ze wszystkich sił by stać ci się bratem. Wiem, że pragniesz znów ujrzeć wierzchołki drzew i szczyty górskie wysoko spomiędzy chmur… kiedyś zarobimy dość złota aby ci je przywrócić. A wtedy znów wzbijesz się w przestworza. Musisz tylko być cierpliwym. Musisz tylko wytrwać. Kto wie… może to będzie właśnie to zlecenie.



- Następnym razem bierzemy wóz - obwieściła w pewnym momencie Deidre gdy podróż się dłużyła i koński grzbiet wbijał się w siedzenie
- Proponowałem go - zaśmiał się Endymion do towarzyszki, a miał nadzieję wkrótce-przyjaciółki. Proponował ale konsensus drużyny uznał, że jest zbyt powolny i na koniach będą dużo szybciej.


Paladyn rozglądał się po towarach… miał na sobie mało skromne szaty w kolorach ognistej czerwieni i srebra, ale towarzysze już wiedzieli, że to jedynie iluzja i w rzeczywistości ma na sobie swoją zbroję płytową, a rapier przy pasie z łatwością może stać się wielkim toporem lub lancą.

Gdy kątem ucha usłyszał jak Gabriel pyta o co bardziej egzotyczne perfumy niemal zastrzygł orczymi uszami. Dokończył na szybko rozmowę patrząc tylko gdzie zniknął jego towarzysz z gnomką. Wychynął zza rogu w poszukiwaniach towarzysza i gnomki, ale... już ich nie było.
- Dziwne - stwierdził do siebie.

Ostatecznie udało mu się uzupełnić częściowo swój zapas. Perfumy o zapachu róż. Jemiołę będzie musiał dorwać innym razem...




I Endymion i Agamamnon spali zbyt krótko dla pełnego snu. Zakładam, że dostali za to stan Fatigue który został wyleczony zużywając dwa użycia mojego Nakładania Rąk bo mam do tego odpowiednie Mercy

 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 16-06-2021 o 08:28.
Arvelus jest teraz online  
Stary 14-06-2021, 17:45   #15
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Zachodnie Ziemie Centralne
szlak przez “Rozciągnięty Las”
wieczór


Towarzystwo ruszyło wkrótce dalej, zostawiając za sobą obwoźnego kupca i słonia… który nawiasem mówiąc, był nawet i zabawny. Raz położył trąbę na karku Amary, i na szczęście Mniszka w porę się zorientowała, iż był to chyba sposób powitania zwierzęcia, i mu nie przylała… a raz nawet się na niego wdrapała(co nie spodobało się nic, a nic, głównemu kupcowi). Wszystko jednak skończyło się pokojowo.

Gorzej było z tygrysim towarzyszem Druida. Tutaj wyraźnie słoń był przestraszony, i było darcie mordy przez Gnomy zarówno i na “futrzaka”, jak i krasnoludzkiego “kudłacza”, by się od słonia odpieprzyli...

Sam Gnom nic konkretnego o smoczycy nie wiedział, a i podróżowali nieco innym szlakiem, idącym przez góry, niż ten bliżej jej leża… doradził jednak, by zdecydowanie nie pchać się w jej pobliże. Antyczny Smok to nie przelewki, jeden tylko taki, jest w stanie obrócić w ruinę spore miasto. Kargar westchnął, po raz kolejny zawiedziony “byle gadaniem”.

Kto chciał, zakupił jakąś drobnostkę, i koniec końców ruszono szlakiem dalej…

***

“Rozciągnięty Las” był podzielony rzeką na dwie części. Jej zachodnią, oni sami, parę dni temu oczyścili ze wspominanych Gnolli, część wschodnia znajdowała się w pewnych, Elfich rękach. Długousi byli panami tych kniei, i w sumie i nawet dosyć szybko przekonano się o ich obecności w trakcie jazdy.


Elfy obserwowały podróżnych spomiędzy drzew, w dłoniach trzymając łuki. Czasem było je widać, czasem ich nie było… dały jednak tym zdecydowanie do zrozumienia, iż tam są, iż obserwują, są cichymi strażnikami wśród drzew…

Powoli zbliżał się wieczór, a konie były już zmęczone.

Nie pozostało nic innego, jak rozbić obóz obok szlaku, jeszcze w samych lasach. Nikt chyba bowiem nie miał zamiaru siłą forsować wierzchowców, do pokonania kolejnych… 20km, żeby wyjechać z “Rozciągniętego Lasu”? A skoro byli i obserwowani przez pokojowo nastawione Elfy, miało to (chyba) dodatkowy plus. Ich obserwatorzy zapewniali im jednocześnie i ochronę?

Rozłożyć więc nocny obóz… tylko po której stronie szlaku? Niby trywialne pytanie, ale jednak. Po lewej, czy po prawej? A może rzucić monetą?

Ognisko, postawienie namiotów. No bo mieli namioty, tak??

Ugotowanie może czegoś ciepłego na ognisku, nakarmienie wierzchowców, odpoczynek własnego zadka od siodła… obozowa sielanka, rozmowy, nocleg.

Tygrys Druida klapnął sobie w cieniu, po czym przeciągle ziewnął. On również był zmęczony. A widząc, iż Bharrig ma zamiar jeszcze udać się na obchód najbliższego terenu wokół ich obozowiska, pojawiło się prychnięcie niezadowolenia, i tygrysi łeb położył się na swoich przednich łapach. A niech se Druid sam lezie… Gryf Paladyna postąpił podobnie, zachowując jednak parę metrów odstępu. Między obiema zwierzakami nie rozwinęło się do chwili obecnej nic więcej, niż szeroko pojęta "tolerancja"...


~

Krasnolud-Niedźwiedź przedzierał się przez gęstwiny, węsząc to tu, to tam, sprawdzając pobliski teren wokół obozowiska. Ostrożności nigdy za wiele, no i warto w końcu wiedzieć, co jest w pobliżu ich ewentualnego miejsca noclegu.

Wyszedł z krzaków, na mała polankę, i trochę go zatkało. Jakieś 20 metrów przed nim, pod drzewkiem, siedziały sobie dwie młode, piękne, i golutkie(!) Elfki? Nimfy? Driady? Jedna z nich karmiła nawet niemowlę piersią… przy nich - czy nawet i na nich - siedziały również dwie maluteńkie Wróżki? I te również były golutkie.


Całość prezentowała się bardzo pięknie, ulotnie, i zarazem słodko… zupełnie jak nie z tego świata.

Zauważyły go.

- Panie misiu, proszę sobie iść... - Powiedziała spokojnym, milutkim tonem, ta karmiąca piersią, posługując się językiem lasu.







***

Komentarze za chwilę
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 16-06-2021, 16:03   #16
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przerwa w podróży, spowodowana spotkaniem kupców, chociaż zawierała w sobie bardzo przyjemne elementy, z oczywistych powodów nie trwała długo i trzeba było ruszać dalej.

Wierzchowce, ofiarowane śmiałkom, magicznymi zdecydowanie nie były. Podróż była co prawda szybsza, ale nie aż tak, by w jeden dzień dotrzeć do Hluthvar, ani nawet by przebyć Rozciągnięty Las, którego sama nazwa sugerowała, iż rozciąga się na dość długim obszarze.
Część wschodnia miała tę zaletę, że pilnowały jej elfy, a to oznaczało brak potworów czy bandytów różnej maści.
Ale był to też i minus, bowiem każdy wiedział, że elfy mają swoje nieco dziwne poglądy (przynajmniej jeśli chodziło o ICH las) i nigdy nie było wiadomo, jak zareagują na takie czy inne zachowanie w stosunku do roślin czy zwierząt. Elfy mniej czy bardziej otwarcie pokazywały, że śledzą każdy krok podróżnych, ale pogadać się z nimi nie dało, bowiem uparcie ignorowały każdą próbę porozumienia.
Fakt, Gabriel nie należał do tych, co niszczą przyrodę, ale dobrze by było wiedzieć, czy za rozpalone w lesie ognisko nie oberwie się wystrzeloną spośród drzew strzałą. Po co było ryzykować, skoro była ładna pogoda, a na dodatek wszyscy (chyba) mieli namioty. I bez ogniska wieczór i noc mogły być bardzo przyjemne. No ale nie zamierzał kruszyć kopii z tymi, co tak bardzo obawiali się ciemności.

Miejsce, jakie wybrali na obozowisko, nie różniło się niczym od tysiąca podobnych miejsc znajdujących się przy drodze. Las odsunął się nieco od drogi, można było rozstawić namioty, konie mogły skubnąć trochę trawy czy liści...
Rozsiodłał i oporządził wierzchowca, a potem zwrócił się do Deidre.
- Pomożesz mi rozstawić namiot? - spytał. - Czy wyczarować komuś trochę wody? - zadał głośniejsze pytanie.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-06-2021, 16:23   #17
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bharrig musiał przyznać, że okolice Rozciągniętego Lasu były środowiskiem, w którym czuł się najlepiej. Trakty, choć nie do końca utrzymane w dobrym stanie, były o niebo lepsze od tego, co widział na ziemiach południa. Lasy, utrzymywane przez elfy, nie zatraciły swojej dzikości, za co krasnolud dziękował Silvanusowi. Buki i klony rosły między sobą, zaś krzaczaste podszycie zapewniało dość osłony, aby tylko doświadczona osoba mogła przedrzeć się przez gęstwinę, używając ścieżek wydeptanych przez zwierzęta. Choć wiedział, że elfy pilnowały okolicy, to jednak wolał przekonać się na własne oczy, że obozowisku, które mieli wkrótce rozbić, nie groziło nic, bowiem od tego zależało powodzenie ich misji.

Stworzenia, jakie rozpoznał przed sobą to były nimfy, które czasem napotykał na swojej drodze. Nie zawsze i nie wszędzie, bowiem żyły tylko w odosobnionych gajach, choć, oczywiście, Rozciągnięty Las mógł zapewniać im dość protekcji, aby niektóre z nich opuściły swoje polany i zawędrowały w okolice szlaku.

Nagość nie raziła Bharriga. Wiedział, że wiele istot lasu za nic miało koncepcję ubrania, które było powszechne w miastach. Pod tym względem, driady i nimfy miały całkiem dużo wspólnego ze zwierzętami, które ostatecznie często reprezentowały.

- Bądźcie pozdrowione w imię Ojca Dębu - rzekł Bharrig pod postacią niedźwiedzia, robiąc lekki ukłon. Ostatecznie, nie skradał się. - Jestem tylko wędrowcem w tych ziemiach. Nie kieruje mną zła wola.
- Ummm…? - Zdziwiła się młoda matka, i w sumie wszystkie kobietki, łącznie i z tymi całkiem maciupkimi, spojrzały po sobie. A niemowlę nadal ciągnęło spokojnie cyca…
- Kim jesteś? Wędrowcem? I co tu robisz?
- "Wędrujesz"? - Dodała ta druga, z nieco lakonicznym uśmieszkiem.
- Podążam z kompanami w stronę Gór Zachodzącego Słońca - rzekł niedźwiedź, nie chcąc od razu zdradzić byle komu celu ich podróży. Góry zdawały się być na tyle ogólnym celem, który nie mówił nikomu niczego konkretnego. - Na głównym trakcie moi kompanioni rozbijają obóz… Moim celem jest zapewnić im bezpieczny nocleg… Opiekę… - mruknął.

Głos Bharriga w skórze niedźwiedzia brzmiał nieco grubiej, choć nadal był rozpoznawalny dzięki pierścieniowi, który włożył wcześniej. Z ciekawością spojrzał na nimfy i dziecko. Był świadom tego, że kobiety nie widziały wiele mówiących zwierząt, stąd nie chciał ich przestraszyć. Zapewne domyślały się, z kim mają do czynienia.
- Czy mógłbyś zadbać o to, by twoi towarzysze nas "przypadkiem" nie nachodzili? Byłoby miło… - Powiedziała młodsza, i wstała, nie przejmując się swoją nagością. A malutka wróżka, uważnie przyglądając się niedźwiedziowi, usadowiła jej się na ramionku.
- Moi kompanioni nie zrobią wam krzywdy - rzekł przekonany o tym druid, który nie miał ochoty grać roli przyzwoitki dla jakichś nimf. Podszedł nieco bliżej, przyglądając się młodszej. - Czy elfy nie są dla was wystarczające?
- Wystarczające… w czym? - Kobieta przyjrzała mu się troszkę jakby podejrzliwie, a w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
- Jakżeby inaczej? - sapnął niedźwiedź, a w jego głosie zdawało się wyczuć humor. - Ty i twoje towarzyszki, przy szlaku, którym bogowie raczą wiedzieć kto podąża? I silni elfowie, którzy strzegą od niebezpieczeństw? Wszakowoż święte gaje są położone głębiej w lesie… - druid sapnął i spojrzał na dziecko. - Ha, faerie! Jeśli szukasz zabawy, dam ci ją! Podrap mnie no za uszami i rzeknij, czy się mylę…
- Tu jest strumyk, przysiadłyśmy sobie, ot tyle… - Odpowiedziała młódka, ale i zrobiła kroczek w stronę misia, ze słodkim uśmiechem.
- Galadai… - Szepnęła karmiąca piersią, widząc co jej towarzyszka wyprawia.
- A przemienisz się w prawdziwą postać? Pokażesz kim naprawdę jesteś? - Galadai postawiła kolejną bosą stópkę na trawie bliżej Druida będącego w zwierzęcej postaci…
- Strumyki rzadko są w przypadkowych miejscach - niedźwiedź zrobił dziwną minę, którą wyglądała jak uśmiech.

Bharrig zaczął zmieniać się. Ciemnobrązowe futro przerzedziło się, wielkie, niedźwiedzie szpony zmieniły się w parę dłoni, a tylne łapy zmieniły się w nogi.

- Galadai - to twoje imię, prawda? - Bharrig uśmiechnął się szelmowsko. - Rzeknij no, podoba ci się to, co widzisz?
- Krasnolud! - Zaśmiała się długoucha na takie widoki, a mała wróżka aż przyklasnęła w dłonie.
- Tak, to moje imię… - Dodała Galadai, i zerknęła na strumyk - To jak? - Mrugnęła do Druida.

A druga długoucha piękność nadal spokojnie karmiła niemowlę, z miłym uśmiechem obserwując rozwój wydarzeń.
Bharrig podszedł bliżej dziewczyny. Wyciągnął rękę i pogładził jej włosy, a następnie szyję i jędrne piersi. Jego ręce zatoczyły krąg, a następnie zawróciły w stronę szyi i zatrzymały się na podbródku, który zatrzymał i przyciągnął ku sobie, a następnie pocałował dziewczynę. Sądził, że to całkowicie wystarczyło za odpowiedź.
Po paru chwilach jego uwaga przeniosła się z ust na szyję dziewczyny, którą lekko przygryzł.

Dziewczę wprost pisnęło z radości, na wyczyny Bharriga, pozwalając mu na co miał ochotę… a różowe suteczki pobudziły się do życia.
- Chodź się popluskać - Ucałowała go przelotnie w usta, a naburmuszona wróżka, odleciała od Galadai. Długoucha z kolei cofnęła się o dwa kroczki od Krasnala, wchodząc do strumyka. Kucnęła w wodzie na kolankach, po czym zaczęła obmywać swoje piersi i brzuszek wodą, zachęcająco uśmiechając się do Druida.
Bharrig podszedł bliżej dziewczyny w strumyku, odwzajemniając jej uśmiech. Parę chwil zajęło mu ściągnięcie swojego ubrania, a kiedy tylko skończył, postąpił parę kroków naprzód. Wszedłszy w strumyk, woda miło przepływała między palcami, potęgując przyjemne wrażenia, które zapewniały oczy… I nie tylko.
Czując ciepło na swoim ciele, pogładził twarz klęczącej dziewczyny. Postanowiwszy skorzystać z pozycji w której się znajdowała, zaprezentował przed nią swoją męskość, oczekując jej reakcji. Powiadają, że faerie, które są nieludzko piękne łowiły niekiedy mężczyzn, aby włączyć ich w swoje gaje i społeczności. Zastanawiał się… Czy być może przypadkiem nie stał się jej ofiarą? Jeśli tak było w istocie, był to całkiem przyjemny sposób na zerwanie ze światem, który znał dotychczas.
Galadai zrobiła na chwilkę lekko zaskoczoną minkę, wpatrując się w "interes" Krasnoluda, a po chwili na jej twarzy wymalował się radosny uśmieszek… zaczęła obmywać nogi Druida wodą, tak powyżej kolan. Powoli, przesuwała dłonie wyżej i wyżej, co chwilę obmywając jego ciało chłodną, i przyjemną wodą.
- Jej, ale owłosiony jesteś, jak prawie prawdziwy misiu - Zachichotała, a jej oczka skakały to z twarzy Bharriga, to na jego męskość.

Matka skończyła karmić dziecko, i tuliła je teraz do ramiona, gładząc jego plecki. Wpatrywała się w parkę w strumyku, i miło uśmiechała… a dwie malutkie wróżki, które uciekły na drzewo ponad nią, zaczęły się o coś kłócić, mocno przy tym gestykulując.

Krasnolud postanowił iść za przykładem faerie, obmywając swoje ciało w strumyku. Jako że był przyzwyczajony do szlaku, na którym niewiele zwracano uwagi na zapachy, mógł nie zauważyć tego, że być może po prostu pachniał tym, co na szlaku jest: pyłem, tygrysem, i wszystkim, co spotkało ich do tej pory. Nie chciał, aby fae zapamiętała go po zapachu gnolli.

Umywszy się wreszcie, jego uwaga spoczęła na ciele Galadai: ucałował raz jeszcze karminowe usta dziewczyny, jednak jego niecierpliwe ręce błądziły na jej piersiach i nieco poniżej.

- Kim są te skrzydlate? - zapytał, jakby odruchowo, zahipnotyzowany jej cielesnością. Eksplorował ciało fae, jego palce zataczały kręgi na jej udach, kierując się na plecy i później powracając.
- To nasze przyjaciółki. Mieszkamy tu razem… - Paluszki Galadai również zaczęły wędrówki cielesne, najpierw Druida miło drapała po torsie, powoli schodząc dłonią w dół - …. i chyba są o ciebie zazdrosne - Dziewczyna cichutko zachichotała, a jej paluszki przeszły na brzuch brodacza… i w końcu nieco niżej.
Bharrig nie odpowiedział, pozwalając, żeby jego czyny przemówiły za niego. Bharrig poczekał chwilę, przyglądając się ruchom Galadai. Pocałunki krasnoluda lądowały na ciele nimfy, najpierw na jednej piersi, potem na drugie, a potem coraz niżej i niżej.

- Pozwól mi, Galadai - rzekł Bharrig. - Zanim…

Mając nadzieję, że dziewczyna nie ma nic przeciwko, zniżył się jeszcze bardziej, aby zobaczyć kobiecość Galadai w całej jej krasie. Kiedyś słyszał, że podobno taki widok przynosi szczęście i odgania demony, jednak ile w tym było prawdy (i dlaczego nie było takich widoków więcej na szlaku, jeśli to była prawda), tego wiedzieć nie mógł. Na próbę tknął językiem to, co było przed jego twarzą, oczekując zachęcenia lub reprymendy. Odpowiedzią zaś był wesoły chichot, i Galadai pogłaskała klęczącego przed nią Druida po głowie. A potem rozstawiła nieco szerzej nóżki, by miał lepszy dostęp do bardzo skromnego blond krzaczka…
Bharrig uśmiechnął się, sięgając głębiej i głębiej. Oddał się całkiem pieszczotom dla swojej towarzyszki, kierując się dźwiękami, które wydawała z siebie i tym, w jaki sposób reagowało jej ciało. Iście, choć krasnolud nie był mieszczuchem i nie bywał na sztukach, jakie czasem wystawiały trupy podróżujących minstreli, to za punkt honoru obrał sobie, aby jego język wygrywał najlepsze melodie na instrumencie znajdującym się przed jego twarzą. To intermezzo było jak najbardziej potrzebne, aby doprowadzić do logicznego zakończenia przedsięwzięcia, które, choć nie było nawet na horyzoncie, to wszakowoż niczym wprawny cieśla musiał zbudować ku niemu solidne fundamenty. Tedy nie szczędził wysiłku i wyczyniał piruety, nadawał rytm i ten sam rytm później łamał umyślnie, a także mylił krok ku uciesze swojej partnerki, która wydawała się nie posiadać ze szczęścia, o czym niezawodnie informowały go jej drżące uda i jęki dobywające się gdzieś tam, na górze… i zarzuciła nawet jedną nóżkę na jego ramię, a obiema dłońmi docisnęła głowę Krasnoluda, po chwili zaś pięknie, cichutko, i długo obwieściła spełnienie rozkoszy… musiał ją nawet przytrzymać za pipucię, inaczej jak nic przewróciłaby się w strumyk.
- To było słodkie - Szepnęła, uspokajając oddech, znowu gładząc jego głowę, i miło się uśmiechając.
- Położysz się na trawie? - Spytała Galadai, figlarnie przygryzając usteczka.
- Niech będzie - uśmiechnął się Bharrig, który, zanim postąpił parę kroków w stronę trawy, ucałował Galadai.
Na trawę szedł wolno, ociągał się. Czekał, aż ona zrówna kroku… i dostał nawet klapsa wśród jej chichotu. Położył się w końcu. Trawa była przyjemnie chłodna. Leniwie oczekiwał i wodził wzrokiem za nimfą. Ta przyklęknęła obok niego, uśmiechając się, po czym tak po prostu pochyliła, i zajęła dłonią, ustami, i języczkiem jego przyrodzeniem… zdecydowanie wiedziała, co tam robi.
Krasnolud pozwolił sobie poczekać. Wyglądało na to, że jego podejrzenia co do lokacji nimf przy szlaku były uzasadnione. Usta i palce dziewczyny rozumiały zbyt wiele, aby sądzić, że jest to dla niej pierwszyzna. Wręcz przeciwnie, rozumiał, że dziewczyna była sprawna, a nawet sprawniejsza ze swoimi dłońmi od Bharriga.
Wreszcie, wiedząc, dokąd sprawy zmierzają, krasnolud podniósł się i ujął twarz dziewczyny w dłonie.

- Wejdź na górę - rzekł, uśmiechając się szelmowsko. Galadai pokiwała energicznie główką, po czym zrobiła jak chciał. Szybciutko okrakiem na Druida, i powoli się na niego nabiła, wśród przeciągłego jęku. Dłońmi podparła się o jego tors.
- Och… tak lubię… - Zamruczała, gdy powoli w nią wchodził, coraz głębiej i głębiej.
Dziewczyna ujeżdżała krasnoluda, a każde z pchnięć było nagrodzone westchnieniem lub jękiem. Rzeczywistość dla Bharriga przez parę następnych dłuższych, bardzo długich chwil zawarła się właśnie między tymi punktami: strumykiem, który leniwie płynął w dal, między zarośla. Dźwiękiem płynącej wody i ćwierkaniem ptaków. Uśmiechem drugiej nimfy, która w milczeniu obserwowała parę, która uprawiała miłość. Lepkim, rytmicznym dźwiękiem uprawianej miłości właśnie, który mieszał się z niedźwiedzimi sapnięciami Bharriga i wysokim głosikiem faerie. Słodkim zapachem nimfy, a także jej piersiami, które podskakiwały niczym para dorodnych saren hasających przez gaje. Krasnolud uparcie dążył do konsekwentnego finału, powoli przyspieszając tempa. Dziewczę zaś było bardzo zadowolone, jęcząc pięknie i z uśmieszkiem, również zwiększając tempo owego galopu, by zgrać ruchy z Krasnalem do momentu spełnienia, który był tuż tuż…

Tempo w istocie przyspieszało. Początki były wolne i leniwe, jednak postępowały nieubłaganie. W objęciu ud dziewczyny, Bharrig przyspieszał, a dźwięki miłości odbijały się po polanie niczym modły w świątyni. Obserwowani przez parę wróżek i uśmiechniętą matkę, byli całkowicie zajęci sobą.

Wreszcie, krasnolud jęknął i wytrysnął głęboko w łono Galadai, przez chwilę słabnąc i zatracając się w hipnotyzującym uczuciu. Co było wtedy piękniejsze? Twarz dziewczyny, pełna uniesienia? Jej falujące włosy lub piersi, które w spazmach upojenia drżały? Lub może była to para warg, które chciwie wysysały krasnoluda? Nie wiedział, na chwilę zagubił się w niej.

Po paru dłuższych chwilach dziewczę położyło się w przód, zalegając na nim, z błogim uśmiechem wodząc paluszkiem w owłosionej klacie. Jej wnętrze było ciepłe, wilgotne i lepkie, w istocie, miał ochotę w nim być cały dzień i pozostawić swoich kompanów przy ognisku - cóż, musieliby poradzić sobie bez zwiadowcy, bowiem piersi dziewczyny i ich widok był czymś, za co warto było postradać niejeden smoczy skarb. Wdzięczny, złożył pocałunek na jej ustach, nie potrzebując słów, żeby wyrazić swoje uczucia. Galadai najwyraźniej jednak nie całkiem…
- Dziękuję - Szepnęła milutkim głosikiem, zerkając Druidowi w twarz.
Druid spędził jeszcze z fae parę upojnych chwil. Po pewnym czasie jednak stwierdził prosto:

- Potrzebuję sprawdzić, jak mają się moi kompani - rzekł bez ogródek druid, w istocie mając nadzieję, że jego kompanioni nie zostali rozszarpani przez dzikie bestie lub inne stwory lasu. Chwile z Galadai były upojne, jednak ostatecznie pozostała świadomość tego, że była nimfą, co oznaczało, że dziewczyna niekoniecznie była zainteresowana nim jako nim właśnie, ale raczej bardziej prawdopodobne było, że grupka przemieściła się z gaju ukrytego głęboko w lesie, aby przy szlaku nęcić podróżników, którzy z czasem mieli zostać - świadomie lub nieświadomie - ojcami swoich dzieci faerie, bowiem właśnie o to zapewne chodziło.

Oczywiście, nimfy były tak samo skore do robienia krotochwil, jak ich dalecy kuzyni, czyli fauny. Druid nie miał pojęcia, w jaki sposób przedstawicielki rasy, z którą miał do czynienia, zabiegały o przedłużenie swojego gatunku, ale podejrzewał, że tak samo jak i inne istoty, nimfy wiedziały co nieco o dekoktach z ruty lub rożnika i odpowiednio stosowały tę wiedzę. Myśl o tym, czy przypadkiem za parę lat po lasach nie będą błąkać się bastardy spłodzone przez niego zapewne będzie miała go nękać jeszcze przez parę dni. Ile z tego miało znaczenia dla Galadai - mógł tylko zgadywać. Fae nie były przewidywalne i wiedzę o nich miał tylko przelotną.

Tymczasem, aby złagodzić ból pożegnania, druid zasypał dziewczynę pocałunkami i zapewnieniami o rychłych ponownych odwiedzinach. Kiedy upewnił się, że dziewczyna była zaspokojona pod wszelkimi względami, ubrał się i na odchodne pocałował piękną fae raz jeszcze.

- Nie zapomnę cię - rzekł. W odpowiedzi otrzymał czarujący uśmiech od obu, a Galadai nawet za nim machała, gdy odchodził…



* * *

Droga powrotna, po pożegnaniu się z Galadai, zeszła bez przygód. Druid, chcąc wtopić się w tło, ponownie przybrał formę niedźwiedzia, dzięki czemu zyskał możliwość węchu i nieco ostrzejszego słuchu. Oddaliwszy się od polanki, na której przeżył z nimfami parę upojnych chwil, stwierdził, że okolica - póki co - była w miarę bezpieczna. Ostępy leśne, choć zdziczałe przez upływ czasu, zdawały się nie być siedliskiem gnolli, ogrów lub też innych złych istot. Elfy zdawały się sprawować dobrą pieczę nad lasem, dzięki czemu zasoby druida, póki co, były nietknięte.

Podczas swoich eskapad leśnych nie zauważył zbyt wielu elfów. Węch informował go, że nimfy także odeszły w swoją stronę - w głąb lasu. Po drodze, zauważył parę jagód, które zebrał i które później zamierzał uczynić magicznymi za pomocą zaklęć. Kiedy zakończył obchód wokół okolicy, postanowił zacząć wracać.

Co do Galadai, druid nie czynił sobie złudzeń, że przelotna miłostka z fae mogła oznaczać coś więcej. Przeciwnie, zarówno legendy, jak i osobiste doświadczenia krasnoluda mówiły, że fae mogły kręcić się niedaleko szlaków z powodu chęci zabawy (jako że ich natura zawsze bywała kapryśna), ale całkiem prawdopodobne było, że dziewczęta porywały młodzieńców na szlaku, aby zdobyć ich nasienie, które później używały w swoich rytuałach w świętych gajach. Pod tym względem fae nie były aż tak różne od zwierząt lub duchów lasu, którym obce były pojęcia cywilizacji. Bharrig nie dbał o to. Dziewczyna wydawała się zadowolona, całość nie będzie miała konsekwencji na najbliższą przyszłość, jak sądził.

Powróciwszy do obozowiska, pomagał swoim kompanom rozstawić obozowisko. Sam zazwyczaj sypiał pod gołym niebem na szlaku, jeśli tylko pogoda na to pozwalała, czasem tylko zbijając prosty szałas z liści i gałęzi pod koronami drzew.

- Okolica bezpieczna - rzekł swoim kompanom. - Elfowie zdają się sprawować dobrą opiekę. Po drodzę zamarudziłem, krążąc po ostajach, ale zebrałem nieco jagód - rzekł, wskazując na garść, z których część była zaklęta. - Elfowie chronią szlak, ale zapewne dobrze zrobimy, jeśli nie będziemy z niego zbaczać - tu rzucił spojrzenie na miejsce nieco dalej w lesie, gdzie przysiągłby, że przed chwilą zobaczył jedną z długouchych sylwetek. - Zdaje mi się, że nie będą mieli nic przeciwko ognisku, jeśli tylko nie będzie zbyt wielkie. Suchych gałęzi jest aż nadto.

Póki co, podróż nie zapowiadała się wyjątkowo ciężko - wręcz przeciwnie, druid rzekłby, że szlak, do którego był przyzwyczajony kazał mu myśleć o ostatnich paru dniach wręcz jako o sielance.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 20-06-2021, 20:30   #18
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
część 18+ feat. Kerm

Poprzedniej nocy...

- Którą stronę wybierasz? - Gabriel wskazał na zajmujące znaczną część pokoju łóżko. Być może nie małżeńskie, ale z pewnością dwuosobowe.
Deidre otaksowała Gabriela wzrokiem od stóp do głowy, następnie przenosząc spojrzenie na faktycznie spore łóżko dwuosobowe. Nie wyglądało ono na pierwszej klasy, ale lepsze to niż śpiwór rozłożony na twardej i zimnej ziemi.
Rogata rozpięła pelerynę i niedbale odłożyła razem z plecakiem pod ścianę, po czym rzuciła się na łóżko, kładąc się na nim plecami.
- Wybieram środek - oznajmiła ze złośliwym uśmiechem. Ponownie otaksowała Gabriela wzrokiem, przygryzając lekko dolną wargę.
Gabriel zlustrował Deidre od stóp po czubek głowy.
- Świetnie - odparł. - Widzę, że lubisz bliski kontakt ze współlokatorem. Podoba mi się takie podejście do sprawy.
Uśmiechnął się.
- To już zależy od współlokatora - powiedziała, zapraszająco wskazując ręką na miejsce obok.
- Czy to ze względu na mnie masz zamiar spać w tym wszystkim, co masz na sobie? - spytał, z poważną na pozór miną. - Może ci być trochę niewygodnie... - Uśmiechnął się lekko.
Nie skorzystał jednak z zaproszenia, lecz pozbył się tuniki i koszulki kolczej, a potem usiadł na brzegu łóżka, by ściągnąć buty.
Deidre przewróciła oczami, a potem przeturlała się na lewą część łóżka i usiadła na skraju, tyłem do Gabriela.
- Nie we wszystkim, ściągnęłam pelerynę - stwierdziła fakt, ale sama też przystąpiła do zdejmowania z siebie zbędnej odzieży. - Więc chyba kwestia stron łóżka rozwiązała się sama, co nie?
- Im mniej, tym lepiej się śpi - zapewnił, a po pozbyciu się butów ściągnął koszulę i zabrał się za ściąganie spodni. - A co do stron... wszystko się jeszcze może zmienić. Noc przed nami długa.
- Czy ja wiem, czy taka długa? Zależy od tego, jak szybko zasypiasz, a jeśli nie, to jak spędzasz ten czas.
Deidre rozsznurowała buty i odstawiła je niedbale na bok. Zajmując się sznurkiem związującym kamizelkę, odwróciła się w stronę Gabriela i uśmiechnęła się kącikiem ust, łapiąc wzrokiem każdy szczegół jego półnagiego ciała.
- Możesz mi z tym pomóc? Chyba zrobił się supeł - spytała z bezradną miną, wskazując na sznurek kamizelki.
- Oczywiście - Mruknął Gabriel z czarujący uśmiechem, po czym… niczym jakiś drapieżny kot, zbliżył się do dziewczyny, pokonując niewielką odległość, jaka ich dzieliła na łóżku… na czworaka. Wpatrywał się przy tym prosto w jej oczy, tymi swoimi złotymi, w których można się było zatracić. Gdy zaś już był przy Zaklinaczce, uklęknął na obu kolanach, po czym zajął się sznureczkiem, co pewien czas zerkając w twarz Deidre. Był tuż obok, półnagi, umięśniony, cudownie pachnący egzotycznymi perfumami, a z jego ciała wyraźnie biło niezwykłe ciepło.
- Proszę - Szepnął po chwili, rozsupłując sznureczek, i znowu uśmiechnął się tak miło… jego dłonie zaś pochwyciły poły kamizelki, po czym powoli ją zsunął z Deidre, lekko, i figlarnie przygryzając własną dolną wargę.
Dziewczyna odetchnęła głęboko, czując piękny zapach perfum Gabriela. Mogła przysiąc, że w jednej chwili zapragnęła skąpać się w tym zapachu. Uśmiechnęła się, widząc jak lustruje ją wzrokiem. Uchwyciła to spojrzenie i odwzajemniła. Jej kolor oczu nie różnił się tak bardzo od jego, z jednym małym wyjątkiem. W jej oczach, zdawało się, jakby jarzyły się ogniste płomyki.
Okazało się, że Deidre pod kamizelką nie nosiła już zupełnie nic. Kiedy ciemny materiał zsunął się z jej ciała, przed oczyma Gabriela ukazała się naga klatka piersiowa. Skóra na krągłych piersiach Rogatej była nieco jaśniejsza, bardziej różowa niż czerwona, jak na reszcie jej ciała.
- Dziękuję - odparła, mając na myśli pomoc ze sznurkiem. Jej dłoń zaś, nie wiadomo kiedy, spoczęła na torsie mężczyzny, sunąc opuszkami palców po zarysowanych mięśniach.
Gabriel zrewanżował się jedynie pełnym aprobaty spojrzeniem, błądząc wzrokiem po jej ciele.
- Piękne... piękna... - szepnął, przenosząc spojrzenie z piersi dziewczyny na jej twarz.
Widać było, że jest oczarowany widokiem półnagiej zaklinaczki. Delikatnie pogładził dziewczynę po policzku, jednocześnie i minimalnie odchylając się w tył, by dłoń Deidre, wodząca po jego ciele, zsunęła się w dół… uśmiechnął się czarująco, a zarazem i zawadiacko.
- Rozepniesz mi spodnie? - powiedział wyjątkowo cicho, i z delikatną, kuszącą nutą w tonie głosu.
Nie odpowiedziała słowami, lecz czynami. Jej usta wygięły się w uśmiechu, a jej dłoń powędrowała, zgodnie z pragnieniem mężczyzny, ku jego spodniom. Zgrabnie poradziła sobie z tą drobną przeszkodą, po czym spojrzała w górę, odnajdując wzrokiem spojrzenie Gabriela. Nie chciała już nic mówić. Jedyne, o czym marzyła, to dać upust napięciu, które rosło między nimi z każdą kolejną chwilą.
Obie dłonie położyła więc na torsie mężczyzny i pchnęła go delikatnie, dając mu do zrozumienia, by położył się na plecach. Sama usiadła na nim okrakiem i pochyliła się tak, że kosmyki jej ciemnych włosów łaskotały Gabriela po policzkach.
- Myślę, że pora skończyć z tymi uprzejmościami - wyszeptała, po czym wpiła się w jego usta, niemalże jakby rozkoszując się ich i jego smakiem.

Uprzejmości można było okazywać nie tylko słowami... Gabriel odpowiedział więc z zapałem na pocałunek, równocześnie wplatając swe dłonie we włosy Deidre. Zaczął od uszek, płynnie przesuwając palce na jej potylicę, by po chwili delikatnie choć stanowczo przyciągnąć jej głowę do siebie. Aby pocałunek był jeszcze mocniejszy i trwał jak najdłużej, a ich złączone namiętnością usta zostały w końcu choćby na chwilę zaspokojone... a ku jej zaskoczeniu wprowadził po chwili małe harce językowe. Gdy zaś zaklinaczka na nim siedziała, dosyć mocno pochylona, nagle jej różowe suteczki musnęły tors mężczyzny. To było wprost elektryzujące.
Trwali w niekończącym się pocałunku jeszcze długą chwilę, rozkoszując się nim w pełni. Deidre wodziła swoimi dłońmi po umięśnionym ciele Gabriela, kilka razy pozwalając sobie na drapnięcie paznokciami tu i tam, zostawiając na jego skórze zaróżowione ślady. Czuła narastającą w niej ekscytację, zdecydowanie chciała więcej. Pragnęła wręcz zasmakować się w całym Gabrielu. Powstrzymywała się jednak, nie chcąc, by ta namiętność zbyt szybko się skończyła. Mieli w końcu przed sobą całą noc.


Jak powiadają poeci, pocałunek jest granicą, gdzie kończy się gra dusz, a zaczyna gra ciał.
Gabriel wiedział, że tę granicę przekroczyli... i że nie zamierzali wrócić. Przesunął dłonie... Jedna z nich spoczęła na plecach zaklinaczki, jakby się bał, że mu ucieknie, a druga zaś powędrowała w dół, by zakraść się pod spódniczkę Deidre i spocząć na chronionym przez jedwabną pończoszkę udzie. Przez moment trwała tak bez ruchu, rozkoszując się ciepłem płynącym z ciała zaklinaczki. Przesunął ją jednak w górę na jej nagie plecy, w okolice pasa, a druga dłoń mężczyzny prześlizgnęła się między łopatki Deidre. Znowu ją do siebie przyciągnął, by przylgnęła całą sobą, by mięciutkie piersi przycisnęły się do jego torsu, by oboje poczuli gorąco swych ciał...
I nagle Gabriel obrócił się wraz z nią w bok płynnym, zdecydowanym ruchem... i teraz to on był na górze. Uśmiechnął się zawadiacko i pocałował ją w szyję, w okolicach ucha, a potem ugryzł lekko. Ponownie pocałował w szyję, potem w ramię, raz i drugi, to skubnął ustami jej jedwabistą skórę, to polizał, by wnet przenieść się nieco w dół, ku piersiom Deidre, wilgocią znacząc ślady przebytej na jej ciele drogi.
Z ust Deidre wydobył się cichy jęk pełen rozkoszy, kiedy czuła pieszczoty Gabriela. Przyjemne dreszcze mrowiły jej ciało, które wygięło się w lekki łuk, a ona sama, po raz kolejny, mruknęła rozkosznie. Jej dłonie wodziły po plecach mężczyzny, czasami ustępując i zaciskając się na pościeli przy kolejnych falach odczuwanej przyjemności.
Usta Gabriela dotarły wreszcie do celu - i zajęły się zwieńczeniami ślicznych półkul, pieszcząc je zarówno wargami jak i językiem. Różowe, prężące się suteczki, były po prostu cudowne… Po chwili jednak usta i język zsunęły się niżej, ale w ślad za nimi podążyły dłonie mężczyzny. Najpierw palce obu musnęły delikatnie szyję dziewczyny po obu stronach, przesuwając się na ramiona, a po chwili zeszły i na piersi.

Najpierw usta i język, pocałunki, delikatne kąsanie ciała Deidre, a za nimi, niemal tą samą drogą, męskie dłonie, w tej chwili tak delikatnie się z nią obchodzące...

Gabriel dotarł językiem do brzuszka i pępka, wokół którego zatoczył kółko. Jedno, drugie… rozkoszował się każdym centymetrem zaklinaczki. Dłonie przesunęły się w dół po bokach dziewczyny, tu znowu nieco przybrały na sile, mocniej sunąc po skórze żeber, powoli w dół.

Język i usta zeszły w końcu poniżej pępka, ledwie o parę centymetrów, natrafiając na materiał spódniczki… i otrzymały pomoc dłoni. Gabriel spojrzał z kolejnym, zawadiackim uśmieszkiem w twarz Deidre i powolutku, rozkoszując się widokiem każdego kawałka odkrywanego ciała, zaczął zsuwać w dół spódniczkę zaklinaczki… razem z majteczkami.
Deidre nie przeciwstawiała się takiemu rozwojowi sytuacji. Wręcz przeciwnie, uniosła lekko biodra do góry, by Gabrielowi łatwiej było zsunąć z niej ostatnią część odzieży. Głowę miała pochyloną do tyłu, usta lekko rozchylone i wygięte w rozkosznym półuśmiechu, powieki przymknięte. Za każdym razem, kiedy czuła usta i język Gabriela pieszczące jej skórę, przez jej ciało przebiegały przyjemne dreszcze. Nie chciała, by przestawał, choćby na sekundę. To uczucie było odurzające, a ona chciała, by trwało. Pragnęła być jego i tylko jego, przez tą jedną noc.



Usta Gabriela ominęły nagle bokiem jej najsłodsze miejsce, odwlekając rozkosz, po czym podążały w dół ciała dziewczyny, która ochoczo wyprężyła się w łuk, pomagając w pozbyciu się spódniczki i bielizny…

Ubiór zaklinaczki był zsuwany po jej nogach, a za dłońmi mężczyzny swoje ślady na jej skórze zostawiały znowu usta i język mężczyzny. Coraz niżej i niżej, przez uda, kolana, poniżej nich, całował jej nóżki nawet przez pończochy… w końcu dotarli do stóp Deidre, i zbędne odzienie zostało z niej ściągnięte całkowicie, a usta Wieszcza dotarły do prawej stópki. Ucałował jej wierzch, tak po prostu, czule, krótko, figlarnie… przeszedł na drugą, znowu ucałował, po czym rozpoczął ustno-języczkową wspinaczkę po drugiej nodze dziewczyny. Do góry, do celu, do jej skarbu. Obie dłonie zaś, również powoli przesuwały się coraz wyżej, lekko masując i pocierając odziane w pończoszki nóżki… które odruchowo zaczęły się dla niego rozchylać.

Gabriel westchnął kolejny raz z podziwu. Po chwili zaś skosztował Deidre w pełni.

To był moment, na który Deidre czekała. Każda kolejna pieszczota na jej ciele prowadziła do tego, potęgowała narastające podniecenie. Z jej lekko rozchylonych ust wydobył się przeciągły jęk pełen rozkoszy. Ciało wygięła w łuk jeszcze bardziej, choć wydawało się, że nie było to już możliwe. Jej obie dłonie zacisnęły się na pościeli. Przyjemne dreszcze przebiegające po jej ciele nasiliły się. Znowu jęknęła, wbijając się głową w poduszkę i prężąc ciało w rozkoszy, jakiej doznawała dzięki staraniom Gabriela.
- Nie przestawaj… - wymamrotała, po czym zamruczała cicho.
Usta i pocałunki... i języczek. Raz lekko, niczym muśnięcie piórkiem, raz mocniej, lecz stale delikatne. To wędrujące wokół najczulszego miejsca, by spotęgować napięcie, to skupiając się na nim, co owocowało coraz głośniejszymi jękami, wydobywającymi się z rozchylonych ust zaklinaczki.
Nie spieszył, się… delektował. Powoli jednak pieszczoty stały się bardziej intensywne, a język Wieszcza wślizgnął się do upragnionego wnętrza. Głośny jęk zaklinaczki było dowodem całkowitej aprobaty dla tego działania, więc Gabriel wsunął się mocniej, wysunął nieco, ponownie się wsunął, rozkoszując się smakiem dziewczyny i jej coraz głośniejszymi odgłosami. I nagle pojawił się i paluszek…
Deidre wyginała swoje ciało i lekko wierzgała na łóżku, czerpiąc przyjemność z każdej kolejnej pieszczoty. Kiedy poczuła wsuwający się palec Gabriela, na jej twarzy pojawił się błogi uśmiech, a z ust wydobył się przeciągły jęk wypełniony po brzegi rozkoszą. Jej dłonie powędrowały w jego kierunku, przyciągając go lekko ku sobie. Chciała znów rozsmakować się w namiętnych pocałunkach. Dłonią upewniła się, że jego ręka nie zmieni swojej pozycji.
Gabriel miał swoje plany, które nieco kolidowały z tym, co zaproponowała zaklinaczka. Smakiem jej ust mógł się rozkoszować w każdym niemal momencie, możliwości pieszczot innych partii jej ciała były w pewien sposób ograniczone. Ale nie zamierzał protestować gestem czy słowem - przesunął się powoli w górę, ponownie znacząc szlak wędrówki pocałunkami, sunąc własnym ciałem po jej ciele. Był nagi, wyraźnie to wyczuła. Ściągnął po cichutku spodnie i bieliznę… i był więcej niż gotowy. To również Deidre wyczuła, najpierw na swoim udzie, a po chwili i biodrze. W końcu ich usta ponownie mogły się połączyć w namiętnym pocałunku. Leżał trochę na jej boku, a cieplutka pierś miło wbijała się w tors mężczyzny… poruszył nagle lekko biodrami. Ściśnięci między sobą, blisko, ciepło, miła skóra dotykająca skóry, i nabrzmiała męskość pocierająca jej biodro.
W tym samym czasie jego dłoń nie próżnowała. Do pierwszego palca dołączył kolejny, delikatnie w nią wchodząc, lecz i zarazem głęboko… i nawet poruszyły się wewnątrz, w kierunku jej pępuszka. A jakby tego było mało, trzeci palec - jego kciuk - zaczął nagle masować "magiczny guziczek", jaki posiadały kobiety…
Deidre delektowała się każdą chwilą, łaknąc jednocześnie więcej i więcej. Mruczała z przyjemności, co jakiś czas jęcząc rozkosznie, pomiędzy kolejnymi falami dreszczy, jakie przechodziły jej ciało. Czuła, że mogła tak trwać bez końca. Nie miała pojęcia ile już czasu minęło, nie dbała o to. Jedyne, co ją interesowało, to mężczyzna, którego pieszczoty rozpalały jej ciało.
Jej dłoń powędrowała po jego plecach, znacząc delikatnie ślad paznokciami. Kierowała się wzdłuż, aż w końcu natrafiła na jędrny pośladek, na którym się zacisnęła, przysuwając go jeszcze bliżej do siebie, by jeszcze wyraźniej poczuć na swoim biodrze pulsujący gorącem członek Gabriela.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że działania Gabriela odnoszą upragnione przez obie strony efekty... i że można powoli posunąć się o krok dalej.
Gabriel przesunął się nieco, jeszcze mocniej przygniatając dziewczynę, a potem przerwał pieszczoty... jego palce wysunęły się i niemal natychmiast zostały zastąpione przez gotową do działania męskość, która wsunęła się powoli w gorące wnętrze Deidre. Powoli i delikatnie, jednak coraz głębiej i głębiej…

Deidre jęknęła, a jej palce wplotły się we włosy Gabriela. Czuła jak się w niej zagłębiał, jak ich ciała połączyły się w jedno. Wygięła się ponownie w łuk, chcąc tym samym sprawić, by znalazł się jak najgłębiej. Nogami zwinnie oplotła jego ciało, by tym samym móc kontrolować jego ruchy, by oboje mieli z tego jak największą przyjemność. Wspomagała go więc w posuwistych ruchach, a dłonie wodziły po jego nagim ciele, od czasu do czasu ponownie wplątując się we włosy, by wycisnąć z namiętnych pocałunków jak najwięcej. Rozkoszowała się każdym ruchem, jednocześnie przyglądając się spod półzamkniętych powiek swojemu kochankowi, jego błogiej minie, przysłuchując się jego coraz szybszemu oddechowi. Im ich ruchy były szybsze i gwałtowniejsze, tym bliżej była szczytowania. Czuła napierającą falę gorąca, która miała się niedługo uwolnić.
Świece, które ledwo tliły się na komodzie, z każdą kolejną chwilą jaśniały coraz bardziej, niemalże grożąc nadchodzącym pożarem. Nad złączoną w miłosnej rozkoszy parą zaczęły migotać magiczne światełka, a w oczach Deidre płonął ogień.

Nieubłaganie nadchodził moment, do którego zgodnie dążyli od paru długich chwil. Ściśle ze sobą złączone ciała zatonęły całkowicie w przyjemnościach, którym główny ton i rytm nadawał Gabriel. Mężczyzna, do tej pory skupiony na tym, by dać swej partnerce jak najwięcej rozkoszy, zachęcony reakcjami Deidre, zwiększył zarówno tempo, jak i głębokość pchnięć, wydobywając z dziewczyny coraz głośniejsze jęki, świadczące o zbliżającym się szybkimi krokami spełnieniu.

W końcu się nieco od niej "uwolnił". Przeszedł między jej uda, z wyprostowanym torsem, łapiąc ją mocno za biodra. Poruszał się coraz szybciej i szybciej, wpatrując w twarz Deidre… A gdy usta dziewczyny otworzyły się do ostatniego krzyku, Gabriel pchnął po raz ostatni, wbijając się na całą długość... i wypełniając ją, wśród przeciągłego jęku, nadchodzącymi raz po razie falami swojego nasienia.
Deidre odruchowo zabrała swoje dłonie z ciała Gabriela, zaciskając je na pościeli. Kiedy tylko dotarła na wyżyny rozkoszy, jej dłonie rozpaliły się magicznym żarem, zostawiając przypalone ślady w miejscu, w którym były zaciśnięte. Obyło się bez podpalenia i poparzeń.

- Dzięki - powiedziała, opadając na poduszkę, z lekkim uśmiechem na twarzy. Wciąż była naga i nie planowała tego zmieniać aż do rana. Zresztą, liczyła na przyjemną powtórkę przed poranną kąpielą.



- Zaczynam zastanawiać się czy ta smoczyca w ogóle istnieje - zagaiła rozmowę Deidre, kiedy opuszczali gnomich handlarzy. - Zdaje się, jakby nic o niej nie było wiadomo. Może to tak naprawdę nie jest nawet smoczyca?
Niezależnie od odpowiedzi, Deidre jeszcze jakiś czas zastanawiała się nad tym. Właściwie nie miała wiele więcej do roboty podczas tej nudnej podróży, więc jej myśli lawirowały między różnymi tematami. Starała się je skupić na czymś konkretnym, co nie tyczyło się jej ojca i szło jej całkiem dobrze, dopóki nie zdała sobie sprawy, że właśnie to robi.

Zaczęła więc, ku swojemu niezadowoleniu, zastanawiać się czy w ogóle jeszcze pamiętał o jej istnieniu. I czy wiedział o tym, jaką ścieżką teraz postępuje? Miała nadzieję, że tak. I że skręca się w swoim piekle ze wściekłości, widząc jak zawzięcie walczy ze złem i czyni dobro - czyli to, czego on nie znosił.
Uśmiechnęła się pod nosem na tę myśl i od razu zrobiło jej się przyjemniej. Nawet nie zauważyła, kiedy dotarli do miejsca kolejnego postoju.

Nie wypowiedziała się na temat obserwujących ich Elfów. Nie miała w sumie nic do powiedzenia, nie znała ich zwyczajów, ani samych Elfów zbyt wielu nie poznała w swoim życiu. Liczyła tylko na to, że nie napadną ich, kiedy będą słodko spać. Uśmiechnęła się nawet do jednego z nich, ale ten najwidoczniej nawet tego nie zauważył. Wzruszyła ramionami.

Większość czasu, który pozostali poświęcili na rozbijanie obozowiska, Rogata spożytkowała na czytaniu jednej z zakupionych książek. Przynajmniej dopóki nie podszedł do niej Gabriel i nie poprosił o pomoc. Cóż, prawdą było, że ona sama nie posiadała namiotu, a jedynie śpiwór. Nie widziało jej się spanie pod gołym niebem, w każdej chwili mógł przecież lunąć deszcz! Poza tym zachęcona treścią lektury i wspomnieniem poprzedniej nocy, zgodziła się pomóc Wieszczowi, w zamian za miejsce w namiocie.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 20-06-2021, 22:43   #19
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Amara zebrałą chrust i gałęzie, a w tym czasie Endymion wynalazł trochę głębiej większy suchy konar. Gruby na dwa męskie ramiona i stosunkowo długi. Ciężki, ale nada się. Wrzucił go sobie na barki i powoli przyniósł, a w samym obozie przerąbał go na dwie części toporem który chwilę wcześniej jeszcze był rapierem.

Endymion zabrał się do gotowania. Nie miał wielu składników, ani opcji więc nikt nie liczył, że wyczaruje ucztę… ale przy odrobinie wysiłku i dużych umiejętnościach racje podróżne mogły stać się zauważalnie strawniejsze.

Rozpalone ognisko było niewielkie aby uniknąć jakiegokolwiek prowokowania gospodarzy, więc woda gotowała się długo, ale dało to orkowi czas aby pobawić się więcej składnikami, a cebulce na patelni powoli i ładnie się zarumienić. Trochę czosnku, przypraw… i niestety wiele więcej nie dało się zrobić, bo racje podróżne nigdy nie były przeznaczone aby cokolwiek z nich ukręcać ponad pełen brzuch.

Mimo tych niedogodności gdy Endymion zaserwował reszcie drużyny kolację (z szerokim uśmiechem na zębatej mordzie) było czuć różnicę.


Endymion rozłożył duży, sześcioosobowy namiot. Nie zaprosił nikogo do środka i, po ostatniej misji, drużyna wiedziała, że dodatkowe miejsce jest przeznaczone domyślnie dla Agamemnona gdyby tego nocna pogoda nie zadowalała. Kiedyś bydlak na siłę wepchnął się do jednoosobówki Endymiona gdy nocą lunął potężny deszcz. Oczywiście namiot tego nie przetrwał, a paladyn spędził męczącą noc przygnieciony gryfem i zerwanymi płótnami.
 
Arvelus jest teraz online  
Stary 21-06-2021, 00:33   #20
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
- Lepiej rozbić obóz w okolicy, skoro są tu elfy to pewnie potworów też mniej, może po prawej stronie? Rozpalimy ognisko i się ogrzejemy w nocy - Zaproponował kompanom Kargar, którego tyłek bolał już od jazdy. Z pobłażliwym uśmiechem przyjrzał się diablicy, która chichotała wcześniej czytając jakieś kupione od gnomich handlarzy romansidła oraz Gabrielowi, który w karczmie spędził noc z Deidre i chyba nie poświęcili całej nocy na sen... Oni też wydawali się być zmęczeni długą jazdą.

- Z ust mi to wyjąłeś - powiedział Gabriel. - Prócz tego ogniska. Wspomniane przez ciebie elfy mogą nie lubić ognia w lesie. Czy widziałeś gdzieś po drodze ślady ognisk?
- Przecież małe ognisko nie zrobi pożaru więc co ich to obchodzi… jak tak się przejmujesz to możesz się tych długouchych zapytać - westchnął tęgi wojownik.
- Boisz się, że zmarzniesz? A poza tym to ich las - odparł spokojnie Gabriel. - Jestem przekonany, że byłbyś zachwycony, gdyby ktoś sobie rozpalił ognisko w twoim ogródku? Bo ja nie.
- Nie przesadzaj Gabrielu.- rzuciła Amara - Jestem przekonana, że elfy korzystają z ognia we własnych osadach. Chyba, że sugerujesz, że jedzą mięsa na surowo i zimno. Mały ogień, otoczony kamieniami, aby się nie rozprzestrzenił powinien wystarczyć. Do tego ogień odgoni wszelkie stworzonka, które mogą polować w nocy.

-Nie, oczywiście że nie "boję się że zmarznę" - syknął Kargar zirytowany przytykiem Gabriela, czy on próbował sobie z niego kpić?
-Nocowałem już w gorszych warunkach, masz mnie za jakiegoś paniczyka?! Amara mówi rozsądnie, ogień przyda się chociaż do odstraszenia zwierząt, nie mówiąc już o podgrzaniu mięsiwa.

- Od przesadzania jest ogrodnik. - Gabriel mrugnął do mniszki, a potem uśmiechnął się szelmowsko. - A ty się nie unoś, Kargarze, bo nie ma o co. Na żartach się nie znasz? Chcecie rozpalić, to rozpalajcie.
Amara pokręciła oczami.
- Powinniśmy się jakoś podzielić pracą. Ktoś rozpali ogień i przygotuje jedzenie, ktoś rozłoży namioty.
- Są plemiona leśnych elfów które by miały nam za złe rozpalanie ognia - wszedł do rozmowy Endymion - uznają go za oznakę cywilizacji i symboliczne pożeranie lasu przez nią. Oczywiście jest mała szansa byśmy mieli aż takiego pecha, że to akurat tacy, ale jeśli rozpalimy ogień to postarajmy się aby rozpalić go z niewątpliwie martwych drzew. Mała upierdliwość by uniknąć potencjalnie groźnej i krwawej konfrontacji… ja zajmę się gotowaniem. Ostatnio znajoma opowiedziała mi ciekawy przepis który chciałbym wypróbować… - opowiedział Endymion z uśmiechem na orczej mordzie.

-Jakoś nie załapałem tego twojego żartu, lepiej próbuj z panienkami - Kargar wzruszył ramionami na słowa Gabriela, patrząc się na niego bez wyrazu.
-W takim razie pójdę rozłożyć namioty, proponuje też by jedna osoba trzymała straż. - Na mniszkę i tego ekscentrycznego paladyna spojrzał natomiast z aprobatą, doceniał ich praktyczne podejście no i nie szukali oni dziury w całym jak Wieszcz.

Gabriel odpłacił się wojakowi równie obojętnym spojrzenie, lecz wypowiedzi nie skomentował. Zamiast tego zajął się rozstawianiem swojego namiotu.

Deidre w tym czasie siedziała nieopodal na głazie i zaczytywała się w jednej z dwóch książek, które wcześniej zakupiła u Gnomów. Potencjalna ciemność nie przeszkadzała jej w niczym, ponieważ wokół niej lewitowały magiczne światełka, rozświetlając treść lektury. Co jakiś czas chichotała jak mała dziewczynka.

- Co takiego zabawnego przeczytałaś? - Spytał się Kargar kiedy przechodził obok przygotowując się do rozbicia namiotu. Dziecinne zachowanie diablicy stanowiło dziwny kontrast z jej wyglądem, pamiętał jednak co potrafiła zrobić swoją magią gdy walczyli z gnollami.

- Ja pozbieram drewno. Może uda mi się spotkać jednego elfa i wyjaśnić naszą sytuację. - Amara ruszyła w stronę lasu, szukając ułamanych gałęzi, suchych patyków i martwych drzew.
Zajęty namiotem Gabriel odprowadził mniszkę spojrzeniem, a potem wrócił do swego zajęcia, zastanawiając się, czy Deidre oderwie się od swej lektury i mu pomoże, czy przyjdzie na gotowe... być może pełna nowych pomysłów, zaczerpniętych z pochłanianej właśnie literatury.

Kiedy tylko Kargar pojawił się obok ze swoim pytaniem, Rogata zatrzasnęła czytaną książkę i spojrzała na niego, marszcząc brwi.
- I tak byś nie zrozumiał - odparła, wzruszyła ramionami i wpakowała książkę do plecaka. - Chociaż… Dam ci do przeczytania, jak już skończę. Może ci się spodoba?

- Wątpię, nigdy dużo nie czytałem, miałem inne problemy na głowie, ale mogę spróbować - Kargar wzruszył ramionami i z lekkim uśmiechem spojrzał się na Deidre. Ciekawe czy ona podobnie jak on spędziła większość dziecińśtwa martwiąc się czy jego rodzina będzie miała dzisiaj co jeść? Pewnie nie.
- Lepiej chyba samemu działać niż czytać wymyślone historie - dodał, zabierając się za przygotowanie obozowiska. Nie przyznał się, że właściwie to ledwo czytał.


Mrugnęła do niego okiem, a później odszukała wzrokiem Gabriela. Był nieopodal i wyglądał, jakby przymierzał się do rozłożenia namiotu. Ona sama takowego nie posiadała, a choć noc nie zapowiadała się szczególnie zimna, wolała mieć dach nad głową. I być może drugą osobę obok.

Deidre podeszła do Gabriela i oceniająco spojrzała na płachtę materiału leżącą na ziemi.
- Myślałam, że będziesz potrzebował pomocy przy rozstawianiu innego namiotu… - powiedziała niby to poważnie, ale długo nie potrafiła powstrzymywać parsknięcia. - Dobrze, powiedz mi, co mam zrobić?
- Czy rozkładałaś kiedyś namiot? - spytał Gabriel. - To bardzo proste... Od czasu do czasu przytrzymasz mi... linkę. Albo maszt. Dzięki temu... wszystko postawimy… - Spojrzał na nią z dwuznacznym uśmieszkiem, i nawet mrugnął.
Deidre wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
- No, to do dzieła.
Gabriel uśmiechnął się lekko.
- Na początek przytrzymaj ten koniec namiotu - powiedział.
Po chwili praca przy stawianiu namiotu szła pełną parą.
 
Lord Melkor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172