Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2021, 13:08   #999
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Loftus zaczął po raz kolejny tłumaczyć się komuś, kto nie bardzo miał ochotę tego słuchać. Ale przynajmniej nie marudził, nie skarżył się na niesprawiedliwość i nie zadawał pytań. Niemniej, choć był to dobry początek, w tym miejscu to nie wystarczało. Dlatego skierowany do kolejnego pomieszczenia, ledwie tam wszedł, został zaatakowany. Pytaniem. No, może nie "ledwie wszedł". Miał czas by się przyjrzeć ludziom, którzy na niego tam czekali. Dwóch. Jeden siedział na krześle, drugi stał obok, jak jakiś sekretarz i ochroniarz. Ale nie widać było, że był uniżonym sługą, emanował mocą.
- No, to jak postępy w sprawie? Jesteś w pracy już od rana i chciałbym się dowiedzieć co dziś zrobiłeś? Gotowy do złożenia raportu. Nie mów, że pół dnia zmarnowałeś na duperele? - zapytał ten siedzący. Loftus przez moment zastanawiał się, jaka to może być sprawa. Ale była tylko jedna o jaką mógł być pytany. Wissenland.


Roz popełniła ten sam błąd, który niedawno popełnił Gustaw. Powybierała sobie tylko te kwestie, na których to ona zyskiwała, zignorowała zaś te pytania, w których to ona musiała coś dać. Niczym rodzynki z ciasta. A takie zachowanie, zarówno przy stole, jak i w wywiadzie, jest bardzo źle widziane...


Galeb i Detlef ruszyli w miasto. Ruszyli zdobywać informacje, przelewać piwo, zostawiać różne rzeczy w depozycie. Tak jakby mieli prawo iść ulicami tego miasta z podniesionymi głowami, a nie przemykać chyłkiem niczym zdrajcy, którymi byli. Król Alrik i jego podwładni ostatnio nie byli zbytnio popularni w tych stronach, a oczekiwanie, że szyper zatai kogo i skąd wiózł... Zresztą, kto wie, może gdyby mu zapłacili za to, skłamałby portowym urzędnikom. Ale powiedzmy sobie szczerze - kim mogli być krasnoludzcy wojownicy przypływający z południa w takiej liczbie? Dwunastki wojowników nikt nie zaatakował wprost ale nie spoglądano na nich przyjaźnie. I na spojrzeniach się nie skończyło.
- Pieprzone krasnoludy! - było najłagodniejszą rzeczą, która poleciała w ich kierunku. Ślina jaką pluto pod nogi na ich widok najczęstszą. Końskie łajno, rzucone przez jakiegoś ulicznika było najbardziej "groźną".
Dotarłszy do khazadzkiej dzielnicy spostrzegli, że jej mieszkańcy są "pod bronią". Krasnoludy dobrze zdawały sobie sprawę, że tłuszcza nie zawsze rozróżnia kto skąd jest, a choć do pogromów zniechęcać można dobrym słowem, to łatwiej sukces osiągnąć dobrym słowem popartym dobrym toporem. Co ciekawe, choć tu nikt niczym nie rzucał, spojrzenia dawi nie były jakoś bardziej przyjazne.

Choć pewnie przyjąłby ich od razu, Starszy Yngwar Grumvaldsson był bardzo zajętym krasnoludem. A że spotkania zarówno Rady Miasta, jak i Zgromadzenia (ciała doradczego przy Elektorce, które, zważywszy na niechęć Emmanueli von Liebowitz, faktycznie administrowało prowincją) odbywały się teraz niemal codziennie, przekazano im, by przyszli wieczorem. I to raczej późnym, zebrania przeciągały się nawet do północy.

Kiedy załatwili sprawy związane z beczkami, butelkami, piwem, zbrojami i zakwaterowaniem, Detlef przypomniał, że muszą jeszcze zameldować się w garnizonie. Detlef miał rację. Honor tego wymagał. Nawet jeśli ich dowódca był "gaarem", to skoro już byli w armii, wypadałoby wykonywać rozkazy. A co ważniejsze - wreszcie się z niej zwolnić.
Przebranie się w "cywilne" ciuchy (to jest zdjęcie blach pancerza) pomogło wtopić się w tłum. Pod bramą garnizonu kłębił się tłum. Głównie kobiet. Matek, babć, sióstr, żon... Chciały wiedzieć co stało się z ich synami, mężami i braćmi. Wartownicy, delikatnie mówiąc, zmęczeni tym harmidrem, nie odpowiadali. Nieco zaskoczeni obecnością krasnoludów wpuścili ich i skierowali do komendantury. Tam, nie mniej zdziwiony podoficer w stopniu sierżanta sztabowego opierdolił zapowiadającego ich wojskowego pisarczyka, czego, kurwa, ci cywile, od niego, kurwa, chcą, zajęty, kurwa, jest, ale ostatecznie kazał ich, kurwa, wpuścić. I zapytał, czego, kurwa, chcą.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline